Jump to content
Dogomania

Recommended Posts

Posted

Mnie co do wspólnych porodów rozwalila opowieść koleżanki, że jej sąsiadka rodziła, mąż stał obok (nie wiem, czy nie opisywałam tego), Dziewczyna złapała i ścisnęła pierwsze, co weszło pod rękę, czyli... klejnoty ślubnego. I trzymała do końca porodu. Musiał mieć operację, ze szpitala wyszli razem. To mogło zryć psychę :D
Ja urabiam mojego, zeby ze mną rodził, bo się boję szpitali, poza tym jako współautor mógł by...

Posted

[quote name='Sybel'](...) Ja tam miałam ubaw, ale tak sobie pomyslałam, ze jeszcze kilkadziesiąt lat temu, szczególnie na wsiach, dziewczyny takie, jak ja, czyli "z bękartem" były właśnie tak traktowane.
Co tam, ze obie córki tej pani do świętych nie należą, to już drobiazg. Ręce opadły, jak już rozbawienie minęło i doszła właśnie taka refleksja, jakie to musiało byc bolesne - spotykać się z tym na każdym kroku.[/QUOTE]

Nie przejmuj sie babolem kochana ;)
Kiedys na wsi... ale teraz? teraz to chyba zależy głównie od oklicy i zamieszkujących ją ludzi.
Ja pochodze z bardzo małej, rolniczej wsi, zaszłam w ciążę w 3 LO, ( btw. mature zdałam w 7 m-cu ciąży. powinni ja zaliczyc Małemu :lol: ), i mieszkałam do samej matury w internacie w mieście, w którym sie uczyłam ( 40km od domu ).
Miasto spore - Płock. Do 5 miesiaca ciązy praktycznie nie mialam brzucha, wiec się maskowałam hip-hopowymi bluzami mojego męża ( wtedy chłopaka).
Chodziłam do renomowanego liceum, tam takie przypadki sie nie zdażają, a przynajmniej nie zdarzały :eviltong:
No i co... jak wracalam do domu na weekend to czułam się bardzo komfortowo pod względem psychiki - tutaj nie robi się z tego wielkiego "skandalu", mimo że wszyscy grzecznie co niedziele do kościółka chadzają. Każdy miło zagadnął, moja mama dumna, ze bedzie młoda babacią, mnie znajomi pocieszali, że bedę najmłodsza mamuśką na zebraniach w szkole itp. :eviltong:
A w miescie? Traumą było dla mnie każde wejście w progi szkoły. Okropnie sie czułam. Jak zdawałm mature to już oczywiście z duuużym brzuszkiem - nauczyciele, nawet Ci, ktorzy mnie lubili wczesniej ( dobrze sie uczyłam) byli raczej zgorszeni, a moje cudowna wychowawczyni skomentowała mnie tylko ( przy mojej matce ) , że "jestem skończona" :p
Potem, już po maturze, gdy jeździłam do Płocka do ginekologa, tez nie mogłam oderwać wzroku od chodnika... czułam te pogardliwe spojrzenia. Nie dość, ze młoda, to jeszcze drobna... nie wiem na ile ja lat mogłam wyglądać. :eviltong:
DOPIERO jak załozyłam obrączkę na palec - stanełam dumnie prostując głowe i juz dalej szłam radośnie bujając brzuszkiem. Ślub kościelny wzieliśmy bardziej "dla świętego spokoju" - dla mnie ta cała "religijność" mojej rodziny jest mocno na pokaz. zreszta... jak wiekszosci ludzi chodzacych do kościoła. No i można po cichu robic "co sie chce", ale oficjalnie trzeba slub miec kościelny, dziecko ochrzczone...bla bla bla :-?
Aczkolwiek sama świadomość, ze mam ten głupi pierścionek na palcu, że WIDAĆ, że jestem żoną i mamą,a nie "dzieckiem z dzieckiem" bardzo dużo dla mnie znaczyła.:roll:

[quote name='magdabroy'] Otóż dla mojego teścia przez 7 lat nie byłam jego synową. Dlaczego? Dlatego, że mieliśmy ślub cywilny, a on jako praktykujący katolik, nie mógł się zgodzić z tym, że jego syn żyje z kobietą bez ślubu kościelnego. Byłam traktowana jak powietrze. Wzieliśmy kościelny wtedy, kiedy my tego chcialiśmy, a nie on. Teraz role się odwróciły i ja jego traktuje jak powietrze.[/QUOTE]

Burak. :mad:
ja się niedawno dowiedziałam, że moja tesciowa początkowo nagabywała męża ( przed slubem, jak mnie poznała), żeby ze mnie zrezygnował :eviltong:
No ale teraz jest ok. "OK" - bo nie widujemy się zbyt czesto :p

[quote name='Sybel'] No ale znam to uczucie, choć chyba wolała bym, zeby mnie ignorowała, niż wciągała w dyskusje religijne.[/QUOTE]

A propos dyskusji religijnych - odnosze wrażenie, że ludzie im sa starsi, tym bardziej zdaja sobie sprawę, że sa coraz bliżsi śmierci i chyba ta swoja pseudo religijnością próbuja zadoścuczynić swoje wybryki młodości. I im bardziej nawywijali, tym dłużej teraz przesiaduja w kościele. :razz:
Choć niekoniecznie zawsze tak jest... moja matka jakąś łobuziara nie była, z tego co się zorientowalam, a strasznie mi dewocieje na starość :shake:


[QUOTE]
OMG, jak mi się nudzi. Najgorsze, ze od 11 zabieram się za odkurzanie i od razu dostaję "paraliżu" rąk, bo tak mi się nie chce odkurzać. Argh... No nic, chyba pora najwyższa, bo zaraz trzeba bedzie śmierdziele wyprowadzić na spacer :)[/QUOTE]

Ja pod koniec ciąży miałam taka fazę na sprzątanie... chyba " syndrom wicia gniazda" mi się załączył wtedy. Sprzątałam na okrągło, jak szalona. A i tak urodziłam 11 dni po terminie :eviltong:

[quote name='magdabroy'] Za to z teściową mam dobry kontakt i to mi w zupełności wystarcza :)
[/QUOTE]


ooo... to gratuluję :cool3:

[QUOTE]Pytałam wczoraj moją panią doktor o basen i mogę spokojnie chodzić :multi:[/QUOTE]

Basen fajna sprawa. Ja w sumie pierwsze 4 miesiace pływalam. Ale wiesz co... uważaj, bo w ciązy kobiety maja większa podatnośc na infekcje dróg rodnych, a na basenach bardzo łatwo cos złapać. ja niestety leczyłam sie 3 miesiace w ciazy. Maskara . I czuję, ze to było po basenie właśnie. :roll:

Posted

[quote name='engelina_88']Mnie też drażni taka ciemnota wśród ludzi, zwłaszcza jeśli chodzi o zwierzęta. O tu nie mam na myśli tylko ludzi starszych, choć pewnie w przewadze. Koty miałam wyrzucić na dwór, pies nagle zaczął śmierdzieć, dookoła kołyski i wszelkich dziecięcych akcesoriów to najlepiej mur zbudować, żeby czasem żaden sierść nie podszedł. A jak podejdzie to na pewno od razu zagryzie, zadrapie, zarazi... A najlepszy tekst moja siostra usłyszała: " koty trzeba oddać, bo jak się zapatrzysz na któregoś, to dziecko potem do kota podobne będzie" :-o [/QUOTE]
haha...tez to słyszałam :cool3: Mnie przestrzegali przed patrzeniem w ciązy na moja "Brzydulinę" - stara boksereczkę. Haha...smiałam się, ze przecież "Sarunia jest piekna, więc w czym rzecz?" :diabloti:
A syn jej jednak nie przypomina, bo wyglada tak: [IMG]https://lh5.googleusercontent.com/-U3P18Gg5XKA/Txn6VrNBSCI/AAAAAAAAE5w/-eRj75Wumdk/s640/102_9786.jpg[/IMG] :cool3:

[QUOTE]Moja teściowa tylko się dziwi, że tak często chodzę do gina (co 4 tyg), skoro ona mogła iść dopiero w 6 m-cu, albo i wcale i urodziła czwórkę zdrowych dzieci, ale za każdym razem po wizycie dzwoni i wypytuje co tam, jak tam :) [/QUOTE]

taaa..skąd ja to znam! Kocham to po prostu w swojej teściowej :p Ona tez co chwilę mi wytyka, ze ona tego i smiego nie miała i było ok. :razz:

[QUOTE]Nie popiera trzymania psa, czy kota w domu, [/QUOTE]

O matko... u mnie to były cyrki. Ja zwierzyny tez mam w domu - wiec od razu nagabywanie, żebym sie pozbyła. :razz: szczególnie przerażała wszystkich mysl, ze pod jednym dachem bedzie Maluch i mój "morderca" - suka bokserka. :cool3:
Moja matka, po powrocie ze szpitala wrzeszczała na bidule za każdym razem jak sunia spojrzała na Antosia. "Ona patrzy się na niego jak na kurczaka!" :diabloti:
Nawet poczatkowo sama dałam sie na to nakrecic. Ale oczywiście sunia teraz chodzi, wącha delikatnie maluszka, delikatnego buziaczka da i tyle. To kochana sunia. :p

A dodam, ze ku zgrozie i przerażeniu innych, ja - kobieta z 5 miesięcznym dzieckiem za dwa miesiace stane się posiadaczka kolejnej bokserki ! :evil_lol::evil_lol::evil_lol:
Ale się ciesze. Bedę miała już "parkę" :diabloti: Bo syna już mam...:eviltong:

Posted

Patisa, Ty masz tez dalmatyńczyka, prawda? Akurat boksio i dalmat to taki mój wymarzony dream team, jak już będę na swoim :) Chyba, ze coś innego znajdę...

Moja przyszła teściowa akurat wiecznie szukała swojej drogi, próbowała Amway, jogę, różne cuda, ale na razie zakotwiczyła się u adwentystów, już ponad 5 lat tam jest. No i teraz jest spoko, ale na początku wykłady o kulcie maryjnym, o świętych, o obchodzeniu świąt - że skoro ja niewierząca, to dlaczego obchodzę. Ja zawsze odpowiadałam, ze dla higieny psychicznej, bo święta są po prostu człowiekowi potrzebne do przerwania rutyny w życiu.
My bierzemy ślub cywilny, między innymi z powodu zbyt intensywnego nawracania. Dziecko nie będzie chrzczone, jak podrośnie, nauczymy o różnych religiach i sam podejmie decyzję. Nie zamierzamy do niczego nakłaniać, choć mój ojciec stwierdził, ze przez brak chrztu nasze dziecko będzie płakać, cierpieć i będzie wyszydzane. Nie sądzę, bo coraz więcej jest takich dzieci. Poza tym będzie miał wsparcie w nas.


Ja mam teraz grzyba po antybiotyku, a właśnie się dowiedziałam, ze moja pani doktor, do której miałam iść w sobotę, jest chora i wizytę mam za tydzień w czwartek. Do tego czasu zwariuję, a nie mam opcji wcześniej iść

Posted

[quote name='Patisa']Basen fajna sprawa. Ja w sumie pierwsze 4 miesiace pływalam. Ale wiesz co... uważaj, bo w ciązy kobiety maja większa podatnośc na infekcje dróg rodnych, a na basenach bardzo łatwo cos złapać. ja niestety leczyłam sie 3 miesiace w ciazy. Maskara . I czuję, ze to było po basenie właśnie. :roll:[/QUOTE]

Pani doktor powiedziała, że jak coś złapie, to sobie z tym poradzimy ;)

[quote name='Patisa']O matko... u mnie to były cyrki. Ja zwierzyny tez mam w domu - wiec od razu nagabywanie, żebym sie pozbyła. :razz: szczególnie przerażała wszystkich mysl, ze pod jednym dachem bedzie Maluch i mój "morderca" - suka bokserka. :cool3:
Moja matka, po powrocie ze szpitala wrzeszczała na bidule za każdym razem jak sunia spojrzała na Antosia. "Ona patrzy się na niego jak na kurczaka!" :diabloti:
Nawet poczatkowo sama dałam sie na to nakrecic. Ale oczywiście sunia teraz chodzi, wącha delikatnie maluszka, delikatnego buziaczka da i tyle. To kochana sunia. :p

A dodam, ze ku zgrozie i przerażeniu innych, ja - kobieta z 5 miesięcznym dzieckiem za dwa miesiace stane się posiadaczka kolejnej bokserki ! :evil_lol::evil_lol::evil_lol:
Ale się ciesze. Bedę miała już "parkę" :diabloti: Bo syna już mam...:eviltong:[/QUOTE]

Ja teraz w niedzielę po raz kolejny nasłuchałam się od koleżanki, że sierść, że ślina, że pazury... Już mi się nie chce przez kogoś denerwować, nie warto :shake: Przytakiwałam tylko, a i tak zrobię co ja uważam za dobre dla mojego dziecka ;)

No to będziesz miała wesoło z kolejnym bokserkiem :loveu: A jakiś szczylek czy dorosły?

Posted

[quote name='Sybel']Patisa, Ty masz tez dalmatyńczyka, prawda? Akurat boksio i dalmat to taki mój wymarzony dream team, jak już będę na swoim :) Chyba, ze coś innego znajdę...[/quote]
No mam oba dryblasy:cool3: Dalmata z papierami bokserkę bez. Ale mówie...czekam na swoja pierwsza rodowodową boksie.
Z bokserami moja przygoda zaczęła sie przypadkiem i już na pewno ze mna zostana na zawsze. O dalmatynczyku z kolei marzyłam "od obejrzenia filmu Disneya" :cool3:
Mój dalmat jest naprawde piekny, moim zdaniem dużo lepszy niż te, które aktualnie wsytawiane sa na polskich ringach. jednak w tym roku został wykastrowany.
Troche tego żałuje, szczególnie, ze teraz juz wiem, że i tak bede wystawiac psy 9 bokserkę), ale na tamta chwile zżarła mnie presja społeczeństwa ( w ciązy miałam strasznie truta głowe... ). Jedno co Ci mogę napisac o polskich dalmatyńczykach - że na dzień dzisiejszy to o ile uda Ci się upolowac ładnego eksterierowo, to niestety bardzo prawdopodobne jest, ze będzie to pies bojaźliwy. Nie wiem... czy to jest możliwe, żeby hodowcy nie socjalizowali szczeniat? czy to jets już po prostu wada polskich psów? Ale fakt jest, ze sa bojaźliwe i to bardzo. Dalmatynczyk ogólnie powinien trzymac dystans w stosunku do obcych ludzi, ale nie może okazywac lęku. A już na pewno nie takiego! jak byłam ze swoim na wystawie to spotkałam samca championa BATOREGO z Chrustów - ładny pies, o zrównowazonej psychice, zdystansowany i spokojny. taki powinien byc dalmat. Natomiast obie suczki przezywały traume z powodu obecnosci na ringu. Wygrała jedna z nich, ta mniej bojaźliwa. Bo ta druga ze strachu wyrwała sie wystawcy i zwiała z ringu. :shake:
Mój tez ma z tym problemy, ale to z kolei z racji tego, ze pochodziz paskudnej hodowli, ktora na szczęście już nie hoduje dalmatów. :mad: Troche skorygowałam jego lęki, ale niestety takich strat ( przybył do mnie w wieku 6 m-cy ) nie da sie wyplenic w 100% :-(
Za to jest niesamowicie kochanym i przywiązanym psem. A jako pies obronny sprawdza sie lepiej niż moja bokserka :cool3: Bo ona sie garnie do ludzi.
Choć... własciwie "spełniałby sie lepiej, gdyby nie to, ze ludzie bardziej sie boja Sary ( wygląd) niż jego " jaki ładny dalmatyńczyk! " :razz: Niestety czesto musza sie sami na sobie przekonać, że jest odwrotnie niż im sie wydaje ( aczkolwiek nigdy nikogo nie pogryzł ;) ).

Sama nie wiem czy bedzie mi dane hodowac dalmaty. Na chwilę obecna hodowla jest bardzo hobbystyczna - poniewaz nie są to drogie psy, a do tego sa mało popularne ( w odróżnieniu od pseudo dalmatów, których jest zatrzęsienie :shake: ).
Z kolei jednak wiem, że nie przezyję, jesli będę ogladac je tylko an cudzych smyczach. Sa niesamowicie efektowne - przepiekne! Kocham fotografowac mojego Froda na spacerach, wygląda niebywale! :loveu:
jakbys kiedys chciała o dalmatach pogadac szczegółowiej, to wal na priv ;)

J[QUOTE]a zawsze odpowiadałam, ze dla higieny psychicznej, bo święta są po prostu człowiekowi potrzebne do przerwania rutyny w życiu.
My bierzemy ślub cywilny, między innymi z powodu zbyt intensywnego nawracania. Dziecko nie będzie chrzczone, jak podrośnie, nauczymy o różnych religiach i sam podejmie decyzję. Nie zamierzamy do niczego nakłaniać, choć mój ojciec stwierdził, ze przez brak chrztu nasze dziecko będzie płakać, cierpieć i będzie wyszydzane. Nie sądzę, bo coraz więcej jest takich dzieci. Poza tym będzie miał wsparcie w nas. [/QUOTE]

O matko... ja tez bym wzięła tylko cywilny, gdyby nie sytuacja w jakiej byłam. wszystko za bardzo mnie przygniotło, czułam sie "winna" , ze jestemw ciązy i zgadzałam sie na wszystko. No ale cóż...zasadniczo nie żałuję, bo zawsze marzyłam o pieknych zdjęciach slubnych - no i je mam. :p
O chrzcinach tez sporo myslelismy... na pewno nie będe nigdy zmuszac mojego syna do jakiejkolwiek wiary. jego wybór.
Poczatkowo mieliśmy nie chrzcic, ale ostatecznie przeanalizowałam to tak - żyjemy w katolickim kraju, gdzie ludzie, mimo że w 98% nie wierzą, to obchodza świeta i chodza do kościoła dla samego "potrzymania tradycji". I oczywiscie hipokryci patrzą bardzo krzywo na dzieci nieochrzczone. uswiadomiłam to sobie widząc bulwers mojej kuzynki, dośc lekkich obyczajów, ktora na wieśc o zamiarze nie chrzczenia była w wiekim szoku " ale jak to NIE CHRZCIĆ?!"
Cos a 'la " a co ludzie powiedzą":lol:

Wprawdzie samo " co ludzie powiedzą" mało mnie interesuje, ale pomyslałam o tym tak, że w zasadzie każde dziecko w tym kraju czeka na komunię. Poza tym, dzieci nie lubią "inności" i bardzo ja piętnują. Nie chciałabym, aby jakies durne bachory zaczepiały moje dziecko z tego powodu. Potem, jak już dziecko ma te naście lat i przychodzi decyzja bierzmowania - wielu z nich zaczyna byc na tyle świadomych, że nie chce tego. Ale wtedy zazwyczaj decyduje presja rodziny.
Stwierdziłam, że małego ochrzczę ( jak dam rade psychicznie z tymi darmozjadami w sutannach :p ), do komunii poślę... a dalej - jego wola. :p

Myślę, że to chyba "najbezpieczniejsza" z opcji. :p

[QUOTE]Ja mam teraz grzyba po antybiotyku, a właśnie się dowiedziałam, ze moja pani doktor, do której miałam iść w sobotę, jest chora i wizytę mam za tydzień w czwartek. Do tego czasu zwariuję, a nie mam opcji wcześniej iść[/QUOTE]
A masz do niej numer? Może zadzwoń do niej? Jesli nie masz problemów z ciążą i wszystko jest ok - mi przepisała clotrimazol w tabletkach dopochwowych. Pieka jak jasna cholera, stosowałam je 2 tyg :/ z przerwami. ale w koncu pomogły.
Spytaj ją czy możesz sobie kupić . W aptece raz płaciłam 1,50zł raz 3zł, ale nie wiecej ;)

mnie ona mi zapisała ten środek raz, ale potem miałam szybki nawrót problemu, wiec poszlam sobie sama wykupiłam druga paczke i po tygodniowej przerwie ( w ktorej nastapil wlasnie nawrot) zaczelam znowu kuracje - na szczescie po drugim opakowaniu poskutkowało.
teraz mam w szafce " na wszelki wypadek".
czytałam w ogóle, ze kobiety czesto 'profilaktycznie" smaruja sie po basenie maścią clotimazolum. Ale wiesz...w ciąży wszystko jest dobrze konsultowac z lekarzem prowadzącym.
Raz, bo przecież o zdrowie maluszka tu chodzi,a dwa - jeszcze nam lekarz focha strzeli, że robimy cos za jego plecami :eviltong:

Posted

[quote name='magdabroy']Pani doktor powiedziała, że jak coś złapie, to sobie z tym poradzimy ;)[/QUOTE]
Tez tak uważam, a pływanie dobrze wpływa na kondycję i jest najłatwiejsze dla cięzarnej ( i najbezpieczniejsze), a przeciez przy rodzeniu najwazniejsza jest kondycja...:cool3:



[QUOTE]Ja teraz w niedzielę po raz kolejny nasłuchałam się od koleżanki, że sierść, że ślina, że pazury... Już mi się nie chce przez kogoś denerwować, nie warto :shake: Przytakiwałam tylko, a i tak zrobię co ja uważam za dobre dla mojego dziecka ;)

No to będziesz miała wesoło z kolejnym bokserkiem :loveu: A jakiś szczylek czy dorosły?[/QUOTE]


Moja matka sie z tym godzi powoli. Tłumacze jej, ze slina psa ma najwiecej substancji bakteriobójczych i zasadniczo jak smoczek upadnie to powinnam nie lizac go sama tylko dac ktoremuś z psów do polizania :evil_lol:
Ale tego nie robie... jak sie napatrze jak liżą sobie genitalia to jakos mi nie w smak :lol:

Szczenior :cool3: Chce dzieciatko. upatrzyłam sobie zajebistą linię :cool3: i chce miec sunię :p Zreszta, mam zajawke na zrobienie trenera psów, wiec bede miała fajny obiekt doświadczalny ( kolejny):lol: No i chcę przejśc wystawy "od klasy baby" :lol:
A tak po prawdzie - sa słooooodkie :loveu::loveu::loveu:
;)

[quote name='Sybel']Mnie co do wspólnych porodów rozwalila opowieść koleżanki, że jej sąsiadka rodziła, mąż stał obok (nie wiem, czy nie opisywałam tego), Dziewczyna złapała i ścisnęła pierwsze, co weszło pod rękę, czyli... klejnoty ślubnego. I trzymała do końca porodu. Musiał mieć operację, ze szpitala wyszli razem. To mogło zryć psychę :D
Ja urabiam mojego, zeby ze mną rodził, bo się boję szpitali, poza tym jako współautor mógł by...[/QUOTE]

OMG! :crazyeye:
Kurde, wiecie co? Ja to jak rodziłam to az sama się dziwiłam, że ani nie wydzieram ryja jak to w amerykańskich filmach jets pokazane, ani własnie nie ściskam czegos nie wiadomo jak mocno. Po prostu "cięzka praca" i tyle.
jedyny napad "niszczycielski" miałam, jak usiadłam na fotelu i złapał mnie skurcz...Boże... myslałam, ze go zebami bede gryźć tak bolało! Do konca porodu potem chodziłam podczas każdego skurczu, jak mnie łapało to tylko przytrzymywałam sie jakiegos blatu albo parapetu, zeby nie fiknąć i było o wiele wiele lżej. Przynajmniej dla mnie, bo ponoć każda kobieta ma inaczej.

W ogóle mówie... same parcie wspominam bardzo dobrze - jesliby wyłączyc to bolesne nacięcie. oczywiście "bolesne" na moje życzenie. naczytałam sie na forach jak to kobitki nawet nie czuły jak je nacinano, bo połozna zrobiła to w skurczu. Więc sie nastawiłam,z e to absolutnie nie boli. :cool3:
No i jak już siedziałam an tym fotelu to w głowie miałam tylko jedno " ŻEBY JUŻ BYŁO PO WSZYSTKIM!!!" No i jak już główka czesciowo wyszła, połozna mówi " główka wyszła do 1/3 i dalej cos nie chce iśc, ale postaramy sie uniknąć naciecia wiec probuj dalej. Ja raz probuje...i czuje że fiasko. Kazała walczyc dalej, ale miałam tak dość, ze mówie jej " Jeśli Pani uważa, że nalezy naciąć to proszę to zrobić. Wole miec naciecie niż popekać" No to ona łapie jakiś tam skalpelik czy coś , smaruje mnie czymś na odkażenie (chyba) i mowi " daj znać jak bedzie skurcz. jak cię natne w skurczu to nic nie poczujesz".
No i fajnie... czekam czekam... skurcz przyszedł, ale tak słaby, ze ledwo wyczuwalny w dodatku zaraz odszedł. No i jej mówie że ówniany był. To ona kazała mi czekac dalej.
No i tu, moja wielka mądrość wzieła górę - mówie na pewniaka - "Pani tnie teraz!"

Boże...okropne. mam traume tylko do nacięć, mam nadzieje, ze przy drugim porodzie nie bedzie trzeba go robić.

A w ogole moment jak dzidzia się rodzi...matko, jaki cudowny ! No najpiekniejsza chwila w moim zyciu! jak mi te jajeczka malutkie zaświeciły przed oczami, ma,lo sie nie rozryczałam. Do tego jest tak super, ze jak tylko dziecko sie urodzi nagle ustaja wszelkie bóle, normalnie jakbys nie rodziła. Fantastyczne :loveu:

Z tym, ze oczywiscie za chwilę patrze na swoje ciało - z brzucha został flak obrzydliwy, wszystkie mieśnie skacza mi jak oszalełe i nie moge tego powstrzymać ( z wycienczenia). No ale Bobasek jest najwieksza nagrodą.

Pamietam że tylko krzyczałam z radości " Boże...jaki on cudowny! jaki śliczny! " :lol:

Nie wspominam porodu źle. Ale sądze, ze do w bardzo dużej mierze zasługo mojej połoznej. Zadbała o wszystko i cały zcas przy mnie była. A na koniec sciagneła lekarza, który najładniej zszywa i teraz nawet nie mam sladu po nacięciu:p

Posted

Ja miałam dalmata, znalezionego, wspaniały pies, ale właśnie ofiara pseudo. Ludzie, jak ja tego wariata kochałam... Był najpierw bardzo agresywny, zaborczy, niewyżyty, więc stracił jaja, wychowanie go było zaś bardzo konsekwentne i dość mocną ręką - nie wolno i koniec itd. Efekt był taki, ze pies stał się wspaniałym towarzyszem. No ale miał 5 lat i umarł, nie wiem, co to było - zatrucie, skręt kiszek, czy inne świństwo. Długo o niego walczyliśmy, ale wet nie wiedział, nie wiedział, a pies gasł - i zgasł. To było 5 lat temu, a ja do tej pory za nim tęsknię. W ruchu był piękny, mówiłyśmy o nim "nasz mały konik". Był ciut za wysoki jak na dalmata, jakieś 3-4 cm więcej miał, był dosyć dobrze umięśniony, ale bardzo harmonijny, miał ładny łeb z solidnymi faflami - podobny do Twojego Froda, tylko był bardziej łaciaty.

Co do chrztów - nie mam do nich przekonania po tym, jak dobry przyjaciel mojego TZ poprosił go o bycie ojcem chrzestnym mówiąc "a, załatwiliśmy niedrogo ślub kościelny, teraz machniemy cichy chrzest, moze to pomoze, bo mały chorowity". No odechciało mi się. Zresztą mam w rodzinie ateistów, adwentystów, świadków jehowy, muzułmanów i fizyka :P Co wybrać, skoro sama w kościele byłam wieki temu i nie jestem w stanie zdzierżyć tam, chyba, ze zwiedzam jakiś ładny stary kościół jako obiekt architektoniczny, a nie sakralny.

Do pani doktor nie mam telefonu. Na razie jem jogurty i zastanawiam się, czy nie użyć maści clotrimazolum, zeby złagodzić świąd. Ja po mamie mam wiecznie grzyby :| Takie uroki dziedziczenia skłonności :)

Posted

[B]Patisa [/B]tak napisałaś o tym porodzie, że trochę się przestałam bać ;) A akurat w weekend mój mąż pytał mnie czy się boję. No i się boję, ale po Twoim poście troszkę mi ulżyło :) Choć to jeszcze kilka miesięcy przede mną, więc... Mnie tylko w tym całym porodzie martwi to, że póki co mój mąż nie chce być przy porodzie :-( A ja nie chcę go tam na siłę ciągnąć :shake: Także na tą chwilę szykuję się na samotny poród :placz: Bratowa zaoferował, że może przylecieć 2 tyg. przed terminem i będzie mi towarzyszyć przy porodzie, ale nie chcę jej fatygować 1000km. Nie wiem co robić :niewiem:

Posted

Magda, jeżeli TZ nie da się przekonać, a masz możliwość, że ktoś chce Ci towarzyszyć, to skorzystaj. Ja za chiny nie chciała bym być wtedy sama. Mój Sebastian był przy obu porodach. Pomógł mi ogromnie. Prxzy pierwszym dosłownie, bo nie mogłam się na tym fotelu zmieścić i zapierałam się o niego i położna :-) Przy drugim powykręcałam mu palce, że nie mógł później łyżeczki utrzymać ;-) Kiedy stwierdziłam, że nienawidzę położnej i nie będę jej słuchać to on mi mówił co mam robić, oddychał ze mną i po prostu był. Przecinał pępowiny i pierwszy trzymał nasze dzieci :-) Niezwykłe chwile :-)

Posted

[B]Bira [/B]tylko, że moja bratowa ma dwoje dzieci. Wiem, że by przyleciała gdybym tylko poprosiła. Była też przy porodzie jak rodziła jej przyjaciółka, więc dla niej to żadna nowość :D Mnie bardziej martwi to, co zrobi z dzieciakami, bo wspominała, że zabrałaby tylko Emilkę (ma roczek), a Tymuś (6 lat) zostałby z tatą. Ale nie można zakładać, że poród odbędzie się w terminie i może być u mnie nawet kilka tygodni, a mój brat pracuje w takich godzinach, że nie wiem czy dałby radę zawozić, odbierać z przedszkola i opieką syna przez kilka tygodnii.
Narazie, znając mojego męża może jeszcze zmienić zdanie ;) Muszę z nim poważnie porozmawiać, żeby się określił czy naprawde nie zmieni zdania i mam sobie szukać kogoś na zastępstwo ;)

Posted

Jeśli chodzi o chrzest to niestety moje dziecko będzie najprawdopodobniej ochrzczone... Piszę niestety, bo gdyby ta decyzja należała tylko do mnie, to nie ochrzciłabym dziecka i robiłabym wszystko, aby nie czuło się przez to gorsze od innych. Zwłaszcza, że co raz więcej znam dzieci, które do chrztu nie przystąpią. Jestem przeciwna, szczególnie że widziałam co działo się przy chrzcie siostrzeńca mojego męża. Jego rodzice mieli ogromny problem z załatwieniem chrztu. Oczywiście problem zostałby szybko rozwiązany gdyby zgodzili się położyć 5000 zł za usługę. Żeby nie wchodzić za głęboko w dyskusję, nie zapytam za co do cholery tyle pieniędzy...
No ale cóż... przyznaję, ze dziecko będzie ochrzczone tylko ze względu na mamę Arka. Jak już pisałam, ona jest praktykującą katoliczką, w dodatku kobietą, do której oboje mamy duży szacunek i wiem jak bardzo by ją to zabolało gdyby miała nieochrzczonego wnuka. Mnie korona z głowy nie spadnie, jak mimo swoich przekonań dostosuję się do większości... Przeżyję ;)

A co do porodu, to dopiero uświadomiłam sobie, że nie doceniam w ogóle u Arka tego, że chce być przy mnie- mało który facet decyduje się na obecność przy porodzie z własnej woli. Szczerze mówiąc, mi było to obojętne, powiedziałam, że jak będzie chciał, to będzie mi lżej, ale jak nie to nie będę go namawiać. Dla kobiet jednak jest to chyba bardziej naturalna sprawa, dla faceta to może faktycznie okazać się nie do przejścia. Trzymam jednak kciuki, zeby Wasi faceci się przekonali i byli przy Was- myślę, że ja dzięki temu właśnie nie boję sie porodu i czekam z niecierpliwością :) No chyba, ze mi przejdzie za miesiąc i wpadnę w panikę ;)

Posted

[quote name='engelina_88']A co do porodu, to dopiero uświadomiłam sobie, że nie doceniam w ogóle u Arka tego, że chce być przy mnie- mało który facet decyduje się na obecność przy porodzie z własnej woli. Szczerze mówiąc, mi było to obojętne, powiedziałam, że jak będzie chciał, to będzie mi lżej, ale jak nie to nie będę go namawiać. Dla kobiet jednak jest to chyba bardziej naturalna sprawa, dla faceta to może faktycznie okazać się nie do przejścia. Trzymam jednak kciuki, zeby Wasi faceci się przekonali i byli przy Was- myślę, że ja dzięki temu właśnie nie boję sie porodu i czekam z niecierpliwością :) No chyba, ze mi przejdzie za miesiąc i wpadnę w panikę ;)[/QUOTE]

Mam 3 braci i łącznie od nich 1 bratanka i 3 bratanice :loveu: Przy wszystkich tych porodach byli ojcowie dzieci, więc moi bracia podnoszą statystyki porodów rodzinnych :D:D:D Mój mąż potrafi zmienić zdanie w bardzo ważnej sprawie w ciągu doby, więc ciąglę licz, że będzie tam ze mną :)

Co do chrztu, to pomimo tego, że moi rodzice mieli tylko cywilny, to wychowali nas na katolików. Nie jestem nawiedzona pod tym względem, nie chodzę do kościoła itp. Ale jakoś psychicznie lepiej się czuję z myślą, że moje dziecko ochrzczę. A w przyszłości może zrobić co zechce, nie musi biegać do kościoła co tydzień ;)

Posted

U nas znajomi i rodzina też podnoszą statystyki :-)
Wszyscy znajomi byli przy porodach swoich dzieci. Jakoś nie mogę skojarzyć nikogo, kto by nie był... W rodzinie jeden kuzyn się wyłamał, bo w ich szpitalu nie było możliwości rodzić z żoną. Pewnie dlatego mój TZ nawet nie brał innej opcji pod uwagę ;-)

Posted

Dla mnie to dziwne, że mąż nie chce być przy porodzie.. Jak dla mnie to trochę samolubne podejście. To jest tak traumatyczne przeżycie dla kobiety (przynajmniej dla mnie było), że uważam, że najbliższa osoba powinna jednak schować do kieszeni swoje odczucia i być tam. Nie rozumiem takich mężczyzn. Na szczęście mój mąż od początku pragnął być przy narodzinach swojego pierwszego i jedynego dziecka i tyle co on mi pomógł nie pomógł mi nikt. Wręcz ja nie chciałam by mnie widział w tak krępującej i paskudnej sytuacji, dopiero gdy mnie wzięły bóle zrobiło mi się wszystko jedno i pozwoliłam by był. Mąż zna swoją żonę najlepiej, mój mąż był jak cerber, przeganiał "gapiów" (a dwóch ginów sobie przyszło popatrzeć kto tak ryjka drze - bo ja darłam na cały szpital, przynosiło mi to ogromną ulgę i dzięki temu też urodziłam tak szybko). Nikt jak mąż nie rozumie mnie bez słów, wystarczyło, że spojrzałam na niego raz, a on wiedział, że teraz ma np. masować, albo że ma przestać masować. Uważam, że dzięki niemu oraz mojemu nieskrępowaniu na sali porodowej, nieprzejmowaniu się co kto o mnie powie, całkowitej koncentracji tylko na sobie i porodzie urodziłam w miarę sprawnie. Także uważam, że to czy chce być przy porodzie to jest niezły sprawdzian na to jak zaangażowany w związek jest facet.

Posted

[quote name='Patisa']Szczenior :cool3: Chce dzieciatko. upatrzyłam sobie zajebistą linię :cool3: i chce miec sunię :p Zreszta, mam zajawke na zrobienie trenera psów, wiec bede miała fajny obiekt doświadczalny[/QUOTE]
A ja tak mniej dzieciowo - a ktora linie??? A jesli chodzi o trenera, to po asystenturze w ZKWP?

Posted

[quote name='Rodzice Maciusia :)']Także uważam, że to czy chce być przy porodzie to jest niezły sprawdzian na to jak zaangażowany w związek jest facet.[/QUOTE]
Częściowo się zgodzę, ale z drugiej strony mam przed oczami mojego szwagra- świetny facet, bardzo go lubię i cieszę się, że tarfili na siebie akurat z moją siostrą. Jest zaangażowany w związek, pomaga jej we wszystkim, jednak nie chce być przy porodzie i już. Nie wiem czemu, może się boi po prostu, ma prawo. Moja siostra podchodzi do tematu tak jak ja- jeśli nie chce, to nic na siłę. To wyjątkowa sytuacja i nie każdy facet da sobie z tym radę. Swoją drogą, gdyby mój facet miał potem mówić, tak jak tamtem mądruś, że "zryło mu to psychę" to już wolę, żeby czekał na korytarzu, albo w domu.
Moja szwagierka z kolei, w trakcie drugiego porodu poprosiła swojego męża, żeby wyszedł- do końca towarzyszył jej tylko personel i dopiero wtedy mogła się skoncentrować.

Baja warczy na koty. Wczoraj przyniosłam od teściowej stertę dziecięcych ubranek, dziś je układałam w komodzie, która już dawno ma dziecięce przeznaczenie, Kocica wskoczyła do szuflady, została obwarczana przez psa i natychmiast stamtąd wygoniona. Jak zbliżał się kocur, to już w ogóle nie pozwoliła mu podejść. Jak to wytłumaczyć? Niepokoję się trochę...

Posted

Ja po prostu wiem, jak panicznie mój TZ się boi lekarzy, igieł, krwi. Niby twardy i tak dalej, ale nie wiem, czy podoła. Ja wiem, na co się piszę, ale nie wiem, czy on po prostu nie zemdleje, czy coś. Wiem, jak u weterynarza to wygląda. Nawet jak szczur dostawał zastrzyki, to ja trzymałam gryzonia, a TZ stał tyłem. Jest super facetem, jest bardzo odpowiedzialny, pomocny, ale po prostu ma taką, a nie inną słabość. Zobaczymy, jak to będzie wyglądało, jak brzuszek urośnie, jak zacznie być wyraźnie czuć ruchy. Na USG ze mną chodzi, bardzo się interesuje każdym wynikiem badania, pilnuje mi witamin, ale sam poród... Na razie czarno to widzę. No, zobaczymy, co czas przyniesie. Zresztą nie wiem, czy nie będzie mnie wkurzało, jak on będzie mi mówił, co mam robić - w dobrej wierze, ale jak on mi się w jakiejkolwiek kwestii zaczyna mądrować, to mnie krew zalewa, więc kto wie...

Posted

A ja znow niedzieciowo. Szukam jakiejs psiej (najlepiej) OPP - ale takiej malej, gdzie bid wiele a kasy malo. Wiem, ze wszedzie malo, ale sa bogatsze i biedniejsze ;) Moze i z mojego podatku nie za wiele bedzie, ale zawsze cos i chcialabym, zeby sie naprawde przydalo.

Posted

[quote name='magdabroy'][B]Bira [/B]tylko, że moja bratowa ma dwoje dzieci. Wiem, że by przyleciała gdybym tylko poprosiła. Była też przy porodzie jak rodziła jej przyjaciółka, więc dla niej to żadna nowość :D Mnie bardziej martwi to, co zrobi z dzieciakami, bo wspominała, że zabrałaby tylko Emilkę (ma roczek), a Tymuś (6 lat) zostałby z tatą. Ale nie można zakładać, że poród odbędzie się w terminie i może być u mnie nawet kilka tygodni, a mój brat pracuje w takich godzinach, że nie wiem czy dałby radę zawozić, odbierać z przedszkola i opieką syna przez kilka tygodnii.
Narazie, znając mojego męża może jeszcze zmienić zdanie ;) Muszę z nim poważnie porozmawiać, żeby się określił czy naprawde nie zmieni zdania i mam sobie szukać kogoś na zastępstwo ;)[/QUOTE]

Moje zdanie jest takie , ze nie ma co na Tz wymuszać deklaracji teraz, bo jak piszesz może się wszystko zmienić.
Tak było u mnie- ja od początku nie chciałam aby Tz był przy porodzie, dlatego wynajęłam i opłaciłam położną aby mieć kogos tylko dla siebie. W sytuacjach kryzysowych;) nauczyłam się liczyć tylko na siebie i tak się lepiej czuję. Tz boi się igieł, krwi, bardzo się boi gdy dzieje się coś przy jego bliskich- dlatego było podejrzenie iż może zemdleć na sali;)
Miał czekać na korytarzu, jednak jak dostałam znieczulenie i czułam się jak nowo narodzona a tu jeszcze kilka godzin przede mną, to położna zawołała go do sali abym się nie nudziła....jak się zaczęły parte to kazałam mu wyjść, a on , że nie- i w rezultacie obciął pępowinę;)
Gdy potem był u mnie problem z łożyskiem , to widziałam, że Tz potwornie się przejmuje...potem powiedział mi, ze śniło mu się kilka dni przed porodem, że ja umieram na sali!!!

Co do chrztu - my nie chrzcimy, jesteśmy niewierzący i sorry , ale nie mogę znieść właśnie takiego podejścia: jestem przeciw, ale zrobię to bo mama chce lub ktoś tam!! Potem się dziwić , ze Polska to niby w 90% kraj katolicki- bzdura! Kwestia tego iż dziecko będzie wysmiewane, to argumenty absolutnie niedorzeczne. Po pierwsze dzieci same z siebie mało interesują się wiarą i mało co je obchodzi czy ktos chodzi na religię , czy nie i dlaczego- to rodzice w domu swoimi komentarzami robią im wodę z mózgu. A komunia? Powiedzcie o co tak najbardziej w tym chodzi- 1% to moze wartosci duchowe, a reszta to prezenty i jak tu się pokazać przed innymi.
Ja mojemu dziecku na ten dzień tez mogę sprawić prezent jaki bedzie chciał, albo zabrac go na wycieczkę do Legolandu czy gdzie tam chce...i ciekawe kto będzie komu zazdrościł;)
Moi rodzice to praktykujący katolicy, tesciowa dodatkowo dewocieje mega na starość, ale nie ugniemy się za nic.
Ślubu nie mamy, ale zaręczyliśmy się i pierscionek jest- i to rodzicom musi wystarczyć heh:) Ślub będzie tylko cywilny gdyby coś, ale kasy brak na takie rozrzutności;)

Posted

[quote name='Rodzice Maciusia :)']Dla mnie to dziwne, że mąż nie chce być przy porodzie.. Jak dla mnie to trochę samolubne podejście. To jest tak traumatyczne przeżycie dla kobiety (przynajmniej dla mnie było), że uważam, że najbliższa osoba powinna jednak schować do kieszeni swoje odczucia i być tam. Nie rozumiem takich mężczyzn. Na szczęście mój mąż od początku pragnął być przy narodzinach swojego pierwszego i jedynego dziecka i tyle co on mi pomógł nie pomógł mi nikt. Wręcz ja nie chciałam by mnie widział w tak krępującej i paskudnej sytuacji, dopiero gdy mnie wzięły bóle zrobiło mi się wszystko jedno i pozwoliłam by był. Mąż zna swoją żonę najlepiej, mój mąż był jak cerber, przeganiał "gapiów" (a dwóch ginów sobie przyszło popatrzeć kto tak ryjka drze - bo ja darłam na cały szpital, przynosiło mi to ogromną ulgę i dzięki temu też urodziłam tak szybko). Nikt jak mąż nie rozumie mnie bez słów, wystarczyło, że spojrzałam na niego raz, a on wiedział, że teraz ma np. masować, albo że ma przestać masować. Uważam, że dzięki niemu oraz mojemu nieskrępowaniu na sali porodowej, nieprzejmowaniu się co kto o mnie powie, całkowitej koncentracji tylko na sobie i porodzie urodziłam w miarę sprawnie. Także uważam, że to czy chce być przy porodzie to jest niezły sprawdzian na to jak zaangażowany w związek jest facet.[/QUOTE]

Dlaczego samolubne?? Był dobrowolnie przy poczęciu, ale to nie znaczy, że chce być również przy narodzinach. Nie chcę, żeby się decydował dlatego, że ja chcę i już! To ma być jego dobrowolna decyzja ;) Mój mąż jest dość przebojową osobą, nie jest nieśmiały itp. Ale obecność lekarza go krępuje. Był ze mną na badaniach prenatalnych i było ok, ale jak wszedł ze mną w tym tygodniu do gabinetu u pani doktor i mnie badała, to widziałam, że czuł się bardzo skrępowany widząc mnie leżącą na fotelu ginekologicznym podczas badania. A takie badania trwa chwilę, a nie kilka godzin jak poród. Nie wiem czemu wszedł?! Może chciał się przekonać jak to będzie mogło wyglądać podczas porodu?! Nie chcę na sali porodowej zastanawiać się czy on czasem nie chce stąd zwiać jak najszybciej :shake: Ja mam się tam czuć jak najbardziej komfortowo, a nie martwić się jeszcze o ojca dziecka ;) Nie każdy facet jest na tyle silny psychicznie, żeby chcieć w tym uczestniczyć. Co innego słyszeć to z opowieści, a co innego w tym uczestniczyć.

Posted

[quote name='Ania+Milva i Ulver']
Co do chrztu - my nie chrzcimy, jesteśmy niewierzący i sorry , ale nie mogę znieść właśnie takiego podejścia: jestem przeciw, ale zrobię to bo mama chce lub ktoś tam!! Potem się dziwić , ze Polska to niby w 90% kraj katolicki- bzdura! Kwestia tego iż dziecko będzie wysmiewane, to argumenty absolutnie niedorzeczne. Po pierwsze dzieci same z siebie mało interesują się wiarą i mało co je obchodzi czy ktos chodzi na religię , czy nie i dlaczego- to rodzice w domu swoimi komentarzami robią im wodę z mózgu. A komunia? Powiedzcie o co tak najbardziej w tym chodzi- 1% to moze wartosci duchowe, a reszta to prezenty i jak tu się pokazać przed innymi.
[/QUOTE]
Ależ ja się zgadzam. Gdyby każdy, kto deklaruje swoją niewiarę dokonałby aktu apostazji, z 90% zrobiłoby się może 50%. Jednak póki co, w naszym kraju jest to nieosiągalne, dyskryminacja jest- nikt mi nie powie, ze nie. Oczywiście, że w komunii chodzi o prezenty, ale nie zawsze dziecko zrozumie, że on jeden z klasy nie pójdzie, bo rodzice już dawno zdecydowali, według własnych przkonań. Druga sprawa, to że mama chce- kiedy wychodziłam za mąż zdawałam sobie sprawę, że nie zgadzamy się z teściową pod wieloma względami, niemniej uważam, ze to wspaniała kobieta. Mój mąż ma do niej ogromny szacunek, co nie znaczy, że zgadza się na wszystko co mama powie. A ponieważ wiara jest dla niej jedną z najważniejszych rzeczy na świecie, to nieochrzczenie jej wnuka byłby dla niej ogromnym ciosem- dużo większym niż dla mnie sam sakrament. Dlaczego więc, nie miałabym ustąpić, właśnie ze względu na nią? W końcu wychodząc za mąż, zdecydowałam się być częścią rodziny, w której skład wchodzi również rodzina mojego męża. O ile są sprawy przy których mogę sie uprzeć, postawić na swoim i nie odpuścić, to w tej kwestii chcę brać pod uwagę zdanie innych.

ed. a co do obecności ojca, to ważniejsza niż przy porodzie, bezie przy wychowaniu ;)

Posted

Chyba lepiej nie poruszajmy kwestii religijnych i politycznych tu lepiej:evil_lol::evil_lol:

Oj zgadzam się mocno z tobą engelina co do tej pomocy Tz po porodzie-a może ona dośc mocno odbiegać od naszych oczekiwań i deklaracji;)



Dziewczyny- czy któraś z as miała do czynienia z naczyniakiem u niemowlaka? Małemu wyskoczył malutki na klatce piersiowej, oczywiście pediatra nie powiedział nic na ten temat, tylko pielęgniarka zwróciła uwagę potem...i jak weszłam w net, to z lekka się przestraszyłam..co z tym robić ?

Posted

Moja siostra miała na ramieniu przez kilka lat, trafiła na dobrego dermatologa, który zlikwidował problem, ale nie pamiętam, czym, bo to lata temu było (co najmniej 20). Jakieś kremy to chyba były, które pomogły. Trzeba dobrego lekarza znaleźć, to pomoże :)

U nas akurat kościelny nikt w rodzinie nie jest. Tzn mój ojciec nas kiedyś ciągał do kościoła "bo to tradycja", ale sam stal przed i palił, a my z siostrą miałyśmy klepać niezrozumiałe dla nas modlitwy. Teraz się upiera, że chrzest to polska tradycja, na co mu odpowiadam, ze według niektórych polską tradycją jest ginąć na barykadach, czego również nie planuję w najbliższym czasie.
Zresztą z tego, co widzę w rodzinie TZ, to chrzty i komunie są jakąś traumą. Ludzie kasy nie mają, wiec cichaczem robią chrzest, komunię, zapraszają tylko część rodziny (czasem nawet nie własnych rodziców...), reszcie się w ogóle nie przyznają, ze cokolwiek takiego ma miejsce. I o co chodzi? Jak się komputer popsuje, to wiedzą, jak kogoś znaleźć, jak potrzebują transport - też. Dlatego uznaliśmy, że dzieciak musi rozumieć, co sie z nim dzieje. O tyle cenię adwentystów, bo tam osoba dorosła sama podejmuje decyzję. Podczas mszy dzieci są w osobnym pokoiku i się tam bawią, żeby się nie nudzić i nie przeszkadzać.
Generalnie każdy wybiera, co mu pasuje. Mnie tylko dziwi zupełny brak zrozumienia wielu symboli, modlitw, zabiegów przez ogromny procent wierzących. Patrzę na moje koleżanki, które w ogóle nie bywają w kościele, ale ślub kościelny, jedna nawet szyła z mamą pokrowce na wszystkie ławki w kościele przed ślubem. Do tego opłaty za usługę "co łaska, ale nie mniej, niż..." I "bo JA brałam ślub w katedrze! O!", jakby mały kościółek na wsi był gorszy, przecież Bóg jest wszędzie, również w sadzie, zagajniku, na łące, nie tylko w katedrze...

Swoją drogą raz byłam na ślubie w Białej pod Łodzią, w małym drewnianym kościółku, gdzie ksiądz mówił jak Król Julian. My musieliśmy wyjść, bo nie mogliśmy się uspokoić, po prostu pierwszy raz w życiu płakałam na ślubie - ze śmiechu :D Uznaliśmy, ze gdyby rodzina naprawdę mocno naciskała, to ślub TYLKO tam :]

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...