Jump to content
Dogomania

Dopadła nas choroba Cushinga


kasia_r

Recommended Posts

Moj york, ktory wazy kolo 4,5 kg ma zdiagnozowanego Cushinga od 8 miesiecy. Od 8 miesiecy bierze Vetoryl w dawce 30 mg. Postanowilismy z weterynarzem mu to dawke zmniejszyc. 10 mg Vetoryl na ten moment jest nieosiagalny a nawet jak bedzie to 2x10mg wyjdzie duzo drozej niz dzielenie 30 mg na pol. Dzisiaj pierwszy raz sprobowalam podzielic 30 mg tabletke na pol.
Myslalam, ze bedzie latwiej :(
Denerwuje sie, ze dawki nie sa rowne... Czy moge ten proszek wsypywac bezposrednio w jeden kes jedzenia, ktore piesek natychmiast zje? Czy lepiej kupic puste kapsulki? Tylko, ze troche mi bylo trudno to wsypac z powrotem :( Moze kupic apteczna wage? Czy ktos ma wyprobowane sposoby jak najelpiej dzielic tabletke na pol? Prosze o pomoc i wskazowki.
Mojemu pieskowi Vetoryl pomaga. Byl lysy, ma piekne wlosy, byl smutny i slaby jest wesoly i usmiechniety, duzo pil, przestal, siusial w domu, przestal. Zdaje sobie sprawe, ze ciagle jest chory ale Vetoryl pozwala mu normalnie zyc :)
Ma jeszcze cukrzyce...i nie widzi. Zaadoptowal sie... jak ktos na niego patrzy jak szaleje w ogrodku ze swoja zabaweczka nigdy nie zgadnie, ze jest chory i nie widzi :)
Dlatego tak wazne jest dla mnie zeby ten Vetoryl podac dobrze... martwie sie czy moge sama odpowiednio podzielic dawke i jak ja podac.
Prosze odezwijcie sie, pomozcie, wskazcie droge...

Link to comment
Share on other sites

Ja swojemu też podaję po pół kapsulki dziennie Vetyorylu.
Też mam obiekcje, czy udaje mi się równo to podzielić, ale jak poszłąm do apteki z prośbą o rozważenie to na mnie spojrzano jak na lekko stukniętą.
Dlatego dzielę sama. Jak w jeden dzień dostanie troszeczkę mniej, to w drugi ociupinkę więcej. Przecież ten lek i tak jest wciąż w jego organiźmie, skoro go dostaje codziennie.
I ja to robię tak:
Kupiłam syrop Citropepsin (bo moj pies miał strasznie slaby apetyt, wręcz wpadł w anoreksję po początkowym leczeniu Mitotanem)
I wsypuję proszek z połowy apsułki do paru kropelek Citropepsinu i wlewam Bonusiowi strzykawką do pychola (oczwyiście strzykawką bez igły). Bo nigdy nie jestem pewna, czy on raczy zjeść kęs jedzenia z wsypanym lekarstwem, czy nie. A jak nie zje, to już przepadło, tego proszku się nie odzyska.

Link to comment
Share on other sites

Ja mówiłaem wetowi jak podaję ten lek i nie mial zastrzeżeń. Ale może spytaj swojego weta dokladniej. Ja w każdym razie już tak podaję Bonusiowi ponad rok ten lek. To jest pies po przejściach = ze schroniska ze "specyficznym" charakterem, wiec nie wchodzi w rachubę wciskanie mu tabletek na siłę. A w pasztetówce, czy paróweczce - raz zje, a innym razem odwróci się i ma w nosie. A podac lek trzeba codziennie.

Link to comment
Share on other sites

Dziekuje... Maksi ma apetyt, sprobuje wrzucac w porcje szynki lub pasztetu... Czyli kapsulki zelowe niepotrzebne, mozna bezposrednio z jedzeniem? To by sporo ulatwilo :)
W pogotowiu zawsze opcja z Citropepsinem, dziekuje :)
A jak dzielicie kapsulki? Tak jak narkotyki na paseczki, czy uzywacie wagi aptecznej?

Link to comment
Share on other sites

  • 3 weeks later...
  • 4 weeks later...

Przeczytałam chyba wszystkie wpisy od samego początku. Jestem tu nowa a sprowadza mnie tu, to samo co was.
Wyniki na potwierdzenie Cushinga przyszły w środę a dziś dostaliśmy lekarstwo (Vetoryl).
Gizio, bo o nim mowa, to 8-letni pudel. Zaczął wiecej pić i sikać jakiś rok temu, a że pochodze z niewielkiego miasta więc zanim dotarłam do odpowiedniego lekarza to troszkę minęło. Najpierw przebadany był pod kątem wątroby wyniki potwierdziły że jest ona w nie najlepszym stanie dlatego przeszliśmy na specjalną karmę. Po jakimś czasie gdy wyniki wątrobowe się polepszyły psiak miał wykonany zabieg usunięcia kilku guzków które miał na sobie (okazały się one niegroźnymi). I po zabiegu zaczęło się łysienie, problemy ze skórą były wczesniej ale jakoś nie zwróciłam za bardzo na to uwagi, duży brzuchol miał też dość długo ale sądziliśmy ze to przez powiększoną wątrobę. Na kontroli gdy powiedziałam o łysieniu wet od razu powiedział ze trzeba zrobić badania pod kątem Cushinga. No i potwierdziło się :(
Jutro zaczynamy podawanie Vetorylu. Boję sie o te skutki uboczne bo Gizio pomimo choroby jest zywiołowym i pełnym energii pieskiem w średnim wieku, ale skoro one pomagają to podejmuje się tego leczenia a czas pokaże co będzie.
Fajnie że znalazłam to miejsce bo widzę ze nie jestem sama i naprawde sporo dowiedziałam się o tej chorobie.
Pozdrawiam

Link to comment
Share on other sites

No dziś podałam pierwszą tabletkę ponieważ w weekend nie było mnie w domu a chciałam mieć psinę na oku. Dostał 30mg a waży 13 kg zobaczymy jak będzie sie czuć po tej dawce, na razie nie widzę niczego niepokojącego. A i mam pytanie do ciebie malawaszka te objawy czyli duże pragnienie, ogromny apetyt (w przypadku mojego psa nie wiem czy wszystkie tak mają) ustępują, a jeśli tak to po jakim mniej więcej czasie powinno być lepiej?? I ciekawi mnie też jak to będzie z kondycją jego skóry i włosa czy ta sierść bedzie jeszcze taka jak kiedyś??
Pozdrawiam

Link to comment
Share on other sites

sierść na pewno się poprawi - polecam podawanie też suplementów z biotyną, kwasami omega 3 i 6 - to dodatkowo wzmocni skórę, moje Pepa zarosła jak szalona i teraz jej za gorąco :lol: nadmierne pragnienie i apetyt wróciły do normy, ale nie pamiętam jak długo to trwało - chyba dość szybko - Pepa źle się czuła na początku leczenie i prawie wcale nie chciała jeść, więc zmniejszyłam jej dawkę i wtedy już jadła "normalne" ilości - czyli dość szybko się unormowało - kwestia 2-3 tygodni zdaje się, ale to każdy pies może mieć po swojemu

Link to comment
Share on other sites

Mój Bonuś też pięknie zarósł, przez długi okreś z siusianiem i8 piuciem też się poprawiło bardzo fajnie. Niestety apetyt nie wrócił i teraz (choć teraz tyo i tak jest cudownie) Bonuś je 4 razy dziennie ale porcyjki mniejsze niż szczeniaczki. On od początku musiał mieć większą dawkę tego leku, bo przy wadze 5 kg dostawał 30 mg.
Teraz niestety znowu siusia częściej, ale trzeba też chyba brać pod uwagę jego wiek (ok. 14 lat). Mój poprzedni pies staruszek też już nie panował nad moczem a wcale nie chorował na Cuschinga

Link to comment
Share on other sites

Szukałam w necie i znalazłam, na szczęście- że nie jestem sama i mogę dowiedzieć się wszystkiego od weteranów tej paskudnej choroby; i niestety- bo ta choroba to horror... nasza historia jest taka: Viggo od mniej więcej pół roku zaczął się dziwnie zachowywać. Wilczy apetyt, dosłownie na wszystko, od mięsa po cytryny i jabłka, zupę grzybową którą razem z garnkiem ściągał z kuchenki....?! oraz obierki z np ziemniaków które wybierał z kosza na śmieci. do tego doszło pragnienie, po prostu chlał wodę jak smok wawelski z prastarych podań, a że potrafi otwierać drzwi jeśli mają klamkę, dobierał się też do kibla- podniesienie deski klozetowej nie jest dla cwaniczka skomplikowane. Tak się zdarzyło, że kiedy to wszystko się zaczęło urodziłam synka, a że Viggo zawsze był "Księciuniem", pierworodnym niemalże- to początkowo myśleliśmy że to z zazdrości- siłą rzeczy, mimo że staraliśmy się żeby za bardzo nie odczuł tej zmiany. I tak pomału to narastało...niewiadomo kiedy przytył. Niewiadomo kiedy zaczął tracić sprawność, aż do tego stopnia że sam się zdziwił, kiedy próbował wskoczyć na murek na który zawsze wskakiwał, lub kiedy potykał się goniąc piłkę. Wszystko tak naprawdę dawało się racjonalnie wytłumaczyć- z zazdrości zaczął nie jeść tylko żreć, przytył, a w związku z tym stracił sprawność. W marcu zaczął sikać w mieszkaniu lub windzie- o ile można to nazwać posikiwaniem, tak na raz potrafił zapełnić do połowy 10 L wiadro. Wtedy pierwszy raz zapaliła się lampka, że coś jest nie halo... poszłam z nim do weta, a ten powiedział mi że po prostu chce zwrócić na siebie uwagę...?!!! lub ma pasożyty... odrobaczył więc go dodatkowo i kazał obserwować, a w razie zauważenia czegoś dziwnego w kupie pobrać kał i oddać do badania. Oczywiście nic dziwnego się nie pojawiło, Viggo co pewien czas mniał mniejsze łaknienie i pragnienie. W maju zaczęła mu się przecierać sierść w miejscu gdzie jest obroża. Że jest to owczarek niemiecki długowłosy, mieszkamy w bloku w Warszawie i naprawdę kawał psa z niego, żeby mieć nad nim kontrolę na spacery wychodzi w kolczatce. I znowu- teoretycznie mógł przecież obetrzeć się od tej obroży. Tym bardziej że wet nas uspokoił, a o istnieniu tego paskudztwa nie miałam zielonego. W maju zaczął mieć zaczerwienioną skórę wzdłuż kręgosłupa, i takie jakby otarcia na łokciach pszednich łap. Poszłam do weta, który zapisał mu antybiotyk, bo stwierdził że to może być choroba skóry- to na grzbiecie, a to na łapach to powinnam sama się domyśleć że to otarcia od kładzenia się (czytaj walenia) na podłogę....?!!!! Te ranki na łapach zaczęły wysychać, ale zamiast zaczerwienienia zaczęły się pojawiać strupki. Zaczęłam szukać w necie, i wszystko wskazywało na chorobę cushinga. Akurat wtedy miałam jechać na działkę i stwierdziłam że dopiero tam pójdę z Viggiem do miejscowego weta który pomógł mi kiedyś z koniem. Był straszny upał wtedy, i Viggo wytarzał się w oczku wodnym, jak z niego wyszedł i zaczął się tarzać- na trawie zostały kępy włosów, a ze skóry sączyła się krew. szybko zawiozłam go do weta, i na wstępie mówię mu że podejrzewam że to Cushing, mówię mu o tych wszystkich objawach itd a on zbadał Vigga i stwierdził że to zapalenie skóry po prostu najprawdopodobniej wywołane przez pasożyty które przeżyły odrobaczanie i najprawdopodobniej to jest zaraźliwe, dał mi szampon antyalergiczny i zalecił kąpiele, kazał psikać te rany alusprayem i po powrocie do Wawy kazał mi się zgłosić do poradni dermatologicznej; a i jeszcze znowu wcisnął Viggsonowi piguły na odrobaczenie twierdząc że trzeba działać szybko. Oczywiście nieźle mnie skasował... po powrocie zabrałam Vigga do innej niż dotychczas lecznicy, wet w końcu serio mnie wysłuchał i zrobił mu próby krwii na stężenie czegośtam. I niestety dołączyliśmy do Waszego grona... Od piątku dostaje vetoryl, i jak na razie cisza przed burzą. Niewiem czy to dobrze rokuje, ale pomału zaczyna być ożywiony i wesoły tak jak kiedyś. sika może minimalnie mniej, albo już tak mi się wydaje, apetyt na razie ma, grzbiet pomału się goi po antybiotyku- już nic się z niego nie sączy, ale skóra jest taka twarda jak łuska. Dziś jak mu powiedziałam że idziemy na spacer, po raz pierwszy od dłuuuuuugiego czasu poleciał do swojej półki z zabawkami i wziął piłkę, a na spacerze bawił się jak szalony- tzn jak kiedyś. ech, przepraszam że taką epopeję walnęłam na wstępie, ale cieszę się że w końcu mogę to z siebie wywalić przed kimś kto mnie zrozumie. Jak wychodzimy na spacery to muszę mu wkładać coś na grzbiet, bo ludzie patrzą ze wstrętem- a co to jest, na pewno się zarazimy i w ogóle... a ja skaczę z radości że Futrzak, teraz trochę wylniały- przynajmniej na razie czuje się dobrze. Dzięki Waszym postom wiem że można z tym żyć. I chociaż może być tragicznie, to może być też pięknie, jak za dawnych lat :) DZIĘKUJEMY :))))))

Link to comment
Share on other sites

Szukałam w necie i znalazłam, na szczęście- że nie jestem sama i mogę dowiedzieć się wszystkiego od weteranów tej paskudnej choroby; i niestety- bo ta choroba to horror... nasza historia jest taka: Viggo od mniej więcej pół roku zaczął się dziwnie zachowywać. Wilczy apetyt, dosłownie na wszystko, od mięsa po cytryny i jabłka, zupę grzybową którą razem z garnkiem ściągał z kuchenki....?! oraz obierki z np ziemniaków które wybierał z kosza na śmieci. do tego doszło pragnienie, po prostu chlał wodę jak smok wawelski z prastarych podań, a że potrafi otwierać drzwi jeśli mają klamkę, dobierał się też do kibla- podniesienie deski klozetowej nie jest dla cwaniczka skomplikowane. Tak się zdarzyło, że kiedy to wszystko się zaczęło urodziłam synka, a że Viggo zawsze był "Księciuniem", pierworodnym niemalże- to początkowo myśleliśmy że to z zazdrości- siłą rzeczy, mimo że staraliśmy się żeby za bardzo nie odczuł tej zmiany. I tak pomału to narastało...niewiadomo kiedy przytył. Niewiadomo kiedy zaczął tracić sprawność, aż do tego stopnia że sam się zdziwił, kiedy próbował wskoczyć na murek na który zawsze wskakiwał, lub kiedy potykał się goniąc piłkę. Wszystko tak naprawdę dawało się racjonalnie wytłumaczyć- z zazdrości zaczął nie jeść tylko żreć, przytył, a w związku z tym stracił sprawność. W marcu zaczął sikać w mieszkaniu lub windzie- o ile można to nazwać posikiwaniem, tak na raz potrafił zapełnić do połowy 10 L wiadro. Wtedy pierwszy raz zapaliła się lampka, że coś jest nie halo... poszłam z nim do weta, a ten powiedział mi że po prostu chce zwrócić na siebie uwagę...?!!! lub ma pasożyty... odrobaczył więc go dodatkowo i kazał obserwować, a w razie zauważenia czegoś dziwnego w kupie pobrać kał i oddać do badania. Oczywiście nic dziwnego się nie pojawiło, Viggo co pewien czas mniał mniejsze łaknienie i pragnienie. W maju zaczęła mu się przecierać sierść w miejscu gdzie jest obroża. Że jest to owczarek niemiecki długowłosy, mieszkamy w bloku w Warszawie i naprawdę kawał psa z niego, żeby mieć nad nim kontrolę na spacery wychodzi w kolczatce. I znowu- teoretycznie mógł przecież obetrzeć się od tej obroży. Tym bardziej że wet nas uspokoił, a o istnieniu tego paskudztwa nie miałam zielonego. W maju zaczął mieć zaczerwienioną skórę wzdłuż kręgosłupa, i takie jakby otarcia na łokciach pszednich łap. Poszłam do weta, który zapisał mu antybiotyk, bo stwierdził że to może być choroba skóry- to na grzbiecie, a to na łapach to powinnam sama się domyśleć że to otarcia od kładzenia się (czytaj walenia) na podłogę....?!!!! Te ranki na łapach zaczęły wysychać, ale zamiast zaczerwienienia zaczęły się pojawiać strupki. Zaczęłam szukać w necie, i wszystko wskazywało na chorobę cushinga. Akurat wtedy miałam jechać na działkę i stwierdziłam że dopiero tam pójdę z Viggiem do miejscowego weta który pomógł mi kiedyś z koniem. Był straszny upał wtedy, i Viggo wytarzał się w oczku wodnym, jak z niego wyszedł i zaczął się tarzać- na trawie zostały kępy włosów, a ze skóry sączyła się krew. szybko zawiozłam go do weta, i na wstępie mówię mu że podejrzewam że to Cushing, mówię mu o tych wszystkich objawach itd a on zbadał Vigga i stwierdził że to zapalenie skóry po prostu najprawdopodobniej wywołane przez pasożyty które przeżyły odrobaczanie i najprawdopodobniej to jest zaraźliwe, dał mi szampon antyalergiczny i zalecił kąpiele, kazał psikać te rany alusprayem i po powrocie do Wawy kazał mi się zgłosić do poradni dermatologicznej; a i jeszcze znowu wcisnął Viggsonowi piguły na odrobaczenie twierdząc że trzeba działać szybko. Oczywiście nieźle mnie skasował... po powrocie zabrałam Vigga do innej niż dotychczas lecznicy, wet w końcu serio mnie wysłuchał i zrobił mu próby krwii na stężenie czegośtam. I niestety dołączyliśmy do Waszego grona... Od piątku dostaje vetoryl, i jak na razie cisza przed burzą. Niewiem czy to dobrze rokuje, ale pomału zaczyna być ożywiony i wesoły tak jak kiedyś. sika może minimalnie mniej, albo już tak mi się wydaje, apetyt na razie ma, grzbiet pomału się goi po antybiotyku- już nic się z niego nie sączy, ale skóra jest taka twarda jak łuska. Dziś jak mu powiedziałam że idziemy na spacer, po raz pierwszy od dłuuuuuugiego czasu poleciał do swojej półki z zabawkami i wziął piłkę, a na spacerze bawił się jak szalony- tzn jak kiedyś. ech, przepraszam że taką epopeję walnęłam na wstępie, ale cieszę się że w końcu mogę to z siebie wywalić przed kimś kto mnie zrozumie. Jak wychodzimy na spacery to muszę mu wkładać coś na grzbiet, bo ludzie patrzą ze wstrętem- a co to jest, na pewno się zarazimy i w ogóle... a ja skaczę z radości że Futrzak, teraz trochę wylniały- przynajmniej na razie czuje się dobrze. Dzięki Waszym postom wiem że można z tym żyć. I chociaż może być tragicznie, to może być też pięknie, jak za dawnych lat :) DZIĘKUJEMY :))))))

Link to comment
Share on other sites

Ci weterynarze to nie wiem do czego oni się nadają, u mnie w mieście to są tylko od odrobaczania, szczepienia i witaminek gdybym nie trafiła na tego u którego się leczymy to pewnie wogóle nie wiedziałabym o czymś takim jak Cushing. Tunia777 życzę powodzenia ja też jestem dopiero na początku leczenia i tak sobie myśle że będzie dobrze, musi być!!!

Link to comment
Share on other sites

Tunia777 witaj w naszej "grupie wsparcia" ;) Dobrze, że dopięłaś w końcu swego i macie diagnozę bo wiem co przeszłaś... też latałam od weta do weta i wszyscy bagatelizowali objawy, o których mówiłam, leczyli skutki a nie przyczynę wszystkich problemów Pepy :shake: koszmar i droga przez mękę... ale teraz będzie już tylko lepiej!!!!! :kciuki: trzymam za Wasze psiska!!!

Link to comment
Share on other sites

My na szczęście trafiliśmy na dobrego weta (choć on ma specjalizację okulistyka). Szbciutko wykluczyl cukrzycę, no i zaraz domyślił się, że trzeba zrobić badania czy to nie Cusching. Chwała mu za to, bo Bonuś nie mial typowego wyglądu psa chorujacego na Cuschinga.

I ja trzymam kciuki za powodzenie w leczeniu wszystkich tych naszych chorutkich psiaczków

Link to comment
Share on other sites

  • 2 weeks later...

witam,
Wiecie cos na temat jakiejs recepty lub karty, ktora mozna ponoc znalezc w internecie, ktora po wydrukowaniu i podpisaniu jej przez klinike tutaj w Polsce można kupic veotryl za granica (na pewno Anglia) taniej???> dzisiaj jak bylem u wterynarza tak mi powiedziano....tylko gdzie tego kurde szukac??:/ przerylem pare stron i nic...

Bardzo prosze o pomoc.
Pozdrawiam

Link to comment
Share on other sites

ona sama do konca nie wiedziala jak to wyglada, ale przypomniala sobie ze jacys jej znajomi tak robili. Ma sie z nimi skontaktowac i moze beda wiedziec.

Ta choroba tak dlugo trwa??:( w ogole jest ona w pelni uleczalna?? w ciagu tych dwoch lat Twoj piesek mial jakas poprawe?? moja dianka sika tyle, ze musze z nia wychodzic srednio 6-8 razy dziennie na spacer... mam nadzieje, ze jej sie to poprawi, bo po wakacjach nie bedzie kto mial z nia tak czesto wychodzic:( straszna jest ta choroba..

Link to comment
Share on other sites

[quote name='matis-87']
Ta choroba tak dlugo trwa??:( w ogole jest ona w pelni uleczalna?? w ciagu tych dwoch lat Twoj piesek mial jakas poprawe?? moja dianka sika tyle, ze musze z nia wychodzic srednio 6-8 razy dziennie na spacer... mam nadzieje, ze jej sie to poprawi, bo po wakacjach nie bedzie kto mial z nia tak czesto wychodzic:( straszna jest ta choroba..[/QUOTE]


To - z tego co wiem nie jest uleczalna choroba. Lekami się ją tylko przyhamowuje. A w trakcie leczenia Bonusia byly wzloty i upadki. Teraz znowu niestety posikuje w domu,ale może na to mieć wplyw też jego wiek. . Ale był dłuższy okres kiedy Bonuś wytrzymywał spokojnie do 3 spacerów dziennie.

A jak coś będziesz wiedzieć dokladniej o tyn sposobie kupowania Vetorylu to pliiiiiiiiiis - dasz nam znać?

Link to comment
Share on other sites

to mnie zasmucilas teraz:( mam nadzieje, ze chociaz jej sie polepszy...bo teraz jest nie do wytrzymania:(
Zrobie wszystko zeby sie dowiedziec i sciagnac te leki do Polski. Oczywiscie dam znac jak sie czegos dowiem. W Anglii podobno sa o polowe tansze! najlepiej miec jakiegos znajomego ktory moglby przesylac je do Polski....tylko no wlasnie....musi byc recepta rozpatrywana rowniez za granica.

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...