Jump to content
Dogomania

Szerlok pocieszyciel


Recommended Posts

Ja już też nie mogę patrzeć na maślaki w śmietanie! Bo tylko takie zbieram, a potem jem po kilka dni z rzędu. A z powodu upraw kań na działce u sąsiada Maćka, jem także kanie (dziś będzie znowu), bo strasznie mu żal zostawić je na zmarnowanie albo dla ślimaków, a sam nie da rady przejeść. Ja takiego "zagrzybionego" roku nie pamiętam, a Wy? Co prawda nie lubię ich zbierać i właściwie, jeśli grzyb sam mi w ręce nie wejdzie, to go nie będę szukać, poza tym nie znam się na nich w ogóle. Od kiedy dowiedziałam się, że nawet kurki mają swoje "złe" sobowtóry, jeszcze większą nieufnością je darzę. Aczkolwiek malutkie maślaczki w occie, wyglądają i smakują dobrze!

A jeśli chodzi o głód Juki, to jest niezaspakajalny. To chyba wynik dwutygodniowego postu, który jej ktoś zafundował, potrącając ją samochodem i łamiąc miednicę. No, ale wszystko dobre, co się dobrze kończy, na szczęście udało się ją uratować. Bo bardzo ją teraz kocham (po wszystkich "przejściach"), chociaż wariatka z niej nadal niezła.

Link to comment
Share on other sites

Irenko, jak nie dasz rady tym kaniom, to je ususz. Po ususzeniu, są bardzo kruche, więc najlepiej je pokruszyć i wsypać do szczelnie zakręconego słoika. Potem taki proszek, doda smaku  zupie, pieczeni, czy zapiekance. Oczywiście, suszysz same kapelusze. 

Sobowtór kurki, to lisówka   pomarańczowa. Jak dla mnie, trudno się pomylić. 

Link to comment
Share on other sites

Dziękuję za wszystkie rady i informacje. Ja niczego raczej suszyć nie będę, bo potem i tak nie użyję. Za dobrze samą siebie znam.Tym bardziej, że nawet jedząc kanię od znawcy, pełna jestem wątpliwości, czy właśnie nie popełniam samobójstwa.

 

Link to comment
Share on other sites

Żółciak siarkowy, gąsówka mglista, płachetka kołpakowata, czasznica oczkowata i purchawki. Na muchomora czerwonawego i muchomora twardawego, jeszcze się nie odważyłam :), chociaż jadłam piestrzenicę kasztanowatą (trująca nawet śmiertelnie) i w dzieciństwie olszówki i tęgoskóry(też trujaki). Obecnie tych trzech ostatnich, nie zbieramy i zjadamy. 

Link to comment
Share on other sites

Piestrzenicę -  jadalną wg dawnych atlasów odpowiednio przygotowałam(konsumpcja zbiorowa  rodzinna ;) ) , nie wiedząc, że jako kucharz (opary gyromitryny) sama byłam najbardziej narażona, ale o tym dowiedziałam się już jako grzyboznawca, a nie grzybiarz amator. Rodzina do dzisiaj wspomina wyborny smak potrawy i domaga się powtórki ;). 

Tęgoskóry jadłam rzadko i w niewielkich ilościach, jako przyprawę do pieczeni, serwowanej mi przez rodzinę(dodawało się 2-3 plasterki suszonego grzyba, (super aromat! ), a w przypadku olszówek, ( tj krowiak podwinięty) , które jadłam jako dziecko marynowane i smażone, pewnie  nie ulegałam  łatwo uczuleniu na inwolutynę(toksyna w olszówkach). 

Czyli, miałam szczęście :). 

Link to comment
Share on other sites

Wszyscy kiedys zbieraliśmy i jedliśmy olszówki i "trufle". Suszyło się na nitce nad kuchenką gazową :) Tomka Tata zbierał olszówki na Polach Mokotowskich i je marynował. I cieszy się nadal dobrym zdrowiem :)

W tym roku mam nasuszonych dużo, 90 procent to podgrzybki, ale i zamrożonych i marynowanych. Teraz kolej na jabłka, bo Tomek dostał skrzynkę antonówek. Połowę rozdałam, resztę dziś/jutro muszę przerobić na marmoladę. W sobotę o 8.00 wyjazd w Bieszczady :) :)

Link to comment
Share on other sites

15 godzin temu, irenas napisał:

alagosku,życzę dobrej pogody, takiej prawdziwej polskiej, złotej jesieni! Podobno zaczęło się rykowisko. Może tam usłyszysz.

a jak nie, to ja sobie ryknę :)

I niedźwiedzie pozdrowię, i wilki :)

Już prawie mam rzeczy spakowane. Noga zaczęła od wczoraj boleć, znów nie mogę spać bez przeciwbólowej tabletki. Zaczęłam brać od nowa zestaw leków, który mi pomógł, bo muszę być na chodzie. Wieczorem spodziewamy się wizyty państwa z Legionowa po suczkę - szczeniaka.

Jutro rano przyjedzie Michał z Marzenką, przywożą Anię i Kenię, zabierają Majusię. Ale ja już będę w podróży. Ale się dzieje!

Link to comment
Share on other sites

U nas w okolicy też sporo grzybków jest.

Ja niestety nie chodzę,ale mąż lata każdego dnia.

Olszówki my tez jadaliśmy w dużych ilościach i wszyscy żyjemy.

Tata nawet kiszone olszówki robił w kamiennym garnku , do dziś ten smak pamiętam.

Co do kań to ja smażyłam w panierce jak kotlety i takie gorące prosto z patelni zalewałam wrzącym octem /takim jak do marynowania grzybków/

Po kilku dniach pychotka.

Puder z kań jak i boczniaków/które są bardzo zdrowe/ u mnie na co dzień jest w użyciu ,zwłaszcza jak dla mojej wege coś gotuję.

Gulasz warzywny czy pasztet z dodatkiem pudru grzybowego daje namiastkę smaku mięska.

Link to comment
Share on other sites

Irenas jestem z tobą, nie cierpię fejsbuka i nie wchodzę tam bo nawet nie bardzo umiem się tam poruszać. Też mnie irytuję jak mnóstwo ov=bcyvh mi ludzi nagle chce być moimi kumplami. Uważam, że forum jest dla ludzi mających podobne zainteresowania a fejs to dla mnie bazar i magiel dla ekshibicjonistów.

A grzyby kiedyś też namiętnie zbierałam, teraz już nie mam takich możliwości i pozostała mi tylko ich dobra znajomośc, którą służę młodym nie bardzo się na grzybach znającycm.

Link to comment
Share on other sites

Grażynko, interesujący przepis na kanie! Ja je tylko smażyłam, tak jak napisałaś - utytłane najpierw jajku, potem w tartej bułce. Były dobre, ale to z octem brzmi bardzo interesująco. W przyszłym roku trzeba będzie wypróbować. Chociaż w przyszłym roku pewno ich tyle nie będzie, na ogół urodzaj przeplata się z nieurodzajem.

 

Link to comment
Share on other sites

Wiesz, nie chcę zaśmiecać wątku Twojego moimi opowiastkami.

Leon rośnie jak na drożdżach , już ma 2 ząbki .Pięknie raczkuje /najsprawniej jak raczek do tyłu/ ,koniecznie chce wstawać i złości się jak go sadzają.

Niedługo będzie już miał 9 m-cy.Co tydzień chodzą z nim na basen i cudnie nurkuje z otwartymi oczkami.

Martwi mnie sposób żywienia , ale nie mam zamiaru się wtrącać.

Zero cukru,zero soli,zero mięsa, do roku zero mleka i przetworów mlecznych  i jakiś nowoczesny sposób karmienia.....dziecko je to co chce.

Dostaje na talerzyku różne warzywka /na parze/ i owoce i sobie je........Podstawą w dalszym ciągu jest mleko mamci.

Troszkę czytałam o tym sposobie /zapomniałam nazwy/ niby ma to powodować lepsze poznawanie i rozróżnianie potraw.

W/g mnie jakaś nowa moda,która szybko minie.

Nie ma czegoś takiego,że stopniowo się wprowadza nowe potrawy.Jajecznicę z 2 jajek /na parze/zjadł widząc jajka po raz pierwszy.

Na szczęście nie dostał uczulenia. Oj......... trudne jest życie prababci.

 

Link to comment
Share on other sites

Grażynko, nie martw się. Moja młodsza siostra urodziła się jako "duży" wcześniak 62 lata temu. Lekarz, który też miał taką wcześniaczkę w domu, zalecił mojej Mamie karmienie niemowlaka mięsem od pierwszego dnia życia, trzymanie jej na balkonie w mróz i wiele innych na pozór absurdalnych rzeczy. Wyrosła na zdrowego człowieka bez śladu wcześniactwa. Wcale nie jest powiedziane, że nasze "babcine" metody są lepsze od tych nowoczesnych. Z tego, co piszesz Leoś jest nad wiek dobrze rozwiniętym dzieckiem (nie znam się specjalnie, ale wydaje mi się, że raczkowanie w wieku 9 miesięcy to nie jest codzienność. Czy się mylę?), sam "sobie je" - no zaraz będzie matura! Czyli metoda się sprawdza. Przestań porównywać i ciesz się dzieciaczkiem, póki można. Potem sobie pójdzie w świat i tyle go zobaczysz!

 

Link to comment
Share on other sites

Znowu zapomniałam, że mam w domu złodziejkę! Zostawiłam na blacie pudełko z włoskim makaronem z Lidla (tym, co to go trzeba podgotować i już), czekając aż się woda ugotuje. Na dźwięk bulgotania wchodzę do kuchni... ale gdzie jest mój makaron??? Puste pudełko leżało koło wejścia do domu na podwórku. Zołza jedna nie potrafi się opanować. Aha - zołza to oczywiście Juka. Pozostałe psy nie są wystarczająco duże, żeby wspiąć się na szafkę i podwędzić jedzenie. To już nie pierwszy taki jej wyskok, dlatego napisałam, że znowu zapomniałam.

 

Link to comment
Share on other sites

Moje psiaki jakoś dawno nie jeździły pupą po podłodze. Specjalizowała się w tym zwłaszcza Dziunia. Ale widać na stare lata to się skończyło. Za to walczę z kołtunami, a właściwie już ze skamieniałymi kołtunami, bo psica uwielbia się moczyć w rzece, a potem tarzać w piasku. Rezultat - nie do rozczesania. Pozostaje tylko strzyżenie, które wcale nie jest łatwe, bo skóra ją musi boleć w tych miejscach, więc zwiewa mi spod maszynki do strzyżenia. No, ale powolutku dajemy radę. 

Link to comment
Share on other sites

Moje suki też nie saneczkowały,dopiero Rasti pokazała na czym to polega.

Na początku myślałam,że ma robaki dopiero przy kolejnej wizycie u weta /to było 13 lat temu/dowiedziałam się o gruczołach.

W latach młodości potrafiła sobie sama wyczyścić ,tylko smród był w domu niesamowity i posłanie do prania.

Zauważyłam jednak,że jak nie doczyściła do końca zaczynał się problem z uszami.Wetka potwierdziła tą zależność , więc systematycznie co 3 miesiące jeździliśmy na oczyszczenie.

Jakoś nie miałam odwagi sama tego robić mimo instruktarzu tak wetki jak i mojej wnusi.

 

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...