Jump to content
Dogomania

Prawie zabiłam swojego psa :(((


toyota

Recommended Posts

Strasznie mi przykro, współczuję i przytulam mocno. Czasu potrzeba, żeby się pogodzic z odejściem bratniej istoty. Jednak nie powinnas sie obwiniać. Dałaś w ciągu życia Miodkowi tyle miłości, uczuć i szacunku na ile zasługiwał... a gdyby nie trafił do Ciebie?
Miodek był szczęśliwy. I to jest najważniejsze.

Jeśli chodzi o przegrzanie psiaków - od razu smarować uszy od wewnątrz i łapki alkoholem. I nawodnić elektorlitami - takimi jak dzieci dostają podczas biegunki.

U nas sprawdzają się butelki ze schodzona woda podczas jazdy samochodem. mimo upału psiak spokojnie siedzi i ma butlę z chłodną (nie zimną) wodą.

Jeszcze raz współczuję i rzymam kciuki, żeby uśmiech pojawił się na Twojej twarzy, choć potrzeba do tego czasu.

Link to comment
Share on other sites

  • Replies 121
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

[quote name='filodendron']Czy to znaczy, że gdy upalny dzień spędza się nad wodą, to nie powinno się psu pozwolić, żeby do niej wchodził?
Toyota, mam nadzieję, że takie pytania nie sprawiają Ci przykrości, bo wątek powstał m.in. po to, żeby ostrzegać innych. Upał jest okrutny - jest kogo i przed czym ostrzegać.
Bardzo Ci współczuję - trzeba odczekać - to trochę potrwa, ale minie, choć teraz niełatwo w to uwierzyć.[/QUOTE]


Mokry pies oddaje ciepło parując. Pies w upał powinien być mokry- nie musi być to woda lodowata, wystarczy letnia, chłodnawa- a ulga dla psa jest ogromna. Ważne by futro było mocno mokre - nie lodowatą wodą bo wywołasz szok termiczny i zabijesz psa.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='filodendron']Czyli jak się sam pakuje do jeziora, to jest ok?[/QUOTE]

Moim zdaniem jest to najlepsze rozwiązanie. Woda w jeziorze nie jest aż tak zimna, pies wchodzi do niej sam, stopniowo. Ważne by pies nie wchodził do wody prosto rozgrzany ze słońca, tylko np, chwilę posiedział w cieniu, zmniejszył tym samym ciepłotę ciała, a później stopniowo wchodził do wody(za pierwszym razem póki się nie ochłodzi żeby nie wywołać szoku temicznego).Później chulaj dusza ;) Ja tak robię ze swoimi psami od kilku lat( a mam syberiany i beagle) i nikomu nic się nie stało.

Chaotycznie napisane - nigdy nie byłam dobra w tłumaczeniu.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='filodendron']Czy to znaczy, że gdy upalny dzień spędza się nad wodą, to nie powinno się psu pozwolić, żeby do niej wchodził?
.[/QUOTE]

Jeżeli robi się tak raz na jakiś czas to można przymknąć oko bo przecież to sama radośc dla psiaka.Ale właśnie tak jak poprzedniczka napisała nie powinien wchodzić do wody prosto ze słońca.Jak ktoś ma psa który wchodzi do wody powoli to chwala za to, mój ONek wbiega sprintem i od razu płynie gdzieś na środek jeziora po czym wraca. jeżeli już polewasz a naprawdę odradzam, to letnią wodą.U mnie było tak że mamy taką wannę na ogródku z wodą,zawsze była w niej woda a to na kwiatki czy coś przepłukać.A sucz poprostu jak chciala się napić(mimo że zawsze stało wiadro z wodą),czy odpocząć po bieganiu za patykami wskakiwała do wanny,nawet kika razy dziennie. Teraz absolutnie tego unikamy i odradzam każdemu:shake:

Link to comment
Share on other sites

[quote name='filodendron']
Toyota, mam nadzieję, że takie pytania nie sprawiają Ci przykrości, bo wątek powstał m.in. po to, żeby ostrzegać innych. Upał jest okrutny - jest kogo i przed czym ostrzegać.
[/QUOTE]

Oczywiście , że nie. Zależy mi jak najbardziej , aby każdy pies miał jak najlepszą opiekę , żeby właściciele byli świadomi zagrożeń. Kilka dni temu jadąc samochodem widziałam psa ( chyba krzyżówka onka z husky) jak biegł dziarsko przy rowerze. Upał był ogromny. Właściciel z pewnością chciał dobrze , żeby pies się wybiegał. Gdybym szła chodnikiem , to wierzcie mi ,że zwróciła bym mu grzecznie uwagę , że to się może tragicznie skończyć.

Zastanawia mnie czy wet zrobił wszystko co było możliwe , żeby ratować Miodka. Oczywiście życia to mu nie wróci , ale mam jeszcze psy i chcę , żeby miały jak najlepszą opiekę weterynaryjną. Nie podoba mi się to , że psa zlewałam za pomocą wiaderka lodowatą wodą z ogrodowego hydrantu. Gdybym wiedziała , że woda ma być letnia , biegałabym do łazienki w domu. Wszystkie kroki jakie podjęłam były uzgodnione z wetem przez telefon. Co prawda w przypadku tak grubego futra jakie miał mój pies , to chyba nie miało znaczenia.
W linku z onetu , który załączyłam jest informacja , że , cyt .
[B]"Po udzieleniu pierwszej pomocy psa należy jak najszybciej zawieźć do lecznicy. Nawet jeśli jego stan znacznie się poprawił, to jego życie nadal jest w niebezpieczeństwie.[/B]"
Ja sprowadziłam weta , ale tylko zmierzył mu temperaturę i dał mu zastrzyk. Także drugi zastrzyk na później oraz tabletki. Zastanawia, mnie czy nie powinien dać mu jeszcze kroplówki , oczywiście po przewiezieniu psa przez nas do lecznicy lub podjąć jeszcze jakieś inne kroki ?
Czasami mam wrażenie , że wet ma tak dużo pacjentów , że może wszystkiego nie ogarnia. Nie chcę podważać tu Jego kompetencji.

Link to comment
Share on other sites

Marra, a to jest pewne, że to zapalenie stawów było od polewania wodą? Nie chcę dyskutować, bo nie znam się na psach, zwłaszcza na ich zdrowiu, pytam, bo pamiętam, że jak jeździłam konno, to w ciepłe dni po powrocie z terenu, zlewanie chłodną wodą, zwłaszcza pęcin (właśnie ze względu na stawy), to był nasz pieski obowiązek.

Link to comment
Share on other sites

Przyczyna na 100% nigdy nie będzie znana...przestudiowałam całe jej 11-letnie życie i wszystko wskazuje na to że to właśnie jest przyczyną tego stanu,tym bardziej że to się ciągło już jakiś czas wcześniej.Pozatym zapalenie stawów pojawia się przeważnie w jednej może dwócha łapaach a jej siadły WSZYSTKIE:shake:
Akurat też jeżdżę konno;)tyllko że z końmi to trochę inna bajka,polewając im nogi wodą zamykają się naczynia krwionośne,po jeździe ewentualne stłuczenia czy opuchnięcia polewane wodą przynoszą ulgę,a wiadomo że końska noga warta najwięcej:roll:tak samo na opoje,bardzo dobra metoda.Pozatym w pewnym końskim wieku wręcz zalecane są ciepłe bądź zimne okłady/owijki w zależności od stanu nogi,rodzaju wykonywanej pracy itd.My akurat mamy konie po torach...więc sama napewno rozumiesz jak to wygląda z ich nogami.Aha i po jeździe polewamy tylko nogi, nie zlewamy kręgosłupa czy nerek,a moja sunia to wiadomo,wskakiwała do wanny aż po grzbiet bo to maluch jest:evil_lol:

Link to comment
Share on other sites

Ja bym nie zwalała tych problemów ze stawami na to moczenie w wodzie ;)
Jak pies ma predyspozycje, to można i cale życie tego pilnować, a na stare lata i tak stawy siądą. Moja sucz kąpie się całe życie w niemal każdej wodzie jaką zobaczy; nieraz wypluskała się np. w listopadzie, a raz nawet w lutym, bo jak zobaczyla rzekę to dostała małpiego rozumu i wróciła dopiero jak się utaplała :roll: - i jest w wieku Twojej, stawy bez zarzutu. Za to ma inne problemy, no niestety starość nie radość ;)

Myślę, że lepiej zaryzykować już te problemy ze stawami, bo jak pies dostanie udaru, odejść może w ciągu godziny, i te zdrowe stawy na wiele mu się nie przydadzą. Zresztą jeśli chodzi o polewanie wodą w upał, można po prostu polewać grzbiet, boki, głowę - nie łapy.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Martens']. Zresztą jeśli chodzi o polewanie wodą w upał, można po prostu polewać grzbiet, boki, głowę - nie łapy.[/QUOTE]


Aaaaaaa nigdy nie polewaj grzbietu psa !!!!:roll: To najgorsze co może być,zresztą przykładem może być człowiek...to bardzo złe na kręgosłup.
Hmmm może masz rację że nie można tego zwalać na tą wodę,tylko ja się ciągle winię właśnie za to że pozwalałam jej na to:shake:jak widzę że ktoś tak robi to od razu jestem cala "chora".Ona była w strasznym stanie,codziennie boję się że to wróci :placz: Mój Onek jak widzi wode to też szajba,ale już nauczył się że nie pływa się wszędzie tam gdzie coś mokrego:shake:

Link to comment
Share on other sites

[quote name='marra']Aaaaaaa nigdy nie polewaj grzbietu psa !!!!:roll: To najgorsze co może być,zresztą przykładem może być człowiek...to bardzo złe na kręgosłup.
Hmmm może masz rację że nie można tego zwalać na tą wodę,tylko ja się ciągle winię właśnie za to że pozwalałam jej na to:shake:jak widzę że ktoś tak robi to od razu jestem cala "chora".Ona była w strasznym stanie,codziennie boję się że to wróci :placz: Mój Onek jak widzi wode to też szajba,ale już nauczył się że nie pływa się wszędzie tam gdzie coś mokrego:shake:[/QUOTE]


Moim zdaniem kąpele psa w upał nie mają nic wspólnego z zapaleniem stawów.
A polewając psa - grzbiet, głowę, boki - nie raz możesz uratować mu życie w taką pogodę jaką teraz mamy za oknem, malo tego - to jest metoda schladzania ciała przy przegrzanu-udarze słonecznym...

Link to comment
Share on other sites

Ale przy harcach w wodzie i przy spacerze w dużym deszczu też grzbiet się zamacza :razz:
Ja pozostaję przy przekonaniu, że lepsza woda niż udar. Psu bardziej szkodzą przeciągi, szczególnie gdy śpi w takowych, albo za zimne miejsce do spania, gdzie np. ciągnie od podłoża, niż zamoczenie sierści w upale. Zresztą w takich temperaturach woda paruje momentalnie zagrzewając się i od otoczenia i samego psa.
No i nie porównywałabym kręgosłupa ludzkiego do psiego, bo to dwie różne sprawy; człowiek przez samą dwunożną budowę ciała obciąża go znacznie bardziej niż przeciętny pies, stąd i częściej ludzie mają z nim problemy niż psy. No i człowiek nie ma sierści, która chroniłaby ów kręgosłup, nerki przed wyziębieniem.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Gonitwa']Moim zdaniem kąpele psa w upał nie mają nic wspólnego z zapaleniem stawów.
A polewając psa - grzbiet, głowę, boki - nie raz możesz uratować mu życie w taką pogodę jaką teraz mamy za oknem, malo tego - to jest metoda schladzania ciała przy przegrzanu-udarze słonecznym...[/QUOTE]

Gonitwa udar słoneczny nie zdarza się codziennie,to całkiem inna bajka.
Martens harce w wodzie to też co innego niż kapiący deszcz z nieba który spływa po sierści bo jak wiesz,kudły pokryte są powłoką chroniącą przed wilgocią,kiedy moczymy psa to robimy to w taki sposób że woda dociera do skóry.zgadzam się że szkodzą przeciągi i zimne miejsca:) Jednak moje psy w takie upały jak dziś poprostu radzą sobie tak samo jak w każdy inny dzień.Oby dwa są starsze 11 i 9 lat.Starsza mieszka w domu i nie ma najmniejszej ochoty w nim siedzieć,calymi dniami jest na dworze,żeby weszła chociażby się wymiziać ze mną na powitanie to muszę ją zmuszać:D
Jestem przewrażliwiona ? :D

Link to comment
Share on other sites

Jesteś odrobinę ;)

Szczerze mówiąc, tak jak Martens, nie uważam moczenia psa za przyczyne kłopotów ze stawami, czy kręgosłupem- to raczej predyspozycje włąsne plus choroby zwyrodnieniowe, nie mające "zewnętrznej" przyczyny, np. spondyloza- warto zauważyć, że niektóre rasy mają znacznie większą skłonność do takich chorób niż inne, niezależnie od trybu życia.
Jesli już cos wpływa na ujemne na stawy u psów, to długotrwałe i wielokrotne przeciążanie, oraz nadwaga. A wilgoć- to nie polewanie czy moczenie w upał, ale przetrzymywanie psa w zimnym i wilgotnym miejscu, np w zaniedbanym kojcu, czy źle ocieplonej budzie, wyścielonej szmatami, zamiast słomą.

A co do gorąca, to nawet nie jest potrzebny wielki wysiłek, ja od trzech dni ratuję Pikulę, która dostała udaru, najwyraźniej z goraca i wysiłku, chociaż znad morza wracałyśmy specjalnie nocą, a potem siedziała w domu...

Link to comment
Share on other sites

[quote name='ulvhedinn']

A co do gorąca, to nawet nie jest potrzebny wielki wysiłek, ja od trzech dni ratuję Pikulę, która dostała udaru, najwyraźniej z goraca i wysiłku, chociaż znad morza wracałyśmy specjalnie nocą, a potem siedziała w domu...[/QUOTE]

Naprawdę współczuję. W jakim wieku jest Pikusia ?

Link to comment
Share on other sites

Toyoto,masz wyrzuty sumienia o ostatni spacer z twoim psem , na który zabrałaś swojego przyjaciela, a ja nie mogę sobie darować,że mojego Maxa na ten spacer nie zabrałam chociaż tak bardzo prosił- a za 2 dni już nie żył.Twój przyjaciel miał naprawdę dużo szczęścia - nie opuściłaś go w chorobie, i pozwoliłaś żeby odszedł za TM w znenym , bezpieczym dla siebie miejscu- swoim domu.Nie każdy pies ma tyle szczęścia jak choćby Ciapek /http://www.dogomania.pl/search/187162-Ciapek-mix-kerry-blue-wciąż-czeka-na-dom /,któremu "pan",pewnie wyjatkowy wrażliwiec,nie mogąc patrzeć na chorobę pieska,zafudował samotny spacer na tyle daleko,aby zwierzak juz nigdy nie odnalazł drogi do domu.

Link to comment
Share on other sites

W takim razie wszystko wskazuje na to że winą za taki stan stawów mojej suki są geny i tego się trzymajmy ;)
toyota,eleja niestety nie możemy przewidzieć niektórych sytuacji,chociaż bardzo byśmy chcieli:( Wasze zwierzaki miały napewno wspaniałe życie i to się liczy,nie zaznały tego co psy schroniskowe.Miały swój domek,jedzonko i ciepełko:)

Link to comment
Share on other sites

Piku ma 2 lata i 7-8 miesięcy...... niestety jest psiakiem z zespołem wad wrodzonych i jej reakcje mogą być inne niż zdrowego psa.


U starszego lub schorowanego psa nigdy sie nie wie, co i ile można, a tak naprawsdę- jesli cos sprawia psu radochę, to lepiej (w granicach rozsądku) pozwalac mu na to, nawet ryzykując, niż chronić go za cenę odebrania mu radości. Dla psa nie liczy się długość życia, a jakość.
Moja Milena umarła nagle, NA SPACERZE. Na serce. Biegała, bawiła sie patyczkiem, węszyła i po prostu nagle upadła i... Nie do przewidzenia, to był grudzień, piekny, chłodny dzień.
I chyba w pewien sposób tak stało sie lepiej, Mila miała chłoniaka, niby chemia go opanowała, ale ten nowotwór zazwyczaj nawraca- a tak, umarła robiąc coś co kochała, a nie po wyniszczającej chorobie.....

Link to comment
Share on other sites

[quote name='marra']
Martens harce w wodzie to też co innego niż kapiący deszcz z nieba który spływa po sierści bo jak wiesz,kudły pokryte są powłoką chroniącą przed wilgocią[/QUOTE]

Moja suka ma od jakichś 6 lat popsutą tarczycę i w związku z tym jakakolwiek warstwa łojowa na sierści to sfera marzeń ;) Po 10 min w deszczu jest mokra do skóry... i jak widać mimo wieku kręgosłupowi to nie zaszkodziło ;)

Link to comment
Share on other sites

Dziewczyny, co do schładzania organizmu psa wodą przy przegrzaniu, przeczytajcie proszę artykuł, który załączyła Toyota. Jest tam informacja, że należy schładzać psa letnią wodą - nie zimną, nie lodowatą i musi być to proces. Czyli schładzamy psa stopniowo zaczynając od czaszki (chodzi glównie o zabezpieczenie mózgu) i szyi. Potem powoli przechodzimy na dalsze części ciała. Ważne, żeby to było "polewanie" a nie wrzucanie psa do zbiornika z wodą - tak jest tam napisane...

Toyota - bardzo Ci współczuję. Rozumiem Ciebie doskonale, bo w październiku 2009 pożegnałam swojego najukochańszego wyżełka Oskarka i przez wiele tygodni po jego śmierci zadręczałam się wyrzutami sumienia. Podobnie jak Ty miałam nocne koszmary a przed oczami ten potworny widok - męczarnie mojego kochanego psiaka. Tak strasznie cierpiał a jednoczesnie był taki dzielny. Oskar odszedł z powodu skrętu żołądka, a ja miałam poczucie winy, że zaraz po zjedzeniu przez niego wieczornego posiłku poszłam z nim na spacer - chciałam dobrze tak jak TY, skończyło się tragicznie. Dopiero po tych 10 miesiącach od jego śmierci mogę spokojnie o tym pisać. Powtarzam za dziewczynami - pożegnanie się z najukochanszym psem, który towarzyszył nam przez wiele lat jest bolesnym procesem. Pewnie nigdy nie pogodzę się ze stratą Oskarka i już zawsze będę za nim tęskniła, ale jestem w stanie teraz spojrzeć na to co się stało z dystansem - miał 14 lat, był schorowany i niedołężny. Może Pan Bóg pomógł nam w rozstaniu, bo sama nie potrafiłam podjąć decyzji o eutanazji.
Życzę Ci wszystkiego dobrego i wytrwałości! Czas naprawdę leczy rany.

Na zakończenie dodam, że w kwietniu adoptowałam pieska z DOGO. O Oskarku pamiętam cały czas i kocham go miłością niezmienną, ale Guaro ma już swoje miejsce w moim sercu!

Link to comment
Share on other sites

To naprawdę straszne co przeżyłaś. Nie przypuszczałabym , że starszy pies może dostać skrętu żołądka , przecież 14 - latek nie jest już tak żywiołowy , więc zdawałoby się , że nie ma zagrożenia.

Jednak 14- lat to piękny wiek dla dużego psa , chociaż jak odchodzi ukochany przyjaciel to zawsze jest za wcześnie.

Link to comment
Share on other sites

Toyota, właśnie, tylko Ty możesz mnie zrozumieć. To co przeżyłam było jednym wielkim koszmarem. Oskarusiowi zaszkodziło pewnie schodzenie po schodach. Wcześniejszy posiłek zjadł bardzo łapczywie. Zawsze dostawał sucha karmę, akurat w tym dniu chcialam mu zrobić przyjemność (?) i dałam mu jedzenie z puszki. Oskar rzucił się na miskę i zjadł wszystko w 2 minutki. I to było dla niego zabójcze. Potem to schodzenie po schodach i ostatni spacer. W tym dniu akurat byliśmy na zakupach i Oskaruś siedział trochę dlużej sam w domu niż zazwyczaj. Chciałam mu to zrekompensować - najpierw dobrym jedzonkiem, potem długim spacerem.
Po powrocie do domu pojawiły się pierwsze symptomy, ale wtedy jeszcze nie wiedziałam za wiele na temat skrętu żołądka. Oskar miał odruch wymiotny, tak jakby chciał coś zwrócić, ale nie mógł, odkrztuszał ślinę - myślałam, że może połknął jakiegoś włosa, czasami zdarzało mu się właśnie w ten sposób zachowywać. Nic nie podejrzewając poszłam spać. O 1.00 w nocy obudziło mnie stukanie jego łapek. Kręcił się strasznie, więc w końcu wstałam, bo myślałam, że może chce pić a ma już pustą miskę. Nalalam wody i już chciałam się położyć, ale coś mnie tknęło...zapaliłam światło...zobaczyłam coś potwornego. Mój kochany pies z mętnym spojrzeniem, ślinotokiem, bladymi dziąsłami i brzuchem tak wielkim, jakby w środku znalazła się piłka. W pierwszej chwili rozpłakałam się i wpadłam w panikę. Oskaruś poszedł na legowisko, sapał, nie mógł się ruszyć. Ostatkiem sił poszedł ze mną do samochodu. Teraz zastanawiam się jak to możliwe, że przy takim cierpieniu dał radę jeszcze dotrzeć ze mną na parking przy domu. Pojechaliśmy na nocny dyżur do kliniki. Diagnoza - skręt żołądka. Szybkie podanie leków przeciwwstrząsowych, kroplówka i sondowanie - niestety nie powiodło się. Kilka prób. Skręt byl tak silny, że sonda nie wchodziła do żołądka. Nacięcie też okazało się niemożliwe. Pytanie lekarki - co robimy? zaleca eutanazję. Pies jest już w szoku septycznym, operacji nie przeżyje ze względu na wiek i stan serca. Byłam w szoku. Nie docierało do mnie to co się dzieje. Oskar był już pod wpływem środków uspakajających i lekkiej narkozie. Nie miałam wyjścia. Nie chciałam, żeby dalej cierpiał. Zgodziłam się. Byłam z nim do końca. Przytuliłam się do niego szlochając...odszedł szybciutko, spokojnie. Ze mną było naprawdę źle. Wzięłam kilka dni urlopu. Przez te dni leżałam w łóżku i cały czas ryczałam. Pierwsze tygodnie byly straszne. Ciągłe wyrzuty sumienia i rozpacz. Wszystko mi go przypominało. W domu panowala pustka i cisza. Nikt mnie nie witał rano, nie żegnał wieczorem. W międzyczasie wróciłam do domu moja 4,5-letnia córeczka. Na szczęscie w tę pamiętną noc spała u babci. Pytała - ciągle gdzie jest Oskarek? To były bardzo trudne chwile. Razem siadałyśmy wieczorami i płakałyśmy. Nie chodziłyśmy na spacery w miejsca, ktore zawsze odwiedzalysmy z Oskarem.
Minęło wiele miesięcy i nawet teraz trudno mi powstrzmać łzy...ale emocje nieco opadły i mogę normalnie żyć.
Ty też powrócisz do "normalności".
Guaro daje nam wiele miłości - jest w nim wiele z Oskarka, może właśnie wrócił do nas poprzez niego?

Link to comment
Share on other sites

Takie błędy jakie my popełniłyśmy , codziennie popełniają inni i nic się złego nie dzieje.

Mój pies wiele razy biegał i nawet skakał po posiłku , przez to , że mój ojciec , do którego nic nie trafia ( ani prośby ani awantury ), go "dokarmiał" i to jeszcze batonami , żeby było ciekawiej :angryy: Mieszkam w odzielnym budynku , ale na wspólnej działce z ojcem, nie mogę się odgrodzić , bo całość jest jego. I skrętu żołądka nie miał.

Wiem co czujesz , Miodek też cierpiał w milczeniu , dowlókł się o własnych siłach do domu , bo ten atak dostał przed domem na poboczu ulicy (na wsi nie ma chodników) , więc prosiłam go , aby się podniósł :-( i posłuchał mnie jak zwykle. Miał tak przerażony wzrok , nie da się tego opisać. Chyba dlatego , że nie mógł oddychać.

Jestem dorosła tak jak Ty ;) i wiem , że każdy musi umrzeć , spodziewałam się , że mój pies nie pożyje już długo , bo chorował , ale boli mnie to , że sama się przyczyniłam do jego śmierci.

Ojciec mojej Przyjaciółki miał operację by - passy 2 lata temu i w tym roku byłam na jego pogrzebie. Umarł , bo pewnej soboty postanowił wynieść do piwnicy 2 fotele - takie lekkie typu finka . Mieszkał na parterze , jeden fotel zaniósł a z drugim przewrócił się na schodach i umarł. To dopiero jest tragedia. Nawet nie zdążył się nacieszyć wnuczką czteromiesięczną. Jego żona też załamana , że mu " pozwoliła " te fotele wynosić.

Życie jest kruche ...

Link to comment
Share on other sites

Na śmierć kogoś bliskiego, kochanego nigdy nie jesteśmy gotowi.

Oskaruś był staruszkiem, jednak wydawało mi się w ostatnich dniach, że jakoś odźył, miał więcej energii.
Liczyłam na to, że przynajmniej jeszcze rok a może i dwa lata, będziemy mogli cieszyć się sobą.
Był dla mnie "kimś" szczególnym, wyjątkowym, prawdziwym przyjacielem, oddanym i czułym.
Łączyło nas nadzwyczajna więź.
Ech:-(

Ze swoich błędów wyciągnęłam wnioski. Aktualnie przestrzegam rygorystycznie wszystkich zasad związanych z opieką, pielegnacją. Może nawet trochę przesadzam, ale wolę tak...nie chcę już nigdy mieć sobie nic do zarzucenia...
Chociaż i tak wszystkiego nie jesteśmy w stanie przewidzieć.

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...