Jump to content
Dogomania

problemy z wejściem do domu z psami


Nietoperzyk

Recommended Posts

Dzień dobry. Jestem tutaj nowa, ale mam sytuację podbramkową - a raczej poddrzwiową :)
Mam dwa psiaki - starszy, to 2,5 letni owczarek niemiecki, młodszy to zabrany ze schroniska 4 miesięczny szczeniak - sunia, też w typie owczarka niemieckiego. Początki tej znajomości były baaaardzo trudne. Starszy piesek nie akceptował nowego Intruza w domu, atakował - nie gryzł, nigdy nie naruszył ciągłości skóry małej, ale jednak z warczeniem brutala skakał w jej stronę i ujadał jak na najgorszego wroga. Sposobami chyba wszystkimi możliwymi udało się doprowadzić do tego, że w domu zakwitła wielka miłość - psiaki bawią się ze sobą, liżą, jedzą w tym samym czasie, smakołyki dostają na zmianę, ale też w tym samym czasie, dostają takie same komendy. Nie ma wyróżniania, jest po równo.
Na spacerze tak samo - z chodzeniem nie ma problemu, bawią się razem na dworze, nawet czasami starszy podzieli się swoim ulubionym węzełkiem i pozwala małej szarpać jego drugi koniec.
Koszmar jest przy drzwiach... O ile z wychodzeniem nie ma problemu, o tyle wchodzenie jest katorgą. Ale po kolei.
Na początku, jak wracaliśmy ze spaceru, to dochodziliśmy do furtki i przechodziliśmy ją bez problemu. Problem zaczynał się przy drzwiach - jak mała się do nich zbliżała, to starszy z warczeniem do niej startował (agresywnie, zdecydowanie). Reakcji była cała masa. Próbowałam:

[LIST]
[*]korekty kolczatką
[*]położeniem się na psa (a`la dominacja) do momentu wyciszenia
[*]sadzanie psa w oddali, aż do wyciszenia
[*]pomyślałam, że wchodzenie małej źle mu się kojarzy, więc kiedy zbliżałam się do drzwi on dostawał swój ulubiony węzełek
[*]wchodził pierwszy - atakował; wchodził drugi - atakował
[*]przywiązywałam go na jego legowisku (tak, że widział drzwi) i przechodziłam z małą przez próg w tę i z powrotem - jak był grzeczny, to dostawał nagrodę, jak nie - to było grożenie paluchem i groźne nie
[/LIST]


No i w efekcie - nic się nie zmieniło. No może inaczej - zmieniło. Teraz wie już, że jestem zła, jak nie wpuszcza suni do domu, więc ataki zaczęły się już przed furtką i na etapie całej wędrówki przez podwórko. Tam robiłam dokładnie to samo... To teraz cała akcja zaczyna się już podczas powrotu ze spaceru jakąś ulicę dalej i trwa pod same drzwi. Ostatnio musiałam to małe 15 kilo zarzucić na ręce, żeby wrócić do domu - wiem, zły precedens, ale musiałam zdążyć do pracy. A sunia robi osiołka i nie chce iść dalej... Na smaki tylko podchodzi, idziemy więc tak, że ona jest przy prawej nodze (tak ją uczę - starszy przy lewej, mała po prawej), karmię jednego i drugiego smakami, jak idą grzecznie... ale idą tak dopóki furtka nie pojawia się w zasięgu wzorku.. i od nowa.
Doszło do tego, że mała zaczyna bać się wracać do domu nawet wtedy jak idziemy same.


Dzisiaj poprosiłam o wsparcie, żeby dwie osoby wprowadzały psy. Tak więc ja wzięłam starszego (jest ze mną bardzo związany i raczej nie przepada za innymi ludźmi) smycz małej przekazałam w dobre ręce. W momencie w którym zbliżaliśmy się do furtki nie tylko subtelnie dał nam do zrozumienia, że ta druga para ma najlepiej do domu nie wchodzić, ale wprost wystartował do nich jakby co najmniej chcieli mi głowę urwać.
Weszła do domu mała, weszliśmy my. każde zostało przypięte do ściany przy swoich legowiskach (są przypinani jak mają się opamiętać) i po tym moim dzisiejszym ekperymencie pierwszy raz od niepamiętnych czasów wyskoczył do suni w domu. Więc znowu odesłanie na miejsce, powiedzenie nie i położenie się na psie... i tak sobie leżałam aż się nie uspokoił.
Później w domu zapanowała miłość, leżały razem, lizały się po pyszczkach.


Żeby zmniejszyć troszkę jego temperament zastosowałam kastrację chemiczną (dobierał się do suni, więc wyjścia nie było, jakąś trzeba było zastosować wybrałam taką opcję, powiedzmy - nie ostateczną) Dopiero 4 dni minęło (implant ma działać po dwóch tygodniach) a na spacerach jest jakby grzeczniejszy, bliżej mnie jest teraz, bardziej lubi się miziać i jest o wiele bardziej głodny rano... Stąd też, mój spokój trwał dopóki nie zaczęłam szykować im jeść. Znowu było powarkiwanie z niezadowolenia. Ostatecznie każde zostało w swoim miejscu (jak wychodzę do pracy, to psy są oddzielone drzwiami zamykanymi na klucz), a ja poszłam do pracy.


Teraz mam pytanie - nie, ja Was błagam wręcz o pomoc! Co mam robić z tym swoim bydlęciem niezrównoważonym?? Behawioryści - każdy ma swoje zdanie, jedni mówią dominuj, inni o korekcie kolczatką, jeszcze inni - bez przemocy odsyłaj na miejsce, nie dotykaj (to moje ulubione, odeślij bez użycia siły atakującego psa na miejsce... wiem, da się, ale nie mamy skończonego szkolenia psa obronnego i pełnej kontroli nad takimi atakami - gdybyśmy mieli, nie byłoby problemu).


Jakieś pomysły? PROSZĘ!

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Nietoperzyk']120 odsłon... i nikt nic nie napisał...[/QUOTE]

Napisać zawsze można, ale... [I]Cóż ci powiem, kochany, nowego? Cóż ci dam, czego inni nie mieli?[/I] - jak śpiewała Teresa Tutinas. Wypróbowałaś już chyba wszystkie metody uznanych na Dogo i w tivi zaklinaczy psów - Zofii Mrzewińskiej i Cesara Millana (no, może prócz obroży elektrycznej tego drugiego) - w celu ustatkowania ON-ka. I nic, lub prawie nic. Wydaje mi się, że problem leży przede wszystkim w tym, ze Ty... nie masz jaj. W tym potocznym, oczywiście, znaczeniu. Po dwu i pół latach posiadania psa, on przy Tobie powinien już dawno chodzić jak w zegarku. I nic to, ze to ON, a Ty [I]taka[/I] [I]mala[/I]. Znam filigranową kobitkę, właścicielkę m.in. 60 kilowej rudej (a jakże) zołzy - bullki. Bullmastifka w stadzie jest pierwsza po Bogu, czyli po pańci. Wyjątkowo wredne bydlę, atakujące bez ostrzeżenia wszystko obce, co ma cztery łapy i nie zdąży na drzewo uciec. No, taki charakter, ale w obecności pańci atakować? Tej małpie w czerwonym (czyli brunatnym) nawet przez myśl by nie przeszło, by zrobić coś nie tak [B]przy pańci[/B]. Ale, powiadam, przy takich psach trzeba mieć jaja.

Trzeba wziąć suczego syna do galopu, nie oglądając się przy tym na młodą. Ta niech sobie dorasta spokojnie [B]obok[/B], bez stwarzania przez Ciebie sytuacji kolizyjnych z ON-kiem. Spokojnie poczekaj, aż ona zmężnieje, czyli zbabieje i zacznie [I]pachnieć suką[/I]. I Twoje problemy się skończą. Albo i zaczną z kolei z suką, bo ta może w kwiecie wieku chcieć ustawić samca, a suki nie odpuszczają jak już najdzie je chętka, zwłaszcza rude. No, chyba że trafiłaś na samca-świra, który atakuje suki, To rzadka przypadłość u samców, ale zdarza się. Mnie zdarzyło się tylko raz w życiu mieć do czynienia z takim świrusem.

A tymczasem - czekając na Godota, znaczy na suczy zapach w stadzie, wprowadź pieskowi pruski dryl w domu. Nie ma to, czy tamto - wszystko na rozkaz, na wszystko trzeba zasłużyć. A jak się nie podoba, to[I] baczność, padnij i czołganiem w błocie marsz![/I] Oczywiście umownie, bo psiarze wiedzą o co chodzi - i to[B] bez kolczatki, obroży elektrycznej, psychotropów, klatki, pałki i batoga[/B] - tylko stanowczością i żelazną konsekwencją pańci, jak to ładnie opisują na Dogo zajebiste zaklinaczki psów. Czyli mówiąc krótko - czas najwyższy stać się dla psa pierwszą po Bogu. Albo i samym Bogiem, który bogobojnych kocha, a grzeszników karze...

Link to comment
Share on other sites

Ja oczywiście wiem, że to we mnie tkwi problem... Wiem nawet bardzo, chociaż się starałam niezwykle zostać samcem alfa, to jakoś mi chyba testosteronu zabrakło, chociaż wcale nie jestem taka mała i do tego ruda. Co ciekawe w tym wszystkim - nie mogłam wręcz nie napisać - moja sunia też jest ruda, a mój piesek ma na imię: Świrosław (zdrobniale Świr lub Świrus). Cały zestaw o którym przeczytałam zatem się znalazł. I rude i świr.
W domu dryl panuje od jakiegoś czasu (z założenia nigdy psu nie można było robić wszystkiego.... ale), są wprowadzone nowe zasady dla obu psów, odsyłany na miejsce z "zostań" i choćby co nie wiem tam ma siedzieć. Jak leży sobie w przejściu, to po bożemu idę taranem, mówiąc słodko "przepraszam" i motywując bydle, żeby z drogi zeszło. Padnij też ma jak trzeba - tylko chwała bogu błota w domu jeszcze nie mam. Pewnie przy tym zestawieniu stworzeń, wszystko przede mną. Nagrody w domu tylko jak coś zrobi wyjątkowego.
Trudno mi go wziąć do galopu nie oglądając się na młodą, jak młoda zaczyna portkami telepać. No trudno mi naprawdę. Zapach to ona ma już suczy, choć nie wiem jakim cudem mój pies go wyczuwa... liże biedak, wącha, łasi się (w domu) łapką się zaczepia, po czym przechodzi do czynu... a raczej próbuje. Próbował na tyle mocno, że zafundowałam mu implancik, żeby testostern przez pół roku mu negatywnie na mózg nie wpływał (sunia będzie wysterylizowana, tak mnie schronisko zobowiązało - wyjścia nie mam, losy jajek Świra jeszcze się ważą). Wydaje się jednak, że jest jeszcze gorzej jak ten lek cudowny zaczął działać... Wszystko wskazuje na to, że to agresja terytorialna, albo lękowa albo ch... tudzież inny męski organ wie jaka jeszcze, której ja nie ogarnęłam... i która przy kastracji się nasila (kastracja chemiczna nie po to była, żeby psa uspokoić, tylko po to, żeby nie próbował nierządu z młodocianą)
Ale pomysłów na rozwiązanie poddrzwiowej sytuacji nie mam...


ps. Cesara Millana w życiu nie oglądałam. Od lat bodaj 11 nie mam telewizora, a o nim dowiedziałam się z forum :)

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Nietoperzyk']
Próbował na tyle mocno [dobierać się do suki], że zafundowałam mu implancik, żeby testostern przez pół roku mu negatywnie na mózg nie wpływał (sunia będzie wysterylizowana, tak mnie schronisko zobowiązało - wyjścia nie mam, losy jajek Świra jeszcze się ważą). Wydaje się jednak, że jest jeszcze gorzej jak ten lek cudowny zaczął działać... [/QUOTE]

Dziwne masz trochę podejście do kastracji samców i suk. Solidarność jajników? Bo samca od razu w takim przypadku faszerujesz chemią, a suce odpuściłaś (niby na razie). Gdyby samcowi miało to pomóc na agresję (jak twierdził papa Fisher, ale jak mówią, on się później swoich poglądów zaparł), to trzeba mu po prostu zrobić rach-ciach z klejnotami, tak jak Pan Bóg kastrującym przykazał, a nie narażać psa na dodatkowe skutki uboczne sterylizacji chemicznej. Poza tym, w przypadku agresji nakierowanej na sukę, chodzi właśnie o to, by on był super-samcem, a ona super-suką, bo wtedy jest nadzieja, że ta agresja międzypłciowa u psa zaniknie, gdyż łamie psie - zakodowane w jego genach - standardy. A jak zrobisz z psa kapłona a z suki pulardę, to ta - jak to określiłaś - ch... wie jaka agresja stanie się już typową agresją dominacyjną w gronie takiej samej [I]trzeciej płci[/I]. Na dodatek, jeśli samiec stanie się z braku męskich hormonów niby-suką, to już może nie być zmiłuj: suki potrafią się żreć między sobą aż do ostatecznego rozwiązania kwestii suczej. I co jeszcze. Musisz się liczyć z tym, że koniec końcem nic nie pomoże: ani chemia, ani kastracja, ani behawiory, ani zaklinacze - nic. Pies nie odpuści - akurat tej jednej, i akurat w domu - nigdy. Czemu? A ch... go wie czemu. Taki świr. Dosłownie. I nie żartobliwie. Ale na razie trzeba robić swoje i psu nie odpuszczać nawet na moment, nawet kiedy robi Ci się go żal, bo to taki dobry i kochany piesek. Robić swoje, by osiągnąć choćby to, żeby on [B]w Twojej obecności[/B] ani mru-mru do suki...

Link to comment
Share on other sites

Raczej nie wysterylizuje czteromiesięcznej suni, niezależnie od tego, czy uznasz to za solidarność, głupotę, czy cokolwiek chcesz. Nie niby na razie jej odpuściłam, tylko to jest pies ze schroniska, które zobowiązuje mnie w umowie adopcyjnej do sterylizacji, zresztą przeprowadzonej u nich. Mam po prostu psa odstawić na zabieg.
Nie jestem weterynarzem, ale żeby mieć psa, nie trzeba nim być, podobnie jak żeby zostać rodzicem nie musisz być pediatrą. Dołożyłam całej możliwej staranności, aby dowiedzieć się jakie są za i przeciw kastracji - jednej i drugiej. Nie ograniczyło się to do telefonu do jednego weterynarza - dzwoniłam gdzie się dało, czytałam co się dało. Zdecydowałam się na chemiczną, która bądź co bądź nie jest ostateczna. Chirurgiczna cokolwiek nieodwracalna jak łatwo zauważyć.
Hmm. No pomijając, że przecież zgodnie z wcześniejszymi wypowiedziami czytanymi na forum, przecież wszystko się da i to na spokojnie konsekwencją, w tym oto przypadku ma mi się nie dać? I to, że w domu jest święty spokój i się bawią też nie świadczy o mnie dobrze, że na spacerze miłość kwitnie - także niczego nie zmienia? Nic mi nie pomoże, psy nie będą się lubić i to akurat moje niechybnie się zagryzą? Kategoryczna odpowiedź... Tylko co prócz robienia swoje mi zostało? I w jaki sposób mam to swoje robić? tego mi brakuje - jak mam postępować z psem? "rób swoje" "nic nie pomoże", "o już może nie być zmiłuj: suki potrafią się żreć między sobą aż do ostatecznego rozwiązania kwestii suczej".

Potrzebuję rady, a nie ciągłej krytyki tego co robię - bo skoro robię źle, to nie siedzę i nie płaczę, tylko szukam rozwiązania. Od taka jestem dziwna.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Nietoperzyk']
Potrzebuję rady, a nie ciągłej krytyki tego co robię - bo skoro robię źle, to nie siedzę i nie płaczę, tylko szukam rozwiązania. Od taka jestem dziwna.[/QUOTE]

Źle mnie odebrałaś: nie krytykuję Ciebie, a tym bardziej - ciągle. Bo w sumie osiągnęłaś to, co najważniejsze: psy żyją pod jednym dachem i nie pozagryzały się (nie używam emotek)... I każdy, kto ma więcej niż jednego psa, to doceni. Co do kastracji suki (nie sterylizacji, jak to się potocznie mówi), sprawa na razie jest bezprzedmiotowa, bo to 4. miesięczny szczeniak, a do Polski nie dotarła dotąd amerykańska moda na kastrację suk jeszcze przed osiągnięciem przez nie dojrzałości płciowej. Co do wpływu kastracji psa na obniżenie zachowań agresywnych, zdania uczonych są podzielone. Natomiast co do wpływu kastracji na obniżenie psiego [I]libido[/I], mogłoby się wydawać, że sprawa jest oczywista: nie ma jajek, nie ma chęci. Praktyka pokazuje, że tak nie jest: chęci są, choć już nie takie, ale życie z wykastrowanym psem i niewykastrowaną suką jest zdecydowanie łatwiejsze. Dla wszystkich. A teraz wracając do sedna sprawy.

Piszesz, że dzięki Twojej pozytywistycznej pracy, w domu jest święty spokój, psy się bawią, a na spacerach kwitnie miłość. Tylko te drzwi... Właśnie. Co Ty się tak uparłaś na te drzwi/furtkę? Powtórzę, jeśli to ma być jakaś rada: odpuść sobie ten problemt, jeśli wszystko inne gra - odpuść do czasu, aż suczka dorośnie i zacznie pachnieć dla psa naprawdę jak suka, gdy pojawi się pierwsza cieczka. Bo na razie to ona dla niego pachnie szczeniakiem. Prawda, dorosły pies nie powinien atakować szczeniaka, ale niech mu już będzie, bo to może być problem przechodni. Prawdziwy problem może się dopiero zacząć, gdy pies spróbuje podnieść łapę na dorosłą sukę. Ale na razie nie ma co krakać. Zacznij przechodzić przez te cholerne drzwi/furtkę razem, ale osobno: najpierw wchodzisz z suczką, a pies czeka uwiązany gdzieś do płotu, albo zostawiasz tam suczkę i wchodzisz z psem. Przywiązujesz go do kaloryfera i wracasz po suczkę. Twoją rolą jako pańci jest konsekwentne egzekwowanie od psa, by w każdym przypadku stulił mordę i spokojnie czekał na dalsze decyzje bogini. Jeśli przez dwa lata pies wszedł Ci na głowę, to teraz musi z niej zejść. Inaczej się nie da.

Link to comment
Share on other sites

Trochę się dziwię, że pies nie toleruje szczeniaka aż tak. Ja od kilkudziesięciu lat mam psy i nigdy nie miałam takich problemów a miałam i ONki i 32 lata rottweilery. I mimo, że miałam zawsze kilka, do psa dochodziły i suki szczeniaki i suka 4,5 letnia, potem do starszych suk dochodziły też i szczeniaki i dorosłe psy i suki zawsze te starsze akceptowały nowe, szczeniaki wychowywały, dorosłe się dogadywały a całe życie mieszkam w b mieszkaniach w bloku, w osiedlu i nie tylko nie miałam problemów w domu ale również na spacerach moje psy, szkolone wszystkie na obronne policyjnie nie sportowo nie stanowiły i nie stanowią zagrożenia ani dla ludzi anoi dla wszelkiej maści i wielkości psów i suk, nawet atakowane nie reagują agresywnie. Ale Ryss ma rację, musisz być silniejsza psychicznie od psów bo to jest najważniejsze. Ja jestem mała, ważyłam niewiele więcej od swoich rottweilerów, szczególnie samców a mimo to zawsze nad nimi panowałam nie używając siły fizycznej. To ty rządzisz i ustawiasz hierarchię a nie pies. Bo może się skończyć jak u mnie t.zn,. adoptowałam 5-letniego puinczera średniego, który pogryzł dorosłą dziewczynę, do dziś nie wiadomo co ona mu zrobiła, a u mnie pies jest już ponad rok, ma towarzystwo dwóch suk - rottki i pinczerki średniej i ja jeszcze nie usłyszałam jego warknięcia a mogę zrobić z nim wszystko. A stado żyje w zgodzie.

Link to comment
Share on other sites

[B]Ryss[/B] - przepraszam. Masz rację, troszkę nadmierne uogólnienie zastosowałam w zdaniu dotyczącym krytyki. Naczytałam się ostatnio na forum tutaj na dogomanii i na forum owczarka, że w ogóle posiadanie psa nie jest obowiązkowe, że kastracja to okaleczenie i jakby to wszystko wzięła do serca, to powinnam oddać psy do jakiejś fundacji, znaleźć im nowe domy, a siebie zastrzelić. Co nie zmienia faktu, że zareagowałam jak stereotypowa baba, za co przepraszam.
Dziękuję, za wyjaśnienie tego wszystkiego i za to, że jako jedyny jednak zmierzyłeś się z moim problemem.
No sama nie wiem co mi te drzwi przeszkadzają... chyba mi się o nich zawsze przypomina jak mam wejść do domu i to przez to. Masz rację - dziękuję. Czas żeby psina opuściła moją głowę, zanim będę miała uraz kręgosłupa. Chociaż trochę mnie to dziwi, że tam wlazla... Chodzi w gruncie rzeczy jak w zegarku, jeśli się tę agresję weźmie w duży nawias... Poza nią naprawdę pies mógłby startować do tytułu psa idealnego.


[B]dwbem[/B] - z Twojego opisu widać, że przez życie kilka psów Ci się przewinęło. Wręcz można mieć wrażenie, że w tym mieszkaniu w bloku przechodziły stadami :) To dobrze, że potrafisz nad stadem zapanować i ogólna zgoda panuje w psim świecie.


[B]"moje psy szkolone wszystkie na obronne policyjnie nie sportowo"[/B] może to jest klucz do sukcesu? I wiesz, jeśli to były psy policyjne, to z całą wiarą w Twoje pozytywne metody szkolenia, nie wierzę, że nie były układane bez siły fizycznej. Miałam okazję oglądać pracę z psami w Sułkowicach... i jeśli faktycznie Twoje psy przeszły szkolenie policyjne, to wybacz, ale w pozytywne metody szkolenia, bez siły, nie uwierzę.


[B]Beatrx[/B] - na starcie - to nie ja pisałam o szkoleniu obronnym. Moja psina w szczenięcych czasach brała udział w psim przedszkolu, później zrobiliśmy PT1. Obrony nie robiłam, bo niestety to zabawa niezwykle kosztowna u mnie.
Dzień mojego psa - przedstawię dzisiejszy, który nie wiązał się z przygodami poddrzwiowymi.
Budzik dzwoni o 5.00 i całe stado wędruje na spacer. Na początku grzecznie mają przykaz chodzenia przy nodze (mała przy prawej, starszy przy lewej), później stop - troszkę luzu, załatwianie swoich potrzeb porannych i spacerujemy sobie przez jakiś czas. Dochodzimy do parku i tam jest chwila zabawy, tarmoszą się, ganiają - generalnie się bawią. Później ok. 20 minut przypominajki szkoleniowej. Seria siadów, warowań, zostawań, przychodzenia do nogi, przywoływań i jak starczy czasu to też chodzenia przy nodze (na zmianę). Razem wykonują komendy, razem dostają nagrody - oczywiście jeśli zasłużą. Później jeszcze chwilka zabawy i wracamy do domu - troszkę luźniej, żeby mogły się jeszcze pozałatwiać zanim zostaną same jak pójdę do pracy. Wracamy tak po 6.15 - 6.20.
Ponieważ nie mam gdzie go przywiązać na ulicy, wymyśliłam dzisiaj inny sposób. Świrek uwielbia samochód, jak ma gdzieś pojechać, to emocje go wręcz rozsadzają! (nad tym też pracuję, ale tylko ja mam prawo jazdy, zatem trenujemy dość wybiórczo...). Wracamy ze spaceru i mówię Świrkowi, że właśnie wsiądzie do samochodu i czy widzi gdzie stoi. Świrek się cieszy i pędzi do samochodu, otwieram drzwi, on wsiada zadowolony, zamykam samochód i z małą pędzę do domu. Zamykam ją w sypialni i wracam po mojego psa obrońcę. Jak wchodzimy do domu, to oczywiście się cieszy, wchodzi na swoje miejsce ze spokojem, a ja znowu zła, pytam: "no i gdzie jest Twoja sunia? szukaj suni" a ponieważ mała płacze w tym czasie jakby ją ze skóry obdzierali to odnaleźć ją nie jest trudno, pędzi do pokoju, siada przed drzwiami i czeka. Otwieram drzwi a on tak się cieszy, że suńkę znalazł jakby jej wieki nie widział. Razem się rzucają sobie w objęcia - ona szczęśliwa, że wyszła, on szczęśliwy, że znalazł :) I znowu pokój na świecie. Później szykowanie jedzenia - znowu jedno zamykam w jednym pokoju, drugie w drugim (do wczoraj siedziały na swoich materacykach w kuchni, gdzie szykowałam jedzenie, ale przez to znowu były jakieś warczenia... stąd rozdzielenie). Jedzą później osobno, każde w swoim pomieszczeniu, a później znwou love!
Śniadanie dzielone jest na dwie części - drugą dostają jak wychodzę do pracy (zostają osobno). Wracam z pracy i wychodzimy na spacer. Ten trwa jeszcze dłużej - około 1 godz. 40 min. - 2 godz. Łazimy po lesie, ćwiczymy, bawią się itp. Na zmianę też - jedno czeka, drugie ma rzucaną swoją zabawkę, czy patyczek - Mała to raczej leży i gryzie patyczek :) a Świrek szaleje strasznie, biega wyżywa się, przynosi aportuje bez problemu. Później znowu się bawią i wracamy do domu. Albo popołudniowy spacer machamy oddzielnie. Wtedy więcej czasu spędzamy na szkoleniu podstawowym, praktycznie ok. 40 min męczenia intelektualnego indywidualnego. Zabawa z pańcią i powrót. Wtedy spacer trwa około godziny - jednego. Później drugi tak samo. Powroty do domu będą zbliżone do tego, co opisałam. W każdym razie do domu wracamy około 19.00, nawet później. Jedzą, mają siestę (z uwagi na żołądki) i przed snem (wstaję wczesnie, więc przed snem to jest jakaś 21 ;)) idziemy jeszcze na szybki spacer (jakieś 20 minut). Wracamy i jest hasło spać - mała śpi przy łóżku, bo inaczej łazi i Świra zaczepia, duży gdzie sobie życzy, przychodzi czasem, popatrzy co się dzieje, przytuli się i się kładzie z nami. Od, tak wygląda nasz dzień.

Skoro już dotrwaliście z czytaniem do tego momentu, to dorzucę jeszcze krótką charakterystykę starszego psa. To była psina z podhodowli wyrwana... Był biedny i chory. Stan zarobaczenia był taki, że pies miał ataki padaczki. Brał Luminal bo po trzykrotnym odrobaczeniu nadal załatwiał się żywymi robalami i ataki nie mijały. W swoim poprzednim "domu" był też chyba wiązany - w sensie jego pysk był wiązany sznurkiem... miał pełno otarć na pysku, na łapkach i ogonie, takich bardzo charakterystycznych. Kiedy próbowałam wcześniej zadziałać kantarem na pysk, skończyło się zdartym o asfalt nosem i leczeniem nosa... na pewno bolesnym, ale Świrek to wybrał niż spacer w kantarze, co też o czymś świadczy. Bał się obcasów, nie lubił psów, nie lubił ludzi, nienawidził dzieci. Nadal to zostało. Na początku ludzi się bał. Teraz jak idziemy ulicą, to mogę z nim nawet wejść do sklepu, usiądzie cichutko przy mnie i grzecznie będzie czekał. W autobusie, w największym tłoku siedzi grzecznie... ale niech ktoś spróbuje w moją stronę ręką machnąć... grzeczność się kończy. Broni mnie przed całym światem. Jak jesteśmy na działce, to cały czas jest blisko mnie i nawet muchy przegania, żeby za blisko mnie nie latały. A teraz musi się z Szajbą mną podzielić... to mu trudno. Sunia z kolei ludzi kocha, do każdego chciałaby się iść przywitać. Więc jak na spacerze ktoś ją głaszcze, to Świrek krótko daje mu do zrozumienia, że sobie tego nie życzy. Sadzam go przy nodze i tłumaczę - zobacz, nic się nie dzieje. On na mnie patrzy tak po owczarkowemu, kręci główką na boki i daje sobie spokój. A jak mała podchodzi do stada, to sprawdza ją całą, czy czasem jej się krzywda nie stała. Nie daj bóg, jeśli by pisnęła... pisnęła kiedyś przed drzwiami, jak Świrek był w domu. Bardzo zaniepokojony pobiegł sprawdzić co się działo i wtedy mu nawet wejście przez drzwi nie przeszkadzało, tylko mała na starcie wylizał.
Od taki Świr...

Link to comment
Share on other sites

Ja bym mu dolozyla cos jeszcze z pracy wechowej (znaczy obojgu, ale jemu w szczegolnosci). Tak zeby wracajac ze spaceru byl padniety, wtedy latwiej bedzie nad nim zapanowac. Do tego cwiczyla do upadlego komende "siad" (pies siada w kazdyc warunkach, na kazdym podlozu, w kazdej Twojej pozycji i chochy sie walilo i palilo to nie wstaje) i usadzala go na dlugosci smyczy, wpuszczala mala pierwsza, jeo zwalniala z komendy i dopiero wtedy pozwalala wejsc. Sama widzisz, ze odwracanie jego uwagi dziala cuda, wiec te uwage odwracaj, chociazby kazac mu siadac co Twoje trzy kroki jak bedziecie sie zblizac do domu i tak caly czas, poki nie przekroczycie progu.
noi jak Swirek to swirek to moze miec jakies tam swoje odpaly do konca zycia z powodu warunkow w jakich przebywal za czasow szczyla.dlatego tu sie bardzo przyda wytluczenie przynajmniej jednej komendy, ktora nad psem zapanujesz.

Moj pies tez uwielbia jezdzic i jak uslyszy, ze kluczyki biore to z ekscytacji niemalze skacE pod sufit, no ale ja nic z tym nie robie, bo widze w nim w takim momencie sama siebie:D

Link to comment
Share on other sites

Beatrx - on nie lubi wąchać, nie kieruje się nosem wcale a wcale, układałam mu ślady, to jakoś nie mógł biedny trafić :) Mała jest zdecydowanie węsząca, ale on ma inne zainteresowania - takie biegająco-aportujące. Przynajmniej miał, zanim nie zaczął działać ten implant po którym już w ogóle na nic nie ma ochoty mam wrażenie.
Ćwiczymy siad i zostawania we wszystkich możliwych miejscach. Teraz mamy jeszcze nową komendę "miejsce" czyli zostawanie w dowolnej pozycji w miejscu, które sobie wybierze pańcia. Wprowadzone wczoraj. Dzisiaj frustracje zostały wyładowane na małej... Nagle, podczas lizania po pyszczku...


U mnie ekscytacja jazdą samochodem jest nie do końca fajna, bo wiąże się z obroną terytorium przez całą drogę przed wszystkim co się rusza i nie rusza (bo przecież on jedzie, więc dla niego wszystko się rusza)... Na urlop jadę wyposażona w persen - jak radził mój weterynarz: "proszę psu dać jedną tabletkę - pewnie nie pomoże, ale... a sobie wziąć 3 - będzie pani o wiele lepiej" :) no i ta metoda jakoś działa, bo wcześniej przejechanie 400 km alarmowo z syreną w środku sprawiało, że wychodziłam wkurwczaczona i zmęczona nie do opisania.


Wczoraj mieliśmy wizytę naszego trenera, który mnie tresuje a psy wychowuje :) zaczynamy zintensyfikowaną pracę nad schodzeniem mi z głowy. Określił sytuację w moim domu tak, że pies sterroryzował mi rodzinę... to smutna była diagnoza... ale teraz z uporem maniaka się z tym mierzę. Świrek zachowuje się tak, jakby ktoś mu w pysk strzelił łopatą. W ogóle nie wie co się dzieje, jest przestraszony nawet troszkę, chociaż żadnej agresji wprost nie ma (odwracanie uwagi stosujemy, jak przy szczeniakach, hałasem nietypowym). Tylko świat mu się do góry nogami przewrócił, bo dom - zamiast spokojnej budy - jest teraz miejscem gdzie jego do rany przyłóż pancia, ciągle coś od niego chce...
Mała zdezorientowana tak samo. Eh.. no cyrk na kółkach, bez kółek.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Nietoperzyk']on nie lubi wąchać, nie kieruje się nosem wcale a wcale, układałam mu ślady, to jakoś nie mógł biedny trafić .[/QUOTE]

Nie słuchaj popierdółek typu "praca wechowa", żeby pies był "padniety" - bez względu na to, co to znaczy wechowy i padniety. Każdy pies nosi w sobie geny, które kiedyś człowiek z uporem selekcjonował u mutantów: u jednego do tropienia, u drugiego do pasienia, a u trzeciego do obrony. Z genami się nie wygra, można jedynie te dobre wyeksponować, a te złe przytłumić na tyle, że da się z psem żyć. Ale - co zawsze powtarzam - nigdy z tchórza nie będzie zakapiora. A pies nawet totalnie zmęczony, cudownie ożyje, gdy na horyzoncie pojawi się suka z cieczką, lub nielubiany pobratymiec. Tak że nie tędy droga. Ty, intuicyjnie - jak matka dzieciom - mimo wszystko dobrze sobie radzisz z parką psów po przejściach, więc idź spokojnie dalej swoją psią ścieżką, a efekty przyjdą szybciej niż myślisz.


[QUOTE]
Ćwiczymy siad i zostawania we wszystkich możliwych miejscach. Teraz mamy jeszcze nową komendę "miejsce" czyli zostawanie w dowolnej pozycji w miejscu, które sobie wybierze pańcia.[/QUOTE]

Komenda "zostań" jest jedną z najbardziej przydatnych na co dzień - pies ma stać/siedzieć/leżeć, wedle uznania, w miejscu, gdzie to usłyszał od pańci, aż do odwołania. Warto to konsekwentnie ćwiczyć. "Siad" to już bardziej jako przywołanie do porządku się przydaje, niż do brania smaczka z pańcinej rączki. W domu oczywiście nie można się obyć bez "na miejsce" (u mnie to funkcjonuje jako "idź do siebie", gdzie tym "u siebie" jest inny fotel, jeśli pies zajął akurat fotel, na którym pańcio ma ochotę usiąść). Pies u mnie śpi zwykle na "swoim" fotelu w sypialni, tudzież w innych, dowolnie wybranych miejscach, poza jednym: [I]ni mo prawa[/I] spać na małżeńskim łożu. Chociaż i tak to jest problematyczne. Gdy pies zostaje sam w domu, wszystko jest, ma się rozumieć - gut: piesek sobie czeka spokojnie na pańcia, ale... Jest inteligentny, lecz brak mu [I]zdolności manualnych[/I], by wygładzić po sobie kołdrę. Bo ma się rozumieć - najlepiej czeka się na pańcia na jego łóżku (nie - pańci!), ale oczywiście na dźwięk klucza w zamku meldujemy się pod drzwiami... No cóż, rżnę głupa, że nie widzę ciepłego jeszcze miejsca na moim łóżku. Bo jak tu nie wybaczyć roześmianej, że pańcio wrócił, [I] Lassie[/I]?

Wspomnę jeszcze o komendzie, która może uratować psu życie: komendzie "stój". Psa na ten krzyk (bo to często już jest krzyk) ma zamurować w tym miejscu, gdzie jest. Ćwiczymy to zwykle przy przejściu przez ulicę: mówimy "stój", nawet gdy jest zielone światło. Czekamy chwilkę, pada komenda "idziemy" i dopiero wtedy pies ma prawo ruszyć dupę i wejść na jezdnię. Trzeba to ćwiczyć do upadłego, aż pies nie wejdzie przy nas na jezdnię bez komendy "idziemy".


[QUOTE]
Wczoraj mieliśmy wizytę naszego trenera, który mnie tresuje a psy wychowuje zaczynamy zintensyfikowaną pracę nad schodzeniem mi z głowy... [/QUOTE]

Lepiej będzie, jak zaufasz własnej wiedzy, własnemu rozsądkowi i własnej, kobiecej intuicji: to Twój pies i Ty wiesz najlepiej, co dla niego jest dobre, czy to się różnym zajebistym zaklinaczom psów podoba, czy nie. A ja wierzę w Ciebie.

Link to comment
Share on other sites

[B]Ryss, cóż Ty zrobiłeś. Nawet nie zdajesz sobie sprawy... Miałam wczoraj taki koszmarny dzień, a wieczorem, jak przeczytałam Twoją wiadomość, to był to najmilszy aspekt doby. Bardzo Ci dziękuję[/B] - szczególnie za to ostatnie zdanie.


Masz rację - po raz kolejny. Stosowałam zasadę zmęczenia, dwie godziny biegania, rzucania, ćwiczenia, spacer był tak długi, że mi samej nogi weszły.. tu i ówdzie. Jak Świr zobaczył Szajbę zbliżającą się do drzwi, to jego zmęczenie zniknęło niczym bańka mydlana, chociaż po drodze ledwo łapami przebierał.
Dzisiaj o godzinie 5 z minutami ćwiczyłam z jednym a 40 minut później z drugim siad i zostań przy ulicy. Co prawda jeszcze nie była przesadnie ruchliwa, ale jednak samochodów kilka sie przewinęło i nawet trzy pociągi zaszczyciły nas przejazdem. Wyszło całkiem nieźle. Zmieniam im miejsca, dzisiaj trening posłuszeństwa z małą robiłam na środku ulicy naszej osiedlowej. Na początku była bardzo zdziwiona, a później poszło :)
Komenda stój to dla mnie jeszcze tajemnica. Jakoś nigdy nie mogłam sobie z nią poradzić, ale może właśnie to jest dobry moment - szczególnie, że muszę Świrkowi jakoś głowe pomęczyć czymś nowym. Uwielbia to robić, mnie to sprawia przyjemność i generalnie lubimy się przez to bardziej :)


Matka dzieciom i behawiorysta/trener. Gdybym mogła zabluźniłabym teraz i wielki grom spuściła na ziemię. Nie będę tego robić, jestem szczęśliwym posiadaczem neospasminy ze względu na sytuację domową...
Właśnie ja tej swojej wiedzy to nie jestem pewna... Jak Świrek z nami zamieszkał, to była wielka partyzantka i niczego o psach nie wiedziałam zatem uczę się dopiero ponad dwa lata. To bardzo mało. Plus - jakkolwiek zabrzmi to paradoksalnie - jest taki, że trafił mi się naprawdę ciężki przypadek, więc wiedza musiała być przyswajana szybciej i w większych ilościach. Z powodu braku pewności zaprosiłam więc trenera. Po jego wizycie wszystko wróciło do - nie moi drodzy, nie do normy - do początku!!
Cała znajomość moich psów wróciła do punktu wyjścia. Wróciły ataki na sunię w domu przy każdej możliwej okazji (z wyjątkiem gości którzy u nas byli, tych akceptowanych, jednych z nielicznego grona wtedy zabawa trwała w najlepsze, chociaż zazwyczaj Świrek siedział i warczał na nich niepocieszony). Rano dzisiaj nie mogłam wyjść z psami, chociaż już od dobrych trzech tygodni nie miałam z tym problemu - bo jak założyłam smycz jednemu i drugiemu, to Świrosław wystartował do małej... Stąd na spacer dzisiaj oddzielnie. A trener naprawdę nic nie zrobił złego! Tylko pokazał nam, że - jak niekiedy na psich przedszkolach uczą - jak pies szczeka bez przyczyny w domu, to mamy rzucić hałasującą butelkę. Konsekwentnie też teraz je zostawiam na miejscu - ale znowu źle, ja wiem, że źle!! bo każdy w innym pomieszczeniu. Znowu więc zaczyna się powolne obwąchiwanie małej, później warczenie i niezadowolenie - chociaż jednym gryzakiem z prasowanej skóry się już w domu bawiły... Wracałam ze Świrkiem to cieszył się jak Szajbę znalazł, teraz jak drzwi otwieram - to zarówno jedno jak i drugie zachowuje się tak, jakby tymi drzwiami dostało po pysku.. zatem wracamy do pracy u podstaw... Konsekwentnie z miejscem (jedno i drugie dostaje) ale w jednym pomieszczeniu będą sobie powoli musiały zacząć przebywać. Dzwoniłam później do pana, który naprawdę wiedzę o psach ma przeogromną i szacun dla niego (tego się trzymam i w to wierzę) - powiedział mi, że psy mam odseparować. I on oczywiście może mieć rację, tylko ja się pytam, jak one się mają nauczyć żyć ze sobą, jak je będę miała odseparowane?? No i jeszcze dorzućmy, że na początku tej ciężkiej znajomości psów powiedział, że w żadnym wypadku żadnej separacji - mam dwa psy i mam się zachowywać jakbym miała dwa psy, a sytuacja jakby znowu jest taka sama, to po co mam je oddzielać?? No jakieś mi się to wydaje niekonsekwentne...
Eh...
...znowu od początku, toż to przecież szlak człowieka trafić może... a już było tak pięknie...
[attachment=3537:11749.attach]

[B]Jeszcze się pożalę...[/B]bo gdzie miałabym znaleźć zrozumienie jeśli nie tutaj... przez swoja konsekwencję dzisiaj jeszcze siedziały w innych pokojach na miejscu. Jedno w jednym, drugie w drugim. A ja szykując się do pracy siedziałam sama i jak tylko się któreś ruszyło (częściej mała, bo Świrek został grzecznie na miejscu, załapał komendę po pierwszym razie) to biegłam ją odprowadzić i sprawdzałam od razu czy starszy wyga się nie ruszył.. I się czułam jak klawisz w więzieniu... Psy patrzyły na mnie czego chcę i czego będę chciała - bez takiej radości porannej, że mnie widzą znowu... przez trzy tygodnie się przyzwyczaiłam, że siedziałam w kuchni z przyjaciółmi (moimi) merdającymi ogonem, które nagle postanawiały się bawić. I miałam widok drzwi w których najpierw widziałam jednego biegnącego, za chwilę biegł drugi pies. Później jeden biegł w jedną stronę, drugi w drugą przeskakując przez pierwszego. Za chwile połączenie następowało po zaczepnym szczekaniu i pędziły w jedną stronę z węzełkiem w zębach - Świr trzymał węzełek i ciągnął za sobą Szajbę uczepioną po drugiej stronie tej samej zabawki. Za chwilę mała spierdziela z zabawką sama, cudem ją zdobywszy, a ta starsza ciapa wraca węsząc gdzie się podziały jego skarby - to były fajne poranki, chociaż dom drżał w posadach... na komendę do mnie biegły jeden przez drugiego - po parówę z ręki i nawet nie było przy tym awantur...
a dzisiaj - masakra. No po prostu mi smutno... staję się jakąś wredną babą, a moje bycie fajna pańcią gdzieś w tym wszystkim się gubi..

Edited by Nietoperzyk
Link to comment
Share on other sites

Taka uwaga jeszcze do kastracji: jesli pies jest niepewny siebie to lepiej mu jajek nie zabierac, bo bedzie jeszcze gorzej. A z Twojego opisu taki mi sie obraz zagubionego psa wylania, ktory nauczyl sie radzenia sobie ze stresem zebami. Niektorzy moga powiedziec, ze takie wypatrywanie w kazdym wroga to cecha obronna tylko co to niby za obronca, ktory widzi zagrozenie w calym swiecie?
Nie musisz mu sladow ukladac, wystarczy, ze usadzisz go i rzucisz aporcik hen daleko, a jak upadnie to wyslesz po niego psa. Pierwsze co to na wzrok poleci, ale potem nosa musi uzyc jesli w wysoka trawe to rzucisz. Uzywanie nosa jest najbardziej naturalna rzecza dla kazdego psa i jest to dla nich najwazniejszy zmysl. gdyby nie nos to przodkowie psa wygineliby od razu. A do tego praca wechowa pomaga budowac pewnosc siebie psa.

a ta osoba nie mowila ile czasu masz izolowac psy? Bo jesli by to mialo wygladac na zasadzie: izolujemy zeby sie ze soba opatrzyly, a potem stopniowo zblizamy to okej. A izolowanie do smierci jest bez sensu.

I nie martw sie tym, ze teraz jest gorzej. Moze to po prostu nie ta metoda i trzeba sprobowac czeos innego? A jakby zrobila z wyjscia taki rytual, gdzie psy maja robic siad przez caly czas jak sie ubierasz, przy otwartych drzwiach, po wyjsciu za prog? I to samo z powrotem? A jakbys puscila je luzem na podworku po powrocie ze spaceru i by zostaly same? Jak on w ogole reaguje na nia jak sa sami? A jak reaguje na nia jak tylko Ciebie nie ma a inni domownicy sa?

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Nietoperzyk']
Dzisiaj o godzinie 5 z minutami ćwiczyłam z jednym a 40 minut później z drugim siad i zostań przy ulicy... Komenda stój to dla mnie jeszcze tajemnica. Jakoś nigdy nie mogłam sobie z nią poradzić, ale może właśnie to jest dobry moment - szczególnie, że muszę Świrkowi jakoś głowe pomęczyć czymś nowym. :smile: [/QUOTE]

No, niespotykanie ranny ptaszek z Ciebie - jestem pod wrażeniem, bo ja nocny marek. Komu innemu chciałoby się o piątej rano ćwiczyć psie sztuczki? Przecież dla pracujących jest oczywiste, że rano to tylko z pieskiem siusiu/kupka i hajda do roboty. A z tym "stój" - oto wielka tajemnica: trzeba krzyczeć. Tak, bo jak dla mnie, to nie jest komenda typu "siad", czy "zostań". To jest komenda podbramkowa, kiedy odruchowo krzyczymy, bo pies jest o krok od nieszczęścia i nie tyle komenda, co nasz krzyk ma go powstrzymać przed zrobieniem drugiego kroku. Więc tak zaczynamy z psem ćwiczenia - na początek raczej nie na ulicy, bo będzie się zatrzymywał nie tylko pies, ale i przechodzący ludzie, i będą się pukać w głowę. Pies musi być w ruchu, bez smyczy, kawałeczek od Ciebie. Gdy nie patrzy w Twoją stronę, krzyczysz "stój". Pies nie zna jeszcze tej komendy, więc to tembr i siła Twego głosu (a głos Twój zna) ma spowodować, że pies odruchowo zatrzyma się, odwracając głowę w Twoją stronę. Podchodzisz szybko do psa, chwalisz, że dobry piesek. I powtarzasz sytuację raz, drugi, trzeci - zawsze niespodziewanie, zawsze głośno. Z czasem stopniowo obniżasz siłę głosu, aż do poziomu normalnej, twardej komendy, gdy pies idąc przy Tobie, na hasło "stój" stanie, choć Ty idziesz dalej. Nie należy łączyć komendy "stój" z nauką zatrzymywania się, kiedy Ty stajesz. Tę umiejętność pies powinien przyswoić sobie bezkomendowo, wystarczy korekta smyczą.


[QUOTE]
Z powodu braku pewności zaprosiłam więc trenera. [/QUOTE]

Lepsze jest wrogiem dobrego...


[QUOTE]
Po jego wizycie wszystko wróciło do - nie moi drodzy, nie do normy - do początku!! Cała znajomość moich psów wróciła do punktu wyjścia. Wróciły ataki na sunię w domu przy każdej możliwej okazji... Rano dzisiaj nie mogłam wyjść z psami, chociaż już od dobrych trzech tygodni nie miałam z tym problemu - bo jak założyłam smycz jednemu i drugiemu, to Świrosław wystartował do małej... Stąd na spacer dzisiaj oddzielnie. [/QUOTE]

Ja rozumiem, że kobieta może w jeden dzień zepsuć pralkę, czy zmywarkę, lecz żeby facet był w stanie w pół dnia zepsuć psa? Wierzyć się nie chce, ale...


[QUOTE]
A trener naprawdę nic nie zrobił złego! [/QUOTE]

Doprawdy? Cudów nie ma, zwłaszcza w przyrodzie.[B] Coś[/B] musiało się jednak wydarzyć - jak nie trenerskie nauki, to jego postawa wobec psa - że tak to podziałało na psa z mało stabilną psychiką. Jakby był jakiś toksyczny, ten trener. Ty pewnie tego nie zauważasz, zapatrzona w męskiego trenera, ale pies może widzieć/czuć więcej. Jeśli nie uwierzysz we własne możliwości, nie uwierzysz w siebie, to kiepsko widzę skutki Twego zawierzania radom zajebistych zaklinaczy psów, a nie kierowania się własnymi przemyśleniami i własnym doświadczeniem z tym konkretnym psem. Bo nawet gdybyś zaprosiła samą Zofię Mrzewińską, ba - samego Cesara Millana, to ich złote rady sprawdzające się ogólnie rzecz biorąc, w tym jednym przypadku mogłyby zawieść. Bo psy jak ludzie - każdy jest jedyny w swoim rodzaju, i to co jest dobre dla wszystkich innych, dla tego jednego może już takie dobre nie być. Krótko mówiąc: słuchaj trenera, słuchaj Zofii i Cesara, słuchaj zajebistych zaklinaczy psów na Dogo, łącznie ze mną, [B]ale[/B]... Ale miej swój rozum i filtruj te wszystkie dobre poradki przez pryzmat swoich doświadczeń z własnym psem.


[QUOTE]
Tylko pokazał nam, że - jak niekiedy na psich przedszkolach uczą - jak pies szczeka bez przyczyny w domu, to mamy rzucić hałasującą butelkę. [/QUOTE]

Cudne rady zapożyczone od papy Fishera. On nawet zalecał rzucanie łańcuchem w szczekającego psa. Masz [I]łańc[/I] w domu? Nic to, Twój trener, Twoja kasa, ale... jw.


[QUOTE]
Dzwoniłam później do pana, który naprawdę wiedzę o psach ma przeogromną i szacun dla niego (tego się trzymam i w to wierzę) - powiedział mi, że psy mam odseparować. I on oczywiście może mieć rację, tylko ja się pytam, jak one się mają nauczyć żyć ze sobą, jak je będę miała odseparowane?? [/QUOTE]

No widzisz, jesteś mądra dziewczynka i sama sobie już odpowiedziałaś. I lepiej być małowierną, niż zaczynać wszystko od początku...


[QUOTE]
Eh... znowu od początku, toż to przecież szlag człowieka trafić może... a już było tak pięknie...
[/QUOTE]

Mówi się trudno i pcha się dalej, jak powiedział Syzyf, gdy kamień stoczył mu się z góry kolejny raz... Dasz radę, będzie dobrze - tylko trzeba więcej chcieć. Wierzyć[B] w siebie[/B].


PS. Fajne zdjęcie. Młoda wygląda już prawie jak Szara Wilczyca. Niech no tylko dorośnie, a szybko sprowadzi Świrka do parteru, nie tylko w zabawie.

Link to comment
Share on other sites

[B]Beatrx[/B] - tak, znam tę zależność między kastracją i psem niepewnym siebie. Dlatego zdecydowałam się na kastrację chemiczną, żeby sprawdzić, jak Świrek zareaguje. Na spacerach, naprawdę duuużo się zmieniło. Po prostu nie poznaję psa. Jest o wiele bardziej skupiony i przestał mnie właśnie bronić przed wszystkim, a jednocześnie - jak słyszy strzały, czy rzucanie płyt, dech, czy czym tam rzucają panowie robiący kanalizację, to dotychczas ogon pod siebie i strzała do domu z pańcią-latawcem na drugim końcu smyczy (obrazowo, oczywiście pracowałam nad nim smakami, żebyśmy przetrwali tę wojnę i straszne rzeczy, ale naprawdę było ciężko) teraz - hasło do przodu, idzie przy nodze, smak przed nochem i faktycznie do przodu, jakby uznał "aha, pańcia idzie, to i ja przejdę. Trudno, hałas nas najwyraźniej nie zabije, przecież to niemożliwe, żeby była aż tak głucha, by go nie słyszeć" :)
Co do pracy węchowej - przyznaję się, o tej nie pomyślałam :) Ale tak jak już pisałam - to jednak nie jest zajęcie dla mojego psa. Nawet jeśli chodzi o aport. Biega w kółko zagubiony, nie może znaleźć aportu, no masakra. Wraca, patrzy i pyta tym swoim wzrokiem co ma robić, no to ja szukaj i idzie znowu ochoczo co prawda, ale jakoś potrafi przejść obok tego czego szuka i nie znaleźć. Kiedyś na porannym spacerze zimą (5.00 rano - raczej ciemno) frisbee wpadło w śnieg w parku... skończyło się na tym, że spóźniłam się do pracy, bo trzeba było pół parku ze śniegu odkopać, żeby znaleźć zabawkę :) Jeśli chodzi o kopanie, to zabawa jest przednia - Świrek kopał śnieg z każdej możliwej strony i cieszył się jak dzieciak, ja kopałam to wpadał na moje miejsce i kopał ze mną :) w sumie dobrze się bawiliśmy, a to dwadzieścia minut spóźnienia zrzuciłam na korki - było warto :)
Izolacji nie stosuję. Nie ważne ile miałaby trwać. Nie ma stopniowo zbliżamy, bo to już przerabiałam przecież ponad miesiąc temu. One po prostu muszą obok siebie być, ale obok siebie czuć się dobrze, czyli bez jakiejś spiny pańci, która stanowczością krzyczy (w sensie stanowczość jest tak stanowcza, że aż stresująca). Muszą się polubić. Leżą, są zrelaksowane, odpoczywają a tam obok pachnie inny zrelaksowany pies, pańcia przechodzi to głaszcze za uchem, jest spokój. I jestem przekonana, że tak jest lepiej ([B]tak a pro pos wiary w siebie - Ryss, widzisz postępy??[/B]) Oczywiście, nie neguję samej metody - po prostu nie sprawdzi się w naszym przypadku. Separowanie już przerabialiśmy, a mam zdolne psie dzieci, nie będę ich zostawiać w tej samej klasie :)
Ćwiczenie z drzwiami bardzo fajne, ale przy moich ADHDowcach, to chyba jeszcze za wcześnie - to tak jakby atakującemu psu bez szkolenia powiedzieć nagle siad i oczekiwać, że stanie w miejscu. Drzwi muszę na razie oswoić, dopiero później będę mogła przy nich ćwiczyć, ale bardzo dziękuję - z pewnością wykorzystam. Podobnie jak wykorzystałam sadzanie przy nodze co trzy kroki, jak Świrek do przodu za bardzo wyrywał (przed strefą zagrożenia atakiem jeszcze).
Co do podwórka - mam je tylko teoretycznie. Stoją na nim dwa domy - mój i sąsiadów, oni mają amstafa - generalnie amstaf z moimi psami się nie lubi. Wynajmujemy ten domek, więc żadne odgrodzenia nie wchodzą w grę. Po powrocie ze spaceru przekroczenie progu furtki już powoduje atak, więc nie ma szans na zostawienie ich samych nigdzie, co dopiero w strefie naruszonego terytorium Świra. Sam na sam jest raczej ok, jeśli nie wydarzy się nic nieprzewidywalnego... Inni domownicy - takiej sytuacji nie ma wcale :) Czasem jak jest z nimi tylko na chwilę ich pańcio (nikt inny z nimi nie zostaje, większość się boi - Ci odważni mieszkają za daleko, by zostawać z nimi sami), to Świrek reaguje na Szajbę dokładnie tak jak wtedy kiedy jestem ja - w zależności od dnia - albo ma dobry dzień, bawią się i śpią obok siebie, albo zły i chce zjeść cały świat, a mała się po kątach chowa.


[B]Ryss[/B] - będę się najpierw chwalić, a dopiero później się odniosę do tego co pisałeś.
Otóż - dzisiaj mam w głowie wiosnę!! No dwa psiaki siedziały obok mnie przy śniadaniu, co prawda z "najgorszym możliwym rozwiązaniem" czyli każde miało smycz przytwierdzoną do ściany w razie W. I to nie z powodu nielogicznej agresji (nie wiem czy Wam pisałam, ale tak została określona) - bo to aż niemożliwe, żeby pies mój był aż tak pierdzielnięty, tylko dlatego, że nie znam jeszcze jej przyczyny. Tak więc siedziałam, psy odpoczywały i cieszyły się moją obecnością, co pokazywały merdaniem ogoniastym!! JUPI!!
A to wszystko przez to, że wczoraj po powrocie z pracy zafundowałam sobie zastrzyk z psychicznego testosteronu :) Przyszłam - awantura, warczenie itp. Pomyślałam sobie - o Ty cwaniaczku, robisz małej awanturę, później idziesz na spacer tylko ze swoją ukochaną pańcią i nie musisz się dzielić. Może tak kombinujesz? Zatem, na pysk parciany kaganiec, wyjaśniam przy zakładaniu by zrozumiał skąd ta kara boska. Mała mi osła robi, to tłumaczę "nie bądź baba, idziesz ze mną, więc do przodu" wyciągnęłam prawie siłą, bo jak osioł to osioł. Za drzwiami jedyna aktywność psa polegała na mówieniu całym sobą - no zdejmij to ze mnie, przecież jestem grzeczny. Łaskawie zdjęłam kaganiec, poszliśmy na dłuuuugaśny spacer stricte zabawowy. Patyczki, szarpanie, bieganie, ich gonitwy i walki, podgryzania itp. Wróciłam do domu i znowu "zgrzeszyłam behawioralnie" - mała do siebie, większy do siebie i grzecznie czekać na jedzenie. A później na materacyki swoje, ze smyczami do ściany i same w jednym pomieszczeniu z ograniczonym do siebie dostępem odpoczywać. Jedno spało, drugie spało, ja miałam 20 minut na to, żeby usiąść w pokoju, a nie w kuchni pomiędzy nimi i chwilę odpocząć po pracy - była jakaś 19 ;) Wróciłam ja łaskawca, spuściłam, obojętność była grana - bezpieczne odległości. Aż tu Świrek wygrzebał gdzieś kość z prasowanej skóry. Położył się i ze spokojem gryzie (oczywiście tak się położył, żeby Szajba widziała...). Pomyślałam - niech się dzieje wola nieba. On gryzie, mała ze mną na końcu smyczy siedzi i rozpacza... patrzy, szczeka, piszczy, skomli, no woła Świrka (a raczej kość) na każdy możliwy sposób. Patrzę z zadziwieniem, a tu kość do niej przyszła... w zębach Świrka. Przyniósł, położył przed pyskiem i czeka. Szajbisko wsuwało, Świrek poszedł po drugą część, usiadł i sobie gryzły razem. Później przyszedł się bawić z małą i tak już do ciemnej nocy mi mieszkanie roznosiły!! :) rano bez awantur, aczkolwiek z dużą ostrożnością jednego i drugiego, poszliśmy na wspólny spacer. Wchodzenie do domu nadal z samochodem, ale za to znowu działa hasło "gdzie sunia, szukaj suni" i radość ze znalezienia!! BOSKO!! Jaki mam piękny dzień, to sobie nie wyobrażacie!!


Ranny ptaszek, oj nie!! Ja kocham spać!! Mogłabym przesypiać pół dnia, siedzieć po nocy i wysypiać się w dzień! Ale.. miłość do spania jest mniejsza niż miłość do psów, zatem oszczędzam nogi, chodzę na rzęsach, o 21 jestem tak padnięta, że zasypiem gdzie siedzę, tudzież leżę, choć to pora w której najczęściej chodzę - wieczorna przebieżka sikająca.
Stój - aha, to takie stój Ci chodzi. Widzisz ja sądziłam że to takie stój w sensie zostań na stojąco. Bo u mnie komenda zostań jest taka, że zostaje w tej konkretnej pozycji w której go zostawiam, miejsce, to taka, że zostaje jak chce, ale w tym miejscu i czekaj to taka, że ma się zatrzymać natychmiast i poczekać aż pańcia się dotarabani, ewentualnie wróć - to jest najbardziej drące. Generalnie działają... chyba, że akurat bodziec jest zbyt silny. Nieustannie nad tym pracuję. Moje psiaki nie są głupie - one są po prostu bardzo sprytne i ciągle mnie sprawdzają, dlatego pracuję z nimi nieustannie.
To stój jak pies staje a ja idę dalej - to już wyższa szkoła jazdy. Teraz uczyliśmy się ostatnio siad jak ja idę. Idę, idę, siad, pies siada, ja idę ciągle - załapał po pierwszym treningu mój Świrnięty mądrala. Z małą do tego momentu jeszcze długa droga, ale już obczaja o co chodzi z miejscem. Czeka, bo Świrek czeka, więc wie o co chodzi, zostań ćwiczymy regularnie razem i osobno, a siad ma opracowane do perfekcji - siada zawsze jak do niej mówię, bo skoro mówię, to coś chcę, a jak coś chcę, to najczęściej był siad, a to przecież oznacza, że ja będę zadowolona, co przełoży się na zadowolenie jej podniebienia.
Ano jest lesze wrogiem dobrego.. wiem, wiem. Jednak nie mogę powiedzieć, z takimi nagłymi zrywami szczekania w domu trener nam nieco pomógł... chociaż metoda tak sobie mi się podoba, bo mi od razu całe stado w posadach się trzęsie.
Kobieta w jedną chwilę potrafi popsuć wszystko - nie potrzebuje całego dnia :) tajemnicą jest jednak to, że potrafi to też najczęściej naprawić, ale siedzi cichutko i prosi o pomoc, żeby pozwolić mężczyźnie się wykazać - od sztuczka taka ;) facet jest wówczas dla siebie bardziej męski, kobieta przez chwilę jest księżniczką - wszyscy są zadowoleni ;)
Jak już przy kobietach jesteśmy - nie byłam wpatrzona w męskiego trenera, wypraszam sobie. Słuchałam go tylko i się stresowałam. Bo to jednak moja psia dzieciarnia, o którą dbam jak mogę. No zrobił tyle, że wszedł i kazał Świrowi leżeć. A Świr chciał go zjeść żywcem, a ten się nie dał i to na tyle, że nawet nie doszło do konfrontacji... Po prostu zdominował mojego psa... a frustracje zostały wyładowane na małej.. Szajba była całym zdarzeniem tak przerażona, że schowała się pod łóżko i nie wyszła dopóki pan sobie nie poszedł. Szukałabym więc przyczyny w postawie wobec psa - rządził obcy koleś, na jego terytorium, a jego pańcia którą bronił w ogóle nic nie zrobiła, a później po domu zaczęły latać różne przedmioty, bo oduczała pańcia szczekania... od i cała historyja...


Wilczyca? Fajnie, że to napisałes, bo ja też miałam takie skojarzenie. Ma też takie małe pręgi białe na ogonie, wyje - czego Świrek nigdy nie robił. Może i ma coś z wilka - zawsze chciałam mieć wilka. W każdym razie Mała jest małym szatanem, ja to już wiem - jak dorośnie, to nie tylko Świrka sprowadzi do parteru, ale i mnie będzie próbowała. Jej ulubionym zajęciem jest gryzienie mojego faceta... nie, źle to napisałam - ona go nie gryzie, ona go okłada zębami po głowie. Tylko, że mimo moich próśb, jak na razie to ona wygrywa tę konkurencję. Ja nie mam z nią problemu, ale próba sił jeszcze na pewno przede mną.

Link to comment
Share on other sites

Alez siadania przy otwartych drzwiach nie osiagniesz od razu;) to sie robi stopniowo egzekwujac siad od momentu, kiedy sie ubierasz, zapinasz smycz, zabierasz klucze, wyciagasz reke w strone klamki, kladziesz reke na klamce, naciskasz ja kawalek po kawalku, uchylasz drzwi na milimetr jeden, drugi, trzeci... To samo cwicz i z wejsciem przez furtke, do samochodu i z samochodu. Tak jak uczysz psa, ze odpiecie karabinczyka nie jest rownoznaczne z tym, ze mozna biec luzem tak samo uczysz psa, ze otwarte drzwi nie znacza, ze mozna przez nie przejsc jak sie komu podoba.
poczyaj o crate games, jest tu na dogo caly watek o tym i naucz oba psy kontrolowac emocje. Do tego ja bym nauczyla je wyladowywac sie na jakims przedmiocie np. Pluszowym misku.
A probowalas sie z nim bawic w taki sposob: siedzicie w jednym pokoju, pies zostaje w siadzie, bierzesz jego wezelek i wynosisz do pokoju obok ale tak, zeby go caly czas widzial. Wracasz i kazesz mu przyniesc. Potem znowu to samo, a jak ladnie przynosi to ustawiasz wezelek tak, zeby go nie widzial i wysylas po niego. Jak to ladnie robi to stopniowo chowasz go bardziej. Chodzi o to, zeby nauczyl sie, ze aportu nie porywaja kosmici tylko czasem zdarza sie, ze go nie widac i mozna go znalezc nosem. Zamiast wezelka mozesz tez dac jakies zarelko, ktore pies lubi, to zalezy od psa.
a mala ja najszybciej oduczcie gryzienia, bo owczarkowe zeby w, nawet zabawowym, ale niekontrolowanym uscisku, zrobia kiedys komus powazna krzywde.

Link to comment
Share on other sites

Tylko że my z siadem podczas szykowania się do wyjścia nie mamy problemu - nie ma żadnej awantury w tę stronę. Psiaki siedzą grzecznie i czekają. Ubieram się - biegam po domu zbierając różne rzeczy, wyciągam rękę w stronę klamki wychodzę, psy za mną - to mamy opracowane. Jednak jest jeszcze druga strona - jak dotąd nadal trzymamy się samochodu - zostawiam tam Świrka, później wychodzi i szuka Szajby zadowolony. Dzisiaj coś tam warknął i tak po powrocie, ale po chwili była już miłość olbrzymia. Nawet jedzenie też już jest w pełnej zgodzie i spokoju. Jak szykuję jeść, to oba zamykam w tym samym pokoju i grzecznie czekają, hmm no może gdybym napisała czekają, bez grzecznie, to byłoby lepiej. Później zabieram je na swoje miejsce (w sumie obok siebie - oddziela je krzesło) i jest posiłek. Awantur nie ma, czyli postęp.


Jasne, że się tak bawiliśmy - wynoszenie jego węzełka, później było wynoszenie węzełka i kongo - a psina miała za zadanie przynieść konretną zabawkę. Jednak bawiliśmy się tak jak Szajby nie było - teraz w domu zabawki powodują zazdrość - bo zawsze ta w innym pysku jest fajniejsza. Poza tym, jak Świrek tylko się odwróci, to mała podbiega, zabiera zabawkę i ucieka pod łóżko :) Nie zmienia to faktu, że pies nie lubi wąchać. No nie lubi, jakiś ślad zrobi jak go ładnie poproszę, ale to nie jest jego ulubione zajęcie. Szajba z kolei nie lubi aportów - ona siada i aport zjada - jak już pobiegnie, to za ogonem Świrka, który biegnie po swój - bo Świrek biega z nim jak szalony. To żywe stworzenia, mają swoje temperamenty i swoje upodobania :)


Ależ mam już dużego pieska, wiem czym jest gryzienie - jasne, że z tym walczymy. W sensie ja z tym walczę.

Link to comment
Share on other sites

  • 2 weeks later...

To znowu ja... I znowu potrzebuję pomocy...

Ogarnęłam wejście do domu :) Wiecie gdzie popełniałam błąd? Przed wejściem sadzałam ich razem. Mała jeszcze nie do końca ogarniała o co mi chodziło, to złościło Świrka i następował atak. Teraz sadzam Świrka, mała wchodzi sobie pierwsza, ja za nią i Świrek na końcu i jest ok. To było takie proste, naprawdę jest mi cholernie wstyd, że na to nie wpadłam wcześniej...

 

A teraz - POMOCY!!

Przedstawiłam Wam już moje psy, mniej więcej wiecie jakie problemy z nimi miałam i skąd są. Od jakiegoś czasu Świrek nie chciał wychodzić na spacer, załatwił się i chciał wracać do domu. Pojechaliśmy na urlop, specjalnie na wielką działkę, żeby mogły biegać, a Świr cały czas praktycznie zestresowany siedział w domu. Mała nie wiedziała co się dzieje, więc taka była nijaka. Świrek tylko rano miał jakąś energię i chęć na bieganie. Później w ciągu dnia stres i strach narastał tak, że pies bał się wyjść z domu. 

Pomyślałam, że to nowe miejsce, nowe dźwięki itp. Po powrocie jakaś masakra... Pies po PT1 nie może się skupić na podstawowych komendach, miesiąc temu jak szalony biegał za węzełkiem, do nogi przybiegał tak, że ziemia się trzęsła.. a teraz boi się głowy do góry podnieść. Jestem przerażona... Nie wiem co zrobić, W środę się wepchnęłam do lekarza, który ma ocenić czy ten pier...oly implant można usunąć...  i jakie to ma konsekwencje. 

Nigdy taki nie był... mam wrażenie, że rozwaliłam mu świat. jestem załamana... 

Ktoś, coś mógłby mi poradzić? 

Link to comment
Share on other sites

Bardzo ci wspolczuje nietoperzyk, nie wiem nic na temat chemicznej kastracji,  kastarcja dla mnie to "wydmuszkowanie" jajek chirurgicznie. Czy rzeczywiscie hormony, czy inna chemia, ktora sie wydziela z tego implantu moglaby tak bardzo zmienic charakter psa?

Jak wrocisz od weta, daj znac, bardzo mnie zaciekawil ten temat.

 

(Chyba jednak na chlopski rozum taka dawka hormonow, czy co tam sie wydziela, nie moze byc obojetna dla organizmu...)

Link to comment
Share on other sites

A teraz - POMOCY!!
Ktoś, coś mógłby mi poradzić?


Tak, zmienić płeć. Może wtedy zaczniesz mniej kierować się emocjami, a więcej głową, jak to czynią zwykle mężczyźni. Będąc mężczyzną, przed podjęciem decyzji o kastracji farmakologicznej psa, najpierw zasięgnęłabyś języka (choćby w internecie) nie tylko o działaniu zasadniczym suprelorinu (a podejrzewam, że z tym specyfikiem Twój pies ma do czynienia) - lub innego środka zawierającego deslorelinę - ale także o możliwych skutkach ubocznych takiej kastracji. Wystarczy wziąć do ręki ulotkę producenta suprelorinu, by przeczytać tam:
 

Kastracja chirurgiczna i farmakologiczna może spowodować nieprzewidywalne zmiany w zachowaniu zwierzęcia (osłabienie lub nasilenie agresji). Zatem psy z zaburzeniami zachowania i u których stwierdza się wewnątrzgatunkową (pies/pies) i/lub międzygatunkową (pies/inny gatunek) agresję, nie powinny być kastrowane ani chirurgicznie ani przy użyciu implantu.

Link to comment
Share on other sites

Brutus na suprelorinie od kilku lat.

Podjelam taką decyzję bo:

1. hormony mu  mozg wyzeraly, liczyly się tylko dupy...nic ponadto, byly glodowki wielodniowe, bylo nieposluszenstwo, a najgorsze - wystrczylo ze inny samiec krzywo spojrzał lub nie nawial na czas... i byl lomot.

2. byl powiekszona prostata...

3. jajka latwo uciąć, przyszyć się nie da a na starość się przydaja (testosteron dba mocno o kondycję miesni i kosci)

Po suprelorinie mózg wrócił na swoje miejsce, samiec musi mocno przeskrobac aby dostal w skóre, dupy nie istnieja, apetyt wrócił na swoje miejsce, byla mozliwośc nauczenia sie  czegokolwiek, prostata jest taka jak byc powinna. 

U nas implant dziala nawet do 10-11 mcy (Brutus wazy 40kg)

Jedynym efektem ubocznym sa jajka wielkosci fasolki glupi jas, i mocno owlosiony brzuch. Coroczne badania (bardzo dokladne badania) wykazuja krysztalowe zdrowie.

Dla mnie osobiscie? Miodzio... mam psa impotenta :smile:

Link to comment
Share on other sites

Ogarnęłam dzisiaj temat i jak tylko przeczytałam, że pies jest na implancie i ma dziwne zachowania to wiedziałam, że to nie wina psa, któremu nagle odwaliło...

 

Mój pies też jest na implancie i na niego zadziałał on naprawdę super. Jest idealnie. Fakt, że bywa "glistą" do niektórych psów i ludzi, ale wolę to niż totalny amok i wpierdziel "bo cieczka". ALE... pies mojej znajomej z pozoru mocno dominujący, totalny beton, do którego nic nie dociera - nagle stał się taki malutki i zaczął się bać jak piesek na niego wyskoczy z zębami.

Implant można usunąć, nacina się po prostu skórę i go wyciąga. Implant też nie daje 100% efektu jaki jest na normalnej kastracji. Co więcej - pies znajomej miał totalną siekę z mózgu. Jego zachowanie się zmieniało w ciągu godziny na totalnie skrajne. Wyglądało to okropnie.

Przez pierwsze 4-6 tygodni pies ma wahania nastrojów, po 6 tygodniu środek zaczyna dopiero działać. Porównaj to z czasem kiedy implant został mu wszczepiony - może być tak, że wiele dziwnych zachowań dasz radę wytłumaczyć ;)

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...