Jump to content
Dogomania

Awantura w Żyrardowie - ARKO, help!


fona

Recommended Posts

Cala sie trzese ze zdenerwowania.

Dzis wyszlam na spacer z psem i o maly wlos wrocilabym do domu z maciupenkim kociem, ktorego na ulicy znalazla osiedlowa karmicielka kotow. Podobno zdazyla o mnie pomyslec (bo ja zabieram czasem na tymczas koty, ktore ona karmi) i juz szlam.
Tluklam sie, co mam zrobic, bo nie moge przez jakis czas dawac tymczasu, ale uznalam, ze kocio sam nie przezyje na dworze. Zostal podrzucony i zadna kocica by go nie pzygarnela.

Juz mialam z nim wracac, kiedy na posesji, przy ktorej znajduja sie budy dla bezdomnych kotow i psa, pojawila sie kobieta, ktora twierdzac, ze kotek jest jej (podrzucony do niej i ona juz podjela decyzje, ze zostaje), zabrala mi go. Ja jeszcze probowalam ja przekonac, ze kolezanka szuka kotka i od razu mialby dom, ale nie chciala sie zgodzic. Kazal mi przyjsc za dwie godziny i jak jej powiem, ze domek jest na 100 proc., to kota odda. Oczywisce powiedzialam, ze dom juz czeka, ale ona stwierdzila, ze TEGO kota nie da.

Sytuacja wyglada tak, ze baba (ok. 30 lat) ma potwornie zagracone podworko i łazi po nim sporo kotów, które maja budy i sa dokarmiane na dzialce niczyjej, takiej przyosiedlowej łączce. Kobieta jest niezrownowazona psychicznie. Co jakis czas kogos wyzywa i robi awantury, ze ktos jej zaglada na podworko. Jakas pania nawet ponoć uderzyła.

Koty sa wiec niczyje, ale laza raz po osiedlu, raz po jej posesji.
U niej zwierzeta non stop sie zmieniaja. W krotkim czasie stracila juz trzy psy (dwa wpadly pod samochod, trzeci ciagle uciekal i biegał po osiedlu, az w koncu zniknal), teraz mysli o czwartym.
Jesli chodzi o koty, to od lat jest ten sam problem. Kocice w krzakach rodza młode. Ona zabiera je do siebie (nie wszystkie, np. te, ktore jej sie podobaja) i ilekroc jej mowilam, ze mam chetnego na czarnego kota i czy moglabym go wziac, ona mowila, ze on juz u niej zostanie. Oczywiscie potem kot dolaczal do gromadki z budy, a pani z kolejnego miotu brala nastepne zabawki. Wiezila koty w garazu, pamietam miauki i wyciagane przez szpary lapki (jakis sasiad nawet ratowal te koty).
Jak proponowalam, ze zabiore male, ona mowila, ze sprawa i tak sie sama "zalatwi", bo czesc wpadnie pod samochod, czesc zjedza psy, a z jeden u niej zostanie.
Dwutygodniowe kocieta dwala np. latem w upale dzieciom z osiedla, te bieglaby z biedakami przez caly dzien, tylko glowy im dyndaly, a pani dzieciom kazala tylko je przynosic w porze obiadu ko kocicy na karmienie.

Dzis stwierdzila, ze JEJ jest jeszcze 4-5-miesieczna kotka (ktora tez przebywa raczej w budzie, po prostu urosla i zostala zamieniona na malucha). Ale nie pozwolila zabierac.

Oczywiscie nie sterylizuje.
Ostatnio zniknelay dwie kocice, w tym jedna z mlodymi. Powiedziala, ze wywiozla ja na wies, bo miala za duzo kotow na podworku. Kocia i molode mieszkaly na "ziemi niczyjej", nie u niej!

Na koniec zaczela krzyczec i wyzywac, wiec powiedzialam jej, co o niej mysle, ze szkoda kociaka, bo wziela zabawke i na trzy miesiace wypusci.
I TO BYŁ BŁĄD. :shake:

O północy wyszłam z psem. Usłyszałam straszny hałas. Potem kaszel psa. Pies sie dusil (jak np. ciagnacy na smyczy), a potem uciekl. Bylo czarno i nie wiem, czy go ktos przydusil, czy dal mu cos do jedzenia, wole nie wymyslac najgorszego. Moze zbieg okolicznosci. Potem znowu hałas - podeszłam blizej, widziałam faceta rozwalajacego budy. To byl jej "maz". Pobiegłam po telefon i zadzwonilam na policje (ktora oczywiscie zlała sprawe), a jak wrociłam z latarka, człowieka juz nie bylo, ale bud tez nie. Została tylko psia, ktora stoi znacznie dalej.

[COLOR=red]Czy ja moge cos zrobic? Czy mozna jakos oskarzyć, nastraszyc TOZ-em, nie wiem[/COLOR].

Kocio małe ma oczywiscie swierzbowiec w uszach i pekaty brzuch, trzasł sie z zimna. Nie moge sobie darowac, ze jej go oddalam.

[COLOR=red]Boje sie, ze ta wariatka moze w koncu skrzywdzic zwierzeta, i nie wiem, czy w ogole jatrzyc te sprawe[/COLOR].
Choleraaaa

Link to comment
Share on other sites

Sprawa wyglada tak:

Spotkalysmy sie dzis z ARKĄ.
W sprawie kotów wolno żyjących postęp - są pieniądze z gminy na sterylki, teraz trzeba sie dowiedziec, czy lekarz ma warunki, zeby przetrzymac koty po operacji. Jak nie, bedziemy szukac innego - i znajdziemy!

Jesli zas chodzi o przygnebiajaca historie z budami - dno. Urzad Miasta nie poradzi nic na to, baby w domu nie bylo, wiec ARKA nie mogla jej postraszyc, a ja zadzwonilam na policje, zeby zapytac, dlaczego nie interweniowala, i dostalam odpowiedz, ze wóz był, funkcjonariusze nikogo nie zastali i tyle. Powiedzialam, ze chce zalozyc sprawe, bo wiem, kto to zrobil, ale niemily pan odpowiedzial, ze sprawe moze zalozyc wlasciciel mienia. To nie moje budy.

Na pewno tej sprawy nie zostawie. Tylko czy w ogole cokolwiek sie uda? :shake:

A dzisiejsza przygoda zakonczyla sie przytarganiem do domu kociątka. Jak zobaczylam w schronie ten szkielecik, juz nie moglam go nie wziac.
Tylko bardzo sie martwie. Kocina (4 tygodnie mniej wiecej) wyglada jak oswiecim, a do tego ma rozwolnienie koloru bialego, leje sie z niej caly czas, lezy na szmatce i pod nia plama. Nie chodzi, nie je, nie spi, tylko kuca z otwartymi oczami.
Jutro pruje do weta :shake:

Link to comment
Share on other sites

O nie! Teraz to juz sie trzese cala. Ja dzis w pracy od rana, kicia zostala w domu i do weta pojde dopiero wieczorem.
W nocy zalatwiala sie juz do kuwetki, kochana, i kupa jest bardziej brazowa, ale rzadka, zladla ze trzy kesy i je jak na zwolnionym filmie, a jak mnie rano zobaczyla, to sie rozmruczala.

Caly czas siedze jak na szpilkach. Dlaczego pies nie umie odebrac telefonu?

Link to comment
Share on other sites

Kicia dochodzi do siebie. Wczoraj wetka nic mi nie mowila (a raczej mowila, ze nie wiadmomo, co z nia bedzie, ale na pewno nie umrze od razu), a dzis powiedziala, ze zastanawiala sie, czy dzis z nim przyjde, czy nie padł.

W kazdym razie widac wielka poprawe, bo niunia zaczela jesc i biegunka ustala. Jest potwornie odwodniona i dostaje strzykawy pod skore, ale juz nawet cialko lepiej wyglada.

Mirko, dzieki za numer telefonu, przekrece do Ciebie w wolnej chwili.

a na razie mam dwie sprawy.

1. Pies w pierwszym boksie po lewej. Nie moge spac. Wilkowaty, chyba mlody, ciemny lub czarny. Stanal przy budach, zwiesil glowe i patrzyl spode lba. Identycznie jak Chudy z Jeleniej Gory. Mozesz cos wiecej o nim napisac? Zamykam oczy i go widze, jak on tam cierpi!

2. Jak weszlam do kociarni, natychmiast przybiegla czarna kocica. Bardzo sie przymilala, zeby ja zabrac. Pan mowil, ze jest sterylizowana i ze juz raz byla zabrana, ale wrocila rzekomo z powodu alergii dziecka.
Mozesz cos wiecej o niej powiedziec, czy sie nadaje do adopcji do bloku dla pani w srednim wieku. (Mam dostac odpowiedz, czy sie zdecyduje na kota).

Link to comment
Share on other sites

Jesli chodzi o psa tro nie wiem o którym dokładnie piszesz bo jest ich tam duzo. Jesli chodzi o kocice to nadaje sie do kazdego domu/mieszkania bo jest zgodna i przymilna.
Pisałas zeby zawiadamiac cie o małych kociakach - prosze bardzo. Podrzucono nastepne 2 zdechlaczki - wychudzone, z biegunką. Mozesz je zabrac na tymczas.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='mirka-ela']Jesli chodzi o psa tro nie wiem o którym dokładnie piszesz bo jest ich tam duzo. Jesli chodzi o kocice to nadaje sie do kazdego domu/mieszkania bo jest zgodna i przymilna.
Pisałas zeby zawiadamiac cie o małych kociakach - prosze bardzo. Podrzucono nastepne 2 zdechlaczki - wychudzone, z biegunką. Mozesz je zabrac na tymczas.[/quote]

Pies jest w pierwszym boksie przy furtce, po lewej stronie. On jeden z tego boksu tak wygladal. :-(

Jesli chodzi o dwa nowe kociaki, nie moge ich wziac. Po pierwsze, wzielam szkielecika i troche u mnie zabawi. Po drugie, SAMA jestem na TYMCZASIE i mam kategoryczny zakaz przynoszenia zwierzat. Za koteczke juz mi sie dostalo, ale przezyje. Dopoki moja osobista sytuacja sie nie zmieni, jestem upupiona.

Te kotki tez sa takie malutkie? Ta kicia, ktora wzielam, umarlaby w ciagu kilku dni. Byla potwornie odwodniona i zaglodzona. Czy ktos w schronie moze te kotki poic strzykawka (czesto) - najlepiej rosolem, jesli nie jedza? I trzeba podawac nifuroksazyd dwa razy dziennie. A najlepiej zabrac i leczyc porzadnie. Tylko gdzie i kto? :shake:

Link to comment
Share on other sites

fono
powiedziałas że mam "krzyczec" kiedy potrzebuje pomocy, że chetnie wezmiesz kotki na tymczas. Teraz okazuje sie ze twoja pomoc ograniczyła sie do wziecia jednego kociaka. Nawet do mnie nie zadzwoniłas. Jak wiec mozna cokolwiek zrobic w tym zyrardowie jesli jestem jedyną (!) wolontariuszką i jedyna osoba która naprawde cokolwiek próbuje zmienic. Potrzebna jest np. osoba do pisania podziekowan do firm i osob prywatnych za dary i pisania próśb o wszystko. Ja juz nie wyrabiam finansowo i czasowo. Schronisko z kasy miasta nie dostaje ani złotówki. Utrzymywane jest przez targowisko miejskie. Jest ogromne przepełnienie i duzo psów zachowuje sie jak piszesz. Wiedza ze nie maja szans na adopcje. Tak wiec jeszcze raz krzycze o pomoc.

Link to comment
Share on other sites

... :shake: znaczyło: mirko-elu, brak mi słów, załamujesz mnie.

Rozwine teraz, byłam w pracy i tylko powyższe miałam czas napisać.

Po pierwsze, nie zamierzam Ci się tłumaczyć i przypomnę Ci, że nikt tu na dogo NIE MUSI pomagać zwierzętom. Jeżeli coś dla nich robi, to znaczy, że tego CHCE.

Po drugie, napisałam, żebyś "krzyczała", jak w schronisku będzie jakaś wyjątkowa bida i jeśli BĘDĘ MOGŁA, to zabiorę na tymczas. Doskonale wiesz, że mam od poniedziałku szkieletora, więc pytam, jak sobie wyobrażasz dołączenie do zdrowiejącego kota dwóch chorych? Mam też inne zwierzęta.

Nawet jeśli moja pomoc - według Ciebie - ograniczyła się, phi, do wzięcia jednego kota i nigdy więcej już nie pomogę, to zauważ, że ten jeden kot BĘDZIE ŻYŁ. I nie zrobiłam tego dla schroniska, dla Ciebie ani dla siebie. Zrobiłam to dla tego, phi, kota.

Piszesz obrażonym tonem i robisz z siebie ofiarę i bohatera romantycznego zarazem. Mnie nie zniechęcisz, ja robiłam i będę robić swoje bez niczyjej pomocy. Ale gdybym była, powiedzmy, początkującą wolontariuszką, mogłabym się wycofać, zanim zaczęłabym współpracę.

Napisałam, że zadzwonię, i właśnie dzisiaj miałam to zrobić.
Ponieważ wieczorem próbowałam, lecz nie odbierałaś telefonu, napiszę Ci, jaką miałam do Ciebie prośbę.

Poznałam osobę, która bardzo chce mieć małego psa. Myśłała o kupnie ratlerka, ale powiedziałam jej, że u nas w schronie jest taka sunia maleńka bardzo przyjazna. Pani bardzo się zapaliła i jesteśmy umówione w poniedziałek w schronisku.
Pracownik schronu powiedział mi, że sunia już u nich zostaje. Nie rozumiem, jak można tylko dlatego, że to maskotka, skazać psa na dożywocie w schronie. Spodziewam się, że mogą być problemy z jej adopcją, dlatego chciałam Cię prosić o wstawienie się za psiną i przekonanie dyrekcji, że jeżeli ktoś chce jej dać dom, to nie można psa skazywać. Tym bardziej że sunia już raz została podryziona, bo się zapuściła do dużych psów. Następnym razem może nie przeżyć.
I czy ta sunia jest po sterylce?

To tyle z mojej strony.

Pozdrawiam serdecznie, fona

Link to comment
Share on other sites

  • 2 weeks later...

Arko, ostatnio nie namierzyłam baby, tzn. nie w takich godzinach, żebyś mogła przyjechać.
Karmicielka kotów postawiła nową budę, już raczej skrzynkę wypełnioną słomą, trochę dalej.

A dziś... pojawił się ten niunio kotek. Mówiłam, że tak będzie. Że jej się znudzi i go wypuści. Nie myślałam jednak, że tak szybko, bo nadal jest słodką puszystą kulką. W każdym razie już jest bezpieczny (ja nie mogłam go zabrać, ubłagałam sąsiadkę i zgodziła się go przez tydzien przechować).

Jak myślisz, jest sens jeszcze z tamtą kreaturą gadać czy już sobie odpuścić? Może dla zwierząt byłoby lepiej, żeby nie jątrzyć. Nie wiem :shake:

Nie mialam tez ostatnio czasu zajac sie sterylkami. Tzn. okazalo sie, ze zostalam z tym sama, bo tamta pani, ktora karmi koty, niespecjalnie sie pali do tego (chyba jest przeciwna), a do mnie te kocice nie podejda, wiec musze zalatwic klatke lapke lub jeszcze sie dogadac z babka, no a poza tym jest coraz zimniej, a jeszcze jedna rzecz - po zlikwidowaniu klatek kocice sie rozplynely, wiec nie wiem, ile z nich tam jeszcze jest (wróci).
Podagam jeszcze z lekarzem i jesli uzna, ze przy takich temperaturach mozna jeszcze bezpiecznie ciac, postaram sie chociaz czesc ciachnac w tym roku.

Pozdrawia, fona

Link to comment
Share on other sites

I tradycyjnie juz 1 listopada wrocilam z kotem...
Wspomniana wariatka juz wyrzucila tego maluszka. Wiedzialam, ze tak bedzie.
Na szczescie po trzech dniach na tymczasie odjechal do nowego, fajnego domku :)
A piękna Pisia nadal u mnie...

Link to comment
Share on other sites

  • 3 weeks later...

Szkoda gadac. Baba ma teraz trzy szczeniaki, kazdy inny. Zamyka je na calusienki dzien i na noc w garazu. Skomla, az ludzie przystaja...

ARKO, ciemno bylo w srode u niej, wiec nie dzwonilam po Ciebie, a od czwartku jestem poza domem, zjade dopiero w sobote.

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...