Jump to content
Dogomania

Chora bernardynka, CHŁONIAK- odeszła nagle [']['][']


ulvhedinn

Recommended Posts

  • Replies 549
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

Miluniu - Słoneczko :loveu: spoglądaj czasem na swojego nowego sąsiada i jak możesz mu szepnąć coś do klapniętych uszek to wytłumacz mu że on nie ma już zdrowia na wszczynanie kąsania przez płot :angryy: , bo mnie nie chce słuchać a ciebie napewno posłucha.

:-( (') (') (') :-(

Link to comment
Share on other sites

Mila, pamietam tez o Tobie, niewazne ze rzadko pisze, poprostu strasznie malo czasu mam ostatnio, i mam taki zal do siebie o to, za ten pospiech, za to ze najpiekniejsze chwile przelatuja, zostawiajac po sobie tylko cien wspomnien...a ja nic , nic nie moge zrobic....

Link to comment
Share on other sites

  • 4 weeks later...

Napisałam to już w "kubusiowych opowieściach", ale tu też wkleję:


Nazywam się Mila. Urodziłam się jako jedna z kilku puchatych, słodkich kulek, pamiętam moja mamę, była taka ogromna i ciepła.. Potem urosłam trochę, pewnego dnia przyszli jacyś ludzie i zabrali mnie do siebie. Mieszkałam z nimi w domu z ogrodem, na dole. Chyba nawet mnie kochali? Na pewno... lubiłam wciskać swoja głowę do głaskania, podawałm łapę, która robiła się wciąż większa i większa... Wyrosłam na piekną bernardynkę- może nie całkiem rasową, ale wielką, o mocnych, prostych łapach. Niestety- z czasem zaczęłam chorować- co jakiś czas coś złego działo się z moja skórą, strasznie swędziało, drapałm się nieustannie, aż sierść wypadała i robiły mi się rany... Państwo patrzyli na to z rosnącą niechęcią, szczególnie, ze w tamtych okresach bardzo interesowały mnie psy, a i one biegały za mną.
Nie pamiętam dokładnie, co sie stało potem- czy uciekłam sama? Czy to moi ludzie pewnego dnia pozbyli się problemu? Nie chcę tego pamiętać... Dość, że potem byłam już sama w lesie. Zaczęłam się chronić w zaroślach, próbowałam polować, ale nie umiałam sama zdobywać jedzenia. Inne psy mnie przepędzały, ludzie ze strachu ciskali we mnie kijami i kamieniami. Tak bardzo się bałam...:-(

Urodziłam dzieci, małe puchate stworzonka. Próbowałam je karmić, ale byłam wciąż bardziej i bardziej głodna, nie miałam dość mleka, moje dzieci płakały głodne:-( Potem, jedno po drugim cichły i zasypiały... trącałam je nosem, lizałam, próbowałam ogrzewać, ale leżały takie ciche i zimne...
Wstałam i poszłam, byle dalej przed siebie. Głód był obezwładniający, łapy nie chciały mnie już nieść. Znów napadły mnie psy- gryzłam je, więc uciekały. W końcu położyłam się- nie miałam już siły iść dalej. Wszystko mnie bolało- chora skóra, sutki, pusty od wielu dni żołądek, poranione łapy, pokąsania... chciałam zasnąć.

Wtedy zjawili się jacyś ludzie- zamachałam na ich widok słabo ogonem, nic więcej nie mogłam zrobić. Zabrali mnie do auta, a potem do dziwnego, niemiło pachnącego miejsca, pełnego obcych psów. Nie lubię psów. Jeść! Dali mi jeść! I położyli na kocu! Wreszcie mogłam odpocząć...
Po jakimś czasie trafiłam do boksu z innymi psami- niektóre chciały się zapoznać, inne warczały. Użyłam zębów- tego nauczyłam się żyjąc dziko. Zrozumiały i zostawiły mnie w spokoju. Wokół kręcili się ludzie- niektórzy dawali nam jedzenie, inni... inni czesem przychodzili i zabierali któregoś z nas ze sobą. Patrzyłam z zazdrością jak kolejni szczęśliwcy odchodzą do nowych domów. Mnie nikt nawet nie chciał pogłaskać- chudą jak szkielet, wyłysiałą, poranioną:shake: Widziałam coraz bardziej zafrasowane miny pracowników. Coraz częściej padało słowo "uśpić"- nie wiedziałam, co ono znaczy, ale brzmiało... groźnie :shake:

Tamtego dnia ruch był większy niż zwykle. Wtedy zobaczyłam dziewczynę, idącą wzdłuż boksów- patrzyła uważnie, czasem coś zagadała. Spojrzała na mnie... serce mi zabiło... odeszła. No tak. Oczywiście...
Nie- wraca! Niemożliwe- podchodzi do mnie!!! Zamerdam ogonem, poliżę po ręce. Uśmiecha się? Znów gdzieś idzie... Wraca z pielęgniarzem i... zabiera mnie na smycz? Naprawdę? Jestem już Twoja???

Potem... potem był dom, moje posłanie, moja własna miska. Długie spacery. Pani miała jeszcze inne psy, ale z nimi się nawet dało zaprzyjaźnić. Pani usiłowała mi wytłumaczyć, że nie można atakować obcych zwierząt... ale jak wyrzucić z pamięci rany? Starałam się słuchać, choć cała rwałam się do walki. Teraz już byłam silna, już bym się nie dała pogryźć. Rany na ciele goiły się powoli, te w sercu- jeszcze wolniej. Chwilami robiłam szkody- kiedyś rozdrapałam łóżko pani, aż się popłakała, kiedy to zobaczyła... Zjadałam wszystko, co znalazłam, bo ciagle tkwiło we mnie wspomnienie strasznego głodu. Pani krzyczała, czasem klęła- kiedy zjadłam 9 jajek, albo owoce na kompot wigilijny, albo całą szynkę...

Niestety, czułam sie coraz gorzej:-( PAni zabrała mnie do weterynarza- jednego, potem drugiego... Usłyszałam kolejne dziwne słowo- "chłoniak"... Oj, niedobrze, pani sie martwi... ale ty chyba mnie teraz nie wyrzucisz, prawda?
Pani przytuliła mnie mocno, "będziemy walczyć" szepnęła...

Potem dostawałam paskudne tabletki, które pani przemycała w smakołykach. No i okropne zastrzyki, ajjjjj... Ale czułam sie całkiem dobrze, pani częściej się uśmiechała. Często siedziała przed pudełkiem z obrazkami- "komputerem" i stukała w guziczki. Mówiła, że to dzięki ludziom z pudełka może mnie leczyć.
Kiedyś zaczął mnie boleć brzuszek, leżałam i pojękiwałam- wtedy pani zabrała mnie znów do weterynarza, gdzie zasnęłam, a kiedy sie obudziłam, już mnie nie bolało, tylko miałam małą ranę na brzuszku, ale to nic...

Były Święta. Lubiłam Święta, bo pani wtedy miała dużo czasu, zawsze można było wysępić coś smacznego, albo nawet wepchnąć się do łóżka. Tamtego popołudnia pojechaliśmy na daleki spacer, po polach. Zawsze uwielbiałam ganiać po polach, tam tak pachnie, można węszyć za myszami, tarzać się w liściach, no i bawić patykami z panią. Biegałam wzdłuż ścieżki... Pani klepnęła mnie żartobliwie, wiec podskoczyłam, żeby pobiec za nią... Nagle coś mnie jakby w środku szarpnęło, zatrzymało, łapy zmiękły... wtem ucisk puścił, więc pobiegłam dalej, przede mną było jasne światło... zaraz, jakie światło? przecież już się ściemniało? Obejrzałam się zdezorientowana za panią... usłyszałam jak mnie woła jakimś dziwnym głosem i zobaczyłam, że klęczy... klęczy nade mną? Nie, moment, przecież ja jestem tutaj... Wtedy zrozumiałam, co się stało. Czułam, że muszę iść już dalej. Do Światła.

Szepnęłam "Nie płacz. Będę na ciebie czekać. Zawsze..."

Link to comment
Share on other sites

  • 5 months later...

Ciągle tu zaglądam i ciągle nie wiem, co napisać... jak wyrazić tęsknote? Jak opisać to miejsce, gdzie jest juz tylko pustka, chociaż powinien być KTOŚ?
Wyciągasz w półśnie rękę z nadzieją, że może za któryms razem nie trafi w powietrze, że znów pod palcami poczujesz ciepłe futro, które przez tyle czasu zawsze tam było... i znowu budzisz się ze świadomością, że nie ma już ciepłego nochala, kupy kudłów i wielkiej, trącającej cię co rano łapy. Że nigdy już nikt nie zaryczy radośnie na schodach....

Link to comment
Share on other sites

[quote name='ulvhedinn']Jak opisać to miejsce, gdzie jest juz tylko pustka, chociaż powinien być KTOŚ? [/quote]
Właśnie tak
[quote]Wyciągasz w półśnie rękę z nadzieją, że może za któryms razem nie trafi w powietrze, że znów pod palcami poczujesz ciepłe futro, które przez tyle czasu zawsze tam było... i znowu budzisz się ze świadomością, że nie ma już ciepłego nochala, kupy kudłów i wielkiej, trącającej cię co rano łapy. Że nigdy już nikt nie zaryczy radośnie na schodach....[/quote]
Pięknie...
Mila, badź szczęśliwa i czekaj <*>

Link to comment
Share on other sites

  • 4 weeks later...
  • 4 weeks later...
  • 11 months later...

[COLOR=DarkGreen][I][SIZE=3][B][FONT=arial,helvetica,sans-serif]"A nadzieja znów wstąpi w nas
Nieobecnych pojawią się cienie
Uwierzymy kolejny raz
W jeszcze jedno Boże Narodzenie
I choć przygasł świąteczny gwar
Bo zabrakło znów czyjegoś głosu
Przyjdź tu do nas i z nami trwaj
Wbrew tak zwanej ironii losu

Daj nam wiarę, że to ma sens
Że nie trzeba żałować przyjaciół
Że gdziekolwiek są dobrze im jest
Bo są z nami choć w innej postaci
I przekonaj, że tak ma być
Że po głosach tych wciąż drży powietrze
Że odeszli po to by żyć
I tym razem będą żyć wiecznie..."

Wesołych Świat w tej magicznej krainie psinko
[/FONT][/B][/SIZE][/I][/COLOR]
[img]http://img387.imageshack.us/img387/6862/swiece1nv6.gif[/img]

Link to comment
Share on other sites

  • 10 months later...

Mila patrzy z psiego nieba i prosi o głosy...

[B]Proszę o głosy na Ulvhedinn w ankiecie na dogomani! Magda (Ulv) ma szansę dostać pomoc z Krakvetu, na razie przegrywa kilkoma głosami :-([/B]

[url]http://www.dogomania.pl/forum/f402/krakvet-wybieramy-kanydata-na-listopad-173295/[/url]

Stytuacja Ulvhedinn:
[B]Dług [/B]u weta - [B]4 tysiące[/B], a koty dalej w klinice, na intensywnej teraipii(dług [B]wzrósł[/B] o prawie [B]2 tysiące[/B], bo koty były w tragicznym stanie, więc chyba wynosi [B]ponad 6 tysięcy[/B]...). W domu [B]'stado' kociaków[/B], do tego 4 dorosłe (o ile się nie myle - tylko 4). 4 psy - [B]wszystkie chore[/B] - łysy Grafi, pogryziony Chester(prawie bez pupy), Kra na wózku, i Piki po drutowaniu kręgosłupa, ok.20 myszy, które ktoś jej podrzucił na wycieraczke i do tego wszystkiego gołąb.
Ona jest [B]sama[/B], zarabia [B]bardzo [/B]malutko, a żwirek to chyba idzie w tonach Do tego nie ma komputera, bo się popsuł...

Magda ratuje te [B]chore, brzydkie, stare, kalekie[/B]... te, którym nikt nie chce pomóc

Link to comment
Share on other sites

  • 1 month later...
  • 2 months later...
  • 9 months later...
  • 3 years later...

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...