Jump to content
Dogomania

Recommended Posts

Posted

Właśnie, Gabryjella dobrze gada !
Ja, ide śmieci wyrzucić i jak mnie tam, coś zeżre:roll: To co?!?! Zgine w nieświadomości! A, wtedy Akucha, będzie Ci przykro, zobaczysz!:razz:

Posted

NIEEEEEEEEEEEEEE Akucha! Gdyby nie Twój język to cały czas, byśmy żyły w nieświadomości, pewnej różowej zabawki:megagrin: :megagrin: :megagrin: :megagrin:

Dobra, ja już wychodze i jak wróce to, będzie dużo literek, prawda?:cool3:

Posted

Dziewczeta (hihihihihihi,jak moja Mama mowia o swoich kumpelach z pracy per "dziewczyny" to sie zawsze oburzalam,hihihihih"jakie dziewczyny,przeciez wy jestescie stare":lol:

moze jakas muzyczka? linki do ulubionych piosenek,co? jak impreza to impreza.
ja Wam powiem,ile pieskow poszlo z Sopotu dzieki WAM i Waszej nieocenionej pomocy.


[URL]http://www.banana.szanty.pl/index.php?dzial=10&lang=pol[/URL]
ja szanty proponuje
POsluchajcie piosenki "Gizycko",jest super.

Posted

Macie, czytajcie, jeśli jeszcze nie usypiacie!

[FONT=Times New Roman][SIZE=3]Historia mojej przygody z Belą zaczęła się od Foksika. Było to 8 lat temu, mieszkaliśmy jeszcze u rodziców. Pewnego dnia, był to lipiec, podeszła do mnie sąsiadka i zaczęła opowiadać mi historię psa, którego spotyka na cmentarzu, gdy odwiedza grób męża. Ponieważ bywała tam codziennie, zaintrygowało ją, że pies spędza tam całe dnie, z czasem polubiła go i zaczęła dokarmiać. Pies okazał się bardzo miły, przylepny i oczywiście głodny, przywiązał się do sąsiadki tak, że wybiegał jej na spotkanie i odprowadzał do bramy cmentarza. Pani Maria zauważyła, że umościł sobie legowisko przy jednym z grobów, to był jego azyl. Z czasem zaczęła rozpytywać ludzi przybywających na cmentarz o psa (w małym miasteczku wszyscy się znają) i tak poznała jego historię. Okazało się, ze pies był własnością znanego pijaczka, który mieszkał na kolonii, 5 km od naszego miasta. Codziennie wędrował ze swym panem po miejscowych knajpkach i melinach, znali go kompani od kieliszka i wielu mieszkańców mieściny. Wesoły, towarzyski, taki „brat łata” – pies, który kochał wszystkich ludzi. Jednak pewnego dnia jego pan się nie obudził po suto zakrapianej imprezie. Wierne psisko przywędrowało z konduktem pogrzebowym na cmentarz i dalej pilnowało swojego ukochanego pana, przecież nie raz pilnował go, gdy leżał w parku czy przydrożnym rowie…Taki los… [/SIZE][/FONT]
[FONT=Times New Roman][SIZE=3]Pani Maria, poruszona jego historią, postanowiła znaleźć mu dom, zwróciła się do nas, bo lubiliśmy zwierzęta i wszyscy o tym wiedzieli. Ale pies nie chciał opuścić cmentarza. Zdesperowani postanowiliśmy, że Pani Maria przestanie go podkarmiać. Zadziałało, powodowany głodem, przywędrował za nią pod nasze bloki, ale nie chciał wejść do domu, mieszkał na klatce schodowej, lub w krzakach. To był wolny pies, on musiał kilka razy dziennie odwiedzić cmentarz, nie mógł sobie pozwolić na zamknięcie… Polubili go wszyscy, wiele rodzin dokarmiało. Z czasem Foksik, bo tak dostał na imię ten piękny rudzielec, zamieszkał w naszej klatce na stałe, miał swoje posłanie, miski. Jednak zamienił się w nieustraszonego stróża, który głośnym szczekaniem informował o każdej porze dnia i nocy, ze na korytarzu pojawił się obcy. I to go zgubiło… Jeden z sąsiadów, tak potraktował go nogą, że jego skowyt postawił na nogi wszystkich. Spędziliśmy z nim pół nocy na korytarzu, był obolały i nie mógł się położyć. Mama podjęła decyzję – dosyć!!! Zabieramy go do domu! Tym razem nie oponował. Przeczekaliśmy razem z nim do rana. U weta okazało się, ze ma złamany ogon i mocno obolały tył.... Wyleczyliśmy go i został z nami. Codziennie chodziliśmy na spacery z psami w stronę cmentarza, przez pewien czas odwiedzał swojego pana, pozwalaliśmy mu na to, ale z czasem sam z odwiedzin zrezygnował. Gdy przeprowadzaliśmy się z TZ-etem na wieś, zabraliśmy Foksika, bo od dawna był naszym psem. Był cudowny!!! Wierny, wesoły, przylepny, wpatrzony w nas jak w obraz, kochaliśmy go szalenie. Nigdy nie zapomnę jego bursztynowych oczu i wesołego, wiecznie roześmianego pyska!!! Podobny był do Wigora, tylko miodowo-rudy. Wulkan energii, wspaniały skoczek, biegacz – pies iskra. Nie było takich łąk w okolicy, których by nie przebiegł, płotów, których nie przeskoczył, psów, z którymi się nie zaprzyjaźnił. Na śniadania chodził do pani sklepowej, na kolacje do zaprzyjaźnionego gospodarza – po mleczko. Znali go wszyscy i lubili. Taki był Foksik. [/SIZE][/FONT]
[FONT=Times New Roman][SIZE=3]Pewnego dnia, w październiku, zostałam sama w domu, wyszłam z foksem na ostatni wieczorny spacer; lało strasznie. Pies był w kagańcu, bo o tej porze wychodzili z psami na patrole WOP-isci, których psów Foksik, nie wiadomo czemu, nie lubił. Wpadłam w kałużę, potknęłam się i zgubiłam smycz – Foksik prysnął… Długo szukałam, wołałam, czekałam prawie całą noc – kamień w wodę. Rano obudził mnie dzwonek do drzwi, to był sąsiad z informacją, ze Foksik leży pogryziony pod dębem obok domu… Przyniosłam go do domu, cały tył miał pokąsany, przemyłam rany, w samochód i do weta. Wet obejrzał, zapsikał sreberkiem i stwierdził, ze pies sam się wyliże, nie pomogły moje wrzaski o podanie antybiotyku, on wie lepiej… Kwestionował nawet, że to jest pogryzienie, twierdził, że to potrącenie – konował!!!! Następnego dnia wizyta u innego weta, kolejne zabiegi, zastrzyki, co dawali na prawdę, nie wiem… Z Foksem było coraz gorzej, rany zaczęły cuchnąć, jeździliśmy do weta codziennie, ostatnie dni były koszmarne. Spaliśmy przy otwartych oknach, w samochodzie nie można było wytrzymać. Foksik jadł, kulał, wet twierdził, że wszystko będzie dobrze. [/SIZE][/FONT]
[FONT=Times New Roman][SIZE=3]Któregoś dnia obudziłam się rano i zobaczyłam, że w miejscu prawej tylnej łapy Foksa, została biała piszczel i stopa. W nocy Foksik obrał sobie do kości martwą tkankę… szybka decyzja – do weta, może coś da się zrobić, najwyżej amputują mu łapę. Foksik przyszedł do mnie jak zawsze, pożegnałam się ze mna, sam zszedł na dół na trzech łapkach, skakał na nich od dawna. Ostanie obraz, to Foks za szyba samochodu.[/SIZE][/FONT]
[FONT=Times New Roman][SIZE=3]Za ok. 3 godz. z okna klasy widziałam, że Tz-et podjechał pod garaż… wyniósł z niego łopatę… Później dowiedziałam się, że po otrzymaniu narkozy wyszedł przed klinikę, załatwił się, wszedł do samochodu, zwinął się w kłębuszek na tylnym siedzeniu i tak odszedł od nas. Po dwóch wspólnych latach, zostaliśmy sami… Gangrena zaatakowała nawet mięsnie grzbietu.[/SIZE][/FONT]
[FONT=Times New Roman][SIZE=3]Było mi tak źle, jak tylko może być, do końca życia nie pozbędę się wyrzutów sumienia, po cholerę zakładałam mu ten kaganiec?!?! To moja wina, zmarnowałam cudownego psa i już… Nie mogłam odnaleźć się w domu, każdy kąt, przedmiot, przypominał mi o Foksie. Dusiło mnie poczucie winy i dobijała pustka, której nie mogłam niczym zapełnić, w domu było za cicho, w ogrodzie nudno, spacery nie cieszyły. [/SIZE][/FONT]
[FONT=Times New Roman][SIZE=3]Pewnego dnia przygotowywałam obiad, odruchowo zrzuciłam na podłogę kawałki mięsa, w miejsce gdzie stała miska Foksika. Gdy spojrzałam na podłogę, cos we mnie pękło. Ogarnęła mnie taka żałość, zapłakałam sobie od serca. Na lodówce znalazłam gazetę sprzed tygodnia i olśniło mnie, muszę wziąć psa!!! W rubryce ogłoszeń było kilka ofert o szczeniakach, zadzwoniłam, ale wszystkie były już nieaktualne, w olsztyńskim schronisku nie było szczeniąt; ktoś oddawał roczna bokserkę – nieaktualne. Ostatnie ogłoszenie – hodowla, kilka ras. Dzwonię, maja szczeniaki, suczkę też mają jedną, ale raczej zostanie u nich. O godz. 16 wrócił TZ-et, gdy zobaczył mnie zapuchniętą i gotową do wyjazdu nic nie mówił, tylko odpalił samochód i ruszyliśmy. Na miejscu byliśmy o godz. 19., hodowcy w szoku! Wariaci przyjechali, przecież mówiliśmy, ze suczka zostaje u nas. [I]Ile trzeba zapłacić???[/I] Padła kwota - daliśmy pieniądze, które mieliśmy przy sobie, zostawiłam swoje prawo jazdy na poczet brakującej sumy, wsadziłam maleńka kluską pod sweter i wróciliśmy do domu. Po drodze zatrzymywaliśmy się dwa razy, oglądaliśmy maleńkiego stworka i śmialiśmy się jak dzieci!!![/SIZE][/FONT]
[FONT=Times New Roman][SIZE=3]Całą noc kłóciliśmy się strasznie, to małe przecież się dusiło, mdlało, charczało; miało chore serce i wszystko inne… Kupiliśmy chorego psa!!!! Jeszcze nawet nie oddaliśmy wszystkich pieniędzy, tak to jest ulegać histeryczce, jak stwierdził mój TZ-et. Tak rozpoczęło się nasze życie z pierwszym prosiakiem…[/SIZE][/FONT]
[FONT=Times New Roman][SIZE=3]Po miesiącu wybieraliśmy się na jakieś terminowe szczepienie. Wyjęłam książeczkę Beli i postanowiłam obłożyć ja w okładkę, która była na książeczce zdrowia Foksika. Zdjęłam ją… i aż usiadłam, zrobiło mi się gorąco, w uszach wielki szum… Z oryginalnej okładki foksikowej książeczki spoglądała na mnie BELA!!!!!! Nie do wiary!!!! Fotografia buldożka przedstawia klona naszej Belki, te same uszy, umaszczenie pyska, wszystko identyczne, nawet biała kreska miedzy oczami ma identyczna linię![/SIZE][/FONT]
[FONT=Times New Roman][SIZE=3]Czy to jest przypadek???? Ja twierdzę, że nie. Belę podarował mi Foksik, który zawsze był psem niezwykłym. Mocno w to wierzę i tak zostanie.[/SIZE][/FONT]
[SIZE=3][/SIZE]
[FONT=Times New Roman][SIZE=3]Historia jest przydługa, ale nie potrafiłam tego inaczej opisać. Pierwszy raz wywaliłam z siebie te wszystkie emocje. Do dziś wiedzieli o tym tylko moi rodzice, dzisiaj dzielę się tym z Wami cioteczk.[/SIZE][/FONT]
[SIZE=3][/SIZE]
[FONT=Times New Roman][SIZE=3]Foksiku, to dla Ciebie za cudowne wspólne[/SIZE] 2 lata…[/FONT]

Posted

Akuszko, to taka tragiczna ale piękna historia spłakałm się jak bóbr. Nie obwiniaj się KOCHANA!
Wynagrodziliście Foksikowi, jego byłe życie, daliście mu tyle pięknych chwil, miłości........... A on uratował Belcie, bo nie wiadomo co, by było tak naprawdę z chorą, małą klusią!

Ja, też mam historie, która tkwi we mnie jak zadra, chociaż tyle lat minęło..............

Posted

Celinka, teraz nie może napisać, więc wklejam jej słowa.

;(-bardzo się wzruszyłam-Akuszko dziekuję,że podzieliłaś się z nami tą historią,Foksik-jakże kochany PIES-czuły,wierny do bólu,wzruszający i kochający całym SOBĄ.

Posted

Wiem i za to Wam dziękuję!!!! ;)
Nie smutajcie już cioteczki, dziś mamy wspaniały dzień - DZIEŃ SZCZEŻUJA!!!! To taka radość, nieopisana wprost!!!
Dzięki Ci Boże za ten cud :multi: :multi: :multi:

Posted

Celinko, ja nie zapomniałam!!! :shake: Jak bym mogła, ale przyznaj, że te 11 lat w schronie, to smutny rekord!!!

Wiesz, ja już tak o jamnisi myślę, jakby ona w domu była Dzisiaj pojawiła sie na dogo i już dom znalazła :multi: Ona u Ciebie będzie miala lepiej niż wcześniej :lol:

Posted

Ja Ją zobaczyłam jak była na dogo 45 minut i nie minęła nawet minuta a już Ją kochałam :loveu:.

No pewnie,że to tylko dzień Szczeżuja-mojej Myszki będzie jutro albo w niedzielę :multi:

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...