Jump to content
Dogomania

Recommended Posts

Posted

[quote name='diuna_wro']

Nie zapominając przy tym, kto pierwszy wychodzi z bramy i kto tu rządzi :)

[/QUOTE]

hmm... teoria dominacji jak widzę...no z tym akurat się nie zgadzam - poza tym reszta rad jak najbardziej do zastosowania:)

ps. moje psy wychodzą pierwsze - bo mi tak wygodnie po prostu, śpią na łóżkach, grzebię w miskach i wyjmuję kiedy chcę (nawet w misce ligociaka:diabloti:) - ale większych problemów z nimi nie mam:) jak zrobią coś nie tak wystarczy, że ryknę na nie, a wiedzą o co biega...

ja w problemie z sunią widzę problem Weroniki...a suni się to niestety udzieliło:(

  • Replies 644
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

Posted

[quote name='andzia69']hmm... teoria dominacji jak widzę...no z tym akurat się nie zgadzam - poza tym reszta rad jak najbardziej do zastosowania:)

ps. moje psy wychodzą pierwsze - bo mi tak wygodnie po prostu, śpią na łóżkach, grzebię w miskach i wyjmuję kiedy chcę (nawet w misce ligociaka:diabloti:) - ale większych problemów z nimi nie mam:) jak zrobią coś nie tak wystarczy, że ryknę na nie, a wiedzą o co biega...

ja w problemie z sunią widzę problem Weroniki...a suni się to niestety udzieliło:([/QUOTE]
Eh... teoria dominacji działa na mnie jak płachta na byka... Co za różnica, kto pierwszy wchodzi czy wychodzi. A w misce nie grzebię, bo sama nie chciałabym żeby mi ktoś w talerzu grzebał i nie widzę żadnego powodu, żeby to robić...

Posted

[quote name='hecia13']Eh... teoria dominacji działa na mnie jak płachta na byka... Co za różnica, kto pierwszy wchodzi czy wychodzi. A w misce nie grzebię, bo sama nie chciałabym żeby mi ktoś w talerzu grzebał i nie widzę żadnego powodu, żeby to robić...[/QUOTE]

Dokładnie ;)
Jak się z psem popracuje, poskupia jego uwagę, pouczy nowych rzeczy i ponagradza za współpracę, pies sam "fabrycznie" będzie w nas wpatrzony i podporządkowany. Zamiast grzebać psu w misce, co zawsze może mieć różne skutki, lepiej nauczyć go zostawiania jedzenia na polecenie - nie trzeba się siłować, narażać, budować złych skojarzeń z zabieraniem, a cel osiągnięty.

Jeszcze przyczepiłabym się do tego "zimnego wychowu"... Psu wrażliwemu, ze skłonnością do lęków i dość niestabilnym przewodnikiem, nagłe odcięcie czułości i wszystkich przywilejów może odbić się bardzo niekorzystnie na zachowaniu. Wszystko z głową - nie ciućkac i nie niuniać psa cały dzień, ale jeśli do tej pory spała w łózku, byla pieszczona, glaskana, to... czemu nie? Można po prostu wprowadzić więcej zadań do codziennego życia, przed glaskaniem, karmieniem, zrobieniem czegokolwiek co pies lubi, wydawac polecenie - wtedy ta czynność jest nagrodą, a psy wchodzi w krew, że posłuszeństwo się opłaca, jest też pewniejszy siebie, bo robi coś dobrze, bo przewodnik jest zadowolony ;)

I moja rada do Weroniki przede wszystkim - masz wrażliwego psa, który doskonale czuje Twoje huśtawki nastrojów, niechęć, to kiedy obawiasz się jak się teraz zachowa. Jej zachowanie w ogromnym stopniu zależy od Ciebie. Pisałaś, że kiedy coś odwala, chwilowo jej nienawidzisz - pies to wyczuwa, czuje, że nie ma oparcia w przewodniku - jak ma się czuć bezpiecznie, nie bać? To tak, jakbyś Ty miała problemy, bała sie czegoś, i za każdym razem kiedy byś to okazała, Twoja mama trzaskałaby drzwiami mówiąc, że z Tobą nie wytrzyma i Cię odda, zamiast być dla Ciebie oparciem. To samo jest z Twoim psem. Jak jesteś wściekła na psa, wyjdź z pokoju albo z mieszkania, słuchawki na uszy, jak palisz to papierosek w dłoń :evil_lol: wycisz się i wróć. Nie dawaj psu odczuć, że go nie lubisz, jesteś zła.
Podobnie na spacerach - więcej optymizmu. Jeśli patrząc na nadchodzącego psa czy cokolwiek, mówisz "o boże, zaraz znowu się zacznie" czy nawet tylko tak myślisz, ale nieświadomie przekazujesz psu niepokój zachowaniem, gestami, ściąganiem smyczy - to niestety pies nie będzie zachowywał się normalnie. Olej to co się zbliża, zajmij czymś psa i już. Co z tego jak będzie, jak raz się zlęknie, to świat się nie zawali, a ludzie na ulicy naprawdę mają ciekawsze zajęcia niż gapienie się, że Twój pies jest jakiś tam dziwny.

Posted

[quote name='Martens'](...) I moja rada do Weroniki przede wszystkim - masz wrażliwego psa, który doskonale czuje Twoje huśtawki nastrojów, niechęć, to kiedy obawiasz się jak się teraz zachowa. Jej zachowanie w ogromnym stopniu zależy od Ciebie. (...) Podobnie na spacerach - więcej optymizmu. Jeśli patrząc na nadchodzącego psa czy cokolwiek, mówisz "o boże, zaraz znowu się zacznie" czy nawet tylko tak myślisz, ale nieświadomie przekazujesz psu niepokój zachowaniem, gestami, ściąganiem smyczy - to niestety pies nie będzie zachowywał się normalnie. Olej to co się zbliża, zajmij czymś psa i już. Co z tego jak będzie, jak raz się zlęknie, to świat się nie zawali, a ludzie na ulicy naprawdę mają ciekawsze zajęcia niż gapienie się, że Twój pies jest jakiś tam dziwny.[/QUOTE]
Lepiej tego nie można było ująć.

Posted

[quote name='hecia13'](...) A w misce nie grzebię, bo sama nie chciałabym żeby mi ktoś w talerzu grzebał i nie widzę żadnego powodu, żeby to robić...[/QUOTE]
Grzebanie w misce to bardziej niż skrót myślowy. ;-) Sama użyłam go nie raz i nie dwa ale zapewniam, że nie wygląda to tak, że jak tylko nałożę psiulom papu to w trakcie ich jedzenia przebieram w nim palcami. :evil_lol:

Posted

Super, że wypowiedział się ktoś poza mną. Nie czuję się kompetentna, by stanowić wyrocznię. Dzięki dziewczyny, że jesteście.:multi:

Ja jestem przeciwnikiem teorii dominacji, wiem jakie były podstawy do jej postawienia i nie stosuję jej. Dyski Fishera po prostu mam nowiutkie w szufladzie, nie używam ich. Kupiłam wraz z całym orężem innych gadżetów, których teraz jestem przeciwniczką (np. kantar). Opinie są podzielone, więc kiedyś jak dziecko we mgle słuchałam rad i wskazówek, które sama następnie weryfikowałam nabywając doświadczenie.

Zauważam jednak, że gdy mój jamnik pierwszy wychodzi z bramy to potrafi szczeknąć, jakby obwieszczał "oto idę", a gdy ja się wcisnę pierwsza - jest cicho. Klarze to zupełnie bez różnicy kto wychodzi pierwszy i nie zwracamy na to uwagi, wychodzimy jak nam w danej chwili wygodnie.

Też nie grzebię swoim psom w misce i nie uważam, że należy to robić. Zadałam to pytanie pod kątem określenia poziomu agresji wobec domowników, skoro behawiorysta orzekł agresję. Absolutnie nie polecam grzebania regularnego jako jakąś metodę. Źle mnie zrozumiano.

Zdaniem "kto tu rządzi" określiłam pozycję przewodnika, a nie tyrana:diabloti:

Co do wychowu zimnego - racja, mój błąd. Wyraziłam się zbyt mocno i Weronika mogłaby odczytać to jako zupełne odstawienie psa. Miałam na myśli zrównoważenie bezpośredniego kontaktu, żeby nauczyła się trochę samodzielności i stawianiu samej czoła zagrożeniom i strachom, bo ma zadatki na chowanie się za nogami swojej Pani.

Posted

A jakie mogą być metody zobojętniania otoczenia, dostępne dla 15latki?

No pozostanie kwestia najbardziej denerwująca dla Weroniki, a mianowicie oszczekiwanie rowerzystów.

Ja stosowałam tylko "do mnie, siad, zostań, smakołyk/pochwała" i stopniowe przejście na obojętne przechodzenie obok rowerzysty i pochwała po kulturalnym zachowaniu suki (no i łaziłam z nią przy ścieżkach rowerowych, aż zgłupiała bo przecież wszystkich pogonić się nie da:eviltong:)

Jakie są inne metody?

Posted

[quote name='diuna_wro'] Kupiłam wraz z całym orężem innych gadżetów, których teraz jestem przeciwniczką (np. kantar). Opinie są podzielone, więc kiedyś jak dziecko we mgle słuchałam rad i wskazówek, które sama następnie weryfikowałam nabywając doświadczenie.[/QUOTE]

Witam, ja tylko szybciutko zadam pytanie - bo widzę, że pojawił się temat kantara. Ja również jak dziecko we mgle szukam rozwiązania i przyznaję się szczerze powoli opadają mi ręce i cała reszta. Mój psiak przez pewien czas miał przymus chodzenia na krókiej smyczy, na ograniczonym terenie. Dodam jeszcze, że przed tym etapem prawie dwa miesiące był wynoszony, stawiany na trawie by "w miejscu" zrobił co do niego należy i zanoszony był do domu. Po czterech miesiącach efekt jest taki, że Buster po ogrodzie na smyczy chodzi idealnie, zaraz przy nodze "jak pan Bóg przykazał". Jak tylko wyjdziemy poza ogrodzenie zaczyna się "przedstawienie" :evil_lol::evil_lol: Buster ciągnie mnie jak opętany, jak próbuję go "zdyscyplinować", pomaga na chwilkę . . . Nie działa nic, "metoda drzewo", próba ze smakołykami :) Myślałam o zakupie obroży uzdowej - jaką macie opinię? Dla mnie to przerażający widok a i skuteczność podobno różna :roll: Na początku myślałam, że to dlatego, że nowe ciekawe miejsca, szerszy horyzont, inne, nowe zapachy;). Teraz sama już nie wiem - może ktoś mądrzejszy się wypowie, ja wiem, że to jest wątek Ruci - ale tak przy okazji poproszę o podpowiedź.

Posted

Wydaje mi się ,ze Rucia musi się nauczyć ,ze rowerzysta to nic strasznego np. jakby od któregoś dostała smakołyk :razz:, to by coś podziałało , skoro odwracanie uwagi nie pomaga w tym przypadku - to może przynęta:eviltong:. Umojej Dobi też czasami samo odwracanie uwagi nie pomaga - chociaż jest lepiej i dużo do niej mówię w miarę łagodnie , nie szarpiąc za smycz , bez gwałtownych ruchów i td.- chociaż czasem bym z siebie wyszła z nerwów - ale potem masakra by była i wrzask :angryy:na całą okolicę .......no i wzrost ciśnienia u mnie :shake:. Dobi i tak cały czas jest w stanie czuwania i chęci ataku na spacerach - najmniejsz a iskra i ......:diabloti:. Gdy zaczyna skowyczeć , czy szczekać przystaję w miejscu , albo idę wolniej - działa zazwyczaj ., no i też chwale za dobre zachowanie , czy za zaniechanie złego zachowania przynajmniej :razz:............Tak długo pisałam ,aż mnie Buster wyprzedził..............

Posted

[quote name='aanka']Tak długo pisałam ,aż mnie Buster wyprzedził..............[/QUOTE] Ach ten Buster - szybki jak błyskawica :evil_lol: Ja myślę, że Rucia da jeszcze wiele radości swojej pani!

Posted

[quote name='Buster']Myślałam o zakupie obroży uzdowej - jaką macie opinię? Dla mnie to przerażający widok a i skuteczność podobno różna :roll: [/QUOTE]

Spróbuj po prostu. Dla bezpieczeństwa zapnij smycz jednocześnie do zwykłej obroży. U mnie pomogło przy dość wiekowym już psie, który niby umial chodzić przy nodze na polecenie, ale wiecznie był problem z bardziej swobodnym chodzeniem na smyczy - wtedy co i rusz "niechcący" mu się pociągało :roll: Pierwszy spacer obraza wielka i dyskomfort psa, potem ogromna poprawa ktora pozostala nawet po zaprzestaniu używania kantarka. Blizn na psychice nie stwierdziłam ;) btw na widok kantarka pies się cieszył - w przeciwieństwie do kagańca, więc chyba nie jest to aż takie straszne, przynajmniej nie dla każdego psa.

Posted

ja bym radziła Weronice spacer z psem i zaprzyjaźnionym rowerzystą. na początku rower stoi, potem rowerzysta idzie z rowerem, potem jedzie... idt... wszystko powoli i w czasie rozłożone. w tym samym czasie odwracasz uwagę Rutki tym co lubi - jedzonkiem, zabawką. my tak oduczyliśmy naszej jamnicy gonienia za rowerami i ich oszczekiwania. i na Boga zdejmij jej ten kaganiec :( moja je trawę, ziemię, korzonki, błoto i nic jej nigdy nie było. zjadała też kupy psie i śmieci (resztki kurczaka itp wyrzucane przez zapobiegliwych sąsiadów) ale ją tego oduczyłam - nie było łatwo bo oduczała się kilka miesięcy ale opłacało się.
chętnie posłucham wypowiedzi o kantarku! bardzo mi się podobał dopóki na youtube nie zobaczyłam filmu reklamującego kantarek - z labkiem co mu o mało łba nie urwało ;/ chciałam kupić kantar dla małej bo ciągnie i nic na nią nie działa ale teraz to sama nie wiem ;/

Posted

mój pies jak szalał za rowerzystami to...kupiłąm sobie rower:-)
najpierw pojawił sie jako nowy mebel i wszelkie miłę rzeczy typu czesanie, mizianie, cwiczenie komend ze smakolykami odbywało sie przy rowerze...potem robiłam tak ze sadzałam psa na tyłku na smyczy i brała rower i przechodziłam obok psa rzucając mu jednocześnie dobre smakołyki (on da sie pokroic za ser) jednoczesnie robiłam kursy koło psa bez roweru i bez smakołykow...szybko zaczaił że jak jest rower jest smakołyk...
potem brałam psa i rower jednoczesnie...nastepnie sobie na rowerze jeździłam itd itp
a jak juz olewał mnie jako rowerzystke to zatrudniłam znajomych i robilismy to samo tylko na dworze i z innymi rowerami a pozniej jezdzacymi rowerzystami...
nauka zajęła mi około miesiaca ale moj pies kocha biegać przy rowerze a rowerzysta to super sprawa bo trzeba przyleciec do mnie twedy bo będzie ser:-)

Posted

kantar sam w sobie jest niby dobry ale np mnisi z New Skete uważają ze sam w sobie nie uczy niczego psa...po prostu zapobiega ciągnięciu bo pies nie ma fizycznej możliwości się ciagnać ale trudno mu skojarzyc to z chodzeniem na luźnej smyczy gdy jest przypieta zwyczajnie do obroży...to jest ich opinia...polecaja za to obroże zaciskowe, zwyczajne treningówki...oczywiscie ludzie są na nie bo to dusi psa... tylko ze oni dokłądnie opisują od czego rozpoczyna się nauke chodzenia na smyczy, dla psa prawidłowo uczonego sztuki chodzenia na smyczy chodzenie na niej powinno mu się kojarzyć z podązaniem za przewodnikiem a nie z luzowaniem smyczy...niby durnoty gadają a ma to jednak głębszy sens...
polecają najpierw uczyc psa chodzenia blisko przewodnika za przewdonikiem, podązania za nim, później cwiczenie tego samego na smyczu dlugiej luzno trzymanej przez człowieke w taki sposob by pies chodził za nim bez jakiegokolwiek napinania a dopiero jak to wychodzi dobrze w domu gdzie nie ma bodzcow rozpraszajacych cwiczenie tego na dworze w pustym miejscu pozniej barziej zaludnionym itd
srasznie to żmudne ale trzeba przyznac ze sens ma bo to człowiek nauczył psa ciągnięcia na smyczy- pokazał mu ze tak można robic, teraz żeby to odkręcic trzeba mu pokazać ze tak sie nie chodzi bo idzie sie tylko tam gdzie chce przewdnik i tylko na luźnej smyczy (początki są straszliwie żmudne i nieraz irytujące ale dają efekty rzeczywiście)
myślę ze kolczatka czy kantar to rozwiązania tzw tymczasowe jak musimy gdzies z psem pojsc a jest silny lub nie mamy czasu go uczyc w tym momencie ale ostatecznie kazdy wlasciciel powinien znalezc czas i wziąć sie za nauczenie swojego psa chodzenia na smyczy luznej...co niestety szczegolnie w przypadku psow juz ciagnącym jak lokomotywy trwa i trwa i trwa - ale za to pozniej jaka satysfakcja:-D

Posted

My tu gadu, gadu, a Weronika ucichła...

[B]Weroniko, będziesz pracować i przenosisz wątek do działu WYCHOWANIE, czy poddajesz się i decyzja (rozumiem, że za zgodą Mamy) pozostaje taka jak w tytule?[/B]

wracając do kantara. U mojej przygarniętej suki wtedy na początku, gdy ciągnęła jak oszalała, nie mogłam używać kantara. Dziewczyna miała takie napady agresji albo paniki, że były wręcz furią wyrażaną spienianiem fafli, wierzganiem, stawaniem na tylnych łapach i potrząsaniem głową. Nie czułam się na tyle przeszkolona, by nie wyrządzić jej przy okazji krzywdy. Ale kantarki nabyłam dwa: jeden uzdowy, a drugi taki bardziej do stałego zapięcia. Jeden wylądował na bazarku, drugi leży w szufladzie. Na bazie swoich doświadczeń nie polecam, ale pewnie gdybym jej teraz założyła to nie byłoby ryzyka, bo jej maniery i równowaga psychiczna zasługują obecnie na podziw:loveu:(z małymi, aczkolwiek wciąż dotkliwymi wyjątkami:diabloti:)

Posted

i dodam jeszcze, że u Klary ciągnięcie bardzo się zmniejszyło, gdy zmieniłam obrożę na szelki. Nie wiem jednak czy działa to tak u wszystkich psów, bo Klara była przywiązana kablem do drzewa nad Odrą i tu później mógł znaczenie mieć czynnik psychiczny. Szelki poleciła mi ARKA, więc być może ona opierała się na swoim przeogromnym doświadczeniu i może stanowić pewną regułę. Ale pewności nie mam.

Posted

i podejmijmy jeszcze temat oszczekiwania gości, bo ten problem też mi Weronika opowiedziała jako stanowiący uciążliwość.

Weroniko, opowiedz o tym dokładnie z opisem pozycji ciała Rutki, pozycji ogona, uszu i sposobu tego szczekania. Z tego co rozmawiałyśmy zrozumiałam, że nie atakuje, nie kłapie zębami, nie ucieka, nie chowa się, wpuszcza do domu. Stoi i szczeka. Nie miałam okazji niestety tego zobaczyć, bo byłyśmy tylko na zewnątrz. Jeśli dobrze zinterpretowałam to co mi opowiedziałaś, to proste sztuczki, a z Rutki będą jeszcze ludzie, nie martw się:)

Posted

Tak, będę z nią pracować i nie chcę jej oddawać (o ile nie będzie gorzej niż jest) Tak poza tym to super jest ta książka i dziękuję za pożyczenie jej :) Na razie tylko przeglądałam ale jutro będę miała trochę czasu do południa więc poczytam i postaram się stosować rady w praktyce. Rowery nie są aż taką uciążliwością, najgorsze dla mnie to jest to że mamy pewne ograniczenia dotyczące spacerów. I jeszcze z 2 tyg temu zdarzyło się jej naszczekać na ludzi przechodzących a gdy była spuszczona podlatywała i obszczekiwała a teraz ładnie przechodzi obok ludzi i nie wiem czy mogę ją spuścić czy dalej będzie szczekać..?

Posted

co do gości- żadko ma z nimi styczność ale jeśli już to podejdzie niepewnie powącha i szczeka takim długim szczekiem, jeśli ten ktoś ją zignoruje to przestaje i jest ok. Ale z tym szczekaniem na gości to chyba już tak zostanie bo moja mama nie lubi nikogo zapraszać a jeśli już to nie chcemy robić scen z naszym psem i pracować z nią..

Posted

[quote name='Weronika1995']Tak, będę z nią pracować i nie chcę jej oddawać (o ile nie będzie gorzej niż jest) (...) [/QUOTE]
A za ten nawias w cytacie to nic tylko w pupę dać. ;-) Jakie gorzej? Masz super sunię!!!

Posted

[quote name='majqa']A za ten nawias w cytacie to nic tylko w pupę dać. ;-) Jakie gorzej? Masz super sunię!!![/QUOTE]

Weronika nie było mnie na watku jakis czas i widze,ze postanowilas zatrzymac sunie-bardzo mnie to cieszy .sunia jest fajowa, naprawde wg.mnie bezproblemowa, przestan miec kompleksy,ze jest jakas niewychowana,niegrzeczna ideały sa nudne na dluszsza mete.piszesz nie chce jej oddawac o ile nie bedzie gorzej-napewno juz wiesz,ze to nie fajne bo prawdziwy przyjaciel jest z nami wlasnie wtedy kiedy jest' gorzej' .;)

Posted

[quote name='Weronika1995']najgorsze dla mnie to jest to że mamy pewne ograniczenia dotyczące spacerów. [/QUOTE]

Tutaj działa to co Ci pokazywałam. Nie wystarczy mówić tylko "Rutka, idziemy", "Chodź" ale trzeba ją zachęcać i głosem i gestem, opowiadaj jej nawet jakies głupoty, w typie "chooodź tam są motylki/pieski itd." nie wazne co powiesz tak naprawdę, ważne żeby ona poczuła, że tam czeka na nią cos ekscytującego. I nie ciagnij, nie szarp, ale przykucnij i zaproś, albo zawróć do pieska stań obok i wtedy zachęć do dalszego, wspólnego maszerowania. Chwal po drodze.

Może ktoś jeszcze poda Ci jakiś pomysł.

Mój jamnik Felek też przez pewien czas miewał pewien upór i chciał chodzić własnymi drogami. I wypracowałam sobie z nim powiedzonko "szukamy myszy" i cokolwiek to dla niego znaczy - zawsze działa:diabloti:

Posted

[quote name='sacred PIRANHA']kantar sam w sobie jest niby dobry ale np mnisi z New Skete uważają ze sam w sobie nie uczy niczego psa...po prostu zapobiega ciągnięciu bo pies nie ma fizycznej możliwości się ciagnać ale trudno mu skojarzyc to z chodzeniem na luźnej smyczy gdy jest przypieta zwyczajnie do obroży...[/QUOTE]

To chyba też indywidualna sprawa, bo mimo że byłam świadoma, że kantar niby działa tylko kiedy pies go nosi, u mojej suki efekt utrzymuje się na tę chwilę jakieś 2 lata odkąd przestałam go używać. Miła niespodzianka ;)

Puść suczkę, ale na długiej lince, żeby mieć ją pod kontrolą. Tak zupełnie luzem jeszcze bym sobie darowała.

Gorzej może być zawsze, pies, szczególnie bojaźliwy, to nie automat, miewa lepsze i gorsze dni. Gorszymi po prostu nie należy sie przejmować, wtedy to mija - a jak od razu nas to złości, zniechęca, to i z psem będzie gorzej.

I mam wrażenie, że nadal nie rozumiesz jednej rzeczy. Pies nie jest stworzony tylko po to, żeby dostarczać nam przyjemności i nie stwarzać problemów. Jest też druga strona medalu - pies to żywe stworzenie, które będzie sprawiać kłopoty, wymagać od nas wyrzeczeń, pracy.

Mnie naprawdę zdziwiło, że pomyślałaś o oddaniu psa, który sprawia tak niewielkie kłopoty. Bo się boi? Bo gdzieś tam nie można z nim iść? Bo szczeka?

Przypomniał mi się mój już nie żyjący dawno pies przygarnięty z ulicy. Nienawidził dzieci, na widok takowych biegających na placu zabaw spinał się, chciał biec i gryźć. Rzucal się na ludzi bez ostrzeżenia; nie szczekał na gości, dawał się głaskać, a po czasie, kiedy wszyscy zapomnieli o jego obecności, w ciszy leciał z zębami, bo jakiś gest gościa mu się nie spodobał. Zanim do mnie trafił, pogryzł mocno dziecko.

Później jego agresja ewoluowała w problemy neurologiczne - pies nie poznawał domowników, w tym mnie, miał napady szału i gryzł, potem cieszył się i kompletnie tego nie pamiętal. Mnie też gryzł. Nie był duży, ale po jednym takim ataku, po 7 latach nadal mam blizny na ręce. Jego agresji nie dało się przewidzieć, nie była niczym sprowokowana, czasem wystarczyło po prostu przejść kilka metrów od niego, kiedy akurat robiło mu się źle, i zaczynał dziwnie patrzeć. Nie umiał się bawić, nie reagowal na piłki, patyki, nic. Bał się. Nie wiem, co ktoś mu zrobił.

Myślisz, że ja mogłam z nim iść, tam gdzie chciałam? Że mogły do mnie przyjść koleżanki i spokojnie posiedzieć? Że mogłam gdziekolwiek spuścić go ze smyczy poza ogrodzoną działką? Że ktokolwiek w domu mógł go wyprowadzić siku poza mną? Jak się czułam pod koniec, kiedy wchodziłam do pokoju i patrzyłam, czy wszystko z nim ok, czy znów ma dziwny wzrok i patrzy nieprzytomnie, i zaraz poleci z zębami?

I ja nie miałam żadnego wsparcia rodziny... Moja matka nawet nie lubiła żadnego z moich dwóch psów; jak zaczęły się problemy z agresją, po prostu musiałam kisić się z nimi z swoim pokoju. Wiercono mi dziurę w brzuchu, żebym się psa pozbyła - ba, obu, a ja w ogóle nie brałam tego pod uwagę. Moje psy mnie kochały, ufały mi, a ja biorąc je pod swoją opiekę zobowiazałam się zajmować nimi na dobre i złe, tak jak one kochały mnie nie tylko wtedy, kiedy było miło, ale i kiedy miałam zły humor, kiedy nie chciało mi się iść z nimi na dlugi spacer, kiedy nic mi się nie układało...

Kiedy kolejny raz oberwałam zębami od własnego psa, pomyślałam nieraz o oddaniu go. I nigdy nie umiałam tego zrobić, po prostu nie mogłabym oddać w obce ręce psa, który tyle przeszedł, który bał się machnięcia nogą tak, że piszczał i sikał pod siebie, który byl agresywny, nie z własnej winy, ale głownie z powodu choroby - wiedziałam, co się z nim stanie, jak go ludzie potraktują, jeśli pogryzie kogoś w domu. A przede wszystkim nie mogłam go oddać, bo był wpatrzony we mnie jak w obrazek, jak żaden pies jakiego miałam i chyba umarłby z rozpaczy.

Kiedy już nie dało się wytrzymac z jego agresją, rzucał się na okrągło plus doszły inne objawy - uśpiłam go. Wolałam, żeby odszedł u mnie na rękach, przytulony, do ostatniej chwili kochany, niż oddany jak śmieć, ktory nie spełnił oczekiwań, tęskniąc za mną w schroniskowym kojcu, nie rozumiejąc, co się stalo, że już go nie kocham, czy zbity na kwaśne jabłko u obcych ludzi, bo kogoś ugryzł, zawleczony do weterynarza i uśpiony, albo wyrzucony na ulicę.

Mimo, ze ten pies mnie tyle razy pogryzł, zwykle tylko zrobił siniaka, czy zadrapał, ale czasem nieźle do krwi - nigdy nawet przez chwilę nie pomyślałam, że go nienawidzę! :( A ty z taką łatwością :( piszesz to o psie, którego największym przewinieniem jest to, że się czegoś boi, że nie ma oparcia, że nie umie się zachować - do czego doprowadziłaś głównie Ty sama, takim a nie innym podejściem do niego.

To jest tym smutniejsze, że kiedy ja wzięłam swojego agresora miałam niecałe 14 lat. Jego problemy z agresją wobec nas zaczęły się kiedy miałam tyle lat, co Ty teraz. Uśpiłam go, kiedy nie miałam jeszcze skończonych 17. I pamiętam to do tej pory, żałuję, że nie miałam możliwości zrobić tego co teraz, pojeździć po weterynarzach specjalistach, spróbować z lekami przeciwpadaczkowymi, tak jak teraz robi się to z psami z agresją na tle neurologicznym. Może mógłby żyć do tej pory. Czasem zastanawiam się, co by teraz robił, jak by wyglądał, jak zachowywałby się, gdybym wracała do domu... Boli mnie to nadal, czuję że w pewnym sensie go zawiodłam, a minęło tyle lat. Pies gryzł wszystkich dookoła nie wiedząc w ogóle co robi i gdzie jest, nie miałam żadnego wsparcia od rodziny, ani psychicznego, ani finansowego - ba, raczej pojazd za psy, za to że w ogóle je mam - a mimo to mam wyrzuty sumienia, że tego psa uśpiłam.

I teraz czytam, że Ty chcesz oddać swoją suczkę, bo nie możesz z nią iść spokojnie do parku, bo się boi, bo szczeka, bo nie jest taka jak byś sobie życzyła. I obok tego piszesz, że ją kochasz. Że nie oddasz jej "o ile nie będzie gorzej"... Co to dla Ciebie te gorzej? Że znów się czegoś przestraszy, nie będzie chciała wyjść z osiedla? To jest ta straszna rzecz, przez którą chcesz ją porzucić? Ręce opadają. Przykro mi to pisać, ale Ty nie wiesz, co to jest miłość. Ona nie polega na tym, że troszczymy się o kogoś i kochamy wtedy, kiedy jest taki, jaki chcemy, dostarcza nam przyjemności, a kiedy to się zmienia, wypinamy się, bo "już nie możemy i mamy dość".

Niby jesteś młoda, ale jak porównuję mnie w wieku 15 lat z tym co piszesz, zastanawiam się czy to na pewno kwestia wieku, czy może czegoś innego, człowieka po prostu... Gdybyś chciała oddać Rutkę, bo by Was gryzla, bo rodzice by Ci kazali - każdy by to zrozumiał, nikt nie napisalby Ci złego słowa. 15-latka nie musi być w stanie znosić takiego ciężaru jak agresywny wobec niej i wszystkich dookoła, nieprzewidywalny pies plus sprzeciw rodziców. Mi było potwornie ciężko i wiem, że nie każdy jest w stanie. Ale to co piszesz, jest straszne. Nienawidzisz czasem swojego psa, bo się boi? Nie chciałaś z nim dłużej być, bo był uciążliwy na spacerach, nie mogłaś iść z nim do parku? To jest przerażające i aż mi przykro, jak myślę, co będzie znosił Twój życiowy partner, dzieci, kolejne zwierzęta, jeśli nic się w Tobie nie zmieni.

Nie wiem, czy cokolwiek z tego tekstu do Ciebie dotrze, czy po prostu się obrazisz, ale musiałam to w koncu napisać, bo cisnęło mi się na klawiaturę odkąd zaczęłam czytać ten wątek.

Przypominałam sobie jak moja Baryła zeżarła mi 50 złotych (miałam wtedy 13 lat i to był dla mnie majątek), jak wypatroszyła kilka moich ulubionych książek, obszczała ładnych parę razy łóżko, zwiała z psami i ganiała po 23 na mrozie - a ja za nią, jak przestraszyla się petardy i przeorała mnie niemal twarzą po zmarzniętej ziemi, żeby zawlec mnie do domu jak najszybciej... I ja miałam wtedy tyle lat co Ty - i na samą myśl, że miałabym oddać mojego ukochanego psa, było mi zimno.

I Barył jest ze mną do tej pory, po 11 latach. Spędziłam z nią pół życia, teraz jest już siwa, śpi teraz na moim łóżku, już nie ma siły na takie długie spacery jak bym chciała, zbrzydła jej sierść, trochę wyłysiała, bo choruje... I kocham ją niesamowicie, za te wszystkie lata, za to jak teraz rozpoznaje każdy mój gest i słowo, a ja jej, za to że zawsze była i jest, i za to wszystko będę z nią do końca, choćby sikała pod siebie, wyła po nocach czy mnie kiedyś ze starości nie poznała i ugryzła. Nie wiem, jak przeżyję ten moment, kiedy będzie musiała odejść.

I zastanawiam się, czy ty kiedykolwiek przeżyjesz coś takiego jak to, skoro chcesz oddać swojego "kochanego" psa z tak błahego powodu. Do mojego wieku pewnie przerobisz już z 5 psów, jeden się będzie bal, to poszukasz mu domu, drugi może właśnie kogoś w domu pogryzie - i też do widzenia, z trzecim pewnie znów będzie coś nie tak i nie wytrzymasz, nie będzie się nadawał... I żaden tak naprawdę nie będzie kochany.
Pies kochać potrafi, Twoja suczka nigdy przecież nie oddałaby Cię, nie opuściła dlatego, że nie chodzisz z nią na dość długie spacery, że masz mało pieniędzy, że utylaś 20 kilo, że często masz zły humor, że cośtam. Ona jest z Tobą cały czas, mimo Twojego nie do końca dobrego postępowania z nią, mimo że czasem jej "nienawidzisz" i czuje Twoją niechęć.
"Jedynym całkowicie bezinteresownym przyjacielem, którego można mieć na tym interesownym świecie, takim, który nigdy go nie opuści, nigdy nie okaże się niewdzięcznym lub zdradzieckim, jest pies... Pocałuje rękę, która nie będzie mogła mu dać jeść, wyliże rany odniesione w starciu z brutalnością świata... Kiedy wszyscy inni przyjaciele odejdą, on pozostanie"
George G. Vest
I to prawda, tylko nie życzę Ci, żebyś musiała to odczuć kiedyś na własnej skórze.

Po tym wszystkim co napisałaś o tym psie, i wcześniej i teraz, że nie oddasz jej "o ile nie będzie gorzej", właściwie każdy z tu obecnych powinien po prostu zacząć robić ogłoszenia, żeby znaleźć suni dom, bo niestety pokazujesz, jak Ci na niej zależy... Problem w tym, że ona na dom ma małe szanse, czeka na niego masa psów takich jak ona, a nawet młodszych, ładniejszych, łatwiejszych - i nic. I tylko dlatego staram się wierzyć, że coś jednak zrozumiesz, że pomyślisz trochę bardziej o niej, niż o sobie i coś zmienisz, że może ona jednak ma szansę na kochający dom u Ciebie, na Twoją miłość, ale taką prawdziwą, a nie pod warunkiem, że na nią "zasłuży", bo wtedy to nie jest miłość, tylko sama nie wiem co.

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...