Jump to content
Dogomania

Jett Garet III, jr. Kraków - w NOWYM DOMKU-od 07.04.06-GARETOWE OPOWIEŚCI-udręczonej


Recommended Posts

  • Replies 1.7k
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

Posted

[quote name='joannasz']PS. Gacusiowa, moja Kochana, nie obrażaj się. Naprawdę chciałam wiedzieć, jak masz na imię. Wybacz mój paskudny język, stara ze mnie jędza.[/QUOTE]
Kochana Joanno, wcale się nie obraziłam :) - dużo więcej trzeba, żeby mnie z Twojego wątku wykurzyć ;)
ja po prostu jestem na delegacji... w Chinach... Nota bene właśnie do pracy wychodzę :D
A imię pospolite do niemożliwości - Agnieszka; Gacusiowa to od mojego piereszego kociego 'dziecka' - Gacusia...

Posted

Agusia, uwielbiam imię Agnieszka! Cudne! Pamiętam, że we wczesnej młodości napisałam wiersz dla Agnieszki, może znajdę... W CHINACH?!! TY FASCYNUJĄCA KOBIETO, NAPISZ COŚ WIĘCEJ! TO CUDOWNE!!!
A wy, Czarownice, gadajcie sobie, co chcecie. Wegetarianizm, cholera. A myszy też obejmuje?! :((
[FONT=Verdana]19.11.2010, piątek[/FONT]
[FONT=Verdana] [/FONT]
[FONT=Verdana] O. MÓJ. BOŻE!!!! Wróciłam do czegoś, co niedawno było moim domem. Teraz przypomina gruzy. [/FONT]
[FONT=Verdana] Gdy Kaja dzwoniła do mnie w ciągu tygodnia, myślałam, że nieco przesadza. A przynajmniej miałam taką nadzieję.[/FONT]
[FONT=Verdana] -Mamuś, jakby ci to powiedzieć… na legowisku Dina…[/FONT]
[FONT=Verdana] -Jakim legowisku? – przerwałam słabym głosem, bo jako żywo żaden z naszych psów nie miał innego legowiska oprócz foteli, kanapy i mojego łóżka i właśnie to ostatnie ujrzałam oczyma wyobraźni. [/FONT]
[FONT=Verdana] -Zrobił sobie legowisko na środku pokoju z twojego chodniczka do ćwiczeń. I, zaraz, co ja tu widzę… Marchewki, częściowo nadgryzione, zgniłe jabłko, twoją skarpetkę, ziemniak, kawałek rozgryzionego patyka, jakieś kawałki folii, jego przegryzioną obrożę, no i… hmmm… tylko się nie denerwuj… wywlókł i rozpakował twój koszyk z farbami. [/FONT]
[FONT=Verdana] -Moje farby!!! – zawyłam z rozpaczą.[/FONT]
[FONT=Verdana] -Ale wygląda na to, że jeszcze nie zaczął malować. [/FONT]
[FONT=Verdana] -Niech to diabli! Czy ja, przygarniając go, mówiłam, że to anioł?![/FONT]
[FONT=Verdana] -Hmm… Babcia mówi, że ogród wygląda ciekawie i nie chodzi tylko o świeżo wykopane dziury. Jeszcze go nie widziałam, bo wracam w nocy i wychodzę, kiedy jest ciemno. Pewnie ty pierwsza będziesz miała to szczęście w piątek. Aha, Dino rozmienił na drobne osłonę studzienki do ścieków. A Garet jest na skraju wyczerpania nerwowego. Chyba mu trzeba zaaplikować antydepresanty. [/FONT]
[FONT=Verdana] Przyjechałam wczesnym popołudniem, po drodze zrobiłam zakupy i obładowana torbami dowlokłam się do domu pełna złych przeczuć. Zostawiłam otwarte drzwi wejściowe, żeby w razie czego nawałnica miała ujście, i otworzyłam drzwi wewnętrzne. Garet zeskoczył z zabytkowego fotela i runął na mnie, jęcząc w uniesieniu. Natychmiast rozległo się stukanie drobniejszych pazurków i do ataku przystąpił Dino. Przytomnie oparłam się o ścianę, rzuciłam torbę i, zanim zdjęłam plecak, wyjęłam laskę swojskiej kiełbasy, rozłamałam na pół i wetknęłam każdej bestii do paszczy. Kiedy na chwilę zajęły się jedzeniem, rozejrzałam się, bo korytarze wyglądały jakoś dziwnie mokro… Nie trzeba było zbytniej przenikliwości, aby domyślić się, że chłopcy urządzili sobie zawody w sikaniu. Jezzzu, faceci! Mam nadzieję, że była to jednorazowa próba sił. [/FONT]
[FONT=Verdana] -Poczekaj, aż zobaczysz ogród i piwnicę – powiedziała ze złowieszczą uciechą moja matka. [/FONT]
[FONT=Verdana] -Błagam cię, nie teraz. Muszę umyć podłogę. Pozwolisz, że będę sobie dawkować wrażenia?[/FONT]
[FONT=Verdana] Założyłam spodnie od dresu, posprzątałam i ostrożnie zajrzałam do swojego pokoju. Na chodniczku do ćwiczeń leżały przedmioty wymienione przez Kaję (dlaczego, u diabła, ich nie usunęła?!) z wyjątkiem, na szczęście, moich farb. [/FONT]
[FONT=Verdana] Na czymś, co poprzednio było moim łóżkiem, a obecnie przypominało kłębowisko ubłoconych szmat wywleczonych ze śmietnika, leżały kawałki patyka, pogryziona folia, moja skarpetka i łyżeczka. Do łyżeczki bez oporów przyznała się Irena. Spadła jej, a Dino natychmiast ją ukradł. Narzuty na fotelach i kanapie wyglądały tak, jakby ktoś nimi wyszorował ulicę. [/FONT]
[FONT=Verdana] Kiedy skończyłam sprzątać pokój, przyrządziłam sobie tilapię z sałatą. Irena odwołała mnie, żeby pokazać, jak interesującą konfigurację przybrały Koleś z Marchwią na jej fotelu. Gdy wróciłam do jadalni, Garet stał na ławie i delektował się sałatą. Nie zjadł wszystkiego, więc zestawiłam salaterkę na podłogę, żeby Dino skończył, co też uczynił z wielkim entuzjazmem. [/FONT]
[FONT=Verdana] -Wynieś ptakom jedzenie, to przy okazji zobaczysz ogródek… - zaproponowała Irena ze złośliwą uciechą. [/FONT]
[FONT=Verdana] -Jaasne, nie ma sprawy. [/FONT]
[FONT=Verdana] Zamarłam tuż za drzwiami. Płytę pod balkonem zaścielały kawałki potłuczonych glinianych doniczek, cebulki roślin, pogryzione szczątki doniczek plastikowych, kawałki folii i ziemia ogrodnicza. W to wszystko wkomponowane były moje adidasy i pokrywka od pudełka z pięciolitrowego pojemnika farby lateksowej. Gorączkowo usiłowałam sobie przypomnieć, ile tej farby jeszcze miałam? I gdzie ona jest?...[/FONT]
[FONT=Verdana] -On do kwiatków nic nie ma – zagaiła moja mamusia tonem konwersacyjnym, opierając się o poręcz balkonu. –Doniczki go jakoś denerwują. Tylko nie mam pojęcia, jak on rozbija te ceramiczne na takie drobne kawałki… A po drodze zajrzyj do piwnicy – zaproponowała pogodnie. [/FONT]
[FONT=Verdana] -Może nie dzisiaj – wymamrotałam, schodząc ze schodów z garnkiem pełnym karmy dla ptaków, którą miałam wrzucić na szczyt muru, odgradzającego naszą posesję od ogrodu sąsiada. [/FONT]
[FONT=Verdana] Z żadnego innego miejsca ptaki nie chciały jeść, z uwagi na obecność licznych kotów. [/FONT]
[FONT=Verdana] Po drodze mijałam rozgryzione kawałki drewna, rozgryzione doniczki, woreczki foliowe we wszystkich możliwych kolorach, dziesiątki psich zabawek oraz setki tysięcy kawałków styropianu. Przy huśtawce zauważyłam wykopane trzy nowe dziury. Odjazd. [/FONT]
[FONT=Verdana] Wracając, rzuciłam okiem przez otwarte drzwi piwnicy. Tak tylko, pobieżnie… i tak się już ściemniało. [/FONT]
[FONT=Verdana] Ten rzut oka uświadomił mi, że przejścia właściwie nie ma, a podłogę pokrywają tajemnicze i niezwykle zróżnicowane stosy przedmiotów. [/FONT]
[FONT=Verdana] Przy progu zauważyłam między innymi: bojkę na chlor do basenu, wiklinowy koszyk, rozgryziony worek z brązową fugą, kilkanaście doniczek, rozgryziony worek z ziemią ogrodniczą, przewrócone rattanowe krzesło, akcesoria wod-kan, niektóre nawet niepogryzione, pudło z piłą tarczową (?!!!)… natychmiast odwróciłam głowę i z utrwalonym wytrzeszczem wróciłam do domu. Psy podążyły za mną. Irena obrzuciła nas rozpromienionym wzrokiem. [/FONT]
[FONT=Verdana] -Nic nie mów – ostrzegłam ją. Chyba się położę… [/FONT]
[FONT=Verdana] Dino, zanim wylądował przy mnie w łóżku, zmaltretował Gareta, goniąc go po fotelach i kanapie, dopóki biedne, wielkie psisko nie schroniło się na parapecie. Potem gówniarz umył mi solidnie całą twarz, wkręcił się pod brodę, przytulił tak słodko, że skamieniałe z urazy wnętrze zamieniło mi się w galaretę i natychmiast zasnął. [/FONT]
[FONT=Verdana] Wieczór zaczął się w miarę spokojnie. Irena nakarmiła oba psy, pilnując Gareta, żeby bez przeszkód zjadł swoją porcję. Trzeba czuwać, bo Dino żre jak dinozaur i pochłonąwszy swoje, wyrywa Garetowi jego porcje nawet z gardła. [/FONT]
[FONT=Verdana] Siedziałam przy komputerze, Irena obejrzała wiadomości i poszła do siebie poczytać. Wracałam z kuchni z porcją winogron, żeby dokończyć obróbkę zdjęć, kiedy moją uwagę przykuł ożywiony ruch na kanapie. Dino, zaabsorbowany do granic możliwości, próbował nawiązać interakcję z płową myszką, przyozdobioną czarną pręgą na grzbiecie. Oboje żywi… [/FONT]
[FONT=Verdana] Wypuściłam z ręki winogrona i runęłam do pokoju Ireny. [/FONT]
[FONT=Verdana] -MAMO! MAMO!!!! ON MA ŻYWĄ MYSZ NA KANAPIE!!! [/FONT]
[FONT=Verdana] -Kto?- oderwała zdumiony wzrok od książki. [/FONT]
[FONT=Verdana] -TEN DEBIL!!! DINO!!! – wrzasnęłam i wycofałam się na bezpieczne pozycje. [/FONT]
[FONT=Verdana] Irena poczłapała do mojego pokoju, wzięła mysz do ręki i rozczuliła się. [/FONT]
[FONT=Verdana] -Jaka śliczna! Malutka… Dobrze, że zauważyłaś, bo mógłby jej zrobić krzywdę. Mam ochotę ją przytulić do policzka![/FONT]
[FONT=Verdana] -Jezu, poje…ło cię! Może przestań brać te antydepresanty! [/FONT]
[FONT=Verdana] -No, czego chcesz, przecież to też czworonóg! [/FONT]
[FONT=Verdana] -Jak cholera – wymamrotałam ponuro. [/FONT]
[FONT=Verdana] Dino gorączkowo obwąchiwał kanapę szukając utraconej zabawki. [/FONT]
[FONT=Verdana] -Masz łownego psa! – ucieszyła się Irena. [/FONT]
[FONT=Verdana] -Niech go licho. Na pewno zwędził ją kotu. Gacia siedzi jakaś zmartwiona w jadalni… Jezu, jeśli znajdę coś takiego w łóżku, zejdę na zawał! Wyprowadzam się! [/FONT]
[FONT=Verdana] [/FONT]

Posted

Żeby nie było, że gołosłowna jestem. Widok na płytę pod balkonem i nieśmiały rzut oka do piwnicy
[url]http://img529.imageshack.us/img529/2961/dsc0001xf.jpg[/url]
[url]http://img155.imageshack.us/img155/7201/dsc0003qo.jpg[/url]

Posted

Joanno, ja nie wiem, czy wtedy jak się urodziłam to sezon jakiś na Agnieszki był, w mojej tylko klasie w podstawówce było nas SIEDEM... no jak tak można indywidualność zabijać... to się nie mogłam Isaura nazywać albo nie wiem... Petronela?? Oczywiście joke, ale jakoś mojej koleżanki rodzice mogli wymyślić Otylię (nota bene uważam śliczne imię), a moi poszli w standard... ;)

Co do Chin... czekam nadal na okazję pozwiedzania trochę, bo jakoś od poniedziałku (z dzisiaj włącznie) siedzę w biurze po 10 godzin... taki los finansisty... firma, w której pracuję założyła spółkę w Chinach (produkcyjną! czemu my się handlem nie zajmujemy??) i musimy jakoś na początku wprawić w ruch całą tę 'maszynerię'... nie powiem, bywa zabawnie, ale bywa też niemiło... dobrze przynajmniej, że chińskie żarcie mi pasuje (co prawda dopiero wczoraj zaczęłam czuć jakikolwiek smak, bo przyjechałam tu tym razem z potworną grypą, zasmarkana po pachy i czułam smakiem tylko te potrawy, które zawierały duuuużo ostrej papryczki - hitem pierwszego tygodnia była kapusta kimchi - potrawa koreańska, kapusta pekińska przekładana pastą z papryczki ostrej i kiszona... - tylko takie żarcie mi nos odtykało na chwilę...) - jestem tu do środy, żałuję, że nie dłużej, ale wizę tylko dostałąm na 10 dni... Ale przynajmniej tu nie pada i słonko świeci (5-10 stopni) i smoggggg.
NA wiosnę planuję dłuższy wyjazd, z kilkudniowym urlopem przeznaczonym na zwiedzanie. Howgh.

Co do młodego paszczaka-demolki... pisz, pisz... ja planuję po cichu na wiosnę również 'dopsienie' - przeprowadzam się w końcu do mojego wymarzonego domu, z ogródkiem, i mam nadzieję, że zawita do mnie mały szczeniaczek saluki do towarzystwa dla Tazuni (moja 'upatrzona' hodowczyni powiadomiła mi o planowanym kryciu i trzymam kciuki)... O wyjazdy służbowe się nie boję, mam już sprawdzony domowy hotelik, w którym Taz teraz też siedzi. Ale czytając Twoje przeżycia przygotowuję się psychicznie na potencjalny armageddon - z Taz miałam względny spokój, ona przyszła do mnie w wieku 7 miesięcy, była wyciągnięta z pseudohodowli i zastraszona maxymalnie - tylko parę książek przeczytałą na początku... w zasadzie dopiero teraz, w wieku 3 lat nabrała dopiero odpowiedniej pewności siebie...

Posted

A przygotuj się, moja piwnica wygląda jak Warszawa po wojnie. Tazunia to to cudo na zdjęciu? A saluki to rasa? Poszukam, nie mam pojęcia, jak wyglądają. Zazdroszczę Ci chińskiego żarcia, z opisu wynika, że to moje klimaty... Gratuluje Ci przeprowadzki do nowego, wymarzonego domku. To musi być cudowne uczucie, którego nigdy nie zaznam :( No, chyba że coś wygram, ale nie zanosi się na to z powodu: "daj mi szansę, kup los"!
Wróciłam właśnie z parapetówki u przyjaciół. Zmęczona okrutnie, przezornie nie zapalałam światła w korytarzach, wydarłam tylko Garetowi z gęby moją zamszową kurtkę. Ale kątem oka zauważyłam poodsuwane szuflady w komodzie z bielizną pościelową i coś wywleczone na podłogę. Jutro sprawdzę...
Dino odpakował w pokoju Kai maszynki do golenia. Dwie zeżarł, na szczęście bez żyletek... Rozbił kilka nowych doniczek, Kaja sprzątała włości przez całe popołudnie... Ide spać, dobranoc, uściski dla Ciebie i Wszystkich.

Posted

[quote name='joannasz']Żeby nie było, że gołosłowna jestem. Widok na płytę pod balkonem i nieśmiały rzut oka do piwnicy
[URL]http://img529.imageshack.us/img529/2961/dsc0001xf.jpg[/URL]
[URL]http://img155.imageshack.us/img155/7201/dsc0003qo.jpg[/URL][/QUOTE]

Byłam pewna, ze przesadzasz:lol:; przecież widać gołym okiem, że piesek robił tylko jesienne porządki tylko po prostu nie ma jeszcze wprawy. Ciekawa jestem, czy Garet brał w tym udział?

Posted

Joanno, Taz jest chartem afgańskim, a w zasadzie podróbką chart afgańskiego ;) - przez Dogomanię wyciągnięta zostałą z pseudohodowli...
to takie wielkie czarne bydlątko, tylko teraz ma dłuższe włosy
[URL]http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/f46aa563c47ed42a.html[/URL]

a saluki to inaczej chart perski saluki, wygląda tak:
[URL]http://lh5.ggpht.com/_u8FACWsnDko/TN2Al7yISpI/AAAAAAAAKpU/h5sf_KGYP1E/DSC_0257.JPG[/URL]
wg mnie najpiękniejsza suńka saluki w Polsce...

Posted

[FONT=Verdana]25.11.2010 czwartek[/FONT]
[FONT=Verdana] [/FONT]
[FONT=Verdana] Wczoraj ostatecznie wróciłam do domu. Ledwie dowlokłam się, przytłoczona plecakiem i wielką torbą na ramieniu. Po burzliwym powitaniu udało mi się uwolnić od bagaży i psów. Garet wypluł moją bluzę od dresu i zajął się rozpakowywaniem torby, Dino bezskutecznie usiłował: a) włożyć mu głowę do paszczy, b) wleźć do plecaka, c) wskoczyć mi na ręce, d) wybić sobie oczka ogonem. Jego gorączkowe działania być może zostałyby uwieńczone powodzeniem, gdyby nie robił tego jednocześnie. [/FONT]
[FONT=Verdana] Irena wyraźnie odetchnęła na mój widok. Z błogim uśmiechem na twarzy opowiadała mi o ostatnich wybrykach potworów. Chryste, kosmici podmienili mi matkę! [/FONT]
[FONT=Verdana] Kiedy wielonożne emocje nieco ostygły, zrobiłam sobie kawę i weszłam do swojego pokoju, żeby włączyć którąś z ulubionych płyt. [/FONT]
[FONT=Verdana] Po przekroczeniu progu od razu zapomniałam o muzyce. Podłoga i kanapa zasłane były kolorowymi strzępami woreczków foliowych. Na kanapie leżały: ziemniak cebula i nadgryziona marchewka oraz strzępy „Wyborczej”. Z lękiem zerknęłam na swoje łóżko. Z grubsza przypominało kłąb ubłoconych szmat zasypanych śniegiem. [/FONT]
[FONT=Verdana] -MAMO!!![/FONT]
[FONT=Verdana] -No, co ty chcesz? – przyczłapała i podążyła wzrokiem w ślad za moim drżącym z oburzenia palcem. [/FONT]
[FONT=Verdana] -A, Dinuś wywlókł skądś opakowanie podpasek… Trochę się nad nimi napracował. O, ścierka do podłogi! Będziesz miała bliżej, jak zaczniesz sprzątać… [/FONT]
[FONT=Verdana] -A to, widzisz?![/FONT]
[FONT=Verdana] -Co?[/FONT]
[FONT=Verdana] -Szczotka do mycia kibla!!! To już szczyt wszystkiego![/FONT]
[FONT=Verdana] -Ach! – Irena wybuchnęła rozkosznym śmiechem. –Jaki on pomysłowy! Dineczku, ty cudaczku! [/FONT]
[FONT=Verdana] Winowajca skręcił się w precelek i rozdziawił pysk w wyrazie najwyższego samozadowolenia, waląc się ogonem po małych, czekoladowych oczkach. Garet, z moją skarpetką w zębach, wodził po nas rzewnym wzrokiem w oczekiwaniu na pieszczoty. [/FONT]
[FONT=Verdana] Irena wygłaskała obu zboczeńców i ignorując moją pełną niedowierzania furię poczłapała do siebie odebrać dzwoniący telefon. [/FONT]
[FONT=Verdana] Zostałam, sfrustrowana, w ruinach swojego pokoju, otoczona dwoma obłąkanymi psami. Zrezygnowana, z poczuciem niezrozumienia, zabrałam się do pracy. Po godzinie pokój chwilowo nadawał się do użytku. [/FONT]
[FONT=Verdana] Z moich całodobowych obserwacji wynika, że: Garet, żerując na fazie głębokiego współczucia dla udręczonej przez Dina istoty, wypracował sobie cały arsenał żałosnych minek, dzięki czemu zbiera więcej głasków, niż doświadczał dotychczas. Dostaje też coraz więcej smakowitych kąsków, mających ukoić jego depresję, co powoduje, że niepokojąco, hm… zmężniał. Tak na oko dobija spokojnie do 45 kilogramów. Co najmniej. Dino, który żre dwa razy więcej, spala wszystko, pracując od szarego świtu w ogrodzie, który stanowi dla niego nieustającą fascynację. W międzyczasie w podstępny sposób demoluje dom, wykazując wręcz genialną pomysłowość. Wytłukł wszystkie ceramiczne doniczki z piwnicy i pogryzł wszystkie plastykowe. Irena nie może wyjść z podziwu, jakim cudem porozbijał na drobne kawałki te ceramiczne, ciężkie w końcu, tą swoją małą mordką. Tąże małą mordką zmiata wszystko, co nadaje się do zjedzenia z obu psich i wszystkich kocich misek. Pustoszy łazienkę. Dziś, czołgając się ze ścierką po zapiaszczonej podłodze, w ostatniej chwili zauważyłam, że ukradł ze spłuczki opakowanie chusteczek nawilżających i konsumuje je po cichu na kanapie. Z kompostu przyniósł sobie lekko nadpleśniałą mandarynkę i bawił się nią jak piłką, dopóki jej nie skasowałam. Irena zgłupiała doszczętnie na punkcie obu złoczyńców. Kupiła im identyczne miski ze rżniętego szkła. Dokarmia je i pieści co chwilę, wpadając w dziki zachwyt nad każdą szkodą, która mnie przyprawia o szaleństwo. Jej głównym zajęciem stało się wyszukiwanie w sklepach smakołyków, które zadowoliłyby oba potwory. Kotom i ptakom poświęca tyle samo uwagi, więc zajęta jest nieprzytomnie przez cały dzień. Ptaki dokarmia na dwumetrowym murze dzielącym nas od posesji sąsiada. Dotychczas wykorzystywała Kaję, teraz, z uwagi na wyższy wzrost, przerzuciła się na mnie. Dziś, wyrzucając kaloryczny ładunek z garnka z rączką, nie doceniłam jego przyczepności i część wpadła mi do rękawa. Kaja bez odrobiny współczucia oznajmiła, że jej lądowało to na głowie… [/FONT]
[FONT=Verdana] Czy ktoś mógłby mnie adoptować? Jestem spokojnym człowiekiem, twórczym i pracowitym. Mam dwa kilogramy różnych dyplomów, nie kłamię i jestem lojalna. Może odrobinę znerwicowana, ale trudno się dziwić… Czekam na oferty. [/FONT]

Posted

Joanno, zacznij robić dokumentację fotograficzną i dawaj na wątek szkodników (w dziale off topic). Twoi złoczyńcy mają potencjał i jak tak dalej pódzie - miejsce "na pudle" mają bankowo (na razie w/g mnie bezkonkurencyjna jest niepełnosprawna Kraksa z Wrocka od Ulv).
Pozdrawiam z mroźnej Warszawy
Elżbieta

Posted

[quote name='joannasz'][url]http://img217.imageshack.us/img217/3715/dsc0009rk.jpg[/url][/QUOTE]

Rozkoszniaczek, nie ma sobie równych :lol:

Posted

[quote name='Beta&Czata']Joanno, zacznij robić dokumentację fotograficzną i dawaj na wątek szkodników (w dziale off topic). Twoi złoczyńcy mają potencjał i jak tak dalej pódzie - miejsce "na pudle" mają bankowo (na razie w/g mnie bezkonkurencyjna jest niepełnosprawna Kraksa z Wrocka od Ulv).
Pozdrawiam z mroźnej Warszawy
Elżbieta[/QUOTE]

Ta dokumentacja fotograficzna raczej nie zapewni miejsca "na pudle" :lol: [URL]http://img190.imageshack.us/img190/5736/dsc0004lo.jpg[/URL]. Scena jak z bajki:loveu:

Posted

Miałam na myśli raczej to, co Joanna tak barwnie opisuje, a dopiero od pojawienia się Dino zaczęła potwierdzać "wzrokowcom", wrzucając kilka bardzo "lightowych" fotek (ta piwnica i takie tam...). A ja mam bujną wyobraźnię i te opisy oczami duszy widzę, ale wolałabym widzieć normalnie - samymi oczami:evil_lol:.

Posted

W pudle, dziewczyny, to ja się znajdę, jeśli jeszcze trochę pomieszkam z tymi potworami.
[FONT=Verdana]30.11.2010 wtorek[/FONT]
[FONT=Verdana] [/FONT]
[FONT=Verdana] No, naprawdę, są chwile, kiedy moje poczucie humoru umiera śmiercią gwałtowną. [/FONT]
[FONT=Verdana] Dziś musiałam zajrzeć na chwilę do pracy (jestem jeszcze na L4) i po tej kilkugodzinnej wyprawie, z plecakiem pełnym zakupów (głównie dla zwierząt), wstąpiłam do apteki, żeby wykupić kilogram lekarstw. W międzyczasie za mną uformowała się spora kolejka, a wiem, co czuje się czekając… Fakturę już odebrałam, pozostało tylko zapłacenie. [/FONT]
[FONT=Verdana] -Odmowa – powiedziała z przepraszającym uśmiechem znajoma farmaceutka, oddając mi kartę. [/FONT]
[FONT=Verdana] -Bo to przed wypłatą – pocieszył mnie ktoś z kolejki. [/FONT]
[FONT=Verdana] -Ja właśnie jestem po wypłacie – odparłam lekko spanikowana. [/FONT]
[FONT=Verdana] -Cóż, pójdę do bankomatu. Za chwilę wracam. [/FONT]
[FONT=Verdana] Jednak nie wróciłam. Bankomat zameldował odmowę, proponując, żebym się skontaktowała ze swoim bankiem… [/FONT]
[FONT=Verdana] A jasne, cholera, że się skontaktuję! I to zaraz! Poprawiłam ciężki plecak i w stanie paniki całkowitej pokuśtykałam do centrum. Leki przeciwbólowe właśnie przestały działać, a moje gnaty, wciąż w stanie zapalnym, protestowały coraz głośniej. [/FONT]
[FONT=Verdana] W banku zastałam tłum ludzi o ponurych twarzach. Jakoś dziwnie mnie to uspokoiło. Nikt nie wyczyścił mi konta! Padł system w cholernym banku śląskim. Wyglądało, że na dłużej, bo dwie godziny wcześniej ludzie otrzymali informację, że naprawa potrwa godzinę… Postałam kilkanaście minut, wysłuchałam złorzeczeń i zapewnień klientów, że zmienią bank (też natychmiast bym zmieniła, gdyby nie pożyczka na 3 lata), przeprowadziłam wywiad z pracownikami (nic nie wiedzą, a centrala przestała odbierać od nich telefony), przekazałam informacje czekającym i zrezygnowana poczłapałam z powrotem do apteki. Spotkałam się z pełnym zrozumieniem. Moje zakupy czekają, pani zapytała, czy nie potrzebuję „na już” jakichś leków, bo przecież bez problemu mi da… Naprawdę się wzruszyłam, co na chwilę przytłumiło moją furię. [/FONT]
[FONT=Verdana] Zanim dotarłam do domu, rozkwitła na nowo. W połowie ulicy miałam nieprzepartą chęć położenia się na śniegu i wykonania serii ćwiczeń. Oczywiście, chodniki są w większości nieodśnieżone, więc idzie się fatalnie. Zmasowany atak w postaci dwóch śmiertelnie stęsknionych psów zmaltretował mnie do reszty. Dzięki Bogu za to, że Dino jest lekki. Ale Garet, rodzinnym zwyczajem zajadając stresy, zaczyna przybierać idealny kształt kuli… Bydlak się z niego zrobił ogromny. [/FONT]
[FONT=Verdana] Zawarczałam na psy, zawarczałam na Irenę i zaczęłam rozpakowywać zakupy. Na szczęście większość zrobiłam w moim ukochanym sklepie w Sławkowie. Miałam fuksa, akurat trafiłam na świeżutkie okrawki wędlin. Nie dość, że w tym sklepie wędliny są znakomite, to okrawki są na tyle spore, że okrawkami są tylko z nazwy. Wrzuciłam do misek. Garet rzucił się do obu naraz. Jeszcze trochę, a zewoluuje wytwarzając drugą mordę. Dino powąchał, zamyślił się i zrezygnował. Widocznie jednak są tam jakieś konserwanty… Ale od Ireny zjadł kawałek potwornie drogiej szynki „dla ludzi”. Znaczy, lubię dobre rzeczy… [/FONT]
[FONT=Verdana] Gotować mi się nie chciało, zjadłam trochę łososia i surówkę z pora w towarzystwie obu psów i padłam na podłogę, żeby odwalić gimnastykę. [/FONT]
[FONT=Verdana] Dino natychmiast ułożył się na plecach i wczołgał pode mnie, przystępując do gruntownej toalety (mojej). To jakaś obsesja, nie mogę go tego oduczyć. Garet natychmiast zagospodarował mój lewy bok. [/FONT]
[FONT=Verdana] -Odwalcie się ode mnie! – wrzasnęłam, krztusząc się ze śmiechu i usiłując uniknąć języka Dina, wciskającego mi się do nosa. MAMO!!! Weź ich sobie! [/FONT]
[FONT=Verdana] Szuranie pantofli Ireny umilkło na progu pokoju. [/FONT]
[FONT=Verdana] -O, jak ładnie ćwiczycie! Ty na brzuchu, Dinuś na plecach! – roześmiała się serdecznie. [/FONT]
[FONT=Verdana] -Wypad stąd, poważnie mówię – warknęłam na psy. Dino zamarł z wyszczerzonymi zębami. Urosły mu ostatnio i przy jego wąskim pyszczku wyglądają wręcz komicznie. Cud, że język mu się mieści w paszczy. Garet jęknął żałośnie, przytulił się mocniej i wybałuszył wielkie, rzewne ślepia. To zawsze działa. [/FONT]
[FONT=Verdana] -No, stary, bądź mężczyzną! Przestań się użalać nad sobą! – poklepałam go. –O, tu kiedyś miałeś talię, pamiętasz? Ja też swojej nie pamiętam – przyznałam. [/FONT]
[FONT=Verdana] Wchodząc do łóżka na krótką drzemkę zastałam tam: Dina, mandarynkę, piętkę polędwicy sopockiej i kawałek gotowanego indyka. Rzeczy nieżywe zrzuciłam na podłogę. Dino wtulił się we mnie rozczulająco, jak to tylko on potrafi i zasnęliśmy. [/FONT]
[FONT=Verdana] Wieczorem wszystko z powrotem wylądowało na naszym barłogu. Dino postanowił zabawić się w psa ogrodnika i do ostatniej kropli krwi bronić żarcia. Ilekroć Garet się zbliżał, warczał krwiożerczo. Wielkie, czarne psisko, jęcząc, usiłowało wleźć mi na ręce w poczuciu dogłębnej krzywdy. [/FONT]
[FONT=Verdana] -Opanuj się, stary! Walcz! Dino jest już facetem! [/FONT]
[FONT=Verdana] Jest, naprawdę. Wczoraj, głaszcząc go po brzuszku, bo zlizawszy ze mnie wszystkie kosmetyki wykoleja się zupełnie jak Garet, natknęłam się... O, jednak niepokój Jacka był nieuzasadniony! [/FONT]
[FONT=Verdana] Natychmiast złapałam za telefon. Wyjątkowo moja córka nie była na zebraniu ani szkoleniu. [/FONT]
[FONT=Verdana] -No, co tam, mamuś? – zagadnęła pogodnie. [/FONT]
[FONT=Verdana] -Wyobraź sobie, Dino ma jajeczka! Dwa malutkie, zgrabne jajeczka! – zawołałam radośnie. [/FONT]
[FONT=Verdana] -O, to jednak nie dziewczynka?! – roześmiała się. –A Garet już to wykrył?[/FONT]
[FONT=Verdana] -Chyba jeszcze nie, bo już by go zagryzł. Dino jest tak samo skromnie owłosiony, jak on… [/FONT]
[FONT=Verdana] Może jednak Garet tak przywykł do roli udręczonego, że nie będzie próbował odzyskać dominacji. W końcu dostaje teraz zwiększoną porcję pieszczot i przysmaków. Coś za coś… [/FONT]
[FONT=Verdana] Dzisiaj rozśmieszył mnie do łez. Podczas porannych ćwiczeń obwąchał dokładnie siusiaka Dina, leżącego na plecach i wkręcającego się pode mnie, a zaraz potem skupił się z głębokim namysłem nad własnym. [/FONT]
[FONT=Verdana] -Co, pachnie tak samo, czy inaczej?[/FONT]
[FONT=Verdana] Nie odpowiedział, patrząc na mnie zamyślonym wzrokiem… [/FONT]

Posted

Zawsze jestem na marginesie, niestety...
[FONT=Verdana]03.12.2010 piątek[/FONT]
[FONT=Verdana] [/FONT]
[FONT=Verdana] Dwa dni bez prądu. Koszmar. Właściwie bez jednej fazy – na piętrze prąd był, tyle że na nic się to zdało. Owszem, pranie mogłam robić do woli… [/FONT]
[FONT=Verdana] Piec wygasł, w domu zrobiło się mroźno. Od wczesnego popołudnia wszystko obstawione świecami i zlane woskiem, we mnie narastająca furia, w Irenie, której od czasu antydepresantów nic nie jest w stanie wyprowadzić z równowagi, przypływ nostalgicznych wspomnień… Kiedy zgrzytałam zębami usiłując w skrajnie niesprzyjających warunkach czytać książkę, ona opowiadała o czasach okupacji – od 1939 do 1945 zero prądu, potem, w porywach, też nie najlepiej, ale przynajmniej były lampy naftowe, a nie karbidówki.. Fakt, to nieszczęsne pokolenie miało okropne życie, a przynajmniej jego część. Pytanie – skąd jego długowieczność i zdumiewająca kondycja? Pewnie czyste powietrze i brak konserwantów. [/FONT]
[FONT=Verdana] Pod wieczór pierwszego dnia, kiedy dygotałam z zimna, spłynęło na mnie olśnienie. Przecież mogłam wziąć przedłużacz od kosiarki i podłączyć piec do gniazdka na piętrze! Złorzecząc na swoją głupotę wtuliłam się w Dina i zakopałam w kołdrę. [/FONT]
[FONT=Verdana] O świcie, co ja mówię, w nocy jeszcze, co chwilę wyrywał mnie ze snu stukot małych pazurków i, nieco później, dużych pazurów. Małe: cyk-cyk-cyk-cyk; duże: cyk…..cyk…..cyk…. [/FONT]
[FONT=Verdana] Małym towarzyszyły na tyle niepokojące dźwięki, że zrywałam się z łóżka i toczyłam wokół przerażonym wzrokiem, za każdym razem odkrywając coś okropnego. Jedna z par moich butów zimowych, złożona na kanapie i systematycznie pozbawiana wyściółki z futra… Rozbity słoik w kuchni i rozbite jajko, z którego Dino natychmiast pożarł skorupki… Niedobór wapnia – zanotowałam mętnie – trzeba kupić… Dwukrotnie rozpaczliwy lament, kiedy mały szkodnik zatrzasnął się w pokoju Ireny. Dziwny klekot, który okazał się próbami pożarcia kawałka wapienia znalezionego w ogrodzie. Co jakiś czas szelest dartych gazet i woreczków foliowych. Blaszany grzechot towarzyszący próbom rzeźbienia nakrętki od słoika. Cisza też nie wróżyła najlepiej. Kiedy wreszcie zrezygnowałam z udawania snu, okazało się, że ławy w jadalni pozbawione są skór. Jedną znalazłam na schodach do piwnicy, częściowo już podzieloną na części, ta większa i solidniejsza znikła na amen. Za to po okolicy plątały się pojedyncze skarpetki, szczątki chusteczek higienicznych, wysoce poślizgowe kawałki kurzych wątróbek z kociej miski, elementy indyka z psich misek, mój pantofel, wielka poduszka z ławy kuchennej, która utknęła przy regale z książkami… [/FONT]
[FONT=Verdana] Cyk-cyk-cyk… w międzyczasie szkodnik działał w piwnicy. Co chwilę wpadał pokryty śniegiem, uchachany, machający wściekle ogonem, próbując się dorwać do mycia mnie. Na tym punkcie ma taką obsesję, że chyba sama wpadnę w obsesję pięciokrotnej kąpieli na dobę. Najpewniej dopada mnie przy ćwiczeniach McKenziego. Irena stara się nie przegapić tego momentu. Zanim zdążę się położyć na brzuchu, on już leży pode mną na plecach i z szerokim uśmiechem na potężnie uzębionej mordce zabiera się do toalety. Kicham, parskam, złorzeczę i pękam ze śmiechu. Najbardziej upierdliwe jest wtykanie języka do dziurek w nosie. Jakim cudem on może tak zwinąć ten okropny narząd?! Garet sekunduje małemu potworowi mrucząc i usiłując stopić się z dostępną częścią mnie. Warunki do ćwiczeń wręcz znakomite![/FONT]
[FONT=Verdana] Wyczyściłam piec, wysyłając Kai wredne, mentalne sygnały. Od trzech lat wałkuję ten sam temat. Przy ładowaniu pojemnika należy ten cud techniki CZYŚCIĆ Z SADZY!!! Niestety, ta część poznawcza mózgu mojego genialnego dziecka nie działa. Wybrałam wiadro syfu. Przygotowałam piec do rozpalenia, ale ponieważ Irena postanowiła jeszcze wytrzymać, zabrałam się za skręcanie sosnowych regałów do piwnicy na narzędzia. W godzinę później, kiedy już popękały mi wszystkie pęcherze na prawej ręce (dlaczego, u diabła, nie ma śrubokrętów z ramieniem poziomym, żeby w prosty sposób wykorzystać prawa fizyki?! A może są, tylko ja na nie nie trafiłam…), przyniosłam lakierobejcę i zaczęłam je malować. [/FONT]
[FONT=Verdana] Potem odpaliłam piec. W domu zaczęło robić się przytulnie… wyjąwszy działania najmłodszego członka rodziny. Przeczytał całą Wyborczą na moim łóżku, do ostatniej literki. I to dosłownie. Żeby się położyć, zrzuciłam na podłogę wszystkie litery, z których składała się gazeta. [/FONT]
[FONT=Verdana] Wieczorem przyjechała Kaja. Obydwa czworaki zdradziły mnie haniebnie. Garet przyszedł w połowie nocy i chrapał do rana w fotelu. Gówniarz pokazał się dopiero o świcie, żeby zrobić mi dokładną toaletę i ogrzać o mnie zamarznięte łapska. [/FONT]
[FONT=Verdana] [/FONT]
[FONT=Verdana]4.12.2010, sobota[/FONT]
[FONT=Verdana] [/FONT]
[FONT=Verdana] W przypływie zidiocenia wyszłyśmy do miasta razem. Po dwóch godzinach wróciłyśmy jednocześnie. Ja nieco wcześniej. Korytarz zaścielały strzępki wszystkich, dostępnych poniżej 2 m gazet. Garet paradował z jednym moim pantoflem w pysku, Dino z drugim. W korytarzu rozpostarł się szal Kai, który zignorowałam. Zabrałam za to swoje spodnie od dresu, podkoszulek i podążyłam śladem dziwnie znajomych kawałków papieru kredowego. Wiodły do mojego łóżka. I to, k…wa, były resztki plakatu wpisanego w inspiracje artystyczne… Oprócz tych kawałków celulozy dostrzegłam na łóżku coś złowieszczo znajomego… Mysz, k…wa, od laptopa!!! Odgryziona u źródła! Że też intuicja mnie ostrzegła i schowałam zasilacz do szuflady, bo byłabym 500 zł w plecy!!! Gdyby nie furia, na pewno bym uklękła. [/FONT]
[FONT=Verdana] -Co chwilę słyszałam jakiś szelest, ale ile razy mogę latać tam i z powrotem? – usprawiedliwiała się Irena. Widziałam jakieś papiery na łóżku i coś czerwonego, myślałam, że to twoja zapalniczka, masz taką… [/FONT]
[FONT=Verdana] Kaja przyniosła z ogrodu swoją bluzę od dresu, moje spodnie, trzy motki włóczki i uprzedziła, żebym nie wchodziła do piwnicy, jeśli chcę pozostać przy życiu. Oznajmiłam, że nic mnie nie zmusi do zejścia do podziemi. Dwa urocze psy domagały się pieszczot. W międzyczasie Kaja oznajmiła, że znalazła się skóra z ławy w jadalni. Leżała na stosie strzępów z jej futrzanego dywanu w pokoju. Również nieco przetrzebiona. [/FONT]
[FONT=Verdana] Irena, nie zważając na nasze mściwe reakcje, nakarmiła z ręki oba kundle, bo inaczej się nie da. Dino nie tknie tego, czego uprzednio nie spróbuje Garet, otyły już bardziej, niż Koleś. Impas. [/FONT]
[FONT=Verdana] [/FONT]
[FONT=Verdana]07.12.2010, wtorek[/FONT]
[FONT=Verdana] [/FONT]
[FONT=Verdana] Wreszcie trochę cieplej, odwilż. I dobrze, bo na słupie wisi ogłoszenie o przerwie w dostawie prądu. Drobiazg, dwa dni. Znowu będę musiała od nowa odpalać piec. Uwielbiam to. Wracam do domu po półgodzinie, zasmolona od zewnątrz i wewnątrz. Ja nie wiem, czy w naszym klimacie zima to takie paskudne zaskoczenie, czy też energetycy perfidnie planują remonty na tę właśnie porę roku? [/FONT]
[FONT=Verdana] Te klęski w porównaniu z aktywnością Dina to ponad moje siły. Tylko dziś zagryzł depilator, wywlókł do ogrodu dziesięciokilogramowy worek z kitekatem, liczne ubrania, poszarpał na śmierć skóry z ław w jadalni, zmiażdżył końcówkę pojemnika z pianką montażową oraz tubkę kleju uniwersalnego, wypakował mój koszyk z farbami na łóżko i uczył się malować… [/FONT]
[FONT=Verdana]Że o pomniejszych szkodach nie wspomnę. Irena nie traci pogody ducha, ale przestała reagować na niepokojące hałasy. Jej miłość do Gareta rośnie lawinowo. Ja reaguję, ale nie zawsze jestem. Z pogodą ducha znacznie gorzej… A Gareta zaczynam dopingować do korzystania z technik samoobrony, bo na razie, atakowany przez Dina, jęczy rozpaczliwie artykułując „mama”! Czarnuch stracił zwój azyl na parapetach. Dino wyskakuje tam jak pchła, siedząc na baczność i skanując obraz za oknem. Po ostatnim przemeblowaniu moje łóżko stoi wzdłuż parapetu, co ułatwia sprawę. Najpiękniejsze są zejścia. Gdy Garet zbiera się do zeskoczenia, Dino śledzi go uważnie, pełen napięcia. W rezultacie zeskakują obaj jak na „trzy-cztery”, szerokim łukiem, odbijają się od materaca jak od trampoliny i w kilka metrów dalej, ryjąc pazurami podłogę, odzyskują przyczepność. [/FONT]
[FONT=Verdana] Dino działa już pod koniec nocy. Frenetyczne dzwonienie pazurków natychmiast wyrywa mnie ze snu. Nasłuchuję nerwowo łomotów i odgłosów szarpania oraz ciamkania, starając się zidentyfikować niszczony przedmiot i podjąć decyzję, czy reagować natychmiast, czy olać. [/FONT]
[FONT=Verdana]Piesek ma szybkość atakującej kobry i pomysłowość natchnionego, znerwicowanego twórcy. Radary sterczą mu na baczność, ustawiając się w odpowiednim kierunku. Jak Kaja zauważyła, w małych oczkach wyskakują mu współrzędne, kiedy namierza przedmiot do zniszczenia. Zawsze jest czujny, zwarty i gotowy. Zawsze. [/FONT]
[FONT=Verdana]Kiedy układam się do ćwiczeń McKenziego, pojawia się natychmiast, nawet, jeśli sekundę wcześniej był w ogrodzie. Chyba ma GPS nastawiony na mnie. Wślizguje się pode mnie na plecach i przystępuje do maniackiej toalety. Ma obsesję na punkcie lizania mojej twarzy. Irenę zachwyca to widowisko. Mnie nieco mniej… [/FONT]
[FONT=Verdana]Za to w nocy przytula się tak słodko, wciskając wąską mordkę pod moją szyję i obejmując mnie łapkami, że wymięłam i wybaczam mu wszystko…[/FONT]

Posted

[url]http://img225.imageshack.us/img225/1462/dsc0003t0.jpg[/url]
[url]http://img802.imageshack.us/img802/5116/dsc0001o.jpg[/url]
[url]http://img822.imageshack.us/img822/4271/dsc0002zj0.jpg[/url]

Posted

u Was też pada? Joanno, ostrożnie na dworze dzisiaj się proszę przemieszczaj - szklanka u nas jak ta lala, tylko powolne szuranie nogami po oblodzonym chodniku wchodzi w grę!

a w ramach pokazywania cudnych zdjęc (bo Twoi obaj Dręczyciele są cudni) - oto fotka znaleziona w jednym z pisch wątków - zauroczyła mnie!
[url]http://plfoto.com/zdjecie,zwierzeta,owczarki-krakowskie,1472561.html[/url]

Posted

Czy to aby nie zdjęcia piesów Puli (ona jest z Krakowa i ma dwa puli - kiedyś widziałam ja, jak szła z nimi na Błonia, ale zabrakło mi odwagi, żeby zaczepić...)
Pozdrawiam
Elżbieta

Posted

[quote name='Beta&Czata']Czy to aby nie zdjęcia piesów Puli (ona jest z Krakowa i ma dwa puli - kiedyś widziałam ja, jak szła z nimi na Błonia, ale zabrakło mi odwagi, żeby zaczepić...)
Pozdrawiam
Elżbieta[/QUOTE]
Tez mi się wydaje, że to jej psiaki :) Potrafią fantastyczne sztuczki.

Posted

Przepraszam za off, ale:

[CENTER][B]Bardzo proszę o pomoc :oops:[/B]

[B] Max - psiak uratowany przed morbitalem - od pięciu miesięcy mieszka w hotelu, ma tylko 20 zł stałej deklaracji, na koncie została mu już tylko złotówka [/B][B]:([/B]

[B] Bardzo proszę o pomoc - nawet nie mogę napisać, że jeśli nie będę miała czym płacić, Max wróci do schroniska... On nie ma gdzie wracać, chyba, że do weta pod strzykawkę [/B]:(
[/CENTER]

Wątek Maksa: [URL]http://www.dogomania.pl/threads/189585[/URL]

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...