Jump to content
Dogomania

***Waldemarowy obłęd w ciapki czyli - Popyrtany Pointer Gallery ***


Majkowska

Recommended Posts

o matko hiszpański .. :/ poszłam kiedyś do szkoły fryzjerskiej i tam niestety był rosyjski.....
dostałam dwa lacze na jednej lekcji i po dwóch tygodniach edukacji uciekłam do odzieżówki gdzie był tylko angielski :eviltong:
niestety na studia byłam za leniwa i za tępa ;)

Link to comment
Share on other sites

[quote name='agutka']o matko hiszpański .. :/ poszłam kiedyś do szkoły fryzjerskiej i tam niestety był rosyjski.....
dostałam dwa lacze na jednej lekcji i po dwóch tygodniach edukacji uciekłam do odzieżówki gdzie był tylko angielski :eviltong:
niestety na studia byłam za leniwa i za tępa ;)[/QUOTE]

ja Ci dam za tępa... :mad:

rosyjskiego też się uczyłam, w liceum :D wspominam nieźle, bo to taki 'przyjazny' Polakom język, z Ruskim idzie się dogadać gdzieś np. na ulicy, więc nie jest najgorzej. miałam też 2 lata francuski na uczelni, z którego nie pamiętam NIC, bo wbijałam do łba z zaciśniętymi zębami - zdać, zaliczyć, do widzenia, ale dogadać się też w miarę idzie.

[quote name='magdabroy']Ja pracowałam 3 lata w hiszpańskiej firmie i mam dość tego języka :eviltong:[/QUOTE]


a mi się hiszpański najbardziej podoba ze wszystkich, których się uczyłam poza angielskim - jest banalnie prosty (porównując np. do francuskiego...) i dużo umiałam już tam idąc - wbrew pozorom :D

mój lektor kazał powiedzieć coś po hiszpańsku, wszyscy - nie umiemy! ale po chwili zastanowienia... kurde... loco, manana, noche, vida, libro, hermano, hijo... i tak się posypały słówka z telenowel i filmów Tarantina :D
dodać do tego prościutką gramatykę i git - jest język.
mam tylko 60 godzin na szczęście, zdaję A1, także to totalny banał, NO ALE JEDNAK trzeba się nauczyć, samo nie wejdzie :cool3:

uważam go jednak za relatywnie prosty język, nawet w porównaniu do angielskiego (choć znajomość tego drugiego ułatwia, bo są podobne zasady w gramatyce i niektóre słówka)

Link to comment
Share on other sites

z resztą agutka, ja jestem leniwa jak diabli :D i gdyby nie to, że mam psa i obowiązki typu zlecenia, uczelnia i tak dalej, to mogłabym leżeć bebechem do góry 24 na dobę i jeszcze czuć się spełniona w nicnierobieniu :D także lenistwo nie przekreśla studiowania, nawet z całkiem dobrymi wynikami, o ile "się chce" :eviltong:

mam kupę pracowitych mrówek na roku, które panikują, zarywają noce, kują jak durne, a później stres, obgryzione paznokcie, a i tak do indeksu 3.0... także często lenistwo nie ma nic do rzeczy :D

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Pani Profesor']
mój lektor kazał powiedzieć coś po hiszpańsku, wszyscy - nie umiemy! ale po chwili zastanowienia... kurde... loco, manana, noche, vida, libro, hermano, hijo... i tak się posypały słówka z telenowel i filmów Tarantina :D
dodać do tego prościutką gramatykę i git - jest język.
mam tylko 60 godzin na szczęście, zdaję A1, także to totalny banał, NO ALE JEDNAK trzeba się nauczyć, samo nie wejdzie :cool3:
[/QUOTE]

I "cohones" :diabloti:

Link to comment
Share on other sites

i los pointeros idiotos :evil_lol:

Cieszę się że wiem o czym mowa na moim własnym wątku :evil_lol:

Mam dziś tak fatalny dzień że se chyba w łeb strzelę.:placz:
Rano - spina bo mam jechać do pracy przedłużać macierzyński,Kinia wyje i rozrabia tak że nawet wysikać się nie mam kiedy nie mówiąc o przygotowaniu się, a tż śpi do 12, gdzie ja powinnam już dawno wyjść bo biuro czynne do 14 tylko...
Wkońcu tż wstał po 12 ( ma do tego pełne prawo bo wraca z nocek), więc mu pieronem wrzuciłam Kinię na ręce i zaczęłam robić śniadanie żeby zdążyć, on zjadł i mi oddał Kinię spowrotem i poszedł zapalić:mad:Ja więc w ferworze pośpiechu postawiłam na ziemi nosidełko i wsadziłam tam Kinię żeby
cokolwiek jeszcze zrobić i stalo się...
Kinia ledwie ją posadziłam wygięła się w pałąk,podniosła bioderka do góry i wybiła się z całej siły nóżkami. Nosidełko przewaliło się do tyłu i Kinia wypadła uderzając główką w szafkę ...
Zaczęła wyć jak oszalała a ja dostałam wręcz spazmów że coś jej się stało. Płakała bardzo długo,a ja miałam ochotę rozwalić siebie za to że przez mój głupi pośpiech stała jej się krzywda, i tżta za to że jak ten ******* ***** dba tylko o siebie i gdy widzi że potrzebuję jego pomocy idzie sobie palić w najlepsze...
Starałam się nie skupiać mojej złości na nim, ale nie wyszło, więc jeszcze przed moim wyjściem zaliczyliśmy porządną awanturę pt "nic mi nie pomagasz bo masz w d... mnie i dziecko" vs "a ty to ledwo wstanę to każesz mi się nią opiekować".
Kini na szczęscie nie stało się chyba nic prócz niewielkiego guza którego nawet nie było widać i zniknął tak szybko jak się pojawił.
Pozałatwiałam sprawy i dopiero po 17 udało mi się do domu dotrzeć...
Liczyłam że teściowa odwali za mną czarną robotę i wstawi kurczaki z "pomysłem na" do pieca , ale się przeliczyłam bo to chyba za duża robota była...
Widać czekali z tym na mnie, więc pieronem z biegu ogarnęłam kuchnię i wrąbaliśmy z tżtem obiad.
Zjedliśmy, nakarmiłam małą gerberkiem i siedziałam z nią właśnie w kuchni dając jej herbatkę kiedy weszła teściowa się napić. Złapała za butelkę mineralną i w tym momencie żeby było śmieszniej zrobiła się fontanna zalewająca blat. Punkt kulminacji mojego zła nastąpił kiedy teściowa rzuciła radośnie " o k.... to teraz ktoś będzie miał ścieranie..." i ...wyszła z kuchni. Poprosiłam tżta żeby przejął Kinię, ale on stwierdził że własnie pije kawę i idzie drzemać na fotel przed TV, zagotowałam się, ale cóż... :angryy: Kinia piła a ja obserwowałam jak woda zbiera się w całość i płynie strumyczkiem do szuflady. Gdy tylko skończyła to zerwałam się szybko żeby zdązyć ze ściereczką i wtedy nastąpiła kolejna tragedia... Kinia znów podbiła się nóżkami i walnęła mi w kant obicia główką, tyle że tym razem od przodu... Znów ryk... Wrzasnęłam w furii na tżta że znów uderzyłam dziecko i przylecieli natychmiast obydwoje, a teściowa zaczęła mi małą wyrywać. Ścisnęłam ją z całej siły i wrzasnęłam ordynarnie żeby sp... bo nasr.... a nie posprzątają i ja potem lecę na zabij z przewieszonym dzieckiem na jednym ramieniu, a oni siedzą jak te puste tępe krowy przed tv i kawkę popijają. Teściowa wyszła a tż zaczął ze mną dyskutować więc szybko doszło między nami do kolejnej ostrej wymiany zdań, aż na jego " to daj mi ją" wypchnęłam go z kuchni...
Kinia płakała długo, wyskoczył jej kolejny guz... Dośc długo leżałam z nią na łóżku i zagadywałam, aż zasnęła. Cholera, mam nadzieję że nic jej sie nie stało , to wszystko przeze mnie, czuję się jak jakaś beznadziejna nieudolna baba która nie dość że się w domu nie umie dogadac prosto i konkretnie to jeszcze przez swoją nieudolność robi krzywdę bobasowi...:placz:

Sory za ot, ale musiałam.

Link to comment
Share on other sites

No to nie fajny dzionek :shake:
Kini nic nie będzie :calus:
Jeśli to Cię w jakimś stopniu pocieszy, to jak Theoś miał 2 doby, to zasnęłam w szpitalnym łóżku z nim na rękach. Wypadł mi z nich i spadł na podłogę :oops: Też miałam stracha. Każde jego "opóźnienie" rozwojowe, to dla mnie był sygnał, że to przez jego upadek :( Ale rozwija się normalnie ;)
I Kini też nic nie będzie, a siniak zniknie ;)

Link to comment
Share on other sites

Mam nadzieję, nie huknęła jakoś mocno bo właściwie głównie swoją siłą, ale i tak czuję się zupełnie beznadziejnie że takie coś się stało wogóle :(

Ja z kolei, jak miałam kilka dni i wracali ze mną ze szpitala , to wysunęłam się z beciku i wypadłam na podłogę w windzie :D Tyle że chyba w związku z tym mam wystające żebro, ale urazów "umysłowych" nie odniosłam...chyba :P

Link to comment
Share on other sites

Może to będzie debilne porównanie (jak to ja), bo nie mam dzidzi, ale kiedy pies coś zeżarł (np. wacik nasączony zmywaczem), albo coś, przez co dostał uczulenia, a ja zostawiłam to z niedbalstwa (albo TŻ, na którego nie umiem wpłynąć z zostawianiem żarcia w kuchni, choć już jest w miarę, ale i tak po nim 'poprawiam' zawsze :cool3:) to też robiłam sobie wyrzuty, że jestem ostatnią ciotą i nie umiem zadbać o psa, a są przecież większe półmózgi, niż ja, a ich psy dożywają późnej starości, za to mój wykituje przez mój nieogar życiowy...

jak zostawiłam wór żarcia i się napchał jak balon to też czekałam na skręt żołądka i opłakiwałam żywego psa :roll:...

...NO ALE...:cool3:

... jesteśmy tylko ludźmi :D a guz to nie tragedia, TŻ-ta ciotka (niewiele od nas starsza) ma dwie super córy, które przeżyły tyle upadków, że ciotka nauczyła się NIE REAGOWAĆ na zwykły plaskacz o podłogę, dzięki temu młodsza (teraz 3-latka) zamiast histerii po upadku i godzinnego ryku (choć nic się nie stało) wstaje, otrzepuje się, mówi "jestem głupek" i biega dalej (nikt nie wie, kto ją tego nauczył:D).

także moja skromna rada - nie przejmować się, jeżeli nie ma jakichś wyraźnych przesłanek, że mogło coś się stać (typu upadek z dużej wysokości), ani nie wyrzucać sobie nieudolności :B-fly:


[SIZE=1]...a od teściówki spieprzać czym prędzej, bo nic dobrego z tego nie wyjdzie, prócz wrzodów żołądka i nerwicy :cool3:[/SIZE]

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Majkowska']Mam nadzieję, nie huknęła jakoś mocno bo właściwie głównie swoją siłą, ale i tak czuję się zupełnie beznadziejnie że takie coś się stało wogóle :(

Ja z kolei, jak miałam kilka dni i wracali ze mną ze szpitala , to wysunęłam się z beciku i wypadłam na podłogę w windzie :D Tyle że chyba w związku z tym mam wystające żebro, ale [B]urazów "umysłowych" nie odniosłam...chyba :P[/B][/QUOTE]

no i nareszcie wszystko jasne... :diabloti:

żartuję, noooo :D
mojej przyjaciółki rodzice 'zapomnieli' przewrócić ją na drugi bok podczas nocy, jak była mała i ma do teraz splaszczone ucho :diabloti:
a ja przegryzłam zabawkę-butelkę dla dziecka wypełnioną jakąś cholerawiejaką cieczą imitującą mleko i miałam takie bóle brzucha, że matka do dziś ma dreszcze, jak to sobie przypomni :diabloti:

Link to comment
Share on other sites

Ja mam siostrę 9 lat młodszą. I jak miała 3-4 miesiące, to ja i brat poszliśmy z nią na spacer. Jak wróciliśmy, to zamiast ja wziąć siostrę, a brat wózek, to stwierdziliśmy, że wniesiemy wózek po schodach razem z nią w wózku. No i wypadła chyba przy drugim-trzecim schodku :roll: Teraz jak powie albo zrobi coś głupiego, to jej dogryzamy, że to przez to, że nam z wózka wypadła :D Ale jest w 100% zdrowa :) I chyba najinteligentniejsza (liceum ukończone ze średnią 5,3) z całego mojego rodzeństwa, a była nas piątka w domu.

Link to comment
Share on other sites

mój tz ma skłonnosc do przewracania wózka.
Tzn - jeszcze nigdy nie wywalił, ale zawsze jak idziemy na spacer i tż np zjeżdza z chodnika to zamiast podnieść koło to on pcha stawiając wózek w pion... :roll:I chyba tylko moja interwencja ratuje Kinię.

Nie ma co, jesteśmy cudownymi rodzicami ...

Link to comment
Share on other sites

dużo jest takich wypadków, ja sama wymieniłabym z 10 :diabloti: że ktoś powinien teoretycznie już nie siedzieć z nami, a jednak... :D

mój były (a jednocześnie najlepszy przyjaciel :loveu:, tak, dobrze widzicie:D) jak miał ze 3 lata to miał w domu starą Franię... z niezabezpieczonym odpływem, robiło się pranie... i ten oto gość zaciągnął się solidnie z rurki chlustem mydlin z brudem... :diabloti: a kilka lat później wszedł do klatki razem z szybą z drzwi :diabloti: do tej pory ma jakiś drut w nadgarstku, bo go tak składali...

ja byłam w ogóle koszmarnym dzieckiem, bo lubiłam sobie zeżreć coś niejadalnego (np. mrówki), wsadziłam też spinkę do kontaktu i mnie kopnęło :diabloti:, a mama mojego TŻ-ta zapomniała go odebrać z przedszkola, babki nie dopilnowały i wylazł w zimie sam na zewnątrz... :D :D :D

czy to oznacza, że wszyscy rodzice są wyrodni? :cool3:

Link to comment
Share on other sites

Ja kiedyś uciekłam z przedszkola...
Wykorzystałam moment że wróciliśmy ze spaceru i panie pomagały dzieciom ściągnąć kurtki, więc chyłkiem wyszłam i pobiegłam przed siebie. Szkopuł w tym że jak już wylazlam za bramę to niewiedziałam dokąd iść i pytałam ludzi czy nie wiedzą gdzie ja mieszkam (podając adres). I co gorsze jak dolazłam do bloku to okazało się że mojej mamy w domu nie ma, więc wlazłam z jakąś babką i siedziałam na klatce chyba ponad godzinę zwinięta w kłębek i czekalam. W tym czasie wychowawczynie z przedszkola dostawały białej gorączki szukając mnie wszędzie,a miały się czego bać, bo zaraz była ruchliwa ulica główna i nie było bata żebym gdzieś nie weszła na nią. Mama jak mnie zastała pod drzwiami to zdębiała, od razu telefon do przedszkola i przyleciała wychowawczyni która na mój widok zaczęła tracić przytomność...
A wszystko dlatego że wpychali mi w przedszkolu jedzenie a ja nie chciałam nic jeść. Wstrętna baba łapała mnie za twarz, przechylała mi głowę do tyłu i pchała łyżką jak gęsi, a ja dławiłam się i wymiotowałam naprzemian co nie ruszało jej absolutnie.
Więc wzięłam się i poszłam.

Zresztą ja zawsze byłam szalonym dzieckiem i robiłam to co chciałam, mimo że moja mama trzymała mnie dość krótko ;)

Link to comment
Share on other sites

oj niegrzeczne dziewczynki ;)
ja tam byłam grzecznym dzieckiem do lat 9 ! :angryy: potem się skończyła sielanka ;)
co do upadków dzieciaków to mój Dawidek skulam mi się z łóżka przy przewijaniu gdy miał 3 miesiące i chyba polubił ten sport bo gdy zaczął chodzić bo trzaskał głową gdzie popadnie. Na kontroli u lekarza padło pytanie czemu na skroni jest siniak i świeża blizna.... odpowiedziałam - no nie zauważył framugi :/ :roll: i za chwilkę pac o stół lekarski.........

Link to comment
Share on other sites

ha, to wiecie co ja zrobiłam jak byłam mała? :evil_lol:
:oops:
Strasznie lubiałam się wspinać więc mi rodzice zainstalowali w drzwiach ich pokoju kołek rozporowy żebym się podciągala i wieszała. Mniejsza z tym że kilkakrotnie tak intensywnie się w tych drzwiach z tym kołkiem rozpierałam, że został mi w rękach a ja z hukiem spadłam na kafelki dostając nim w łeb...
jak mi się już wspinanie znudziło to zaczęło się huśtanie. I zrobiłam sobie ze sznurkowej skakanki huśtawkę. Pewnego pięknego dnia zapomniałam że ją zrobiłam i biegnąc galopem do pokoju rodziców weszłam centralnie pomiędzy sznurki i niczym pies na łańcuchu szarpnięta za szyję odbiłam się w tył i wisząc za gardło upadłam. Moja mama oniemiała jak zobaczyła na mojej szyi całą paletę barw siniakowo-krwiakowych. Debata rodzinna wykazała że trzeba zmyślić jakąś oficjalną wersję żeby kto nie pomyślał że mnie w domu katują...
Trysnęłam natychmiast inwencją twórczą, że mogę mówić że mnie zaatakowało jakieś dzikie zwierzę i złapało za gardło... i tak w przedszkolu gdy pani zapytała co mi się stało, z pełną powagą odpowiedziałąm " żbik mnie zaatakował!" :evil_lol:

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...