Jump to content
Dogomania

ONka Vega - odeszła. [*]


Bonsai

Recommended Posts

  • Replies 231
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

[quote name='joteska']nie mogę pozbierać się po odejściu suni.......... wciąż nie daje mi spokoju tak jak pewnie i Wam, co sie stało w tak gwałtownym tempie...[/QUOTE]

niestety ale pomimo dużych kosztów w takich przypadkach należałoby przeprowadzić sekcję, oprócz wyjaśnienia śmierci Vegi, może pomogłoby to kiedyś uratować życie innego psa

Vega odpoczywaj suniu
[*]:-(:-(

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Bonsai']Ja założyłam Kunie ze swoich, bo nie wiedziałam kiedy zbierze się całość kwoty, a nie chciałam, by czekała.

Dziękuję Skarpecie za wsparcie! [B]Póki co stan konta z pierwszej strony się zgadza, dziś nie doszły żadne nowe wpłaty i chyba się nie zanosi.[/B][/QUOTE]

[quote name='asiaf1']Jeszcze ja wysłałam ale wróciła na konto, więc [B]jeszcze raz wysłałm dziś 50[/B].[/QUOTE]

[B]Bonsai,[/B] po uwzględnieniu wpłaty asiaf1 zostaje 65 zł
A zatem taką kwotę wysłałam na Twoje konto w imieniu SKARPETY OWCZARKOWEJ


[B]Veguniu[/B]
[*], nigdy nie zapomnę O Tobie ... :(

Link to comment
Share on other sites

[quote name='waldi481']A gdyby wyniki badania były pozytywne to co??????????????????
ELA[/QUOTE]

Wtedy wszyscy, ktorzy mieli kontakt z sunia musza poddac sie szczepieniu ( podobno są to bolesne zastrzyki ).
Ale naprawde, to malo prawdopodobny scenariusz.
I niech nie przysloni on tego bezdusznego postepowania opiekunow Vegi.:-(
Ciekawa jestem, czy usłyszeli to, co im sie nalezało i czy Bonsai umiesci ich na Czarnych Kwiatkach.

Link to comment
Share on other sites

W każdym razie jak dotąd nic nie wiemy i oby tak zostało.
anett, uważam, że w tym przypadku wydawanie pieniędzy na sekcję zwłok jest bezsensowne - jest tyle psów, które potrzebują pomocy, że naprawdę lepiej przeznaczyć je na nie... Gdyby objawy Vegi pasowały do jakiejkolwiek innej choroby wirusowej miałoby to sens ze wzgl. bezpieczeństwa zwierząt, które miały z nią kontakt. Na szczęście takich objawów nie było. Natomiast jeżeli było to pourazowe albo w następstwie Aujuszkiego to co nam ta wiedza da? Nic, poza wiedzą i mniejszą pulą pieniężną dla innych psów.

Link to comment
Share on other sites

"...Wtedy wszyscy, ktorzy mieli kontakt z sunia musza poddac sie szczepieniu ( [B]podobno są to bolesne zastrzyki )."

[/B]Nie bardziej, niż np. zastrzyki z vit. B. Miałam okazję je, tzn. zastrzyki p-wściwekliźnie, dostawać 2 x w życiu, bo sprawców ugryzień nie dało się poddać obserwacji - nikt się do nich nie przyznawał i nie było komu łapać. Tyle, że w mało przyjemne miejsce dostawałam - w brzuch no i trzeba je było brać codziennie chyba przez 2 tygodnie. Za drugim razem nawet sobie sama robiłam.

Tak strasznie mi szkoda Veguni - bardzo zapadła mi w serce.

Link to comment
Share on other sites

Kuna to, że my gubimy się w domysłach to jedno, ale nawet wet nie miał pomysłu co dolega Vedze - nie tylko pieniądze pozwalają ratować życie ale przede wszystkim wiedza i doświadczenie i z tego powodu sekcja nie jest wydawaniem kasy dla zaspokojenia czyjejś ciekawości tylko aby zwiększyć szanse na uratowanie innych psów w przyszłości

Link to comment
Share on other sites

Witam!

Przepraszam, ale piszę gdzie się da: Czy mogę prosić o pomoc na moim bazarku cegiełkowym:

[URL]http://www.dogomania.pl/forum/threads/238219-CEGIEŁKOWY-NA-ŻYCIE-DLA-ZAGŁODZONEGO-PSA!-DO-20-01-13-r-godz-22-00[/URL]

Pies ma jeszcze ponad 300 zł długu za hotel za grudzień, za styczeń jeszcze nic nie jest opłacone, a jest jeszcze faktura u weta...też nie opłacona..........proszę o pomoc.

Dziękuję. MALWA

Link to comment
Share on other sites

Dzisiaj dzwoniłam do lecznicy, na razie brak wieści. Byle tak do czwartku, mam nadzieję, ze odetchniemy z ulgą.
Doktor powiedział mi, że podobno część testów miała być przeprowadzona na miejscu w Białymstoku, ale podobno ciało Vegi miało być póżniej przewiezione do Puław. morisowa, w przypadku Paluchowych psów tez tak jest?

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Kuna']Dzisiaj dzwoniłam do lecznicy, na razie brak wieści. Byle tak do czwartku, mam nadzieję, ze odetchniemy z ulgą.
Doktor powiedział mi, że podobno część testów miała być przeprowadzona na miejscu w Białymstoku, ale podobno ciało Vegi miało być póżniej przewiezione do Puław. morisowa, w przypadku Paluchowych psów tez tak jest?[/QUOTE]

Oby do czwartku :thumbs: :thumbs: :thumbs:

Link to comment
Share on other sites

Guest Elżbieta481

[quote name='morisowa']Z tego co kojarzę, to z palucha wysyłano głowę psa do ZHW w Warszawie. Nigdy nie dotyczyło to znajomego mi zwierzaka.[/QUOTE]
-----------------------
Mój Boże...
E/W/R

Link to comment
Share on other sites

Guest Elżbieta481

[quote name='Kuna']Niestety, waldi481, dokładnie tak to własnie wygląda... testy w kierunku wścieklizny robi się w oparciu o badanie mózgu. W związku z tym, brzmi to fatalnie :(, ale tylko głowa psa jest w centrum zainteresowania...[/QUOTE]
------------------
To brzmi nie fatalnie to brzmi okrutnie i strasznie..Straszne.
EOT
Elżbieta

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Bonsai']Cieszę bardzo, bardzo z tej informacji. Możemy odetchnąć...

Śpij spokojnie Vega...
[*][/QUOTE]

Ja tez bardzo sie ciesze, ze wzgledu na Kune i osoby, ktore pomagały Vedze.
Nie chce, na tym smutnym watku awantur. Ale brakuje mi jednak czegos.
Bonsai, czy umiescisz tych ludzi na CK ? Czy kiedys adoptują psa i wyrzucą, gdy bedzie chory?

Link to comment
Share on other sites

Myślę o tej sprawie nieustannie, naprawdę kosztuje mnie to dużo nerwów.

Zadaję sobie pytanie - kto zawinił? Czy udałoby się ją uratować? Gdy ją zabieraliśmy z drogi była słaba, ale nie umierająca (chyba - teraz już nieczego nie jestem pewna). Weterynarz z Bielska Podlaskiego też nie zauważył niczego niepokojącego, wyniki krwi były ok - mogę je tu nawet wkleić... Jej stan pogorszył się w Sylwestra, po wybuchu fajerwerek, co łączyliśmy wyłącznie z tym faktem - ze stresem.
Gdy zastanawialiśmy się gdzie ją umieścić, zadzwoniliśmy do znajomych z Łomży - to kolega z pracy mojego TŻ. Szukali jakis czas temu psa, owczarka, choć chcieli młodego. Zgodzili się jej pomóc - choć ogólnie przedstawiliśmy sytuację tak, że sunia wymaga spokoju i odżywienia, bo na tamtą chwię tak to wyglądało (albo tak nam się wszystkim wydawało). Wiedziałam o nich tyle, że mieli dwa psy w życiu - z opowieści o nich nie wynikało nic niepokojącego, ot ludzie, którzy mają psy, lubią, ale może zbyt wielkiej wiedzy na ich temat nie mają. Opowiadałam im o CS'ach, nawet przeczytali książkę Turid, ogólnie otwarci na wiedzę. Jednocześnie są bardzo proekologiczni - co uważałam za zaletę, ale chyba poszli trochę za daleko - ogólnie nie wierzą lekarzom, antybiotykom, lekom, chemii. Moim zdaniem wszystko ok, ale pytanie gdzie postawić granicę. Suka miałą trafić do nich na tymczas z możliwością zostania na stałe. Gdyby miało być bardzo źle z nią (głównie rozmawialiśmy wtedy w kontekście jej stanu psychicznego), to ją miałam zabrać, ogólnie na określenie tego mieliśmy dać jej troche czasu - minimum 2 tygodnie.
I chyba wyszło to w praniu - nie wierzyli lekarzom weterynarii, którzy według nich przyczynili się do śmierci ich pierwszego, ukochanego psa (miał powikłania po złamanej łapie), więc konsultowali się ze znajomym technikiem weterynarii - którgo nie znam, ale osobiście na podstawie tego, co słyszałam od niego o owczarce, to najchętniej gdzieś bym zgłosiła (niestety nie znam jego nazwiska). Ale oni mu ufają i na jego opinii się opierali.
Zadaję sobie pytanie kiedy powinnam zareagować, czy gdybym wcześniej zabrała ją stamtąd, to czy dziś by żyła? Gdy suka u nich była, nie wiedziałam tak naprawdę co się z nią dzieje. Miałam z nimi kontakt telefoniczny praktycznie codziennie - jednak tak naprawdę niewiele z tych rozmów wynikało. Nie wiedziałam czy pies jest chory (bo weterynarz nie widział psa, ostatecznie sama zaczęłam poszukiwać weta, który by do nich podjechał), czy w złym stanie psychicznym. Trudno było mi uwierzyć, że pies, którego zawoziłam w dobrym stanie zdrowia do nich, marnieje z dnia na dzień - zwłaszcza, że nie miałam bezzstronnej, wiarygodnej opinii na ten temat. Wiedziałam, że oni nie znają się na psach, a ten ich technik weterynarii... raz uważał, że to wścieklizna (pierwszego dnia już, ledwo wyjechaliśmy z Łomży), potem twierdził, że wypadek i ma złamaną łapę - i to wszystko nie widząc psa, a jak go w końcu zobaczył, to poza tym, że jest beznadziejnie, to nic nie zalecił. Zobaczył psa, zobaczył, że umiera i sobie pojechał. Oni też nie zapewnili psu choremu takiej opieki, jakiej wymagał - nie powinien być na dworze, na gołej ziemi, bez opieki, gdy już nie mógł się nawet podnieść - choć z drugiej strony mam na uwadze to, iż nikt z nas - ani oni, ani ja - nie był świadomy, że daję im tak chorego psa. Byłam świadoma, że to nie są dogomaniacy, a zwykli posiadacze psów, bez większej wiedzy i doświadczenia, ale nie miałam świadomości, że daję im chorego psa, na dzień oddania go im fizycznie Vedze nic nie dolegało poza wycieńczeniem i tasiemcem - albo tak nam się wydawało. Ich niechęć do lekarzy też niewiele pomogła, a ich technik weterynarii zamiast pomóc, tylko ich straszył, realnie psu nie pomagając - moim zdaniem.
Może powinnam wcześniej zabrać psa od nich, może nie powinnam go im dawać - ale nic nie wskazywało na to, że to się potoczy tak, jak się potoczyło... Czy oni powinni mieć psa? Nie wiem czy mi dane to oceniać... Nie wiem co mogło sprawić, że w niecały tydzień praktycznie zdrowy pies po prostu zdechł. Swojego psa leczyli, jeździli z nią do Białegostoku... Vegi nie leczyli, bo... nie wiem czemu, bo nie byli przygotowani psychicznie i czasowo na chorego psa?

Link to comment
Share on other sites

Bonsai, wiem ze jestes w niekomfortowej sytuacji. I naprawde chyba nikt Ciebie nie wini, chciałas dobrze, nie mogłas przewidziec jak rozwinie sie sytuacja, nie przedstawili Ci uczciwie stanu Vegi w rozmowach telefonicznych.
Jednak, jesli nawet nie zawinili smierci Vegi, to poweidz, gdyby to byli obcy dla Ciebie ludzie, tez miałabys obiekcje i próbowałabys ich tłumaczyc ?
Czy człowiek, ktory ma choc odrobine ludzkich uczuc, wyniesie umierające zwierze na dwór, aby nie patrzec jak kona?
Ja nie chciałabym takich ludzi wiecej znac, ani widziec.
Nie teoretyzuje.
Przyjaciólka mojej córki miała kota. Czesto bywała w naszym domu. Po jakims czasie, córka dowiedziała sie ( od niej ), ze kot stał sie niewygodby ( brudził, niszczył ) wiec jej mąz wywiózł go na ogrodki działkowe na drugim koncu miasta i porzucił.
Córka wygarneła jej co o tym mysli i zerwała z nimi wszelkie stosunki. Całe szczescie, bo ja na pewno zatrzasnełabym przed nia drzwi, gdyby przyszła.
Było to kilka lat temu.
Kazdy postepuje tak, jak dyktuje mu sumienie, nie twierdze, ze to jest zawsze łatwe.

Link to comment
Share on other sites

Ja nie mam już z nimi kontaktu. Nie usprawiedliwiam - staram się obiektywnie opisać sytuację, bo nie mnie ją oceniać - ja chyba też się przyczyniłam, choć na pewno nie świadomie, do śmierci Vegi... Kwestię kontaktów z nimi zostawiam TŻ'towi - bo to on codziennie widuje tego znajomego w pracy, i to nie tak, że po prostu się mijają, ale pracują w tym samym, 3-osobowym dziale...

Link to comment
Share on other sites

Jeśli mogę na słówko, sama nie wiem co bym zrobiła w takiej sytuacji. Hipotetycznie łatwiej oceniać. Bonsai sama psa zgarnęła i pomogła (niejeden by przejechał dalej...). Sama ludziom oddawała... (niejedni by odmówili wzięcia). Poznała psa i ludzi. Chyba nie powinniśmy wnikać w jej decyzję, czy dać na CK czy nie, przynajmniej nie ci, którzy jesteśmy tu tylko 'forumowo'...

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...