Jump to content
Dogomania

Pani Profesor

Members
  • Posts

    2333
  • Joined

  • Last visited

  • Days Won

    1

Everything posted by Pani Profesor

  1. ja wracam do mieszkania jutro i zabieram się za research tej biżuterii, którą podeślę do stworzenia bazarku,więc pewnie jakoś w przyszłym tygodniu będzie! Trochę fantów mam nadzieję się przyda:D niech Yodusia ktoś pomizia po krzywej mordce ode mnie :loveu:
  2. [quote name='dog193']No nie wiem, czy w przypadku TTB to jest zbyt mądre :roll:[/QUOTE] no, ale w kagańcu, więc w zasadzie interwencja nie polegałaby na rozszczepianiu szczęk u takiego misia :) a odciągnięciu (tak jak zrobiła autorka) choć przyznam, że nie zdecydowałabym się chyba na to z bezdomniakiem, którego 'możliwości' do końca nie znam. ja też parę razy puściłam swego gnoja na żywioł, bo z labem TŻ-ta zwyczajnie MUSIAŁ się dogadać, przebywam chwilę w rodzinnym mieście i trudno, żebym nie odwiedzała TŻ z którym mieszkam 5 rok :shake: a że labrador jest "na stanie", a poza tym jest ogród i idealne miejsce, żeby mój młody się wyszalał, to musieliśmy zaryzykować. podchody "po bożemu" nie dały nic (czyli TŻ na smyczy z labem z pewnej odległości, ja też z młodym na smyczy), bo jest serenada wrzasku mego psa a tamten wyrywa ręce z zainteresowania. a puszczenie luzem zaryzykowałam, bo wiem, że lab ma tak miękki pysk że nawet w dzikiej zabawie kąsa jakby nie miał zębów, a poza tym jest uległy i łagodny, a mój Patryk bardziej straszy i cwaniakuje, niż rzeczywiście atakuje. no i suma sumarum, jakoś się dogadały - chociażby na tyle, żeby się dziko ganiać co jakiś czas, ale miłości z tego nie będzie (chyba, że gejowska, bo mój kastrowany chłopczyk bardzo chętnie "dosiada" laba, a on sobie z tego nic nie robi :razz:) choć czasem zdarzy się im poprztykać, ale to kwestia jednego WRRR i spokój. chętnie za to współpracują, jeżeli chodzi o wyżeranie jabłek z ogrodu :cool3:
  3. [quote name='omry']Najważniejsze, że jesteście na dobrej drodze. Potrzeba Wam czasu i ciężkiej pracy, czekają Was gorsze i lepsze momenty, ale nie zrażaj się, w końcu się dotrzecie. Nie pierwsi i nie ostatni :eviltong: A marzenia trzeba spełniać, ale wszystko w swoim czasie, ja tak myślę :razz:[/QUOTE] cieszę się, że trzeźwo pomyślałam przy astach w schronie :cool3: chociaż chęć zabrania jednego już była...ale Patryk się trafił wcześniej, więc przypadło mu pierwszeństwo ;) ogólnie to jest fajny pies, jakby znajomi zobaczyli, jak tu demonizuję, to by się zdziwili, że mowa o tym samym psie :evil_lol: no ale mi jego agresja przeszkadza strasznie,bo męczymy się oboje.
  4. a odnośnie tematu, to moją wymarzoną rasą jest ast, ale że nie potrafię póki co sobie poradzić z trudnym niby-sznupem ,to tym bardziej wolałam nie ryzykować z astem (bo miał być tak czy siak ze schronu, "w typie"). jakby mi się trafił taki agresor do psów, tyle że 3x cięższy i silniejszy, to chyba bym oszalała :shake: patrząc jednak trzeźwo, to najlepszy byłby dla mnie mops :evil_lol:
  5. [quote name='sachma']dawno nie spotkałam się z chamstwem, zawsze chodziłam w miejsca uczęszczane przez psiarzy i jakoś problemów nie miałam.. do dziś. Chcę nauczyć psy biegania przy rowerze, pojechałam najpierw z Odiem, ścieżką rowerową, przez nowe osiedle - swoją drogą bardzo ładne, ładna ścieżka, która zaczyna się niedaleko mnie, więc trasa marzenie :) trochę krótka, bo robiąc kółko miała ledwie 5km, to jednak fajnie, bo cały czas miałam ścieżkę rowerową, dość szeroką, dzięki czemu byłam z psem bezpieczna, zwłaszcza że oba się dopiero uczą i jeszcze potrafią mnie pociągnąć, albo stanąć w miejscu jak wryte :P Z Odiem nie było kłopotu, wróciłam do domu, wzięłam Lennego i wyruszyłam tą samą drogą. Lenny chudszy, bardziej wysportowany, więc i tempo o wiele lepsze niż z Odiem, tylko że Lenny bardziej narwany, ale daliśmy radę, przejechaliśmy obok szczekaczy, Lenny tylko warczał, nie rwał się. Wjechaliśmy na ścieżkę rowerową i tak sobie jechaliśmy, po jakimś czasie z naprzeciwka szła kobieta z zapasionym ONkiem, serio, tak wielkiego psa nie widziałam już dawno i to wcale nie komplement.. trochę zwolniłam, żeby mieć większe panowanie nad Lennym, złapałam smycz w rękę, tak na wszelki wypadek - robiłam tak za każdym razem jak mijaliśmy kogoś.. im byliśmy bliżej tym bardziej ONek się zasadzał.. nie miałam gdzie i jak uciekać, bo ten fragment ścieżki szedł między wałem a tzw "obwodnicą" miasta, może nie droga szybkiego ruchu, ale jednak samochody pędzą tamtędy dość szybko.. Byliśmy może 20m od kobiety i ONek zaczął szczekać -[B] co zrobiła jego pani? rzuciła smycz! po prostu ją rzuciła i zaczęła się drzeć, że on nic nie zrobi[/B] - to na kiego grzyba puściła psa? Onek wyrwał w naszą stronę ujadając, ja się zatrzymałam, dojście do Lennego zablokowałam przednim kołem i dobrze, bo pies się w koło prawie wbił o.O machnęłam przednim kołem i ONek dostał nim mocno w pysk - a co jego pani? z mordą do mnie, że jej pies przecież nic nie zrobił o.O w tym czasie ja go odganiałam nogą, bo próbował się do Lennego dostać - aż dziwne, że mnie nie ugryzł o.O' oczywiście Lenny ani myślał mi pomagać, bo jak to Lenny, stwierdził, że żaden pies mu podskakiwać nie będzie i próbował się przedostać do ONka (czasem myślę, że ten mój pudel nie ma w ogóle instynktu samozachowawczego..) w pewnej chwili ONek dostał z kopa w pysk aż jęknął i odpuścił.. w sumie nie do końca, bo wybiegł na ulicę i chciał nas okrążyć z drugiej strony - nadjeżdżający samochód ledwo wyhamował i przepłoszył psa trąbieniem.. Oczywiście właścicielka onka do mnie z mordą, że to moja wina (!!) i że co ona teraz ma zrobić, że głupia, niepoważna i ogólnie jeszcze jakieś wiązanki (zamiast gonić albo chociaż wołać psa, który się spłoszył i pognał przed siebie drogą!!). Powiem szczerze, za bardzo nie wiem co tam do mnie wrzeszczała, bo odstawiłam rower i zaczęłam sprawdzać czy Lenny cały, później oględziny sprzętu. Pani się odczepiła i pobiegła za psem, dopiero jak zapytałam czy mam wzywać policję czy oddaje mi 300zł za nowe koło, bo jej pies mi szprychy wygiął - oczywiście na to dostałam kolejną wiązankę, więc wyciągnęłam telefon i zaczęłam dzwonić - zanim się dodzwoniłam to kobieta mi znikła.. okazało się że monitoring jeszcze tam nie działa i oni mogą przyjechać, ale nie wiele zrobią.. więc odpuściłam i po 15min palenia fajki i tulenia psa, ruszyliśmy do domu.. miejsca nie odpuszczę, bo to jedna z dłuższych tras rowerowych w moim mieście, po za tym jak wypatrzę tą babę to zrobię jej zdjęcie, niech dzielnicowy docieka kto to, ja zgłosiłam sprawę, jest nagranie, może się idiotka nauczy trzymać psa na smyczy..[/QUOTE] :crazyeye::crazyeye: u mnie non stop podobne apokalipsy z podbiegaczami, ale puszczenie psa jeszcze mi się nie zdarzyło. urwałabym babie łeb.
  6. [quote name='asiak_kasia']Boziu, to załóż psu kolce-tylko dobrze dopasowane i jednen strzał z kolców, komenda, która robi bezwarunkowo i milion nagród za poprawne wykonanie komendy. Lepsze to niż szarpanie się z psem na smyczy i karcenie, kiedy pies Ci się odgryza. Taka korekta jest precyzyjna, klarowna i na pewno robi mneijsze spustoszenie w głowie psa niz podduszanie czy inne wygibasy. Serio nie pojmuje tego pozytywizmu za wszelką cenę. Skoro korekty słowe, skupienie psa czy inne formy dotarcia do mózgu u Twojego futra zawiodły, to dlaczego w imię idei pozwalasz mu i sobie się męczyć?[/QUOTE] dziękuję za rady! evel, odpisałam Ci w tamtym wątku - naprawdę dzięki wielkie, pomagacie mi obrać konkretną drogę w jego prowadzeniu. asiak_kasia, z tym pozytywizmem to może za dużo się naczytałam, że każdego psa da się nauczyć wszystkiego po dobroci a inne metody to barbarzyństwo :oops: chociaż instynkt mi wyraźnie podpowiada czasami, że trzeba "złapać za fraki". odpisałam już w innym wątku, kontaktuję się ze szkoleniowcem, będę zdawać relację :) dzięki raz jeszcze!
  7. [quote name='klaki91']Oprócz tego co napisała evel i z czym się zgadzam w 100 % dodam, że nastawcie się na rok pracy minimum. Trzeba czasu żeby metody zadziałały, trzeba masy cierpliwości, opanowania swoich emocji i nauczenia się mowy ciała swojego psa. Skontaktujcie się ze szkoleniowcem bo schrzanicie sprawę jeszcze bardziej. Ten atak znienacka na inne psy niekoniecznie musi być taki znienacka, najprawdopodobniej nie dostrzegacie sygnałów wysyłanych przez innego psa, no i przez waszego ;) Skoro pies uwielbia aportować to macie bardzi ułatwioną sprawę, czytaj o nakręcaniu psa na łup (najlepiej szarpak, piłka na sznurku)- wzmocnienie łupowości u psa może pomóc. Ale to w jaki sposób to wszystko ponaprawiać musi wam pokazac dobry szkoleniowiec.[/QUOTE] dzięki, dziewczyny! :multi: evel, nie kontaktowałam się jeszcze, bo nie mam fizycznie za co opłacić treningów, dopiero we wrześniu będzie to możliwe, na dniach zapytam go, co i jak. Dziękuję za rady, o barowaniu pierwszy raz słyszę. Co to łupowości, to u niego jest bardzo rozwinięta, ostatnio wymyśliłam absurdalną rzecz, mianowicie że moje zabawy wzmacniają u psa negatywne zachowania, ale podejrzewam, że to bzdura :evil_lol: Mam na myśli fakt, że jego ulubioną domową zabawą jest "zarżnij skarpetę" - ma taki swój szarpak z powiązanych skarpet, przynosi to to człowiekowi do ręki i się szarpie - nie jest to typowe przeciąganie, a raczej mordowanie ofiary :diabloti:, tj. pańcia udaje że skarpeta wydaje odgłosy i się wyrywa, a pies warczy i morduje. Oczywiście oddaje ją na jedno "puść". Może to durne, ale myślicie, że taka zabawa (notorycznie, on ją uwielbia, kilka razy dziennie) może odbijać się później na spacerze? W myśl zasady "o, teraz dorwę prawdziwy cel"? Czy sobie dorabiam ideologię? :cool3:
  8. [quote name='palisiak']Ja miałam ciekawą sytuację w parku: Mój pies waży tylko 1,25kg jest to miniaturka Chihuahua (na zdjęciu). Byłam z nim w parku przez który przepływa strumyczek (podchodzę zawsze blisko jak i inni psiarze żeby pies mógł wejść łapkami do wody czy się napić. Przy strumyku stały dwie koleżaneczki (koło 40stki) z psem który biegał luzem (koło 10 kg kundel niewysoki). Mój pies był na smyczy (!!) zainteresował sie tym psem z wzajemnością. Aż tu nagle tamten zaczął szybko biec (coś na wzór zachęty do zabawy). Wleciał z takim impetem w mojego psa, że zahaczył smycz w połowie i kolejnych kilka metrów biegł ciągnąc mojego psa po ziemi !!!! Podbiegłam szybko złapałam tego kundla ale zachowując zimną krew uśmiechnęłam się i tak jakby do niego powiedziałam "eeeej ty jesteś za duży trochę", na co babsztyl podszedł i z głupim uśmiechem powiedziała "nie - to on jest za mały" (mając na myśli mojego psa). I nawet nie przeprosila choć mój pies byl przerażony i cały się trzósł !!! Miałam małe wyrzuty sumienia że tak blisko podeszłam ale z drugiej strony - pies powinien być na smyczy. A mieszkam w Niemczech i tutaj to powinni szczególnie respektować (a jak widać nie każdy bierze to sobie do serca)[/QUOTE] nie ma czegoś takiego jak miniaturka Chihuahua :cool3:
  9. [quote name='evel']Akurat powrót do domu to gówniana kara, bo po drodze może się stać tysiąc rzeczy i nie ma siły, żeby pies to skojarzył z jakimś wcześniejszym swoim zachowaniem. Dobrze dobrana korekta jest "tu i teraz". A po zarzuceniu "złej" czynności od razu pochwały i nagrody.[/QUOTE] Dawaj, droga evel, jakiś przykład - może mnie olśni i zastosuję w dobrym momencie. Szarpnięcie smyczą - owszem, działa, ale tylko kiedy ciągnie (rzadko) - wtedy równa elegancko. Przy darciu japy mogę go autentycznie udusić na smyczy - żadna kara. Jak go łapię za kark i szarpię lekko, to mnie kąsa - to już wiem od dawna, może nie tyle kąsa, co burczy i się 'groźnie odwraca'. Z resztą TŻ to robi często, ale psu to koło ogona, bo ani go to boli, ani rozprasza. Krzyk to ma całkiem w dupie i dawno się uodpornił (szczególnie na mój), czyli co zostaje, klaps w tyłek? :shake: nie chcę go bić!
  10. PROOOOOSZĘ, CIOTKI, POMÓŻCIE! Bo moje spacery stają się z dnia na dzień coraz straszniejsze :shake: Pomóżcie mi określić jego charakter, bo wysyła sprzeczne sygnały i ja sama się już gubię. 1. pies ze schronu, półtoraroczny, kastrowany, niby-sznaucer 2. do ludzi pogodny i radosny, każdego wita, dzieci nie kocha (tzn. nie skacze), ale ignoruje po przywitaniu, zero agresji 3. agresja do człowieka tylko w przypadku pilnowania żarcia (z tym walczę i są duże postępy, bo opanował komendę "puść" - wyciąganie z pyska kończy się warczeniem, raz mnie uwalił do krwi,ale to były początki i moja wina), teraz mogę mu zabrać miskę, ale najpierw muszę 'ostrzec' że to zrobię (czyli "puść", "odejdź", "do mnie" i biorę). TŻ wyciąga mu "niepożądane przedmioty" prosto z pyska, na mnie jeszcze warczy. 4. do innych psów...i tu się zaczynają schody. ma jedną psią przyjaciółkę, niby-husky, którą poznał tak, że wparowała do nas do mieszkania...spodziewałam się apokalipsy, a powstała przyjaźń od pierwszego wejrzenia - do dziś nie wiemy jakim cudem :shake: nawet na nią nie kłapnął,kiedy weszła, teraz na sam dźwięk imienia suki dostaje świra, biega po domu i jej szuka. reszty psów nie lubi. pierwsze 2tyg po schronisku prowadzałam go wśród innych, owszem, chciał podejść, wąchały się, przyjaźni z tego nie było nigdy, ale agresji też nie. wąchanko i do widzenia, niezależnie od płci/wielkości drugiego psa. minęły 2 tygodnie i zaczął być diabłem... kiedy widzi psa z daleka, uruchamia mu się czujnik, ciągnie w jego stronę i skomle, zaraz zaczyna się szczekanie, a jeżeli taki pies podejdzie, bo jest bez smyczy - natychmiastowy atak. dzieje się tak zarówno na jego terenie, jak też w zupełnie nowych miejsach. psy obszczekuje z balkonu, a także z wnętrza auta :shake: spacery są coraz trudniejsze - jeżeli drugi pies szczeka na niego, to u Patryka włącza się agresor z szarpaniem, wyrywaniem mi ręki, rzucaniem się na smyczy. zauważyliśmy jednak, że idiotyczny i ryzykowny test przyniósł skutek - poznał dobermankę, z którą MUSIAŁ się na chwilę dogadać, wpuściliśmy ją bez ostrzeżenia do mieszkania, bo Patryk znienacka mniej się denerwuje niż na spacerze, kiedy nakręca się już z daleka. dobermanka dorosła i spokojna, Patryk oczywiście z zębami, ona go olała i...na spacerze biegały razem. miłości nie było, ale nawet szczątkowa zabawa. od momentu, kiedy olała jego atak - później zero aresji.. przypadek 2: labrador TŻ-ta. poznany na terenie labradora, w ogrodzie. to duża, uległa, machająca ogonem ciapa, spuściliśmy Patryka ze smyczy, oczywiście to samo - atak, labrador go olał...i teraz są znajomymi. może się nie kochają, ale bawią, bo lab zachęca non stop. tyle że...widział go już kilkanaście razy, a każde powitanie wygląda tak samo - jakby nie poznawał :shake: Biegnie z zębami, kąsa, tamten olewa i zaczynają się bawić. W przypadku laba, mój Patryk próbuje z nim kopulować (jest odjajczony) i co jakiś czas na niego burknie - lab się kuli, odsuwa, a zaraz lezie z ogonem i znów się bawią. Co ciekawe, kiedy lab dostaje żarcie,to nie wyrywa mu z miski ani nie próbuje przeganiać, a ostatnio nawet oddał labowi swoją miskę. Jednak chwila labowej nieuwagi i lezie wyjadać i jego, i swoje. Moje spacery to koszmar, bo każdy pies jest obszczekany, a ze spuszczonymi ze smyczy po prostu apokalipsa... Jestem spłukana, chcę zainwestować w tresera, ale BŁAGAM, dajcie mi jakieś rady na teraz, w którym kierunku to powinno pójść... oczywiście podczas szczekania na psa, mój ignoruje mnie całkowicie, choćbym miała stek w ręku - dopiero kiedy chwilę się wyszczeka, to spojrzy. Dodam jeszcze ów "sprzeczny sygnał" - czasami spotka psa, którego namierza, ale nie wyrywa do niego ani nie piszczy - w takich przypadkach pytam właściciela, czy mogą się przywitać i ostrzegam, że może pójść źle. Kiedy wącha się z drugim psem po nosach, jest wszystko ok - wygląda spokojnie, a w ułamku sekundy przeradza się to w atak znienacka :shake: zaprzestałam tego podchodzenia, żeby nie stresować innych psów. Tak czy owak, to się zdarzało raz na 50 mijanych zwierząt. POMOCY :placz:on uwielbia aportować, a ja muszę siedzieć z lornetką i wypatrywać, czy nie idzie jakiś pies... dodam, że puszczony ze swoją przyjaciółką husky, która jest totalnie uległa i łagodna, nie ulega jej wpływowi i mimo to - atakuje inne psy (próbuje,bo zawsze go łapię zanim to zrobi). aha, coś jeszcze! w boksie w schronisku był z drugim psem, siedziały raz miesiąc, wyglądały, jakby się dogadywały - drugi to taki mini-lab z adhd. babki w schronisku określiły go jako "olewacza" innych psów i taki niby był przez pierwsze tygodnie... my z TŻ nie zrobiliśmy NIC, co mogłoby nagle zmienić jego nastawienie - na którymś z kolei spacerze zaczął szczekać na psy i tak zostało.
  11. [quote name='evel']Och, to proste. Widząc zaprzęg, powinnaś się po prostu teleportować. Ludzie to mają za przeproszeniem nasrane w głowach czasem.[/QUOTE] i już widzę, jak komuś się udaje spierdzielić od sfory huskych :shake:
  12. [quote name='evel']Sposobem jest umiejętne operowanie bodźcami pozytywnymi (żarcie, socjal, zabawki, zabawa, coś co pies lubi i uwielbia) i negatywnymi (korekty różnego rodzaju), żeby pies był po pierwsze zmotywowany do wykonywania poleceń, a po drugie wiedział, że za ich olanie grożą określone konsekwencje. Sporo cennych informacji jest tu: [URL]http://www.dogomania.pl/forum/threads/239965[/URL][/QUOTE] dzięki :multi: zaraz sobie tam postudiuję to i owo. konsekwencje dla niego są póki co żadne, bo nie potrafię znaleźć kary - powrót do domu ze spaceru to nic takiego (on nawet nie broni się przed nocnym, minutowym siku - tak samo chętnie wychodzi z domu, jak do niego wraca), szarpanie na smyczy nic nie daje - mimo tego, że czasem aż się dusi, jak mi się wyrywa i usiłuję go odciągnąć, a przecież bić go nie będę :shake: rozważałam w ostateczności kolce, ale z zasady chciałam tego uniknąć i próbować wszystkiego pozytywnie...za szczekanie na psy w domu dostaje karę "do siebie", ale wtedy idzie spać, co i tak robiłby bez pogonienia go - nie ma dla niego kary póki co :D [quote name='Unbelievable']to chyba można przyrównać do mojego grama ;) luźno go nie puszczę raczej jak nie mam smaczka, bo przyjdzie raz, dwa razy, a poźniej uzna że w sumie ma wyrąbane. ALE rzucanie się na psy, ignorowanie- stopniowo wyprowadzałam smaczki, ale u niego to było na zasadzie awersja-> smaczek za dobre zachowanie, później tylko smaczek bez awersji(zwracałam na siebie uwagę głównie, później już sam albo totalnie zlewał za co nie nagradzałam, albo patrzył się na mnie za co dostawał nagrodę), a teraz już bez niczego(albo tylko słowna nagroda/ pogłaskanie). Z tym że to 7- letni pies już :D powodzenia :)[/QUOTE] dzięki :) walczę jeszcze, ale mam wrażenie, że nawet jak raz na sto lat uda mu się zignorować psa (no, uznaję, że grzeczne "siad" i drżące ciało + cichutkie burczenie to zignorowanie, bo zazwyczaj ujada jak nienormalny)_to nie wiąże smaka z faktem, że dostał akurat za to.
  13. [quote name='Unbelievable']ja bym chciała takiego pieska, co wystarczy miłością i smaczkiem :loveu:[/QUOTE] A ja mam pytanie do dziewczyn, które uważają, że "wszystko za smaczek" to porażka - w jaki inny sposób mam egzekwować posłuszeństwo od psa, skoro bez smaczka absolutnie się nie słucha? Nie mówię o sztuczkach, to robi nawet bez smaka, ale oczywiście mniej ochoczo. Mówię o byciu grzecznym na spacerach - bez żarcia - NO WAY, wyskakuje na inne psy z gębą. Walczę, walczę, kombinuję behawiorystę/tresera na wrzesień, ale zdradźcie mi, proszę, gdzie tu robię błąd i JAK zastąpić smaka posłuszeństwem, skoro nie idzie odwrócić jego uwagi? Dodam, że do tej pory wszystkiego go nauczyłam na smakach, a u niego dupka od chleba ma taką samą 'wartość szkoleniową', jak kawałek wołowiny.
  14. Ja byłam przerażona początkowo, bo mam straszne echo w mieszkaniu, a mój potwór potrafi urządzić taką serenadę, że ani prośbą, ani groźbą :shake: i miałam obawy, że sąsiadów g* będzie obchodzić fakt, że go dopiero wychowuję, ale znalazła się sąsiadka z parteru, której suczka szczeka CAŁY CZAS:D w dzień, w nocy, o każdej porze, stoi w ogródku i szczeka, bo to taki gadający maluch śmieszny. Sąsiadka - właścicielka mówi, że od roku nikt nie zgłaszał sprzeciwu, więc mój szczekacz wydaje się przy tym cichym psem i mam nadzieję, że nie będzie miał problemów :) dodam, że okna mojej sypialni wychodzą na ogród tej suczki i czasem mnie samą irytuje wrzask o 7 rano, kiedy mam wolne, ale zaciskam zęby, bo w końcu przyganiał kocioł garnkowi - mój też szczeka :) a autorko wątku - powiedz sąsiadeczce, że podasz ją do sądu (sprawa cywilna) o nękanie, jeżeli to jest babka z cyklu "pieniaczek" a zobaczy u Ciebie stanowczość i równowagę, to jest nadzieja, że się przestraszy i odpuści.
  15. [quote name='Daria_13']Bardzo fajna inicjatywa,popieram, tym bardziej,że w przyszłości planuję zakup albo lhasa apso, albo właśnie cziłki. A tutaj ogłoszenie: [URL="http://alegratka.pl/ogloszenie/ultra-mini-suczka-chihuahua-22728831.html?h=7ffc7c688bb1dead"]http://alegratka.pl/ogloszenie/ultra-mini-suczka-chihuahua-22728831.html?h=7ffc7c688bb1dead [/URL][URL]http://alegratka.pl/ogloszenie/chihuahua-cudna-biala-tyci-sunia-do-1kg-22707942.html?h=33ff421119c964e7[/URL] [/QUOTE] kvrwa mać, ja się trzęsę, jak to widzę. "dajemy gwarancję, że nie wyrosną na 3-4kg chihuahua"...jakby to był jakiś minus albo ujma dla psów ze - skądinąd - pseudohodowli,bo te kennel cluby mogą sobie wepchać swoje rodowody wiadomo gdzie.
  16. Powiem Wam, że z tym dziadkiem rzucającym piłkę z ławki to nie do końca takie złe i niedobre ;) Kiedy brałam psa ze schroniska byłam nastawiona na wszystko - mógł mi się trafić dzikus z adhd, a że z definicji jestem leniwa, to miałam obawy - ale była motywacja i twarde postanowienie, że będę się ruszać z psem, jeśli będzie chciał. Wzięłam Patryka i wydawał się być psem aktywnym, który potrzebuje sporo ruchu, węszenia, szukania - ma instynkty łowieckie, itd. Ze łzami w oczach wylazłam z nim biegać rano drugiego dnia po wzięciu i co się okazało? Pies się szybciej zmęczył, niż ja :cool3: Tak więc u mojego pozornie aktywnego i radosnego psa wysiłek fizyczny wygląda tak, że jak mamusi się nie chce nic robić, to idzie z psem pod blok, rzuca mu piłkę przez 20min., on biega i się świetnie bawi nawet, jak mamusia stoi jak kołek :cool3: i po takim czasie wraca z jęzorem na wierzchu i śpi jak zabity. Jeśli ma dzień p.t. "wymęczyli mnie", czyli kiedy na otwartym terenie znajomi rzucają mu patyk/piłkę na zmianę,bo "tak fajnie przynosi",a pies pobiega np. 2h bez przerwy, to kolejne dwa dni odsypia i nie robi totalnie nic. Ja ze schroniskowcem trafiłam pod własne upodobania, ale szczerze współczuję psom niemyślących ludzi, którzy biorą "bo ładny", a pies demoluje chałupę, bo pańcia nie da rady biegać z nim 10km dziennie. Przez cholerny film "Hachiko" stwierdzam wysyp akit, tak, jak w latach 90-tych było pełno dalmatyńców :shake: Nawet moja babcia wzięła wtedy dalmatyńca ze schroniska (szczeniaka, mnóstwo ich wtedy było), kobita po dwóch zawałach, bo pies taki fajny "i z filmu", a potem oczywiście trafił na wieś do wujostwa, bo jak tu takiego wymęczyć, jak babcia sama do sklepu ledwo wychodziła...
  17. [quote name='aussie&husky']Odejść się nie dało,bo łaził za nami.Zdjęcie głaszczącej ręki z psa nic nie dało,bo kładł z powrotem.Upomnienia słowne,zarówno spokojne,grzeczne jak i ostrzejsze, bardziej stanowcze nie dawały żadnego efektu.Krzyczenie,żeby zostawił psa w spokoju nic nie dawało.Telefonu nie miałam akurat przy sobie,a uciekać nie uciekałam,bo nie umiem i nie mogę biegać w tempie swojego psa.[/QUOTE] No ale wyjaśnij mi, co to znaczy "za nami łaził"? to nie miałaś jakiegoś, nie wiem, "wentylu" pokroju sklepu/domu/jakiejś osoby w pobliżu? To było na pustyni o 3 w nocy? Z resztą osobiście nigdy nie wzięłabym obcego typa za rękę, nawet w celu zdjęcia jej z psa. Tym bardziej, jeżeli mowa tu o jakimś psycholu, który się nie chce odczepić. I co to znaczy "nie dawały żadnego efektu"? Gość udawał głuchego, nie patrzył na Ciebie, nie odpowiadał? W takiej sytuacji włącza się kontrolka, że masz do czynienia z psycholem i TRZEBA uciekać, bo zaraz zacznie głaskać Ciebie, a nie psa, i nie rozumiem tłumaczenia "nie mogę biegać w tempie swojego psa". I że to wygląda na grubszą sprawę i poważniejsze zagrożenie, niż "natrętny miziacz psa". Koniec tematu z mojej strony, bo dla mnie to naciągane jak guma w starych gaciach. edit - doczytałam Twój pierwszy post na ten temat i albo masz 13 lat i facet "olał małolatę", albo naprawdę nie masz siły przebicia, albo to sytuacja z cyklu "widziałem kiedyś osła, którego mrówka niosła" i to mi najbardziej "leży". Nad jeziorem byłaś Ty, Twoje psy i ten facet ze swoim psem? I nikogo więcej, żeby krzyknąć "te, Franek, powiedz panu ładnie żeby odszedł, bo mnie dupę zawraca"?
  18. [SIZE=1]Aussie, to, co piszesz, to dla mnie taka abstrakcja, że nie jestem sobie w stanie tego wyobrazić. skoro gość się NAPRAWDĘ tak zachowywał, jak piszesz, to był psychicznie chory albo miał 'inne zamiary' - a co się z takimi robi, to wiedzą dzieci od podstawówki, kiedy mamy tłumaczą im, jak się zachować przy natręcie na ulicy. za telefon, albo w nogi, jeśli zrobiło się naprawdę gorąco. byliście w tunelu, że 'nie było dokąd uciec'? :shake:[/SIZE] Słuchajcie, cioteczki, dzisiaj moja frustracja osiągnęła absolutny zenit. Rekord świata w mojej dotychczasowej psiej karierze - mam jakiegoś pecha ostatnio. Mój mały się czymś struł, generalnie czyści go, jest padnięty - wczoraj się nażarł czego popadnie i dziś odreagowuje - mniejsza o to, z tym sobie poradzimy. Ważne jest to,że jest osłabiony - wyszłam z nim, zrobił 100 kup, wracamy do klatki, oboje zmęczeni sytuacją... i wyskakuje na mnie suka sąsiadów, taka duża, beaglowata parówa, tyle że na jamniczych nogach - ale z 18 kilo ma. I co? Podejmuje atak. Nie taki, jakie miałam do tej pory, czyli szczekanie/kłapanie/ganianie mojego psa, tylko autentyczny atak, rzuciła się z kłami do gardła, przygniotła mego psa, warczy, szarpie - tragedia. A co najciekawsze w całej sprawie? Suka bez smyczy - wiadomo - a 'wyprowadzona' przez... może 8-9-cioletnią dziewczynkę. Mój Patryk się wyrywa, zazwyczaj umie się obronić, dziś trochę gorzej mu poszło - ogólnie sodoma i gomora, wrzeszczę na sukę, dostała parę kopów (solidnych!) i dziewczyny - przysięgam - nic! Zero reakcji, na tupanie, wrzask, odciągam psa i zwiewamy, tupię na nią, a ona lezie za nami i atakuje. Dziewczynka oczywiście lampi się jak cielę, kazałam jej odciągnąć sukę za obrożę, po paru chwilach to zrobiła. Suka była tak agresywna, że i na mnie kłapała, na moją nogę, po prostu apokalipsa! Zwiałam do klatki, zanim te bydlę wyrwało się dziewczynce, poszłam do jej matki ochrzanić za sytuację i poprosiłam o okazanie aktualnych szczepień, bo psa mi poturbowało nieźle :shake: I, ku mojemu zdziwieniu, szczepienia aktualne, a na dodatek świstek o wściekliźnie...na wierzchu w przedpokoju. Ciotki, która z Was trzyma zaświadczenie o szczepieniu w przedpokoju na stoliku? (robione miesiąc temu). Babka przeprosiła, że więcej się nie powtórzy, młoda dostała karę za 'wyjątkowe wyprowadzenie jej bez smyczy' (g* prawda, znam tę sukę od lat, to typowy osiedlowy pies-samopas), ale co mi z przeprosin, skoro teraz mam wymęczonego, padniętego, pogryzionego psa, który ma KOLEJNY krok do tyłu w psiej socjalizacji? Odechciewa mi się spacerów - serio. Jako ciekawostkę dodam, że podczas mojego rabanu w mieszkaniu sąsiadki, suka leżała plecami na moich nogach i domagała się głaskania...do ludzi łagodna, ale wytłumaczcie to mojemu psu.
  19. ja w przyszłym tygodniu wysyłam fanty na Yodę do Aldrumki :) będzie biżuteria ręcznie robiona, fajna, pewnie coś jeszcze wygrzebię. może się coś uzbiera na dziadka, bo mnie tak rozczulił, jak mało co :loveu:
  20. a moja ciotka ma beagla, pisałam już o nim kiedyś, że jest upasiony do granic możliwości - naprawdę. mógłby służyć za przykład 'jak nie chować psa', waży - uwaga - 21 kilo. teraz z tym podobno walczą, dostaje brita light, ale co z tego, jak przy rodzinnym obiadku zawsze komuś spadnie kiełbaska :shake: byłam całe życie przekonana, że skoro tak 'stereotypowo' chowają psa (teoria dominacji, przed uświadomieniem żarł chappi, wszystkie możliwe błędy wychowawcze, itd.), to pewnie jest z pseudo,bo u rodzinki wiedza kynologiczna żadna. a tu niespodzianka! okazuje się, że to czysty beagle, wzięty jako pet, widziałam nawet metryczkę. nie zmienia to faktu, że zachowuje się jak gruby, leniwy kocur - jest tłusty od małego (ma 8 lat) a jego zabawa to machanie ogonem, drugiego tak powolnego, ociężałego psa nie widziałam jak żyję. a z moim psiurem idę dalej w zaparte, kiedy domorosły kynolog mi wymyśla, że to sznaucer (jak zarósł to już mniej przypomina) i wmawiam ochoczo, że to amstaf :lol:
  21. a u mnie pierwsze światełko w tunelu :multi: byłam z pieskiem i chciałam go spuścić na odludnej polance, robiłam naokoło patrol, czy nikt nie czai się za krzakami z psem, wypatrzyłam babeczkę i cockera bez smyczy, już chciałam zawracać, a pani wypatrzyła nas i od razu zapięła swego psiaka i odeszła w inną stronę :) nawet jeżeli nie z altruizmu, tylko przez świadomość, że jej pies jest agresywny - to i tak plus.
  22. [quote name='giedymin200']Całkowicie arbitralne i niezrozumiałe przeświadczenie o wyższości swoich pupili nad pupilami innych ludzi jest niestety nagminne i bardzo często skutkuje nieprzyjemnymi sytuacjami. Psom to pewnie wszystko jedno. tylko ludzie takie głupie[/QUOTE] ja jestem przeświadczona o wyższości mojego pupila nad innym, kiedy ten inny - przez głupotę i nieogar właściciela - biegnie na mnie z kłami na wierzchu, wtedy jest mi obojętny jego los, właściciela również :shake: zaraz mam spacer na tym wspaniałym osiedlu wolnych bezsmyczowców, zobaczymy, co tym razem... już zaczynam skradać się jak hiena, zanim skręcę za bloki, czy przypadkiem nie biega żaden dzikus...
  23. [quote name='PaulinaBemol']a ja również jestem za tym by z psami nie włazić do sklepów nie tylko spożywczych. Jak wszyscy wiemy nie każdy ma wychowanego psa, i co z tego że ktoś ma nieproblemowego jak potem sprzedawca bedzie słuchał pretensji ze tamta Pani weszła czemu ja nie mogę etc. ? Po co pies na zakupach? Ostatnio byłam świadkiem w drogerii sytuacji że pańcia weszla z yorckiem na raczkach ale jak cos tam ogladała pieskowi zaczło sie nudzić i na chwilkę ! go postawial co piesio wykorzystał do załatwienia potrzeb fizjologicznych....[/QUOTE] chciałabym zobaczyć jak ta pańcia później to sprząta :evil_lol: a odnośnie wprowadzania psów, to u mnie na poczcie na psa się kobity nigdy nie zgodziły - poczta jest w paskudnej okolicy (ziomeczki z różnymi TTB, obok jest jakiś monopol i kupa żuli 24/7) i jak już MUSZĘ wziąć młodego, to biorę też koleżankę :) i sterczą sobie w najlepsze kilka minut nieopodal. nie przywiązuję psa NIGDY, nawet pod małymi sklepikami, bo jest agresywny do psów - i koniec. czasami TŻ coś przebąkuje, że jestem nienormalna, ale jemu też suszę głowę i nie sądzę, że się odważył sprzeciwić i gdzieś zostawić Patryka ;) odnośnie wchodzenia z psami to mam raczej tak, że mi nie przeszkadzają - ale mi ogólnie mało co przeszkadza w kwestii psów, nie brzydzę się, jeśli obcy pies mnie ślini/całuje, lubię psy w pociągu, tramwaju, bo zawsze można pogadać z psiarzem, czasem pomiziać psa - fajnie. Jeśli się np. załatwi w Auchan, to przecież nie ja to będę sprzątać, a i mała jest szansa, że akurat 'wdepnę'. O wiele bardziej mnie irytują psie zachowania względem mojego psa, a nie mnie (typu ataki 'bezsmyczowców'). ja bym najchętniej spała z psem i jadła z jednego talerza :D ale odkąd mam swojego, to musiałam wprowadzić zasady i elementarną higienię :P więc Patryk śpi ze mną tylko w rodzinnym domu (np. dziś :loveu:) a z jednego talerza nie jemy, bo mamusia lubi na ostro :P o wiele bardziej niż pies w spożywce (widziałam nieraz, no ale yorki i inne kieszonkowce) irytuje mnie, jak ktoś nakłada bułki gołą łapą, mimo że wisi wielka kartka, żeby tego nie robić, leżą szczypce i jednorazowe rękawiczki... bo zazwyczaj mało rzeczy jest w zasięgu psiej mordy, a nawet jeśli, to jakieś kartony, palety, itd. Nikt nie daje przecież wilczarzowi zajrzeć do podajnika z pieczywem :evil_lol:
  24. [quote name='klaki91']spoko, też miałam takie akcje jak odkręcałam mojego dzikusa :loveu: przełom nastąpił na etapie jak kompletnie przestałam się przejmować innymi psami, wyskokami mojego psa i nauczyłam się bez ceregieli odpychać/traktować z kopa psich podbiegaczy. Z ludźmi się w pyskówki nie wdaję choć kiedyś mi się to zdarzało. Po prostu kompletny spokój, odepchnięcie cudzego psa, trzymanie go na dystans nogami i spokojne "idziemy" do mojej suczki ;) Bez grożenia policją, SM- bo to w dużej ilości przypadków wywołuje tylko agresję i nieprzyjemne sytuacje, a po co sobie niepotrzebnie nerwy szarpać ;) u mnie z wczoraj- pan wyżłowatego, dużego psiaka, kompletnie bez wyobraźni. Widziałam z daleka jak sobie radośnie hasają, kojarzę psisko bo z moją już miał raz pogadankę jak w nią wjechał bez ceregieli w ramach przywitania z wielkim darciem mordy i łapowym paralitykiem ;) na oczach właściciela pochyliłam się i zapięłam na smycz moją sukę- moim zdaniem średnio rozgarnięty człowiek jest zdolny pojąć, że to oznacza że piesek się nie będzie witał bez mojej zgody. Oczywiście pan idzie i patrzy, psa nie raczy zawołać do nogi czy kazać mu nas olać. Dopiero jak pies znowu w nas próbował wjechać i odbił się od mojej nogi którą osłoniłam moją sukę, pan stwierdził niemrawym głosem "no chodź" :roll:. Oczywiście pies zignorował i sobie razem tańczyliśmy chwilkę, dopóki nie stwierdził że jestem nudna i nie pozwole mu się pozabawiać z rudzielcem :roll: pan wyjątkowo bez życia, biedny pies, ja bym na jego miejscu umierała z nudów nawet na spacerach[/QUOTE] no to mniej więcej tak wyglądała moja dzisiejsza akcja, tyle że tamten kundel był nastawiony bardzo agresywnie i autentycznie groźnie to wyglądało :shake: a poza tym to nie była pyskówka, tylko mój monolog :evil_lol:, bo babsztyl nie raczył się odezwać słowem. z resztą wychodzę póki co z założenia, że jak postraszę/powrzeszczę/burknę, to się menda zastanowi w domu jak ochłonie - "o co jej chodziło?" i może zapnie smycz, żeby drugi raz nie dostać ochrzanu.
×
×
  • Create New...