Jump to content
Dogomania

Jett Garet III, jr. Kraków - w NOWYM DOMKU-od 07.04.06-GARETOWE OPOWIEŚCI-udręczonej


Recommended Posts

Posted

Jestem w trakcie lektury kolejnej "psiej" ksiązki "Moje życie z psem imieniem George" - podtytuł "Cudowny i okropny pies w zabawnej i wzruszajacej opowieści dla wszystkich, którym podobał się Marley i ja". Zapewniam Was, że "Garetowe opwieści udręczonej":lol: są zabawniejsze, bardziej wzruszające i znacznie lepiej napisane. I po raz kolejny myślę z nadzieją, że kedyś będę je mogła czytać do poduszki zamiast slęczeć przed monitorem:razz:

  • Replies 1.7k
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

Posted

Garecik z tchawiczką wędzoną. Nie swoją, na szczęście.
[URL=http://imageshack.us][IMG]http://img136.imageshack.us/img136/290/20090221bal0003.jpg[/IMG][/URL]
[URL=http://g.imageshack.us/img136/20090221bal0003.jpg/1/][IMG]http://img136.imageshack.us/img136/20090221bal0003.jpg/1/w320.png[/IMG][/URL]

Posted

[quote name='joannasz']Garecik z tchawiczką wędzoną. Nie swoją, na szczęście.
[URL="http://imageshack.us"][IMG]http://img136.imageshack.us/img136/290/20090221bal0003.jpg[/IMG][/URL]
[URL="http://g.imageshack.us/img136/20090221bal0003.jpg/1/"][IMG]http://img136.imageshack.us/img136/20090221bal0003.jpg/1/w320.png[/IMG][/URL][/quote]

A czyja?! :crazyeye::crazyeye::crazyeye: Juz sie boje, Joanno, kogo ukatrupilas? :shake:

Posted

[quote name='mimiś']anioł to byt [B]duchowy![/B] a Ty Ciotka -brzuszek?!:crazyeye:
dopuszczalna jest aureola i pęczek piór .[zamiast][/quote]

Pęczków nei mają.
Ale jeden ma tłusty goły brzuch.
Wiem co mówię.
Widziałam.

Posted

[quote name='joannasz']Kaja przywiezie. Zdjęcia i aniołki.
A czyja tchawica - wolę nie wnikać. Własna mnie łaskocze, kiedy na to patrzę...:-o[/quote]

Kiedy te aniołki to on aprzywizła.
Tylko zdjęcia mam do 4.
A Aniołków 5 - własnie ten z gołym brzuszkiem nei ma zdjęcia.

Posted

A, tam, Ciotka, coś chrzanisz. Kaja mówi, że zdjęcia powinnaś mieć do wszystkich. Zaraz dostaniesz następne, a potem jeszcze następne, które, naiwna, wystawiłam w gabinecie Artura. Cha, cha!!! (homerycki śmiech). Facet ma okrutnie skąpych pacjentów, niewrażliwych na niedolę innych zwierząt poza własnymi. No, ale to jest TO miasto. Dzieki Bogu, że ja tu tylko sypiam. I nie pochodzę stąd. I nie identyfikuję się z tym miejscem.
[FONT=Arial]23.02.2009 poniedziałek[/FONT]

[FONT=Arial]CHWYCIŁA ZIMA I TRZYMA[/FONT]

[FONT=Arial]-Śnieg sypie – informuje co wieczór Kaja z czymś na kształt mściwej satysfakcji w głosie.[/FONT]
[FONT=Arial]-Nierządnica jej mać – warczę ponuro. Prognoz pogody na wszelki wypadek nie słucham i nie czytam, żeby się nie dołować. Na dobrą sprawę powinnam już rozpisać pozostałe dwadzieścia trzy godziny jazdy przed egzaminem. To zaledwie siedem wyjazdów do Dąbrowy. Ale co za wartość będę miały takie wyjazdy, jeśli zdołam dostrzec tylko zwały śniegu i zabłoconą dupę samochodu przede mną? Nawet w najbardziej sprzyjających warunkach nie mam szans w porównaniu z ludźmi, którzy mieszkają lub pracują w Dąbrowie albo z tymi, którzy od kilku lat jeżdżą, a prawo jazdy to dla nich tylko formalność. Zachciało mi się na starość... Nie wiem, czemu tak skromnie, mogłam od razu sięgnąć po licencję pilota. Przecież dopiero w butach na pięciocentymetrowych obcasach mam objawy lęku wysokości... [/FONT]
[FONT=Arial]Kiedy o niebieskawym świcie wygrzebuję się z łóżka i spoglądam w okno, zamiast oznak cudu widzę wszechogarniającą biel. Basen jest zasypany aż po brzegi. Cud, że jeszcze Garet do niego nie wskoczył. Na wszelki wypadek zerkam przez szybę, czy nie muszę podjąć w kusej nocnej koszuli i boso natychmiastowej akcji ratunkowej. Garecik podczas pierwszego porannego przebiegu z wyraźną przyjemnością susami zanurza się w zaspach oszczekując całą okolicę profilaktycznie i z czystej radości życia. Uspokojona, odrywam spojrzenie od okna i rozpoczynam poszukiwanie pantofli. Albo znajduję trzy, albo dwa, ale różne i z jednej nogi. Prosiłam już Kaję, żeby wytłumaczyła mu kwestię prawej i lewej. Nie musiałaby wtedy kuśtykać z piętra w jednym pantoflu. Ja rano za słabo kontaktuję i za bardzo się spieszę, żeby podjąć się zajęć dydaktycznych wyrównawczych, a potem zapominam. [/FONT]
[FONT=Arial]Kiedy wreszcie Garet wpada przez drzwi balkonowe i tradycyjnie wciska mi mokrą niukę w dłoń, już czuję, że się spóźniam. Muszę jeszcze podrzucić mu jakiś przysmak, żeby podniósł sobie poziom cukru zanim z westchnieniem padnie na fotel i zaśnie głęboko z sierścią wciąż mieniącą się drobniutkimi kropelkami topniejącego śniegu. [/FONT]
[FONT=Arial]Kaja zaserwowała nam straszną wiadomość. W tym semestrze zajęcia zaczynają jej się już w poniedziałek, a kończą w czwartek wieczorem, więc będzie przyjeżdżała dopiero w piątek. Jak ją znam, o świcie na pewno nie zerwie. Nie rozumiem. Na piątym roku wszyscy mają taki luz, że rzadko wyjeżdżają z domu, a ona jest chwalebnym wyjątkiem. Ja się z tym pogodzę, ale Garet? Wykończy nas całym tygodniem świstania, szlochów i latania od drzwi do drzwi. Hm... może powinnam zostać rodziną zastępczą? Najlepiej kilkorga dzieci. Instynktu macierzyńskiego specjalnie nie mam, ale tym zajmie się Garet. A one zajmą się nim. [/FONT]
[FONT=Arial]W sobotę, sunąc przez nieodśnieżone chodniki chwiejnie niczym mało sterowny pług, podążyłam do miasta. Z pożyczonymi pieniędzmi, bo już dawno skończył mi się debet, a wraz z nim marzenia o wołowinie i cielęcinie dla Gareta. Dobra psina, już w piątek dał się namówić na udko z duszoną marchewką, o czym pocieszająco doniosła sms-em Kaja. Gdy wróciłam z pracy, uzupełniła, że bez odrobiny wstydu wyżebrał również kanapkę od kobiety spisującej wodomierz. Po czym pożarł ją tak, jakby był systematycznie głodzony. Hm... spodziewam się, że następnym razem pani od wody w okolicy naszego domu głęboko schowa swoje drugie śniadanie. Może nawet zostawi je przed furtką. [/FONT]
[FONT=Arial]Odebrałam z przychodni receptę, której na razie nie mogę wykupić i stoczyłam ze sobą ciężką walkę przed sklepem dla zwierząt. Przegrałam. Biedny Garecik, taki będzie samotny i nieszczęśliwy... Poniewierany przez Irenę i prześladowany przez koty... [/FONT]
[FONT=Arial]-Tak pani to będzie nieść? – zapytała młoda ekspedientka wręczając mi dwoma palcami małą torebkę foliową z wielką wędzoną tchawicą. [/FONT]
[FONT=Arial]-Cóż... – wzięłam pakunek w dwa palce i przyjrzałam mu się z lekką odrazą. Udało mi się go upchnąć w wypchanej płóciennej torbie na ramię. Pół tchawicy wystawało. Trudno. [/FONT]
[FONT=Arial]Wychodziłam już, kiedy kątem oka, wśród wiszących wysoko na sznurze gumowych zabawek, dostrzegłam upiornie wybałuszone oko. O rany! Ukochana piłeczka Gareta! A niedawno mówili, że wykupiłam wszystkie! Widocznie jedna gdzieś się zaplątała. No to przecież jej nie zostawię...[/FONT]
[FONT=Arial]-Jeszcze tę piłeczkę proszę![/FONT]
[FONT=Arial]-Którą?[/FONT]
[FONT=Arial]-Zieloną, z wyszczerzonymi zębami. [/FONT]
[FONT=Arial]Przez chwilę obie ćwiczyłyśmy skoki wzwyż, wreszcie ekspedientka poddała się i użyła inteligencji, a następnie stołka. Piłeczkę też upchnęłam w torbie. [/FONT]
[FONT=Arial]Została mi jeszcze sałata. Nie rozumiem, dlaczego akurat w soboty sklepy warzywnicze są takie oblężone. Zgrany w czasie głód błonnika? Sterczałam w kolejce z sałatą w jednej i woreczkiem z pieczarkami w drugiej ręce. Przede mną i za mną tłum. Napierający. Za bardzo... Melodyjny, wielotonowy i bardzo głośny dźwięk, który znienacka wydobył się z mojej torby, spowodował, że zwróciły się na mnie oczy całej kolejki. Dla odmiany, ja swoje utkwiłam z kamienną obojętnością w przestrzeni, a konkretnie w półce z majonezami. Czułam się trochę tak, jak pierwsi użytkownicy komórek, gdy wynalazek stulecia odezwał się nieoczekiwanie i jazgotliwie w zatłoczonym autobusie. Albo jakbym puściła gulgoczącego bąka. W ucho łaskotała mnie wędzona tchawica. Garecik, to wszystko dla ciebie...[/FONT]
[FONT=Arial]Po powrocie do domu, z trudem udało mi się odeprzeć przekleństwami i ramionami zmasowany atak stu Garetów. Zjednoczyli się w jednego psa, gdy wetknęłam im w paszczę piłeczkę. Odetchnęłam z ulgą i przetarłam szalikiem zaparowane okulary. Garet szalał po kuchni i grał zapamiętale. W rozszerzonych fanatycznie źrenicach miał twórczy obłęd, na szlachetnym, myśliwskim pysku zjeżyły mu się dziesiątki dodatkowych, zmodyfikowanych spontanicznie genetycznie silikonowych czułków, a sfalowana sierść lśniła nieziemskim, basekrville’owskim blaskiem. Jednocześnie Kaja opowiadała, jak strącała z rynien śmiertelnie niebezpieczne sople grubości swojego ramienia trzymetrowym karniszem, który jakoś uchował się przed wywózką wielkogabarytowych śmieci i proponowała, żeby go jednak zachować... W przerwach usiłowała przekonać Gareta, żeby dał odetchnąć piłeczce, bo się zepsuje. Co też po kilku minutach nastąpiło. [/FONT]
[FONT=Arial]Garet wypluł zgniecioną zieloną gumę i ustawiwszy uszka w trójkąt wpatrzył się w nią z niedowierzaniem, rozczarowaniem i nieśmiałą nadzieją. Piłeczka odzyskiwała oddech i pierwotny kształt wybałuszając upiorne oczy i wyszczerzając zęby. Kiedy już wyglądała równie koszmarnie, jak w najlepszym okresie swojego istnienia, złapał ją znowu i usiłował skomponować kolejny, równie dynamiczny utwór. Niestety, z instrumentu wydobyły się tylko słabe popiskiwania. Co za cios dla kompozytora! [/FONT]
[FONT=Arial]-O mój Boże, biedactwo – rozczuliłam się. –Dlaczego oni produkują takie dziadostwo?! Przecież to nie dla ratlerków, bo nie ten rozmiar! [/FONT]
[FONT=Arial]Na pocieszenie wręczyłam mu tchawicę, którą zamierzałam zachować do wyjazdu Kai. Złapał ją ostrożnie w zęby i przez chwilę ustalał położenie środka ciężkości. Potem przypomniał sobie o piłeczce. Ostatecznie w rankingu wygrała tchawica. Z zadartą do góry głową i kitą odmaszerował do pokoju Ireny, żeby pochwalić się nową zdobyczą. Szelest rozpakowywanych zakupów zwabił go z powrotem. Nigdy nie potrafi oprzeć się możliwości kradzieży... [/FONT]
[FONT=Arial]Zamarliśmy wszyscy porażeni niezrozumiałym łoskotem. A to tylko tchawica podążyła w ślad za Garetem – babcia celnym rzutem trafiła nią w regały z książkami w moim pokoju dając tym samym milcząco do zrozumienia, że nie życzy sobie świństw porzucanych u siebie przez tego piekielnego psa...[/FONT]
[FONT=Arial]Garecik nosił ze sobą tchawicę przez całą sobotę, a w niedzielę postanowił ją unicestwić, żeby go nie rozpraszała. Rozprawił się z nią na kuchennej ławie z podziwu godną determinacją, trzymając ją w łapkach jak wiewiórka. [/FONT]
[FONT=Arial]Skończyłam obraz z purpurowymi różami. Po pomalowaniu ostatniej partii aniołków przeznaczonych na aukcję Amicusów, gdy rozkraczył mi się ostatni pędzel, poczułam takie znużenie, że ledwie dowlokłam się na łóżko, gdzie padłam obok fuczącego rozkosznie Kolesia. Najwyraźniej był w połowie swojej zwykłej, codziennej, dziesięciogodzinnej drzemki. Spał w nogach, więc z konieczności zległam głową w dół. Za oknem, naturalnie, sypał śnieg... [/FONT]
[FONT=Arial]Obudziło mnie własne chrapanie. Uniosłam głowę i napotkałam pełen grozy wzrok kocura. Ogromne źrenice wyparły całkowicie jasnozielone tęczówki. Siedział na baczność wpatrując się we mnie tak, jakby z głowy wyrastały mi drżące, jasnozielone, glutowate czułki. [/FONT]
[FONT=Arial]-Och, sorry, Koleś, to wszystko przez ten śnieg – wycharczałam przepraszająco. [/FONT]

Posted

Joanno... jak "zawiesisz działalność" na [I]Garetowych opowieściach[/I] to... przyjadę do Ciebie i tak Cię "wesprę żebyś mogła funkcjonować" :mad: że będzie Ci się samo pisało... :diabloti:
To Ty [B]masz tu pisać[/B] a nie my, my tu mamy czytać co piszesz - to tak tautologicznie, kawa na ławę, prosto z mostu, cobyś lepiej zajarzyła o co biega w Twoich no i trochę naszych [I]Garetowych opowieściach[/I].
Egoistyczna Jędzo Wredna poczułaś się słownie i telepatycznie wsparta? Czy mam wsiadać w auto?...

Posted

:megagrin:
Nie, ale poważnie, okrutnie się wystraszyłam...:crazyeye::nerwy: Żesz kurna, człowiek żyje nieświadom swojej roli... Ale czuję się sprowadzona na właściwą drogę, (Brzytwo) Ockhama...
Ale czasami też coś napiszcie... właśnie takiego fajnego... UWIELBIAM TO!!! :biggrina: O rany. Dopiero dziś odkryłam, że jestem masochistką.

Posted

[quote name='joannasz']Chociaż to auto to nienajgorszy pomysł.:klacz: Powiedziałabym nawet, że świetny.:Cool!:[/QUOTE]

...nie prowokuj... nie dokazuj... nie okadzaj... [B]tylko bierz się do roboty[/B]... [B]bo nie mam co czytać[/B] do porannej, południowej, wieczornej i nocnej kawy :eviltong:

Posted

[quote name='ockhama']...nie prowokuj... nie dokazuj... nie okadzaj... [B]tylko bierz się do roboty[/B]... [B]bo nie mam co czytać[/B] do porannej, południowej, wieczornej i nocnej kawy :eviltong:[/quote]
Ja też, ja też :cool3:. Mam nałóg czytania Garetowych opowieści, i teraz się męczę na głodzie :placz::placz::placz:

Posted

[quote name='joannasz'] A Ty nie pij tyle kaw, Ockhama, bo Ci się taka cera zrobi... :morning:[/QUOTE]

... już taką mam :eviltong:
No to chyba ten problem [B]pić czy nie pić[/B] mam z głowy :lol:

Posted

... a na co tak niecierpliwie i z tak wielkim zaciekawieniem czekasz? Mam nadzieję że na wenę twórczą - wszyscy czekamy na cd [I]Garetowych opowieści[/I] :lol:

Posted

[FONT=Arial]CZYSTE RADOŚCI MOJEGO ŻYCIA[/FONT]
[FONT=Arial]04.03.2009 środa[/FONT]

[FONT=Arial]Nasz ulubiony kolega postanowił zmienić zawód. Stara się o pracę w policji. Według mojej oceny ma wszelkie predyspozycje do tego, aby zostać modelowym policjantem nowej ery.[/FONT]
[FONT=Arial]Jest dojrzałym trzydziestoparolatkiem, mądrym, wykształconym, inteligentnym, zrównoważonym, spokojnym, o właściwej samoocenie i znakomitej prezencji. Hm, jest aż „zbyt...”. Zbyt dojrzały, zbyt mądry... patrz wyżej. I do obrzydliwości normalny. [/FONT]
[FONT=Arial]Zaniepokoił go, i słusznie, sławny test psychologiczny, Multiselekt, na którym wykłada się najwięcej kandydatów. W rezultacie postanowiliśmy go przeanalizować wspólnie. [/FONT]
[FONT=Arial]Najpierw przez trzy godziny zeskrobywałam wybałuszone oczy z monitora rozwiązując test i tłumiąc na przemian jęki grozy, histeryczny chichot i okrzyki zachwytu. Jeśli nie układał go student pierwszego roku, to uczył się metodologii u kowala. Wcale się nie dziwię, że przeciętny kandydat dostaje przy tym automatycznej lobotomii. Ba, znalazłam nawet notkę w Internecie, w której doktorant skarżył się, że test oblał. [/FONT]
[FONT=Arial]Przesłałam ten wysokiej klasy twór do Kai, żeby też rozwiązała. Miałyśmy niemal stuprocentową zgodność. Zarówno w odpowiedziach, jak i w ocenie. [/FONT]
[FONT=Arial]Pewnego wieczoru spotkaliśmy się w czwórkę – socjolog, psycholog, kandydat i Garet. [/FONT]
[FONT=Arial]Garet zadbał o atmosferę – odpracowawszy serdeczne, pełne ognia powitanie, którego ofiarą padła większa część umeblowania kuchni, lżejsza od kwintala, nie ustawał w wysiłkach, aby pocałować kandydata. Głaskanie i drapanie okazało się niewystarczające, z uporem wskakiwał na stół usiłując tą drogą na skróty dostać serdecznego buziaka. Wskakiwał z ławy, na której siedziałam. I tak cudnie wyglądał na tym stole... [/FONT]
[FONT=Arial]-Mamuś, zrób coś! – zirytowała się Kaja. –Przynajmniej udawaj! – zgromiła mnie wzrokiem, kiedy z rozczuleniem wpatrywałam się w wielkie psisko machające potężną kitą i usiłujące skoczyć ze stołu wprost w objęcia naszego ulubionego kolegi. [/FONT]
[FONT=Arial]-Ten stół w końcu nie wytrzyma! – spróbowała z innej beczki. [/FONT]
[FONT=Arial]-A skąd, to solidna, holenderska robota! – odparłam optymistycznie. [/FONT]
[FONT=Arial]-Ale obliczona na filiżanki z kawą, a nie na miotające się czterdziestokilogramowe cielsko! – warknęła i głębiej wtuliła się w fotel. [/FONT]
[FONT=Arial]Gareta wystarczy przeczekać. Hamowanie jego amoku to jak gaszenie pożaru lasu bejsbolówką. W końcu dał za wygraną i padł na podłogę, gdzie po chwili głęboko zasnął. [/FONT]
[FONT=Arial]Przystąpiliśmy do analizowania testu. Kaja, na którą nieopatrznie liczyłam, z minuty na minutę popadała w coraz głębszy letarg. Ograniczyła się do komentarza, że złamano wszelkie zasady układania testów psychologicznych. Mrugała oczami jak sowa i obawiałam się, że lada moment po prostu zaśnie, dołączając do Gareta w krainie marzeń. [/FONT]
[FONT=Arial]W tej sytuacji ciężar wyjaśniania spadł na mnie. Tłumaczyłam, jakie cechy osobowości, predyspozycje i potencjalne patologie bada każde z pytań, po dwusetnym zaniechawszy komentarzy na temat pirackiej inwencji twórczej autora. Jednocześnie ożywiałam się coraz bardziej, nawet nie próbując hamować wesołości. Nareszcie popadłam w stan permanentnego, wręcz histerycznego rozbawienia. Bolały mnie mięśnie twarzy, bolał brzuch, rechotałam, chichotałam, parskałam i wyłam. [/FONT]
[FONT=Arial]Nasz ulubiony kolega zachował spokój, co jakiś czas komplementując mnie, jak dobrze wszystko tłumaczę. Poradziłby sobie z palcem w nosie bez mojej pomocy, toteż już w połowie nie wysilałam się zbytnio. [/FONT]
[FONT=Arial]-„Moja dusza opuszcza czasem ciało” – przeczytał nasz ulubiony kolega, zerkając na mnie ze zdumieniem wynikłym z tego, że tak idiotyczne pytanie mogło komuś przyjść do głowy.[/FONT]
[FONT=Arial]-Lepiej nie – zasugerowałam słabym głosem. [/FONT]
[FONT=Arial]-„Czasem odczuwam szczególną wrażliwość na szczycie głowy”...?[/FONT]
[FONT=Arial]-Gdy otwiera ci się czakram – podpowiedziałam radośnie. –Może też być tak, że tamtędy usiłuje wygrzebać się dusza...[/FONT]
[FONT=Arial]-„Często słyszę głosy, które nie wiem, skąd pochodzą”? [/FONT]
[FONT=Arial]- Raczej nie – zachichotałam.[/FONT]
[FONT=Arial]-„Często chciałbym być dziewczynką”... Nie...[/FONT]
[FONT=Arial]-„Kiedy ludzie proszą mnie, żebym coś zrobił, nie potrafię im odmówić”... tak.[/FONT]
[FONT=Arial]-No coś ty, poproszę cię, żebyś wybił okno mojemu sąsiadowi, bo mnie wkurzył, a ty to zrobisz?![/FONT]
[FONT=Arial]-Tak, dla ciebie zrobię wszystko – odparł pewnym głosem nasz ulubiony kolega.[/FONT]
[FONT=Arial]-Ale sąsiad ma dziewięćdziesiąt lat, jest bezradnym staruszkiem![/FONT]
[FONT=Arial]-Jeśli ty mnie o to poprosisz, to to zrobię – zadeklarował.[/FONT]
[FONT=Arial]-Jezu, nie!!! – jęknęłam, walcząc z zachwytem i poczuciem sprawiedliwości. -No dobra. Wyobraź sobie, że łapiesz włamywacza na gorącym uczynku. A on mówi – Panie władzo, potrzymaj mi pan wytrychy, bo wolnej ręki nie mam![/FONT]
[FONT=Arial]-No... nie![/FONT]
[FONT=Arial]-No właśnie – odetchnęłam z ulgą.[/FONT]
[FONT=Arial]Nasz ulubiony kolega dzwonił, że test poszedł mu dobrze. Przed nim jeszcze inne etapy rekrutacji. [/FONT]
[FONT=Arial]Wiosna rodzi się wyjątkowo boleśnie i bez słońca. Domyślam się, że się zbliża, bo teraz nie wstaję w środku nocy, tylko o sinawym świcie. Garet zwleka się jeszcze bardziej niechętnie, niż ja. Czasami muszę go zachęcać do inspekcji ogródka, musi się przecież wysikać. Gdyby miał czekać, aż babcia wstanie, uszami by mu wyszło. Bliżej mamy do drzwi balkonowych w pokoju Ireny niż przez piwnicę i jest to ulubiona droga Gareta. Ożywia się już w progu pokoju. Promiennym wzrokiem odpowiada na niechętne spojrzenia kotów, drzemiących w różnych miejscach. Ten, który leży na parapecie, ma przegwizdane. Garet odwraca głowę w kierunku łóżka, a upewniwszy się, że babcia śpi, przez kilka sekund toczy walkę z lepszą częścią swojej natury. Szybko wygrywa i z szerokim uśmiechem na pysku skacze znienacka przednimi łapami na lokatora parapetu. Przeważnie jest to Liszka, która wypryskuje w górę jak wyrzucona z katapulty. I dobrze jej tak, leje mi świnia przy kanapie. [/FONT]
[FONT=Arial]-Dobry piesek – mamroczę z wdzięcznością...[/FONT]
[FONT=Arial]Posępna pogoda sprawia, że coraz bardziej chce mi się jakiegoś urlopu. Gdyby nie to, że jest mi tak dobrze w pracy, pewnie bym już gniła w domu goniąc miotłą koty i wypuszczając Gareta wszystkimi drzwiami. [/FONT]
[FONT=Arial]Siedzimy we cztery w naszej piwnicy, ostatnio, po wymianie oświetlenia, nawet przyjemnej. No, nie przesadzajmy. Ale jasnej. I zawsze znajdzie się parę minut na babską rozmowę w ramach higieny psychicznej. Nie mam wprawy w babskich rozmowach, więc biorę udział raczej w tych z rodzaju ogólnoludzkich. Jakby odrobinę mniej dzika się zrobiłam...[/FONT]
[FONT=Arial]Ostatnio, tknięte nostalgią, recytowałyśmy zgodnie [I]Inwokację[/I], potem [I]Stepy Akermańskie[/I], a skończyło się na piosenkach z Kabaretu Starszych Panów. Na szczęście nie posunęłyśmy się do śpiewu, bo klienci by pouciekali. [/FONT]
[FONT=Arial]Dziś rozmyślałam nad projektem nowej strony internetowej, toteż wyłączyłam się całkowicie. Ocknęłam się dopiero na okrutne, acz życzliwe wrzaski Ewy. Stała nad najwyraźniej niedosłyszącym klientem i rycząc, proponowała mu różne rodzaje pomocy. Szybko. Chciałam jej jakoś dać znać, że powinna mówić niekoniecznie tak, żeby ją słyszeli w Katowicach, za to wolniej, ale nie miałam jak. [/FONT]
[FONT=Arial]Grażyna niebezpiecznie poczerwieniała na twarzy.[/FONT]
[FONT=Arial]Klient siedział na krześle z łagodnym uśmiechem i wpatrywał się w naszą piękną Ewę zbaraniałym od zachwytu wzrokiem. Tenże wzrok oraz bezowocność wysiłków spowodowały, że Ewa zaczęła krzyczeć jeszcze głośniej i szybciej dochodząc nareszcie do niebezpiecznych skrótów myślowych. [/FONT]
[FONT=Arial]Wyszłam do palarni. [/FONT]
[FONT=Arial]-Chce pan, żeby opiekunka społeczna przychodziła na obiad?!!! – wrzasnęła troskliwie. Niemal równocześnie z tym okrzykiem do palarni wpadła Grażyna i wybuchnęła nieopanowanym śmiechem. Zgięta wpół ryczała, jęczała i płakała. [/FONT]
[FONT=Arial]-Iii... chłop nie ma co jeść, a ona... ona chce mu jeszcze przysłać... babę na obiad – wycharczała. –Jezus... nie mogę... żeby mu resztki wyżarła... widziałaś, jak on na nią patrzy?!...[/FONT]
[FONT=Arial]Przez kilka minut śmiałam się, głównie z Grażyny, aż wreszcie wróciłam do pokoju w obawie, że będą jeszcze jakieś występy, ale już się skończyło. Klient nadal siedział na krześle, uśmiechał się niewinnie i wybałuszał oczy na Ewę, która już przestała machać rękami i usiłowała zapanować nad mimiką. Z palarni wciąż dobiegały wybuchy śmiechu. Paweł, siedzący u nas gościnnie, też lekko załzawiony, ale opanowany, zapowiedział:[/FONT]
[FONT=Arial]-Grażyna ma tu zakaz wstępu. Do końca roku. [/FONT]
[FONT=Arial]-I tak nie mogłaby wejść. Zaczynam się obawiać, że coś jej się stanie – spojrzałam z niepokojem na rechoczące drzwi. [/FONT]
[FONT=Arial]Głupawka trwała do końca dnia. Hm, może to objaw wypalenia zawodowego?[/FONT]
[FONT=Arial]Trochę urlopu będę musiała stracić na jazdy. Spotkałam się ostatnio z instruktorem i rozpisywaliśmy jazdy od tyłu, tzn. od egzaminu. O Boże, zapowiada się niezły maraton. Drugą połowę miesiąca spędzę w znacznej części w samochodzie. Biedny Garet, do domu będę wracać dopiero wieczorem, po trzynastu godzinach nieobecności. Nie mam pojęcia, jak to zniosę, najczęściej po pracy jestem już taka wycięta, że nic mi się nie chce. [/FONT]
[FONT=Arial]-Tu wypadają cztery godziny. Wytrzymasz?– Jastrząb spojrzał na mnie badawczo swoim drapieżnym okiem. [/FONT]
[FONT=Arial]-Jeśli nie wytrzymam, to mnie zakopiesz gdzieś po drodze – westchnęłam zrezygnowana. [/FONT]
[FONT=Arial]Wątpię, żebym przy tych intensywnych jazdach nabrała lepszych umiejętności i znajomości miasta niż przy większej ilości krótszych. Tym bardziej, że orientację w terenie mam jak nietoperz w rurze kanalizacyjnej...[/FONT]

Posted

Joanno... DZIĘKI.
Inni Twoi czytelnicy/wielbiciele pewnie też usatysfakcjonowani, ale jakoś nieśmiale milczący...
Ale, po co ja Ci dziekuję? Po prostu wreszcie wziełaś sie do pisanej roboty. Dzięki treningowi ręka Ci nie uschnie... trening czyni mistrza i inne ble ble... a moja wieczorna kawa od razu lepiej smakowała :lol:

...a i doczytałam się, że masz farta, którego nie doceniasz, oczywiście na pewno z wrodzonej skromności, bo miło mieć kogoś, kto dla Ciebie zrobi wszystko - nawet będąc przyszłym człowiekim władzy ;) - wyszklenie okien sąsiada... hmm... szalone... mimo że zakazane, niestety.


[quote name='joannasz']Na PW, wredna Brzytwo, na PW:angryy:[/QUOTE]

hmm... na PW? A od kogo? Sorry, że tak ciekawsko zapytam, a Ty lepiej nie odpowiadaj wścibskim.

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...