kinga Posted September 30, 2008 Posted September 30, 2008 Joanno - no, chwała Bogu. ze żyjecie. ...w komplecie :loveu: Quote
mar.gajko Posted September 30, 2008 Author Posted September 30, 2008 No! To dobrze. Bo Garety nei powinny chorować. I już. Quote
cyganka Posted September 30, 2008 Posted September 30, 2008 uff ale mi ulzylo:multi: super a co mu wlasciwie bylo?? Quote
joannasz Posted October 2, 2008 Posted October 2, 2008 :shake:No własnie, nikt tego nie wie. Wszystkie wyniki ma dobre, ale ASPAT dość wysoki. Żeby było smieszniej, to Kaja wczoraj z rozpędu spakowała jego lekarstwo i zabrała ze swoimi do Krakowa. Ma odesłać priorytetem. Quote
joannasz Posted October 2, 2008 Posted October 2, 2008 [quote name='mar.gajko']No! To dobrze. Bo Garety nei powinny chorować. I już.[/quote] Absolutnie nie powinny. Sama cudowna słodycz. A Ty ciotka, to kiedy odwiedzisz w końcu swojego chrzestnego? Pozwolicie mu tak tęsknić latami? Quote
joannasz Posted October 8, 2008 Posted October 8, 2008 [FONT=Arial]08.10.2008 środa[/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] [FONT=Arial]BIEDNY SAMOTNY[/FONT] [FONT=Arial] Biedny, maleńki Garecik, ledwie wydarł się ze szponów śmiertelnie groźnej choroby, został w okrutny sposób porzucony. Ja, z konieczności (ostatecznie nie mam nieograniczonej ilości dni urlopu) wróciłam do pracy, nadal chrypiąc i prezentując nieoczekiwane ataki kaszlu charakterystycznego dla zejściowego stadium gruźlicy, a moje dziecko wyjechało do Krakowa, żeby imprezami zapoczątkować ostatni rok studiów. W dodatku zabrawszy ze sobą lekarstwo Gareta. A zawsze powtarzam, nie pakować się, kurde, w ostatniej chwili!!! (sobie też).[/FONT] [FONT=Arial] Lekarstwo odesłała priorytetem. [/FONT] [FONT=Arial] Garecik zapadł na właściwy sobie lęk separacyjny i depresję z epizodami agresywno-destrukcyjnymi. [/FONT] [FONT=Arial] Pierwszą ofiarą owej depresji padła kurtka Kai, którą w przypływie trudnego do wytłumaczenia zidiocenia zostawiła na wieszaku w korytarzu. W licznym towarzystwie zresztą. Zostawiła również stos odzieży w łazience, chociaż prosiłam ją kilkakrotnie, żeby zrobiła z tym porządek.[/FONT] [FONT=Arial] Z trudem hamując satysfakcję, zadzwoniłam do niej i oznajmiłam rzeczowo (bez żadnych nut triumfu w głosie):[/FONT] [FONT=Arial] -Hmmm... miałaś szarą sztruksową kurtkę z futerkiem i kapturem... Nie miałam pojęcia, że rękawy też były ocieplane – dodałam szczerze. –A były. [/FONT] [FONT=Arial] -Co?!! On to zeżarł?! A przecież już od dawna nic takiego nie robił!![/FONT] [FONT=Arial] -Nie robił, bo nie musiał. Zawsze któraś z nas była w domu.[/FONT] [FONT=Arial] -Zanieś wszystko, co tam wisi, do mojego pokoju. I zamknij drzwi. [/FONT] [FONT=Arial] Nie dyskutując, zaniosłam rzeczy Kai do jej pokoju, od trzech miesięcy będącego w stanie aktywnego sprzątania, co oznacza czynność rozpoczętą, lecz niezakończoną, w stadium wskazującym na stan chroniczny. Drzwi solidnie podparłam, choć wiedziałam, że dla Gareta jakiś nędzny fotel to pikuś. Trudno, wstając o wpół do szóstej rano i mając pracę, zajęcia dodatkowe oraz cały dom na głowie nie jestem w stanie dopilnować wszystkiego. Tym bardziej, że od dawna mówiłam, że w drzwiach trzeba zamontować haczyk albo zasuwkę. [/FONT] [FONT=Arial] Nie ma siły, Garecik musi mieć jakieś pachnące nami rzeczy do sponiewierania i przytulenia się w celu ukojenia złości za porzucenie i tęsknoty. Zostawiłam mu spodnie od dresu Kai, do których sukcesywnie dołączam moje rzeczy przeznaczone do prania – spodnie, bluzy, owłosione nadmiernie koszule nocne. Sprawdziłam bowiem, że metoda uginającej się trzciny spisuje się o wiele lepiej, niż sztywny opór, czyli ściąganie na siłę ubrań z wieszaków. Kończy się to tragicznie nie tylko dla ubrań, ale i dla wieszaków (gruby mosiądz poodginany w sposób niewyobrażalny dla osłupiałego producenta). Jeśli pachnące nami ubrania są łatwo dostępne, są również łatwe do regeneracji. Ślady i zapach gwałtu szybko usunie żel do prania oraz płyn do płukania. [/FONT] [FONT=Arial] Gdybym miała tyle testosteronu zamiast zanikających, żałosnych ilości estrogenu, też pewnie byłabym w stanie manifestować wyraźnie swoje potrzeby. [/FONT] [FONT=Arial] Jarzębiny cisnęły swoimi koralami o ziemię, nasz orzech otrzepał się z owoców jak z łupieżu, a winorośl zazdrośnie wplątała swoje gnijące grona w rosnącą w sąsiedztwie różę. Mimo wszystko jestem dumna jak paw z roślin, po raz pierwszy w tym roku owocujących. Pewnie to zasługa becikowego, po które udały się bez mojej wiedzy. [/FONT] [FONT=Arial] Winogrona są zdumiewająco duże i słodkie, orzechy takoż, choć ich łupina wymaga użycia broni zaczepnej. Mało tego, w okolicy huśtawki mamy wysyp kani. Huśtawkę z bali kupiłam w ubiegłym roku na allegro, chłopaki miały własny las, bale były dopiero co ścięte, toteż zapewne grzybnia zalęgła się w naszym piasku wraz z nimi. Super, szkoda, że nie zaplątały się razem z kaniami maślaki, moje ukochane grzybki. Ale nic to, w przyszłym roku zamówię (również na allegro) grzybnie innych grzybów jadalnych i zaaplikuję w okolicy rosnącego lasu. [/FONT] [FONT=Arial] Ponieważ nie mam środków na to, aby się przeprowadzić w spokojne miejsce i wybudować sobie wymarzony dom z bali, postanowiłam zastosować regułę Rossevelta: „Rób to, co możesz, tym, co masz, tam, gdzie jesteś”. Czyli –postanowiłam zasadzić gęsty las od strony tej cholernej, najbardziej hałaśliwej ulicy. Już rośnie sporo małych świerczków, daglezja, tuje, jodły i mnóstwo sosen. Cholera, nie dam się pokonać pieprzonym samochodom. Trudno, pękają mi kafle na ścianach i na podłodze, bo żaden cholerny policjant z ruchu drogowego nie zaparkował od lat dupy w tej okolicy (brak możliwości parkowania!!!!), a debile, właściciele drogi podporządkowanej, tak wąskiej, że powinna być jednokierunkowa, nie postawiły znaku zakazu wjazdu pojazdów powyżej 3,5 tony, wskutek czego tiry wyższe niż nasz dom przejeżdżają bez mała po jego ścianie, ale nie dam się. Jeśli prywatny las nic nie pomoże, ogłuchnę jak moja matka. I kij im w odbyt![/FONT] [FONT=Arial] A na razie mam wszystko w nosie. Pogoda sprzyja, muszę palić w piecu tylko co drugi dzień. Ja bym wytrzymała, ale żal mi Ireny, która siedzi przez cały dzień praktycznie bez ruchu. Uparta jak osioł, nie wyjdzie do ogrodu, tkwi na swoim niewygodnym krześle i czyta, robi na drutach (jedno nie wyklucza drugiego) albo układa pasjansa. Ma rewelacyjne krążenie, bo gdybym ja przez godzinę zajęła jej miejsce, nie pomogłaby mi potem nawet pozycja Trendelenburga, a słoń uznałby moje nogi za szczuplejsze od komarzych. [/FONT] [FONT=Arial] Irena, wychodząc z paskudnego zapalenia oskrzeli, które złapała ode mnie, popadła w przygnębienie, które złapała od ministra zdrowia. [/FONT] [FONT=Arial] Wiadomo powszechnie, że nasi ustawodawcy, chcąc udowodnić swoją przydatność, w momentach odlotu (nie wnikam, czym wywołanych, być może ambicją wspartą paniką, acz niepopartą kompetencją) tworzą akty prawne i wykonawcze urągające logice, natomiast kompatybilne z opinią naszego kraju w UE, czym doprowadzają prostych zjadaczy chleba, czyli obywateli o dochodzie poniżej średniej krajowej, do stanu podobnego własnym umysłom, określanym w psychiatrii jako psychoza lub paranoja. [/FONT] [FONT=Arial] Ostatecznie lek przeciwdepresyjny i przeciwlękowy (zaopiniowany przez The Lancet również jako przedłużający życie i poprawiający jego jakość), niemożliwy ostatnio do przepisania przez lekarza rodzinnego (do psychiatry moja matka za nic nie pójdzie), przepisał jej weterynarz. Z wrodzonej uprzejmości określając ją jako „samicę” a nie „sukę”. [/FONT] [FONT=Arial] W obliczu powyższego gwałtowny ból zęba, który dopadł mnie akurat w piątek, to był pikuś. Wytrwała jestem, jak się wk..wię, to jeszcze bardziej. Czas, który pozostał mi po codziennych zajęciach, czyli parę godzin nocnych, przeznaczyłam na renowację kuchni. Przede wszystkim kupiłam ławę z poduchą przeznaczoną dla Gareta. I oczywiście przemeblowałam wszystko. Zabytkowy fotel powędrował na piętro z wyrokiem w zawieszeniu. Do dziś czuję go w kręgosłupie lędźwiowo-krzyżowym. Nowy nabytek, oznaczonym symbolem wymagającym skręcania przez dwie osoby, skręciłam sama, w czasie trzykrotnie krótszym. Pomalowałam go bejcą, żeby pasował kolorystyką do mebli w kuchni. Później wymalowałam na taboretach motywy z blatów kredensu i szafek (tulipany i róże), A niedzielę wieczorem i w nocy zeszlifowałam szafki i pomalowałam je bejcą. [/FONT] [FONT=Arial] Na poniedziałek byłam umówiona z Renią, pewna, że są to ostatnie chwile życia mojego zęba oraz mnie. [/FONT] [FONT=Arial]Moja śliczna, haniebnie młodo wyglądająca przyjaciółka, od niedawna jest panią czteromiesięcznego biszkoptowego labradora, któremu podporządkowała cały swój dotychczasowy tryb życia, włącznie z godzinami przyjęć. Teraz przyjmuje tylko po południu. Powitałam ją w gronie psich świrusów, a ona powitała mój ząb wśród zombie. Żywy już nie będzie, ale może ocaleje. Od razu po rozwierceniu poczułam ulgę. Już dziś jestem przekonana, że oboje z zębem zyskaliśmy odroczenie. W poniedziałek okaże się, czy miałam rację.[/FONT] Quote
joannasz Posted October 9, 2008 Posted October 9, 2008 Garecik sprawdza nowy mebel. Może być, ale woli fotel. [URL=http://imageshack.us][IMG]http://img131.imageshack.us/img131/5629/obraz042ya6.jpg[/IMG][/URL] [URL=http://g.imageshack.us/img131/obraz042ya6.jpg/1/][IMG]http://img131.imageshack.us/img131/obraz042ya6.jpg/1/w320.png[/IMG][/URL] Quote
Marmir Posted October 24, 2008 Posted October 24, 2008 Joanno tak długo nic nie piszesz ,my czekamy i pozdrawiamy serdecznie :loveu: Quote
ma_ruda Posted October 24, 2008 Posted October 24, 2008 [quote name='Marmir']Joanno tak długo nic nie piszesz ,my czekamy i pozdrawiamy serdecznie :loveu:[/quote] No właśnie, czekamy! Quote
joannasz Posted October 26, 2008 Posted October 26, 2008 Strasznie jestem wycofana. Wasze komentarze mnie mobilizują. Całuski. [FONT=Arial]26.10.2008 niedz.[/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] [FONT=Arial]JEST CUDNIE[/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] [FONT=Arial] Co za pogoda! Co za jesień! Moja ulubiona pora roku zaprezentowała się w pełni urody. Koty chyba czują się zakłopotane przedwczesną zimową otyłością. Ja też. Irena i Kaja mój wygląd pomijają litościwym milczeniem, natomiast przyczepiły się do Kolesia. Że niby wygląda jak potwór. Kaja wróży mu wszystkie najgorsze rodzaje śmierci z otłuszczenia. A kocio po prostu stał się bardziej wyraźny. To prawda, że gdy kroczy, lekko drży podłoga i już prawie nie trzeba się schylać, żeby go pogłaskać. [/FONT] [FONT=Arial] Wczoraj wieczorem kolację przerwała nam seria łoskotów dobiegających z góry. Spojrzałyśmy odruchowo, z obawą, na sufit. Gdybym była sama, przestraszyłabym się śmiertelnie. Różnicowanie pomiędzy oszalałym perszeronem a szajką nawalonych włamywaczy. Tyle, że perszerona nie mamy. [/FONT] [FONT=Arial] -Kocuś bawi się na górze – oznajmiła Kaja, słuchowo usiłując ocenić rodzaj i rozmiary zniszczeń. [/FONT] [FONT=Arial] Po chwili rozległ się tętent na schodach i do kuchni wpadło nasze olbrzymie kocisko. W trzech bryknięciach pokonał szerokość pomieszczenia, wyhamował gwałtownie przed drzwiami spiżarki, spojrzał na nas ze śmiertelnie poważną, nieruchomą twarzą i powiedział z łagodnym naciskiem: - A-a!- jako że należy do tych istot, które nie uważają za stosowne niepotrzebne strzępienie sobie języka i nie wysila się na zbyt rozbudowane frazy. [/FONT] [FONT=Arial] -No, dawaj. Nasyp mu chrupek. [/FONT] [FONT=Arial] -A w życiu! – zaprotestowała Kaja. – Nie przyłożę ręki do jego śmierci z przeżarcia. [/FONT] [FONT=Arial] Kocur zagruchał jak synogarlica, owinął nogi Kai masywnym ogonem, rozmyślił się co do chrupek i zaparkował przy misce jak ogromna, pręgowana gruszka. Wygiął głowę do tyłu, zamrugał cudnymi, jasnozielonymi oczami i powtórzył z delikatną naganą: - A-a![/FONT] [FONT=Arial] -Weźże, nie bądź taką sadystką, nałóż mu pasztetu. Nie kociego, ludzkiego![/FONT] [FONT=Arial] Kaja spiorunowała mnie wzrokiem, ale posłusznie rzuciła na kocią tacę kilka łyżek pasztetu mamrocząc pod nosem, że przecież stoi obok psia miska pełna mięsa. [/FONT] [FONT=Arial]Psia miska pełna mięsa to u nas widok stały. Użytkownik nie jest zainteresowany. Kto jadłby mięso, którego nie trzeba ukraść? Żadna atrakcja. Tym bardziej, że można jeść fasolkę szparagową, muesli, smażone ryby, szpinak, łazanki z kapustą, pierogi... Mięso z miski najczęściej znika w nocy, kiedy już naprawdę nie ma szans na nic innego. Ktoś obliczał, że utrzymanie psa kosztuje 300 zł miesięcznie. To chyba yorka... Albo takiego pędzonego sztuczną karmą. Rany, gdyby tyle kosztowało utrzymanie naszego księcia, pieniądze kończyłyby mi się dwudziestego, a nie dziesiątego. [/FONT] [FONT=Arial] Sir Garet herbu ADHD-klaustrofobia prezentuje się zdumionemu światu jako pies, którego nigdy nikt nie pieści, za to wszyscy bezlitośnie głodzą. Można zaadaptować do niego sparafrazowane hasło detektywa Monka. „Obsesyjny. Kompulsywny. Garet”. [/FONT] [FONT=Arial] Kleptomania naszego uwodziciela osiąga szczyty. Maestrii i bezczelności. Na wołowej skórze by tego nie spisał. Pomijam już takie drobiazgi jak rozpakowywanie torby z zakupami w locie i bezbłędne wyławianie z niej najsmaczniejszego produktu, który zazwyczaj trzeba wygrzebywać z przełyku naszego arystokraty. I to tylko w tym celu, żeby ów produkt pozbawić groźnej dla życia, oślinionej folii. Wszystko inne znika w niewytłumaczalny sposób, jeśli tylko nie jest zamknięte w lodówce. A nawet, jeśli jest. [/FONT] [FONT=Arial] -No przecież przywiozłam ze Sławkowa pół kilo tego dobrego żółtego sera – broniłam się przed stałym, niezgodnym z prawdą zarzutem Kai, że „w tym domu nigdy nie ma nic do jedzenia”, stojącym w sprzeczności z niedawnym, zgodnym z prawdą, spostrzeżeniem Iwony, że w naszej lodówce są zawsze stosy jedzenia. [/FONT] [FONT=Arial] -A niby gdzie jest ten ser? – zapytała zjadliwie Kaja z głową w lodówce. [/FONT] [FONT=Arial] -Na którejś półce... – odsunęłam ją i sama wetknęłam łeb do lodówki. Rzeczywiście, sera nie było. [/FONT] [FONT=Arial] -Cholera... Przysięgłabym, że go tu włożyłam... A może nie włożyłam? – spojrzałyśmy na siebie. [/FONT] [FONT=Arial] -Może zjedliście?... – zasugerowała bez przekonania Kaja.[/FONT] [FONT=Arial] -Przez dwa dni?![/FONT] [FONT=Arial] Obie spojrzałyśmy na Greta rozpartego w swoim fotelu w kuchni i mrugającego długimi rzęsami z miną skromnej myszki. [/FONT] [FONT=Arial] -No dobra, nic nie mówię, za łapę go nie złapałam – wycofałam się. [/FONT] [FONT=Arial] -Ale przecież z woreczkiem nie zeżarł. [/FONT] [FONT=Arial] -Woreczków to tu się plącze od cholery, nawet nie patrzę i wyrzucam – powiedziałam z przygnębieniem. [/FONT] [FONT=Arial] Któregoś z tych cudnych dni siedziałam w ogródku na leżaku. W garści trzymałam wielką marchewkę, symbol beznadziejnej próby powrotu do właściwego odżywiania i właściwej wagi sprzed roku. Ojciec najbliższego sąsiada zrobił sobie przerwę w murowaniu wykładanego marmurem rożna, które konstruował tuż przy wewnętrznej bramie, dzielącej nasze posesje, i bawił się z Garetem w „Garet, przynieś piłeczkę!”. Nasz błyskotliwy arystokrata wytresował się na to hasło w ciągu trzydziestu sekund. Wreszcie widok marchwi zwyciężył. Porzucił piłeczkę i zaparkował przy mnie na okrągłym, lśniącym, czarnym zadku i z apetytem chrupał odgryzane przez mnie plasterki. Odpowiadałam akurat na jakąś uwagę sąsiada, gdy nagle zorientowałam się, że podnoszę do ust pustą rękę. Westchnęłam z zaskoczenia. Naprzeciwko mnie siedział czarny pies z pomarańczowym aportem w poprzek zadowolonej mordy.[/FONT] [FONT=Arial] Tego samego dnia od obiadu oderwał mnie telefon koleżanki z pracy. Porzuciłam pyszne, duszone warzywa i skupiłam się na rozwiązaniu problemu. Właśnie wpadłam na genialny pomysł załatwienia wszystkiego jednym telefonem, okręciłam się z zadowoleniem na pięcie, a mój wzrok padł na stół, na którym stał talerz z moim obiadem oraz moim rozkraczonym psem, pożerającym dyskretnie i bezszmerowo wegetariański posiłek. [/FONT] [FONT=Arial] -Nierządnica jej mać!!! – wrzasnęłam prosto do ucha dyrektorce zaprzyjaźnionej instytucji. [/FONT] [FONT=Arial] -...Joasiu? [/FONT] [FONT=Arial] -Nie, Ewciu, to nie do ciebie, ten cholernik mi właśnie zżera obiad! – jęknęłam zgnębiona. Ewa odetchnęła z ulgą i zrozumieniem, choć jej Cyprys w życiu nie odważyłby się wyleźć na stół i skonsumować jej posiłku. [/FONT] [FONT=Arial] Ostatnio jeżdżę na wyciąg szyjny do szpitala. Czas był najwyższy, bo nie było dnia, żeby coś nie wypadło mi z ręki, nad którą momentami traciłam całkowitą kontrolę. Przy okazji zahaczam o mój ulubiony hypermarket, do którego zwykle nie chodzę, ponieważ jest za daleko. Ostatnio kupiłam tam surową polską wędzoną o smaku najlepszego salami. Znakomita! Kiełbasa, długości około pół metra, schodziła bardzo szybko. Garet śledził ją od początku wzrokiem pełnym tęsknoty i determinacji, która powinna była mnie zastanowić. Kawałki pod tytułem „dobry pies”, w nagrodę za wkropienie kropli do oczu, nałożenia maści do ucha i połknięcia tabletek hepatilu, nie zaspokoiły jego pożądania. [/FONT] [FONT=Arial] W czwartek przyjechała Kaja, akurat byłam lekko rozżalona po wizycie w piekarni mojej znajomej i matki kolegi Kai z klasy. W piekarni poprosiłam Ewę o dobry, pełnoziarnisty chleb. Najlepiej graham i chrupiący, spalony na śmierć, bo taki lubimy. Miałam już dość gumowatych tworów w folii, które kupuje Irena. Szczerze mówiąc powinnam w ogóle mieć dość, bo pieczywo to moja zguba. [/FONT] [FONT=Arial] Ewa zaproponowała chleb z siedmiu ziaren, błyskawicznie referując jego zalety. [/FONT] [FONT=Arial] -Dobra, biorę wszystkie siedem – zdecydowałam. [/FONT] [FONT=Arial] Potem rozmawiałyśmy przez chwilę o naszych dzieciach. Jej dziecko, wysokie, przystojne i zdumiewająco umięśnione, stało obok, pomagając matce w pracy. Kończy AWF i robi specjalizację z odnowy biologicznej. Zrezygnowało z mieszkania w Krakowie i dojeżdża, bo przecież na piątym roku nie ma już praktycznie żadnych zajęć, a w domu trzeba pomóc. [/FONT] [FONT=Arial] Poczułam jadowite ukłucie żalu i zazdrości. Moje dziecko, rozpieszczone do granic możliwości, nawet nie pomyślałoby, że w domu trzeba pomóc i na dwa dni zajęć można dojechać. Przeciwnie, siedzi w Krakowie przez trzy dni, wraca jak najpóźniej i bez sensu płaci za mieszkanie. [/FONT] [FONT=Arial] Poczłapałam do domu poprawiając na ramieniu ciężką torbę z zakupami. Dysk mi wypadł i konieczność napalenia w piecu podcinała mi nogi, ale liczyłam na to, że Kaja przyjedzie w południe i zajmie się tym. Po południu nałożyłam do pieca i zadzwoniłam do Kai. [/FONT] [FONT=Arial] -Gdzie ty jesteś?![/FONT] [FONT=Arial] -W Krakowie – oznajmiła beztrosko. –A co?[/FONT] [FONT=Arial] -Nic! – warknęłam i rozłączyłam się. [/FONT] [FONT=Arial] Zeszłam do piwnicy i zajęłam się piecem. Ja spokojnie wytrzymałabym bez palenia, ale Irena, z uporem tkwiąca bez ruchu na swoim niewygodnym krześle niczym Szymon Słupnik, marzła. Furia znacznie złagodziła ból. [/FONT] [FONT=Arial] Kaja pojawiła się wieczorem. Byłam już po autopsychoterapii i wytłumaczyłam sobie, że nie mogę wymagać od dorosłej, odlatującej z domu kobiety, zaangażowania w opiekę nad dwoma starymi babami. Tym bardziej, że wychowałam ją bez narzucania obowiązków, chcąc idiotycznie wynagrodzić życie w niepełnej rodzinie. [/FONT] [FONT=Arial] Udało nam się nawet w miarę spokojnie porozmawiać i wyjaśniłyśmy sobie parę rzeczy. Między innymi to, że biorę na siebie większość sprzątania, zostawiając jej tylko łazienkę, bo widok jej nadętej miny odbiera mi ochotę do negocjacji. Ze strony Kai wyglądało to tak, że odsunęłam ją od sprzątania, bo uważam, że wszystko robi byle jak. No, faktycznie tak uważam, ale doszłam do wniosku, że wolę poprawić niż katować się sama. Stały motyw: „no przecież robiłam” ale nie: „zrobiłam”. Ale tego już nie powiedziałam. Atmosfera straciła trochę napięcia, bo poza tym wszystkim zdaję sobie sprawę z innych bezsprzecznych zalet mojego bardzo dojrzałego dziecka. [/FONT] [FONT=Arial] Kaja dołożyła do pieca, włączyła ukochany telewizor, a ja ułożyłam się do masażu. A wtedy, jak zwykle, w Gareta wstąpił jego ojciec, sir Belzebub. Kiedy przestałyśmy reagować na wrzucanie piłeczki pod meble („Och, wyjmij ją, proszę, muszę ją mieć zaraz, natychmiast!!!”), potruchtał do pokoju babci i wrócił z jej wełnianą poduszką z krzesła. Uśmiechał się szeroko na myśl o czekających go rozkoszach seksualnych, ale Kaja zgasiła te marzenia w zarodku wyrywając mu poduszkę z uszczęśliwionego pyska. Cóż, w tej sytuacji pozostały mu tylko moje bezbronne nogi. Wrzasnęłam z furią i wierzgnęłam wściekle, co bynajmniej Gareta nie zniechęciło. Kaja, jak zwykle, wybuchnęła śmiechem. Ja kopałam i klęłam, Kaja rechotała, Garet z obleśną miną zatapiał w moich łydkach swoje boczne, abordażowe szpony. Wreszcie Kaja spacyfikowała go przy pomocy maści z olejkami eterycznymi. Kiedy skończył kichać, ułożył się słodko prawie na mojej głowie – ciepły, mięciutki, chrumkający rozkosznie przy drapaniu. Zapanował idylliczny spokój. [/FONT] [FONT=Arial] Kiedy zbierałam się z podłogi, Garet gdzieś znikł. Poczłapałam do łazienki, żeby się umyć. W kuchni mój zamglony wzrok padł na Gareta. Siedział na baczność w swoim fotelu z miną sennej niewinności, a z pyska zwisał mu sznurek. [/FONT] [FONT=Arial] -Kaja, chodź szybko!!! Jaki cudny!![/FONT] [FONT=Arial] Kaja wpadła do kuchni jednym rzutem oka oceniając sytuację. [/FONT] [FONT=Arial] -Garet?! Ty złodzieju!!! Zabierz mu to! Co on ukradł?![/FONT] [FONT=Arial] -Salami – powiedziałam z rozrzewnieniem. [/FONT] [FONT=Arial] -Oszalałaś?! – wrzasnęła tonem, w którym walczyły o palmę pierwszeństwa ponure zrozumienie i niedowierzanie. [/FONT] [FONT=Arial] -No dobra, łap za sznurek, bo tam może być też pętla z drutu – przypomniałam sobie koniec, z którego napoczynałam kiełbasę. [/FONT] [FONT=Arial] Po długich i milczących zmaganiach stało się jasne, że za nic nie uda się rozewrzeć zdeterminowanego pyska. Kai udało się wyrwać sznurek, na szczęście pozbawiony drutu i część błony osłaniającej kiełbasę. Trzydzieści centymetrów tejże spłynęło do przełyku naszego pupila.[/FONT] [FONT=Arial] -Tylko nie krzycz na niego, i tak będzie miał problemy z trawieniem, stres mu nie pomoże – poprosiłam. [/FONT] [FONT=Arial] Nie bez obaw o samopoczucie Gareta wpełzłam do łóżka tradycyjnie już, pomiędzy Perłę czającą się na poduszce i Kolesia zajmującego jedną czwartą dolną. [/FONT] [FONT=Arial] Noc spędziliśmy jak zwykle. Perła wciśnięta w moje ramię lub twarz, Koleś szukający zgięcia kolan. Ponieważ często w nocy wstaję, skomplikowana kocia procedura całkowicie wybija mnie ze snu. Kiedy wracam, Perła czeka, na którym boku zamierzam się położyć, a gdy już naciągnę na siebie nieprzylegnięte przez Kolesia części nakrycia, wędruje w kierunku mojej twarzy, uderza mnie mokrym nosem w brodę, łypie swoim jedynym okiem i wkręca się we mnie warcząc tak, że całe łóżko wibruje. Koleś, po chwili namysłu, wędruje w zgięcie moich kolan i włącza ogłuszający sygnał dźwiękowy mamląc brzuch, dopóki nie osiągnie stanu nirwany. Jeśli w międzyczasie coś mi zdrętwieje i muszę się przewrócić na drugi bok, cały proces zaczyna się od początku. Rano, ze spojówkami czerwonymi jak zorza polarna, wygrzebuję sobie kocie włosy z oczu. Próbowaliście kiedyś? Łatwiej wyjąć drzazgę spod paznokcia. [/FONT] [FONT=Arial] O piątej rano melduje się Garet. Najpierw próbuje otworzyć drzwi wejściowe. Ups, nie da się. Za to udaje się z drzwiami od piwnicy, przez które napływają lodowate podmuchy powietrza przez otwarte zaraz po nich drzwi kuchni. Nie jest idealnie, ale ostatecznie... Sprawdza, czy na pewno nie zamierzam zareagować i z westchnieniem uwala się w fotelu obok mojego łóżka świdrując mnie przez chwilę wzrokiem. Potem zasypia na pół godziny. W momencie, kiedy rozluźnię się postanawiając olać napływające zimno i zapach kociego moczu z piwnicy, piesek wzdycha, ziewa i stukając pazurami wędruje na górę, żeby sprawdzić, czy z Kają wszystko w porządku. Zaraz potem wraca, chrumka i bada, czy na pewno nie zamierzam wstać, po czym wskakuje na parapet. Jeśli w ogródku nie dzieje się nic wymagającego głośnego komentarza, zapada w czujną drzemkę na mniej więcej pół godziny. Potem jest tylko źle i gorzej. Stukanie i wizg pazurów po panelach przerywa stękanie i jękliwe zawodzenie znudzonego stróża domu, który natychmiast słania się na nogach i zasypia przelewając się przez ręce, gdy już wszystkich skutecznie wkurzy i pobudzi. [/FONT] [FONT=Arial] W międzyczasie koty opuszczają moje łóżko, Koleś wędruje do ogródka przez otwarte przez Gareta piwniczne drzwi, a Perła, ostatnio z uporem przemieszczająca się tylko przez kuchenne okno, szuka miejsca, gdzie mogłaby się swobodnie zlać ze starannym pominięciem kuwety. [/FONT] [FONT=Arial] W tenże radosny sposób zaczynając dzień przysięgam sobie, że już jutro nie dam się wkurzyć i prezentując pełną równowagę psychiczną rozpocznę dzień od ćwiczeń, a potem już będzie tylko lepiej i lepiej...[/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] Quote
Marmir Posted October 28, 2008 Posted October 28, 2008 No to znowu mam czyszczenie monitora !Joanno na nudę to Ty narzekać nie możesz :loveu:dziękuję za dawkę śmiechu z samego ranka :evil_lol:,pozdrawiam serdecznie Quote
cyganka Posted October 28, 2008 Posted October 28, 2008 Ciesze sie, ze wszystko ok, wrecz cudownie. :multi: Quote
joannasz Posted November 7, 2008 Posted November 7, 2008 [URL=http://imageshack.us][IMG]http://img241.imageshack.us/img241/2872/padziernik2008075la1.jpg[/IMG][/URL] [URL=http://g.imageshack.us/img241/padziernik2008075la1.jpg/1/][IMG]http://img241.imageshack.us/img241/padziernik2008075la1.jpg/1/w320.png[/IMG][/URL] [URL=http://imageshack.us][IMG]http://img530.imageshack.us/img530/654/padziernik2008076zl8.jpg[/IMG][/URL] [URL=http://g.imageshack.us/img530/padziernik2008076zl8.jpg/1/][IMG]http://img530.imageshack.us/img530/padziernik2008076zl8.jpg/1/w320.png[/IMG][/URL] Quote
joannasz Posted November 7, 2008 Posted November 7, 2008 [URL=http://imageshack.us][IMG]http://img223.imageshack.us/img223/2635/padziernik20088tw7.jpg[/IMG][/URL] [URL=http://g.imageshack.us/img223/padziernik20088tw7.jpg/1/ [URL=http://imageshack.us][IMG]http://img241.imageshack.us/img241/2057/sierpie2008028gd9.jpg[/IMG][/URL] [URL=http://g.imageshack.us/img241/sierpie2008028gd9.jpg/1/][IMG]http://img241.imageshack.us/img241/sierpie2008028gd9.jpg/1/w320.png[/IMG][/URL] Quote
mar.gajko Posted November 7, 2008 Author Posted November 7, 2008 Ależ masz pięknego psa Joanno:p Z plamami na jęzorku:eviltong: Quote
joannasz Posted November 7, 2008 Posted November 7, 2008 [quote name='mar.gajko']Ależ masz pięknego psa Joanno:p Z plamami na jęzorku:eviltong:[/quote] A w naturze jeszcze piękniejszy, mozesz się przekonać. Co ja mówię, "możesz", powinnaś. Quote
joannasz Posted November 7, 2008 Posted November 7, 2008 [quote name='Gacusiowa']a jakie ma ząbki bieluśkie![/quote] :razz: ząbusie bielusie i malusie. Życzę Wam miłego weekendu. No i nie wiem, może na wszelki wypadek się pożegnam, w niedzielę mam pierwszą jazdę:eek2: Quote
mar.gajko Posted November 7, 2008 Author Posted November 7, 2008 No tak. Zaległa wizyta poadopcyjna. Sprawdzająca. Wybiorę się. Nie myśl sobie. Quote
betuana Posted November 7, 2008 Posted November 7, 2008 Czyli dobrze robię, że dzisiaj jadę w Bieszczady?:evil_lol: Życzę samych szerokich dróg, bez lewoskrętów i tylko i wyłacznie zieleni na sygnalizatorach! Ja ostatnio znowu zaczytuję się "Garetem", ale patrząc na zdjęcia stwierdzam, że strasznie spoważniał. Quote
Marmir Posted November 8, 2008 Posted November 8, 2008 :crazyeye:o!mój Brek też ma czarną plamę na języku:eviltong: pozdrawiam i życzę szerokiej drogi Quote
joannasz Posted November 9, 2008 Posted November 9, 2008 Zaległa wizyta poadopcyjna to straszne zaniedbanie. Naskarżę na Ciebie do Mar.Gajko. Bieszczady w sam raz daleko. A Garecik ma na języku kilka plamek świadczących o jego łagodności (w stosunku do ludzi). Kurde, wciąż żyję, chociaż nie przypuszczałam, że jeszcze raz Wam powiem, że Was kocham. [FONT=Arial]O JEZU....[/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] [FONT=Arial] Dziś o wpół do jedenastej pożegnałam się z Garecikiem, całując go w ulubione, najbardziej lśniące miejsce pod brodą. Liczyłam się z tym, że może to być moje ostatnie przyjemne doznanie w tym życiu.[/FONT] [FONT=Arial] Idąc na plac manewrowy rozglądałam się wokół jakby świeżym okiem, bowiem istniała możliwość, że robię to po raz ostatni. Cały świat lśnił w oślepiających promieniach słońca, powietrze było miękkie i ciepłe, pachniało przywiędłymi trawami. [/FONT] [FONT=Arial] Ruch, jak wcześniej sądziłam, był stosunkowo niewielki, ale i tak stanowczo za duży. Ale przecież chyba facet od razu nie wywlecze mnie na miasto? Cholera, chyba że trafiłam na samobójcę. [/FONT] [FONT=Arial] Na miejsce dotarłam po półgodzinie, parę minut przed czasem. Plac manewrowy wydał mi się stanowczo za mały. Czy nie powinien być duży jak lotnisko?... [/FONT] [FONT=Arial]Nie miałam pojęcia, jak wygląda mój instruktor. Wydzwoniłam go z listy jako piątego z kolei i pierwszego, który zgodził się jeździć w niedzielę. Od trzeciej rano jednakowoż stanowczo się odżegnał. Trudno, dobre i to. [/FONT] [FONT=Arial]Podjechał punktualnie o jedenastej. Przydepnęłam niedopalonego papierosa i przedstawiłam się. Instruktor był w moim wieku i dość zniszczony albo sporo starszy. Wzrostu około metr sześćdziesiąt, brak zębów zrekompensował sobie zapuszczeniem okropnie długich, połamanych pazurów, na widok których moje własne zęby, wciąż częściowo obecne, natychmiast ścierpły. Postanowiłam jednak nastawić się pozytywnie, bo jednego byłam pewna – jest cierpliwy jak anioł, spokojny i zrównoważony. Włodek (właściciel szkoły) zapewnił, że wszyscy są tacy. Potwierdzały to zresztą wpisy na forach internetowych.[/FONT] [FONT=Arial]Podeszła do nas kursantka pytając, czy mogłaby z mężem poćwiczyć jazdę na placu zanim zacznie formalne jazdy (szczęściara!), czy nie będą przeszkadzać. Anioł odparł, że proszę bardzo, a skądże, my mamy pierwszą lekcję, więc nie jeździmy. Rozluźniłam się i przez chwilę obserwowałam, jak znakomicie ta dziewczyna radzi sobie z wielkim, granatowym oplem kombi. I ja mam się równać z takimi praktykami!? Co z tego, że potrafię rozpoznać drzwi i kierownicę?! [/FONT] [FONT=Arial]Zaczęliśmy od wstępnych procedur egzaminacyjnych. Kierując się instrukcjami Anioła otworzyłam maskę, zlokalizowałam pojemnik z płynem do spryskiwaczy, chłodnicy, oleju i płynu hamulcowego; dowiedziałam się, jak sprawdzać poziom wszystkiego (z olejem było najprościej, bo reszta była tak zasyfiona, że nie sposób było dostrzec poziomu). Z własnej inicjatywy zlokalizowałam akumulator, po czym Anioł, żując zawzięcie gumę, przypomniał sobie o pasku klinowym. Rozochocona, z przyzwyczajenia, żeby dogłębnie poznać narzędzie, którym się posługuję, zaczęłam wnikać w szczegóły, których nie trzeba, a nawet nie powinno się znać, co skończyło się zamknięciem maski. [/FONT] [FONT=Arial]Gdybym miała zostać mechanikiem samochodowym, po tygodniu budowę samochodu miałabym w małym palcu, po dwóch umiałabym naprawić części mechaniczne, a po trzech opanowałabym diagnostykę komputerową i sprawiałoby mi to żywą przyjemność. Niestety, zadanie, które mnie czeka, nie jest wyzwaniem intelektualnym i poziom inteligencji mogę sobie wsadzić do bagażnika; wystarczy taki bliski minimum. [/FONT] [FONT=Arial]Następnie dowiedziałam się, gdzie są z przodu światła pozycyjne, mijania i drogowe oraz kierunkowskazy. Z tyłu – kierunkowskazy, pozycyjne oraz pozycyjne i stopu oraz odblaskowe i tylne przeciwmgłowe (obowiązkowe). [/FONT] [FONT=Arial]Wsiedliśmy. Ustawiłam siedzenie – o dziesięć centymetrów dalej, bo w końcu mam o piętnaście więcej wzrostu, niż Anioł. Za chwilę przesunęłam je z powrotem, bo chociaż kolana wyłaziły mi na kierownicę, źle mi się naciskało pedały. Hm, w gruncie rzeczy wolałabym sięgać do nich rękami... Najgorsze było to, że ich nie widziałam. Doszłam do wniosku, że mam nieproporcjonalnie zbudowane nogi. Chyba za długie uda... [/FONT] [FONT=Arial]Ustawiłam nachylenie siedzenia, zagłówek i lusterka. Fajny bajer z tym dżojstikiem, ale nie chciałam się za długo bawić. [/FONT] [FONT=Arial]Nauczyłam się włączać światła, kierunkowskazy i spryskiwacze oraz wycieraczki. Zapięłam pasy, Anioł nie. Jasne, o zęby się nie musi martwić. [/FONT] [FONT=Arial]Wypytałam o wszystkie inne przyciski i kontrolki.[/FONT] [FONT=Arial]Biegi potraktowałam nieco lekceważąco, bo kiedyś ćwiczyłam przez pięć minut w samochodzie Iwony i robię to na oślep. Zaskoczył mnie tylko wsteczny, nie spodziewałam się, że trzeba podnieść pierścień, ale pomysł dobry. W citroenie Iwony tego nie ma. [/FONT] [FONT=Arial]Kursantka i granatowy opel tymczasem zniknęli z placu. [/FONT] [FONT=Arial]-No to, Asiu, odpal, wrzuć jedynkę, puszczaj powoli sprzęgło, ale nie do końca i daj trochę gazu. Jedziemy – zadysponował Anioł ruszając rytmicznie szczękami. [/FONT] [FONT=Arial]-O Jezu... – jęknęłam pobożnie. I było to jedyne pozytywne hasło, jakie wydusiłam z siebie w ciągu najbliższych trzydziestu minut. [/FONT] [FONT=Arial]Zanim wjechałam w krzaki, polecił, żebym lekko wcisnęła hamulec. Na szczęście miałam założone pasy, on nie, ale widocznie zaparł się mocno nogami. Gałki oczne dzięki licznym, sprężystym więzadłom szczęśliwie szybko wróciły na właściwe miejsce. Na okularach zostały mi tylko słabe, śluzowate odciski. [/FONT] [FONT=Arial]Jakimś cudem okrążyliśmy plac manewrowy. [/FONT] [FONT=Arial]-Nie musisz tak ruszać kierownicą, spokojnie, trzymaj ją prosto, on sam pojedzie. [/FONT] [FONT=Arial]Dobrze mu mówić, na rowerze trzeba kręcić, a to jedyny pojazd, z jakim miałam do czynienia. A, nie – przypomniałam sobie. Przecież jeździłam na motorowerze – gdy pojawiło się ciężkie, małoskrętne, słabosterowne czeskie bydlę typu jawa, mój ojciec to kupił. Chyba w latach siedemdziesiątych. I jeździłam na nim zdychając ze strachu. To był bardziej motocykl z ograniczoną ruchomością niż motorower. [/FONT] [FONT=Arial]-Dobrze, teraz daj kierunkowskaz w prawo i wciśnij sprzęgło do końca. [/FONT] [FONT=Arial]Odruchowo wykonałam polecone czynności zanim zorientowałam się, co ten wariat zamierza. JEEEzuuu!!!! [/FONT] [FONT=Arial]-Spójrz w lewo...[/FONT] [FONT=Arial]Nierządnica, oszalał do szczętu?! Jak mam spojrzeć, mam tylko dwoje oczu![/FONT] [FONT=Arial]-Nic nie jedzie, puść sprzęgło i daj trochę gazu, skręć w prawo... jeszcze trochę. Teraz wyprostuj.[/FONT] [FONT=Arial]-Nierządnica! Poj.. bało cię?! Zabiję nas i wszystkich dookoła![/FONT] [FONT=Arial]-Spokojnie, to jednokierunkowa. Dobrze. Teraz skręć w lewo. W lewo. [/FONT] [FONT=Arial]Zanim wjechałam w minibus stojący na płycie dworca autobusowego, udało mi się kręcić w lewo. Teraz śmierć groziła taksówkom stojącym bez złych przeczuć na postoju. [/FONT] [FONT=Arial]-Odbij w prawo. Teraz prosto. Dobrze. A teraz wciśnij sprzęgło – nic nie jedzie?[/FONT] [FONT=Arial]A skąd, do nierządnicy nędzy, mam to wiedzieć?! Mam tylko jedną parę oczu wybałuszoną w dzikiej panice w przednią szybę, klasyczne widzenie tunelowe, zero koordynacji oko-ręka-noga, w tym ogromne niedobory anatomiczne - wspomiane dwoje oczu (za mało o trzy pary!!!), dwie ręce (wczepione w kierownicę) i dwie nogi (o cztery za mało!!!).[/FONT] [FONT=Arial]-Trochę gazu... Więcej... i lekko w lewo. Nie przekraczaj linii...[/FONT] [FONT=Arial]Jakiej linii?![/FONT] [FONT=Arial]-Dobrze. I mamy prostą, więcej gazu. [/FONT] [FONT=Arial]-Oszalałeś?! – wydusiłam. Nie miałam czym spojrzeć na prędkościomierz, ale na pewno jechaliśmy co najmniej piętnaście na godzinę. Jak dla mnie, o piętnaście za dużo. [/FONT] [FONT=Arial]-Oddychaj! – upomniał mnie na wysokości sądu. Możliwe, że zrobiłam się lekko sina na twarzy. A zawsze zastanawiałam się, jak nurkowie zdołają wytrzymać kilka minut. Ha, powinni mierzyć czas bezdechu kursantom prawa jazdy. Zmieniono by granicę orzekania o śmierci mózgowej. Zgłupiał chyba, mam prowadzić, patrzeć i jeszcze oddychać?![/FONT] [FONT=Arial]-Prosto jedziemy, nie machaj kierownicą, sprzęgło, wrzuć dwójkę. [/FONT] [FONT=Arial]Jezu, dwójkę?! No dobra, wrzuciłam. O kurde, chyba nie zamierza...[/FONT] [FONT=Arial]-Dobrze. Teraz prawy kierunkowskaz, sprzęgło do końca, spójrz w lewo, nic nie jedzie...[/FONT] [FONT=Arial]Lewo? Co to jest?![/FONT] [FONT=Arial]-I teraz skręć w prawo.[/FONT] [FONT=Arial]-Dobrze. Jeszcze. A teraz prosto.[/FONT] [FONT=Arial]Zajęłam przy skręcie dwa pasy jak autobus i zygzakiem podążałam ku śmierci. Chyba nie myśli, że... [/FONT] [FONT=Arial]-Dobrze, więcej gazu. [/FONT] [FONT=Arial]Oszalał facet. Przecież zaraz skręcimy w prawo i musimy zwolnić. Aha, chyba w prawo się nie da, więc... Chryste Panie, niemożliwe. Nie może być aż takim idiotą. Niemożliwe. [/FONT] [FONT=Arial]Zbliżaliśmy się nieuchronnie do najbardziej makabrycznego skrzyżowania w mieście. RATUNKU!!![/FONT] [FONT=Arial]-Sprzęgło. Wrzuć kierunkowskaz w prawo. [/FONT] [FONT=Arial]Wrzuciłam, ostatecznie trudno zostawić człowieka w niepewnej sytuacji. [/FONT] [FONT=Arial]-Jeśli cię, nierządnica, całkiem poje...ło, ja wysiadam. Nie nadaję się do tego. Rezygnuję z kursu – oznajmiłam stanowczo. [/FONT] [FONT=Arial]-Jest zielone, jedź! W prawo![/FONT] [FONT=Arial]-O nierządnica!!! O Jezu!!! – wrzasnęłam skręcając w prawo, na trasę przelotową Katowice-Kraków.[/FONT] [FONT=Arial]W tym momencie film mi się urwał, pamiętam mgliście, że jakieś pojazdy wymijały nas szerokim łukiem, wrzucałam jakieś biegi, w tym czwórkę, dodawałam niemrawo gazu potem skręcałam znowu w prawo, później dotarł do mnie komunikat o lusterkach, co wyzwoliło paniczną myśl, że idiotyczny jest podział na zeza zbieżnego i rozbieżnego, ponieważ najważniejszy jest okrężny, nie pamiętam, gdzie później wjechaliśmy, może znowu na plac dworca, ale niekoniecznie, odrobinę przytomności odzyskałam dopiero na placu manewrowym, po wyłączeniu silnika i zaciągnięciu hamulca ręcznego. [/FONT] [FONT=Arial]Gdyby mnie ktoś zapytał o czas i miejsce, mogłabym w miarę spójne udzielić odpowiedzi dopiero po przemaszerowaniu trzech kilometrów, w okolicach Biedronki. Ale dopiero w domu, w objęciach i pazurach Garecika poczułam się w miarę bezpiecznie. [/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] Quote
Recommended Posts
Join the conversation
You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.