Jump to content
Dogomania

Jett Garet III, jr. Kraków - w NOWYM DOMKU-od 07.04.06-GARETOWE OPOWIEŚCI-udręczonej


mar.gajko

Recommended Posts

:roll: Pozdrawiamy swędząco i serdecznie.
[FONT=Times New Roman]14.03.2007 środa[/FONT]
[FONT=Times New Roman] Próbowałam namówić Kaję, żeby jechała w poniedziałek rano. Odpadłby mi wtedy stres porzucania Gareta, ponieważ nie wychodziłabym ostatnia, bo Kaję do wstania o świcie zmusiłyby tylko nadzwyczajne okoliczności, których nawet nie potrafię sobie wyobrazić. Niestety, mimo iż oboje z Garetem patrzyliśmy na nią z bezgraniczną żałością, produkując dolne półksiężyce, pozostała nieugięta. Wzdychając ciężko co jakiś czas, dotrwaliśmy do północy i poszliśmy spać. Garet na kanapę, ja na swoje łóżko, Koleś na mnie. Gdy uchyliłam powieki, zauważyłam czające się obok łóżka białe widmo. To Marchew podążyła jak zwykle śladem ukochanego i czekała, kiedy zasnę, żeby bezszelestnie wskoczyć i wtulić się w Kolesia. Syknęłam zniechęcająco, ale wcale się tym nie przejęła. Przepłynęła w inne miejsce i nadal czułam na sobie jej czujne, asymetryczne spojrzenie. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Kwadrans przed dzwonkiem budzika Garet wlazł na łóżko i przytulił się rozkosznie. Mały sadysta, z trudem zmobilizowałam się do wstania. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Nie znoszę wychodzić z domu ostatnia, a poniedziałek to dzień, kiedy Irena zapomina, że jest niedołężną staruszką i wybiera się w swoje wojaże. Garet ostatnio zaprzestał rozdzierających lamentów i łapania mnie zębami za ubranie, za to zwija się w fotelu w pozie udręczonej rezygnacji i śledzi mnie rozdzierająco smutnym wzrokiem, który powoduje, że czuję się jak morderczyni i przez wiele godzin nie opuszcza mnie poczucie winy. W połączeniu z wyobraźnią, która podsuwa mi obrazy zniszczeń dokonywanych w odwecie za porzucenie, jest to mieszanka dobijająca. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Dziś wysiliłam cały swój spryt i zostawiłam na brzegu kredensu kilka kruchych ciasteczek w torebce. Wykombinowałam sobie, że Garet dzięki nim zaspokoi częściowo swoje złodziejsko-niszczycielskie zapędy. Pięciolitrową butlę po wodzie mineralnej postawiłam na podłodze. Miała służyć do wyładowania frustracji. Garet wypróbował ją od razu, wskutek czego moja ledwo przygładzona fryzura od nowa stanęła dęba. Gdybyśmy tak hałasowali w bloku, skończyłabym w pudle. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Dziś zaczynałam dzień od wizyty u lekarza medycyny pracy. Siedem osób przede mną załatwił w kwadrans, toteż domyśliłam się, czego mogę się spodziewać. Zerknął na mnie tylko raz spod obrzmiałych powiek, gdy pochwaliłam, że ma ładny bluszcz na parapecie. Był tak skupiony na cudownym uzdrawianiu, że z trudem wypuszczał spomiędzy spękanych warg świszczący oddech. W ciągu kilku minut odrósł mi woreczek żółciowy i zregenerowała się tarczyca. Kurde, pielgrzymki powinny do niego walić drzwiami i oknami. Mróz przeleciał mi po plecach, kiedy wyobraziłam sobie, że może zdarzyć się desperat, który przyjdzie się do niego leczyć. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Po południu zdążyłam na wcześniejszy autobus, więc poszłam zapisać Irenę do mojego fryzjera w salonie L’Orealu. W niedzielę bowiem, ku naszemu zdumieniu, oświadczyła, że rezygnuje z robienia trwałej i zaczęła się zastanawiać, co ma począć z włosami, po czym oznajmiła wyzywająco, że zostawi je takimi, jakie są. Zgodnie z oczekiwaniem, gorliwie zaczęłyśmy ją przekonywać, że profesjonalne podcięcie czyni cuda. Nie wiem, czy wizyta w salonie dojdzie do skutku, bo przez tydzień może sto razy zmienić zdanie, ale przynajmniej spróbowałam. Chociaż, nawet z włosami nietkniętymi przez fryzjera, wygląda lepiej, niż dwie kobiety, które siedziały naprzeciwko mnie na czwartkowym szkoleniu. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Wszystkie szkolenia działają na mnie w ten sam sposób. Natychmiast po zajęciu miejsca czuję rozlewający się w całym ciele ołowiany ciężar i zaczynają mi opadać powieki, po czym ogrania mnie przemożna senność. Z każdą minutą jest gorzej. To samo miałam na wykładach, toteż wypracowałam całą technikę aktywnej drzemki. Co jakiś czas, gdy udaje mi się przebudzić, chrząkam, pilnie skrobię parę słów i obrzucam bystrym wzrokiem wykładowcę. Potrafię również przez sen drapać się po czole, pocierać brwi i bazgrać długopisem markując robienie notatek. Wszystko to świetnie działa, jeśli nie zachrapię. Męczę się jednak przy tym straszliwie i mam poczucie winy, ale nie jestem w stanie powstrzymać utraty przytomności. W takim stanie można mnie nawet operować. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Tym razem, zanim straciłam świadomość, mój konający wzrok padł na kobiety po drugiej stronie sali i ocknęłam się z nieprzyjemnym uczuciem, że zjawy senne przybierają coraz bardziej realne kształty. Ale to była rzeczywistość. Dwie damy, o niezłych figurach, nieco tylko starsze ode mnie, wyglądały tak, jakby przez zapomnienie wyniosły na głowach z salonu kopuły wielkich suszarek fryzjerskich. Obie konstrukcje były identyczne, różniły się tylko kolorem – jedna szara, druga żółta. Na każdej mógłby bez problemu wylądować śmigłowiec, a co najmniej zakochana para dobrze odżywionych bocianów.[/FONT]
[FONT=Times New Roman] -O, rany! – powiedziałam z podziwem. –Mają tego samego fryzjera! Chociaż… może to architekt… - i zasnęłam uspokojona, że niewiele gorszych rzeczy może mi się przyśnić, więc jest szansa, że nie będę wydawać kompromitujących okrzyków przerażenia. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Co do ciasteczek miałam rację. Cała kuchnia usiana była strzępami torebki. Na podłodze były też kłęby jakiegoś nadzienia, ale nie wiem, z czego. Albo Garet zamordował którąś ze swoich zabawek, albo wreszcie dobrał się do wnętrzności zimowej kurtki Kai, którą uporczywie ściąga z wieszaka. Wolałam nie sprawdzać. Przez całe popołudnie i wieczór mordował butelkę po wodzie z takim zapałem, że aż się przegrzał. Doznałam poważnego uszkodzenia narządu słuchu, a Irena narzekała na hałas, co oznaczało, że udało mu się osiągnąć poziom startującego odrzutowca. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] We wtorek w południe minę miałam identyczną jak Garet rano, kiedy go zostawiałam. Okazało się, że kadrowa w poprzedniej pracy nie zaliczyła mi do wysługi lat okresów pobierania zasiłków. Jestem cztery lata i nagrodę jubileuszową w plecy. Że też nigdy nie przydarzy mi się niespodzianka w drugą stronę![/FONT]
[FONT=Times New Roman] Po południu, po krótkiej zabawie, porzuciłam Gareta po raz drugi, bo jechałam do Krakowa. Po powrocie czekało mnie jeszcze wyniesienie worków ze śmieciami, bo jak zwykle pojemnik się przejadł już w połowie miesiąca. Nie mam pojęcia, jakim cudem inne rodziny mieszczą swoje odpady w takich samych. Idąc podjazdem, zbierałam naręcze swoich ubrań, które syn diabła wywlókł z domu. Weszłam przez balkon, czym tak zaskoczyłam Gareta, że osłupiał i zamarł w bezruchu. Dopiero po chwili uwierzył, że to nie koszmar senny i podjął energiczne próby zabicia się o meble. W powitalnym amoku nic do niego nie dociera. Kiedy ochłonął, rozgonił koty ryjąc podłogę pazurami i wydobył skądś butelkę, która straciła swój pierwotny kształt, ale hałasowała wciąż tak samo. Przerwy w łoskocie były tylko wtedy, kiedy zaczynał się zapamiętale drapać. Czas spojrzeć prawdzie w oczy. Pchła, którą znalazła Kaja, nie była eremitką. Gwałtownie potrzebujemy Frontline. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Dziś udało mi się dodzwonić do prawnika z PIP-u. Mogę zgłosić roszczenia finansowe, jeśli zdołam udowodnić, że poprzedni zakład pracy miał dostęp do wszystkich dokumentów. Ciekawe, jak. Kserokopie w moich aktach to nie budynki i w stosownej chwili znikną. Do śmierci pozostanę naiwną kretynką. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Zadzwoniłam do Artura i zgłosiłam stan wyjątkowy. Frontline będzie jutro, Kaja odbierze, bo w tym tygodniu przyjeżdża wcześniej. Na razie czarny potwór się drapie, a ja cierpię. Może przez to jest bardziej pobudzony, niż zwykle. Co chwilę ma jakieś starcia z równie pobudzonymi kotami. Na koty działa wiosna. Pół Kolesia gdzieś znikło, a pozostała połowa zachowuje się jak obłąkana. Dziś oczy świeciły mu na czerwono. Nawet Gacia wreszcie zdecydowała się wyjść na dwór. Ledwie zdążyła z powrotem – wpadła do łazienki i zaraz rozparasoliła się nad kuwetą. Dlaczego, do diabła, nie mogą sikać na zewnątrz?![/FONT]
[FONT=Times New Roman] Irena straciła cierpliwość i skasowała Garetowi butelkę. W odwecie skoczył pomiędzy jedzące koty i zszuflował im pasztet. Od razu dostał w mordę od Liszki. Była tak rozjuszona, że goniła go przez pół kuchni. Żeby zachować twarz, pacnął łapą Gacię, ale mu oddała. Wyraźnie miał pecha. Lepiej mu poszło w ogródku. Darek przywiózł sobie kilka kubików długich, bukowych kłód do kominka. Chłopcy ułożyli je pięknie, równiutko wzdłuż ogrodzenia. Nie mam pojęcia, jak on jest w stanie udźwignąć taki klocek w mordce, ja tego w jednej ręce nie uniosę. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Gdy skończyłam zbierać kłody, rozejrzałam się po ogródku. Te cebulkowe, które nie skończyły młodego żywota z chrzęstem pod kopytami Gareta, już wyjrzały na świat. Wyglądają jak ciche okrzyki optymizmu wśród kawałków drewna, podartych papierów, woreczków foliowych i ubłoconych maskotek. Nie wiem, co nam wyjdzie z tego zagospodarowania ogródka, jeśli nie założymy jakichś zasieków. Początkowo myślałam naiwnie, że na trasie przebiegów Gareta założymy ścieżki. Ale czy ogródek składający się z samych ścieżek nadal będzie ogródkiem? [/FONT]
[FONT=Times New Roman][SIZE=3] [/SIZE][/FONT]

Link to comment
Share on other sites

  • Replies 1.7k
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

Och, Wasze komentarze zawsze podnoszą mnie na duchu. Powiem więcej - w gorszych okresach dodają sensu mojemu życiu. Pozdrawiam i całuję serdecznie - dziś małego potwora odpchlimy i zaszczepimy. Mam plan, żeby na własnych, ślicznych łapach poszedł do weterynarza, ciekawa jestem, jak zareaguje jako normalny pacjent, bez komfortowej obsługi w domu.
J

Link to comment
Share on other sites

:cool3:
[FONT=Times New Roman]22.03.2007 czwartek[/FONT]
[FONT=Times New Roman] [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Nie spodziewałam się nowej dostawy śniegu ani w przeddzień, ani w pierwszy dzień wiosny. Prawdę mówiąc miałam nadzieję, że to co leży, grzecznie stopnieje, przez noc trawa nabierze ożywczej, jasnozielonej barwy, a pogodny ranek będzie rozbrzmiewał radosnym świergotem ptaków. Rozumie się, nie oczekiwałam, że będą świergotać za oknem. W naszym ogródku od kilku lat nie pojawiają się ptaki, co dobrze świadczy o ich inteligencji. Nawet ptasi samobójcy wybierają inny rodzaj śmierci niż kocie szpony. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Mglistym, śnieżnym rankiem wybrałam się z latarką na strych, żeby znaleźć jakieś zimowe buty. Udało mi się wymacać tylko jedne, jak się wkrótce okazało, skrzypiące żałośnie po nawilgnięciu. Nawilgły już w połowie drogi na przystanek, natychmiast się rozgadały i nie zamknęły się do późnego popołudnia, kiedy wróciłam do domu i szlag mnie trafił już w progu. Na pogryzionym wieszaku z IKEI, który Garet kopał po całym korytarzu w powitalnej epilepsji, jeszcze rano wisiał mój najlepszy płaszcz z mięsistego kaszmiru. Chwilowo udało mi się zlokalizować tylko dwa małe strzępki jedwabnej podszewki, ukryte pod swetrem Ireny wciśniętym pod kaloryfer. Bezskutecznie przeszukałam krzaki przed domem i ogródek, czując, jak narasta pulsujący ból głowy i poczucie nierealności. A już miałam wrażenie, że po przespanej po hydroxyzynie nocy udało mi się osiągnąć namiastkę równowagi. Pocieszyłam się myślą, że Irena zdołała ocalić mój płaszcz, przynajmniej w większości, i gdzieś go schowała. Nie mogłam jej o to zapytać, bo zostawiłam ją u fryzjera akurat na etapie, kiedy protestowała przeciwko odchylaniu głowy do tyłu, bo od tego dostaje zawrotów. Za usługę zapłaciłam z góry, cicho i dyskretnie, bo gdyby dowiedziała się, ile, dostałaby zawału na miejscu. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Cały dom cuchnął kocim moczem, więc zabrałam się do sprzątania zamierzając przy okazji wypróbować nowe urządzenie do mycia podłogi, z tych, co to maja ułatwiać pracę pani domu. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Rzucając Garetowi mordercze spojrzenia pozbierałam rozwleczone po okolicy ubrania i zamiotłam kilka tysięcy kawałków z pudełka po lodach i wieszaka. Natychmiast włączył się do akcji otwierając z hukiem wszystkie drzwi. Kiedy zamknęłam je po raz trzeci, tym razem na klucz, zaczął przesuwać meble w poszukiwaniu piłeczki do tenisa. Piłeczkę znalazłam za piłką rehabilitacyjną, całą nasiąkniętą kocim moczem. Wydałam nieartykułowany, pełen furii wrzask, od którego znikły z pola widzenia wszystkie koty, a Garet natychmiast grzecznie uszczelnił drzwi na korytarz. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Pozbywszy się cuchnącej piłki zdarłam z kanapy zaśmiecony wełniany koc i wrzasnęłam jeszcze głośniej, a potem ryczałam już bez przerwy jak wkurwiony bawół, informując wyczerpująco zaskoczony wszechświat, co zrobię z tymi xxxx xxxx xxxx xxxx kotami, kiedy je dorwę. Gdybym miała dostęp do broni palnej, problem znikłby bezpowrotnie i nawet nie byłoby po co kopać dziur w ogródku. Wystarczyłoby kilka małych zrobionych pęsetą… [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Kanapa była zlana w trzech miejscach, podłoga w każdym kącie. Urządzenie do ścierania rozpadło się przy pierwszej próbie, a zachwycone powodzeniem dzieliło się podczas każdego zdejmowania myjki. Kanapę wyczyściłam w takim stopniu, w jakim to było możliwe, ale bez profesjonalnego czyszczenia się nie obejdzie. Ponieważ chwilowo przyczyna problemu wydawała się niemożliwa do usunięcia, wyszło mi na to, że muszę poślubić faceta z kärcherem. Choć może taniej by było kupić za straszne pieniądze samą maszynę… [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Jednym ruchem wyszarpnęłam spod łóżka i wyniosłam na strych wioślarza, potwornie ciężkie urządzenie do ćwiczeń, którego w normalnych warunkach nie mogłam przesunąć bez kwadrofonicznego sapania. I tak było bezużyteczne, chyba że ktoś lubi amputować sobie pięty, rozcinać ręce o ostre części i nadrywać ścięgna. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] W kuchni sytuacja była niewiele lepsza. Kałuże za fotelem i pod kaloryferem oraz plama na fotelu. Rozważałam, w braku pistoletu maszynowego, użycie wielkiego topora, który niedawno nabyłam do rąbania drewna, gdybym przypadkiem zdołała go podnieść. Masując mrowiącą z bólu głowę przekonywałam sama siebie, że jestem cywilizowanym, wykształconym człowiekiem. Humanistą. Siekiera stanowczo wykluczona. Może jakaś łagodnie acz stanowczo działająca trucizna. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Irena wróciła od fryzjera niezadowolona, co było do przewidzenia. Pomogła mi zlokalizować płaszcz, który istotnie ocaliła i to nawet dwukrotnie. Rozwiesiłam koce i wrzuciłam go do pralki. Potraktowałam silnym strumieniem dezodorantu Liszkę, która wśliznęła się pod fotel w kuchni. To samo zrobiłam z Perłą. Wypadła spod kanapy prosto w łapy rozochoconego Gareta. Z pokoju babci wyskoczył już tylko Garet. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Przed snem zasunęłam szczelnie bambusowe parawany, żeby uniemożliwić wejście do pokoju wszystkim pęcherzom moczowym. O pierwszej w nocy odstąpiłam od krwawych planów i postanowiłam myśleć twórczo. Koniec z pokojem przechodnim. Oddzielę się ścianą nawet, gdyby to była ostatnia rzecz, jaką zrobię w życiu. O drugiej zrezygnowałam z pustaków na rzecz regipsów. O trzeciej byłam skłonna iść na kompromis i postawić ścianę do wysokości około dwóch metrów, żeby ocalić trochę światła wpadającego do kuchni. O czwartej, z uwagi na cenę, zrezygnowałam z luksfery, za to zaczęłam rozmyślać o poliwęglanie starannie odsuwając pokusę wyduszenia wszystkich kotów, co wyszłoby znacznie taniej i w dodatku dało mi sporo satysfakcji. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Poliwęglan jest cholernie drogi! – zaprotestował Mariusz, który podobnie, jak miesiąc wcześniej, obiecał, że za trzy tygodnie zajmie się moim remontem. Przeszliśmy wszystkie fazy moich nocnych rozmyślań wstecz, przy czym Mariusz bez przekonania zaproponował jakieś okno w tej ścianie. Spojrzeliśmy na siebie z zakłopotaniem i pospiesznie zatrzasnęliśmy skrzynię z makabrycznymi pomysłami dopuszczając do głosu swoje artystyczne dusze. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -… Czyli drewno, coś w rodzaju altanki wyjdzie, będzie pasowało do podłogi. A na górze może jakąś półkę? [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Właśnie! – ożywiłam się - Półkę, a na niej kwiatki, taka kaskada zieleni![/FONT]
[FONT=Times New Roman] -No to jesteśmy umówieni. Za trzy tygodnie zaczynamy u ciebie i przez miesiąc popołudniami zajmujemy się tylko twoim remontem.[/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Przez miesiąc?... – zapytałam słabym głosem powalona wizją zaścielających dom gruzów. –A nie dałoby się tej łazienki jakoś szybko? Na to, co jest, regipsy, a na nie nowe kafelki? [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Nie. Trzeba wszystko skuć. Jak już robić, to porządnie! – Mariusz popatrzył na mnie z naganą. Westchnęłam ciężko starając się nie myśleć, jakie koszmarne niespodzianki budowlane w trakcie tego kucia wyjdą. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Nic z łazienką nie rób, wszystko jest całkiem dobre, a kafelki są jak nowe! – zawołała Irena. Cóż, wielu klientów w kostnicy wygląda podobnie, a nie żyją… [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Dziś moja matka, z satysfakcją wskazując kałuże w pokoju, oznajmiła, że to bezrozumne zwierzę, czyli Garet, przerwało na chwilę bieganie od drzwi do drzwi, podniosło nogę i obsikało parawan. Zacisnęłam zęby i poczułam, że ból głowy nasila mi się kaskadowo. W trzy godziny później skończyłam sprzątanie i usiadłam w fotelu obiecując sobie, że jeśli Garet jeszcze raz, wydając bolesne jęki, w sekundę po wpuszczeniu z dworu pootwiera wszystkie drzwi, ogłuszę go jednym celnym ciosem i wreszcie zapadnie cisza. Wywarczałam dobitnie swoje uczucia i Garet wreszcie spasował. Poświstując z urazą wskoczył na kanapę. Nie wiadomo skąd wyjął spory kawałek wczorajszego wieszaka i zasypał mi kawałkami plastyku całą kanapę i pół pokoju. Skończywszy leżakowanie, z rozdzierającym kląskaniem runął na drzwi kuchenne, a zanim walnęły o ścianę, on już zdążył wyszarpać z zamka te do piwnicy i właśnie trzaskał klamką od wejściowych. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] W kolejnym wcieleniu będę miała najwyżej żółwia i ewentualnie glonojada, a z futrzastych włochatą gąsienicę (broń Boże po kilka z jednego gatunku, bo natychmiast okazałoby się, że żółwie podnoszą łapę i leją po meblach, glonojady wyczołgują się z akwarium i wyszczególniają się na kanapie, a gąsienice… cóż, powoli, ale na pewno dopełzną wszędzie). Dzięki temu uda mi się zachować dobre mniemanie o sobie, będę żyła spokojnie i szczęśliwie w przekonaniu, że kocham zwierzęta. [/FONT]
[FONT=Times New Roman][SIZE=3] [/SIZE][/FONT]

Link to comment
Share on other sites

;)
[FONT=Times New Roman]25.03.2007 niedziela[/FONT]
[FONT=Times New Roman] [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Gdy człowiek jest dobrze ubrany, od razu czuje się lepiej. Pod warunkiem, że nie ma w domu całego stada włochatych pęcherzy moczowych. W piątek, już rano, w minibusie, przez zapach perfum przebijał mi się wątek kociego moczu. Złożyłam to na karb swojej obsesji. Z upływem godzin, kiedy napiłam się kawy i odzyskałam przytomność, musiałam przeprosić sama siebie. Frustracja tak, obsesja nie. Zdesperowana, wrzuciłam wątek sików w Google i zaczęłam przeglądać kocie fora dyskusyjne. Nie znalazłam nic więcej, niż Kaja kilka tygodni wcześniej. Wręcz wyglądało na to, że w zakresie kociego moczu mam większe doświadczenie i celniejsze przemyślenia. Może dlatego, że normalni ludzie nie miewają tylu kotów w domu. Według mnie u nas w grę wchodzi znaczenie terenu z powodu zbyt dużego zagęszczenia zwierząt o bardzo wyrazistych i odmiennych osobowościach. Może nie tyle zagęszczenia, co obecności, bo gdyby tak odnieść ilość czworonogów do powierzchni, to nie jest źle. I ja to wszystko rozumiem, pod warunkiem, że akurat nie poraża mi nerwów węchowych ten odrażający zapach, albo nie napotykam kryształowo przejrzystych gał o spokojnym, wręcz obojętnym wyrazie, podłączonych z drugiego końca do opróżniającego się właśnie poza kuwetą zadowolonego z siebie pęcherza. Wtedy interpretuję to w kategoriach wrednej złośliwości i aż po czubek ostatniego włosa przepełniają mnie wszystkie znane psychologii uczucia negatywne. Ponieważ wciąż jeszcze, resztkami sił, udaje mi się pohamować chęć mordu, nie mam się nawet jak rozładować. Niewykluczone, że w ramach odwetu nasikałabym im do misek, gdyby nie pewność, że ten desperacki wyczyn wzbudziłby w nich najwyżej lekkie zaciekawienie. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Taka dzisiaj jesteś poważna i nawet nie mówisz do siebie…. – powiedziała z troską Jola. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Oderwałam oszołomiony wzrok od monitora.[/FONT]
[FONT=Times New Roman] -O Boże. To już jest aż tak źle? Niepokoisz się, kiedy przestaję do siebie mamrotać? Muszę zacząć się bardziej kontrolować. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Nie, dlaczego? Człowiek musi czasem pogadać z kimś inteligentnym – pocieszyła mnie.[/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Pogadać. Czasem. Ale nie paplać bez przerwy! – jęknęłam starając się odegnać poczucie winy, że zamiast pisać informator dla niepełnosprawnych, grzebię w sieci jak w kuwecie. Rozgrzeszyłam się myślą, że z informatorem nadrobię w domu. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Pogłębienie wiedzy niewiele mi dało i nadal od góry pachniałam ekskluzywnymi perfumami, a od dołu… też pachniałam. Sytuacja jak przy puszczeniu bąka. Każdy od najmłodszych lat wie, że należy wówczas rozglądać się pytająco i z lekkim niesmakiem wokół. Ponieważ ciężko by mi było przez cały czas się rozglądać, uformowałam mięśnie twarzy w możliwie wyniosłą minę. Na tyle wyniosłą, na ile pozwoliła mi przegrywana walka z grawitacją. Trudno unieść coś, co desperacko podąża ku ziemi. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Do domu dotarłam zmarznięta na kość i zirytowana. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Może ci się wydaje? – zasugerowała Kaja, kiedy obwąchawszy swoje buty, spodnie i płaszcz zabrałam się za obwąchiwanie torby i worka na zakupy. Popatrzyłam na nią paskudnym wzrokiem. Ostatecznie to ona tak bezkrytycznie uwielbia koty. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Zaczynam ich po prostu nienawidzić – oznajmiłam, drapiąc po plecach Kolesia, który przewiesił się przez moje ramię i przylgnął całym ciałem, mrucząc rozkosznie. –No, może z wyjątkiem Kolesia – dodałam sprawiedliwie. – Bydlak jest taki słodki… [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Dzięki temu, że Garetowi spadła na podłogę łopatka cielęca, udało mi się zdobyć fotel. Ten mniejszy, przy stole, od tygodnia zajmuje Gacia. Gdy już raz się zagnieździłam, przywarłam i postanowiłam się nie ruszać, bo to była jedyna szansa, żeby wygodnie zjeść obiad i wypić herbatę. Garet zawahał się i pobiegł z kością na moje łóżko. Wrócił za chwilę, żeby wymusić sałatę i czatować na coś słodkiego, gdyby przypadkiem się pojawiło. Kaja siedziała na taborecie i robiła nam prasówkę, ja, w roli podłoża, usiłowałam zminimalizować szkody.[/FONT]
[FONT=Times New Roman] -…Piszą, że picie kawy wcale nie wpływa na powstanie nadciśnienia. Nawet u kobiet, które wypijają sześć filiżanek dziennie… [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -No widzisz! – stęknęłam z tryumfem, przesuwając Garetową piętę z wyrostka robaczkowego na udo. Poprawił się i usiadł mi na żołądku.[/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Filiżanek, mamuś, a nie półlitrowych kubków! Widzisz różnicę?[/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Garet, do diabła, wyjmij ten sękaty łokieć z mojego cycka! – wrzasnęłam. –Ale ja nie piję sześciu, tylko dwa. Najwyżej trzy… O Jezu! – zawyłam, bo Garet, zmieniając pozycję, trącił mnie ramieniem w ucho, wskutek czego wkrętka od kolczyka wbiła mi się w szyję. Nastawił detektory na uszach i przyjrzał mi się z lekkim zdziwieniem, po czym obwąchał palce, którymi sprawdzałam, czy powinnam założyć opatrunek uciskowy. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Krwawisz? – zaniepokoiła się Kaja. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Ominął tętnicę – uspokoiłam nas obie. –Wszystko w tym domu jest całkowicie nienormalne – oznajmiłam z przygnębieniem. Garet, straciwszy zainteresowanie moimi obrażeniami, przekręcił się na moim brzuchu, przygryzł sobie wargę i usiłował przeniknąć przez szparę do szuflady z lekami, gdzie ukryłam wafelki czekoladowe. Kaja wzruszyła ramionami i zgarbiła się na taborecie, za to Gacia wyciągnęła się w swoim fotelu i wbiła pazury w blat stołu. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Z upływem czasu opadało ze mnie całotygodniowe napięcie. Kaja zamykała drzwi, które otwierał Garet, żeby szalejący wiatr nie wywiał nam z domu resztek ciepła i ona martwiła się, kiedy wyłączyć elektronikę w piecu, żeby resztki węgla spokojnie dopaliły się na awaryjnym palenisku. Krzywym okiem patrzyła na to, że wypędzam koty spod kanapy przy pomocy dezodorantu, ale odpowiadałam jej wojowniczym spojrzeniem, więc nic nie mówiła. W drodze wyjątku zmilczałam, kiedy przydreptała Gacia, bo wiem, że jest organicznie związana z Kają i po prostu musi łazić za nią jak cień. Co chwilę syczała i pyskowała na Gareta, który włóczył się za nimi prezentując klasyczne objawy zazdrości. Wreszcie wszyscy troje ułożyli się na kanapie przed telewizorem.[/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Zaczyna się wiosenna pogoda! – zaraportowała Kaja optymistycznie, obejrzawszy prognozę. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Szczerze wątpię – wymamrotałam, wpatrując się tęsknie w łóżko.[/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Zobaczysz, jutro już będzie ładnie![/FONT]
[FONT=Times New Roman] Sobota wstała wietrzna, zimna i ponura, co miałam okazję stwierdzić wcześniej, niż zamierzałam. O wpół do piątej obudziły mnie jakieś upiorne dźwięki, które po chwili pełnego grozy osłupienia zidentyfikowałam jako koci sejmik odbywający się w naszym ogródku. Z ilości głosów wnioskując, był to zlot ogólnokrajowy. Garet, brutalnie wyrwany ze snu, po chwili zaskoczenia dostał szału. Po raz pierwszy w życiu słyszał coś równie okropnego i chyba doszedł do wniosku, niewiele odbiegającego do prawdy, że to inwazja kosmitów. Wskoczył na mnie, oparł przednie łapy na parapecie i podniósł rozdzierający lament. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Zamknij się! – wrzasnęłam. –To koty! Jeszcze więcej cholernych kotów![/FONT]
[FONT=Times New Roman] Nawet, jeśli mi uwierzył, pragnienie, aby zbadać rzecz osobiście, było niemożliwe do zwalczenia. Kiedy nie udało mu się wyjść przez okno, z hukiem wydostał się na korytarz, ale na tym się skończyło, bo pozostałe drzwi były zamknięte. Długo próbował je wyważyć, aż ściany drżały, wreszcie popędził na górę i tam zaczął się awanturować. Szczekał basem i dyszkantem, w tym samym czasie jęczał, świstał i wył. Pies – orkiestra. Udało mu się obudzić Kaję i babcię, obie zaczęły złorzeczyć, a Kaja wstała, żeby wypuścić go na dwór. Kiedy usłyszałam, jak ze złością wali stopami w schody, wrzasnęłam, żeby się nawet nie ważyła, bo sąsiedzi wezwą policję, jeśli do kotów dołączy nasz pies. Po godzinie ciężkich doznań akustycznych udało nam się jeszcze zasnąć. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Z zakupów wróciłam obładowana jak karawana, przewiana na wylot i zmarznięta na kość. Garet dostał nową zabawkę, świnkę morską, zupełnie jak żywność bez konserwantów – kolor i inne rzeczy identyczne z naturalnymi. Jak dziecko – porzucił inne maskotki i zainteresował się nową. Z nadmiaru uczuć od razu odgryzł jej jedno oko i urwał jedna łapkę. Miło się zrobiło, rodzinnie, udało mi się zdobyć fotel w kuchni, otuliłam się kocem, pod koc wlazła Gacia i zaczynałyśmy się właśnie rozgrzewać, kiedy Garet postanowił wyjrzeć przez okno. W tym celu musiał wskoczyć na fotel, co uczynił z właściwą sobie delikatnością bezbłędnie trafiając jedną łapą na Gacię, a pozostałymi trzema na mnie. Przeżyłyśmy. Garet przez chwilę usiłował zrozumieć, dlaczego podłoże drze się kilkoma głosami, ale to było zbyt trudne, więc bez żalu porzucił temat. Gacia zaś porzuciła mnie i nastrój prysł. Nie pozostało po nim ani śladu, kiedy przez otwarte drzwi zauważyłam Marchew pospiesznie zmierzającą krzywym truchtem z mojego pokoju do pokoju babci. Zapadała się w środku bardziej, niż zwykle, a łaty ledwie za nią nadążały. Poderwałam się, tknięta złym przeczuciem, i popędziłam do pokoju. Na bawełnianym futrzaku, którym przytomnie przykryłam fotel przy kanapie, rozlewała się kałuża. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -AAAA!!!! Cholera!!! Zabiję tego pokracznego gada!!! Gdzie jest ten łaciaty pokurcz?! – wrzeszczałam nad zaskoczoną Ireną, manewrując dywanikiem jak pełną filiżanką. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Przecież ona u ciebie nie była…[/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Jak nie była?! Na własne oczy widziałam, jak wiała na tych krótkich łapach, ścierwo jedno wredne! I to ja tę obrzydliwą przybłędę przygarnęłam, na mózg mi się chyba rzuciło!!! [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Rozejm diabli wzięli. Z braku broni nosiłam przy sobie dezodorant gotowy do strzału. Omal przy tym nie dostało się Garetowi, który jak co wieczór wcisnął się między fotel i okrągły stolik i usiłował wpełznąć pod regał, co było o tyle niewykonalne, że nawet łapy z trudem mu się tam mieściły. Jęczał przy tym, wzdychał i rzucał nam spojrzenia zdołowanego saksofonisty. Kaja jak zwykle dała się nabrać. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Ale, Garecik, tu naprawdę nic nie ma! – wystękała z nosem pod regałem i z pełnym oczekiwania psem na plecach. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Jasne, że nie ma. Pochował pod regałem coś, czego nie widać gołym okiem i co wieczór odprawia nabożeństwo żałobne – powiedziałam zgryźliwie. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Niedzielny poranek wstał równie promienny, jak Garet. Obaj byli cierpliwi. Ponieważ koty zrezygnowały z powtórnej sesji w naszym ogródku, a okoliczne psy chwilowo milczały, nic nie wprawiło go w nastrój histerycznego podniecenia. Leniwie kotłował się w łóżku, co jakiś czas przynosząc sobie nową zabawkę, a kiedy zrobiło nam się naprawdę ciasno, położył się na brzuchu wyciągnąwszy w tył obie nogi i zaczął gmerać pazurami w obudowie telewizora. Na wszelki wypadek odłączyłam go od sprzętu. Nawet nie protestował, za to postanowił wyjrzeć przez okno. Żeby mieć towarzystwo, położył na parapecie świnkę morską, potem stanął na moim ramieniu i zaczął smarkać na szybę. W takich warunkach nie dało się spać, więc wylazłam z łóżka, wzięłam prysznic i przystąpiłam do znienawidzonych zabiegów remontowych. Postanowiłam zacząć od oskrobywania pięt. Udało mi się skompletować niezbędne narzędzia, przysunęłam sobie papierosy i popielniczkę, usiadłam w fotelu w kuchni i włożyłam nogi do miednicy. I w tym momencie rozległ się dzwonek. Kocham swoich przyjaciół, ale moja miłość rośnie wraz ze słońcem. Wydałam pełen protestu jęk i czekałam, jak sytuacja się rozwinie. Uświadomiłam sobie, że nijak, bo Irena i tak nie słyszy, a Kaja w nocnej koszuli poszła do piwnicy wybrać popiół z pieca i też na pewno nie słyszy. Nie doceniłam jednak Gareta. Przytuptał z pokoju, skoczył na klamkę, jak zwykle odginając się głęboko do tyłu i przewracając oczami, otworzył drzwi i wybiegł radośnie. Za chwilę usłyszałam, jak skacze na drzwi wejściowe. I głos Artura.[/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Cześć, berecik! Dzień dobry! Jest tu kto? Pies mi drzwi otworzył! – poinformował, wkraczając do kuchni. –Co ty robisz? – spojrzał z niesmakiem na moje nogi. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Pięty sobie obcinam – warknęłam – A ty co, nie możesz spać? Niedziela jest! [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Ja już miałem przed ósmą pacjenta. Jezu, przestań, bo mi się coś dzieje! Nie mogę na to patrzeć! Stopy mnie bolą! – umknął do pokoju. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Garet, wciąż gnąc się w powitalnych preclach, porwał ze stołu suchą bułkę, która Irena przygotowała to tarcia i wskoczył mi na plecy. Sympatia sympatią, ale Artur był potencjalnie groźny. A nuż wepchnie mu termometr do odbytu albo wsadzi paluchy do gardła. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Skończyłaś?! – wrzasnął Artur. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Dopiero zaczęłam! Nie denerwuj mnie, bo utnę sobie nogę![/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Przestań, bo mi się słabo robi![/FONT]
[FONT=Times New Roman] Garet usiadł mi na ramieniu, dyszał spazmatycznie i sypał mi okruchy za kołnierz.[/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Wspaniale! Mam psa na plecach i ostre narzędzie w ręce![/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Wyszłabyś już z tej miednicy – powiedziała z niezadowoleniem Irena, przywitawszy się z Arturem. Garet pomachał ogonem, strącając mi mokre włosy na twarz. Bułkę przytomnie wypluł za fotel. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Skończyłaś?! – wrzasnął Artur.[/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Cholera! Jaki ty jesteś upierdliwy! Za dziesięć lat będziesz nie do wytrzymania! Odczepcie się ode mnie! Garet, nie zlizuj mi odżywki! I złaź z moich pleców! [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -O, Garecik, czemu siedzisz mamusi na plecach? – w drzwiach pojawiła się Kaja w usmolonej koszuli nocnej. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Bo Artur siedzi w pokoju – wyjaśniłam treściwie. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -O, dzień dobry…[/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Cześć! Czy twoja matka wreszcie skończyła? Nie mogłabyś tego robić tarką? [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Nie, bo to połowiczne rozwiązanie. Jeszcze peeling. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Co to jest peeling? – jęknął Artur. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Takie coś ziarniste, co usuwa resztki zrogowaciałego naskórka i skóra staje się jedwabiście gładka. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Nie lepszy kwas solny?[/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Kwasy są, ale owocowe. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -I co te kwasy owocowe robią?[/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Odwal się! Gdzie jest mój krem do stóp?[/FONT]
[FONT=Times New Roman] -O, Boże!!! – zawył Artur. Garet współczująco zachuchał mi do ucha i wbił pazury w nerkę.[/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Zwariuję w tym domu… – wyszeptałam. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Po południu opalaliśmy się z Garetem w ogródku. Garet czynnie. Właściwie można go uznać za odwrotność bardzo pracowitego kreta. Właśnie wykopał dołek w tulipanach i chłodził sobie podwozie. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -No, ja czarno widzę ten nasz przyszły trawnik – powiedziałam. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Ale on na trawie nie kopie, tylko w grządkach. Garecik, zostaw te kwiatki! Nie wolno![/FONT]
[FONT=Times New Roman] Garet w odpowiedzi zamachał radośnie ogonem, wywalił cały ozór i umościł się wygodniej. Bardzo był pobudzony, a po spacerze odbiło mu jeszcze bardziej. Kaja mimo wszystko usiłowała mnie wymasować. Odebrała mu po kolei obie moje skarpetki, jakieś papiery babci i Perłę. Wydawało się, że dał za wygraną. Przez chwilę grzebał beznadziejnie pod regałem, potem urwał śwince morskiej przedostatnią łapkę, wreszcie podreptał do kuchni i długo czymś hałasował. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Co on tam robi? – zaniepokoiła się Kaja.[/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Nie chcę wiedzieć – wymamrotałam w zgięcie łokcia. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Za chwilę usłyszałam raźne tuptanie, zaraz potem – głuchy stuk i pełen zgrozy okrzyk Kai.[/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Garet! Ty głupolu! [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Co on zrobił?[/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Mąkę wyjął z kredensu i taszczył na kanapę. Dobrze, że torebka nie pękła. Fe! Zostaw! [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -O, Boże… A jutro zostaje sam w domu. Ratunku![/FONT]

Link to comment
Share on other sites

Czary:
[URL="http://imageshack.us"][IMG]http://img53.imageshack.us/img53/9610/022007013eo7.jpg[/IMG][/URL]


[URL="http://imageshack.us"][IMG]http://img53.imageshack.us/img53/1236/022007014ou2.jpg[/IMG][/URL]


[URL="http://imageshack.us"][IMG]http://img53.imageshack.us/img53/6496/032007012pa1.jpg[/IMG][/URL]

Link to comment
Share on other sites

:loveu:
[FONT=Times New Roman]28.03.2007 środa[/FONT]
[FONT=Times New Roman] [/FONT]
[FONT=Times New Roman] W poniedziałek ostrożnie skłonna byłam przyznać, że Garet dojrzewa. Ku mojemu zdumieniu, mimo iż przez pół dnia był sam, nie obrócił domu w perzynę. Co prawda sponiewierał ciężką, wełnianą poduchę z magnesami, na której w nocy trzymam nogi, jeśli akurat nie magnesuje się Koleś, ale to drobiazg. Łóżko, po wykopaniu ukrytej pod kołdrą poduszki, przypominało obszar intensywnych bombardowań. Ślady po spożyciu świeżej kości cielęcej wyglądały jak krew ofiar. W zdumienie wprawił mnie widok dwóch moich zamszowych butów, każdego od innej pary, zawleczonych do pokoju. Na dwumetrową szafę to już nawet Garet pomimo swych talentów alpinistycznych nie mógł się wspiąć. Musiał z nim współpracować któryś kot. Na przykład Koleś mógł to zrobić z wrodzonej uprzejmości. Wystarczyło hasło Gareta:[/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Ej, stary, zrzuć jakiś but![/FONT]
[FONT=Times New Roman] -E-e-e… [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -No zrzuć, nie bądź świnia![/FONT]
[FONT=Times New Roman] BUM.[/FONT]
[FONT=Times New Roman] A może Liszka albo Marchew z czystej niechęci. Rzucały w nadziei, że trafią. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Irena, o cudzie prawdziwy, zaczęła chodzić w gwiazdkowych pantoflach, a tym samym przestała szurać. W dodatku od kilku dni żaden kot nie nasikał mi w pokoju. Czegoś mi brakuje. Jeszcze parę takich numerów, a zacznę być odprężona. Boże, organizm nie wytrzyma![/FONT]
[FONT=Times New Roman] Garet, z uwagi na niedosyt towarzystwa w ciągu dnia, zaczął ze mną sypiać w nocy. Ciepła miękkość i rozkoszne chrapanie działają niezwykle kojąco. Jakoś się mieścimy, ale na koty już nie ma miejsca. Kiedy zauważył Kolesia panoszącego się w nogach łóżka, aż kwiknął z oburzenia. Rozkraczył się, balansując na uginającym się materacu, nastawił detektory na uszach w wojownicze trójkąty i wymownie trącił kota nosem. Koleś, cierpliwy i ugodowy, wskoczył na telewizor i zastygł w pozie wyczekiwania. Garet sprawdził, czy nie da się go zniechęcić, ale w końcu odpuścił. Obrzucił triumfalnym wzrokiem świeżo zdobyte pozycje i zauważył windującą się na łóżko Gacię. Westchnął chrapliwie i pacnął ją w łeb łapą. Gacia natychmiast mu oddała i przycupnęła pod zwisającą narzutą. Odczekała przyzwoitą chwilę i wysunęła w górę głowę ze stulonymi uszami. Niestety, spojrzała prosto w czujne oczy Gareta, który z zapartym oddechem czaił się zakotwiczony na moim brzuchu. Błyskawicznie dali sobie po ryju, oboje odskoczyli, a mnie przypadła rola trampoliny. Pozostało mi mieć nadzieję, że moje zszokowane narządy wewnętrzne wrócą w swoje anatomiczne położenia.[/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Wynocha stąd, wszyscy! To moje łóżko! – zakończyłam działania wojenne. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] We wtorek, przed wyjazdem do Krakowa, wpadłam do domu tylko na chwilę. Bez żadnych złych przeczuć, bo Irena wychodziła na krótko, na targ. Garet, kiedy już przestał rzucać mną o ściany, wskoczył na fotel w kuchni i zaczął zachęcająco osuwać się bokiem po oparciu, nastroszywszy biały żabot. Na podłodze, przy fotelu, leżała góra beżowego puchu. Oskubał wielbłądka? Ale nie, wielbłądek cały i zdrowy leżał na progu spiżarki i łypał na mnie jedynym okiem. Gdzie ja widziałam futro tego koloru? – zastanawiałam się intensywnie. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Co to jest?! – zapytałam złowróżbnym tonem. Właściwie powinnam domagać się odpowiedzi, co to było… [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Garet zerknął na mnie z poczuciem winy spod długich rzęs i zakrył sobie czoło łapą. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Fe! – potrząsnęłam nad nim garścią futerka. Wyglądało na to, że wyjątkowo zgadza się ze mną. I wtedy skojarzyłam. Nowe pantofle Ireny… [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Szuranie zwiastowało zbliżanie się mojej matki. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Zniszczył mi pantofel – poinformowała mnie. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -No, właśnie widzę… - czekałam na gromy, ale nie nastąpiły. Co się w tym domu dzieje?[/FONT]
[FONT=Times New Roman] Z Krakowa, późno w nocy, przywiozła mnie Iwona. Miałam zaspokojoną potrzebę głębokich rozmów, ale byłam straszliwe zmęczona. Studiowanie własnego wnętrza metodą psychoanalizy przez grupę sfrustrowanych intelektualistów jest niezwykle wyczerpujące. Gdybyśmy mniej kombinowali, a więcej odczuwali i głęboko wierzyli w skuteczność podejmowanych wysiłków, efekty byłyby lepsze, a na pewno szybsze. Garet też był wykończony, chociaż nie sądzę, aby wywołał to ból egzystencjalny. Z wyczerpania przewracał mi się na nogi, ale czekał, aż skończę dusić dla niego mięso na następny dzień. Gacia i Koleś, wyspane i ożywione, skakały po meblach, aż futro z pantofla Ireny fruwało po całej kuchni. Nie miałam siły posprzątać i wreszcie zwaliliśmy się nieżywi na łóżko. Tym razem Garet miał bezsenną noc. Musiałam z nadmiaru wrażeń jęczeć i rzęzić, bo kilkakrotnie mnie budził liżąc po twarzy. Wątpię, aby robił to z troski o moje zszarpane uczucia. Po prostu przeszkadzałam mu spać. Rano sadysta tak wspaniale się przytulał, że musiałam zmobilizować wszystkie siły, żeby zwlec się z łóżka. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Niestety, muszę mieć około godziny, żeby przygotować się do wyjścia. Najmniej czasu zajmuje mi nakarmienie zwierząt, najwięcej pobyt w łazience i nie chodzi o zaparcia. Przez chwilę rozkoszowałam się ciepłą wodą. Zasłużyłam na to, biegając do zwyrodniałego pieca co godzinę przez całe popołudnie. Wyciągnęłam rękę, żeby wziąć butelkę z żelem pod prysznic. Spróbowałam jeszcze raz. Rozejrzałam się, nagle rozbudzona i spenetrowałam wzrokiem wszystkie zakamarki. Ani śladu! Będę musiała przeszukać ogródek. Zadowoliłam się ziołowym płynem, w którym Irena moczy sobie nogi. Nawet nieźle się pienił. Nie miałam już czasu na przeprowadzanie śledztwa, bo po przytulaniu Gareta zostało mi jak zwykle niespełna pięć minut na wykonanie makijażu. To potrafię zrobić szybko. Z pewnością wyglądałabym lepiej, gdybym pięć minut poświęciła na prysznic, a pół godziny na makijaż. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Wróciłam późno, ale za to mam już z głowy PIT-a. Kiedy Garet uspokoił się i uwierzył, że już nie zniknę mu z oczu, popędził do ogródka i wrócił z kawałkiem kości, wyraźnie świeżo ekshumowanym. Zaczął go z zapałem gryźć, oczywiście na fotelu w kuchni. Czysta narzuta, założona dwa dni wcześniej, szybko osiągnęła taki stan świeżości, jakby była pochowana wraz z kością. Gareta usatysfakcjonowało to do tego stopnia, że kość gdzieś porzucił i udał się na cowieczorne nabożeństwo żałobne pod regał. Odciągnęłam go stamtąd przy pomocy nowego bucika z błony. Nie mogłam go bardziej uszczęśliwić! W pląsach i skokach, z butem przeważnie unoszącym się nad głową, popędził do Ireny, żeby się pochwalić. Niestety, nie znalazł należytego zrozumienia. Jednak, ponieważ jest wyjątkowo upartym optymistą, podjął kilka kolejnych prób i Irena zacięła się na jednym zdaniu: -Wynoś się![/FONT]
[FONT=Times New Roman] W nocy znalazłam zagubiony kawałek dojrzałej kości. Z tym, że zagubiony wydawał się tylko mnie. Z trudem oderwałam go od swojego prześcieradła z owczej wełny. Garet z niedowierzaniem patrzył, jak bezlitośnie wyrzucam to bezcenne wykopalisko. Zwiesiwszy smętnie głowę, poszedł po wielbłądka. Przyniósł go do łóżka i obaj ulokowali się w nogach z ciężkim, bolesnym westchnieniem. [/FONT]
[FONT=Times New Roman][SIZE=3] [/SIZE][/FONT]

Link to comment
Share on other sites

:diabloti: To my - balsamy na duszę z kwasu solnego. Ściskamy Was serdecznie.
[FONT=Times New Roman]02.04.2007 poniedziałek[/FONT]
[FONT=Times New Roman] [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Jeśli ktoś wie, jak zaskarbić sobie przyjazne uczucia otoczenia, to na pewno Garet. Już nigdy nie zaryzykuję stwierdzenia, że dojrzał, czyli zmądrzał. Widok, który zmroził mnie po powrocie z pracy kilka dni temu, był zaledwie śladem tego, co powaliło Irenę, gdy po godzinnej nieobecności przyczłapała do domu. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Strzępki granatowego jedwabiu z wytłoczoną wieżą Eiffla wydawały mi się jakby znajome. Podniosłam jeden z podłogi korytarza i przyjrzałam mu się uważniej. Garet, który w powitalnym obłędzie walnął właśnie głową w szafę, a ogonem zmiótł stos czasopism z komody, też koniecznie chciał zobaczyć. Uznał, że jeśli odgryzie mi rękę, będzie miał bliżej. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Won, kretyński szkodniku! – wrzasnęłam ze złością, bo przypomniałam sobie, skąd znam ten materiał. Jeszcze niedawno stanowił podszewkę wełnianego płaszcza Babci. O kurde. O Jezu. Dojrzale powstrzymałam chęć natychmiastowej ucieczki z domu i powlokłam się do pokoju Ireny. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -…Tyko na chwilę wyszłam z domu. Ten płaszcz wisiał tak wysoko na wieszaku i jeszcze go podwinęłam! Jak ten cholernik go dostał! Co za wredny, paskudny, głupi pies![/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Chory jest… - wymamrotałam bez przekonania. –Ma ADHD, mówiłam od początku. Niedawno czytałam o tym, są takie psy… to nieuleczalne.[/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Chory! – parsknęła ironicznie. –W skórę nigdy porządnie nie dostał! Przecież ty go nawet skarcić nie potrafisz! Robi co mu się żywnie podoba! Od małego maskoteczki, tysiące zabaweczek, żadne dziecko przez całe życie tyle nie ma, co rusz, to nowa. Nic dziwnego, że się nauczył targać szmaty. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Nie chciałam jeszcze raz tłumaczyć, że maltretuje rzeczy osoby, która go ostatnia porzuciła. Nie jest w stanie znieść opuszczenia. Rozumiałam rozgoryczenie Ireny, bo wciąż przeżywam podobne stany. Mój opuszczony w poczuciu winy wzrok padł na stojące obok siebie, jeszcze niedawno nowe, pantofle. Wglądały jak dogorywający żołnierze wybitego do nogi plutonu. Albo jak wozy drabiniaste przerobione na deski surfingowe. Zaraz, oba?! Byłam pewna, że ogołocił tylko jeden. Ale faktycznie, z jednego nie byłoby takiej zaspy futra. Z bamboszy zamieniły się w baletki. Poszłam zapalić w piecu, bo z tego wszystkiego krążenie mi zamarło. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Garet, jak zwykle, sapiąc, gwiżdżąc i parskając pocwałował przede mną, po tym, jak już potrącił mnie na zakręcie stromych schodów. Swoim zwyczajem wpadł najpierw do kotłowni niemal wyrywając drzwi z futryny, wyhamował ostro, porwał kawałek jedzenia z kocich misek i popiskując dziko runął do piwnicy z rupieciami, gdzie urządził sobie apartament czarno-biały, zdziczały Greebo. Wrzasnęłam karcąco, dobiegł mnie rumor, jakby dom walił się od fundamentów i za chwilę Garet musnął mnie w pędzie, zręcznie wywijając tyłek od klapsa. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Po czterech dramatycznych próbach nasz piec wreszcie zionął iskierkami z paszczy. Teraz musiałam chwilę poczekać, żeby ta odrobina opału, która mieści się na węglowym palenisku, zajęła się. Wyszłam na dwór, żeby przecierpieć grymasy urządzenia, za które zapłaciłam tyle, co za połowę średniej klasy samochodu. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Wiosna w pełni. Forsycja tuż przed wybuchem, na żonkilach pąki już nabrzmiały, a wierzby mandżurskie przybrały odcień seledynu. Garet kłusował z plastykową butelką w zębach wyrzucając spod kopyt fontanny ziemi na wirażach. Na grobie Funiaczka znowu widniały dwie wielkie dziury. Z jednej wyzierały delikatne korzonki floksów i białawe stopy tulipanów. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Tu nie wolno kopać! Rozumiesz? Fe! [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Garet wypluł butelkę, przykucnął na przednich łapach z uniesionym tyłkiem i zadartym ogonem, roześmiał się uszczęśliwiony i zamienił w czarno-białą smugę. Wyglądał, jakby zajarzył?... [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Z westchnieniem obejrzałam lęgowisko zabawek. Wyniósł większość, żeby się przewietrzyły, i ułożył na rzadkiej roślinie, która powinna dziarsko stać, a przypomina rozcapierzony, wdeptany w ziemię pędzel do golenia. Wielbłądek, tygrysek, pingwin, biały miś, brązowy miś i kotek wygrzewały się w promieniach słońca. Spod tui rozkrzyżowana żaba zerkała rozbieżnym zezem na dwie wełniane poduszki. Wspaniale. Już dawno przeszły mi odruchy zbierania wszystkiego i odnoszenia do domu. Staram się odzyskać tylko to, co jest mi niezbędne. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Coraz bardziej nerwowo rozmyślałam o materiałach budowlanych, które muszę kupić przed remontem łazienki. Jeśli się nie pospieszę, przepadnie mi promocja kabiny prysznicowej z brodzikiem w Castoramie. Obdzwoniłam już okoliczne sklepy i choć Kraków jest dla mnie wygodniejszy, transport z Sosnowca wychodzi o połowę taniej. Gdybym miała prawo jazdy i samochód, w tej właśnie kolejności, nie byłoby problemu. Ostatecznie mogłaby być jakaś skromna limuzyna z szoferem. W południe dość beznadziejnie zadzwoniłam do Artura, ale powiedział, że wieczorem ma zabieg, a w sobotę szczepienie przeciwko wściekliźnie. Ewentualnie w niedzielę, ale nie jest pewien. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Po południu połowa wigoru Gareta wyładowała się na Kai. Rozdzierał jej rękawy, kiedy prezentowała mi krwiak na całej łydce, który zrobił jej kilka dni wcześniej. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Musimy go jakoś spacyfikować – stwierdziłam prawie stanowczo. –Już myślałam, że zmądrzał, ale właśnie skasował płaszcz babci. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -O cholera. Tak zaraz po pantoflach?[/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Właśnie. Ma przegwizdane. Ale wydaje mi się, że urósł. Mierzyłam go i wychodzi mi sześćdziesiąt centymetrów w kłębie. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Akurat, chyba jak włosy mu dęba staną. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -No mówię ci, weź miarkę i sprawdź. Garet, stójże spokojnie choć przez chwilę![/FONT]
[FONT=Times New Roman] Garet, ujrzawszy Kaję zbliżającą się z jakimiś niejasnymi zamiarami, natychmiast wskoczył mi na kolana. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -I coś mu się we łbie poprzewracało, myśli, że jest kieszonkowym pieskiem! Won z moich jajników! – stęknęłam. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -I tak ci już niepotrzebne – skwitowała Kaja. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Co nie znaczy, że on ma je wyjąć pazurami… [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Garet przesunął się wyżej i usiadł na moim ramieniu. Tam poczuł się znacznie pewniej. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Złaź, ty świrze – spojrzałam groźnie w nawiedzone brązowe oczy mrugające tuż przy mojej twarzy. Osmarkał mi okulary i jęknął boleśnie. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Iiiii…oooo… ma-ma-ma – przeszedł na wibrujący baryton. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Tylko z tobą tak gada![/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Naprawdę? No, Garecik, „mama” już umiesz, powiedz teraz „Kaja”. Ka – ja.[/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Ummm… Mamama! [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Cymbał jesteś. Zabieraj to sękate dupsko. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Zsunął się jak po zjeżdżalni i po moich wyciągniętych nogach przemaszerował na drugi fotel. Czułam, w których miejscach robią mi się sińce. Wreszcie zgrabnie zeskoczył i potruchtał do kosza z drewnem. Złapał w zęby dębową kłodę, stęknął z zaskoczenia, ale nie puścił. Zataczając się pod tym ciężarem podążył do pokoju. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -E-e-e! Dokąd to? Wracaj! Znowu chce zrobić z mojego łóżka tartak! Widzisz, idzie jak po sznurku! Łap gada![/FONT]
[FONT=Times New Roman] Kaja, zataczając się, ale ze śmiechu, pobiegła za Garetem i po krótkiej walce odzyskała kłodę. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -No, faktycznie ma. Nie sześćdziesiąt, według mnie pięćdziesiąt osiem – oznajmiła po chwili ze zdumieniem, pobrzękując wsuwającą się miarką. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Za dużo mu odjęłaś na włosy. Czyli teoretycznie jest spory, a wydaje się taki drobny. Może dlatego, że jest raczej krótki. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Bardzo proporcjonalny jest![/FONT]
[FONT=Times New Roman] -No tak, bardzo zgrabny, inne psy są za długie – zgodziłam się. –Pieseczek jest taki zgrabniutki? – zagruchałam do Gareta, który strzygł uszami i wodził wzrokiem od jednej do drugiej. Zamerdał całym ciałem, pisnął w rozczuleniu i wywalił się kołami do góry. Po chwili drapania westchnął ciężko i zasnął. I w tym momencie zadzwoniła moja komórka. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Zbieraj się, jadę do Katowic. Za piętnaście minut u ciebie! – rzucił w pośpiechu Artur. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Ale przecież jest po ósmej, a Castorama jest czynna do dziewiątej! Nie zdążę się nawet porządnie rozejrzeć! – protestowałam do głuchej słuchawki. – Znowu wszystko w dzikim pędzie – narzekałam wciągając szybko dżinsy i dopalając papierosa, bo piętnaście minut to u Artura pięć. Zderzyłam się z nim na rogu domu. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Tym razem nie kupuję wszystkiego z górnej półki – oznajmiłam w rzadkim przypływie rozsądku. I nie wrzeszcz na mnie, raz bądź miły, bo mam depresję wiosenną! – uprzedziłam. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Zerknął na mnie spod okularów. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Niechęć do krycia i chęć zagrzebania się w ściółce. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Co???... [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Niechęć do krycia i chęć zagrzebania się w ściółce – powtórzył tonem nauczycielki nauczania początkowego. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Jeszcze nikt mnie tak trafnie nie zdiagnozował! – wybuchnęłam śmiechem. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Pewna byłam tylko kabiny prysznicowej i regipsów. Płytki kupiłam pierwsze lepsze, baterie mosiężne, a przy umywalkach wpadłam w głęboką rozterkę. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Ta![/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Ale przecież ona kosztuje osiemset złotych! – zaprotestował Artur.[/FONT]
[FONT=Times New Roman] -I jest chińska – dodał sprzedawca. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -No to co, że chińska, jeśli Polacy nie potrafią zrobić nic ładnego? [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Nie. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Ale podstawę ma drewnianą![/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Weź lepiej z szafką. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Ale wszystkie szafki są ohydne![/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Ta jest z Cersanitu – wskazał zachęcająco niebiesko-żółty facet. –Ostatnia sztuka.[/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Ładna jest – zaaprobował Artur. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Ładna? To jakiś sztuczne paskudztwo![/FONT]
[FONT=Times New Roman] -A po co ci w łazience drewno? Żeby zgniło? [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Myślisz?... [/FONT]
[FONT=Times New Roman] W drodze powrotnej gryzłam się szafką, która urosła do rozmiarów koszmaru. W nocy mi się śniła. Garet spał z Kają, więc nie miał mnie kto obudzić. W tle przewijał się drążek do prysznica. Oczywiście musiał być mosiężny, a jedyny, który wisiał, był uszkodzony. Sprzedawca pocieszył mnie, że dokupię w każdym innym sklepie sieci.[/FONT]
[FONT=Times New Roman] Nie miałam szans przespać nawet sześciu godzin, bo od rana Garet rozpoczął po piętrach wędrówki z pantoflami. Naturalnie, kiedy już zaliczył inspekcję ogródka i skakanie na wszystkie klamki. W rezultacie, Kaja miała przy łóżku dwa lewe pantofle, a ja dwa prawe. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Wyjście Ireny poderwało mnie na nogi. Kaja, jak zwykle rano, błąkała się bez celu w żółwim tempie i nocnej koszuli. To znaczy, w żółwim błąka się zawsze. ADHD na pewno nie ma. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Zbieraj się – warknęłam – przenieśmy komodę, zanim babcia wróci. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -No tak, oczywiście, akurat, kiedy zamierzałam zjeść śniadanie! – cisnęła tosterem, kopnęła fotel i z miną wycieńczonego dziecka z trzeciego świata, nadęta od złości jak od obrzęku głodowego, pofukując, zabrała się niemrawo za wyjmowanie szuflad z komody. Trochę jej przeszło, kiedy okazało się, że szuflady pełne są zapomnianych skarbów. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Ale miałam wysokie czoło! – przyjrzała się krytycznie swoim starym zdjęciom do legitymacji szkolnej. –Teraz mam chyba normalne?[/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Całkiem normalne – zapewniłam. –Boże, ile my mamy dyktafonów! A ile aparatów fotograficznych! Patrz, trąbki urodzinowe! – złapałam złotą i dmuchnęłam triumfalnie. Rozwinęła się jak długi jęzor, a Garet przysiadł i wybałuszył oczy. Kaja zatrąbiła drugą, srebrną, ale już nie dał się zaskoczyć. Przyglądał nam się z politowaniem wymownym wzrokiem. Odkryłam też kolekcję temperówek. Śliczne, precyzyjnie wymodelowane zwierzątka pokryte naturalnym futrem. Odłożyłam je pieczołowicie na wierzch szuflady. Zastygłyśmy na chrobot klucza w zamku. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Kurde, niemożliwe – wyszeptałam. –Śmigłowcem obleciała, czy co?[/FONT]
[FONT=Times New Roman] -No to pięknie. Teraz będzie masakra. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Przecież z nią uzgodniłam – zaprotestowałam. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Jesteś pewna?[/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Nooo…? I przecież kocha tę dębową komodę, mówiła, że się marnuje tu w korytarzu. Tutaj dam te komódki z kuchni, a do kuchni zamówiłam porządną sosnową szafkę, niech mi już nikt nie mówi, że nie ma miejsca na blacie. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Co ty znowu robisz? – zjeżyła się Irena, opędzając się siatką od kwiczącego Gareta. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] A potem było już tylko gorzej. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Po dwóch godzinach siedziałyśmy z Kają skurczone na blacie komody, a Mirek ze Zdzichem nad naszymi głowami przenosili łóżko Ireny pod okno. W drzwi drapał rozhisteryzowany Garet, a Irena wcisnęła się w kąt przy maszynie do szycia, uruchamiając przy tych manewrach odkurzacz, który zawył znacznie głośniej niż Garet.[/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Mamo, nie teraz i nie w tym miejscu! – jęknęłam odchylając kolana i modląc się, żeby Zdzichowi ręka się nie omsknęła. Nie jestem pewna, czy moje ubezpieczenie obejmuje zatłuczenie tapczanem. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] W chwilę później ewakuowałam się do miasta. W domu zostawiłam rozhisteryzowanego psa, podekscytowane koty i Kaję przemawiającą łagodnym głosem do Ireny, która w jednym zdaniu twierdziła, że nie ma nic do roboty i spieszy się, bo ma pilną robótkę na drutach. Odprowadziło mnie kilka spojrzeń o różnym nasileniu chęci mordu. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] W rezultacie przemeblowania zrobiło się nieco więcej miejsca, koty dostały obłędu, a Garet tak się nakręcił, że każde szczeknięcie za oknem prowokowało go do wybijania wszystkich drzwi. Irena z pańskim gestem wyrzuciła dwie reklamówki szmat. No to zostały jeszcze tylko dwie tony, w większości ułożone w stosy na podłodze. Idzie ku lepszemu. [/FONT]
[FONT=Times New Roman][SIZE=3] [/SIZE][/FONT]

Link to comment
Share on other sites

:angryy:
[FONT=Times New Roman]4.04.2007 środa[/FONT]
[FONT=Times New Roman]Zanim się obejrzałam, była druga w nocy. Nigdy się nie wyśpię. Widocznie przeznaczona mi przez los norma to maksymalnie pięć godzin. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] W niedzielę teoretycznie mogłabym pospać dłużej, gdyby nie nasz nadpobudliwy pies, który od wpół do siódmej był w stanie pełnej, rozbuchanej aktywności. Kiedy skończył przemieszczanie pantofli pomiędzy piętrami, wygrzebał spod fotela gumowego chłopka i odegrał na nim grzmiącą pobudkę tuż nad moim uchem. Moje przekrwione, zapuchnięte oczy o morderczym wyrazie napotkały jego wyspane, pełne radosnego oczekiwania. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Spadaj, ty sadysto – wycharczałam. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Garet zamerdał całym zadkiem, wypluł mi chłopka na twarz i przyklepał go łapą. Jęknęłam i wygrzebałam się z łóżka. Miał rację, dzień wstał wyjątkowo piękny i słoneczny. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] W gruncie rzeczy dobrze, że wstałam. Ledwie skończyłam poranne ablucje, przyjechał z rzadką wizytą mój brat. Goście od rana! Garet był uszczęśliwiony. Ponieważ nie byliśmy na tyle domyślni, żeby zebrać się i już pozostać w jednym pomieszczeniu, biegał po całym domu i nie mógł się zdecydować, gdzie jest bardziej interesująco. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Wyszliśmy z Markiem z domu, bo chciał obejrzeć ekspozycję kominków. Garet został z Kają. Staliśmy z nosami przylepionymi do szyby, kiedy od strony skrzyżowania rozległo się wycie gwałtownie wciskanych hamulców. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -GARET!!! – wrzasnęłam nawet nie patrząc i całkowicie bezmyślnie rzuciłam się pomiędzy samochody, gdzie stał z lekka oszołomiony, czarno-biały kretyn, cholerny, pieprzony samobójca. Na szczęście, zanim dobiegłam i zdążyłam zapewnić Kai 60 tysięcy odszkodowania, Garet ruszył w moją stronę i wyszedł ze strefy zagrożenia, ale po namyśle skręcił w następną ulicę, żeby odwiedzić uwiezionych w ogródkach kumpli. Dopadłam go, złapałam za kark i zawlokłam do domu. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Cholera, nie zamknąłem furtki – zmartwił się Marek. -Ale on kiedyś miał wypadek i od razu poleciał między samochody? Nic się nie boi?[/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Zero instynktu samozachowawczego. Cholera, jak ja mogłam tak zidiocieć?! Gdyby temu debilowi coś się stało, nie wybaczyłabym sobie do końca życia! – długo nie mogłam się pozbierać. Moja fobia, świeżo odkarmiona, wybuchła z nową siłą. Garet, nie mogąc zrozumieć, o co mi chodzi, zaległ w fotelu z mordą rozlaną na poręczy i przewracał oczami. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Odprężyłam się trochę po wyjeździe do Krakowa. Inna strefa klimatyczna, wszystko kwitnie, ciepło, wręcz upalnie. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Wróciłam z Iwoną. Garet, uszczęśliwiony wizytą, demolował kuchnię. Na koniec wlazł Iwonie na kolana i usiłował napić się kawy z jej kubka. Widocznie potrzebował jeszcze jakiegoś kopa. W ostateczności zadowolił się kiszonymi ogórkami i sucharkami z rodzynkami. Zjadł też parę migdałów, ale jakoś mu przestały ostatnio smakować, funkcjonuje raczej jak maszynka do rozdrabniania. Świadomość o spowodowanej w południe kolizji drogowej w najmniejszym stopniu nie psuła mu humoru. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Kiedy wróciłam po odprowadzeniu Iwony na parking, miał okazję witać mnie od nowa. Rozerwał mi drugi rękaw, a kiedy na niego nawarczałam, przeniósł się w tylne rejony i konsekwentnie nadal cieszył się z odzyskania mnie po straszliwie długiej, dwuminutowej nieobecności. Samo rozbijanie mebli ogonem to za mało, więc skoczył mi z impetem na dolne rejony pleców, co nadało mi spory rozpęd i skierowało wprost w objęcia Kai. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Co ty robisz? – zdumiała się, bowiem raczej nie mamy zwyczaju rzucać się sobie spontanicznie na szyję. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -A, tak sobie pląsam – burknęłam. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Garet, całkowicie już uwolniony od szczątkowych nawet wyrzutów sumienia, wojował przez cały wieczór. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] W poniedziałek czekał mnie odbiór materiałów z Castoramy. Denerwowałam się już w pracy. Byłam w połowie ulicy, kiedy zadzwoniła moja komórka. Na szczęście Kaja zapanowała nad sytuacją. Garet usiłował przegryźć drzwi od piwnicy, żeby sprawdzić, co się dzieje w korytarzu, a w korytarzu rosła sterta worków z klejem i pudełek z płytkami. O kaloryfer opierało się pudło z brodzikiem, o szafę fragmenty kabiny, zablokowane dodatkowo umywalką, wzdłuż korytarza leżały listwy aluminiowe, a na progu pokoju worki z fugami. Szafka pod umywalkę okazała się obita, czy raczej oskrobana z okleiny, pomijając już fakt, że wydawała mi się jeszcze brzydsza niż poprzednio. Wykorzystałam obecność kierowcy i podjechałam z nim do sklepu, żeby dokonać wymiany, ewentualnie zwrotu. Wybrałam zwrot. Niestety, okazało się, że do określonego typu umywalki pasują tylko tego samego typu szafki, czyli te unikalnej urody w trzech wersjach kolorystycznych. Nie przyjęłam tego do wiadomości. Ostatecznie oddam umywalkę. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -A teraz, mili państwo, powiedzcie mi, gdzie jest jakiś przystanek autobusowy.[/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Przystanek? Autobusowy?[/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Może być dla minibusów – zgodziłam się bez oporów.[/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Nie ma…[/FONT]
[FONT=Times New Roman] -No dobrze, w takim razie, jeśli przedostanę się żywa na drugą stronę autostrady, to czy tam wolno się zatrzymywać i czy złapię jakąś okazję?[/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Nie wolno…[/FONT]
[FONT=Times New Roman] -To jak, do cholery, mam się stąd wydostać? Macie druki zameldowania? – zagadnęłam przyjaźnie.[/FONT]
[FONT=Times New Roman] -A nie jest pani samochodem? – młodzież w informacji spojrzała na mnie z niedowierzaniem. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Jestem. Waszym. Ale chyba już pojechał. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Ostatecznie wyszło na to, że jeśli nie chcę zacząć koczować przy śmietniku marketu albo pod zadaszeniem na wózki i z niezrozumiałych powodów upieram się przy powrocie do domu, muszę zaczepić kogoś na parkingu. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] W zaczepianiu jestem kiepska. Plątałam się po parkingu i zbierałam na odwagę, ale było coraz gorzej. Uświadomiłam sobie, że kiedy się ściemni, będzie jeszcze gorzej i w desperacji rzuciłam się na boczną szybę ruszającego właśnie samochodu. Młody facet spojrzał na mnie z paniką w oczach i dopiero na widok moich błagalnie złożonych rąk zdecydował się ostrożnie opuścić okno do bezpiecznej wysokości. To znaczy tak, żebym nie mogła go wywlec przez szparę, gdyby mi coś takiego wpadło do głowy. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Błagam pana, niech mnie pan podwiezie bliżej cywilizacji. To znaczy transportu publicznego. Nie mogę się stąd wydostać… [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Po godzinie byłam w domu. Problem z szafką pod umywalkę rozwiązał się sam, bo Mirek obiecał, że zrobi mi drewnianą. Mało tego, podczas pogawędki okazało się, że potrafi też zrobić szafę z drzwiami suwanymi. A ja się zastanawiałam, jak rozwiązać problem z szafami, w których trzeba ukryć wszystkie, ale to wszystkie okrycia. Jeśli Gareta nie można zmienić, trzeba przystosować dom do jego zaburzeń. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] O tym, że trzeba ukryć absolutnie wszystko, nie pomyślałam. Wpadłam do domu po pracy, przed wyjazdem do Krakowa, bez żadnych złych przeczuć, chociaż byłam świeżo po odkryciu wyżartej z płaszcza podszewki. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Korytarz wyglądał jak plac budowy. Z przegryzionego worka wysypał się szary klej do płytek, w który wmieszała się beżowa fuga z innego rozszarpanego worka. W tym wszystkim plątały się kawałki kartonu z pudełek z płytkami. Część proszku, ta obsikana najpierw przez Kolesia, a potem przez Gareta, od razu nadawała się do użytku. Za to ja nie nadawałam się do słuchania. Przez długą chwilę wydawałam z siebie pełne furii ryki, które rzuciły drżącego Gareta na kuchenny fotel. Drżał bynajmniej nie ze strachu, tylko z niewyładowanej energii powitalnej, bo jednak takim idiotą nie jest, żeby ryzykować kontakt z osobą w tym stanie. Irena perswadowała, żebym się nie denerwowała, bo i tak jest już po fakcie. Czy to naprawdę moja matka? [/FONT]
[FONT=Times New Roman]Zrzuciłam zapylone dżinsy i zabrałam się do sprzątania. Zdzichu przeniósł mi ocalałe worki do spiżarki. Świadoma, że kurczy się moje czterdzieści minut, w pospiechu wrzuciłam na patelnię kotlety z żółtego sera. Zapach natychmiast zwabił Gareta, ale zamknęłam go podstępnie w piwnicy, bo przywieźli szafkę do kuchni. Odstawiłam przypalone kotlety, przewróciłam szafkę na bok, oderwałam nogi i przykleiłam inne, wyższe. Potem przełożyłam rzeczy z komódek do szafki, a komódki wyniosłam na korytarz. Po drodze w tej solidniejszej wypadły z szyn dwie szuflady. Trzeba będzie przykręcić na nowo. Weszłam już w zakres akademickiego kwadransa, ale musiałam coś zjeść. I tak było wiadomo, że się spóźnię. Podzieliłam się ze szkodnikiem kotletami. Gdy przekonał się, że naprawdę się skończyły, gdzieś znikł. Szybko włożyłam spodnie i płaszcz i poszłam do Ireny zameldować, że jadę. W drzwiach skamieniałam. Irena siedziała na krześle, u jej stóp jej śmiertelny, znienawidzony wróg, czyli Garet, z przymkniętymi w najwyższej błogości oczami. Niszczycielską paszczę wyciągnął w górę, a Irena głaskała go po policzku. Wzruszająca scena tchnęła liryzmem, od którego zacisnęło mi się gardło. Wycofałam się cichutko i wchodząc drugi raz narobiłam więcej hałasu. Ten obraz pojawia mi się co chwilę i na nowo popadam w osłupienie. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Stres osiadł mi pod lewą łopatką, ale spotkanie było ciekawe. Wciąż jesteśmy na etapie krzyża, rozpięci między skrajnościami. Fatalnym i przesadnie dobrym mniemaniem o sobie, pragnieniem bliskości i lękiem przed nią. Krzyż jako symbol, krzyż jako archetyp, bieguny, pomiędzy którymi się miotamy. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Zaraz po spotkaniu pojechałyśmy z Iwoną do naszego optyka, żeby dobrać oprawki Kai. Dała się przekonać do badania i okazało się, że będzie nosić okulary. Astygmatyzm też ma, po mamusi. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Kolizja drogowa wyszła nam przypadkiem i przez policjantów. Plątali się po okolicy i wszystkie skupiłyśmy się na nich, bo ostatecznie policjanci na ulicy to niespotykany widok. Iwona, cofając, zaparkowała na boku samochodu stojącego idiotycznie na środku ulicy. Na szczęście cofała ostrożnie, więc nic się nie stało, ale musiałyśmy spędzić z policjantami trochę czasu. Mieli fart, odwrócili się z niedowierzaniem na głośne „BUM”. Z niedowierzaniem dlatego, że chwilę wcześniej mówili o tym, że w końcu ktoś w tego zaparkowanego na środku idiotę uderzy. Mówisz i masz. [/FONT]
[FONT='Times New Roman'] Do domu dotarłam przed północą. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że nowych szkód nie ma, więc uściskałam Gareta wybaczywszy mu wszystko poprzednie. Przecież nie można karać niedowidzącego za to, że wpada na meble. Zanim pozmywałam naczynia i wykąpałam się, było dobrze po dwunastej. Znowu się nie wyśpię. Zerknęłam przez ramię, bo coś mnie łaskotało w łydki. Nic nie zauważyłam. Spróbowałam jeszcze raz, z zaskoczenia. Odwróciłam się gwałtownie i nic. Za to gdy usiadłam w fotelu, odgryziony tył koszuli nocnej rozłożył się aż na podłodze. Westchnęłam ciężko i oderwałam płat materiału. Pokonana, poszłam do łóżka. Odsunęłam kołdrę… nie, nie udało się. Szarpnęłam kołdrą, żeby ją odrzucić, bo po ciężarze oceniłam, że najpewniej Garet zawinął w nią dębową kłodę do kominka. Ale tym razem oskarżyłam go niewinnie. Spod narzuty wyturlała się zaspana Perła. Zamrugała jedynym okiem i rozmruczała się rozkosznie. Boże, co za szczęście, że nie mamy węża![/FONT]

Link to comment
Share on other sites

:-( O, zapomniałam o jednym kawałku. To będzie pomiędzy.
[FONT=Times New Roman]03.04.2007 wtorek[/FONT]
[FONT=Times New Roman] Kaja, jako główny architekt zieleni, w bólach obmyśla urządzenie ogródka. Nie wiem, przy jakiej wersji aktualnie jesteśmy. Żadna w pełni jej nie odpowiada. Na razie wiadomo tylko, że nienawożoną od wieków ziemię trzeba zasilić azofoską. Może po tym zabiegu rośliny zaczną osiągać pięćdziesiąt procent przewidzianej dla danego gatunku wysokości. Na razie mamy tylko odmiany karłowate, powstające samoistnie. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Wstępnie dziecko pozbierało śmieci. To znaczy, pozbierało je tydzień wcześniej, ale z powodu aktywności Gareta zabieg trzeba było powtórzyć. Wywietrzone maskotki wylądowały w starym wiadrze, a wiadro w kuchni. Garet przez pół godziny wisiał nad nim i kombinował, jak wydostać piłeczkę spod zwałów maskotek. Widać było, że padnie, ale nie odpuści. Wreszcie wpadł na to, że musi wyjąć wszystko. Przez chwilę bawił się z zapałem, dopóki Koleś nie przywędrował na przekąskę. Podkradanie łagodnemu kumplowi żarcia okazało się zabawniejsze niż demolowanie kuchni przy pomocy piłeczki. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -GARET, FE!!! – wrzasnęła Kaja, poruszona zrozpaczonymi spojrzeniami Kolesia. Garet spojrzał na nią niedowierzająco, a gdy upewniła go, że nie żartuje, westchnął z udręką i z łoskotem rzucił się na podłogę. Ułożył nos kilka centymetrów od posiłku Kolesia, wzdychał spazmatycznie i patrzył biednemu kocurowi w zęby. Samej zaczęło mi się gardło zaciskać. Wiem jak to jest, bo przy każdym posiłku, kiedy od nowa zrozumie, że wkładanie rozradowanego pyska do talerza jest źle widziane, opiera łeb jak najbliżej, robi minę kompletnie niezainteresowanego (gdyby mógł, to by fałszywie pogwizdywał) i gapi się człowiekowi natrętnie w zęby, chociaż wzrok ma zwrócony w inną stronę. Nie wiem, jak jest w stanie tego dokonać, ale to działa. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Dopiero wieczorem zaczęłam sprzątać, ale szło mi jak po grudzie. Podniecone przemeblowanie koty szalały, a podniecony bez konkretnego powodu Garet biegał tam iż powrotem, sapał, świstał, skakał na drzwi, kradł i gryzł. W pokoju znalazłam resztki z niedawno odnalezionych temperówek. Mój błąd, nie powinnam ich zostawiać w niezasuniętej szufladzie. Wreszcie wypędziłam Kaję z Garetem do bankomatu w mieście, dzięki czemu mogłam spokojnie zabrać się do mycia i pastowania podłóg. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Garet był w mieście po raz pierwszy i bardzo mu się podobało. Tyle nowych zapachów, tyle bodźców! Kaja mówi, że z rozpędu sikał podnosząc obie nogi niemal równocześnie. Wpadł do domu podekscytowany do granic możliwości i usiłował podzielić się wrażeniami. Trochę nieuważnie słuchałam, więc złapał mnie za rękaw wydzierając w swetrze cztery dziury równocześnie. Chyba moja namiętność do kupowania ubrań wreszcie jest usprawiedliwiona. Coraz więcej rzeczy wygląda tak, jakbym miała szafę wyłożoną drutem kolczastym. Niedawno zauważyłam, że na nocnej koszuli mam kilkanaście sporych dziur, z czego większość w strategicznych miejscach. O tym, że muszę uważniej się wszystkiemu przyglądać, przekonałam się dziś w pracy. W południe oderwałam wzrok od komputera i zupełnie przypadkiem spojrzałam na wiszący obok płaszcz. Natychmiast spojrzałam jeszcze raz, bo coś mi nie pasowało. I nic, kurde, dziwnego. Dołem zwisały fantazyjne strzępy jedwabnej podszewki. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -***** mać!! – wrzasnęłam, mrugając z niedowierzaniem. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Co się stało? – z archiwum wybiegł Paweł, mrużąc oczy jak zaskoczona sowa. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -A to! – odchyliłam połę i wskazałam częściowo wyżartą, częściowo zamienioną w długie frędzle podszewkę. –I ja w tym szłam do pracy! Cholera, musiałam wyglądać, jakbym wylazła ze śmietnika! Kiedy ten sukinsyn to zrobił?! Przecież trzymam wszystko w szafie… [/FONT]
[FONT=Times New Roman] U Pawła nie znalazłam zrozumienia, bo rozchichotał się, zamiast mi współczuć. Wyrzuciwszy wszystko z szuflady znalazłam wreszcie nożyczki i odcięłam zębodzieło Gareta. Kiedyś gada zaduszę. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] W sobotę wieczorem, po drodze do domu, odwiedził nas Artur. Właśnie skończył szczepienia i wyglądał na wykończonego. Zwalił się na kanapę.[/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Wszystko mnie boli – jęknął. –Starzeję się… - zauważył odkrywczo. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Już jesteś stary – pozbawiłam go złudzeń. Garet z ogromnym zainteresowaniem obwąchiwał mu nogawki spodni. Tyle psów się o nie otarło! Widocznie wyczuł zapach strachu, bo wycofał się i wlazł Kai na kolana, a po krótkim namyśle na plecy, gdzie z drugiej strony chroniło go oparcie fotela. Ja siedziałam zbyt blisko zagrożenia. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Artur, odzyskawszy siły po sałatce owocowej, namierzył wzrokiem Kolesia, który usiłował niepostrzeżenie przepłynąć z pokoju Ireny do kuchni. Sczepili się spojrzeniami. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Nie strasz Kolesia! – powiedziałam ostrzegawczo. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Puch! – Arturowi dręczenie zwierzątek wyraźnie sprawia przyjemność. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Biedny Koleś omal skóry nie zostawił w szparze drzwi. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Świnia jesteś – stwierdziłam z urazą. Podeszłam do biurka i dyskretnie wzięłam trąbkę urodzinową. Chichotałam już wkładając ją do ust, ale zebrałam się w sobie i zdołałam potężnie zadąć. Dzięki temu przekonałam się, że Artur umie fruwać. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] W nocy Garet, wciąż nakręcony i ustawicznie ganiony, postanowił sam sobie wymierzyć karę. Złapał w zęby wełnianą poduszkę, fafle mu się na niej rozlały, nos zmarszczył i zapewne ślina wyschła, ale nosił ją uparcie przez pół godziny, jakby chciał pokazać, że stara się jak potrafi, aby powściągnąć swój temperament. Parskał przy tym, smarkał i przewracał rzewnymi oczami. Nie puścił nawet wtedy, kiedy całowałyśmy go, rozczulone, po rozpłaszczonej mordzie. Wreszcie się zmęczył i padł przy kanapie, a kiedy zasnął i zaczął chrapać, poduszka wypadła mu z pyska. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Wstałam tylko na moment, żeby opróżnić popielniczkę. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Nie masz fotela – oznajmiła z satysfakcją Kaja. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Cholera, przecież był kompletnie nieprzytomny! Spał jak kamień![/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Teraz też śpi jak kamień. [/FONT]

Link to comment
Share on other sites

:p
[FONT=Times New Roman]06.04.2007 piątek[/FONT]
[FONT=Times New Roman] [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Ale się porobiło. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Gdy wróciłam w środę po pracy, pierwsza rzecz, jaką napotkał mój wzrok, to szczątki nowego syfonu do nowej umywalki, bardzo malowniczo i zachęcająco rozmieszczone na podłodze w korytarzu. To, co wyrecytowałam, zostałoby zamienione na kilka rzędów dużych gwiazdek. Z wieloma wykrzyknikami. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Irena, dziwnie pogodna, wskazała na swój płaszcz, przerzucony przez poręcz fotela. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Nowa podszewka – poinformowała mnie. –Poszatkowana doszczętnie. A płaszcz wisiał tak wysoko na wieszaku, że sama z trudem mogłam go dosięgnąć. Porozwłóczył też wszystkie moje rzeczy po pokoju. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -O rany. On jest nieuleczalny. Już naprawdę nie wiem, co robić. Lepiej powieś ten płaszcz do szafy. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] -Teraz? Po co? – roześmiała się.[/FONT]
[FONT=Times New Roman] O Boże. Moja matka zwariowała. Nie pomstuje, nie zieje nienawiścią. A może to już stan całkowitej bezradności i rezygnacji?[/FONT]
[FONT=Times New Roman] Garet podskakiwał na fotelu i nie mógł zrozumieć, dlaczego nie rzuciłam się, żeby go chwycić w objęcia i wycałować po mordce grzecznie zakneblowanej wełnianą poduszką. Obrzuciłam go ciężkim, pełnym potępienia spojrzeniem i nalałam oliwę na patelnię. Zaczynała skwierczeć, kiedy usłyszałam głuchy łoskot. Rzuciłam się do pokoju. Na podłodze leżała Irena, lewym bokiem i twarzą do podłogi. Na szczęście w histerię wpadam tylko przy zwierzętach. Podbiegłam, stwierdziłam, że jest przytomna, dokonałam pobieżnych oględzin, na podstawie których stwierdziłam, że można ją ostrożnie pozbierać. Skarżyła się na ból prawego barku i robiło jej się słabo. Żądała kropli nasercowych i wysokiej poduszki. Delikatnie ułożyłam ją na poduszce, zaaplikowałam krople nasercowe i odpędziłam Gareta, który najpierw uznał, że babcia wpadła na świetny pomysł i zamierza się z nim pobawić, a potem, kiedy dostrzegł powagę sytuacji, próbował ją reanimować językiem. Wyłączyłam kuchenkę, bo opary spalonej oliwy zaczynały nas dusić i rozcięłam (z dużą satysfakcją, muszę przyznać) szkaradny sweter, w którym Irena przechodziła całą zimę. Bark był zwichnięty. Widocznie, kiedy przy upadku podparła się prawą ręką, wybiła głowę kości ramiennej z panewki stawu barkowego. Ostrożnie umyłam Irenę gąbką, przebrałam ją i zadzwoniłam po karetkę, a potem do Kai. Kaja była już w drodze. Gareta podstępnie zwabiłam do piwnicy i zamknęłam drzwi. Niech sobie bryka po ogródku. Zamiast brykać gdziekolwiek, cały wysiłek włożył w wyrwanie drzwi z futryny, co na szczęście mu się nie udało. Irena odjechała karetką, ja wezwałam taksówkę i czekałam na Kaję, żeby przejęła opiekę nad rozhisteryzowanym psem. Taksówka pojawiła się w chwilę po Kai, więc pojechałam do szpitala spokojna o dom. Trafiłam akurat na moment, kiedy Irenę przywieziono z rentgena. Zwichnięcie jak byk. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Przez trzy godziny moja biedna matka cierpiała straszliwie, bo wybita głowa kości ramiennej uciskała splot barkowy. Przed znieczuleniem ogólnym trzeba było odczekać odpowiednio długo po ostatnim posiłku. Wreszcie, o wpół do dziesiątej, pojechała na salę zabiegową. Dwadzieścia minut później, oszołomiona jeszcze po narkozie, ale błogo uśmiechnięta, przyjechała z powrotem. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Następny dzień spędziłyśmy na przeprowadzaniu rewolucji w pokoju Ireny. Pod pozorem przystosowania miejsca dla inwalidki, zrobiłyśmy generalne porządki i zyskałyśmy z dziesięć metrów kwadratowych. Garet z dziką radością kradł coraz to nowe rzeczy i starał się zdążyć zostawić na nich swoje piętno. Kiedy wygryzł kawałek z baraniej czapki Ireny, Kaja wyrzuciła go z pokoju. Trąbił żałośnie pod drzwiami i próbował przekopać się przez próg. Od poprzedniego dnia był tak wytrącony z równowagi, że w nocy, przez sen, nasikał Kai do łóżka. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Iwona spontanicznie zaoferowała się z pomocą. Po południu pojechałyśmy odebrać babcię. Prawdę mówiąc, spodziewałam się wszystkiego najgorszego. Ireny leżącej jak kamień, sfrustrowanej i ukierunkowanej na chorobę obłożną. Już nawet zrobiłam wywiad, jak załatwić opiekunkę społeczną, ale ta procedura trwa kilka tygodni, pewnie po to, żeby sprawdzić, czy klient jest naprawdę zdeterminowany i uparł się przeżyć. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Zastałam swoją matkę pełną energii i w dobrym nastroju. Kiedy otrząsnęłam się z szoku, zrozumiałam. Paradoksalnie, wypadek dobrze jej zrobił. Znalazła się w centrum zainteresowania, coś się zaczęło dziać, może wykazać się dzielnością i zaradnością. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Większym problemem okazał się Koleś, przyblokowany przez kamień nerkowy i Kaja, zrozpaczona skierowaniem na usunięcie znamienia. Seria się rozwija. [/FONT]
[FONT=Times New Roman] Ale mimo wszystko, wesołych świąt![/FONT]

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...