Jump to content
Dogomania

Recommended Posts

Posted

No i chyba się doprawiłąm.... Boniś rano wyszedł do ogródka jak wszyscy, tyle że wszyscy poza Bonisiem wróciłi a On ogłuchł... wogóle nie reagował na moje wołania, wręcz wrzaski żeby wracał.....
Zajął się degustacją śniegu. Miałam na to pozwolić ? Musiałam natychmiast wyjśc niedoubierana....
Wiecie jaki był na mnie zły? Jakby miał jeszcze zębole to pewnie by mnie ugryzł, ale co sobie pofuczał, popowarkiwał to Jego....
Uwielbiam tego wielkopsa..... Rozpaskudzony poza granice możliwości. Zupełnie nie wiem kto był taki głupi i to zrobił.....
Jak kęs czegoś pysznego wypadnie z paszczydła to Bonio sie nie fatyguje. Wlepia we mnie te psipiękne wielkie ślepka, wywala jęzor na całą długośc i z uśmiechem rozkazuje - rusz się, nie widzisz że mi wypadło. Podaj szybko..... Ze spaceru nie wróci za nic, użycie siły też nie odnosi skutku....Musi dostać coś pysznego.... Ale to to akurat wiem czyja wina - Pani z herbatnkiami.... Bonio już po 2 dniach uznał dokarmianie na spacerze zanormę. Kiedy normy nie wyrabiam to na wszystkie mozliwe sposoby mi o tym przypomina :-)

Luniś dla odmiany wykombinowała ze przytulanki są panaceum na wszystko.... Jak coś zbroi to już sie nie karze, tylko pędzi do mnie i stara sie przytulić. W ten sposób odkupuje swoje przewinienia..... Mądralinka jakich mało....

Posted

Chwalimy się dalej..... Na poczwórnym wspomaganiu byliśmy na czterech spacerach.
1. Śmieci i zawartości kuwetki trzeba się pozbywać regularnie. Inna opcja nie istnieje.
2. Boniś muuusi bo grubasek, no i muuusi bo jak te stare kosteczki się zależą moze być niewesoło.
3. Rudunio bez spacerków traci wszystko to co najważniejsze w Jego ślepym życiu - zapachy.
4. Luniś jak ma mało ruchu to fiksuje. Przerażają mnie wtedy Jej przekrwione białka oczu. Strasznie to wygląda.

Boniś olał podstawowe cele spacerku. Niczego sie nie pozbył. Skupiony był na szukaniu "dziewiczego" śniegu do lizania. Dobrze że choć nie zabiera sie za brudny na srodku ukicy.

Rudunio sie prawie "zawąchał", aż zaczął kichać :-)

Luneczka znowu okazała sie istotką wrażliwą i myślącą. Puszczona ze smyczy oszalała....... Biegała z trzecią kosmiczną. W pewnym momencie stanęła, skupiła sie i podeszła prościutko do mnie zeby Ją "usmyczyc". Rozumie dziewczynka że nie mam sił na użeranie się z Nią.

Nie były to wprawdzie takie normalne nasze długie spacerki, ale były.......

Jak miłosć kwitnie to i krawędź fotela wystarczy..... choć ja za bardzo nie wiem jakim cudem....

[URL=http://img717.imageshack.us/i/nakrawdzi.jpg/][IMG]http://img717.imageshack.us/img717/6074/nakrawdzi.jpg[/IMG][/URL]

Posted

Boniulek jeszcze jednej roboty się pozbył i uznał ją z mój obowiązek :evil_lol: Kombinuje w tej starej łepetynce nie najgorzej.
Kiedy rano wypuszczam czeredę do ogródka to oczywiście otwieram drzwi na całą szerokość bo się przepychają. Później przymykam, jak wracają to każde sobie odpycha, a ja ponownie przymykam. Ale nie Boniś. Wykombinował że i wtedy obsługa się przyda. Jak szczelina wąska to nawet nie próbuje tylko odwraca się doopką obrażony. muszę otworzyć i jeszcze baaaardzo prosić żeby raczył wejść. Kiedy szczelina szersza bo przed Panem B. wchodził kot, to Bonio wsuwa główkę i "paczy" Może tak stać..... czasem zdegustowany fuknie - co tak dług0..
Nie ruszy się, nie wejdzie........ Muszę się pofatygować do Jaśnie Pana, otworzyć szeroko i jeszcze koniecznie rzucić jakimś komplementem...
Wtedy majestatycznie wkracza...... Uśmiechnięty i zadowolony z siebie bardzo. Podchodzi do swojego tapczanika i ..........
Mokry ? jeszcze mi nie przesłałaś ? I siedzisz ? Zaczyna mnie szturchać główką......... Do roboty !!!

Posted

Mam dzisiaj pecha.
Znowu się pPęknemu naraziłam. Śniadaniem. Stało suche w michach, ja karmiłam Bonia lekami. Oczywiście każda tableteczka osobno na minimini kanapeczce posmarowanej "ludzką" konserwą. Kawałek konserwy wpadł do michy w kt.órej mieszam jedzonko dla Rudzia i Łuni. Wiadomo że nie łowiłam. Po lekach wrzuciłam Bozitę i pomieszałam. Jak zwykle pierwszy Boniś. Postawiłam reszcie. Bonio już jadł ale jak to ma w zwyczaju poszedł sprawdzić co dostała reszta....
Wyczuł !!!!
To trzeba było widzieć z jaką złością zakopywał swoją michę. Skutecznie. Wszystko wywalił !
Ale nic to. Ja się cieszę, dla mnie to oznacza że chce jeszcze żyć, nie jest na nic obojętny i ma jeszcze dobry węch.
Ale co sobie nagrabiłam u Pana Psa to moje.

Posted

Takiego drugiego jak Boniś, to ze świecą szukać :-D

A jak Twoje korzonki znoszą tę krioterapię - bo rozumiem, że dla Bonisia obniżasz maksymalnie temperaturę w mieszkaniu :cool3:

Posted

Oj fakt. Boniś sobie na starośc odbija pusty brzusio, brak dachu nad mądrą główką i leżenie w kałużach....
W goracych uczuciach do Pani Zimy jesteśmy z Bonisiem tożsami.
U mnie korzonki to zawsze ok. 10 dni. Wspomagam się Bengajem, rozgrzewającymi plastrami, prochami, widomo. Najgrubsze getry albo i 2 pary plus spodnie. W sobotę trochę przegięłam ze wspomaganiem bo muuuuuusiałam dopucować podłogi. Boniś miał biegunkę. Wczoraj było przez to najprawdopodobniej gorzej, ale wygląda dziś z rańca że się zaczęło cofać. Ja nie umiem polegiwać. Taka już jestem. Leżeć u mnie = spać. Trudno, taka juz jestem, więc krzątanie się po domu jest normą bez względu na samopoczucie.
Spacerek mają biedactwa tylko jeden ale za to do ogródka mają wolne wyjście kiedy chcą. Jak stan się utrzyma to dziś prawdopodobnie będą już 2. Boniś jak poczuje noskiem mrozek to ożywa. Ponieważ za bardzo nie mogę dreptac to wyprowadzam Pięknisia na nieużytki. Spuściłam....... Boniś zaczął.......BRYKAC.
Wcześniej bałam się Bonia puszczać bo tam był okropnie nierówno , groziło złamaniem nózi. Teraz przejechali kultywatorem chyba i jest lepiej. Niestety to oznacza że zacznie się jakaś budowa bo z 2 stron już ogrodzone....
Lunia biega wolno, Rudzia raz puściłam na ogrodzonej łące, raz na 8-io metrowej lince. Bardzo się staram żeby One jak najmniej odczuły moje ograniczenie.
Była chętna dziewczyna do wyprowadzania. One owszem, chętnie, niech trzyma smycz, ale ja też mam iść. Moje słonka......

Posted

Muszę przestać stękać, zacząć sobie wmawiać że nic nie boli bo futrzaczki mają już serdecznie dość. Dzisiaj WSZYSTKIE się buntują.
Jak to dobrze mieć takie towarzycho w najbliższym otoczeniu. Nie ma szans żeby się rozkleić czy rozsypać. Kocham ponad wszystko te czterołąpe stworki.

Posted

[I]"Była chętna dziewczyna do wyprowadzania. One owszem, chętnie, niech trzyma smycz, ale ja też mam iść. Moje słonka......"
[/I]
Jak to u dzieci - mama najważniejsza:)

Posted

Wczoraj COŚ krązyło w powietrzu. WSZYSTKIE, CAŁA SZÓSTKA były niedobre, nieposłuszne, dokuczliwe.... Mało ze mnie dały popalić to i między sobą się awanturowały. Lunia wojowała ze wszystkimi kotami, Hekuś przeganiał Motylkę,
Motylka z Lusią jedzą z jednej miski, razem piją wodę a wczoraj prały futra aż pierze leciało.
Lunia mi zwiała do lasu, znalazła jakieś przejście na zamknięte osiedle, nie mogłam sie do niej dostac.... Wołanie ? Byłą kompletnie głucha, nawet na mnie nie spojrzała. Chyba z 10 razy ściągnęła narzutę z kanapy Rudzio ciągnął jak sześciokonny zaprzęg i spychał mnie gdziekolwiek usiadłam, Bono zwiewał na łące i skopywał pościel z posłanka......Wywalał jedzenie, 2 razy przewrócił miskę z wodą. Nocą skopał na tyle skutecznie ze od świtu mam czyszczenie ściany, sciąganie i pranie pokrowca z materaca, czyszczenie samego materaca i skrobanie podłogi. A teraz cięzko obrażony bo zaprałam ulubiony tapczanik..... Żal mi Go ale nie oddam do wieczora, póki wszystko nie poschnie bo przesika na wylot.....
Jakby się szaleju najadły wszystkie. Dziś spokojniej choć za spokojne nie są. Zobaczymy co będzie dalej...

Narazie hekuś z Motylką razem na fotelu.

Posted

Wyszłam tylko do sklepu.. Sklep w następnym budynku, ale wiadomo że to trwa bo wloke.nogę. Przed wyjściem otworzyłam drzwi balkonowe żeby pogonić smrodki wszelakie no i żeby stado się przewietrzyło....
Wróciłam. Podchodzę zamknąć drzwi, ale coś kolorowo na śniegu. Wyszłąm na balkon, po ogródku rozniesione 11 tub (dużych ) akryli i pełniutki słoik lakieru. Taki jak dżemowy. Jak Rudy to wyniósł? Ja nie wiem. Dodam jeszcze ze właśnie wczoraj wieczorem porządkowałam farby w pudle. Pudło było zamknięte..... Ale Ruduś to stary włamywacz. Pamiętacie jak otwierał kuferek i wynosił cążki do paznokci ?
I jak tu się gniewać na takie mądrzutkie łepetynki.?

Posted (edited)

Nie mogłam wczoraj wieczór przeboleć ze nie miałam ba(k)terii w aparacie.......
Oddałam Bonisiowi tapczanik..... NATYCHMIAST się wyłożył, ale jak! Jak żaba. Przednimi łapsiami objął cały z góry, Główeczkę "rozpłaszczył" bokiem, a tylne łapusie wyciągnął.
Wydawał się wrzeszczeć - NARESZCIE !!! MÓJ CI ON !!! JUŻ NIGDY NIE POZWOLĘ !!
Widok był niesamowity !!! Ponieważ tapczanik ma 2 m . to na drugim końcu dość często układa się Ruduś. Wczoraj jak chciał się umościć to Boniś furczał SPADAJ !!! CAŁY JEST MÓJ !!!

Bazylowa zaraz natłucze ze to bluźnierstwo, ale i tak napiszę.
Rozpaskudzone, rozpieszczone psy są mądrzejsze, potrafią MYŚLEĆ !!! Wytresowane tylko ze strachu przed karą spełniają polecenia......

Jeszcze sobie postękam...
Boli i boli, mam już po kokardę tego "bolenia".Nie powiem że coraz gorzej bo to nieprawda. Z każdym dniem lepiej, tyle że to dzie bardzo, bardzo powoli. Rano nie mogę się zwlec z wyrka, klepanie, masowanie, rozgrzewanie, prochy....
Jak tylko popuści na tyle że da sie chodzić to zwierzaczki, sklep. Bywa że jeszcze się uda ogarnąć mieszkanie... W południe pwtórka, a na wieczór ..... zostawiam wszystko co się robi siedząc.,...
Dotąd nie trwało nigdy dłużej niż 10 dni, tym razem chyba zbliży się do 2 tyg. Ale i tak przejdzie. Jak zawsze.
Nie wysyłajcie mnie przypadkiem do lekarza !!!
Od lekarzy i antybiotyków trzymam sie na odległość od wielu, wielu lat i chyba dlatego jeszcze się nieźle trzymam.

Edited by wisela1
Posted

No i w optymalnym (według mnie ) momwncie poszliśmy sobie z Bonusiem.....
Chyba po raz pierwszy próbował ciągnąć..... Chciał się zerwacć zs myczki. Już wie jakie to fajne... Ale ja wredna matka skupiłam się na sobie, a właściwie na swojej nodze. Wpatrywałam sie pod nogi czy aby równo żeby się nie wyrżnąć. Bonio prowadził, ja gapiłam się pod nogi i myślałam o różnościach... Jak oprzytomniałam i podniosłam głowę to...... zdębiałam. Boniś? taki kawał od domu? Jak nić, będzie problem, a nie mam telefonu... Dał się uprosić żeby wracać. I jak ?
Boniś zawrócił i cały czas radośnie kręcąc doopką i maerdając swoim pomponikiem, z szerokim uśmiechem przydreptał bez problemów do domku... Jak wszedł dp mieszkania natychmiast zaparkował pod lodówką i wołął o jakiś smakołyk. A co, należał się, przecież był taki dzielny !!!! Aż m9i się mokro w oczach zrobiło jak sobie przypomniałam że w ostatniej właściwie chwili uciekł spod igły....

Reszta ? Reszta pracowicie spędzała czas pod naszą nieobecność. Spruły mi ok. metr szalika....
Dobrze mi tak. Mogłam schować, a poza tym przecież wiem ze zielony to lubimy tylko my z Boniem..... Ja mie mam pojęcia dlaczego ale jak coś zielonego na wierzchu to natychmiast znika... Na 11 tub akryli które wyniosły do ogródka aż 7 to były odcienie zieleni.... Tylko skąd Ruduś wie że to zielone..... Jak mawia klasyk FK - są na tym świecie rzeczy które się fizjologom ;-) nie śniły.....

Posted

Wpadłam w czarną dziurę....
Wczoraj jak zwykle obudziłam sie o 4,00 i....... wpadłam w euforię :-) NIC NIE BOLAŁO !!! Koniec oklepywaniem, masowaniem, smarowaniem, plastrami i prochami !!!
Podeszłam do sprawy chyba zbyt ambitnie. Natychmiast wpadłam w wir odrabiania zaległości. Do 6,00 całkiem sporo odrobiłam.
Akurat otwierali sklep wiec - po zakupy !!! Boniś spał jeszcze, a Lunia i Ruduś nie wychodzą przed nim. Taka zasada.
Ubrałąm sie i wyszłam...... ledwie z dziedzińca i jak nie załupie.. aż przykucnęłam. Nici z zakupów. Na "ostatnich nogach" dowlokłam się do mieszkania. Ubrana byłąm ciepło, nawet bardzo ciepło, ale wiatr i tak przewiał i to był chyba powód.
Połknęłam przeciwbólowe i przysiadłam przed TV żeby obejrzeć wiadomości, ale był ustawiony akurat na Discovery, a tam jakiś francuski lekarz właśnie opowiadał o "moich" dolegliwościach. Jak usłyszałam ze to może trwać i 6 tygodni to miałąm ochotę gryźć ściany....
Dziś spacerki były dość mocno rozłożone w czasie, ale były prawie długie. Nie dam się.
Rano spotkałam sąsiada (lekarz na emeryturze) i zapytałam czy to prawda że tak długo. Powiedział że później i tak trzeba sie jeszcze jakis czas oszczędzać bo od utykania na jedną stronę będą inne problemy i że ja i tak sobie świetnie radzę....
Chciał być miły..... A ja nadal jestem zła, zgrzytam zębami i nie odpuszczam ani sobie ani dolegliwościom. Nie lubię słowa choroby. Samej choroby też nie lubię....

Boniś znowu pokasłuje, nie żeby jakoś groźnie, ale degustacja śniegu nie moze przejść bez echa.... Luniś wczoraj trochę rozrabiała ale za to dziś od świtu sama słodycz. Ruduś jak zawsze - aż ocieka słodyczą psipiękny ślepuś.....
Lusieńka wychodzi chyba bardziej z przyzwyczajenia niż z potrzeby - szybciutko wraca, wędrowniczek Hekunio wczoraj wogóle nie wyszedł, przespał dzień i noc pod kołderką, a Motyleczka odkleja sie od kaloryfera tylko jak zgłodnieje ;-)

Posted

Paskuda, jak tak można ? Puściłą dzieciaki samopas ;-) Ja tam bez względu na pogodę nie odpuszczam sobie spacerków z futerkami. Bardzo, bardzo lubię łazić w takim towarzystwie.

Wczoraj dopadła mnie ochota na śledzia. Kupiłąm, zrobiłąm sobie w oliwie. Nie pomyślałam ze to może być w kręgu Luni zaimteresowań. A jednak okazały się przysmakiem. Zanim wróciłam ze słoiczkiem Luneczka już degustowała....

Rudzio adoptował szczotkę do włosów.... Użył do wiadomych Rudziowych celów.... Wcale się nie pogniewałam, Rudusiowi wolno wiecej.

Lusia dla odmiany strasznie się nudzi bez spacerów. Snuje się po mieszkaniu i sama nie wie czeka szuka, oby nie zwady. Z nudów ciągle je. Jak idę w kierunku lodówki to razem z MOtyleczką idą pod lodówkę i OBIE wołają - DAJ COŚ DOBREGO !!! Motylka drze się jednak głosniej... Ale to zdrowy objaw bo Lusia to indywidualistka. Próbuje też już za mną chodzić, nawet zaczęła wskakiwać na biurko do towarzystwa, ale nie pasuje kini bliskosc Lunki i Hektorka... Ale nic, może sie i do Nich zbliży.

Bponiś pcha sie na spacery jak tylko zbliżę się do drzwi. Wiem ze chce się dorwać do lizania śniegu... Chyba przestanę lubić śnieg. (ale nie zimę i mróz ;-) )

Lunia wymyśliła że nie musi spać w nogach, wyciąga sie obok mnie.. Łóżko zrobiło się za wąskie....Wystarczyło ze raz zobaczyła Rudzia.... Tyle ze wtedy nie spałam i dopieszczałam Słodziaka, ale dla Lunki to nie wytłumaczenie :-)

Posted

Nie doniosłam jerszcze że po Rudusiu bardzo widać że miał przez czas mojego stękania mniej spacerków. Już fałdka sadełka zrobiła się na karczuniu....

A ja..... wreszcie pojęłam że moje dolegliwości sa efektem zamiłowania do chłodku, wiaterku itp....
Muszę poprzestawiać meble bo się ni9e wygrzebię. No cóż, jestem wolnomyślicielem... ;-) Musiałam porządnie pocierpieć żeby wreszcie pojąć gdzie przyczyna.

Posted

no paskuda jestem, paskuda. Elu - teraz to zamykaj okna a nie otwieraj.
a tak z nowości - konik znó do naprawy, bo dziś rano ogar go znów raczył był skonsumować dokladnie w tych samych miejscach co go pozaszywałam....

Posted

Oj tak, korzonki zdecydowanie nie lubią ani chłodu, ani wiaterku :shake: A jakieś środki przeciwbólowe-przeciwzapalne bierzesz? Domyślam się, że przestawianie mebli ma polegać głownie na przestawieniu łóżka w cieplejszy kącik?

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...