Jump to content
Dogomania

Dom Tymczasowy Kasandra


Recommended Posts

Koko miała przyjechać do mnie w piątek - mieli ją odwieźć tymczasowi opiekunowie - ale zdarzył się cud i znalazłyśmy jej nowy cudowny domek - więc Ziutka zadzwoniła do państwa i pani oświadczyła jej że Koko nie odda!!!!

ale nie wdając się już w szczegóły - pojechałyśmy po Koko - zabrałyśmy ją i zawiozłyśmy do nowego domku :) młode małżeństwo, 7 letni synek i chomiczek :D o chomiczka się boję ale jest w innym pokoju więc może będzie dobrze :)

są to znajomi Ziutki - spadli nam z nieba naprawdę!!!! więc domek sprawdzony - aby Koko szybko się zaaklimatyzowała i aby to był już ten jedyny DOMEK :)

Link to comment
Share on other sites

Oj,dziewczyny mało zawału nie dostałam po takim wstępie.

Zwłaszcza jak wspomniałyście o możliwości zatrzymania na 24 godziny.

Włosy dęba mi stanęły.

Dobrze,że wszystko w miarę szczęśliwie się skończyło.

Miejmy nadzieję,że to już TEN ostatni,najwspanialszy domek dla Koko.

Z tymi różnymi zwierzaczkami w domu to czasami niezłe jaja wychodzą.

Moja wnusia /po tech .wet.i SGGW/zakochana we wszystkim co się rusza też ma sporą kolekcję.

Ostatnio na szczęście już nic nie przybywa,ale na stanie jest pająk ptasznik /  hodowany dla prac dyplomowych /który ma dożywocie a rośnie w zastraszającym tempie,myszka uratowana z ZOO /przeznaczona jako posiłek dla węża tak kurczowo się pudełeczka trzymała,że została przemycona do domu i sobie rośnie/.

Jako pokarm dla ptasznika są albo świerszcze,które pięknie koncertują albo robaczki /bllllleeeee/No i do tego wszystkiego gospodynią jest spanielka,która ma wyjątkowo łowieckie zapędy. Domki  z pająkiem i myszką muszą stać wysoko na regale,bo z niższych półek potrafi je zrzucić.Tak więc myślę,że i chomiczek się uchowa przed łowieckimi zapędami Koko.

Link to comment
Share on other sites

5 godzin temu, Grażyna49 napisał:

Oj,dziewczyny mało zawału nie dostałam po takim wstępie.

 

Ja też...

Najważniejsze, że się dobrze skończyło, choć współczuję Wam z powodu tych wszystkich przeżyć i stresu :(.

Będę do Was zaglądać, ale na razie raczej "na cicho". Cóż - życie....

Link to comment
Share on other sites

15 godzin temu, jola_li napisał:

Ja też...

Najważniejsze, że się dobrze skończyło, choć współczuję Wam z powodu tych wszystkich przeżyć i stresu :(.

Będę do Was zaglądać, ale na razie raczej "na cicho". Cóż - życie....

Jolu cokolwiek się dzieje i mogłybyśmy w czymś pomóc - dzwoń o każdej porze - jak będziemy mogły to się odwdzięczymy :*

Link to comment
Share on other sites

21 godzin temu, Grażyna49 napisał:

Oj,dziewczyny mało zawału nie dostałam po takim wstępie.

Zwłaszcza jak wspomniałyście o możliwości zatrzymania na 24 godziny.

Włosy dęba mi stanęły.

Dobrze,że wszystko w miarę szczęśliwie się skończyło.

Miejmy nadzieję,że to już TEN ostatni,najwspanialszy domek dla Koko.

Z tymi różnymi zwierzaczkami w domu to czasami niezłe jaja wychodzą.

Moja wnusia /po tech .wet.i SGGW/zakochana we wszystkim co się rusza też ma sporą kolekcję.

Ostatnio na szczęście już nic nie przybywa,ale na stanie jest pająk ptasznik /  hodowany dla prac dyplomowych /który ma dożywocie a rośnie w zastraszającym tempie,myszka uratowana z ZOO /przeznaczona jako posiłek dla węża tak kurczowo się pudełeczka trzymała,że została przemycona do domu i sobie rośnie/.

Jako pokarm dla ptasznika są albo świerszcze,które pięknie koncertują albo robaczki /bllllleeeee/No i do tego wszystkiego gospodynią jest spanielka,która ma wyjątkowo łowieckie zapędy. Domki  z pająkiem i myszką muszą stać wysoko na regale,bo z niższych półek potrafi je zrzucić.Tak więc myślę,że i chomiczek się uchowa przed łowieckimi zapędami Koko.

Bałyśmy się że ludzie naprawdę nie oddadzą Koko i że będziemy interweniować z ramienia fundacji z policją - ale spokojna rozmowa i się udało po ludzku sprawę załatwić.

Wieści są bardzo optymistyczne - w nocy Koko spała z Państwem w łóżku, chyba odreagowuje stres jaki miała z powodu Tofika w poprzednim " DS " - w kuwecie jest wszystko więc blokady stresowej nie ma - jak Pani Paulina otwiera lodówkę to Koko jest pierwsza - lubi jeść :D

Zostawiona sama w domku w czwartek jak państwo poszli do pracy nic nie narozrabiała - grzeczna :) więc jest dobrze :)

Poczekamy jeszcze 2-3 tyg ale już szukamy kolejnej kociej bidy na dt

  • Upvote 1
Link to comment
Share on other sites

Wczoraj wracając z zajęć do domu - po 20 usłyszałam miauczenie i nie było to miauczenie dużego kotka ale jakiejś malizny!

Więc poszłam na górę po karmę i zeszłam na dół - okazało się że na dole w deszczu za kotami które dokarmiam leci około 4-5 ty ( na oko wg. mnie ) bury kotek....

po prostu serce mi stanęło....próbowałam go złapać ale uciekał - dołączyła się sąsiadka z mężem i sąsiad.... staliśmy tak ponad 3h w deszczu na zimnie bo kotek się pojawiał albo wchodził pod samochód.

Na koniec wszedł pod maskę i chyba nie mógł wyjść... było już grubo po 23 a my nie wiedzieliśmy czyj to samochód - nie miał alarmu bo jak bujaliśmy to się nic nie włączyło - to duże osiedle nowych bloków i mega problem z parkowaniem więc samochód mógł być osoby nie koniecznie mieszkającej blisko.... :(

Zostawialiśmy 3 transporterki z jedzeniem z nadzieją że wyjdzie ale dupa :( jak się stukało w maskę zaczynał miaukać - więc albo wszedł i się zaklinował i nie mógł wyjść albo było mu tam ciepło i nie wychodził ze strachu

Pobiegłam na górę napisałam 3 wielkie kartki a4 markerem i wsadziłam w koszulkę - obkleiłam samochód z przodu z tyłu i z boku - aby przed odpaleniem silnika otworzyć maskę gdyż najprawdopodobniej wlazł tam mały kotek.

Nie mogłam spać całą noc - położyłam się po 1 co chwila dochodziłam do okna patrzeć czy kociaka nie widać na dole - wstałam przed 5 i poszłam do samochodu - stukałam w maskę ale cisza - potem weszłam do siebie na górę, nakarmiłam moje koty i otworzyłam balkon i słyszę błagalny płacz malizny - zleciałam na dół i cisza - więc nie wiem czy on wyszedł z tego samochodu i gdzieś moknął czy nadal pod tą maską. Niestety musiałam jechać do pracy więc nie wiem jak się sprawa zakończyła - sąsiadka pracuje u nas gdzieś niedaleko i nie dojeżdża tyle co ja do pracy więc mówiła że rano będzie jeszcze próbowała go schwytać.

straszne to - nie wiem skąd ten kotek się wziął - ale albo go ktoś podrzucił albo okociła się któraś z kotek którą dokarmiam ?ale żadna z nich nie była gruba wręcz przeciwnie są sucha i chude - ale z drugiej strony jakby miała tylko małego kociaka to by tak mogło jednak być.

Link to comment
Share on other sites

O 7.11.2016 o 08:23, Kejciu napisał:

Wczoraj wracając z zajęć do domu - po 20 usłyszałam miauczenie i nie było to miauczenie dużego kotka ale jakiejś malizny!

Więc poszłam na górę po karmę i zeszłam na dół - okazało się że na dole w deszczu za kotami które dokarmiam leci około 4-5 ty ( na oko wg. mnie ) bury kotek....

po prostu serce mi stanęło....próbowałam go złapać ale uciekał - dołączyła się sąsiadka z mężem i sąsiad.... staliśmy tak ponad 3h w deszczu na zimnie bo kotek się pojawiał albo wchodził pod samochód.

Na koniec wszedł pod maskę i chyba nie mógł wyjść... było już grubo po 23 a my nie wiedzieliśmy czyj to samochód - nie miał alarmu bo jak bujaliśmy to się nic nie włączyło - to duże osiedle nowych bloków i mega problem z parkowaniem więc samochód mógł być osoby nie koniecznie mieszkającej blisko.... :(

Zostawialiśmy 3 transporterki z jedzeniem z nadzieją że wyjdzie ale dupa :( jak się stukało w maskę zaczynał miaukać - więc albo wszedł i się zaklinował i nie mógł wyjść albo było mu tam ciepło i nie wychodził ze strachu

Pobiegłam na górę napisałam 3 wielkie kartki a4 markerem i wsadziłam w koszulkę - obkleiłam samochód z przodu z tyłu i z boku - aby przed odpaleniem silnika otworzyć maskę gdyż najprawdopodobniej wlazł tam mały kotek.

Nie mogłam spać całą noc - położyłam się po 1 co chwila dochodziłam do okna patrzeć czy kociaka nie widać na dole - wstałam przed 5 i poszłam do samochodu - stukałam w maskę ale cisza - potem weszłam do siebie na górę, nakarmiłam moje koty i otworzyłam balkon i słyszę błagalny płacz malizny - zleciałam na dół i cisza - więc nie wiem czy on wyszedł z tego samochodu i gdzieś moknął czy nadal pod tą maską. Niestety musiałam jechać do pracy więc nie wiem jak się sprawa zakończyła - sąsiadka pracuje u nas gdzieś niedaleko i nie dojeżdża tyle co ja do pracy więc mówiła że rano będzie jeszcze próbowała go schwytać.

straszne to - nie wiem skąd ten kotek się wziął - ale albo go ktoś podrzucił albo okociła się któraś z kotek którą dokarmiam ?ale żadna z nich nie była gruba wręcz przeciwnie są sucha i chude - ale z drugiej strony jakby miała tylko małego kociaka to by tak mogło jednak być.

Noi co z tym kotkiem, daj znać

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...