Jump to content
Dogomania

Koty w potrzebie, które stanęły na mojej drodze...


Ferox

Recommended Posts

Stało się, wiem że Krzysiowi bardzo ciężko, trudno zrozumieć/zaakceptować całą sytuację tym bardziej że wkładał/a wiele pracy, sera w ratowanie maluszków.

Powinno się wydezynfekować cały dom...są jeszcze psy, starsze, chore z obniżoną odpornością. Moim zdaniem trzeba dmuchać na zimne

Link to comment
Share on other sites

O matko, dopiero przeczytalam.

Dziewczyny z fundacji JOKOT mają ogromne doświadczenie i sukcesy w walce z panleukopenią. Tu skrót ich wniosków i rad

http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=171275

Mialy ostatnio prawie 30 kociaków chorych i wszystkie uratowały, wiec pp to nie jest wyrok, jesli odpowiednio leczona.

Surowica bardzo pomaga. Krzysiu, pytaj w lecznicach u Was, czy mają, psia sie nadaje. Kolezanka z Miau wspominala niedawno, ze ma do sprzedania, moge zapytać, czy aktualne.

Link to comment
Share on other sites

PP nie wytępisz. Koty, małe zwłaszcza, nie przeżyją.

I niestety, zero kotów przez rok. Jakichkolwiek. Chyba, że dorosłe i przynajmniej 2 x szczepione.

W przypadkach zachorowań dobry jest interferon. Daje jakąś szansę. Nie pewność, ale szansę.

 

Na chlamydię mało co pomaga. Dobre jest srebro koloidalne.

 

Interferon to przy białaczce u kotów. Przy panleukopenii - surowica swiezo szczepionego kota lub ozdrowienca, ew. psia.

  • Upvote 1
Link to comment
Share on other sites

Interferon to przy białaczce u kotów. Przy panleukopenii - surowica swiezo szczepionego kota lub ozdrowienca, ew. psia.

 

Niestety, dostać surowicę fabryczną na PP w Polsce to cud. Można sprowadzać z zagranicy. Wyssanie tyle krwi od jednego kota, gdzie potrzeba dla kilku, kilkunastu kociąt to niemożliwe. Mało który wet przechowuje surowicę "ozdrowieńców" u siebie. Do długotrwałego przechowywania musi mieć warunki od -21 -23 do - 70 st. Zwykła zamrażarka nie wystarczy. W lodówce może trwać tylko 3-5 dni maksymalnie i nikt jej nie ma. Ale tez samo "zrobienie" surowicy po pobraniu krwi to około doby.

 

Ja podawałam interferon (cylkoferon - zwierzęcy interferon) również przy pp. I były efekty. Zwłaszcza jak nie ma pod ręką ozdrowieńca, bo z tymi po szczepieniach to przy obecnym typie szczepionek, gdzie sa w tej chwili wyłącznie "martwe" szczepionki, to z tymi przeciwciałami moze być trudno.

Przy cykloferonie pierwszym wskazaniem była właśnie pp. Potem kacli, herpes, chlamydia etc.

Sprowadzałam go już z 15 lat temu pierwszy raz i efekty były bardzo zadawalające, tu masz ichnią stronę http://www.kitty.ru/Farmacy/Cykloferon.htm

Link to comment
Share on other sites

Nawet nie wiem jak to napisać.... wczoraj przegrałem walkę o Sandiego.... 
Cały czas byłem przy nim... do ostatniej chwili... 
Nic nie pomagało, ani kroplówki, ani żadne leki. 
Gorączka nie ustępowała, co jakiś czas Sandiś miał drgawki, coraz płytszy oddech, później dostał silnego
ataku padaczki, godzinę potem odszedł... Do dziś nie wiem tak na prawdę dlaczego umarł... 
no i dlaczego w ogóle stanął na mojej drodze :(

Byłem tak przerażony i bezradny, że postanowiłem od razu jechać do
Kielc do weterynarza z Elikiem i Fenixem... 
Elik też przecież jest słabiutki. Elik dostał kolejną dawkę antybiotyków
 a Fenix miał zrobiony test na panleukopenię,
którego wynik jest negatywny. Jest szansa iż Fenix może mieć większą
odporność, gdyż jest duże prawdopodobieństwo że mógł już
wcześniej mieć kontakt z chorobą w swoim życiu. (o ile to panleukopenia)
Zostawiłem też próbki kału zbierane przez trzy dni.

Za wczorajszą wizytę wyszło niestety aż 150zł... Pani Doktor
obiecała fakturę zbiorczą z kilku wizyt.

W tym miejscu muszę podziękować Siostrze Mortes która umożliwiła mi
szybkie dotarcie do Kielc do weterynarza... 

Dziś na polecenie Pani Doktor zawiozłem ciałko Sandiego do Zakładu
Higieny Weterynaryjnej, aby zrobić sekcję, gdyż Pani Doktor podejrzewa u kociaków FIP. 
Jutro mają być wyniki. Czekam jak na szpilkach... zapłaciłem niestety 43,87 zł 

DSCF8120.jpg

 

Fenix i Melania na razie czują się dobrze. Całkiem nieźle czuje się o dziwo też Kleksik, ale jeżeli o niego chodzi to cieszę się ostrożnie, jest bardzo delikatny i malutki... Od dziś oprócz Lakcidu i immunodolu podaję kociakom interferon. Znam już też wynik badania kału. Wykazało tylko (albo aż) glisty... Dziś musiałem znowu jechać z Elikiem do Kielc do weterynarza. Pani Doktor chciała go zobaczyć i podać kolejne leki. Elik jest niestety bardzo słaby, boli go brzuszek, ma czkawkę, prawdopodobnie jakiś płyn w jelitach. Dostał kolejne kroplówki + duphylate, antybiotyki, przeciwgorączkowy (mam nadzieję, że o niczym nie zapomniałem) Rokowania bardzo złe, prawdopodobnie Elik może nie przeżyć dzisiejszej nocy...... Jestem załamany tym ogromem tragedii która spada na te biedne kociaki, nie wiem co im jest, co jeszcze mogłem dla nich zrobić i czy to moja wina że odchodzą... Niepotrzebnie je ( w moim mniemaniu) ratowałem... nie wyszło im to na dobre... Tylko co do diabła robić jak w rowie czy w doniczce spotykasz bezradne maleństwa??? Mam ominąć i pójść dalej???

  • Upvote 2
Link to comment
Share on other sites

Ferox - to nie jest tak....

jak do mnie miał przyjechac 18 letni jamnik znaleziony w rowie ze schroniska - Fundacja błagała aby ktoś dał mu dom żeby umarł w domu - walczyliśmy o niego pół roku....nie odchodził sam w betonowym boksie tylko w domu kochany...

 

tak samo jak z Twoimi kociakami - nie umierają w kartonie ale godnie w domu przy ludziach otoczone miłością...

 

niestety nie zawsze na wszystko mamy wpływ - musimy opierać się na wiedzy wetów nie swojej więc nie możemy mieć do siebie pretensji jak coś pójdzie nie tak...

 

widocznie tak miało być  - bardzo mi przykro i przytulam Cię ciepło - i trzymam kciuki za pozostałe kociaki

  • Upvote 2
Link to comment
Share on other sites

Krzysiu, absolutnie nie masz prawa się obwiniać! Nie skazałeś tych kociaków na zagładę, na śmierć w męczarniach, na niebezpieczeństwo związane z życiem na ulicy, na bezdomność.

Podobnie jak nikt nie jest winny temu, że pieniądze nie rosną na drzewach i nie spadają jak jesienne liście. I często trudny jest wybór pomiędzy karmić/szczepić/leczyć/wozić do weta\kupić żwirek, zabawki... Ty robiłeś wszystko, co MOGŁEŚ. WSZYSTKO!

 

Teraz najważniejsze, by dojść z jakiego powodu kotki odeszły, by wiedzieć co grozi tym pozostałym i czy będziesz mógł bezpiecznie pomóc kolejnym.

  • Upvote 1
Link to comment
Share on other sites

Wszystko zostało już właściwie napisane. Zrobiłeś to co by zrobił dobry człowiek. Aż mi łzy poleciały bo sobie wyobrażam co czujesz. Też stawiałam sobie wiele razy podobne pytania, po co było pomagać jeśli wszystkie starania na nic. Jednak spokój ma tylko ten co nic nie robi i żyje tylko dla siebie, wrażliwi ludzie mają w życiu trudniej, ale gdyby nie oni takie małe kociaki umierałyby samotnie w rowie a nie na ciepłym kocyku, otoczone miłością, to jednak jest różnica i tego się trzymaj. 

  • Upvote 1
Link to comment
Share on other sites

28.04.15- "Test na Panleukopenie wyszedł dodatni... Tak więc Adolfi mieszka w drugim pokoju, nie w tym samym co Daisy (aby się od niego nie zaraziła.)"

mar.gajko pisała, tłumaczyła że wirus i jakie środki ostrożności należy zachować
Nie obwiniajcie lekarzy. Nie traktujcie ludzi na wątku jak wrogów szukających dziury w całym.

  • Upvote 1
Link to comment
Share on other sites

Krzysiu, to nie Twoja wina. Kociaki odeszły w ciepłym, kochającym domu. Kto wie czy czasem to nie było ich pierwsze zetknięcie się z ludzką miłością...

 

Trzymaj się.

 

Co do rad Dziewczyn, weź sobie je gorąco do serca. Ja z podobnego powodu musiałam na rok dać sobie spokój z tymczasami. Wystarczyło, by jeden zwierzak trafił do mnie chory i walczył o życie...

Link to comment
Share on other sites

Trzymaj się, Krzysiu. Bardzo Ci współczuję.

 

Stawiałabym na to, że male przyniosły jakiegoś wirusa, bo starsze juz dawno by zachorowały. Może sekcja cos wyjaśni.

Fundacje byłyby puste, gdyby robiły roczne przerwy po panleukopenii.

Link to comment
Share on other sites

... Jestem załamany tym ogromem tragedii która spada na te biedne kociaki, nie wiem co im jest, co jeszcze mogłem dla nich zrobić i czy to moja wina że odchodzą... Niepotrzebnie je ( w moim mniemaniu) ratowałem... nie wyszło im to na dobre... Tylko co do diabła robić jak w rowie czy w doniczce spotykasz bezradne maleństwa??? Mam ominąć i pójść dalej???

 
 

Krzysiu, absolutnie nie masz prawa się obwiniać! 

Ty robiłeś wszystko, co MOGŁEŚ. WSZYSTKO!
 
Teraz najważniejsze, by dojść z jakiego powodu kotki odeszły, by wiedzieć co grozi tym pozostałym i czy będziesz mógł bezpiecznie pomóc kolejnym.

 
 

Wszystko zostało już właściwie napisane. Zrobiłeś to co by zrobił dobry człowiek. Aż mi łzy poleciały bo sobie wyobrażam co czujesz. Też stawiałam sobie wiele razy podobne pytania, po co było pomagać jeśli wszystkie starania na nic. Jednak spokój ma tylko ten co nic nie robi i żyje tylko dla siebie, wrażliwi ludzie mają w życiu trudniej, ale gdyby nie oni takie małe kociaki umierałyby samotnie w rowie a nie na ciepłym kocyku, otoczone miłością, to jednak jest różnica i tego się trzymaj.


Krzysiu, nic nie dzieje się w tym świecie bez przyczyny. Pewnie Los Cię chce doświadczyć lub coś Ci przekazać (może Cię wzmocnić? ). To nie Twoja wina, Ty zrobiłeś wszystko zgodnie z sumieniem dobrego Człowieka.

Krzysiu, nie możesz się załamywać, obwiniać i myśleć co by było gdyby... To do niczego nie prowadzi. Każdy z nas, albo prawie każdy, przeżył odejście przyjaciela, bliskiej istoty. Niektórzy przeżyli to raz, inni już kilka razy. Śmierć jest wpisana w nasze życie. Żal zawsze jest taki sam, chociaż każdy przeżywa go inaczej. Jedno wiem na pewno - nie chciałabym odchodzić na drugą stronę będąc sama, bez nikogo bliskiego. One też nie chciałyby umierać w rowie, pozbawione tej odrobiny miłości i współczucia, które im ofiarowałeś.

Te wszystkie "koty w potrzebie, które stanęły na Twojej drodze" nie znalazły się tam przypadkiem, bo nie ma przypadków. Ponoć sami wybieramy sobie drogę życia jeszcze przed urodzeniem. Twoja droga jest bardzo trudna, ale skoro ją wybrałeś, to znaczy, że dasz radę. Nutusia napisała bardzo ważną rzecz:

"Teraz najważniejsze, by dojść z jakiego powodu kotki odeszły, by wiedzieć co grozi tym pozostałym i czy będziesz mógł bezpiecznie pomóc kolejnym".
Maleństwa odeszły, ale może dzięki temu dowiesz się czegoś, nauczysz się jak pomóc innym w przyszłości.

  • Upvote 1
Link to comment
Share on other sites

Trzymaj się, Krzysiu. Bardzo Ci współczuję.

 

Stawiałabym na to, że male przyniosły jakiegoś wirusa, bo starsze juz dawno by zachorowały. Może sekcja cos wyjaśni.

Fundacje byłyby puste, gdyby robiły roczne przerwy po panleukopenii.

 

W kwietniu była pp. I dalej jest w Białogonkowie. Nie zanikło. A teraz się utrwaliło i rozsiało.

Ludka, nie można bagatelizować śmierci zwierząt. U Krzysia jest pp. I to fakt.

Ignorowanie tego doprowadzi do kolejnych śmierci kociąt.

 

Działałam w "fundacjach" DT po pp, był wykluczony na rok na przechowywanie nieszczepionych kotów.

Dostawał dorosłe szczepione. Mało tego. Z takich domów koty szły wyłącznie na "jedynaki" albo do szczepionych.

Bo mogły coś na sobie nosić.

 

Sztuką jest pomagać mądrze. Czy lepiej się ktoś poczuje, jak umrze kolejny miot kociąt?

 

Bo, jak piszesz "fundacje byłyby puste, gdyby robiły roczne przerwy po pp".

To strasznie nieodpowiedzialne, bo igra z życiem kociąt.

Link to comment
Share on other sites

To jak tlumaczysz to, ze Krzysiek miał od poczatku lipca małe kociaki i akurat teraz po 4 miesiącach zachorowały?

Choroba się rozwija do 2 tygodni od kontaktu z wirusem.

 

Lecznice tez powinny sie zamknąc na rok?

Ja nic nie lekcewazę, wiem, jakie to świnstwo, ale Ty przesadzasz, np." PP nie wytępisz. Koty, małe zwłaszcza, nie przeżyją."

U dziewczyn w fundacji JOKOT przezywa zwykle 100% kociaków, bo dziewczyny maja doswiadczenie w leczeniu, maja surowice i dobrego weta.

Jest jeszcze odkażanie, szczepienia itp.

Przez ten rok ostroznosci zginełyby bez pomocy setki czy tysiące kotów.

 

Pomagam w adopcjach pani osamotnionej w swojej okolicy w pomaganiu zwierzetom. Tez prawie krzyczalam na nią, ze po pp w domu nie moze brac do siebie kolejnych kociaków. Przestalam krzyczec, bo co ma zrobic jak znajduje malucha, ktory bez natychmiastowej pomocy nie przezyje, a nikt inny oprocz niej nie weźmie. I tak mnie nie poslucha, tylko sprobuje ratowac. Osiagnelam jedno - interwencyjne szczepienia "na wejściu". Tak jak radzą dziewczyny z Jokota. Działa. Zaszczepiony od razu kot zwykle przezyje, nawet jesli zachoruje.

  • Upvote 1
Link to comment
Share on other sites

Kociaki po rodzicach po pp moga być odporne. Mogą.

 

Lecznice nie posiadają kanap, kocy, dywanów, poduszek. Terakota i stal i lampy UV.

Nie widzialaś normalnej lecznicy po kotach z pp? Lampa 12 godzin w gabinecie i wszystkie fartuchy do odkażenia.

O czym ty w ogóle mówisz???

 

Tak też miałam miłośniczkę co zabiła ze 20 miotów zgarnietych z miasta.

Bo miała zakażone mieszkanie. I nijak nie można było wytłumaczyć, że nie.

 

I nie pisz o surowicy jak o czymś dostępnym w każdym gabinecie. Bo to nieprawda.

Nawet na parwo nie bywa wszędzie. Nie mówiąc  tym, że u nas na rynku nie ma surowicy na pp.

 

A o "ozdrowieńców" nie tak łatwo, niestety.

 

Kończę dyskusję w kwestii pp. I brania kotów do Białogonkowa.

Będzie to decyzja Krzysia. I wierze w jego rozsądek.

  • Upvote 1
Link to comment
Share on other sites

Nie napisalas, jak tlumaczysz zachorowanie w tym momencie, gdy kociaki siedza u Krzyska od lipca.

Zakładamy, ze to pp, ale dla weterynarza nie bylo oczywiste, jesli doradzil sekcje.

 

Dziewczyny z Jokota mają kociaki w domach tymczasowych, nie lecznicach. i skutecznie leczą, ale wiem, ze są w tym wyjątkowo doswiadczone.

I nie radze nikomu po pp brac nieszczepionych kociaków. Szczepienie natomiast daje duze szanse.

Link to comment
Share on other sites

Kejciu, Nutusiu, Xibalbo dziękuję za słowa wsparcia... przyznam, że przerosła mnie ta sytuacja... I tak się zastanawiam gdzie by teraz były i czy w ogóle by były kociaki z doniczki gdybym ich nie wziął... Czy miałyby szansę na domy? No, w świętokrzyskim- wątpię. A  może umierałyby z głodu, albo rozszarpywane przez większe zwierzęta...? No i co mam zrobić w przyszłości, gdy nie daj boże znowu jakieś maluchy staną mi na drodze...

Jaką bym decyzję nie podjął, będę żałował... Jak wezmę i nie przeżyją to będę miał do siebie żal, że umarły. Jak nie wezmę i  nie przeżyją, albo będą błąkały się bezradnei okaleczone, to też nie poradzę sobie z wyrzutami sumienia.

Aż boję się wychodzić z Białogonkowa...

 

Link to comment
Share on other sites

Ludko... analizując wszystko co się dzieje, w zasadzie doszedłem też do takiego wniosku co Ty. Jestem prawie pewien, że to maluchy z doniczki przytargałem z jakąś bakterią, wirusem (?). Weterynarz też tak obstawia. Tak więc żeby się upewnić podzwoniłem dziś do wszystkich kociaków, które znalazły domy od czasu śmierci Adolfika (kwiecień) do czasu maluchów z doniczki (wrzesień)

 

Tak więc:

 

Izi (ma się świetnie)

IMG_0240.jpg

 

Tygrysek (też zdrowy)

IMAG1724.jpg

 

Anetka ( wygląda i czuje się kwitnąco)

IMAG1759.jpg

 

Gusia (okaz zdrowia)

12177931_10207614782348856_1552087430_n.

 

Daisy (ze swoim nowym przyjacielem, w bardzo dobrej kondycji)

20151026_212952.jpg

 

Dzwoniłem też do Sławusia u którego też wszystko w porządku. Niestety Pani jest osobą nie internetową i nie komputerową.

 

Tak więc jestem pewien, że po Adolfiku, który umarł na panleukopenię w kwietniu, wszystko dobrze odkaziłem i wydezynfekowałem.

W przedszkolu jest nawet nowa podłoga i nowe ściany.

 

Całe to nieszczęście zaczęło się zaraz po tym jak znalazłem maluchy w doniczce

 

 

 

P.S

 

Absolutnie nie traktuję nikogo tu na wątku jak wroga. Nawet mi to do głowy nie przyszło. Wszystkie rady wszystkich Cioć głęboko analizuję, często też przekazuję weterynarzowi.

  • Upvote 1
Link to comment
Share on other sites

 
 

 
 


Krzysiu, nie możesz się załamywać, obwiniać i myśleć co by było gdyby... To do niczego nie prowadzi. Każdy z nas, albo prawie każdy, przeżył odejście przyjaciela, bliskiej istoty. Niektórzy przeżyli to raz, inni już kilka razy. Śmierć jest wpisana w nasze życie. Żal zawsze jest taki sam, chociaż każdy przeżywa go inaczej. Jedno wiem na pewno - nie chciałabym odchodzić na drugą stronę będąc sama, bez nikogo bliskiego. One też nie chciałyby umierać w rowie, pozbawione tej odrobiny miłości i współczucia, które im ofiarowałeś.

Te wszystkie "koty w potrzebie, które stanęły na Twojej drodze" nie znalazły się tam przypadkiem, bo nie ma przypadków. Ponoć sami wybieramy sobie drogę życia jeszcze przed urodzeniem. Twoja droga jest bardzo trudna, ale skoro ją wybrałeś, to znaczy, że dasz radę. Nutusia napisała bardzo ważną rzecz:

"Teraz najważniejsze, by dojść z jakiego powodu kotki odeszły, by wiedzieć co grozi tym pozostałym i czy będziesz mógł bezpiecznie pomóc kolejnym".
Maleństwa odeszły, ale może dzięki temu dowiesz się czegoś, nauczysz się jak pomóc innym w przyszłości.

 

 

Magolku, ja, Pan i Pani Doktor, czekamy na wynik sekcji jak na szpilkach...

Link to comment
Share on other sites

W kwietniu była pp. I dalej jest w Białogonkowie. Nie zanikło. A teraz się utrwaliło i rozsiało.

Ludka, nie można bagatelizować śmierci zwierząt. U Krzysia jest pp. I to fakt.

Ignorowanie tego doprowadzi do kolejnych śmierci kociąt.

 

Działałam w "fundacjach" DT po pp, był wykluczony na rok na przechowywanie nieszczepionych kotów.

Dostawał dorosłe szczepione. Mało tego. Z takich domów koty szły wyłącznie na "jedynaki" albo do szczepionych.

Bo mogły coś na sobie nosić.

 

Sztuką jest pomagać mądrze. Czy lepiej się ktoś poczuje, jak umrze kolejny miot kociąt?

 

Bo, jak piszesz "fundacje byłyby puste, gdyby robiły roczne przerwy po pp".

To strasznie nieodpowiedzialne, bo igra z życiem kociąt.

 

 

Mar.gajko, mam nadzieję, że te kociaki, które znalazły domy i są zdrowe a były pod moją opieką po Adolfiku nie zachorują na pp

Pytałem dziś weterynarz i od momentu kontaktu z pp mija dwa tygodnie do pierwszych objawów. Więc może faktycznie po Adolfiku dłuższy czas, czyli do czasu maluchów z doniczki, byliśmy że tak powiem "czyści"... Mam ogromną nadzieję, że tak było.

Link to comment
Share on other sites

To jak tlumaczysz to, ze Krzysiek miał od poczatku lipca małe kociaki i akurat teraz po 4 miesiącach zachorowały?

Choroba się rozwija do 2 tygodni od kontaktu z wirusem.

 

Lecznice tez powinny sie zamknąc na rok?

Ja nic nie lekcewazę, wiem, jakie to świnstwo, ale Ty przesadzasz, np." PP nie wytępisz. Koty, małe zwłaszcza, nie przeżyją."

U dziewczyn w fundacji JOKOT przezywa zwykle 100% kociaków, bo dziewczyny maja doswiadczenie w leczeniu, maja surowice i dobrego weta.

Jest jeszcze odkażanie, szczepienia itp.

Przez ten rok ostroznosci zginełyby bez pomocy setki czy tysiące kotów.

 

Pomagam w adopcjach pani osamotnionej w swojej okolicy w pomaganiu zwierzetom. Tez prawie krzyczalam na nią, ze po pp w domu nie moze brac do siebie kolejnych kociaków. Przestalam krzyczec, bo co ma zrobic jak znajduje malucha, ktory bez natychmiastowej pomocy nie przezyje, a nikt inny oprocz niej nie weźmie. I tak mnie nie poslucha, tylko sprobuje ratowac. Osiagnelam jedno - interwencyjne szczepienia na starcie. Tak jak radzą dziewczyny z Jokota. Działa. Zaszczepiony od razu kot zwykle przezyje, nawet jesli zachoruje.

 

Ludka, coś w tym musi być, ja niestety nie mam takiego doświadczenia z kotami i tak jak ta Pani o której piszesz nie mogę liczyć na pomoc nikogo z mojej okolicy. Nie wiem też jak zachowam się, gdy na mojej drodze stanie jakiś bezdomny koci maluch... Czy będę umiał przejść obojętnie...?

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...