Jump to content
Dogomania

Recommended Posts

Posted

[quote name='Konstancja15']No to jeszcze raz i ostatni.
Czytanie regulaminu też powinno odbywać się z uwagą, a nie wybiórczo i jak komu wygodnie. Zwracam Ci więc uwagę, że [U]mowa jest w nim o OPINIACH (wszelkiego rodzaju) a w szczególności o krytycznych[/U]. I dalej, w zgodzie z regulaminem, KAŻDA OPINIA powinna być sygnowana imieniem i nazwiskiem. A żadna, choćby tylko w tym temacie, nie została popisana. (TWOJE TEŻ NIE SA)
Krytycznych opinii było 5 (nadal tylko w tym temacie) i również żadna nie została podpisana.
W zgodzie zatem z logika regulaminu wszystkie opinie (pozytywne i negatywne) są niewiarygodne, a każda z tych 5 osób powinna być zbanowana. A jakoś nie zauważyłam, żeby tak się stało.

[U]A skąd wiedziałaś, o którą wypowiedź chodzi??? -tego akurat nie podawałam[/U]. [U]I skąd wiedziałaś, że ta właśnie to wypowiedź pana R.? - przecież nie była podpisana nazwiskiem[/U].
I to dopiero jest dziwne !!!! (że znowu użyje Twojego określenia)[/QUOTE]

[COLOR=SeaGreen][B]A dalej...:"każda krytyka anonimowa będzie usuwana".

Potrafię korzystać z wyszukiwarki.[/B][/COLOR]

  • Replies 260
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

Posted

[quote name='"taks"']3/kazdemu , nawet najlepszemu wetowi może sie zdarzyć pomyłka w diagnozie, przypadek nietypowy nie idący na standardowe leczenie , wreszcie przypadek terminalny czego właściciel nie chce przyjąć do wiadomości i za śmierć psa obwinia weta- o krzywdzące opinie pod wpływem emocji bardzo łatwo[/quote]

Święte słowa i jeszcze dodałabym, że często jest tak, że właściciel lekceważy pewne objawy, potem idzie do weta gdy stan jest poważny i oczekuje cudu.

Posted

[quote name='Chefrenek']Święte słowa i jeszcze dodałabym, że często jest tak, że właściciel lekceważy pewne objawy, potem idzie do weta gdy stan jest poważny i oczekuje cudu.[/QUOTE]

Oj chefrenek, nie przesadzaj, bo wygląda to teraz tak, jak gdyby to dotyczyło Konstancji :roll:
Ja się nigdy nie kierowałam opiniami na tego typu portalach. Po pierwsze - nie mam zaufania do takich anonimowych wpisów, po drugie - miałam wyjątkowe szczęście, że moja wetka jest osobą uczciwą, i po pierwszych objawach choroby z miejsca powiedziała mi, że ona nie ma ani umiejętności, ani warunków do leczenia onkologicznego.

Posted

[quote name='mala_czarna']Oj chefrenek, nie przesadzaj, bo wygląda to teraz tak, jak gdyby to dotyczyło Konstancji :roll:
Ja się nigdy nie kierowałam opiniami na tego typu portalach. Po pierwsze - nie mam zaufania do takich anonimowych wpisów, po drugie - miałam wyjątkowe szczęście, że moja wetka jest osobą uczciwą, i po pierwszych objawach choroby z miejsca powiedziała mi, że ona nie ma ani umiejętności, ani warunków do leczenia onkologicznego.[/QUOTE]

Ale to nie miało być do Konstancji tylko tak ogólnie.

Posted

[quote name='Konstancja15']Być może piszę w niewłaściwym miejscu (za co przepraszam), ale jestem tu nowicjuszem i nie zauważyłam tematu (poza pojedynczymi postami), który umożliwiłby mi przekazanie niniejszego ostrzeżenia.
[B]Ostrzeżenie[/B] dotyczy [B]bardzo przytomnego korzystania[/B] [B]z opinii zawartych w portalach promujących/ polecających danego lekarza.[/B]
W uzasadnieniu przytoczę historię mojego przypadku.
Dramatycznie szukając kolejnej pomocy dla swojego psa m.in. posłużyłam się rankingiem weterynarzy z portalu znanylekarz.pl (to portal, w którym można wyrażać swoje opinie [U]również ad "ludzkich" lekarzy[/U] )
Wybrałam weterynarza, który nie miał ani jednej niepochlebnej opnii (wszystkie rewelacyjne, chociaż w różnym stopniu uargumentowane) Już w trakcie lecznia zaczęłam mieć pewne zastrzeżenia , co do sposobu prowadzenia przez niego psa, ale nie były one tak duże, żeby szukać pomocy jeszcze gdzie indziej. [U]I to był mój drugi błąd (pierwszy - naiwne zaufanie w rzetleności i prawdziwość tamtejszych opinii)[/U]. Korzystanie z porad rzeczonego weta trwało dwa miesiące, po czym - w tragicznych okolicznosciach - trafiłam z psem na ostry dyżur do 24-godzinnej kliniki. Lekarze z tej kliniki zajęli się psem w sposób bardzo profesjonalny (pełen zestaw badań, konstulacje z innymi lekarzami z poza kliniki itp) , ale niestety nie byli w stanie nic już zrobić, poza utrzymaniem (przez miesiąc) psa przy życiu -minimalizując jedynie jego cierpienia (leczenie paliatywne). (Liczne guzy w wątrobie i śledzionie były tak duże, że operacja na nic by już się zdała, a dostarczyłabym tylko zwięrzeciu - jeśli by ją przeżył - nieludzkiego bólu po fakcie). Po stracie psa, gdy rozpacz na tyle zmniejszyła się, że byłam w stanie używać rozumu, umieściłam w rzeczonym portalu swoją opinię. Wypowiedź była długa, spokojna, bez ocennych sformułowań i wybuchów rozżalenia. Przytoczyłam tylko fakty (diagostykę i leczenie owego weterynarza oraz opis diagnozy weterynarzy z kliniki 24-godzinnej, wyniki badań), a ocenę pozostawiłam czytającym. Nadto, zrobiłam wszystko, żeby w żadnym stopniu nie naruszyć regulaminu portalu ani zasad netetykiety. I tragicznie śmieszne- wobec następnych zdarzeń- jest to, że w gruncie rzeczy z mojej wypowiedzi wcale nie wynikało, że danego lekarza należy omijać szerokim łukiem. Jej wymowa i intencja zmierzała tylko do uczulenia następnych osób, szukajacych u niego pomocy. No i.... zaczął się "balet". Po mojej opinii pojawiła się następna, wystawiona przez - uwaga! - innego lekarza. Opinia całkiem dezawuujacą moją. Padały w niej głównie określenia ad presonam, a rzeczowych kontrargumentów było jak na lekarstwo. Początkowo, na podstawie kilku pierwszy słów, miałam nawet wrażenie, że wystawił ją ów weterynarz. No miał prawo się bronić..., tylko, czy w taki sposób?! Ale dalsza treść sugerowała, że jest to opinia zupełnie niezależnego lekarza, który tylko korzystał z pomocy wskazanego i nie zgadza się z moim zdaniem. Jednakże, gdy jeszcze raz i uważnie przeanalizowałam styl wypowiedzi, sformułowania oraz pewne odniesienia do całej sytuacji, [U]z przerażeniem powzięłam podejrzenia, że ową opinię napisał jednak weterynarz, u którego leczylam psa[/U]. [U]Czyli - ów pan "podszył się" pod innego właściela zwierzęcia. [/U]Wierzyć mi się nie chciało, że taki proceder, w takim miejscu, jest możliwy (przecież to nie czat towarzyski) wiec poprosiłam znajomych (dzięki im za to), żeby zweryfikowali ewentualną moją paranoję i trzeźwym okiem (dodam, że również profesjonalnym) ocenili, czy możliwe jest, żeby "podejrzaną" opinię wystawił sam zainteresowany. [U]I.... dostałam potwierdzenie[/U]! :(. [U]Co więcej, znajomi wskazali mi też inne opinie, które -ich zdaniem - również były pisane przez zainteresowanego. [/U]
Ciąg dalszy tej całej historii oczywiście ma swoje miejsce, ale że i tak post jest długaśny - oszczedzę jej Państwu.
Na koniec ujawnię jednak nazwisko weterynarza, o którym mowa była, choćby z tego powodu, że w tym portalu niektóre osoby (pojedyncze) polecały go (choć raczej ze słyszenia, niż w oparciu o własne kontakty).
Weterynarz nazywa się [B]PAWEŁ RABIEGA[/B] i przyjmuję na Ursynowie, w Warszawie.[/QUOTE]

Włączę się do dyskusji, bo tak się składa, że znam lekarza, który został przez Ciebie skrytykowany początkowo w innym serwisie, a później i tutaj.

Konstancja - piszesz w swoim poście: "już w trakcie leczenia zaczęłam mieć pewne zastrzeżenia , co do sposobu prowadzenia przez niego psa" - ja w takim wypadku zabrałabym psa i wyszła. A Ty mając wątpliwości zostałaś, (ba!) wróciłaś do tego lekarza po raz kolejny. Wybacz, ale nie ma tutaj żadnej logiki.

Poza tym znów chciałabym się odwołać do Twojej wypowiedzi. Twierdzisz, że miałaś problem w skontaktowaniu si ę z lekarzem (nie odbierał telefonów). Zgadzam się z Tobą - faktycznie bardzo ciężko dodzwonić się do tego lekarza. Ale z bardzo prostej przyczyny. On ciągle ma pacjentów! Nie wyobrażam sobie, aby badając psa obierał też co chwilę telefony. W takich sytuacjach są 2 wyjścia - 1. jeżeli sytuacja nie jest bardzo pilna - wystarczy wysłać e-maila lub sms-a z zapytaniem (ZAWSZE odpowiada), 2. jeżeli sytuacja jest pilna, to bierze się psa pod pachę i idzie do gabinetu, a jeżeli jest nieczynny to idzie się do innego lekarza. Dla mnie to normalne. Na pewno nie siedzi się w domu i nic nie robi. Tylko czeka - na co? Na pogorszenie?!

Według mnie Pan Paweł to bardzo dobry lekarz. Jeżeli nie byłabym o tym przekonana to nie leczyłabym u Niego swojego psa. Moja sunia dość często choruje (tak to jest jak człowiek się nie zna i kupuje psa od przypadkowych ludzi, a nie z hodowli) i do tej pory Pan Paweł Rabiega zawsze nam pomagał. Powiem więcej - w soboty i niedziele gabinet jest teoretycznie nieczynny. Teoretycznie. Bo jak z naszą Tośką był problem w sobotę to pierwsze co zrobiliśmy to wysłaliśmy sms-a z pytaniem czy nas przyjmie. I zaskoczę Cię - nie było żadnego problemu. Innym razem, gdy też była potrzeba również byliśmy u Niego w sobotę.

Nie zdarzyło się, aby nie odpisał na sms-a czy e-maila. Poza tym, który lekarz, tak sam z siebie, wyśle w trakcie leczenia sms-ka z pytaniem jak się czuje Jego pacjent?

Pan Paweł jest też bardzo cierpliwym człowiekiem - wiem co mówię - należę do baaaaaardzo upierdliwych właścicieli. Muszę wiedzieć absolutnie wszystko, zadaję setki pytań (także dotyczące żywienia i pielęgnacji), a On zawsze cierpliwie odpowiada.

Ja po prostu uważam, że decydując się na lekarza dla naszego psa, powinniśmy mieć do Niego 100% zaufanie. W innym wypadku to nie ma sensu. Albo ufasz lekarzowi i stosujesz się do Jego zaleceń, albo szukasz innego któremu zaufasz.

Pan Paweł jest [U]BARDZO[/U] dobrym lekarzem i nie musisz nikogo przed Nim ostrzegać. On może tylko pomóc, na pewno nie zaszkodzi :)

P.S. Od razu dodam, że nie jestem rodziną, znajomą, ... Bo jeszcze mnie o to posądzisz ;-)

Posted

[quote name='mala_czarna']Oj chefrenek, nie przesadzaj, bo wygląda to teraz tak, jak gdyby to dotyczyło Konstancji :roll:
Ja się nigdy nie kierowałam opiniami na tego typu portalach. Po pierwsze - nie mam zaufania do takich anonimowych wpisów, po drugie - miałam wyjątkowe szczęście, że moja wetka jest osobą uczciwą, i po pierwszych objawach choroby z miejsca powiedziała mi, że ona nie ma ani umiejętności, ani warunków do leczenia onkologicznego.[/QUOTE]

Dzięki mała-czarna za zrozumienie i gratuluję weta. Miałam podobne szczęście , ale niestety dopiero w ostatniej fazie leczenia mojego psa. Szkoda, że w ostatniej...

Posted

Przykro mi z powodu pieska. Wiem co to znaczy stracić przyjaciela..
Co do opinii o lekarzu, to rzeczywiście niektóre z nich są wyjątkowo banalne, żeby nie powiedzieć głupie (mam na mysli portal, o którym wspominasz). No sorry, ale jeśli ktos pisze "najlepszy w Warszawie! Wspaniały człowiek i lekarz. Psi Doktorek ma wielgaśne serduszko,kocha zwierzaki...Lekarz z powołaniem! Opiekunów zwierzaków traktuje jak sobie bliskie osoby, potrafi zatelefonować albo puścić sms-ka z pytaniem: jak się miewa mój pacjent?..co przy Jego ciężkiej pracy i dyżurach 24h/dobę jest heroizmem.Kto raz pójdzie ze zwierzakiem do Pana Doktora zakocha się w Nim na zabój" to co to ma niby być, i o czym świadczyć? O jego fachowości, kompetencjach, doświadczeniu? Takich opinii jest tam jeszcze kilka.
I żeby nie było. Pana doktora nie znam, nie byłam, nie wiem jakim jest lekarzem, ale świetnie rozumiem Konstancję. Poza tym miała pełne prawy wrazić na portalu swoją opinię o tym wecie.

Posted

Utrata psa to coś strasznego. A już w ogóle jest koszmarem, gdy żył z nami 15 lat. Człowiek się bardzo przywiązuje. I to rozumiem. Sama mam psa i zawsze gdy zachoruje to bardzo to przeżywam... I nie wyobrażam sobie nawet, że nagle można go stracić.

Ale nie oszukujmy się. Psy to istoty żywe. I chcąc nie chcąc muszą kiedyś od nas odejść. Jest to bardzo ciężki okres dla właściciela. Ale myślę, że nie można tak po prostu oskarżać o to kogoś. I to w dodatku anonimowo na forum. Jeżeli Konstancja uważa, że został popełniony błąd lekarski to są specjalne instytucje, gdzie się to zgłasza.

Ja odbieram to trochę inaczej. Jest to, według mnie, szukanie winnego na siłę. Padło na lekarza. Szkoda tylko, że na lekarza, który ma olbrzymie doświadczenie, wiedzę i w opinii wielu pacjentów potrafi dokonywać cudów...

A jeżeli chodzi o opinie na portalu z rankingiem lekarzy. To nie są (w większości) opinie lekarzy weterynarii. To opinie zwykłych ludzi, którzy są zadowoleni z pracy tego lekarza. I opisują swoimi słowami co o Nim sądzą. Wiedza, doświadczenie, fachowość - są niezbędne. Ale ważne jest także podejście do pacjenta i jego właścicieli. I o tym pisali ludzie na tym portalu. Takie jest moje zdanie :)

Posted

[quote name='Mili_25']Włączę się do dyskusji, bo tak się składa, że znam lekarza, który został przez Ciebie skrytykowany początkowo w innym serwisie, a później i tutaj.

Konstancja - piszesz w swoim poście: "już w trakcie leczenia zaczęłam mieć pewne zastrzeżenia , co do sposobu prowadzenia przez niego psa" - ja w takim wypadku zabrałabym psa i wyszła. A Ty mając wątpliwości zostałaś, (ba!) wróciłaś do tego lekarza po raz kolejny. Wybacz, ale nie ma tutaj żadnej logiki.

Poza tym znów chciałabym się odwołać do Twojej wypowiedzi. Twierdzisz, że miałaś problem w skontaktowaniu si ę z lekarzem (nie odbierał telefonów). Zgadzam się z Tobą - faktycznie bardzo ciężko dodzwonić się do tego lekarza. Ale z bardzo prostej przyczyny. On ciągle ma pacjentów! Nie wyobrażam sobie, aby badając psa obierał też co chwilę telefony. W takich sytuacjach są 2 wyjścia - 1. jeżeli sytuacja nie jest bardzo pilna - wystarczy wysłać e-maila lub sms-a z zapytaniem (ZAWSZE odpowiada), 2. jeżeli sytuacja jest pilna, to bierze się psa pod pachę i idzie do gabinetu, a jeżeli jest nieczynny to idzie się do innego lekarza. Dla mnie to normalne. Na pewno nie siedzi się w domu i nic nie robi. Tylko czeka - na co? Na pogorszenie?!

Według mnie Pan Paweł to bardzo dobry lekarz. Jeżeli nie byłabym o tym przekonana to nie leczyłabym u Niego swojego psa. Moja sunia dość często choruje (tak to jest jak człowiek się nie zna i kupuje psa od przypadkowych ludzi, a nie z hodowli) i do tej pory Pan Paweł Rabiega zawsze nam pomagał. Powiem więcej - w soboty i niedziele gabinet jest teoretycznie nieczynny. Teoretycznie. Bo jak z naszą Tośką był problem w sobotę to pierwsze co zrobiliśmy to wysłaliśmy sms-a z pytaniem czy nas przyjmie. I zaskoczę Cię - nie było żadnego problemu. Innym razem, gdy też była potrzeba również byliśmy u Niego w sobotę.

Nie zdarzyło się, aby nie odpisał na sms-a czy e-maila. Poza tym, który lekarz, tak sam z siebie, wyśle w trakcie leczenia sms-ka z pytaniem jak się czuje Jego pacjent?

Pan Paweł jest też bardzo cierpliwym człowiekiem - wiem co mówię - należę do baaaaaardzo upierdliwych właścicieli. Muszę wiedzieć absolutnie wszystko, zadaję setki pytań (także dotyczące żywienia i pielęgnacji), a On zawsze cierpliwie odpowiada.

Ja po prostu uważam, że decydując się na lekarza dla naszego psa, powinniśmy mieć do Niego 100% zaufanie. W innym wypadku to nie ma sensu. Albo ufasz lekarzowi i stosujesz się do Jego zaleceń, albo szukasz innego któremu zaufasz.

Pan Paweł jest [U]BARDZO[/U] dobrym lekarzem i nie musisz nikogo przed Nim ostrzegać. On może tylko pomóc, na pewno nie zaszkodzi :)

P.S. Od razu dodam, że nie jestem rodziną, znajomą, ... Bo jeszcze mnie o to posądzisz ;-)[/QUOTE]

[U]Skoro znowu zostałam wywołana do odpowiedzi to: [/U]

Ale gdzież by śmiała posądzić Cię o taką popleczniczą nieuczciwość ;)
Oczywiście masz prawo mieć własną opinię. I tutaj też zdarzały się zarówno pozytywne jak i negatywne wypowiedzi o jakimś weterynarzu lub lecznicy. [U]I o to chodzi, żeby mogły ujrzeć światło dzienne jedne i drugie [/U]- [U]jeśli w ogóle jest jakiś sens w zakładaniu tematu o polecanych weterynarzach lub tworzeniu rankingów. [/U]
[U]Gorzej, jeśli tylko pozytywne opinie mają racje bytu, a niezbyt pozytywne (bo nawet nie zdecydowanie negatywne) wywołują lawinę dziwnych (podoba mi się określenie chefrenka) reakcji[/U]. [U]To jest przecież niebezpieczna jednostronność[/U].

Zaś gwoli wyjaśnienia dotyczącego [U]opisu[/U] moich doświadczeń z panem Rabiegą.
Mili_25 - wyjęłaś fragment z mojej wypowiedzić i być może dlatego nie zrozumiałaś. Napisałam, że już w trakcie leczenia miałam pewne zastrzezenia, ale [U]nie były one tak duże, zeby szukac pomocy dalej[/U]. Żadne odejscia i powroty nie miały miejsca.
Pewnie az do zgonu psa leczyłabym go u pana R., nie majac pojęcia, że pies jest już w stanie terminalnym ([U]nie[/U] [U]zostałam o tym poinformowana, co wiecej -nie zostały wykonane żadne badania, które wskazałyby na taki stan[/U]), gdyby nie fakt, że w 5 dniu kolejnej podaży przez niego leków ([U]stosowanych na zupełnie co innego[/U]) stan psa w końcu tak się pogorszył, że biegiem zawiozłam go na ostry dyżur do wspomnianej tu lecznicy.
Nie czekałam też na "zmiłowanie boskie" -jak domniemujesz. A powinnaś to wiedzieć, jeśli rzeczywiscie przeczytałaś moja opinię w portalu znanylekarz.pl

A co do kontaktów telefonicznych z panem R. ,to:
1) na jego wizytówce widnieją dwa numery telefonów, pytanie -po co? - skoro w razie potrzeby nie można na żaden z nich się dozwonić, bo jak mówisz - pan R. - jest tak zajęty, że nie moze ich odbierać?
Na marginesie - nie miałam tego typu problemów z późniejszym kontaktowaniem sie z obiema lecznicami. A też lekarze w nich przyjmujący mają pacjentów bez liku (oczywiscie SGGW ma recepcje, ale lecznica przy Kulczyńskiego już nie)
2) wątek kontaktów telefonicznych w tamtejszym poscie został podniesiony przeze mnie [U]tylko z tego powodu[/U], że w innych opiniach mowa była o tak wyjatkowym zainteresowaniu tego lekarza losem swoich pacjentów, ze podobno dzwonił lub sms-ował sam, jesli przypuszczał, ze z powierzonym mu zwierzeciem moze sie cos dziac lub jesli miał sygnał od własciciela, że cos sie dzieje. W moim przypadku było całkiem odwrotnie więc zaznaczyłam to w swojej tamtejszej wypowiedzi.

Ale w sumie, wazniejsze - [U]jesli juz chodzi o samo leczenie u pana R[/U]. - jest to, że w 5 dni (ostatnia wizyta u niego) przed ostateczną diagnozą (dwukrotna zresztą ) w lecznicy na przy Kulczynskiego i Klinice SGGW, nie rozpoznał zaawansowanego procesu nowotworowego, bo nie zalecił czy nie wykonał prostego badania -usg jamy brzusznej , mimo zgłaszanych przeze mnie dolegliwości psa również tej strony i mimo wcześniejszej informacji, że jest on 1.5 roku po usunięciu raka sutka.

Posted

[quote name='mala_czarna']Przykro mi z powodu pieska. Wiem co to znaczy stracić przyjaciela..
Co do opinii o lekarzu, to rzeczywiście niektóre z nich są wyjątkowo banalne, żeby nie powiedzieć głupie (mam na mysli portal, o którym wspominasz). No sorry, ale jeśli ktos pisze "najlepszy w Warszawie! Wspaniały człowiek i lekarz. Psi Doktorek ma wielgaśne serduszko,kocha zwierzaki...Lekarz z powołaniem! Opiekunów zwierzaków traktuje jak sobie bliskie osoby, potrafi zatelefonować albo puścić sms-ka z pytaniem: jak się miewa mój pacjent?..co przy Jego ciężkiej pracy i dyżurach 24h/dobę jest heroizmem.Kto raz pójdzie ze zwierzakiem do Pana Doktora zakocha się w Nim na zabój" to co to ma niby być, i o czym świadczyć? O jego fachowości, kompetencjach, doświadczeniu? Takich opinii jest tam jeszcze kilka.
I żeby nie było. Pana doktora nie znam, nie byłam, nie wiem jakim jest lekarzem, ale świetnie rozumiem Konstancję. Poza tym miała pełne prawy wrazić na portalu swoją opinię o tym wecie.[/QUOTE]

mala-czarna, jeszcze raz bardzo dziękuję za rozumne potraktowanie mojego postu i Twoją empatyczna postawę. Kłaniam się nisko.

Posted

[quote name='Konstancja15'][U]Skoro znowu zostałam wywołana do odpowiedzi to: [/U]

Ale gdzież by śmiała posądzić Cię o taką popleczniczą nieuczciwość ;)
Oczywiście masz prawo mieć własną opinię. I tutaj też zdarzały się zarówno pozytywne jak i negatywne wypowiedzi o jakimś weterynarzu lub lecznicy. [U]I o to chodzi, żeby mogły ujrzeć światło dzienne jedne i drugie [/U]- [U]jeśli w ogóle jest jakiś sens w zakładaniu tematu o polecanych weterynarzach lub tworzeniu rankingów. [/U]
[U]Gorzej, jeśli tylko pozytywne opinie mają racje bytu, a niezbyt pozytywne (bo nawet nie zdecydowanie negatywne) wywołują lawinę dziwnych (podoba mi się określenie chefrenka) reakcji[/U]. [U]To jest przecież niebezpieczna jednostronność[/U].

Zaś gwoli wyjaśnienia dotyczącego [U]opisu[/U] moich doświadczeń z panem Rabiegą.
Mili_25 - wyjęłaś fragment z mojej wypowiedzić i być może dlatego nie zrozumiałaś. Napisałam, że już w trakcie leczenia miałam pewne zastrzezenia, ale [U]nie były one tak duże, zeby szukac pomocy dalej[/U]. Żadne odejscia i powroty nie miały miejsca.
Pewnie az do zgonu psa leczyłabym go u pana R., nie majac pojęcia, że pies jest już w stanie terminalnym ([U]nie[/U] [U]zostałam o tym poinformowana, co wiecej -nie zostały wykonane żadne badania, które wskazałyby na taki stan[/U]), gdyby nie fakt, że w 5 dniu kolejnej podaży przez niego leków ([U]stosowanych na zupełnie co innego[/U]) stan psa w końcu tak się pogorszył, że biegiem zawiozłam go na ostry dyżur do wspomnianej tu lecznicy.
Nie czekałam też na "zmiłowanie boskie" -jak domniemujesz. A powinnaś to wiedzieć, jeśli rzeczywiscie przeczytałaś moja opinię w portalu znanylekarz.pl

A co do kontaktów telefonicznych z panem R. ,to:
1) na jego wizytówce widnieją dwa numery telefonów, pytanie -po co? - skoro w razie potrzeby nie można na żaden z nich się dozwonić, bo jak mówisz - pan R. - jest tak zajęty, że nie moze ich odbierać?
Na marginesie - nie miałam tego typu problemów z późniejszym kontaktowaniem sie z obiema lecznicami. A też lekarze w nich przyjmujący mają pacjentów bez liku (oczywiscie SGGW ma recepcje, ale lecznica przy Kulczyńskiego już nie)
2) wątek kontaktów telefonicznych w tamtejszym poscie został podniesiony przeze mnie [U]tylko z tego powodu[/U], że w innych opiniach mowa była o tak wyjatkowym zainteresowaniu tego lekarza losem swoich pacjentów, ze podobno dzwonił lub sms-ował sam, jesli przypuszczał, ze z powierzonym mu zwierzeciem moze sie cos dziac lub jesli miał sygnał od własciciela, że cos sie dzieje. W moim przypadku było całkiem odwrotnie więc zaznaczyłam to w swojej tamtejszej wypowiedzi.

Ale w sumie, wazniejsze - [U]jesli juz chodzi o samo leczenie u pana R[/U]. - jest to, że w 5 dni (ostatnia wizyta u niego) przed ostateczną diagnozą (dwukrotna zresztą ) w lecznicy na przy Kulczynskiego i Klinice SGGW, nie rozpoznał zaawansowanego procesu nowotworowego, bo nie zalecił czy nie wykonał prostego badania -usg jamy brzusznej , mimo zgłaszanych przeze mnie dolegliwości psa również tej strony i mimo wcześniejszej informacji, że jest on 1.5 roku po usunięciu raka sutka.[/QUOTE]

Konstancja - no to teraz moja kolej :)
Twoją wypowiedź na portalu z rankingiem czytałam kilka razy. Jest tam wyraźnie napisane, że problemy z psem pojawiły się 5 dnia leczenia podczas wieczornego spaceru. Jest również napisane, że do lecznicy pojechaliście dopiero w nocy. A więc czekałaś. Kilka godzin, ale zawsze. A często liczą się minuty...

Jeżeli chodzi o opinie o lekarzach. To normalne, że każdy lekarz będzie miał opinie i pozytywne i negatywne. Ważne, aby nie były to opinie wystawione pod wpływem emocji, bo można tym kogoś bardzo skrzywdzić.

Co do kontaktów telefonicznych. Tak - na wizytówce są dwa numery telefonu. I jestem święcie przekonana, że gdy dzwoni telefon, a lekarz nie ma pacjenta to go odbiera. Ale tam są pacjenci prawie non-stop (co także o czymś świadczy). Wiem, bo w zasadzie zawsze czekam w kolejce. Jeżeli lekarz ma dobrze zbadać pacjenta, to nie może podczas badania co chwilkę podbiegać do dzwoniącego telefonu. To dla mnie normalne. Nie dociera do mnie Twoja opinia, że z lekarzem nie można się skontaktować. MOŻNA. Jeżeli się chce to można. Ja nigdy nie miałam z tym problemów. Są maile i sms-y. A w ciężkich przypadkach wsiadaliśmy w samochód i po prostu jechaliśmy do Niego.

Masz wątpliwości co do tego czy lekarz naprawdę interesuje się swoimi pacjentami. Tak - interesuje się. Nie raz dostaliśmy sms-ka z pytaniem "Jak się czuje Tośka?".

A co do leczenia - nie wierzę, że lekarz coś zaniedbał. Po prostu nie wierzę. Tym bardziej, że jak moja Tośka miała niewielkie problemy z jelitami (powtarzam - niewielkie!) to od razu, bez zastanowienia robił jej USG. Jak miałam wątpliwość, bo w pewnym momencie Tośka zaczęła za dużo pić - od razu była kontrola cukru (czy to aby nie cukrzyca), itp. Takich przypadków było naprawdę wiele.

Gdybym nie znała lekarza, to być może zasugerowałabym się Twoją opinią. Ale znam Go. Leczę u Niego mojego psa. I jak na razie nic nie wzbudziło mojego niepokoju. Na każdej wizycie przekonuję się, że wybór był naprawdę dobry.

Chcę, żebyś wiedziała, że mi także bardzo przykro że straciłaś swojego przyjaciela. Rozumiem Twój żal i smutek. Ale nie rozumiem oskarżania na forum takiego człowieka :(

Posted

Taaa...Wzięci weterynarze nie mają czasu do toalety wyjść a gdzie jeszcze odpowiadać na sms'y. No i pojawia się pytanie czy konsultacja przez sms to w ogóle konsultacja? Weterynarze to też ludzie a nie cudotwórcy, którzy przez sms'a ocenią stan psa.

Posted

[quote name='Chefrenek']Taaa...Wzięci weterynarze nie mają czasu do toalety wyjść a gdzie jeszcze odpowiadać na sms'y. No i pojawia się pytanie czy konsultacja przez sms to w ogóle konsultacja? Weterynarze to też ludzie a nie cudotwórcy, którzy przez sms'a ocenią stan psa.[/QUOTE]

Tylko nikt nie mówi o ocenianiu stanu psa ;-) Nie wygłupiajmy się :)
Ale jak nie mogłam się dodzwonić, wysłałam sms-ka i za chwilkę dostałam odpowiedź - np. że w sobotę nas przyjmie, żebyśmy już jechali do gabinetu.

Posted

[quote name='Mili_25']Tylko nikt nie mówi o ocenianiu stanu psa ;-) Nie wygłupiajmy się :)
Ale jak nie mogłam się dodzwonić, wysłałam sms-ka i za chwilkę dostałam odpowiedź - np. że w sobotę nas przyjmie, żebyśmy już jechali do gabinetu.[/QUOTE]

Ty nie prosiłaś ale nie wiadomo jak inni? Wiesz ludzie mają różne pomysły.

Posted

[quote name='Mili_25']

A co do leczenia - nie wierzę, że lekarz coś zaniedbał. Po prostu nie wierzę. ([/QUOTE]

Tego akurat nigdy nie można być pewnym. I nie mówię teraz o tym konkretnym lekarzu, tylko o ogóle wetów.
To może nie miejsce na pisanie o tym, ale powiem Wam tylko tyle, że pewien często polecany tu lekarz, rzekłabym nawet, że sława w swojej dziedzinie, jednego z piesków znajomej (poznanej na dogo), leczył dotąd dopóki nie zorientował się, że jego przypadek to klasyka choroby, a nie żaden dziw, o którym można by później w fachowej prasie pisać, bądź studentom weterynarii na wykładach opowiadać. Stracił psem zainteresowanie i skierował do innego specjalisty, bo jak sam powiedział, to jednak nie to o czym myślał. Nazwiska nie podam z prostej przyczyny - ani nie polecam, ani nie odradzam.

Posted

[quote name='Chefrenek']Ty nie prosiłaś ale nie wiadomo jak inni? Wiesz ludzie mają różne pomysły.[/QUOTE]
No z tymi telefonami do weta to faktycznie masakra. Mój ma włączoną na głosnik automatyczną sekretarkę ( własnie po to aby nie przerywając badania pacjenta w gabinecie ocenić czy dzwoni ktos z pierdołami czy sprawa pilna i trzeba natychmiast odebrać). I nie uwierzycie z czym ludzie potrafią dzwonić ( wiedząc, że gabinet jest czynny i że NA PEWNO wet jest zajęty bo tam tłok jest zawsze). Przykłady? proszę tylko z paru ostatnich moich pobytów w gabinecie:
"co mam dodać do ryżu bo właśnie gotuję - wołowinkę jak zwykle czy może wątróbki bo mam sliczne. Panie doktorze ile watróbki tygodniowo może zjadać moja miuńka, bo przedwczoraj tez jadła?"
"panie doktorze kotek mi od wczoraj rana bardzo wymiotuje ale teraz nie mogę przyjechac bo dziecko ma lekcje fortepianu - czy pan doktor poczeka na mnie z zamknieciem gabinetu tak z godzinkę to [U]może uda mi się[/U] przyjechac"
"dzwonie bo chce się tylko dowiedzieć czy moja suczka jest zdrowa - nie mam czasu przyjechac ale poproszę o adres mailowy to przesle wyniki badań. Chodzę z suczką gdzie indziej ale ciekawa jestem pana opinii. To nie będzie kłopot, prawda?"

A wet tez człowiek, tez ma dom, rodzinę, tez bywa zmęczony i na prawdę ma prawo sie bronic przed zjedzeniem żywcem ...

Posted

[quote name='taks']No z tymi telefonami do weta to faktycznie masakra. Mój ma włączoną na głosnik automatyczną sekretarkę ( własnie po to aby nie przerywając badania pacjenta w gabinecie ocenić czy dzwoni ktos z pierdołami czy sprawa pilna i trzeba natychmiast odebrać). I nie uwierzycie z czym ludzie potrafią dzwonić ( wiedząc, że gabinet jest czynny i że NA PEWNO wet jest zajęty bo tam tłok jest zawsze). Przykłady? proszę tylko z paru ostatnich moich pobytów w gabinecie:
"co mam dodać do ryżu bo właśnie gotuję - wołowinkę jak zwykle czy może wątróbki bo mam sliczne. Panie doktorze ile watróbki tygodniowo może zjadać moja miuńka, bo przedwczoraj tez jadła?"
"panie doktorze kotek mi od wczoraj rana bardzo wymiotuje ale teraz nie mogę przyjechac bo dziecko ma lekcje fortepianu - czy pan doktor poczeka na mnie z zamknieciem gabinetu tak z godzinkę to [U]może uda mi się[/U] przyjechac"
"dzwonie bo chce się tylko dowiedzieć czy moja suczka jest zdrowa - nie mam czasu przyjechac ale poproszę o adres mailowy to przesle wyniki badań. Chodzę z suczką gdzie indziej ale ciekawa jestem pana opinii. To nie będzie kłopot, prawda?"

A wet tez człowiek, tez ma dom, rodzinę, tez bywa zmęczony i na prawdę ma prawo sie bronic przed zjedzeniem żywcem ...[/QUOTE]

taks, czytając Twoje cytaty śmiałam się na głos :evil_lol:
Ale tak jest, to prawda! Ludzie mają takie pomysły, że czasem to aż płakać się chce.

I zupełnie się zgadzam z Twoim ostatnim zdaniem. W 100%. Weterynarz [B]ma prawo[/B] być zmęczony, ma prawo mieć wolny czas tylko dla siebie, dla rodziny. Ma prawo wyjść do kina czy obejrzeć telewizję.

Jak wybierałam lekarza to wiedziałam, że może zdarzyć się taka sytuacja, że w nagłym wypadku (w nocy lub w weekend) będę musiała pojechać do jakiejś lecznicy całodobowej. Bo Tośki lekarz czysto teoretycznie wtedy nie pracuje. Zresztą zapytałam się Jego wprost - jaką lecznicę mi w Warszawie poleca, gdyby coś się działo, a On byłby niedostępny ;) Bo i tak się może zdarzyć, a chciałabym w takim wypadku być spokojna.

Posted

[quote name='mala_czarna']Sorry taks, ale przykłady o których mówisz są chyba sporadyczne.[/QUOTE]
mam nadzieję, że tak ale sądząc po tym, że w ciągu tylko paru ostatnich pobytów u weta tyle wysłuchałam na własne uszy ( a przecież nie spędzam tam godzin tylko minuty) i rzadko bywa tak ,że telefon przy mnie milczy to mogę sobie dośpiewac jak to wygląda w skali całego czasu ordynacji weta - niech tylko co 10-ty tel będzie nadużyciem to i tak może to byc bardzo uciążliwe.
Myśle, że po prostu jako społeczeństwo musimy się jeszcze wiele nauczyć- i tu i w bardzo wielu innych dziedzinach ludzie życzliwi czy oferujacy ponadstandardowe a juz nie daj bóg darmowe usługi są bezpardonowo wykorzystywani a takt, kultura i wyczucie sytuacji to nie są powszechne cechy.
Z "ludzkiej" medycyny czerpiąc doswiadczenia widziałam wspaniałych i ofiarnych ludzi w moim zawodowym otoczeniu których taka "społeczna pazernośc " wypaliła do cna, obżarła do kości i na koniec porzuciła jako już nieprzydatnych. To jest ta druga strona lekarzy czy wetów " z powołania" o której rzadko się pamięta.

Posted

Widzę jednak, że niektórzy tutaj tendencyjnie wyławiają z moich wypowiedzi tylko to, co im pasuje lub skupiają się na drobiazgach pomijając rzeczy wagi pierwszorzędnej.
Więc choć zapewne poniżej zamieszczone szczegółowe informacje i tak zostaną przez te osoby zniekształcone, to niech chociaż inni mają pełen obraz.
[U]Zatem, oto drobiazgowy przebieg zdarzeń bezpośrednio[/U] [U]poprzedzających postawienie właściwej diagnozy przez lekarzy z lecznicy przy ul. Kulczyńskiego i Kliniki SGGW.[/U]

[U]Piąty dzień od ostatniej wizyty u pana R. i piąty dzień podaży zaleconego antybiotyku na - jak pan R. określił "chorobowo zmienioną florę bakteryjną jelita" (zgłoszone lejące stolce o zabarwieniu jasno-zółtym)[/U]

Godz. 18.45 - córka wychodzi z psem na ów wieczorny spacer (mąż w tym czasie jeszcze w pracy, ja na sympozjum ponad 40 km od miejsca zamieszkania) W czasie spaceru nagle pies przewraca się na bok, nie może podnieść się, ale kontaktuje. Przerażona córka dzwoni do męża, żeby natychmiast wracał do domu. Prosi pierwszą napotkana osobę o pomoc we wniesieniu psa na klatkę, żeby nie leżał na ziemi, prosi o przypilnowanie. Biegnie do mieszkania po psie posłanie, wraca i czekając na ojca, dzwoni do mnie. Jest parę minut po 19.00. Próbuje skontaktować się z lekarzem R., dzwonię przemiennie na oba telefony (uwaga! lekarz przyjmuje do 20.00) A po co? - z pytaniem czy przyjmie jeszcze psa lub jeśli nie, to gdzie w tej sytuacji rodzina ma z psem jechać. Nikt nie odbiera.
19.20 - mąż dojeżdża do domu. Pies zaczyna unosić głowę, próbuje wstać. Mąż wnosi psa do domu. Dzwoni do mnie. Mówię, że nadal nie mogę skontaktować się z lekarzem i żeby, jeśli stan nie poprawi się ani trochę, wyszukał w internecie jakaś działającą jeszcze klinikę i zawiózł psa. Nadal dzwonię do lekarza na oba telefony. Nadal nikt nie odbiera (nie mam możliwości pozostawienia wiadomości, bo w obu nie włącza się sekretarka)
19.40 - telefon męża do mnie, [U]że jest lepiej, pies podniósł się i doszedł do miski napić się[/U]. Nadal dzwonię do lekarza na oba telefony i tak do aż 20.20 (po godz. 20 -czyli już po godzinach pracy lekarza - telefon wreszcie jest odebrany, ale rozmowa rozłączona i tak się powtarza do 20.20 - kiedy to ostatecznie rezygnuję z dalszych prób) Przerywam pobyt na sympozjum, wracam do domu, po drodze jestem w stałym kontakcie z rodziną, pytam o stan psa....
21.20 - jestem w domu, [U]pies czuje się lepiej, nawet wita się ze mną[/U]. Szykuję kolacje ( je 3 razy dziennie małe porcje, ze względu na problemy z wątrobą - jeszcze nie zdiagnozowane, podawany jest hepatil i heparegen - zaordynowany przez pana R.) Wiem, że jeśli pies zje posiłek to oznacza, że wraca "do siebie". Zjada. Wygada na to, że stan polepszył się dość znacznie. Podejmujemy decyzję niejechania do dowolnej kliniki, a pojechania następnego dnia jednak do lekarza prowadzącego.
23.25 - podaję spinorol (diuretyk) - lek zatwierdzony przez pana R., a zaordynowany dużo wcześniej przez poprzedniego lekarza.
23.30 - nocny spacer - pies sam się porusza, zachowuje się normalnie.
23, 50 - powrót ze spaceru - nadal wszystko wydaje się być w miarę dobrze.
23. 55 - podaję kolejny lek - lotensil (lek obniżający ciśnienie krwi) - również zatwierdzony przez pana R., a zaordynowany wcześniej przez poprzedniego lekarza.
Godz. 24 z minutami - pies zasypia -naturalnie, bez żadnych sensacji
3.30 - od pracy odrywa mnie rumor dochodzący z pomieszczenia, gdzie pies śpi. Biegnę, widzę ją próbującą gwałtownie podnosić się. Niestety nie może ustać na nogach. Podtrzymywanie nic nie daje. Kładę ją na posłaniu i uspokajam (pies jest pobudzony, przerażone oczy, nie daje dotknąć się w okolicach brzucha ) Krzykiem budzę męża. Mąż zmienia mnie przy psie. Szukam w internecie kliniki - teraz już przyjmującej w nocy. Budzi się też córka i razem ze mną szuka adresu kliniki - gdzieś w pobliżu naszego miejsca zamieszkania. Dzwonię do wynalezionej lecznicy (przy Kulczyńskiego) sprawdzając czy adres jest aktualny i czy przyjmą psa, mówię co dzieje się z psem. Lekarz z lecznicy, mimo, że ze zdenerwowania zaczynam mówić od rzeczy, rozumie, o co chodzi i prosi o natychmiastowy przyjazd. Mąż czuwając nad psem zarazem próbuje ubrać się, pozbierać dokumenty.
3.50 - wyruszamy do lecznicy przy Kulczyńskiego. Pies nie jest w stanie samodzielnie zejść do samochodu. W trakcie znoszenia oddaje mocz. Wyje z bólu.
4.20 - lecznica przy Kulczyńskiego. Pies już ledwie reaguje. Lekarz szybko bada psa jednocześnie słuchając nas (temperatura - normalna, spojówki - blade, brzuch - duża bolesność, powiększony) Podaje lek przeciwbólowy, steryd, antybiotyk, lek rozkurczowy, podłącza kroplówkę. Gdy leki zaczynają troszkę działać i bolesność przy dotyku minimalnie zmniejsza się, jeszcze raz bada brzuch. Stwierdza znaczne powiększenie wątroby i śledziony (tak duże, że narządy wyczuwalne są mocno poza łukami żebrowymi)
Pies leży pod kroplówka, mąż przy psie, a ja relacjonuję na co był leczony ( w zgodzie z tą wiedzą, która miałam od pana R.) i jakie leki dostawał. Leki mam na wszelki wypadek ze sobą - żeby w zdenerwowaniu czegoś nie pokręcić.
Spędzamy w lecznicy ponad półtorej godziny. Dostajemy pełną informację, co psu podano, dlaczego właśnie takie leki, jak działają, jak pies może reagować - pełna , wyczerpująca informacja z wpisaniem rodzaju interwencji w książeczkę psa. Gdy stan psa ustabilizował się, lekarz pozwala nam zabrać psa do domu, informuje, że teraz powinno z każdą chwila być lepiej. A w razie czego.. mamy dzwonić.
[U]Zaleca wykonanie usg najszybciej jak się da.[/U] Prosimy, żeby zapisał nas na usg w tej lecznicy - żeby już nigdzie indziej nie jeździć.
Usg wykonano tego samego dnia wieczorem tamże, ale przez specjalistę z Kliniki Małych Zwierząt SGGW (konsultacja)
Opis podam [U]w skrócie[/U], bo jest bardzo długi. "Wątroba... z obecnością licznych dużych guzów wielkości ok 6x9 cm deformujących brzeg narządu. Śledziona... z obecnością guza ok 12x9 cm..... Obecność wolnego płynu na terenie jamy brzusznej...."
Dodatkowa informacja wykonującej usg lekarki następująca: "moim zdaniem stan psa jest już nieoperacyjny, ale oczywiście proszę się jeszcze skonsultować z chirurgiem i onkologiem"

TO BYŁ SZOK.
PRZED PIĘCIOMA DNIAMI - W CZASIE KOLEJNEJ WIZYTY U PANA RABIEGI - NIE PADŁA CHOĆBY DELIKATNA SUGESTIA, ŻE WARTO ZROBIĆ USG - choćby z tego powodu, że objawy z przewodu pokarmowego, wobec faktu, że pies jest po wycięciu raka sutka, mogą wskazywać na coś poważnego. MIMO,ŻE MOJE NASTAWIENIE OD POCZĄTKU BYŁO TAKIE, ŻE KAŻDE DODATKOWE BADANIE GOTOWA BYŁAM ZAAKCEPTOWAĆ -BEZ WZGLĘDU NA KOSZTY. PO ZWYKŁYM BADANIU STWIERDZONO -PIES MA "CHOROBOWO ZMIENIONĄ FLORĘ BAKTERYJĄ" I TO WSZYSTKO (Oczywiście miała tez inne wcześniej wykryte schorzenia typowe dla podeszłego wieku -nie będę ich opisywaĆ, bo one bezpośrednio nie zagrażały życiu)
A TU, DOWIADUJEMY SIĘ, ŻE PIES MA TAK DUŻE GUZY I NA OBU NARZĄDACH, ŻE STAN PRAWDOPODOBNIE JEST JUŻ TERMINALNY. TO NIE BYŁO ŁATWE DO ZROZUMIENIA

CO WIĘCEJ, GDYBYŚMY WCZEŚNIEJ WIEDZIELI, W JAKIM STANIE MAMY PSA, TO W CZASIE PIERWSZEGO JEJ SPRACEROWEGO UPADKU WIEDZIELIBŚYMY, ŻE TAKA REAKCJA MOŻE ZWIASTOWAĆ NP. PĘKNIECIE KTÓREGOŚ Z GUZÓW LUB "NADPĘKNIECIE" I PRZESĄCZANIE SIĘ KRWI DO JAMY BRZUSZNEJ. I BEZ WZGLĘDU NA TO, CZY PSU POPRAWIŁOBY SIĘ CHWILOWO, CZY NIE, POJECHALIBYŚMY NATYCHMIAST DO WETERYNARZA. A W DODATKU CAŁA RODZINA BYŁABY, CHOĆ CZĘŚCIOWO, PRZYGOTOWANA NA TĘ I KOLEJNE DRAMATYCZNE SYTUACJE, CO OSZCZĘDZIŁOBY NAM TOTALNEGO PRZERAŻENIA WYNIKAJĄCEGO Z NIEWIEDZY - CO SIĘ DZIEJE, I GDZIE W TAKIM PRZYPADKU SZUKAĆ POMOCY. A TAK?!

Oczywiście dokończyliśmy całą diagnostykę, z powtórzeniem usg -na wszelki wypadek i 2 konsultacjami chirurgicznymi oraz onkologa i niestety musieliśmy zaakceptować fakt, że trzeba będzie się lada chwila z psem rozstać . Psiula, podtrzymywana paliatywnie, żyła jeszcze miesiąc.

I JEŚLI TERAZ KTOŚ UZNA, ŻE TO Z MOJEJ STRONY BYŁO ZANIEDBANIE I ...ŻE PAN RABIEGA NIE POPEŁNIŁ ŻADNEGO BŁĘDU, ...ŻE GUZY TAKIEJ WIELKOŚCI I NA OBU NARZĄDACH SĄ W STANIE UROSNĄĆ PRZEZ 5 DNI, I ŻE W ZWIĄZKU Z TYM, NIE MÓGŁ PRZYPUSZCZAĆ NAWET, ŻE STAN PSA JEST TAK ZŁY JAK BYŁ, I WRESZCIE ...ŻE NIE POWINNAM W PORTALU, W KTÓRYM TAK GO WYCHWALANO, NAPISAĆ ANI JEDNEGO SŁOWA OSTRZEŻENIA, TO POGRATULUJĘ BEZKRYTYCZNEJ WIARY W NIEOMYLNOŚĆ TEGO LEKARZA I NIECH SOBIE KTOŚ Z TAKĄ WIARĄ LECZY U NIEGO SWOJE ZWIERZĘTA.

To ostatni mój post w tym temacie, nie będę zabierać ani więcej miejsca, ani uwagi.

  • 2 weeks later...
Posted

[FONT=Calibri][SIZE=3]Hmmm…[/SIZE][/FONT]
[FONT=Calibri][SIZE=3]Chciałabym zabrać głos w powyższej sprawie.[/SIZE][/FONT]
[FONT=Calibri][SIZE=3]Znam Dr. Pawła i od ponad 10 lat leczę u niego swoje psy, które cieszą się bardzo dobrym zdrowiem jak na swój wiek, więc to chyba o czymś świadczy.[/SIZE][/FONT]
[FONT=Calibri][SIZE=3]Podziwiam dobre samopoczucie Konstacji15. Moim zdaniem trzeba być wielkim arogantem żeby w tej sytuacji nie zauważać swoich błędów, tylko zwalać winę na lekarza. To ty dopuściłaś się dużych zaniedbań, a najgłówniejszym jest to, że po upadku psa nie udałaś się od razu do lekarza, tylko czekałaś i podawałaś kolejne leki, które prawdopodobnie pogorszyły stan narządów. Sądzę, że już wcześniej pies miał jakieś objawy, ale tego nie zauważyłaś, albo je zlekceważyłaś. Jak można psa w tym wieku i z tyloma chorobami leczyć telefonicznie. Poza tym skoro chciałaś ostrzec społeczeństwo przed opiniami zamieszczonymi w Internecie, po co podałaś nazwisko lekarza? Już tylko to działanie podważa twoją wiarygodność. Nie ukrywam, że w tej sprawie napisałam do moderatora, ponieważ regulamin zabrania wypowiadania się i zgłaszania pretensji co do administrowania na forum. Moim zdaniem chciałaś się na kimś odegrać, szkoda, że bez poinformowania o tym osoby zainteresowanej, notabene świetnego fachowca. Jest takie ładne przysłowie: [B]Nic o nas bez nas[/B]. Tak naprawdę te pomówienia kwalifikują się do sądu. Uważam, że Dr. Pawłowi należy się informacja, o tym, że ktoś Go tu oczernia, jak również przeprosiny na tym forum. [/SIZE][/FONT]
[FONT=Calibri][SIZE=3]Dodam na koniec, aby zapobiec kolejnej „spiskowej teorii dziejów” Konstancji15, że nie jestem bliską znajomą w/w lekarza, ani nim samym.[/SIZE][/FONT]

Posted

1. W kwestii spiskowej teorii dziejów – kontr-określeniem jest: uderz w stół, a nożyce odezwa się (nie zdążyłam jeszcze powiedzieć słowa o [U]Twoich[/U] motywacjach, a już padło, cytuję: ” Dodam na koniec, aby zapobiec kolejnej „spiskowej teorii dziejów” Konstancji15, że nie jestem bliską znajomą w/w lekarza, ani nim samym” )
A kontrargumenty w tej kwestii.. - sama dajesz mi do ręki , bo ( pomyślmy) dlaczego lecząc swoje psy – jak powiadasz -u Pana Rabiegi od 10 lat, trafiłaś [B]nagle[/B] (Twoja rejestracja tu nastąpiła dn. 30.12. 09) na stronę dotyczącą godnych polecenia weterynarzy z Warszawy?. Czyżbyś była niezadowolona z usług Pana Rabiegi i poszukiwała innego lekarza , a może z zamiłowania przeglądałaś wszystkie tematy w całym forum (jest ich bardzo dużo więc było co czytać) i w ten sposób trafiłaś na mój post, albo może, po tych 10 latach korzystania z jego usług [B]równie nagle[/B] postanowiłaś polecić go innym, czyniąc to właśnie tu (a nie gdzie indziej), lub [U]jednak zaistniała całkiem inna - bardziej spójna psychologicznie przyczyna Twojego znalezienia się tutaj i wypowiedzi…?! [/U]
2. Co do kwestii leczenia mojego psa - nie będę dyskutować z kimś , kto posługuje się inwektywami i personalnymi wycieczkami zamiast używać argumentów. Wyżej umieściłam szczegółowy opis przebiegu zdarzeń poprzedzających moją wizytę w lecznicy przy Kulczyńskiego .
Z opisu jasno wynika, że to Pan Rabiega (nie ja) nie zdiagnozował u psa guzów takiej wielkości (wymiary wyżej) w obu narządach, że żadne późniejsze leczenie nie pomogłoby i nie pomogło. A błąd popełniony przez Pana Rabiegę (nie przeze mnie) nie powstał w czasie telefonicznych konsultacji, lecz [B]podczas moich wizyt z psem u niego[/B] (ostatniej - podkreślam - 5 dni przed dramatycznymi zdarzeniami i ostateczną diagnostyką dokonaną gdzie indziej)
Zwracam też uwagę, że mimo, iż to w lecznicy przy Kulczyńskiego umierał i umarł mój pies, nie powstał we mnie nawet cień wątpliwości , co do diagnostyki i sposobu leczenia tamtejszych lekarzy, a to dowodzi, że nie obrzucam kogoś kalumniami byle tylko zrzucić z siebie ciężar odpowiedzialności (jak mi się to imputuje) i [U]że, jeśli wskazuję na popełniony przez lekarz błąd, to czynie to na podstawie racjonalnych przesłanek i w oparciu o wiedzę dostarczoną mi przez innych weterynarzy prowadzących później psa (oczywiście wiedzę o stanie psa, a nie błędach poprzedniego weterynarza, ale nie trudno na tej podstawie wywnioskować czy i jaki błąd został wcześniej popełniony)[/U].
3. Dowolne forum służy m.in. do wyrażania opinii i mogą to być także opinie o jakimś innym portalu (tu akurat mowa była o znanylekarz.pl) , co więcej, na wskazanym portalu dodatkowo istnieje forum umożliwiające zamieszczenie opinii - także negatywnej , a dotyczącej np. samego portalu. (Patrz: forum znanylekarz.pl; temat: „Rozmowy na temat lekarzy, szpitali….”; podtemat: „Portal nie jest rzetelny” lub „Nie wierze w te dobre opinie”) Zatem zupełnie nie rozumiem zdania , cytuję: „Nie ukrywam, że w tej sprawie napisałam do moderatora, ponieważ regulamin zabrania wypowiadania się i zgłaszania pretensji co do administrowania na forum”, ale oczywiście masz prawo pisać, gdzie chcesz, do kogo chcesz i o czym chcesz, lecz i ja również mam takie prawo…

Posted

[quote name='Konstancja15']1. W kwestii spiskowej teorii dziejów – kontr-określeniem jest: uderz w stół, a nożyce odezwa się (nie zdążyłam jeszcze powiedzieć słowa o [U]Twoich[/U] motywacjach, a już padło, cytuję: ” Dodam na koniec, aby zapobiec kolejnej „spiskowej teorii dziejów” Konstancji15, że nie jestem bliską znajomą w/w lekarza, ani nim samym” )
A kontrargumenty w tej kwestii.. - sama dajesz mi do ręki , bo ( pomyślmy) dlaczego lecząc swoje psy – jak powiadasz -u Pana Rabiegi od 10 lat, trafiłaś [B]nagle[/B] (Twoja rejestracja tu nastąpiła dn. 30.12. 09) na stronę dotyczącą godnych polecenia weterynarzy z Warszawy?. Czyżbyś była niezadowolona z usług Pana Rabiegi i poszukiwała innego lekarza , a może z zamiłowania przeglądałaś wszystkie tematy w całym forum (jest ich bardzo dużo więc było co czytać) i w ten sposób trafiłaś na mój post, albo może, po tych 10 latach korzystania z jego usług [B]równie nagle[/B] postanowiłaś polecić go innym, czyniąc to właśnie tu (a nie gdzie indziej), lub [U]jednak zaistniała całkiem inna - bardziej spójna psychologicznie przyczyna Twojego znalezienia się tutaj i wypowiedzi…?! [/U]
2. Co do kwestii leczenia mojego psa - nie będę dyskutować z kimś , kto posługuje się inwektywami i personalnymi wycieczkami zamiast używać argumentów. Wyżej umieściłam szczegółowy opis przebiegu zdarzeń poprzedzających moją wizytę w lecznicy przy Kulczyńskiego .
Z opisu jasno wynika, że to Pan Rabiega (nie ja) nie zdiagnozował u psa guzów takiej wielkości (wymiary wyżej) w obu narządach, że żadne późniejsze leczenie nie pomogłoby i nie pomogło. A błąd popełniony przez Pana Rabiegę (nie przeze mnie) nie powstał w czasie telefonicznych konsultacji, lecz [B]podczas moich wizyt z psem u niego[/B] (ostatniej - podkreślam - 5 dni przed dramatycznymi zdarzeniami i ostateczną diagnostyką dokonaną gdzie indziej)
Zwracam też uwagę, że mimo, iż to w lecznicy przy Kulczyńskiego umierał i umarł mój pies, nie powstał we mnie nawet cień wątpliwości , co do diagnostyki i sposobu leczenia tamtejszych lekarzy, a to dowodzi, że nie obrzucam kogoś kalumniami byle tylko zrzucić z siebie ciężar odpowiedzialności (jak mi się to imputuje) i [U]że, jeśli wskazuję na popełniony przez lekarz błąd, to czynie to na podstawie racjonalnych przesłanek i w oparciu o wiedzę dostarczoną mi przez innych weterynarzy prowadzących później psa (oczywiście wiedzę o stanie psa, a nie błędach poprzedniego weterynarza, ale nie trudno na tej podstawie wywnioskować czy i jaki błąd został wcześniej popełniony)[/U].
3. Dowolne forum służy m.in. do wyrażania opinii i mogą to być także opinie o jakimś innym portalu (tu akurat mowa była o znanylekarz.pl) , co więcej, na wskazanym portalu dodatkowo istnieje forum umożliwiające zamieszczenie opinii - także negatywnej , a dotyczącej np. samego portalu. (Patrz: forum znanylekarz.pl; temat: „Rozmowy na temat lekarzy, szpitali….”; podtemat: „Portal nie jest rzetelny” lub „Nie wierze w te dobre opinie”) Zatem zupełnie nie rozumiem zdania , cytuję: „Nie ukrywam, że w tej sprawie napisałam do moderatora, ponieważ regulamin zabrania wypowiadania się i zgłaszania pretensji co do administrowania na forum”, ale oczywiście masz prawo pisać, gdzie chcesz, do kogo chcesz i o czym chcesz, lecz i ja również mam takie prawo…[/QUOTE]

Konstancja - prawda jest taka, że najprościej zrzucić winę na kogoś. Ale ocenić swoje postępowanie jest strasznie trudno. A z tego co napisałaś - popełniłaś błędy. I trzeba się do tego przyznać.

Dziwią mnie 2 kwestie - dlaczego Twój pies (choć był starszy) nie miał jednego, stałego, sprawdzonego, [U]dobrego[/U] lekarza. Rozumiem, że przez te 15 lat trafiałaś do różnych lekarzy i wszyscy byle "feee"? Każdy coś robił nie tak? Nie po Twojej myśli? Dziwne...
A poza tym w każdym Twoim poście jest jakaś teoria spiskowa. Sama już w pierwszym poście zaznaczyłam, że nie jestem rodziną, znajomą, itp., bo z Twoich wypowiedzi wynika, że mogłabyś tak pomyśleć. Widzę, że nie tylko ja tak Ciebie odbieram...

Zapytam wprost - skoro Pan Paweł Rabiega popełnił według Ciebie błąd - co Ty z tym zrobiłaś? Czy zgłosiłaś sprawę do odpowiednich instytucji? Czekam na odpowiedź :evil_lol:

I informacja dla osób, które być może zastanawiają się czy iść ze swoim psem do tego lekarza czy nie - IŚĆ! I nie słuchać osób, które próbują zrzucić winę na kogoś. I nie zauważają swoich błędów. [B]Powtórzę po raz kolejny - to [U]BARDZO[/U] dobry lekarz :)[/B]

Posted

Do Konstancji15:
Nie sądziłam, że aż tak mocno walnęłam w TEN stół.
A tłumaczą się winni.
RÓWNIEŻ Z CZYSTYM SUMIENIEM POLECAM TEGO ŚWIETNEGO LEKARZA.
Pozdrawiam

Posted

h, jak nic nożyce, hehehe.. [U]

Łaskawa Pani Mili_25, moja ostatnia odpowiedź miła wyraźnego adresata (Szanowną Zabulkę) więc dlaczego Pani odnosi się..?[/U]?

Poza tym -w strzyżono/golono bawić się dalej nie będę i też nie zamierzam ujawniać przed tak "bezstronnymi" - jak imć Pani Zabulka i imć Pani Mili_25 - osobnikami dalszych kroków, które podjęłam w sprawie, a których - szczerze mówiąc - [U]pierwotnie wcale nie zamierzałam poczynić[/U]... ([B]Co było moją pierwszą intencją, o tym mowa tu była po wielokroć i we wspominanym portalu: znanylekarz.pl - też[/B])

Swoją drogą... -czy Panie są lekarzami, widziały dokumenty wskazujące na zarzucany, przeze mnie panu R., błąd, były świadkami procesu leczenia, zarówno u niego, jak i dalszego w lecznicy przy Kulczyńskiego + konsultacje w SGGW????! (bo ja pełną dokumentację z dalszego leczenia mam, a o dokumentację z leczenia u pana R. może wystąpić stosowana instytucja, zaś i wizyty u pana R., jak i późniejsze odbywały się w obecności świadków)
Jeśli nie...- to [U]ferowanie wyroków[/U], zwłaszcza mnie dotyczących oraz [U]autorytarne stwierdzenia, jaka jest prawda [/U](za Mili_25, cytuje: "Konstancja - prawda jest taka, że najprościej zrzucić winę na kogoś" .) - [U]proszę łaskwie zostawić odpowiednim instancjom ![/U]

Na koniec - z równą Pań życzliwością - zwierzętom Waszym życzę wyjątkowo dużo zdrowia, będą go bardzo potrzebowały w kontaktach z panem R.

Ps. [U]I zupełnie marginalnie..[/U], no bo skoro już tak sobie wytykamy popełnione błędy..., to: czy owo "dr." przed nazwiskiem pana Rabiegi pojawiło się w zgodzie z uprawnieniami????! Wszak, o ile znam się na stopniach naukowych, to albo powinno być dr n. wet. - co oznacza stopień doktora w dziedzinie nauk weterynaryjnych, albo jeśli takiego stopnia ktoś nie posiada, winno być: lek. wet., a nie "dr."!
I [U]drugie marginalne [/U]- do Pani Zabulki: wyrazy szacunku/formy grzecznościowe też mają swoje językowe granice. Dużą literę w zaimkach rzeczownych stosuję się tylko, gdy zwracamy się bezpośrednio do kogoś (pisemnie) lub wówczas, gdy [U]piszemy o[/U] istotach transcendentnych (czytaj: Bogu), a w tym przypadku -bezczelnie śmiąc wątpić w boskość pana R - sugeruję zapisywanie zaimka "go" małą literą (to tak a` propos arogancji)

I już całkiem, całkiem na koniec....:) Z cyklu: [B]..prawdziwa cnota krytyk się nie boi... lub bardziej współcześnie: .. fachowość obroni się sama..., a tandeta wspierać się musi reklamą [/B](nie mylić z promowaniem wchodzących na rynek towarów, osób)
Otóż mając bliski kontakt z lekarzami leczącymi ludzi i rzeczywiście dobrymi..., wiem, że jeśli tylko nie popełnili błędu skutkującego śmiercią, kalectwem pacjenta lub poważnym uszczerbkiem na zdrowiu (tym, których znam, podobne nie zdarzyło się)[B] to nie ma takiej mocy, która by -jedną, gdzieś tam na forum, wyrażoną opinią - zaszkodzila ich renomie [/B](też bywają oceniani przez pacjentów i też odbywa się to drogą elektroniczną, tyle tylko, że na łamach bardziej -- poważnego portalu - niż zanylekarz.pl ) [B]
Dla rzetelnych, uczciwych, wysokiej klasy lekarzy - niniejsza, poplecznicza burza byłaby po prostu śmieszna, a nawet uwłaczająca im. Zatem troszcząc się tak zaciekle o dobro pana R. - weźcie i to, Miłe Panie, po uwagę[/B]...
Z poważaniem...,
Konstancja15

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...