MonikaP Posted March 26, 2007 Posted March 26, 2007 Schronisko poznańskie. 28 lutego trafia tu pies rasy husky. Ma poważny uraz tylnych łap. Diagnoza - rozerwane więzadła krzyżowe i strzaskane rzepki. Aby przywrócić mu jako taką sprawność, konieczna jest skomplikowana operacja, która, jak przyznaje lekarka, jest niemożliwa do przeprowadzenia w warunkach schroniskowych, choćby ze względu na brak odpowiedniego zaplecza. Pies ma tatuaż kynologiczny, wetka dzwoni do ZK i zostawia tam informację o psie, prosząc o pilny kontakt, gdyby udało się ustalić właściciela. Niestety nikt się nie zgłasza. Udaje się przeprowadzić jakiś drobniejszy zabieg, prowadzone jest też leczenie zachowawcze, pies dostaje leki przeciwbólowe i przeciwzapalne. Niemal cały czas spędza leżąc na boku na podłodze w szpitalnym boksie - jest co jakiś czas obracany... Po kilkunastu dniach próbuje sam siadać, wylizuje sobie rany po szyciu i ślady po kroplówkach, dostaje więc kołnierz. [URL="http://img213.imageshack.us/my.php?image=resizeof200703110074kf1.jpg"][IMG]http://img213.imageshack.us/img213/767/resizeof200703110074kf1.th.jpg[/IMG][/URL] [URL="http://img71.imageshack.us/my.php?image=resizeof200703180105sh3.jpg"][IMG]http://img71.imageshack.us/img71/3594/resizeof200703180105sh3.th.jpg[/IMG][/URL] Zaczynam wydzwaniać do Związku Kynologicznego - trzeba pilnie znaleźć właściciela, bo pies powinien mieć jak najszybciej przeprowadzoną operację, inaczej grozi mu poważne kalectwo. Udaje mi się ustalić tylko tyle, że pies ma na imię Sułtan, ma 6 lat i pochodzi z hodowli pana X. Dzwonię tam...Pan X nie zna danych osób, które kupowały od niego psy, a poza tym dawno się "przebranżowił" i teraz hoduje psy innej rasy. Gdy słyszy o losie psa, jest mu bardzo przykro. To wszystko. Wiemy już więc, że nie mamy co liczyć na to,że Sułtan zostanie zabrany przez swojego pana. Kończy się kwarantanna, trzeba koniecznie zrobić coś, by psu pomóc. Zaczynamy myśleć o zoperowaniu Sułtana poza schroniskiem, jednak na to musi wyrazić zgodę kierownik. W pewnej chwili pada propozycja leczenia psa na SGGW. Podchwytujemy ją. W schronisku mówimy o tej możliwości lekarce, ma się zastanowić, ale oczywiście i tak ostatnie słowo należy do kierownika... Quote
MonikaP Posted March 26, 2007 Author Posted March 26, 2007 Jest czwartek, 22 marca - GoniaP prosi wetkę o przemyślenie sprawy do następnego dnia. Jest możliwość przewiezienia Sułtana do kliniki SGGW w czasie weekendu. Następnego dnia, czyli w piątek osoby zaangażowane w tę sprawę ze strony Warszawy dzwonią do schroniska - pani doktor nie ma, pojechała na urlop, wróci 2 kwietnia. Cóż, szkoda, że nie wiedziałyśmy o tym wcześniej.... Co zrobić. Wierzymy, że uda się pomóc psu, dla którego każdy kolejny dzień bez odpowiedniej pomocy to większe ryzyko kalectwa. Gosia słyszy od kierownika, że pies interesuje nas tylko dlatego,że jest rasowy, a poza tym ma się coraz lepiej i w schronisku ma wszystko, czego mu potrzeba. Na prośbę Gosi dzwoni do lekarki (Gosia w tym czasie wychodzi). Gdy rozmowę kończy, twierdzi, że wetka stanowczo zabroniła wydawać komukolwiek psa. Zrezygnowane zastanawiamy się, co robić... Zbieram się na odwagę i wieczorem dzwonię do lekarki...Przez pół godziny prowadzimy rozmowę, w trakcie której dowiaduję się, że kierownik dzwoniąc do niej od razu na wstępie zaznaczył, że jego zdaniem psa oddawać nie należy. Ona sama więc nie ma za dużo do gadania. W końcu przekonuję ją, by wydała dyspozycje pracownikom mającym dyżur w weekend, abyśmy mogły zabrać Sułtana w sobotę przed południem. Quote
MonikaP Posted March 26, 2007 Author Posted March 26, 2007 Działamy już w porozumieniu z Panią Krystyną z Fundacji Emir i jesteśmy z nią w stałym kontakcie telefonicznym. W sobotę o 10 Gonia jedzie po nosze dla psa, a potem razem z jej TŻem jedziemy do schroniska. Tu okazuje się, że...nikt nic nie wie....Technik wet. który na polecenie lekarki miał przyjechać, by wydać nam psa, telefonicznie zdążył już przekazać, że nie ma czasu, a pytany przez Gonię twierdzi,że nie ma kompetencji, by wydawać polecenia innym pracownikom. Pracownik dyżurny, który miał zajmować się psem w sobotę i niedzielę (gdy nie ma w schronisku ani lekarza, ani techników) nie ma pojęcia, o czym mówimy, a miał dostać informacje od wyżej wymienionego technika. Próbujemy na wszelkie sposoby przekonać pracowników, by pozwolili nam adoptować Sułtana. TŻ Goni może go natychmiast zawieźć do Warszawy, więc nie ma na co czekać. Odpowiedź "nie, nie i jeszcze raz nie". Usiłujemy wytłumaczyć im, że przetrzymywanie psa, gdy nie ma możliwości zapewnienia mu odpowiedniej opieki na miejscu i gdy jest szansa na pomoc dla niego, jest świadomie zadawanym mu okrucieństwem, a więc jest złamaniem ustawy o ochronie zwierząt. Skądinąd wiemy też, że pies, który przez dłuższy czas leży niemal bez ruchu, może mieć problemy z układem oddechowym, krążenia i z układem wydalniczym. A to już stan zagrożenia życia. Pracowników to nie interesuje. Nie chcą stracić pracy. Proszę o wykręcenie numeru do kierownika. Proszę go o wydanie pozwolenia na adopcję psa. Mówię, że rozmawiałam z lekarką, która na to zezwoliła. Słyszę, że jestem oszustką i kłamczuchą. Słyszę, że zamiast zajmować się właśnie tym psem, mamy sobie znaleźć inne. Słyszę, że Sułtan ma się coraz lepiej i w ogóle żadna operacja nie jest mu potrzebna. Słyszę, że on, kierownik schroniska dla bezdomnych zwierząt ma w nosie ustawę o ochronie zwierząt. Za radą Pani Krystyny jedziemy na policję prosić o asystę, zależy nam też na tym, by została spisana oficjalna notatka służbowa. Natychmiast dostajemy "obstawę" czterech policjantów i jedziemy z powrotem do schroniska. Quote
MonikaP Posted March 26, 2007 Author Posted March 26, 2007 W schronisku pewien popłoch. Jeszcze przed naszym wyjadem na policję między biurem a szpitalem zaczął się "wzmożony ruch" pracowników. Policjanci nie mogą wydobyć od pracowników jasnego i konkretnego podania przyczyn, dla których nie możemy adoptować psa, skoro zapewniamy mu leczenie w warunkach lepszych niż schroniskowe. Dzwonią do kierownika - ten nie chce słyszeć o wydaniu psa, który ma tu tak dobrze, że niczego nie potrzebuje. Sami dochodzą do wniosku,że nie można wytłumaczyć całej sytuacji inaczej jak tylko wyjątkowo złą wolą pana L. Czekają na decyzję "góry" o wydaniu pozwolenia na zabranie psa siłą, niestety nie otrzymują go, bo "szefostwu" nie mieści się w głowie, by tego typu interwencję trzeba było przeprowadzać w placówce powołanej do opieki nad zwierzętami. Na koniec pracownicy, poproszeni przez nas, prowadzą policjantów i nas obie do pomieszczenia tatuowni, gdzie od czwartku przebywa pies (jest to mały pokój z dwoma boksami tuż obok szpitala). Naszym oczom ukazuje się niemal sielski widok - na nowiutkim pontonie leży Sułtan, wokół niego miski z wodą i z suchą karmą. Czysta podłoga, żadnych brzydkich zapachów. No tak, chyba już wiemy, dlaczego pracownicy tak "kursowali" między biurem a szpitalem, podczas gdy my wygłaszałyśmy "przemowy" przed panem dyżurnym... [URL=http://img117.imageshack.us/my.php?image=resizeof200703250107zb9.jpg][IMG]http://img117.imageshack.us/img117/6797/resizeof200703250107zb9.th.jpg[/IMG][/URL] Quote
majafaja Posted March 26, 2007 Posted March 26, 2007 o dzisys...... i co??? jak pies??? co jest????????????? Quote
majafaja Posted March 26, 2007 Posted March 26, 2007 jak ma sie psiak?? faktycznie lepiej czy to tylko bujdy? Quote
gudis Posted March 26, 2007 Posted March 26, 2007 A czy kierownik a osoba która wystawiała lewe zaświadczenia o sprzedaży psów to ta sama??? Quote
iwop Posted March 26, 2007 Posted March 26, 2007 boze swięty o co tu chodzi?! Bo chyba nie o dobro psa:angryy: Quote
gudis Posted March 26, 2007 Posted March 26, 2007 [quote name='gudis']A czy kierownik a osoba która wystawiała lewe zaświadczenia o sprzedaży psów to ta sama???[/quote] Informacje przeczytane jakis czas temu na stronach [url]www.naszemiasto.pl[/url] Quote
MonikaP Posted March 26, 2007 Author Posted March 26, 2007 [quote name='gudis']Informacje przeczytane jakis czas temu na stronach [URL="http://www.naszemiasto.pl"]www.naszemiasto.pl[/URL][/quote] Tak, ale nie o tym tu mowa, więc nie odbiegajmy od tematu ;-). Za chwilę ciąg dalszy. Quote
MonikaP Posted March 26, 2007 Author Posted March 26, 2007 Policja odjeżdża, a my z pustymi noszami wracamy do domu. Pod wieczór dostaję wiadomość od wetki, która pyta, jak poszło w schronisku (nie było z nią kontaktu, gdy próbowałyśmy się dodzwonić będąc w biurze). Potem rozmawiamy. Umawiamy się, że następnego dnia rano zadzwoni do kierownika i powie mu,że nie ma nic przeciwko temu, byśmy zabrały psa. W niedzielę o godzinie 11 dostaję od niej SMSa, że jest OK, psa możemy zabrać. Życzy nam powodzenia. Teraz pozostaje tylko potwierdzić tę informację u kierownika i w schronisku, które musi tę decyzje usłyszeć z jego ust. Niestety, i komórka, i telefon stacjonarny pana L. milczą. Pracownik schroniska również twierdzi, że nie może się do niego dodzwonić. Czas mija. Osoba, która ma zabrać Sułtana do Warszawy, ma być u Goni około 12, na szczęście jest mocno spóźniona. Dzwonimy na zmianę do kierownika i do schroniska - nikt nic nie wie. Około 13 Pani Krystyna telefonuje do schroniska pytając o samopoczucie psa. Dyżurny nie umie jej odpowiedzieć na to pytanie. Ku jej zdziwieniu i przerażeniu mówi, że pracownik, którego zadaniem było zajmowanie się Sułtanem przez weekend, zabrał klucze i pojechał do domu, więc dostęp do psa będzie możliwy od poniedziałku, od 7 rano. Na pytanie, jak to możliwe, że pies po urazie został zamknięty, klucze "sobie pojechały", nikt nie ma do niego dostępu, by sprawdzić, jak się czuje albo podać mu leki, pracownik odpowiada, że wykonuje polecenia swojego kierownika i nie zamierza dłużej rozmawiać. Pani Krystyna dzwoni na policję, niestety ta nie zamierza tym razem interweniować... Tuż przed godziną 15 dostaję telefon ze schroniska, że pół godziny temu zadzwonił do nich kierownik i wyraził zgodę na zabranie psa. Wsiadam w samochód, jadę po Gonię. Przed schroniskiem, gdy dzwonimy do bramy, pracownik sucho nas informuje, że mamy czekać, bo "kolega pojechał po klucze" - w domyśle - od tatuowni... Na teren schroniska nie zamierza nas wpuszczać... Czekamy pół godziny, wreszcie "kolega" wraca. Bierze od nas nosze i każe nam czekać. Psa zaraz nam przyniosą. I tak też się dzieje - wkładamy nosze z Sułtanem do bagażnika, a ja daję pracownikowi mój dowód osobisty, z którego ma spisać dane. W poniedziałek mam przyjść do biura, by formalnie wypisać psa. Pytam o leki....nikt nic nie wie na ich temat... Sułtan jest niespokojny, kręci się, siada, próbuje się ruszać. Daję mu chrupki, które mam w kieszeni - rzuca się na nie łapczywie. Z przerażeniem obie z Gosią uświadamiamy sobie,że pies jest po prostu wygłodzony...A te wczorajsze miski z karmą?.... Wolniutko jedziemy do domu Gosi... Tam razem z Jej TŻem przenoszę psa w spokojne miejsce, do piwnicy... Quote
MonikaP Posted March 26, 2007 Author Posted March 26, 2007 Gonia biegnie po wodę i po coś do jedzenia dla Sułtana, ja zostaję z nim w piwnicy. Biedak podnosi się, próbuje do mnie podejść, za chwilę kładzie się i opiera głowę o moje kolana. Odsłania brzuszek, podaje łapę...bardzo, bardzo chce być głaskany...Głaskany, ale nie w dolnej części tułowia...tu wyraźnie coś go boli... Nie pozwala mi się odsunąć, chce się przytulać, chce być drapany pod brodą... Przychodzi Gosia z miską pełną mięsa z puszki - Sułtan rzuca się na jedzenie, jakby nie miał nic w pysku od paru dni. Muszę wracać do domu. Zostawiam Gonię z Sułtanem - już bezpiecznym. [URL="http://img265.imageshack.us/my.php?image=resizeof200703250121gp5.jpg"][IMG]http://img265.imageshack.us/img265/5842/resizeof200703250121gp5.th.jpg[/IMG][/URL] [URL="http://img160.imageshack.us/my.php?image=resizeof200703250124mb3.jpg"][IMG]http://img160.imageshack.us/img160/4582/resizeof200703250124mb3.th.jpg[/IMG][/URL] [URL="http://img160.imageshack.us/my.php?image=resizeof200703250126mt6.jpg"][IMG]http://img160.imageshack.us/img160/4866/resizeof200703250126mt6.th.jpg[/IMG][/URL] Ciąg dalszy, a także poprawki - GoniaP. Quote
GoniaP Posted March 26, 2007 Posted March 26, 2007 [quote name='MonikaP']Ciąg dalszy, a także poprawki - GoniaP.[/quote] Dziękuję MoniceP za tak staranne i chłodne przekazanie wydarzeń... Ja do tej pory się trzęsę. Niestety całe zajście kosztowało nas wiele nerwów, łez, brak snu, i ogólnie wyczerpało. Całe szczęście, że nasze działania odniosły pożądany skutek - Sułtanik jest już bezpieczny i w rękach specjalistów z SGGW. Mam tylko nadzieję, że zwłoka w działaniu nie spowoduje trwałego kalectwa. Quote
GoniaP Posted March 26, 2007 Posted March 26, 2007 [quote name='MonikaP'] Zaczynamy myśleć o zoperowaniu Sułtana poza schroniskiem, jednak na to musi wyrazić zgodę kierownik. [/quote] Monika przedstawia Pani Doktor propozycję zoperowania Sułtana w dowolnej, wybranej przez Nią klinice w Poznaniu, wraz z deklaracją pokrycia jej kosztów przez Fundację. Mija jednak kilka dni, i nie dostajemy żadnej odpowiedzi w tej sprawie. Poirytowana, widząc niepotrzebne cierpienie tego zwierzęcia, kontaktuję się z Fundacją Emir, i otrzymuję natychmiastową ofertę pomocy, łącznie z propozycją stałego domu po leczeniu... Quote
GoniaP Posted March 26, 2007 Posted March 26, 2007 [quote name='MonikaP']Jest czwartek, 22 marca - GoniaP prosi wetkę o przemyślenie sprawy do następnego dnia. Jest możliwość przewiezienia Sułtana do kliniki SGGW w czasie weekendu. [/quote] Zgadza się, temat Sułtana i jego szansy poruszany jest przy okazji rozmowy o innym chorym psie, dla którego właśnie przywiozłam probówki do pobrania krwi i zrobienia analizy poza schroniskiem. Umawiam się z wetką na następny dzień by odebrać krew i ustalić dalszy tok postępowania z Sułtanem. Następnego dnia się dowiaduję, że mimo umówionego spotkania, Pani Doktor "poszła na urlop" i wróci 2 kwietnia... Quote
GoniaP Posted March 26, 2007 Posted March 26, 2007 [quote name='MonikaP'] Zostawiam Gonię z Sułtanem - już bezpiecznym. [/quote] Sułtan się tuli, a drapanie za uszami i po brzuszku wprawia go w błogość. Liże mi przy tym rękę, za chwilę zasypia... Po jakimś czasie wstaję i chcę wyjść, a ten biedak próbuje wstać, po czym upada i czolga się w moją stronę na przednich dwóch łapkach :-( Nie mam sumienia go zostawić, siadam więc przy nim i trwam. A on cicho popiskuje, wziąż tuląc się do mojego boku. Quote
GoniaP Posted March 26, 2007 Posted March 26, 2007 Około 21 przyjeżdża Pan Tomasz z Fundacji Emir. Sułtan dostaje lek przeciwbólowy. Wynosimy go po chwili do ogrodu, bo przez cały czas pobytu u mnie, psiak się nie wypróżnił. Poczuwszy pod łapami ziemię, Sułtan próbuje podnieść się... Podtrzymujemy go i następuje ulga... Przenosimy psiaka do samochodu, i Sułtan jest gotowy do drogi. Do SGGW docierają przed 2 w nocy. Tę noc nasz psiak spędza u boku dyżurnej Pani Technik. Quote
basia0607 Posted March 26, 2007 Posted March 26, 2007 Ale bagno ,szlag mnie trafia. Biedny pies i walka o niego.Co za kierownik,zwykla kreatura.Pies jest przedmiotem przetargowym -kto nad kim. Brak słów .Dziewczyny są wspaniłe , ale jakim kosztem ? Teraz juz wiem dlaczego Gonia byla tak wykończona wczorajszą interwncją. Dobrze,ze pies jest juz bezpieczny ale bylabym szczesliwsza ,aby ten kierownik ,oprawca ,odpowiedzial za swoj postepek.Może doczekam takiej chwili ? Quote
GoniaP Posted March 26, 2007 Posted March 26, 2007 DZiś z samego rana Sułtan został poddany oględzinom lekarskim. RTG wykazało uszkodzenie miednicy, o czym nie było mowy w schronisku. Diagnoza co do reszty urazów będzie wymagała dogłębnych badań, które trzeba będzie przeprowadzić w znieczuleniu, na co obecnie Sultanik jest za słaby. Jego stan określono jako ciężki. Pies jest odwodniony i wygłodzony (to tak a propos tych pełnych misek podczas interwencji z policją - u mnie jadł dopiero wtedy, gdy podstawiłam mu miskę pod nos). Lekarze chcą go więc najpierw trochę wzmocnić - dostaje kroplówki i Royala. W czwartek, a najdalej w piątek będzie konsultowany przez specjalistów chirurgów. Wtedy zapadną decyzje co do dalszego leczenia. Quote
GoniaP Posted March 26, 2007 Posted March 26, 2007 [quote name='MonikaP']Schronisko poznańskie. 28 marca trafia tu pies rasy husky. [/quote] Oczywiście Monika miała na myśli datę 28 lutego :oops: Quote
bumerang Posted March 26, 2007 Posted March 26, 2007 Oby Wasze wysiłki, nerwy i zaangażowanie nie poszły na marne, jeżeli ma teraz tak wspaniałych specjalistow i opiekę to wierzę b. mocno że piesek wroci do zdrowia! trzymajcie kciuki bo my już trzymamy! a kierownictwo i p. wspaniała wet. powinna go zobaczyć w całej okazałości zdrowotnej! Jesteście wspaniałe :loveu: :loveu: Quote
MonikaP Posted March 26, 2007 Author Posted March 26, 2007 [quote name='GoniaP']Oczywiście Monika miała na myśli datę 28 lutego :oops:[/quote] Właśnie :oops: . Mnie też stres nie oszczędził, chociaż zmusiłam się do pełnej mobilizacji... Niestety, pewne granice naszej wytrzymałości, dobrej woli i kompromisu zostały przekroczone. Quote
GoniaP Posted March 26, 2007 Posted March 26, 2007 Kurcze, chciałabym podsumować, i nie wiem od czego zacząć… Jestem oburzona i zniesmaczona całą sytuacją :shake: Do czego trzeba było się posunąć, ile nerwów stracić, by wyrwać cierpiącego psa ze schroniska. Dla mnie nie ma znaczenia, czy pies jest ładny, czy brzydki, czy jest rasowy, czy jest kundelkiem. Po prostu nie mogę patrzeć jak zwierzę cierpi i być obojętną. Podałyśmy wiele alternatyw: operację poza schronem w wybranej klinice poznańskiej, potem SGGW i dom po leczeniu – co więcej i lepiej można zorganizować, słysząc u źródła, że schronisko nie ma zaplecza do tego typu skomplikowanych operacji. Nie chcę tu szkalować ani obrażać nikogo, wnioski można wysunąć samemu przeczytawszy sprawozdanie. Wiem jedno, że zwykła ludzka moralność i etyka zawodowa powinna była się odezwać znacznie wcześniej, wtedy nie trzeba byłoby się uciekać do tak drastycznych posunięć. Niestety w obecnej sytuacji trudno sobie wyobrazić, że powyższe były przyczyną zmiany postawy. Raczej należy tu mówić o strachu przed konsekwencjami: prokuratorem i nagonką mediów. Przykre to … Quote
anula1959 Posted March 26, 2007 Posted March 26, 2007 O matko ! Gosiu , nie wiem co powiedzieć ! I tak naprawdę nie wiem o co chodziło kierownikowi , temu panu L. ............. zwyczajna zła wola......... Całe szczęście, że WY tam jesteście i działacie, bo marnie mogłoby być z takimi biedami jak Sułtan.......... Będę śledzić jego losy i jeżeli mogłabym jakoś pomóc to tylko daj mi znać. Sciskam Was dziewczyny mocno i pozdrawiam:calus: Anula Quote
Recommended Posts
Join the conversation
You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.