joannasz Posted December 11, 2009 Posted December 11, 2009 [FONT=Arial]11.12.2009 piątek[/FONT] [FONT=Arial]Kurs grafiki komputerowej zbliża się ku końcowi, a stosik zaproszeń na imprezy na moim biurku znacząco schudł, co budzi we mnie nieśmiałą nadzieję, że nadejdą dni, gdy będę wracać do domu o pierwszym zmierzchu, a nie w środku nocy, zataczając się ze zmęczenia i warcząc na każdą żywą istotę, która, stęskniona, garnie się do mnie. Może nawet zacznę cieszyć się nadchodzącymi świętami nie tylko pod kątem możliwości spania do dowolnej godziny. [/FONT] [FONT=Arial]Dziś właśnie wykorzystałam jedno z zaproszeń. XXV-lecie MOK-u. [/FONT] [FONT=Arial]Po powrocie z Krakowa udałam się do swojego ulubionego baru pod wielce wymowną nazwą „Bar” na doskonały domowy obiad. Wiem, że powinnam zjeść tylko jedno danie, ale to nie moja wina, za dobrze gotują. W swoich zmaganiach z nadmierną ilością tkanki buforowej mam na tyle uczciwości, że nie tłumaczę się nigdy hormonami i kiepską przemianą materii („Naprawdę, mówię pani, jem jak ptaszek, a jednak tyję”.). Wiem, dlaczego częściej tyję, niż chudnę. Jem jak kosiarz przejawiając szczególne upodobanie do potraw niezdrowych i tuczących, z poczuciem winy spoglądając w oczy więdnącym w lodówce, porzuconym bezlitośnie sałatom. Przemianę materii mam w porządku, w przeciwnym przypadku już spokojnie mogłabym sobie przyprawić kółka i zamontować żagiel w celu łatwiejszego przemieszczania się. [/FONT] [FONT=Arial]Opuściwszy zaprzyjaźniony bar, potoczyłam się znowu na przystanek, wsiadłam do busa i pojechałam do swojego ulubionego miasteczka. Kłusem przebiegłam trzy ulice i ciemny park, ale i tak się spóźniłam. Weszłam w samym środku uroczystego otwarcie imprezy. Zebrałam się w sobie i przebiegłam przed sceną, potykając się o czyjeś nogi. Jak się potem okazało, pani burmistrz, pana burmistrza i przewodniczącego rady miejskiej. Z westchnieniem ulgi zapadłam w fotel, który zarezerwowała dla mnie jedna z moich ulubionych, niepełnosprawnych podopiecznych. Odsapnęłam trochę i dyskretnie wyjęłam z torby kupioną pod drodze butelkę wody mineralnej. Oprócz kilku łyków kawy i zupy żadnych płynów od rana nie miałam w ustach i zaczęłam dostrzegać objawy panicznego odwrotu najważniejszych elektrolitów. [/FONT] [FONT=Arial]Część oficjalna, jak zwykle u nas, trwała bardzo krótko, dzięki rzeczowości i normalności pani burmistrz. W dodatku była całkiem przyjemna i pogodna, bez tego denerwującego napuszenia i uderzania w górnolotne tony, które zwykle zdarza się w takich sytuacjach. [/FONT] [FONT=Arial]Przy występach ożywiliśmy się wszyscy. Fakt, że MOK działa wyjątkowo prężnie – pomyślałam z podziwem. I każdy, w każdym wieku, ma możliwość rozwijania swoich talentów, uczestniczenia w różnorodnych sekcjach i klubach, sympatycznych i twórczych kontaktów z ludźmi. O rany, chyba się przeprowadzę. Jeśli nie, to tylko z uwagi na opiekę zdrowotną, która jeży mi ze zgrozy włosy na głowie. [/FONT] [FONT=Arial]Na scenie prezentowały się zespoły, począwszy od dzieciaków w wieku przedszkolnym. Miałam szczęście, bo siedziałam w drugim rzędzie i widziałam wszystko doskonale... Bawiłam się świetnie. Aż do krytycznego momentu. Bez żadnych złych przeczuć oklaskiwałam młodzieżowy zespół „Czarny Pies”, który właśnie się pojawił i fachowo grzebał przy aparaturze. Klawisze, „gary”, bas, gitara i solista. Pewny siebie, przystojny i charyzmatyczny.[/FONT] [FONT=Arial]Młodzież w wieku późnej adolescencji i wczesnego odwrotu owłosienia. Ja nie wiem, co się teraz dzieje. Nawet w ostatniej klasie liceum wszyscy moi koledzy mieli włosy. Na CAŁEJ głowie. No dobra, nieważne. Łysiejący optymiści od dawna twierdzą, że „na mądrej głowie włos się nie utrzyma”. A mój łysiejący wykładowca anatomii rzucił niezobowiązującą uwagę, że mężczyźni z nieczynnymi jądrami nigdy nie łysieją. Nie, żeby chciał się jakoś zareklamować... [/FONT] [FONT=Arial]Młodzi muzycy połączyli kablami wszystko, co połączyć mieli i po paru próbnych akordach wystartowali. [/FONT] [FONT=Arial]O, dobry Jezu... Kiedy opadłam z powrotem na fotel, nie zdoławszy osiągnąć pierwszej prędkości kosmicznej, w odruchu samoobrony wcisnęłam palce do uszu i skuliłam się za oparciem poprzedzającego fotela. [/FONT] [FONT=Arial]Miałam pecha, bo siedziałam w drugim rzędzie... Na mojej twarzy musiała malować się groza i szczera udręka, bo siedząca dwa miejsca dalej prezeska klubu literackiego, raz spojrzawszy na mnie, dostała histerycznego ataku śmiechu i tak ją trzymało przez trzy okropnie długie utwory, które waliły się na mnie lawiną potwornego hałasu i wycia. Kilka plomb straciłam nieodwołalnie, ale przynajmniej ocaliłam błony bębenkowe. Choć dla pewności zarejestruję się do mojej laryngolog... Nawet nie było mi wstyd, że nie zdołałam wykazać odpowiedniego poziomu. Rozterka trwała krótko, zwyciężył instynkt samozachowawczy. Cóż, lepiej nie wykazać poziomu, aby zachować na przyszłość pion. Pocieszyło mnie to, że sporo osób pospiesznie opuściło salę; zaczęło to wyglądać niemal jak exodus. Po zapowiedzeniu ostatniego utworu, „Krzyk gwiazd”, wydałam bezwiedny, acz bolesny jęk. Jeśli teraz ma być krzyk.... Moje palce wciśnięte w uszy niemal się zetknęły, a prezeska pękała ze śmiechu. [/FONT] [FONT=Arial]Potem już nie byłam w stanie powrócić do poziomu poprzedniego rozluźnienia. Moja czaszka wciąż wibrowała, czułam, że włosy stoją mi dęba i być może tak im już zostanie, a prawe, bardziej wrażliwe ucho zgłasza uzasadnione pretensje...[/FONT] [FONT=Arial]Pół godziny później przemknęłam przed sceną potykając się o nogi pani burmistrz, pana burmistrza i prezesa rady miejskiej.[/FONT] Quote
samoglow Posted December 22, 2009 Posted December 22, 2009 Wszystkiego najlepszego dla Dogomaniakow i calego psiego swiata....:)))) Quote
joannasz Posted December 23, 2009 Posted December 23, 2009 [b]wspaniałych świąt wszystkim życzę! Wreszcie się wyśpimy. ;))[/b] Quote
lupak Posted December 23, 2009 Posted December 23, 2009 Cóż Wam przesłać pod choinkę? Może serca odrobinkę i pozdrowień szczerych moc w tą Najświętszą Cicha Noc. Zdrowych i spokojnych Świąt Bożego Narodzenia dla wszystkich! :mikolaj: :mikolaj: :mikolaj: Quote
FredziaFredzia Posted January 5, 2010 Posted January 5, 2010 Czytałam książkę, płakałam ze śmiechu w niektórych momentach... :) Super. Quote
joannasz Posted January 10, 2010 Posted January 10, 2010 Do połowy lutego mój adres to oddział rehabilitacji :/ Garecik pomysłowy, jak zawsze. Całujemy Was. Quote
ma_ruda Posted January 10, 2010 Posted January 10, 2010 [quote name='joannasz']Do połowy lutego mój adres to oddział rehabilitacji :/ Garecik pomysłowy, jak zawsze. Całujemy Was.[/QUOTE] Czy to oznacza, ze do połowy lutego nie będzie informacji o "pomysłowym Gareciku"?:-o Quote
Jagienka Posted January 11, 2010 Posted January 11, 2010 [quote name='joannasz']Do połowy lutego mój adres to oddział rehabilitacji :/ Garecik pomysłowy, jak zawsze. Całujemy Was.[/QUOTE] O nie... to przez wredne samochody czy wredną podgodę?? Jaknarychlejszego opuszczenia oddziału życzę. Quote
rita60 Posted January 11, 2010 Posted January 11, 2010 [quote name='joannasz']Do połowy lutego mój adres to oddział rehabilitacji :/ Garecik pomysłowy, jak zawsze. Całujemy Was.[/QUOTE] Zdrowka zycze i wracaj do nas szybciutko:calus: Quote
joannasz Posted January 26, 2010 Posted January 26, 2010 Ożeż, kurde, jak ja nie lubię tego nowego wystroju Dogo! To taka pomyłka, jak Amerykanin w szortach z polskiej flagi! No dobra, może to tylko moja opinia... Już jestem, wymiekłam i wypisałam się. Nadrabiam zaległości. Całuję Was. [FONT=Arial]22.12.2009, wtorek[/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] [FONT=Arial] W pracy dziwne pomieszanie przedświątecznego luzu i nawału podsumowań związanych z końcem roku. Skoncentrowana na swoich zajęciach, siedziałam w swoim gabineciku i nie zwracałam uwagi na to, co się dzieje w sąsiednim pomieszczeniu. Na obrzeżach świadomości majaczyła mi się jakaś rodzina z psem. Potem rodzina znikła, a pies chyba został... i było wokół niego jakieś zamieszanie. Właśnie zaczynało to do mnie mgliście docierać, gdy zagadnęła mnie Grazia. [/FONT] [FONT=Arial] -Joasia, taki ładny piesek jest tutaj, a ty nic?[/FONT] [FONT=Arial] Pospiesznie osiągnęłam mentalnie ziemię, a moja powłoka fizyczna przemieściła się w kierunku biurka Grażyny, obok którego stało cudo bardzo myśliwskie w sylwetce i kształcie mordki, w kolorach podpalanych rudości i brązów, z uszkami pierzastymi jak u Gareta. Spojrzeliśmy sobie w oczy.... To była miłość od pierwszego wejrzenia. Cudo uśmiechnęło się ciepło, zamerdało zgrabnym ogonkiem i uwaliło mi się na stopach. [/FONT] [FONT=Arial] -O Jezu, jakiś ty cudny! – jęknęłam ugodzona w samo serce, dokonując skomplikowanych czynności, aby, nie niepokojąc szczeniaka wyrywaniem spod niego stóp, jednocześnie móc go głaskać. Kotłowaliśmy się przez chwilę na podłodze, tymczasem Grazia wprowadzała mnie w sytuację. [/FONT] [FONT=Arial] Szczeniak, owszem, przyszedł za kimś, ale nikt się do niego nie przyznaje. Na dworze kilkanaście stopni mrozu, przecież nie da się go wypędzić w taką pogodę... Jedna naszych Kaś zgłosiła chęć zostania zastępczą matką, jednak niepokoi się, bo jej posesja jest nieogrodzona i piesek nie będzie bezpieczny. [/FONT] [FONT=Arial] Nagle wściekle zatęskniłam za posiadaniem jeszcze jednego psa. Mój rozsądek uderzył w dzwon Zygmunta, ale nadaremnie. Przypomniałam sobie, że rano kupiłam na święta trochę wspaniale wyglądającej szynki z kością. Powinna mu smakować... Wzięłam pieska na ręce, przytulił się do mnie tak ufnie i słodko, że nogi mi się ugięły z rozczulenia. Zeżarł spokojnie i metodycznie całą szynkę, napił się wody i zasnął zwinięty na moim kaszmirowym swetrze, który rozścieliłam na podłodze. Znacznie lepiej czuł się na kolanach, patrząc z zaciekawieniem na klikającą klawiaturę, ale jednak musiałam jeszcze trochę popracować. Jakoś mi nie szło. Oczyma wyobraźni widziałam malucha w domu. Zadzwoniłam do Kai. [/FONT] [FONT=Arial] Zgasiła mój entuzjazm natychmiast, we właściwy sobie, zdroworozsądkowy sposób. [/FONT] [FONT=Arial] -Mamuś, opanuj się. Przecież wiesz, że Garet w stosunku do zwierząt ma tylko dwa rodzaje zachowań: przelecieć albo zeżreć. No i wyobraź sobie babcię. Mrozy są, gdzie będziesz mieszkać?... [/FONT] [FONT=Arial] -Ale może...[/FONT] [FONT=Arial] -Weź, przestań. Nie bądź dzieckiem. [/FONT] [FONT=Arial] Odłożyłam słuchawkę i z ciężkim westchnieniem zanurzyłam się w dorosłość. Dziewczyny poszły w teren, zostałam sama. Piesek spał, wdychając i pojękując. Łapki mu drgały. Co za świnia wyrzuciła malucha na taki mróz? Natrętne myśli skrystalizowały się we wspomnienie. Z tydzień wcześniej widziałam go na rynku! Siedziałam na przystanku i obserwowałam pieska, który z nieśmiałym uśmiechem podchodził do przechodzących ludzi. Staruszka z laską rozczuliła się.[/FONT] [FONT=Arial] -Chodź ze mną, chodź, ja cię wezmę![/FONT] [FONT=Arial] -On chyba jest czyjś, bo się tu stale plącze – powiedziała jakaś kobieta. Staruszka po chwili zachęt zrezygnowała i odeszła, a psiak podbiegł do kogoś innego. [/FONT] [FONT=Arial] Poczułam, że włosy jeżą mi się ze złości. No pięknie, pies się błąka od dłuższego czasu. Dzięki Bogu to miasto, gdzie psy mogą sypiać na ulicach i nic ich nie przejeżdża ani nie potrąca, a ludzie zawsze coś rzucą. Sama niejednokrotnie dzieliłam się z czworonogami śniadaniem albo przyszłym obiadem. Co z nim zrobić? U kogo miałby jak w raju? Ha, no przecież. Moja serdeczna przyjaciółka Kasia niedawno przygarnęła kota, a marzy o psie. Po dwudziestu latach małżeństwa jej dom zaczyna się wzbogacać o pełnych miłości mieszkańców. Może...[/FONT] [FONT=Arial] -Kasia? Musisz tu zaraz przyjechać. To bardzo ważne. Wiem, ale to coś nadzwyczajnego! Nie, nie powiem ci. No to zbieraj się. Jestem pewna, że będziesz zachwycona! [/FONT] [FONT=Arial] Zerknęłam z zachwytem na śpiące cudo i w tym momencie jakiś spóźniony klient otworzył drzwi. Piesek zerwał się na równe łapy, najeżył i oszczekał natręta okrutnie groźnym głosem. [/FONT] [FONT=Arial] -Pracowników socjalnych nie ma! Proszę przyjść jutro, po siódmej! – wrzasnęłam przez dwa pomieszczenia. -Dobry pies – pochwaliłam cicho, z dumą, gdy drzwi się zamknęły. Dobry pies zamerdał szaleńczo ogonem, uśmiechnął się uszczęśliwiony, zwinął w kłębek i padł na sweter. [/FONT] [FONT=Arial] Na naszą stażystkę, która weszła chwilę potem, nawet nie warknął. Bożżże, jaki inteligentny! Zupełnie, jak Garet. Z wdziękiem przyjął porcję pieszczot i zachwytów. [/FONT] [FONT=Arial] -Edytko, bardzo cię proszę, mogłabyś go wyprowadzić? Masz chwilkę? Może chce mu się siusiu... [/FONT] [FONT=Arial] Wróciwszy z krótkiej wycieczki, maluch z powrotem zwinął się na moim swetrze i zasnął słodko. [/FONT] [FONT=Arial] Po chwili przyjechała Kasia. Też jej wcześniej nie widział, ale na jej wejście zareagował tylko machaniem ogonka. Kiedy podeszła do mojego biurka i z okrzykiem zachwytu przykucnęła, wywrócił się kołami do góry. Westchnęłam. No, to już mamy jasność. Są sobie przeznaczeni. [/FONT] [FONT=Arial] Smętnie śledziłam zabiegi Kasi podejmowane w celu zapewnienia męża, że niezbędnie potrzebują psa. MMS-y i rozmowy telefoniczne. Wreszcie, ku naszemu obopólnemu zdumieniu, zapadła decyzja na „tak”. Przynajmniej będę mogła odwiedzać swoje chrzestne dziecko... i pomyśleć, że chrzestną matką człowieka nie chciałam zostać ani razu... [/FONT] [FONT=Arial] -Zbieramy się – zdecydowałam z westchnieniem. Do zakończenia pracy zostało mi pięć minut, i tak wiedziałam, że następnego dnia muszę zostać godzinę dłużej, żeby ze wszystkim się uporać. Dwa artykuły i obróbka zdjęć. [/FONT] [FONT=Arial] Złapałam malucha w objęcia i z nosem zanurzonym w słodko pachnącym futerku poszłam za Kasią do samochodu. Po kilku minutach wjechałyśmy przez otwartą pilotem bramę. Drzwi otworzył jej najstarszy syn. Osłupiałemu, wepchnęłam w objęcia szczeniaka, hamując napływające do oczu łzy. Piesek zapiszczał. [/FONT] [FONT=Arial] -To jest Mati. Mati, to jest bezdomny szczeniaczek, którym się macie zaopiekować. Uczulam cię na to, żeby uważać na otwieranie bramy. Potrzebuje dużo ciepła i czułości. No to pa, malutki. Odwiedzę cię. Odwróciłam się zdecydowanie od drżącego szczeniaka i wybałuszonego Mateusza, któremu, co było widać gołym okiem, IQ chwilowo spadło ze 175 do 75. [/FONT] [FONT=Arial] W domu popadłam w przygnębienie. Paląc papierosa i masując obolałą szyję, rzucałam Kai ponure spojrzenia, jakby to ona była winna utracie moich marzeń o drugim psie... Nie zainteresowałam się nawet, czy dostała odpowiedź z firmy szkoleniowej odnośnie pracy, na którą czekała. Wiem, że i tak ją dostanie, jest w czepku urodzona, dostaje wszystko, czego chce...[/FONT] [FONT=Arial] Zniecierpliwiło ją to w końcu. [/FONT] [FONT=Arial] -No dobra, mamuś, wyjarasz i się wyglebisz, ok?[/FONT] [FONT=Arial] Zakrztusiłam się dymem i wybuchnęłam śmiechem. Kiedy się uspokoiłam, ułożyłam się do masażu z Garetem na głowie, kompletnie nieświadomym tego, że o mały włos miałby towarzysza zabaw, o ile wcześniej by go nie zeżarł. [/FONT] [FONT=Arial] Wieczorem zadzwoniłam do Kasi. Zapewniła mnie, że wszystko ok, rodzina się integruje, tylko kot zalicza przestrzenie pod meblami, sycząc z oburzenia. Uspokoiłam ją, że wkrótce sytuacja się unormuje. Zapytała, czy mogliby pieska nazwać „Garet”. Próbowali wszelkie możliwe imiona, ale żadne im nie pasuje, jak to... [/FONT] [FONT=Arial] -Ależ oczywiście – odparłam. –Tylko, czy zdają sobie sprawę z konsekwencji, jakie to imię niesie... [/FONT] Quote
joannasz Posted January 27, 2010 Posted January 27, 2010 ha, nie wiecie najważniejszego... a to jutro, jak mi Irena odpuści, bo dziś 8 godz. eskortowania do lekarzy; ja jestem gotowa do przyjęcia w trybie nagłym na oddz. psychiatrii, ale nikt mnie nie chciał, idioci! Quote
ma_ruda Posted January 27, 2010 Posted January 27, 2010 No to nie mogę sie doczekać tych sensacj:crazyeye:. Jutro będzie za kilka minut a dzisiaj o tej porze to chyba niezdrowa ciekawość?:oops: No ale trudno. Może mnie też nie zechcą na oddziale psychiatrii; spróbuję cierpliwie czekać na to "najważniejsze":cool3: Quote
lupak Posted January 27, 2010 Posted January 27, 2010 [quote name='joannasz'] ja jestem gotowa do przyjęcia w trybie nagłym na oddz. psychiatrii, ale nikt mnie nie chciał, idioci![/QUOTE] I chwała Bogu :diabloti: To będzie i najważniejsze, i .... Garet bis :multi::multi::multi: Życie jest piękne :multi::multi::multi: Quote
joannasz Posted January 28, 2010 Posted January 28, 2010 Irena za chwilę; na razie ten pomysłowy idiota! [FONT=Arial]01.01.2010, wtorek[/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] [FONT=Arial] Zima w tym roku nie żartuje, a ma być tylko gorzej. Z obawą patrzę na szybko topniejący, w przeciwieństwie do śniegu, zapas groszku. Cud będzie, jeśli wystarczy do marca...[/FONT] [FONT=Arial] Szampana przed Sylwestrem wystawiłam do schłodzenia pod ścianę domu. Kiedy ja zamartwiałam się nad węglem, Garet brykał po ogrodzie. Kaja była w pracy, bo jednak ją dostała. Wiedziałam. Ta to ma szczęście! Pracuje dokładnie tam, gdzie chciała, jako specjalista ds. szkoleń i będzie zarabiać więcej ode mnie... [/FONT] [FONT=Arial] Oderwałam wzrok od pieca, bo dotarło do mnie, że pies szczeka w jakimś dziwnym miejscu. Zaniepokojona wyskoczyłam z piwnicy i serce mi zamarło. Cholerny kundel stał za bramą, na podjeździe sąsiada. Na szczęście sąsiada nie było, więc furtka od ulicy była zamknięta. Z martwoty wpadłam w pasję. Darłam się jak opętana, walcząc z zasuwką bramy, a podły przestępca przyglądał mi się ze sceptycznym uśmiechem na wrednym pysku. [/FONT] [FONT=Arial] Od razu wiedziałam, co się stało. Mówiłam Kai w jesieni, że niepokoi mnie wspornik przy murze pod modrzewiem. [/FONT] [FONT=Arial] -On po tym wylezie jak nic i przejdzie przez siatkę![/FONT] [FONT=Arial] -Mamuś, daj spokój, to duży pies, a nie kotek![/FONT] [FONT=Arial] Mimo wszystko wywlokłam z piwnicy duży kawał sklejki i zasłoniłam wspornik. Kaja wymownie popukała się w głowę i wymamrotała coś o paranoi. [/FONT] [FONT=Arial] Teraz sklejkę odrzucił albo wiatr, albo czarny wicher, a modrzew po wczesnych, obfitych opadach śniegu, które wykarczowały nam z korzeniami trzydziestoletnią jabłoń, stracił najniższy konar. Dla tego paskudnego bystrzaka wypatrzenie drogi na drugą stronę siatki to był drobiazg. Wdrapanie się po wsporniku na wysokość metr trzydzieści i przeciśnięcie między gałęziami – pikuś. [/FONT] [FONT=Arial] Trzęsąc się z furii i strachu, bo wyobraźnia pracowała mi jak szalona, zawlokłam zdumionego potwora do domu i pobiegłam do Ireny. Musiałam wyglądać co najmniej niepokojąco, bo wybałuszyła na mnie oczy i chwilę trwało, zanim zrozumiała, o co mi chodzi. [/FONT] [FONT=Arial] -A wiesz – zdjęła okulary – od jakiegoś czasu miałam wrażenie, że on gdzieś znika... [/FONT] [FONT=Arial] -Jezu... – padłam na fotel płosząc Marchew, bo zrobiło mi się słabo. –Przecież oni tę furtkę na ulicę trzymają otwartą przez cały dzień... To cud, że ten przeklęty idiota jeszcze żyje... Zabiję tego cholernego kundla!!! On mnie wykończy! – nie mogłam się zdecydować, co nastąpi wcześniej...[/FONT] [FONT=Arial] Kiedy nieco ochłonęłam, zadzwoniłam do Kai. Ubawiła się, jak rzadko. No cóż, przynajmniej ktoś jeden się ucieszył... [/FONT] [FONT=Arial] -Bo ty, mamuś, wymyślasz taki okropieństwa, zupełnie jak babcia, a potem Garet je realizuje![/FONT] [FONT=Arial] -Nieprawda! Ja tylko staram się uprzedzić jego chory, zbrodniczy umysł![/FONT] [FONT=Arial] Kaja i Sebastian poszli na Sylwestra do Klaudii i Mariusza. Szczęśliwych do nieprzytomności, bo Klaudia jest w ciąży. [/FONT] [FONT=Arial] Garet i ja włączyliśmy sobie telewizor (udało mi się już za drugim razem, a myślałam, że zapomniałam, którym pilotem najpierw i którym klawiszem potem) i oglądaliśmy komedie romantyczne, pociągając nosami. Od tego wpadłam w takiego doła, że łzy mi ciekły do martini asti. Jak wiadomo, komedie romantyczne wymyślono po to, aby budzić nierealistyczne oczekiwania, i żeby człowiek mógł gładko wpadać w stany depresyjne, zastanawiając się, czemu ma przerypane, skoro może być tak pięknie... Przecież życie jest takie krótkie... [/FONT] [FONT=Arial] Smarkając w świąteczną serwetkę z kwiatami poisencji i jagodami ostrokrzewu, odbierałam telefony i sms-y od przyjaciół i znajomych. Z życzeniami, a jakże, szczęśliwego... spełnienia... i innych idiotyzmów, w które chyba nikt nie wierzy. Tylko Jarek uczciwie napisał, że mają dość tego pieprzonego sylwestra, pies się trzęsie z wybałuszonymi oczami, siedząc pomiędzy nimi na kanapie, pęcherz mu pewnie pęknie, chyba że wcześniej dostanie zawału. [/FONT] [FONT=Arial] Garet spisywał się dość dobrze, dopóki kanonada nie przybrała na sile. Zahamował gwałtownie przy choince, uszy mu stanęły, oczy zapłonęły, warknął, zaszczekał i widać było walkę pomiędzy jego prawdziwą naturą, skłaniającą go do stanięcia do konfrontacji z wrogiem, a lękiem, podpowiadającym ukrycie się. Lęk zwyciężył i uciekł, jak się okazało, do łazienki. Koty już dawno kolejno wpełzły pod moje łóżko. [/FONT] [FONT=Arial] Północ i okolice spędziliśmy w łazience. Siedziałam przygnębiona na kiblu, paląc papierosa, Garet dygotał oparty o moje kolana. Miejsce wybrał najlepsze z możliwych, łazienka jest położona pośrodku domu i w miarę izolowana, chociaż wybuchy i tak było słychać.[/FONT] [FONT=Arial] Położyliśmy się wkrótce potem. Wyjątkowo, bez błagania i umizgów, miałam w łóżku rozkosznie przytulonego psa, a pod łóżkiem wszystkie koty... Z wyjątkiem Pancernika, ale o Pancerniku następnym razem. [/FONT] [FONT=Arial] Kaja i Sebastian wrócili rano i Garet poszedł spać do nich, na piętro. Perła i Koleś przeniosły się na moje łóżko. [/FONT] [FONT=Arial] Wczesnym popołudniem przegrzebałyśmy piwnicę w poszukiwaniu rolki siatki. Potem, zaopatrzone w kombinerki i piłę, zabrałyśmy się do rozpinania pomiędzy ogrodzeniem wewnętrznym a tym od ulicy zasieków uniemożliwiających Garetowi popełnienie samobójstwa. Kaja wciąż nie dowierzała, że kundel ma zdolności akrobatyczne. Bardziej była skłonna wierzyć w teleportację. Uwierzyła, gdy wrednielec zręcznie jak kozica wylazł po wsporniku i stanął nad naszymi głowami, balansując swobodnie na murku szerokości dziesięciu centymetrów. Od razu mi się dłonie spociły, a kręgosłup zdrętwiał. Oczywiście naszemu psu obce jest poczucie lęku wysokości. [/FONT] [FONT=Arial] Nie założyłam rękawiczek i sprężynujące druty co chwilę waliły mnie w przemarznięte dłonie. Buty ślizgały się po warstwie lodu ukrytej pod śniegiem. Wystrojeni sąsiedzi, wędrujący do kościoła, z zaciekawieniem przyglądali się naszym zmaganiom. [/FONT] [FONT=Arial] -Super jest – warknęłam, drapiąc się piłą po głowie po odcięciu kolejnej gałęzi z modrzewia. –Święto, a u nas jak zwykle fascynująca impreza![/FONT] Quote
joannasz Posted January 28, 2010 Posted January 28, 2010 [FONT=Arial]03.01.2010, niedziela[/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] [FONT=Arial] Od początku zimy nastąpiło u nas przegrupowanie kotów. Pod koniec lata odszedł Szkaradny Kocurek. Nie znalazłyśmy jego zwłok, ale było dla nas oczywiste, że tajemnicza, wrodzona, wyniszczająca choroba, pomimo desperackich prób leczenia w ślepo, zwyciężyła. Z całej rodziny pozostałą tylko siostra. Ponieważ ubyła nam tragicznie zmarła Lisia, logicznym się wydawało, aby wpuścić do domu to bure paskudztwo. Irena oswajała ją przez parę tygodni, ku żywiołowemu niezadowoleniu naszych kotów i Gareta. Ostatecznie Kocica zalęgła się na stałe na komodzie Ireny, pod ścianą ciepłą od przebiegającego w tym miejscu komina pieca. [/FONT] [FONT=Arial] Zimą nasze koty osiągają spore gabaryty. Najwyraźniej to widać po Perle i Kolesiu. Kolesia przybywa z 300%, dobija do ośmiu kilogramów i zyskuje przydomek „Kocuś-Klocuś”. Perła wygląda jak mała, tłusta mysz. Marchew jak zwykle napuszona i nikt nie wie, co pod tym futrem się kryje, a Gacia, po przejściach z żuchwą, trzyma się w normie fizycznej, natomiast ego jej się rozrosło do rozmiarów wszechświata. Ale to, co prezentuje sobą nowa mieszkanka naszego domu, przechodzi ludzkie pojęcie. I to nie tylko zimą, ona tak ma. Jej matka była szczupła, jej brat rozpaczliwie chudy, a ona kojarzy się z osobliwym skrzyżowaniem solidnie opancerzonego pojazdu z pancernikiem. Zawieszenie zerowe, nad zawieszeniem masa zdolna udźwignąć kulę ziemską. Od razu nazwałam ją Pancernikiem. [/FONT] [FONT=Arial] Pancernik stopniowo i niemal niedostrzegalnie rozpanoszył się w całym domu. Z komody Ireny przeniósł się na moje miejsce na ławie w jadalni. Nawet Garet wie, że lubię siedzieć pod oknem na jedwabistej skórze z merynosa. Do niej to nie dociera. W zaciętym milczeniu, obrzucając się wrogimi spojrzeniami, walczymy o miejsce – ja o moje, ona o świeżo nabyte. Garet tylko czeka na najmniejszy znak z mojej strony, żeby pogonić Pancernika. Nie jest w tym odosobniony. Perła, o dziwo, całkowicie porzuciła wędrowny tryb życia i nie rusza się z domu. Swoim jedynym, płonącym okiem namierza wroga, ogon jeży jej się jak gigantyczna kukurydza, i z dzikim wyciem rusza do walki. Pancernik piszczy jak gumowa zabawka, okopując się w swoim imponującym ciele, Garet rusza na odsiecz Perle i awantura grzmi na cały dom. Podobnie reaguje Gacia. Niestety, większość tych wojen odbywa się w nocy, co potęguje moją niechęć do Pancernika. Bez najmniejszych wyrzutów sumienia szczuję na nią Perłę i Gareta. Zwłaszcza, gdy okazało się, że paskudztwo ostrzy sobie pazury na kosztownym, zabytkowym fotelu w korytarzu, na którym Garet zwyczajowo wpada w depresję. [/FONT] [FONT=Arial] Pomimo naszych zmasowanych wysiłków, Pancernik rozpanoszył się w całym domu. Zaplułam się, ujrzawszy ją na kanapie w moim pokoju. No, już bez przesady. Za chwilę znajdę ją w swoim łóżku! [/FONT] [FONT=Arial] Perła, porzuciwszy dotychczasowy, wędrowniczy tryb życia, zmieniła się w kota obronnego. Większość dnia spędza na moim łóżku, w każdej chwili gotowa do konfrontacji. Noce przesypiamy razem. Zawsze była przytulna, to znaczy w rzadkich chwilach swojej obecności. Teraz ujawnia tę słodką część swojej natury przywierając do mnie jak broszka. Gdy wstaję do łazienki, siada na łóżku i czeka. Ostrzega mnie miauknięciem, żebym się na niej nie uwaliła po powrocie, bada sytuację, na którym boku się ułożę i z potężnym mruczeniem wtula się w moje ramię lub szyję. Opuszcza mnie na chwilę tylko wtedy, gdy Pancernik narazi się Gaci, o czym świadczy nocne wycie jednej i irytujące popiskiwanie drugiej. Zrobiwszy z tym wszystkim porządek, natychmiast wraca. Gładzę jej sprężystą, zjeżoną sierść i zasypiamy w swoich objęciach. Czujne oko przymyka się, utulone rozkosznym mruczeniem. Pancernik nadal zawłaszcza teren, co wisi tylko filozoficznie nastawionemu Kolesiowi i ostrożnej Marchwi; Gacia przechodzi różne fazy psychozy, a Perła cudownym trafem zamieniła się w domowego kota. Pancernik rekompensuje sobie brak sympatii grasując po miskach. Sądzę, że przebiła sikorkę. Zjada kilkakrotnie więcej, niż waży... [/FONT] Quote
ma_ruda Posted January 29, 2010 Posted January 29, 2010 Zastanawiam się dlaczego tu tak cicho? Wprawdzie wyczyny Gareta mroża krew w żyłach, ale to można potraktowac jako skuteczny sposób na mrozy (właśnie w tej chwili wysłuchałam prognozy pogody: prawdziwa zima podobno jeszcze przed nami! A ja wciąż jestem ciekawa czego najważniejszego nie wiemy? A może nie wiemy... że druga część "Gareta..." jest juz w księgarniach? Już nie mogę się doczekać. Quote
FredziaFredzia Posted January 31, 2010 Posted January 31, 2010 Pancernik po prostu znalazła sobie SWÓJ dom. ;) Quote
joannasz Posted February 7, 2010 Posted February 7, 2010 [COLOR=black][FONT=Arial]05.01.2010, piątek [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial]Wciąż czuję się dziwnie, pisząc datę 2010. Jeszcze się nie oswoiłam. Ile jeszcze tych 20.. będzie? Któż to wie. [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial]Tym razem mój jedyny wyjazdowy wypoczynek nie spełnił swojej roli. Nawet raz na trzy lata nie mogę... [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial]-W złym momencie wypadł ten twój wyjazd – wymamrotała z niezadowoleniem Irena. [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial]Mój fatalny wyjazd wypadł w momencie, kiedy nasiliły jej się dolegliwości nerwicowe. Powód oczywisty – Kaja powoli odchodzi do swojego życia, w dodatku z nieakceptowanym przez Irenę facetem, ja, jak na złość, jeszcze pracuję, a gdy nie pracuję – wyjeżdżam. Irena zostaje w domu z całym dniem do zagospodarowania. I nie wie, jak to zrobić. Jedyny pomysł, na jaki wpadła jej podświadomość, to złe samopoczucie. Notorycznie złe, fatalne i jeszcze gorsze. Codziennie szantażowała nas potrzebą wezwania pogotowia. Tłumaczyłam cierpliwie, że poczucie oszołomienia nie jest bezpośrednim zagrożeniem życia, więc albo pogotowie w ogóle nie przyjedzie, albo, co gorsza, przyjedzie, i trzeba będzie za to zapłacić. [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial]-Ale ja źle się czuję – upierała się. [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial]Co drugi dzień któraś z nas (głównie ja) transportowała ją do lekarza rodzinnego. Nasz ukochany doktor znosił z anielską cierpliwością i uprzejmością te najazdy, tylko twarz czerwieniała mu bardziej, niż zwykle. Irena została przebadana od A do Z, budząc swoimi wynikami wściekłą zazdrość doktora i moją. Każde z nas życzyłoby sobie takich wyników... Złe samopoczucie jednak nie mijało. Powód oczywisty – tło psychogenne. My to wiedzieliśmy, Irena prawie rozumiała, ale nie miało to w najmniejszym stopniu wpływu na rzeczywistość. [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial]-Dziś już naprawdę chciałam wezwać pogotowie, ale nie wiem, co by się z twoim psem stało... Pewnie by wyskoczył na ulicę... – moja mamusia rąbnęła mnie między oczy tą informacją, kiedy, rezygnując z zabiegów, przejechałam do domu na baaardzo wczesny weekend. [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial]Zrobiło mi się niedobrze i jako żywo stanął mi przed oczami incydent niewydolności krążeniowej, stanowiący ukoronowanie mojej długiej, a niezidentyfikowanej, jesiennej choroby. Prawdopodobnie był to pierwszy w naszym mieście przypadek świńskiej grypy. [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial]Akurat wyszłam na przepustkę ze szpitala i przyjechali mnie odwiedzić Kasia i Tomek. Czułam się średnio, a w trakcie rozmowy zrobiło mi się wściekle gorąco, słabo, a moja twarz przybrała apetyczny kolor ćwikły. [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial]-Asia, czy ty się dobrze czujesz? – zapytała niepewnie Kasia. [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial]-Ależ tak, doskonale – zapewniłam, walcząc z brakiem oddechu i wściekłym, nierytmicznym, biciem serca. –Zaraz sobie otworzę okno... [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial]Wspomniane objawy nasiliły się do tego stopnia, że postanowiłam wywiesić białą flagę. [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial]-No dobra – wysapałam – nie czuję się najlepiej... Właściwie...[/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial]-Wezwać pogotowie? – zapytała rzeczowo Kasia, zrywając się z kanapy. [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial]-I to szybko – wycharczałam, zbierając się z łóżka, na którym polegiwałam. [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial]-Co ty robisz?![/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial]-Idę się wykąpać, mam tłuste włosy – sapnęłam, po czym miękko zaliczyłam podłogę w progu kuchni. –Albo nie – zmieniłam zdanie, wypełzając po framudze do pozycji prawie stojącej. [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial]Przez szum w uszach i czarną pajęczynę zasnuwającą oczy starałam się kontrolować sytuację. Kasia chwilę pertraktowała z Ireną, potem zadzwoniła na pogotowie, ja tymczasem padłam na zabytkowy fotel w korytarzu przysięgając sobie, że już nigdy nie dopuszczę do przetłuszczenia włosów, jeśli tylko przeżyję, co wydawało mi się mocno wątpliwe... Właściwie, przez całe życie się męczę, miotając się wśród różnorodnych lęków. Niczego ważnego nie zostawiam, niczego dobrego się nie spodziewam... Niech to tylko nastąpi jak najszybciej, niech ma to z głowy – myślałam, walcząc o oddech i mrugając oczami w narastającej ciemności. [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial]W chwilach przebłysków świadomości widziałam, ze stoją nade mną wszyscy, a przy życiu trzymała mnie przerażająca myśl – Garet, znajdujący się w tej chwili w stanie skrajnej histerii, wyskoczy na ulicę...[/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial]-Kasia.. pies.. piwnica.. zamknij... – wyszeptałam.[/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial]-Dobrze, nie denerwuj się.[/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial]Zmagania z Garetem przekroczyły jej możliwości, Tomek też nic nie pomógł. Garet, skomląc i jęcząc, wyrywał się i przednimi łapami uderzał we mnie, zawodząc rozpaczliwie. Zestresowana do nieprzytomności charczałam, ale nie byłam w stanie się ruszyć. [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial]W tym momencie wpadli ratownicy medyczni zażądali zamknięcia psa. Pies wpadł w amok, Kasia robiła, co mogła, Irena starała się pomóc, ja myślałam, że to najgorszy rodzaj śmierci, ratownicy usiłowali dostać się do mnie, ja usiłowałam mentalnie uratować Gareta, wreszcie jakoś udało się go wepchnąć do piwnicy i zamknąć drzwi na klucz, z ulgą zaczęłam tracić świadomość, gdy nagle Irena stanęła nade mną i zawołała:[/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial]-Gdzie jest klucz od bramy?!! Jutro jest wywóz śmieci! Trzeba kosz wystawić!!![/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial]Z wysiłkiem uniosłam powieki. [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial]-Kasia... – wyszeptałam resztkami sił – niech... ona... się ...od*******i... [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial]-Pani Ireno, nie teraz, później! [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial]W jakiś sposób z korytarza znalazłam się na kanapie w pokoju i ratownicy usiłowali mi zrobić ekg. Słyszałam, jak wymieniają uwagi, że ciśnienie wysokie, akcja serca niemiarowa, a elektroda nie trzyma. Zażądali mokrego ręcznika, Kasia przyniosła, a mnie było pikuś. Garet, dobijający się wściekle do drzwi, był bezpieczny. [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial]Posmarowali nie po raz kolejny wodą, znowu elektroda nie trzymała, kobieta ją docisnęła, a dwóch panów usiłowało zapanować nad urządzeniem. Ach, mój pierwszy zawód! Gdybym mogła tylko wstać i sama sobie zrobić ekg... [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial]Kiedy zdecydowali się na rozrzutność i zastosowali żel zamiast wody, aparat wysiadł. [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial]-Co się dzieje?[/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial]-Bateria siadła.[/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial]-Daj drugą![/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial]-Nie mam.[/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial]-Zasilacz?[/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial]-Nie wziąłem kabla... [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial]-Nosze i do karetki![/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial]Pomyślałam mgliście, że gdyby taki dialog trafił na kogoś z zawałem, mieliby z głowy. Ach, jakże bym mogła wzbogacić swoje badania na temat komunikacji pomiędzy personelem medycznym i pacjentem... gdyby mnie to jeszcze interesowało... [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial]W karetce zostałam oblepiona elektrodami, założono mi wenflon, i staliśmy pod domem do czasu zrobienia odczytywalnego ekg, po czym ruszyliśmy triumfalnie na sygnale do szpitala. Dostałam niekontrolowalnego napadu drgawek, który towarzyszył mi przez najbliższe trzy godziny. Nic nie pomogły tony kocy. Na oddziale ratunkowym udało się obniżyć ciśnienie, wyrównać akcję serca, ale dygotałam nadal, jak wściekła. Po czterech godzinach, z moją najlepszą przyjaciółką, Kasią, wciąż zszokowaną, wróciłam do domu. [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial]Powitał mnie rozhisteryzowany Garet i dziwnie energiczna Irena. Jej własne dolegliwości minęły bez śladu, poinformowała mnie, że zatrudniła sąsiada do wywleczenia przed dom pełnego kosza na śmieci, po czym wyznała, że sądziła, że już z tego nie wyjdę... [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial]-No to, kurde, dzięki, mamusiu! Ostatnia wiadomość, jaką bym zabrała na drugi świat, to twoje pytanie, gdzie jest pieprzony klucz do pieprzonej bramy!!! Bardzo, kurde, wspierające!!! [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial]Irena uśmiechnęła się promiennie i wróciła do układania pasjansa, a my z Garetem, scaleni, wynieśliśmy się do swojego pokoju. [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial]cdn[/FONT][/COLOR] Quote
Jagienka Posted February 8, 2010 Posted February 8, 2010 Rany boskie :crazyeye::crazyeye::crazyeye: Pani Joanno... Trzymać się!!! Nie dać się... i kategorycznie organizmowi Pani zabraniam... następnych takich.... :shake: Quote
joannasz Posted February 9, 2010 Posted February 9, 2010 spoko, o było w jesieni... teraz mam lepsze pomysły :) Quote
Jagienka Posted February 10, 2010 Posted February 10, 2010 [quote name='joannasz']spoko, o było w jesieni... teraz mam lepsze pomysły :)[/QUOTE] :mdleje:[COLOR=white].................................[/COLOR] Quote
joannasz Posted February 23, 2010 Posted February 23, 2010 Jezu, czy nikt nie jest w stanie zapanować nad ustawieniami tego portalu?!! Po co byo zmieniać dobre na gorsze?! Gdyby zrobione przez mnie strony tak działały, zabiłabym się!!! [COLOR=black][FONT=Arial]16.02.2010, wtorek[/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial] [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial] Spokojnie, na razie żyję. Podejrzewam, że ta jesienna choroba to była po prostu świńska grypa, niezdiagnozowana, za to z powikłaniami. Do niedomagań Ireny, na szczęście już historycznych (i histerycznych), wrócę przy okazji. [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial]Na razie mam doła. Na tematy egzystencjalno-bilansowe. Jak pisał Sztaudynger „Zanim się opamiętasz, kołyska, ołtarz, cmentarz – i robisz smutne odkrycie, że to już całe życie”.[/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial] Dwa dni temu dostałam sms-a od przyjaciółki: „Serdeczne całuski z okazji Walentynek dla najlepszej przyjaciółki. Mam doła. Czemu się nie odzywasz, małpo zielona? Czy ja coś zrobiłam?!” Odpisałam, zgodnie z prawdą: „Nic nie zrobiłaś. Ja też, k...a, mam doła. Najserdeczniejsze uściski z wyżej wymienionej okazji dla Ciebie”. [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial] Kiedy dzisiaj pełzłam przygnębiona po chodniku mojej okropnie długiej ulicy, zastanawiałam się, skąd to ogólne zdołowanie. Przejście było akurat na jedną stopę, bo nikt nie odśnieża, a za zimno, żeby straż miejska jeździła. A zresztą przyjedzie, każe odśnieżyć i co? Jeszcze jakiś staruszek z laską wytknie im, że sam od czasu do czasu zamienia laskę na łopatę, a wzdłuż murów kilku rezydencji, w ogóle, nawet jedną nogą, przejść się nie da, chyba że w okolicy automatycznej bramy, po koleinach wyjeżdżonych przez wypasione terenowce z napędem na cztery łapy i okolice. [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial] Więc stawiam sobie tę stopę i czekam, aż pokona kilka lodowych garbów, żeby jakoś się ustabilizować, stawiam drugą, czekam, dotarłam do przejścia dla pieszych zabezpieczonego od strony ulicy półmetrową hałdą śniegu i postanowiłam przedostać się na drugą stronę, bo wiem, że na tamtym chodniku chwilami da się postawić obie stopy. Wyjąwszy moment, gdy ktoś nadchodzi z naprzeciwka. O, to jest ciekawe. Wąska ścieżka wydeptana w śniegu, dwie zbliżające się osoby w porywie gorliwej uprzejmości dają susa w zaspy i brną po obu stronach pustej ścieżki. A niechby ktoś nie uskoczył i wygodnie sobie przeszedł, od razu się myśli „ale cham...”. [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial] Stanęłam przed półmetrową hałdą zbierając siły i komunikując wyraźnie zamiar przejścia na drugą stronę ulicy (zgodnie z ustawą prawo o ruchu drogowym). Ulica jest ruchliwa. Jestem w Polsce. Nie jestem w Krakowie. A zatem pokonanie przejścia dla pieszych oznacza, że w dowolnie wybranym momencie muszę rzucić się pomiędzy pędzące samochody oddając swoją duszę komuś tam, a ciało anatomopatologowi. Uff!!! Jeszcze raz się udało! [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial] Wspięłam się na kolejną półmetrową hałdę zasyfiałej zmarzliny, ostatnie całe więzadła w kolanach nie puściły, dobrze jest! W poczuciu triumfu rozejrzałam wokół. Dół? No jasne! Wszystko w kolorze owsianki. Niebo, ziemia, powietrze... I jak to nie popadać w nastroje depresyjne? Baterie słoneczne się wyczerpały! Po prostu. Zadanie dla naukowców: nie żadne tam około tematu, konkretnie: odkryć miejsce (od razu mówię, to nie mózg), gdzie jest kieszonka zawierająca baterię słoneczną. I umożliwić dostęp, aby dało się bez trudu naładować. Psychiatrzy po pięciu latach pracy będą mogli przejść na emeryturę, a ludzkość będzie wdzięczna do grobowej deski. No i Nobel, Nobel... Z całą pewnością jest to miejsce najrzadziej poddawane badaniu rezonansem i tomograficznemu. Tyle mogę podpowiedzieć. Z pozdrowieniami dla wszystkich zdołowanych. [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial] [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial]23.02.2010, wtorek[/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial] [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial] Boże mój, wreszcie od kilku dni słońce! Czuję, że nieśmiało wraca mi chęć do życia. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak okropnego doła miałam przez całą zimę. I nagle – jakby spełzła ze mnie jakaś straszna, mroczna zmora. [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial] Przechodząc przez pokój koleżanek dobrowolnie wypowiedziałam kilkanaście pełnych zdań pogodnym głosem, po raz pierwszy od miesięcy, czym wprawiłam je w radosne osłupienie. Naprawdę, trzeba mieć do mnie masę cierpliwości.... [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial] -Ty powinnaś się w zimie naświetlać – zawyrokowała Ewka. [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial] -Powinnaś stale nosić lampkę na czole – roześmiała się Grażyna. [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial] -Jasne, taką jak górnicy, tylko skierowaną nie na zewnątrz, a w oczy – zgodziłam się. [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial] W nocy nadal prawie nie sypiam, ale poziom energii zdecydowanie mi się podniósł. Przemeblowaliśmy z Garetem pokój. Teraz jest znacznie lepiej. Oczywiście, fotel musiał zostać pod oknem, żeby pies mógł swobodnie wchodzić na parapet. Pod okno powędrowało też biurko, co budzi niepokój Kai. [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial] -Jak on przeleci na skróty albo wygodniej się ułoży, to po twoim monitorze – kracze ponuro. –Lepiej go przesuń jak najbardziej do siebie...[/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial] Faktycznie, Garet żyje w złudnym przekonaniu o poszerzeniu parapetu. Monitor w realnym o zwężeniu blatu biurka. Na razie żaden wypadek nie nastąpił, choć parę razy widziałam taki błysk w oku Gareta, jakby przymierzał się do wskoczenia na łóżko zgrabnym łukiem wprost z parapetu. Na razie bada nowe ustawienie kanapy, skacząc ponad stołem na fotel. Chwała Bogu i Holendrom, że te meble są tak solidne. Żaden polski nie przetrwałby nawet roku takiego traktowania. [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial] Dziś, na fali przemian, postanowiłam zmienić meble w swoim gabinecie. Część koleżanek z mojej rodziny zastępczej dostała nowe biurka, a stare powędrowały do graciarni. Weszłam tam i przy mdłym świetle słabej żarówki, w przenikliwym zapachu pleśni, zrobiłam inwentaryzację. Od razu uznałam, że przyda mi się ażurowe biurko pod komputer, biurko tradycyjne i mały regał. Wszystko czarne, pasujące to mojego fotela i tapicerowanych krzeseł. Może uda mi się wycyganić od dziewczyn szafę w zamian za trzy ohydne plastikowe biurowe szafki na dokumenty? Szafki są jasnoszare z żaluzjowym zamknięciem. Cymbał, które je projektował, wymyślił zapewne, że żłobienia wewnątrz, komponujące się z zewnętrznymi, zapewnią dodatkowe pół etatu sprzątaczce. Przytomnie też zaokrąglił górę, aby zmniejszyć pojemność tych paskudztw i uniemożliwić położenie na nich czegokolwiek. Sukces stuprocentowy. [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial] Biurko też doprowadzało mnie do rozpaczy. Miejsce na komputer jest szczelnie zabudowane z tyłu, co powoduje, że gorące podmuchy od duszącego się kompa lecą mi wprost na nogi i w twarz. Dodawszy do tego dwie potężne karbowane rury stanowiące kaloryfer, a ciągnące się przez całą ścianę gabinetu oraz nagrzane do nieprzytomności rury biegnące górą i zmierzające na wyższe piętra, można sobie wyobrazić, jakie męki cierpiałam w tym niewielkim pomieszczeniu. Co chwilę skakałam jak małpa po krześle, żeby otworzyć albo zamknąć wielkie, poziome okno umieszczone pod sufitem. I tak nie miałam najgorzej. Każdy wchodzący jęczał z rozkoszy, że jest czym oddychać... Z jakiegoś powodu palacz grzeje na ful puszczając z dymem pieniądze podatników, na kaloryferach brak regulatorów ciepła, na wyższych piętrach wszyscy chodzą roznegliżowani, resztkami sił powstrzymując się od rozebrania do bielizny albo gremialnej ucieczki, bo w takich warunkach mózg funkcjonuje na pół gwizdka, uległszy częściowe koagulacji. [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial] Do przemeblowania przystąpiłam z samego rana, kiedy tylko doszłam do siebie po podróży zatłoczonym busem. Kiedy wsiadam, wolne miejsca są tylko z tyłu, bo ci jadący do Katowic z perfidną złośliwością zajmują przód pojazdu. Po drodze pasażerów przybywa, w rezultacie, żeby wysiąść przystanek poza centrum, muszę w rynku przedrzeć się do przodu. W połowie drogi wsiadła Beata. Stała obok mojego siedzenia i jako pierwsza rozpoczęła przedzieranie się do przodu. Ruszyłam za nią. Dobrze jej szło, dopóki jej stopa nie zaklinowała się pomiędzy moimi. Nie miałam możliwości manewru, bo na zwolnione przeze mnie miejsce rzuciła się z całą mocą korpulentna i zdeterminowana pani, przejście jest wąskie, z przodu jęczeli taranowani przez ową damę, ja jęczałam odsuwana do tyłu przez nią, za mną jęczeli dociskani przeze mnie... Sytuacja patowa. Coś w rodzaju: „niech pan wyjmie nogę z mojej kieszeni, bo ta pani, która pode mną leży, chce wysiąść...”[/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial] -Chciałabyś odzyskać swoją stopę? – zagadnęłam z bolesną ironią. [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial] -Przydało by się – stęknęła Beata. Wokół rozległy się chichoty, ktoś poradził prącej do wolnego miejsca pani, żeby obróciła się bokiem; różnica wymiarów, choć niewielka, rozładowała korek. [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial] Po otworzeniu okna i paru łykach aromatycznej kawy odzyskałam władzę nad ciałem i zabrałam się za wypakowanie śmieci z dotychczasowych mebli, a potem za przesuwanie. Po jakimś czasie Ewka nie wytrzymała i pomogła mi. Nasza nowa sprzątaczka, perfekcjonistka, perła, brylant, istny cud – zabrała się za mycie ohydnych, plastikowych szafek. Potem Grażynka zabrała się za założenie żaluzji w moim oknie, która odpadła rok temu. [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial] O dziesiątej w moim gabinecie było dwa razy więcej mebli, niż poprzednio, i dwa razy więcej miejsca. No, cud po prostu! Za to mój kręgosłup, zmuszony do działań absolutnie zabronionych, zaprotestował ostro i złośliwie. Ledwie dwa dni wcześniej skończyłam serię dwudziestu zastrzyków, które miały mi przywrócić sprawność po rehabilitacji, która tę sprawność obniżyła... No cóż, widocznie dobrze być nie może, ale jest nieźle – stwierdziłam, panosząc się w przemeblowanym wnętrzu. [/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial] Po powrocie do domu padłam na łóżko i przez godzinę usiłowałam się zregenerować. Irena też leżała, w domu było ciemno i cicho. Garet pochrapywał w fotelu... Nagle poderwało nas popiskiwanie gumowej zabawki. Cholerny Pancernik!!! Pomimo brutalnego wyrzucania z mojego pokoju, to paskudztwo wciąż tu bezczelnie włazi!!! Ma wredną naturę swojej antypatycznej matki! A, co za czort przygnał do nas tę przeklętą rodzinę!!![/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Arial] Garet zerwał się z ujadaniem, ja też próbowałam, ale mi nie wyszło. Ani w prawo, ani w lewo, ani na wprost. Zamiast ujadania wydałam z siebie pełen cierpienia i furii jęk, a Perły nie było, żeby zaprowadzić porządek. Wreszcie zwlekłam się z łóżka i z mordem w oczach ruszyłam chwiejnym i bolesnym krokiem w kierunku okrągłego stoliczka na kółkach, na którego dolnej półce osiadł Pancernik, doprowadzając Gareta do stanu wrzenia przenikliwym popiskiwaniem. Jęknęłam po raz ostatni i szarpnęłam stolikiem, żeby wypłoszyć Pancernika. Niestety, Garet skoczył, żeby mi pomóc, i dostał stolikiem w nos. Zawyłam wściekle, tym razem szarpnęłam w drugą stronę, Pancernik skoczył na sosnową biblioteczkę i popędził przed siebie taranując witrażowe świeczniki. Powstrzymałam się od rzutu pantoflem, Garet runął za obrzydliwą kocicą i wypłoszył ją do piwnicy. Kiedy wrócił, wymasowałam mu i wycałowałam mordkę, wybaczając wywleczenie całego kosza z bielizną do prania do ogrodu. [/FONT][/COLOR][FONT=Arial][/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] Quote
FredziaFredzia Posted February 28, 2010 Posted February 28, 2010 Aj macie perypetie z tym Garetem... ;) Quote
Recommended Posts
Join the conversation
You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.