Jump to content
Dogomania

Jett Garet III, jr. Kraków - w NOWYM DOMKU-od 07.04.06-GARETOWE OPOWIEŚCI-udręczonej


Recommended Posts

Posted

[quote name='cyganka']czytam i czytam. teksty boskie:loveu: mam nadzieje, ze naprawde kiedys to wydasz. miod na serce. pozdrawiam[/quote]
Dzięki, też Cię serdecznie pozdrawiam, właśnie odpadłam od malowania ściany, Garet i Kiri maja mnóstwo zielonych akcentów. I tak zostanie przez jakiś czas, farba lateksowa jest wyjątkowo trwała!

  • Replies 1.7k
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

Posted

[quote name='kinga']no i co, Joanno, dalej, no i co?.....

czy ciąg dalszy wygląda, jak u mnie... :diabloti: - gdy piszę te słowa , mając klawiaturę zablokowaną przez mruczącą 3,5-miesięczną kupę czarnego futra?

:p[/quote]
Taa, koty są bardzo uzdolnione. Kiri od razu nauczyła się obsługiwać komputer. Pisze jak szatan, nawet ja nie nadążam:lol: i w międzyczasie potrafi zobić jeszcze parę rzeczy. Własnie usiłuje okiełznać swój ogon, ale paskudnik wciąż jej ucieka. Muszę wyszczotkować z niej trochę farby, bo wygląda jak niedomalowana choinka.

Posted

[quote name='joannasz']Dzięki, też Cię serdecznie pozdrawiam, właśnie odpadłam od malowania ściany, Garet i Kiri maja mnóstwo zielonych akcentów. I tak zostanie przez jakiś czas, farba [B]lateksowa jest wyjątkowo trwała[/B]![/quote]
i pewnie, prawem Murphy'ego bardziej trwała na zwierzakach niż na ścianie :eviltong:
cudne opowieści :loveu:

Posted

[quote name='joannasz']. Muszę wyszczotkować z niej trochę farby, bo wygląda jak niedomalowana choinka.[/quote]

a czy nie prościej byłoby uczynić, zeby wyglądała jak DOMALOWANA choinka?
:diabloti:
takiego kota na pewno nikt w okolicy nie będzie miał;)

Posted

:crazyeye:Dziewczyny, nie wierzę, ale chyba zakochałam się w kocie, który wygląda jak skrzyżowanie ET, sfatygowanej szczotki do czyszczenia butelek i świeżo wyjkutego pisklęcia. O Jezu.
[FONT=Arial]WSZYSTKO POMALOWANE [/FONT]

[FONT=Arial] Od rana wisiałam na ścianie. Właściwie wiszę na niej od dwóch dni, a idzie mi jak po grudzie. Wczoraj wieczorem okazało się, że nie mam wystarczającej ilości jasnozielonej farby, choć byłam przekonana, że mam. Niestety, po osiemnastej w naszym mieście można kupić tylko wódkę, na pewno nie farbę i na pewno nie tej właśnie, dobrej firmy. Od kiedy zlikwidowano sklep firmowy w ogóle nie wiem, czy gdzieś można dostać coś bardziej ekskluzywnego niż „Śnieżka”. [/FONT]
[FONT=Arial] Gdybym była człowiekiem rozsądnym i zrównoważonym, poczekałabym do następnego dnia i poszukała. Ale nie jestem, więc zaczęłam sama kombinować z kolorami, ale zamiast świetlistej, jasnej zieleni udało mi się uzyskać czysto spożywczy kolor groszku konserwowego. W rezultacie kilka godzin pracy poszło na marne i dziś musiałam zaczynać wszystko od początku. Wczorajsze bezrozumne zmagania wynikły chyba z zaburzeń wywołanych szlifowaniem drzwi. Wibracje szlifierki spowodowały utratę czucia w rękach, w dodatku jakaś zdezelowana część musiała mi się przestawić w kręgosłupie szyjnym, bo dostałam wściekłych zawrotów głowy, wszystko postrzegałam jakby z opóźnieniem i z innej perspektywy niż zwykle. Z ciętym na wymiar, ponadmetrowym kawałkiem szyby czołgałam się z miasta szurającym krokiem Ireny, zataczając się w lewo, a niedokrwiony mózg powoli, acz uczynnie podsuwał mi wizje masakry następującej wskutek połączenia drobnej kolizji/potknięcia/upadku i naturalnej właściwości rozbitego szkła. Zanim ostrożnie przepełzłam trzy kilometry do domu, przerobiłam odcięcie ramienia, niezamierzone seppuku, amputację stopy, mastektomię i wypreparowanie wątroby. [/FONT]
[FONT=Arial] Dzisiejsze malowanie było dopełnieniem wczorajszego koszmaru. Najgorsze było ścieranie rozprysków. Skakałam z góry na dół jak wariatka i ścierałam, z miernym zresztą skutkiem, bo farba zasycha błyskawicznie i za cholerę nie daje się zmyć. Moja frustracja i furia rosły w postępie geometrycznym. Na myśl o tym, co powie Leszek, gdy zobaczy położone przez siebie wycackane płytki zachlapane niechlujnie na wszystkie możliwe kolory, robiło mi się słabo. [/FONT]
[FONT=Arial] Garet plątał mi się pod nogami z nieodłączną Kiri między łapami, a gdy zaczęłam malować murek na zewnątrz, z tępym uporem waląc się akurat w to miejsce, gdzie usiłowałam się wcisnąć z pędzlem w jednej, wałkiem w drugiej ręce i pojemnikiem z farbą w trzeciej... Musiałam go przesuwać jak ciężki, zagnieżdżony od stuleci mebel. Zero współpracy. Za to, kiedy uchyliłam furtkę, żeby pomalować obszar pomiędzy zawiasami, w psa wstąpiło nowe życie i z determinacją muła usiłował przepchnąć się na ulicę, żeby wreszcie skutecznie rzucić się pod koła pędzących bezustannie samochodów. Zniecierpliwiona i rozwścieczona walnęłam go wreszcie w pancerny łeb, co ostudziło nieco jego zapędy samobójcze. Uwalił się w szparze furtki czekając na sprzyjającą okazję, więc zerkałam na niego nerwowo nie bardzo widząc, co i jak maluję. [/FONT]
[FONT=Arial] Kiedy rozrobiłam farbę na kolejną warstwę, wypłukałam ścierkę i złapałam w jedną rękę pędzel, a w drugą wałek, nagle zauważyłam ogromną plamę zieleni na porowatym, kremowym gresie przy drzwiach wejściowych. Zamarłam ze zgrozy. Jak ja to, do cholery, zrobi.... [/FONT]
[FONT=Arial] -O żesz!!! Nierządnica! Nierządnica! Ty synu nierządnicy, debilu nadużywany seksualnie!!! Chyba cię, nierządnica, do reszty nadużyło seksualnie?!! – wrzeszczałam jak opętana, a przestraszony Garet, wyskoczywszy z pojemnika z farbą, popędził przez wszystkie pomieszczenia zostawiając za sobą wielkie kleksy natychmiast zasychającej, zielonej farby. Ostatecznie zaparkował na fotelu w kuchni i lekko wstrząśnięty, przyglądał się, jak złorzeczę wyma****ąc rękami. [/FONT]
[FONT=Arial] -Co się stało? – zaniepokoiła się Irena, którą pomimo głuchoty atak mojej furii zwabił do kuchni.[/FONT]
[FONT=Arial] -A to, że ten, nadużywany seksualnie kretyn, tępy syn nierządnicy, upierdliwy, debilny, ślepy, pozbawiony instynktu głupek, wlazł do farby i rozniósł ją, nierządnica, po całym, nierządnica, domu!!![/FONT]
[FONT=Arial] -Ojej. Pościeraj to szybko, może zejdzie.[/FONT]
[FONT=Arial] Z podłogi zeszło, z psa nie. Lewą przednią łapę ma zieloną, wachlarze u prawej też. Pozostałe są tylko lekko zabarwione. [/FONT]
[FONT=Arial] Po południu, kiedy byłam już na etapie żółtej słomkowej, Garet, oczywiście leżąc pod nogami, machnął kitą w pełną puszkę farby. Z płytek zeszło, z ogona nie. Ogon ma żółty. [/FONT]
[FONT=Arial] Kiri, która również towarzyszyła mi przez cały czas, na szczęście nie wpychając się pod nogi, ma tylko zielone pazurki u przedniej łapki. [/FONT]
[FONT=Arial] Przed szóstą przyszedł Leszek. Ustąpiłam mu pola i trzęsąc się ze zmęczenia oznajmiłam, że idę się wykąpać, a jakby przejechały moje koleżanki... [/FONT]
[FONT=Arial] Właśnie w tym momencie podjechały Magda z Renatą. Śliczne, eleganckie, pachnące i czyste. Versus ja – zaklejona farbą od paznokci u nóg po czubek głowy, w brudnych, przepoconych łachach, połamana, obolała i rozdygotana. [/FONT]
[FONT=Arial] -Błagam, tylko mnie nie dotykajcie – powstrzymałam ostrożny i pełen wahania ruch w kierunku powitalnych uścisków. -I nie patrzcie na mnie...[/FONT]
[FONT=Arial] Przekonałam je, że mój odrażający wygląd to nie powód, żeby miały natychmiast uciekać bez napicia się kawy. [/FONT]
[FONT=Arial] Garet, ofukiwany i odrzucany przez cały dzień, rzucił się w objęcia Magdy. Co gorsza, pokonany przez zryw zazdrości, rzucił się na maleńką Kiri, która właśnie, chwiejnym krokiem, zmęczona po całodziennej pracy, zakurzona i omotana w pajęczyny, zdążała, aby powitać gości. [/FONT]
[FONT=Arial] Bez żadnych wyrzutów sumienia trzasnęłam Gareta w tyłek i usadziłam na kanapie grożąc okropnymi konsekwencjami, jeśli jeszcze raz runie ze swoimi strasznymi pazurami na kota. [/FONT]
[FONT=Arial] Kiri, pozbierawszy się po ataku przemocy, zataczając się lekko, podjęła na powrót drogę w kierunku kanapy. Dziewczyny zachwyciły się i rozczuliły. Tak, każda chciałaby ją mieć, ale Magda ma już w swoim maleńkim mieszkaniu wielkie psisko, dwie papugi i kawkę, a Renata, na etapie wyprowadzki/wynajętego mieszkania i budowy wymarzonego domu ma dwa włochate olbrzymy. [/FONT]
[FONT=Arial] Kiri wylądowała na kolanach Renaty. [/FONT]
[FONT=Arial] -Jaka ona malutka, przecież nawet nie ma czterech tygodni! – zawołała Rena, gdy kotka spojrzała na nią oczkami świeżo wyklutego pisklęcia. Bawiły się przez chwilę, potem Kiri zaparkowała w bucie Renaty, aż wreszcie zaczęła zwiedzać doniczki stojących na podłodze kwiatków.[/FONT]
[FONT=Arial] -Wiesz, Joanna, może wreszcie będziesz miała kota, którego można pogłaskać![/FONT]
[FONT=Arial] Chyba będę miała. Obawiam się, że gdyby zjawił się chętny na adopcję, musiałby przedstawić zaświadczenie o niekaralności, świadectwo moralności oraz opinie co najmniej dziesięciu świadków o nienagannej postawie etycznej, szlachetności, opiekuńczości i gotowości do poświęceń, a i tak nie jestem pewna, czy oddałabym mu moją dzielną, maleńką koteczkę. [/FONT]
[FONT=Arial] -Boże, jakie to śmieszne – rozczuliła się Irena, gdy wykąpana, przebrana i po zakończonym sprzątaniu siedziałam w fotelu z Kiri śpiącą na ramieniu. [/FONT]
[FONT=Arial] -Sama tam wylazła czy ją sobie posadziłaś?[/FONT]
[FONT=Arial] -Pewnie, że sama, jak zwykle. Mało tego, wstawałam, żeby nałożyć sobie truskawek i wziąć gazetę, a ona się nie ruszyła. Zupełnie, jak papuga. [/FONT]
[FONT=Arial] -Jaka malutka. Żaden z naszych kotów nie był taki przymilny. Że też ktoś ją wyrzucił, musiała być już w domu i przyzwyczajona do ludzi...[/FONT]
[FONT=Arial] -Pewnie zobaczył, że to kotka. [/FONT]
[FONT=Arial] Nie wiem, czy Kiri była przyzwyczajona do rozpieszczania w domu, pisklak jest zbyt maleńki na to, żeby zdążył okrzepnąć jako ulubione zwierzątko domowe. Myślę, że jej wola przeżycia i osobowość zrobiły swoje. [/FONT]
[FONT=Arial] Wyszczotkowałam maleństwo nie zważając na kolczaste protesty i wyniosłam razem z miską mięsa do pokoju Kai na spokojny nocleg. [/FONT]

Posted

[FONT=Arial]HITCHCOCK [/FONT]
[FONT=Arial] Udało nam się zebrać, niemal z miesięcznym opóźnieniem, aczkolwiek bez Artura, z którego winy to opóźnienie powstało, aby świętować imieniny Magdy. [/FONT]
[FONT=Arial] Po całym dniu pracy przy ścianach i użeraniu się z Garetem, który z bezbłędnym wyczuciem kładł się dokładnie pod tym miejscem, które akurat miałam malować, byłam wykończona, a nogi miałam tak spuchnięte, że ledwie włożyłam miękkie baleriny. W dodatku pogoda była „za pięć minut burza”, bez szans na realizację przez kolejny miesiąc.[/FONT]
[FONT=Arial] Kiri wyniosłam wcześniej na nocleg do pokoju Kai, Garecikowi wyczyściłam i posmarowałam maścią zapalone ucho oraz przykazałam surowo, że ma być grzeczny, nie demolować domu i nie rozwłóczyć po całej okolicy ubrań, a szczególnie bielizny. [/FONT]
[FONT=Arial] Wydawało mi się, że w maleńkim pokoju Magdy i Jarka, znacznie mniejszym, niż moja kuchnia, już nic więcej się nie zmieści, ale myliłam się. Obok kanapy stała duża klatka zamieszkała od tygodnia przez młodą kawkę, Hitchcocka. Kiedy udało się spacyfikować Lucusia, który na woń przyniesionej przeze mnie swojskiej kiełbasy, dostał lekkiego ataku szału ( i wiedział co robi, bo to prawdopodobnie najlepsza kiełbasa w Małopolsce), z zachwytem zaczęłam obserwować kawkę. Hitchcock wydawał co jakiś czas przeraźliwe okrzyki, od których cierpła skóra, a na które melodyjnie odpowiadały obie papugi. Poza tym interesował się wszystkim, co działo się w pokoju, ze szczególną uwagą wpatrując się bystrymi oczkami w błyszczące elementy mojego granatowego koszyka. Kiedy przysunęłam go do prętów klatki, zajął się energicznie uchwytem zamka, co chwilę wrzeszcząc z entuzjazmem. [/FONT]
[FONT=Arial] -Boże, jaki on słodki! – rozczuliłam się.[/FONT]
[FONT=Arial] Przez pierwsze kilka dni Magda karmiła go niczym matka, potem zaczął jeść sam, okazując żywiołowy wstręt larwom i dżdżownicom, zjadając za to z apetytem kurczaka, gotowane jarzyny i praktycznie wszystko to, co ludzie. Wywnioskowałam z tego, że z właściwą sobie inteligencją ucywilizował się błyskawicznie, wykazując w dodatku dobry gust. Całkowicie rozumiem i popieram wstręt do dżdżownic i larw. [/FONT]
[FONT=Arial] Kiedy odzyskał siły, dostał szansę powrotu do natury, ale nie skorzystał z niej, wrócił. Wybrał życie domowego pupila, w niewielkim, ale ciekawym świecie pozbawionym zagrożeń, w którym może zaspokoić swoje potrzeby towarzyskie rozmawiając z ludźmi, psem i papugami, a także potrzeby estetyczne, zręcznie wyjmując z uszu Magdy kolczyki. Szkoda tylko, że nie mógł ich zachować na zawsze. [/FONT]
[FONT=Arial] Kiedy pożarliśmy wspaniałe bezy z bitą śmietaną i truskawkami, Madzia przyniosła mi krzesło pod opuchnięte nogi i wypuściła z klatki Hitchcocka. Bez chwili wahania wlazł na moje podudzia, przemaszerował do góry, spojrzał bystro jednym i drugim na sukienkę i zaczął wydziobywać z niej kwiatki. W międzyczasie wymienił parę uwag z Luckiem, który wyczołgał się spod stołu i z cierpliwym uśmiechem wysłuchał głośnych komentarzy, po czym zaczął bezgłośnie poruszać paszczą, co stwarzało wrażenie autentycznej wymiany zdań. Prawie popłakałam się z zachwytu. [/FONT]
[FONT=Arial] -O Boże, jaki on słodki! Jest cudowny! Ja chcę kawkę!!![/FONT]
[FONT=Arial] -Nie wytrzymałabym tych wrzasków – powiedziała ponuro Renata.[/FONT]
[FONT=Arial] -Proszę bardzo, weź go, razem z klatką! – zaproponowała równocześnie Magda. [/FONT]
[FONT=Arial] Przez chwilę zwalczałam w sobie nieodpartą chęć porwania Hitchcocka i triumfalnego zaniesienia go do domu. Garet byłby zachwycony, zaprzyjaźniłby się z nim jak Lucuś. Kiri również, łagodny i szlachetny Koleś prawdopodobnie, ale co z resztą naszych zwyrodniałych, egocentrycznych kotów z rozdętym do granic możliwości ego? Wyobraziłam je sobie siedzące kołem pod klatką i oblizujące chciwie swoje drapieżne mordy, podczas, gdy Hitchcock obumiera z powodu stresu tracąc humor, pióra i energię. Aż wreszcie nadszedłby ten dzień, gdy nie wróciłby w całości z kolejnego oblotu domu. Ściślej – nie wróciłby w ogóle, pozostawiając po sobie poczucie straty i pojedyncze piórka. [/FONT]
[FONT=Arial] Z bólem w sercu zrezygnowałam. [/FONT]
[FONT=Arial] Hitchcock spacerując po moich nogach zainteresował się w końcu stołem i rozpoczął próbę nerwów z Magdą. On wchodził na stół, ona stanowczo go stamtąd zabierała i sadzała na poręczy krzesła. Po chwili namysłu i paru znaczących łypnięciach podejmował próbę i... wracał na poręcz krzesła. Dawszy głośny upust irytacji przeanalizował sytuację, na wabia odtańczył poloneza i pełen nadziei wlazł na stół. Nic z tego, wrócił na poręcz krzesła... [/FONT]
[FONT=Arial] Ja, z moim szmatławym charakterem, już dawno bym się poddała, ale Magda pozostała konsekwentna. Wreszcie genialna kawka, z pełnymi miskami, wylądowała na powrót w klatce. Posiliwszy się od niechcenia, zajęła się rozpracowywaniem mechanizmu zamykania swojego azylu. Szło jej nieźle, według mnie to kwestia paru dni, gdy na klatkę trzeba będzie założyć zamek cyfrowy. Boże, kolejny geniusz do kompletu z Garetem i Kiri! Nawet ubarwieniem pasuje![/FONT]
[FONT=Arial] Renacie wreszcie udało się sprzedać kamienicę, a tym samym ostatecznie rozstać się z eks-małżonkiem. Za swoją część pieniędzy postanowiła wybudować dom z bali na cudownej, spokojnej działce poza miastem. Aż skwierczałam z zazdrości – ona pierwsza zrealizuje moje marzenie! Cisza, spokój, las i cudowny domek. Ach![/FONT]
[FONT=Arial] Ale, jeśli dożyję, mnie też się kiedyś uda. To niemożliwe, żebym musiała tkwić do końca życia albo do błogosławionej utraty słuchu na tym koszmarnym skrzyżowaniu, nawet w najpiękniej odnowionym domu. Po cholerę mi takie wielkie domiszcze? Sto metrów kwadratowych na jednym poziomie – to mój cel. Plus cisza, śpiew ptaków i zapach lasu. Chyba już odpokutowałam wszystkie grzechy z poprzednich wcieleń w tym koszmarnym, zdominowanym przez ryk, zgrzyt, pisk i huk samochodów kurewskim miejscu?! [/FONT]
[FONT=Arial] Renata wybrała projekt stworzony na potrzeby light filmiku „Nigdy w życiu”. Piękny, ale ja wolałabym coś rozłożystego, przysadzistego, jednopoziomowego, z werandą dookoła. Cóż, najdalej za półtora roku będziemy zachwycać się domem Renaty, może później Jarka i Madzi, a kiedy moim? [/FONT]
[FONT=Arial] Położyłam się z głębokim postanowieniem, że odeśpię imprezę i ostatnie dwa tygodnie ciężkiej pracy. Nie zwracałam uwagi na swój wygląd, dopóki Artur, na ogół uprzejmy i konwencjonalny, nie spojrzał na mnie z głębokim obrzydzeniem i nie zapytał, kiedy ostatnio spałam?! Ostatnio sypiam fatalnie, z przerwami, nerwowo i to nie tylko z tego powodu, że upodobał mnie sobie Koleś, który po każdym ruchu na nowo wpasowuje się w moje ciało pomrukując, gruchając i pracując ogromnymi szponami. [/FONT]
[FONT=Arial] Zasnęłam około drugiej, niestety, co kilkanaście minut budziłam się i bezskutecznie szukałam wygodniejszej pozycji, starając się wygasić strumień myśli. [/FONT]
[FONT=Arial] O wpół do ósmej rozdzwonił się telefon. Po kilku nieudanych próbach Ireny, której nie przyszło do głowy, żeby nosić aparat ze sobą, w końcu odebrałam ja, wpuszczając bardzo już zirytowanego, stojącego pod drzwiami brata. [/FONT]
[FONT=Arial] Marek, jak zwykle, wpadł jak po ogień w drodze do Wiednia, obładowany workiem dóbr różnorakich. Garet szalał na równi z Ireną, przy czym ona nie miała dylematu, które z dwóch uszu wędzonych wybrać, jednocześnie dając buzi ukochanemu wujkowi. Kiedy powitalna histeria nieco przycichła, zrobiłam Markowi herbatę i wypuściłam Kiri. Ręce mojego brata to jedyne, w które oddałabym ją z pełnym zaufaniem, że będzie kochana i zaopiekowana należycie. Niestety, taki komfort wykluczały dwa stare, rozpieszczone owczarki alzackie. Szkoda. [/FONT]
[FONT=Arial] Marek zawiózł Irenę do kościoła, po mszy miała iść na zastrzyk, co oznaczało, że mam przed sobą co najmniej dwie godziny snu, bez nerwowego oczekiwania, że trzeba Gareta wypuścić na pierwsze sikanie. [/FONT]
[FONT=Arial] Właśnie zapadałam w wymarzoną, bezdenną, czarną próżnię, kiedy usłyszałam wojowniczy skrzek i na mojej poduszce pojawił się mały, czarny rzep. Wypróbowałam wszelkie możliwe uniki korzystając z dobrodziejstwa narastającego poczucia utraty przytomności, ale to było na nic. Zniosłam zimny, mokry nos wciskający się do moich obu oczu, do ust, do obu dziurek od nosa. Kiedy jednak tenże nos wciskał mi się na chama w ucho, mruczenie rozwalało moją czaszkę na atomy, a wszędobylskie pazurki wywoływały ataki dreszczy i chichotu, dostałam osobliwego napadu śmiechu skojarzonego z atakiem furii i pokonana, półprzytomna, wyczołgałam się z łóżka. [/FONT]
[FONT=Arial] Około południa, nie widząc, na horyzoncie wroga i ochłonąwszy z upału po otwarciu na przestrzał wszystkich okien i drzwi, po cichu wpełzłam na kanapę i zapadłam w ciężki, kojący sen. W niespełna godzinę później, wyjąwszy z oczu, nosa i spod brody wścibski, mokry nosek zaopatrzony u góry w nawiedzone, zamglone oczy, a u dołu w ostre, szperające pazury, popełzłam ze łzami w oczach do kuchni, gdzie zastałam Irenę mieszającą przypalony gulasz. [/FONT]
[FONT=Arial] -Cholera!!! Przecież ja zdechnę z wyczerpania przez tego czarnego kurdupla! – zawyłam rozpaczliwie ku jej głębokiemu zachwytowi. [/FONT]
[FONT=Arial] Rozważam poważnie zamianę młodego czarnego kota na młodą, czarną kawkę. Kolczyków mam więcej, niż Magda, za to cierpliwości i konsekwencji znacznie mniej[/FONT]

Posted

Muszę przyznać, że uwielbiam opowieści o Garecie, zwłaszcza że sama jestem szczęśliwą posiadaczką bernardyna z ADHD.
Przeczytałam całość opowieści w związku z czym jestem do tyłu jakieś kilkadziesią stron tłumaczenia, ale było warto:lol: Wcale się nie dziwię, że wydawcy nie chcą tego drukować, po prostu garetowe opowieści są zbyt inteligentne dla przeciętnego "czytacza komiksów";) Piękna polszczyzna, skrząca się subtelnym humorem i autoironią, tego nie można zaserwować odbiorcom wychowanym na brukowcach i tok-szołach.
Czekam z niecierpliwością na kolejne odcinki i przesyłam pozdrowienia dla wszystkich dwunożnych i czworonożnych członków stada:lol:

Posted

:loveu:Dzięki, kochana, nowa przyjaciółko. Nadal szukam agenta! Może Ty? Ucałowania od Gareta.
[FONT=Arial]DOM DLA KIRI[/FONT]

[FONT=Arial] Kiedy Artur przywiózł maść do Garetowego ucha, remont praktycznie miałam z głowy, byłam na etapie sprzątania i zbierania sił do lakierowania drzwi. Wciąż jeszcze po nocach siły mi się gatunki lakierobejcy oraz kleju do płytek, ale już mniej intensywnie. Gdy widzieliśmy się ostatnio tydzień wcześniej, podwiózł mnie do miasta i patrząc na mnie z kiepsko maskowanym wstrętem, zapytał, kiedy ostatnio spałam... Teraz zerknął na mnie i dopytywał się, jak się czuję. No, co jest, wiem, że daleko mi do kwitnącej formy z ubiegłego roku, ale nie zdawałam sobie sprawy, że jest aż tak źle. Za to Garecik jak zwykle w szczytowej kondycji. [/FONT]
[FONT=Arial] -Dlaczego ten pies ma zielony ogon? – zdumiał się zniesmaczony Artur. [/FONT]
[FONT=Arial] -Bo aktywnie uczestniczy w remoncie – wyjaśniłam. [/FONT]
[FONT=Arial] Ściślej mówiąc, ogon Gareta jest żółto-zielony, bo takich kolorów używałam do cieniowania tła polichromii. Na szczęście farba z łap mu zeszła i przestał wyglądać jak potomek rozbuchanego seksualnie kosmity. Z ogonem trochę potrwa, bo kita jest ogromna i pomalowana bardzo solidnie. Chyba, że kolor wypadnie razem z futrem.[/FONT]
[FONT=Arial] -Artur, czy to możliwe, żeby pies liniał co dwa lata? – zapytałam doznawszy nagłego olśnienia.[/FONT]
[FONT=Arial] Artur potwierdził, że owszem, ale wtedy linieje na maksa. No i mam wytłumaczenie tego, że obojętne, ile razy zamiatam dom, już po godzinie brodzę po kostki w chmurach psiej sierści. Po raz pierwszy liniał w pierwszym roku życia, wtedy, kiedy byłam przekonana, że ma grzybicę strzygącą albo inną, niesklasyfikowaną dotychczas, okropną chorobę skóry. Wyglądał wtedy, jakby go dopadły wyjątkowo złośliwe i pracowite zmutowane mole i urządziły sobie w jego futrze długotrwałą biesiadę. Impreza trwała ze dwa miesiące, po czym pies objawił się obleczony w piękne, sprężyste, lśniące futro, które poddaje systematycznie specyficznej pielęgnacji, warcholąc się na kanapie i moim łóżku. Kiedy przejedzie energicznie przez meble każdą płaszczyzną ciała, zakończywszy ablucje na sucho staniem na głowie z okrutnie wybałuszonymi oczami, wszystkie odpady pozostają na narzutach i moim prześcieradle, a pies jest jeszcze bardziej lśniący i uczesany. [/FONT]
[FONT=Arial] Tym razem nie wygląda, jakby go mole nadżarły, co zmyliło mnie do tego stopnia, że nie zorientowałam się, o co chodzi. Dopiero teraz, kiedy nabrałam podejrzeń, złapałam w garść błyszczący kuper i wachlarz włosów został mi w ręce. No to wszystko jasne. Zwiększyłam częstotliwość szczotkowania, co zresztą niewiele zmieniło – w domu nadal kłębią się i unoszą pęki sierści. [/FONT]
[FONT=Arial] -Czy ty wiesz, że masz dwie wielkie żaby w basenie? – zapytał Artur, który w ciągu kilku sekund zeskanował wzrokiem cały ogród. Ciekawe, jak on je dostrzegł, ja z trudem widzę basen z tej odległości. [/FONT]
[FONT=Arial] Basen wciąż pokryty jest plandeką, którą zabezpieczyłyśmy go przed zimą. Plandeka oczywiście pod ciężarem śniegu zapadła się, potem śnieg w niej stopniał, doszło sporo deszczówki, a w powstałej brei bujnie zakwitło życie właściwe dla wód stojących. Zamierzam go napełnić czystą wodą dopiero za dwa tygodnie, bo mam do usunięcia zmianę na udzie, co równa się dwóm tygodniom noszenia szwów, a przecież nie będę z tęsknotą gapić się na chłodną wodę, wolę chwilowo oglądać to brudne paskudztwo... [/FONT]
[FONT=Arial] -Mamy w basenie dwie żaby wielkie jak hipopotamy – poinformowałam Kaję, gdy zawitała na krótko po zdanych z sukcesem egzaminach. [/FONT]
[FONT=Arial]Było oczywiste, że żab się nie tknę, nawet gdyby zaczęły konsumować basen, bo mam fobię na punkcie gadów i płazów. Kaja z kolei ma arachnofobię, co jest bardzo wygodne, bo zwalnia ją od większości sprzątania. Podczas gdy gady i płazy trafiają się sporadycznie, pająków jest wszędzie w ilościach aż nadto zadowalających. Chociaż buntuję się przy sprzątaniu, w gruncie rzeczy taki stan mi odpowiada, bo nie wyobrażam sobie, gdzie musiałabym się przenieść, gdyby z każdego kąta zwisał mi malowniczo wąż, nawet z najbardziej przyjaznym wyrazem pyska... [/FONT]
[FONT=Arial]Kaja ma do żab stosunek w miarę życzliwy, zabarwiony ciężkim poczuciem winy, bowiem kilka lat wcześniej omal nie zabiła jednej motyką w kompoście, a drugiej na grządce z kwiatami. Za każdym razem żaba (być może ta sama) wydała iście ludzki, mrożący krew w żyłach, wrzask. To wspomnienie do dziś przyprawia moją córkę o drgawki. [/FONT]
[FONT=Arial]-Żaba była tylko jedna, faktycznie, ogromna. Wyłowiłam ją miednicą i zostawiłam w niej pod jałowcem – poinformowała mnie Kaja. –Niech sobie wybierze środowisko, jakie jej odpowiada. Druga pewnie jakoś sama wylazła. [/FONT]
[FONT=Arial]Wyobraziłam sobie jednego żabiego hipopotama, który staje gwiaździstą łapą na głowie drugiego i wydostaje się na wolność rechocząc radośnie... Kiri, wtulona ufnie w zagłębienie mojej szyi, zamruczała głośniej i objęła mnie łapkami. Oczywiście w swoje ulubione miejsce dostała się, wspinając się bezlitośnie po moim ciele, które od stóp do ramion poznaczone jest śladami pazurów. Ogarnęło mnie bolesne rozrzewnienie. Jeszcze dwa dni i już jej nigdy nie zobaczę. Już nigdy nie będzie mnie gryźć w ucho, już nigdy nie będzie wpychać pyszczka do mojego nosa, wyrzucać z wojowniczym okrzykiem ziemi z doniczek, jeździć w moim pantoflu, maltretować psa... [/FONT]
[FONT=Arial]Powszechnie wiadomo, że na koty nie ma popytu. Na kotki tym bardziej. A tu dzień po dniu zjawiły się oferty. Najpierw przyszła Basia i przedstawiła dwie propozycje. Jeden dom u naszej sąsiadki, która ma trzy psy i szuka kota, który się psów boi, bo te bydlaki tylko łapią kota za kark, potrząsają i po wszystkim. Weźmie nawet trzy koty... Oszalała baba, czy co? Nie stać jej na karmę dla psów?![/FONT]
[FONT=Arial]Drugi dom u kolegi Basi, ale radziła, żeby podchować kota ze trzy miesiące, bo facet mógłby go niechcący zadeptać... Odpada. Niech szuka podrośniętego tygrysa syberyjskiego, taki sam się obroni i gość nie będzie miał czym zadeptać cokolwiek. [/FONT]
[FONT=Arial]Znienacka zadzwoniła Luiza. Że jej koleżanka spod Wieliczki właśnie straciła czarną kotkę, dzieci są w rozpaczy, chętnie weźmie Kiri. Mówiła, że ręczy za nią, koteczka będzie miała bardzo dobrze. [/FONT]
[FONT=Arial]-Rozumiem, że chcesz, żebym podjęła decyzję? – upewniła się Kaja, do której zadzwoniłam z tą wieścią. –Bo zdrowy rozsądek mówi, żeby oddać, a emocjonalnie jest to bardzo trudne?[/FONT]
[FONT=Arial]Powstrzymałam się przed warknięciem, żeby odwaliła się z profesjonalnymi pierdołami, bo rozmawia z zakochaną po uszy matką kociaka, a nie z pieprzonym klientem. [/FONT]
[FONT=Arial]-Wiesz, mamuś, to skrzyżowanie, gdyby Kiri zaczęła wychodzić i wpadła pod samochód, sama pomyśl, jakbyś się czuła...[/FONT]
[FONT=Arial]Po gorączkowych, acz bezproduktywnych naradach ze śmiertelnie zakochaną w kotce Ireną, po długotrwałych, burzliwych dyskusjach z samą sobą, po wymianie maili i zdjęć z Agnieszką, przyszłą opiekunką Kiri, podjęłam zdroworozsądkową decyzję, całkowicie sprzeczną z wyciem zbolałego serca. Przeważyła fatalna, cholerna lokalizacja naszego domu. Gdyby rzeczywiście Kiri wpadła pod samochód, mając alternatywną możliwość życia w spokojnym, sielskim miejscu, nigdy bym sobie tego nie wybaczyła. [/FONT]
[FONT=Arial]Miałam jeszcze nadzieję, że Kaja albo Irena zdecydują, żeby jednak zaryzykować. Niestety, Kaja jest tą mądrą i rozważną w naszym duecie, a Irena, chociaż pełna wahań, starszym jej wcieleniem. To ja jestem niedojrzała, autodestrukcyjna, robię szalone rzeczy i idę na żywioł. [/FONT]
[FONT=Arial]Irena z pełnym rozczulenia i zachwytu uśmiechem obserwowała rozbrykaną Kiri. Najbardziej urzekały ją umizgi koteczki, która obrała mnie sobie za zastępczą matkę. Kiri na moim ramieniu, Kiri wciskająca mi pyszczek w usta i do nosa, śpiąca na mojej szyi albo na piersi, gryząca ucho, macająca z zaciekawieniem oko pod okularami, po każdym kontakcie wzrokowym rzucająca się z głośnym mruczeniem do mojej twarzy, żeby się czule poocierać... [/FONT]
[FONT=Arial]Mała spryciara doskonale trafiała do domu i przez balkon i przez piwnicę, chodziła za mną i Garetem krok w krok, razem z psem czuwała przed domem. Jedli udka i zupę jarzynową z jednej miski, przy czym Garet z czułą uwagą odsuwał się, żeby nie zrobić jej krzywdy. Co nie znaczy, że nie wyżerał przysmaków z jej talerzyka. Cały czas miał ją na oku. Znosił z anielską cierpliwością razy w nos, polowanie na ogon i na łapy. [/FONT]
[FONT=Arial]W ogródku natychmiast ją lokalizował i pilnował jak własnego oka. Podczas jednej z takich wypraw ze zdumieniem zauważyłam, że krzaki malin uginają się od dojrzałych owoców. Bardzo wcześnie. Z jeszcze większym zaskoczeniem spostrzegłam, że orzech, który ubiegłej jesieni poobcinałam bezlitośnie, grożąc mu wycięciem, bo nie zamierzam takiego ogromnego darmozjada hodować, zmobilizował się i zapowiada nam się co najmniej pół kilograma orzechów. [/FONT]
[FONT=Arial]Wiem, że niektórzy ludzie ciepło przemawiają do roślin, które z wdzięczności odpłacają się bogatym rozkwitem albo owocowaniem. U nas działa doping negatywny, żadne czułe słówka. Po zgoleniu orzecha udałam się do niskopiennej czereśni, która z roku na rok okrywała się coraz bujniejszą czupryną liści i oznajmiłam jej, że tym razem już przegięła. Liście są dobre dla kozy, samców nie potrzebuję, jeśli nie wyprodukuje jakichś dzieci, czeka ją gilotyna. I proszę, orzech się okocił, czereśnia też. Brzoskwiniom darowałam, bo od dwóch lat ogromnie się starają, ale nie zapobiegłyśmy w porę i zżarły je jakieś syfy.[/FONT]
[FONT=Arial]Dziś od rana Irena na przemian zażywała krople nasercowe, karmiła wyszukanymi kąskami Kiri i wyrażała wątpliwość, czy w nowym miejscu nie będą jej głodzić, czy będzie w domu, a nie na dworze, czy nikt jej nie zrobi krzywdy.[/FONT]
[FONT=Arial]Zapewniałam ją, że jeśli Luiza poręczyła, to na pewno będzie miała właściwą opiekę. Jednocześnie sama wyrzucałam sobie, że poddałam się zdroworozsądkowym argumentom. Kontynuowałam grę z przeznaczeniem. Przejrzałam uważnie wszystkie ogłoszenia w lokalnej prasie, bowiem zalągł się we mnie podstępny plan, że znajdę inną czarną kotkę do adopcji, a zachowam Kiri. Niestety, wyjątkowo nikt nie chciał pozbyć się kociaków. Zadzwoniłam do koleżanki, która tydzień wcześniej mówiła, że ma do zbycia pięć kotków, ale okazało się, że wyjątkowo wszystkie poszły. Taki sam efekt uzyskała dwa dni wcześniej Kaja, wymieniając sms-y z kolegą, z którym utworzyli z biegiem czasu coś na kształt giełdy bezpańskich kotów. Kiedy wyjaśniła, że potrzebuje małej, czarnej kotki, Przemek odpisał, że jakieś latają mu w okolicy domu i zapytał rzeczowo:[/FONT]
[FONT=Arial] - A na kiedy trzeba?[/FONT]
[FONT=Arial]Kaja odpisała, że na sobotę i ma być oswojona. [/FONT]
[FONT=Arial]Ponieważ był czwartkowy wieczór, oswojenie do soboty, nawet, gdyby pożądany egzemplarz udało się namierzyć, nie było możliwe w żaden sposób. [/FONT]
[FONT=Arial]Z bólem serca uznałam, że przeznaczenie wypowiedziało się aż nadto wyraźnie. Tylko w marzeniach sennych znajdowałam kota do wymiany.[/FONT]
[FONT=Arial]Kiri, jakby czuła, co się święci, w piątek zaprezentowała pokazowy atak szału. [/FONT]
[FONT=Arial]Podrapała mnie od stóp do głów, rozwaliła książki na regałach, wygrzebała ziemię z doniczek, aż wreszcie z takim zajadłym zapałem zajęła się łapkami Gareta, że pies schronił się na moich kolanach i nic nie mogło go skłonić do zejścia na podłogę. [/FONT]
[FONT=Arial]Od rana byłam rozżalona i wkurwiona, a nie miałam się na kim wyładować, bo Kaja balowała na weselu przyjaciółki 200 kilometrów dalej, a Irena albo zażywała krople, albo karmiła wypełnioną do granic możliwości Kiri. [/FONT]
[FONT=Arial]Fantazjowałam, że Agnieszka się rozmyśliła, zepsuł jej się samochód, albo wydarzyło się coś innego... A może okaże się antypatyczną, paskudną babą z łatwo zauważalnymi cechami psychopatii... A wtedy z czystym sumieniem będę mogła odmówić. [/FONT]
[FONT=Arial]Niestety, przyjechała około trzeciej, jak zapowiadała. Co gorsza, okazała się prześliczną blondynką z uroczym dołeczkiem w policzku, uczciwą twarzą i otwartym, urzekającym sposobem bycia. Skapitulowałam. Jej dzieci były równie urocze. Cholera, sama chciałabym, żeby mnie zaadoptowała... Przepadło. Ale jednocześnie kamień spadł mi z serca. Byłam pewna, że oddaję Kiri w najlepsze z możliwych ręce, w które sama bym się, bez wahania, oddała. [/FONT]
[FONT=Arial]Kiri podjęła dwie próby ucieczki, pogryzła mi twarz, ale ostatecznie odjechała wśród czułych gruchań i z nadzieją na dobry byt. Agnieszka zadzwoniła po południu, że dojechali szczęśliwie, Kiri pogryzła wszystkich w domu i zasnęła bezpiecznie w łóżku. Przed tym jeszcze wystraszyła burą kotkę Nokię, która oddaliła się pospiesznie, zdecydowanie, acz w niewiadomym kierunku. Pocieszyłam Agnieszkę, że Kiri przyprawiła o wściekły wytrzeszcz, dziką panikę i takąż ucieczkę wszystkie nasze koty i że po tygodniu wszystko powoli powinno wrócić do normy. Teraz jestem pewna, że Kiri trafiła w dobre ręce. [/FONT]

Posted

Tak się nie robi, ja mam słabą silną wolę i znowu zamiast pracować rozkoszowałam się kolejną opowieścią:mad:. Życzę Kiri dużo szczęścia w nowym domku!! A jak Garet przeżył rozstanie z córeczką?

Posted

COŚ MI SIĘ DZIWNE RZECZY OSTATNIO DZIEJĄ Z FORUM. ALE POCZEKAM CIEPRLIWIE. JESLI NIE, WYNOSZĘ SIĘ STĄD GDZIE INDZIEJ.
[FONT=Arial]GARET W ŻAŁOBIE, ŻYCIE PŁYNIE DALEJ[/FONT]

[FONT=Arial] W dniu wyjazdu Kiri Garet nie odczuwał jeszcze jej braku z powodu nadmiaru wrażeń. [/FONT]
[FONT=Arial] Najpierw była wizyta Agnieszki z dziećmi, czyli nowej rodziny Kiri, i pies potrójnie omdlewał z zachwytu. Witał ich jak dawno utraconych, ukochanych bliskich, co było groźne szczególnie dla Kajtka, którego przewyższał wzrostem, ale chłopak dał sobie radę, choć zapewne szramy od pazurów pozostaną na jakiś czas. [/FONT]
[FONT=Arial] Treść planowanej tabliczki na furtce coraz bardziej się rozbudowuje. Niedługo będzie to wręcz epistoła. Obecnie brzmi mniej więcej tak: „Uwaga! Groźny pies, zawita na śmierć! Przed wejściem prosimy założyć pełną zbroję pozostawiając wolne jedynie dłonie. Mięśnie kończyn górnych powinny być uprzednio poddane intensywnemu, co najmniej trzymiesięcznemu treningowi, bez przeciwwskazań wspomagania sterydami, aby podołały wielogodzinnemu, nieprzerwanemu głaskaniu i drapaniu wyżej wspomnianego psa. Jeśli nie cierpi się na żadne choroby zakaźne, w drugim kwadransie wizyty przyłbicę należy odsłonić, aby pies mógł dostać buzi, bo bez tego robi się nerwowy i gwałtownie usiłuje wyegzekwować swoje prawa, co może skutkować obrażeniami twarzoczaszki. Za ewentualne urazy odwiedzających opiekunowie psa nie odpowiadają, bowiem wynikły z czystej i niezrozumiałej miłości podopiecznego do rodzaju ludzkiego. Za urazy psa spowodowane kontaktem z odwiedzającymi, pełną odpowiedzialność ponoszą odwiedzający, w najwyższym wymiarze kar wynikających z ustawy o ochronie zwierząt”. [/FONT]
[FONT=Arial] -Luiza próbowała mnie przygotować, ale nigdy nie widziałam takiego psa! – zawołała Agnieszka wykonując skomplikowane czynności będące odpowiedzią na jeszcze bardziej skomplikowane czynności wykonywane przez Gareta. [/FONT]
[FONT=Arial] Pies, lśniący jak tyłek wyświechtanych spodni od czarnego garnituru na wszystkie okazje, tulił się do niej, pazurzastą łapą przyciągał ręce do głaskania, przewracał z błogością oczami, omdlewał osuwając się na podłogę i jednocześnie usiłował co chwilę dać jej buzi. [/FONT]
[FONT=Arial] Wieczorem tego samego dnia przyjechała z narzeczonym moja przyjaciółka Ewa, córka mojej przyjaciółki, aby zaprosić Kaję i mnie na ślub. [/FONT]
[FONT=Arial] Nie widziałyśmy się bardzo długo, więc nie miała, w przeciwieństwie do swojej matki, okazji, aby poznać Gareta. Oczywiście naszemu pupilowi nie przeszkadzało to w najmniejszym stopniu. Najpierw, w ataku gorącej sympatii, usiłował oboje rozerwać przy furtce, ale mu się nie udało, bo Ewa jest jeszcze wyższa niż ja, a Mariusz znacznie wyższy niż Ewa. [/FONT]
[FONT=Arial] Po zaciętych zmaganiach po drodze dopadł ich wreszcie na kanapie. Mariusz niebacznie zaczął go czochrać i natychmiast zostali najlepszymi kumplami, związanymi na śmierć i życie. Ewa okazała się zbyt ruchliwa. Najpierw zrobiła przegląd obrazów, wybierając sobie wzór na prezent ślubny, bo wiadomo, że z kasą u mnie beznadziejnie, jak zwykle. Wybrała słoneczniki (czemu mnie to nie dziwi? Największy obraz, tydzień pracy, ale motyw bardzo optymistyczny i po najskromniejszej wycenie prezent jak się patrzy). Potem wybierała książki do pożyczenia, nadrabiając przy okazji zaległości w wymianie informacji. To znaczy, ona mówiła, a ja słuchałam, bo przecież u mnie nic ciekawego się nie dzieje... Garet jak przymurowany tkwił przy Mariuszu i patrzył mu w oczy z bezbrzeżnym uwielbieniem. Świetny facet, drapał i głaskał psa bezustannie, czym zaskarbił sobie moją dozgonną sympatię. Miałam rację, kiedy wróżyłam Ewie wiele lat temu, że w końcu trafi na swoją wielką miłość...[/FONT]
[FONT=Arial] -Ej, Joanna, ale ty przyjdziesz na ślub? – zapytała podejrzliwie Ewa, tuż przed pożegnalnym padaniem sobie w objęcia. [/FONT]
[FONT=Arial] -No....[/FONT]
[FONT=Arial] -I zostaniesz do rana na weselu? – dodała z rosnącą podejrzliwością. [/FONT]
[FONT=Arial] -Nooooo.... [/FONT]

Posted

[FONT=Arial]Spojrzała na mnie nieufnie, ale powstrzymała się od komentarza. [/FONT]
[FONT=Arial] Następny dzień był dniem posuchy towarzyskiej. Garet wiernie towarzyszył mi w przycinaniu krzewów przed frontowym wejściem. Postanowiłam je skrócić do wysokości nowego, pięknego płotu. Przedsięwzięcie zyskało uznanie wśród znanych mi i nieznanych sąsiadów, którzy jak zwykle przechodzili z głowami zwróconymi karkołomnie na bok. Nic dziwnego, tyle się działo, nowy ganek, nowe wejście, nowy płot, nowy murek, w dodatku z płaskorzeźbą z pnących róż („bardzo ładne, kto to robi, jak to się robi, ile kosztuje, nigdzie takiego nie widziałem”)... [/FONT]
[FONT=Arial] Posługiwałam się sekatorem do krzewów, o długich rączkach, i świetną niemiecką piłą. [/FONT]
[FONT=Arial] Z dwoma gigantycznymi krzakami bzu poradziłam sobie jako tako. Obawiałam się berberysu, który postanowiłam zgolić do zera, bo szkaradnie się rozbujał, kłuje, a w dodatku od lat jest wyłącznie siedliskiem obrzydliwych gąsienic, wskutek czego wygląda jak sparszywiała szczecina na tyłku dzika. Zupełnie niepotrzebnie, okazał się niezwykle miękki, wycięłam go bez trudu. [/FONT]
[FONT=Arial] Został mi tylko jaśmin, wciąż obsypany kwiatami w różnym stadium klimakterium, ale wciąż pachnący jak głupi. Podobnie jak biały bez, sięgał dachu, więc spodziewałam się lekkich trudności, ale przecież nie takiego oporu! Solidny sekator wymiękł, brzeszczot do drewna się nie sprawdził. Odsapnęłam trochę, otarłam pot z czoła i założyłam do piły brzeszczot do metalu. [/FONT]
[FONT=Arial]Po potwornej, galerniczej pracy udało mi się wyciąć pół krzaka. Stało się jasne, że to pojedynek w samo południe. Udzieliłam sobie pospiesznej pomocy medycznej wydłubując pyłek z oka, umyłam się w zimnej wodzie i zawzięcie ruszyłam na przeciwnika, nie zważając na coraz liczniejsze pęcherze na dłoniach i wyraźne objawy niedowładu ramion, tudzież zespołu szyjnego (od zadzierania głowy w górę), które rzucały mną po nowym, ślicznym płocie. [/FONT]
[FONT=Arial] Powinnam powiedzieć, że wiem, kiedy się poddać. Niestety, ta cecha mi obca, ale zrobiłam to, bo musiałam, kiedy kawałek pękniętego brzeszczotu do metalu musnął mi czoło podczas pospiesznej wycieczki za nasz nowy, piękny płot... Hm, no cóż, poddałam się, ponieważ skończyły mi się narzędzia. [/FONT]
[FONT=Arial] Garet, straciwszy zainteresowanie zafascynowanymi sąsiadami i podkładaniem mi wszystkich czterech łap podczas przeciągania kilkumetrowych fragmentów krzewów, zaczął gorączkowo przeszukiwać ogródek. Wypłoszył wszystkie koty, ale nie udało mu się znaleźć Kiri. Przeszukawszy piwnicę skupił się na domu. Niestety, nigdzie jej nie było. Pojękując cicho wcisnął się w szparę pomiędzy fotelem i kredensem. Początkowo myślałam, że coś mu tam wpadło, ale ze zdziwieniem zauważyłam, że niczego nie usiłuje wygrzebać. Po prostu wpełzł i zamarł. [/FONT]
[FONT=Arial] Zaniepokoiłam się, nigdy niczego podobnego nie robił. Zdenerwowałam się tym bardziej, że omal nie urwał sobie łba o niedomkniętą szufladę, gdy wyskakiwał stamtąd tyłem, na zew ujadających psów z sąsiedztwa. Domknęłam szufladę i maksymalnie odsunęłam fotel. Natychmiast wlazł do powstałej w ten sposób budy. Zgłupiał, czy co? Pomyślałam, że nie tylko obierze się w pajęczyny, ale w dodatku będzie cuchnął, bo to jest miejsce, które Kiri nawiedzała za potrzebą, gdy nie zdążała do kuwety, a posprzątać jeszcze nie zdążyłam. I nagle spłynęło na mnie olśnienie. Wcale nie zgłupiał, tylko tęskni! Wlazł tam, gdzie najwyraźniej czuł Kiri. [/FONT]
[FONT=Arial] Na szczęście następnego dnia przyjechała Kaja, więc nowe emocje przytłumiły tęsknotę. A ja dokładnie wyszorowałam nieszczęsny kąt. [/FONT]
[FONT=Arial] Lekarstwo w postaci Kai przywróciło psu równowagę duchową. Ja też odetchnęłam z ulgą, bo wróciwszy do pracy po trzytygodniowej nieobecności, nie miałam siły na pełny etat w domu. Przez te cholerne upały byłam tak opuchnięta, że z trudem przestawiałam kloce, niegdyś noszące miano nóg. Obecność Kai dawała nadzieję, że przynajmniej naczynia zastanę umyte. Nie to, że schowane, już bez przesady, nie można mieć wszystkiego. [/FONT]
[FONT=Arial] W porywie entuzjazmu przydźwigałam wraz z dziesięcioma kilogramami zakupów dwa kilo ogórków do kiszenia. Wybrałam najbardziej rześkie, ale i tak było widać, że zmarły w ubiegłym tygodniu od upału. Takie bardziej żywotne zombi. Człapiąc na opuchniętych pniach wykonałam całą procedurę. Małosolne, mniam! Cóż, Kaja okazała zero zainteresowania. Sklęsłam, niestety, tylko psychicznie. Garet, owszem, był zainteresowany i ogórkami i wszystkim, co znajdowało się w moim talerzu. I to gwałtownie zainteresowany. Do talerza Kai nie startuje tak nachalnie, już dawno zorientował się, kto w tym domu jest samcem alfa. Czy raczej – samicą. Oczywiście, kiedy samica alfa jest nieobecna, pies obejmuje rolę przywódczą. [/FONT]
[FONT=Arial] -Garet, odwal się! Przecież wiesz, że ci zostawię!!! – zirytowałam się. –Kaja, pokaż mu te cholerne udka![/FONT]
[FONT=Arial] -Garecik, miska! – zadysponowała Kaja, machając w odpowiednim kierunku. Pies, dokonując skomplikowanych akrobacji wzrokowych, obrzucił nas obie oraz mój talerz wzrokiem śmiertelnie zaskoczonej niewinności, po czym rozejrzał się po kuchni z wyrazem kompletnego zagubienia na szlachetnej, myśliwskiej twarzy. Uszy ustawił w trójkąt, a oszroniona broda obwisła mu żałośnie. [/FONT]
[FONT=Arial] -Podaj mu długość i szerokość geograficzną – poradziłam. [/FONT]
[FONT=Arial] Dziś upał zamienił się w okazjonalne opady, a wilgotność powietrza wzrosła do najwyższych parametrów notowanych w dżungli amazońskiej. Razem z zakupami i opuchniętymi nogami przywlokłam do domu dwa świeżutkie filety z leszcza, które Garet z Kolesiem usiłowali z dużą dozą desperacji i pomysłowości pożreć na surowo. Kaja właśnie szykowała się do odlotu, czyli do wyjazdu na urodziny koleżanki. Była mocno wkurzona, bo nie zdążyła wyjechać na tyle wcześnie, żeby załatwić inne sprawy. [/FONT]
[FONT=Arial] -Pewnie późno wstałaś? – zapytałam łagodnie, co było subtelną transformacją wypowiedzi: „jeśli barłożysz się do południa, to nic dziwnego, nierządnica, że nie możesz zdążyć!”.[/FONT]
[FONT=Arial] -A skąd, wcześnie rano! – warknęła z irytacją. [/FONT]
[FONT=Arial] -To co porabialiście dzisiaj?- zapytałam pogodnie głosem mojej eks-teściowej, od którego sama dostałam mdłości. [/FONT]
[FONT=Arial] -Posprzątałam – wymamrotała Kaja przeżuwając pod czujnym okiem Gareta pierogi z jagodami, co oznaczało, że mniej więcej umyła podłogi. [/FONT]
[FONT=Arial] -A byliście na spacerku? – kontynuowałam, zwijając się z obrzydzenia do samej siebie.[/FONT]
[FONT=Arial] -Jeszcze nie, jakoś tak mi zeszło – wyznała Kaja szczerze, co natychmiast wytrąciło mi oręż z rąk, bo wkroczyłam na dobrze znane terytorium, w dodatku oddane walkowerem. [/FONT]
[FONT=Arial] -A co się tu, nierządnica, działo na kuchence? – zapytałam z rozpędu, wskazując na krwawe rozbryzgi wokół, nie wyłączając ścian. [/FONT]
[FONT=Arial] -Smażyły się truskawki. [/FONT]
[FONT=Arial] -Smażyły się, czy wybuchały?![/FONT]
[FONT=Arial] -Ekhem, jedno i drugie...[/FONT]
[FONT=Arial] Rozbawiona, mogłam już przekazać Kai, co Agnieszka pisała o Kiri. Wszyscy są podrapani od stóp do głów, kocica Nokia jada na podwórku, bo w domu nie może, mała diablica sika i sra do doniczek oraz kuwety, w tej właśnie kolejności, jedynie owczarek podhalański, Bert, zachowuje względną równowagę – zapewne dlatego, że jest cokolwiek większy i Kiri stanowi mniej więcej równowartość jego stopy... [/FONT]

Posted

Hm... rozumiem, teraz post może mieć najwyżej 1,5 strony znormalizowanego maszynopisu. Żegnaj, wolności słowa. Konstytucja do wykasowania, albo zastąpienia gwiazdkami. Ilośc i treść poddane aborcji. Z powikłaniami. :angryy:

Posted

no. poprawiłam sobie humor przy niedzieli.już sam widok tego gnojka w awatarku, z kością większą od łba -jest jak drożdżówka z powidłami!:loveu:

Posted

Jak miło poczytać co się u Was dzieje, a jak zwykle w zasadzie "nic" się nie dzieje.;)
Mój futrzasty potwór nie chce przyjąć do wiadomości, że jest lato, upał i w taką pogodę porządne bernardyny wogóle nie powinny się ruszać i funduje mi marszobiegi. A najbardziej tragiczne jest to, że wszyscy znajomi pytają jak futrzak znosi upały, a o moje samopoczucie jakoś nikt nie pyta:-(
Pozdrawiamy nieco ozięble ze względu na gorąc za oknem:)

Posted

He, he, skąd ja to znam! Wszyscy się interesują, jak się czuje Garecik (oraz, ewentualnie, koty), jesli ktoś jest bardzo uprzejmy, to pyta jeszcze o Kaję, a ja to gdzies na końcu tego ogona. Przyjmuję, że chodzi o niewłasciwą liczbę nóg/łap.
Garet na szczęście reaguje na pogodę, w czasie upalów nie świruje. W ogóle jest meteoropatą. Dziś ledwie się zwlókł, zeby mnie pożegnać rano. Ale to może dlatego, że do trzeciej darł ryja. :p

Posted

[FONT=Arial]NIIIIIŻ...[/FONT]

[FONT=Arial] Dzięki Bogu, cholerne, ogłupiające upały chwilowo wyemigrowały do właściwej im strefy klimatycznej. Garet, pełnokrwisty meteoropata, śpi o wiele więcej, dzięki czemu w domu jest o wiele spokojniej. Prawie relaks. [/FONT]
[FONT=Arial]Ja też jestem zadowolona. Od razu nogi mniej mi puchną. Obrzęk przeniósł się na mózg, ale to jest mniej widoczne i nie przeszkadza mi w chodzeniu. Może odrobinę w funkcjonowaniu. [/FONT]
[FONT=Arial]Przywieźli mi zamówione w lutym blaty na szafkę kuchenną i kredens, teraz muszę tylko namalować na nich obrazy, oderwać stare i przykleić nowe. Szczególnie ten na kredens to poważne przedsięwzięcie. Obraz będzie wielkością zbliżony do Panoramy Racławickiej... Na razie je zagruntowałam. Przy okazji, choć nie było to moim celem, zagruntowałam też swoje ubranie, kafle kuchennego stołu i psi ogon, który ledwie zdołał wykruszyć się z lateksowej zielonej i żółtej farby. To naprawdę nie moja wina, że Garecik wszędzie musi wepchnąć swój wścibski nos, zbywając upomnienia szerokim uśmiechem, który rozciąga się od ślicznej mordy do potężnego ogona, dynamicznie podkreślającego mimikę. I tak dobrze, że nie zajmuję się metaloplastyką, bo chodziłby powypalany i nadwęglony jak cudem ocalony z pożaru stary kożuch. [/FONT]
[FONT=Arial]Pierwszy chłodniejszy dzień wykorzystałam na zakupy malarskie. Odnowiłam zapas farb i pędzli. Dobrze mi szło, dopóki nie dotarłam do kasy. Po chwili wahania i beznadziejnego grzebania w przepastnej torbie zdecydowałam:[/FONT]
[FONT=Arial]-A, zapłacę kartą... [/FONT]
[FONT=Arial]Ekspedientka zapatrzyła się na mnie z nieukrywaną fascynacją, więc też jej się przyjrzałam, zastanawiając się, co też w moim szkaradnym wyglądzie wzbudziło takie niezdrowe zainteresowanie. Z wysiłkiem powstrzymałam się od dokładnego zlustrowania ubrania, bo było popołudnie i gdybym zapomniała założyć spódnicę, ktoś w pracy już by mi o tym powiedział... [/FONT]
[FONT=Arial]Przez chwilę mierzyłyśmy się wzrokiem. Ona oszołomionym, ja pytającym. [/FONT]
[FONT=Arial]-Ale to jest dowód osobisty – wymamrotała przepraszająco. [/FONT]
[FONT=Arial]-Och, cholera – jęknęłam zażenowana. Z uwagi na porę nie mogłam posłużyć się ulubioną formułką, że nie piłam jeszcze kawy, co dla większości osób stanowi rozsądne wytłumaczenie każdego idiotyzmu. [/FONT]
[FONT=Arial]-To ten niż – powiedziałam usprawiedliwiająco, zabierając dowód i podając jej po krótkich i gorączkowych poszukiwaniach kartę.[/FONT]
[FONT=Arial]-Taa, ja też od rana jestem nieprzytomna – poskarżyła się. [/FONT]
[FONT=Arial]Kiedy dotarłam do ulubionego centrum kwiatowego, byłam już prawie przytomna. [/FONT]
[FONT=Arial]-Poproszę te dwa kwiatki, jeden białoróżowy, drugi biały. No, te które stoją przed wejściem. Nie pamiętam, jak się nazywają, ale zaraz sobie przypomnę – spojrzałam wyczekująco na nową ekspedientkę. [/FONT]
[FONT=Arial]-Ja też nie wiem, jak się nazywają – uśmiechnęła się przepraszająco. [/FONT]
[FONT=Arial]-Cholera, doskonale je znam, hoduję je co roku, tyle, że różowe, u mnie są jednoroczne, chociaż teoretycznie to byliny... – czułam nieprzyjemne łaskotanie w głowie, charakterystyczne dla stanu, kiedy jakaś informacja bezskutecznie usiłuje przedrzeć się przez zarośnięte chwastami synapsy machając energicznie sztandarem z napisem „Alzheimer?!”. [/FONT]
[FONT=Arial]-No dobra, chyba sobie nie przypomnę – poddałam się.[/FONT]
[FONT=Arial]-GAURA!!! – wrzasnął mi do ucha sto metrów od sklepu zabłąkany w bezkresnej pustce strzępek istoty szarej. Nie kopnął mnie w tyłek tylko dlatego, że zarówno fizjologicznie jak i fizycznie byłoby to trudne. [/FONT]
[FONT=Arial]W pierwszym odruchu chciałam wrócić do kwiaciarni, aby podzielić się swoim odkryciem, ale jęczący z bólu kręgosłup uświadomił mi, że dźwigam około dwunastu kilogramów zakupów, więc zrezygnowałam. Zanim dotarłam do domu, zakupów jeszcze mi przybyło, a absurdalny przechył na lewą burtę upodobnił mnie do tonącego statku, który resztkami sił kolebie się jeszcze do przodu. Jak zwykle w takiej sytuacji ogarnęło mnie pełne poczucia krzywdy zdumienie – jakim cudem codziennie dźwigam wywrotkę artykułów?! I gdzie one się podziewają, że następnego dnia trzeba to powtórzyć?[/FONT]
[FONT=Arial]Przy furtce jak zwykle napadł mnie stęskniony Garet, więc do domu wpadliśmy na fali moich wrzasków stanowiących, z braku wolnych odnóży, obronę konieczną. [/FONT]
[FONT=Arial]Dopiero wetknięcie mu w zęby cielęcego ogona ukróciło demolowanie kuchni. Gryzł ogon zwisający z fotela, uśmiechał się samymi oczami i energicznie tłukł swoją własną, potężną kitą w kontynuacji powitalnego szału. [/FONT]
[FONT=Arial]Kiedy wyjęłam pęto gorącej kaszanki, Garet stracił zainteresowanie ogonem, tym bardziej, że do kaszanki zabrała się Irena, a wszystko, co ona je, staje się dla Gareta obiektem gwałtownego pożądania, co z kolei doprowadza Irenę do pasji. Tym razem uraczyła go sporym kawałkiem, który pochłonął w mgnieniu oka. [/FONT]
[FONT=Arial]Przeszłyśmy z Kają do pokoju, ale pies nam nie towarzyszył, co w połączeniu z podejrzanymi szmerami skłoniło Kaję do natychmiastowej reakcji. [/FONT]
[FONT=Arial]-Daj spokój, pewnie kradnie herbatniki ze stołu, on to tak ślicznie robi...[/FONT]
[FONT=Arial]-Akurat, herbatniki – Kaja popędziła do kuchni. [/FONT]
[FONT=Arial]-Oddaj! No puść, ty głupolu, odkroję ci trochę... [/FONT]
[FONT=Arial]Okazało się, że Garecik, słusznie rozumując, że cielęcy ogon i tak należy do niego, herbatniki leżą od jakiegoś czasu, więc pewnie zostaną, a kaszanka może zostać pożarta przez babcię, złapał najbardziej zagrożony obiekt, zaniósł sobie na fotel i właśnie skończył odpakowywanie, kiedy wpadła Kaja i złapała za drugi koniec. [/FONT]
[FONT=Arial]Nie mam pojęcia, jak w tym psie tyle się mieści. Jego mięso, inne wyżebrane dania, to, co zdoła ukraść... Wcale nie tyje. Też bym tak chciała. Moja smukła talia z ubiegłego roku zamieniła się w równik, a lekkość kulawej gazeli przeszła we wdzięk emerytowanego hipopotama. Cholera. Wszystko wokół schnie, ja wręcz przeciwnie...[/FONT]
[FONT=Arial]-Nie pamiętam, czy podlałam kwiatki – westchnęłam a propos, patrząc podejrzliwie na lekko wymiętą lipkę. [/FONT]
[FONT=Arial]-Jeśli szafki są suche, to nie – stwierdziła przytomnie Kaja. [/FONT]
[FONT=Arial]-Dzięki. –Nawet specjalnie nie protestowałam, bo faktycznie nie zawsze mi się udaje trafić do doniczki, za to co najmniej dwa razy dziennie bezbłędnie trafiam w swój półlitrowy kubek zalewając pół kuchni i kilka ważnych papierów herbatą albo wodą. Tego popołudnia wszystko jeszcze było przede mną, na razie udało mi się tylko dwukrotnie raz za razem katapultować ten sam widelec, co z jakiegoś powodu nad wyraz ucieszyło Kaję. [/FONT]
[FONT=Arial]W porywie gorączkowej energii zebrałam naręcze ciuchów z łazienki i poupychałam w szafkach. Sukienkę przeznaczoną do prania zaniosłam do łazienki na górę, gdzie mamy duży, wiklinowy kosz, bo z otwartej paszczy tego na dole zwisało już tyle, że nic nie dałoby się w nim upchnąć. Sapiąc po wejściu na schody energicznie podniosłam klapę... [/FONT]
[FONT=Arial]-Cholera!!! – czym prędzej opuściłam klapę od sedesu i uniosłam tę od stojącego obok kosza na pranie. [/FONT]
[FONT=Arial]Wróciłam na dół lekko wstrząśnięta.[/FONT]
[FONT=Arial]-Nigdy nie zgadniesz, co zrobiłam... [/FONT]
[FONT=Arial]-Wrzuciłaś sukienkę do kibla?! – zarechotała radośnie Kaja. [/FONT]
[FONT=Arial]-Prawie... Muszę się chyba napić kawy...[/FONT]
[FONT=Arial]-Obawiam się, że kawa tu nie pomoże. Może raczej lekarz...[/FONT]
[FONT=Arial]Garet zjadł ogon i zajął się przeżuwaniem nowej obroży. Ponieważ wszystkie obroże wydają mi się zbyt twarde i niewygodne, kupiłam wąski pasek z granatowej skóry, który Kaja miała dopasować mu do szyi, ale jakoś jej zeszło, więc Garet postanowił się tym zająć sam. A że lubi pracę w komfortowych warunkach, złapał w zęby odstający koniec i łypiąc oczami sam zaprowadził się na moje łóżko... i kompletnie nie mógł zrozumieć, dlaczego tak się z niego śmiejemy. Zabawniej wyglądał chyba tylko wtedy, gdy pomagał Kolesiowi polować na ćmę – nasi przystojni faceci, obaj tak samo zręczni, demolowali pokój – jeden w górnych, drugi w dolnych rejonach. Koleś sam się sfaulował, kiedy spadł z szafki. Całe szczęście, że Garet nie zleciał z parapetu. Ćma nawet się specjalnie nie zdenerwowała... właściwie to wyglądała na rozbawioną. [/FONT]
[FONT=Arial]Kolejny dzień zmagań frontów atmosferycznych zebrał jeszcze większe żniwo. W pracy wszyscy kiwali się jak pieski na tylnej szybie trabanta, cały wysiłek wkładając w utrzymanie otwartych oczu. Ja właśnie byłam w stanie „oczy szeroko zamknięte”, więc odpowiednim do słuchania rozmów dziewczyn o modzie, kosmetykach, suplementach diety i układaniu włosów. Grażyna właśnie mówiła, że zawsze marzyła o tym, żeby być fryzjerką. Wyciągnęłam ją na fajkę do składu starych mebli i zaproponowałam, żeby obejrzała moje włosy i przedstawiła mi jakąś wizję twarzowej fryzury. Po chwili namysłu uznała, że skoro włosy mam kręcone, to nie ma sensu ich prostować, ale ona by je skróciła i wycieniowała z boku, u góry zostawiając mnóstwo drobnych loczków. [/FONT]
[FONT=Arial]-Jezu, będę wyglądała jak upasiony cherubin – zaniepokoiłam się. [/FONT]
[FONT=Arial]-Będziesz wyglądała doskonale – zaprotestowała ze śmiechem.[/FONT]
[FONT=Arial]-...Jeszcze skrzydła i bzzz... będę kolejnym po trzmielu latającym cudem natury... Hm, przy tej masie buczeć będę jak Messerschmitt, więc podczas mojej drogi do pracy i z pracy włączy się alarm ostrzegający przed nalotem... Każde spóźnienie się od razu wyda, to lepsze niż karta zegarowa... [/FONT]
[FONT=Arial]Pokładałyśmy się ze śmiechu rozwijając wizję, aż zdezelowane krzesła trzeszczały. [/FONT]
[FONT=Arial]A dziś, w tym samym składzie odrzuconych mebli, Grażyna, lekko drżąc ze zdenerwowania, dokonała metamorfozy. Po podcięciu włosów długo pracowała z żelem, zanim uznała, że fryzura jej się podoba. W chwilę później sama oglądałam efekt w lustrze. [/FONT]
[FONT=Arial]Jeśli przedtem przypominałam wkurzonego kuca, który przez dwa tygodnie przedzierał się przez kolczaste zarośla, to teraz bez wątpienia wyglądam pogodnie. Akurat tak pogodnie, jak przerośnięty cherubin...[/FONT]





[FONT=Times New Roman][/FONT]

Posted

[URL=http://imageshack.us][IMG]http://img503.imageshack.us/img503/5219/czerwiec2008075lk4.jpg[/IMG][/URL]
[URL=http://g.imageshack.us/g.php?h=503&i=czerwiec2008075lk4.jpg][IMG]http://img503.imageshack.us/img503/5219/czerwiec2008075lk4.d987ab8da7.jpg[/IMG][/URL]
Garecik z cielęcym ogonkiem

Posted

Miło znów o Was poczytać. Garecik z dodatkowym ogonkiem jest przesłodki:lol:
Moja gadzna wywinęła mi wczoraj wieczorem numer i zafundowała sobie rozszerzenie żołądka. Na szczęście nauczona doświadczeniem z poprzedniego razu (rozszerzenie ze skrętem, które skończyło się operacją i przyszyciem żoładka do ściany klatki piersiowej) natychmiast wpakowałam go w samochód i zawiozłam do Arki. Po północy zgodnie z obietnicą zadzwonił lekarz i dowiedziałam się, że mojemu rąbniętemu futrzakowi wypłukali z żoładka torebkę foliową. A już myslałam, że w wieku lat siedmiu bernardyny mądrzeją... Chyba muszę zweryfikować swoje przekonania...
Pozdrawiamy całe psio-kocio-ludzkie stadko:evil_lol:

Posted

To pierwsze zdjęcie Kiri - obecnie - Kiszki - z nowego domku. Jak to zatytułowała Agnieszka: Białe-czarne.
Białe to Bert, nowy obiekt do dręczenia dla Kiszki.
[URL=http://imageshack.us][IMG]http://img366.imageshack.us/img366/4712/czarnebialezo5.jpg[/IMG][/URL]
[URL=http://g.imageshack.us/g.php?h=366&i=czarnebialezo5.jpg][IMG]http://img366.imageshack.us/img366/4712/czarnebialezo5.006f1aded0.jpg[/IMG][/URL]

Posted

[quote name='betuana']. A już myslałam, że w wieku lat siedmiu bernardyny mądrzeją... Chyba muszę zweryfikować swoje przekonania...
:evil_lol:[/quote]

betuana - weryfikuj :evil_lol:

w wieku 11 lat bernardyny RÓWNIEŻ nie mądrzeją :diabloti:

Posted

mnie mowia, ze Onki madrzeja w okolicy 2 lat. NIEPRAWDA!!!!! Moja ma takie ADHD jak Garret. one tak juz maja i nic na to nie poradzimy. Ale za to ile radochy daja. I pomyslec jaka swietlana przyszlosc nas czeka :evil_lol: Fakt anielski charakter bedzie bardzo przydatny. Moze ktos ma na zbyciu????

Posted

Co do objawów to pies zaczyna wyglądać jak nadmuchany balonik no i konieczna jest jak najszybsza interwencja fachowca, bo skończyć się to może tragicznie.
A ja się dzisiaj dowiedziałam, że mój futrzak terroryzował klinikę - darł ryja jak tylko przestawali go dopieszczać:evil_lol:
Co do mądrzenia, to najpierw słyszałam od naprawdę mądrych ludzi, że jak skończy rok, potem były 2 lata, potem 4 lata, a teraz już się poddali i nic nie mówią:evil_lol: A przy tym futrzak jest cwańszy niż niż wzorzec rasy i standardy Unii Europejskiej przewidują:mad:

Posted

O żesz, nadmuchany balonik... Na szczęście Garet, jak coś ukradnie, bardzo elegancko to rozpakowuje przed pożarciem. Czyli w sumie zjada tylko rzeczy jadalne plus chusteczki higieniczne, ale to celuloza, więc może go nie nadmucha ;).
Co do mądrzenia z wiekiem, to nie łudźcie się. Takie fajne określenie przeczytałam - wszystko będzie "tak samo, tylko bardziej". Zresztą czego my od naszych ulubieńców wymagamy? Ja tam z wiekiem nie zmądrzałam.

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...