Jump to content
Dogomania

Jett Garet III, jr. Kraków - w NOWYM DOMKU-od 07.04.06-GARETOWE OPOWIEŚCI-udręczonej


Recommended Posts

Posted

1% nie da się, bo nie ma wpisu do KRS-u.
No to dobrej kondycji przed Sylwestrem! I szczęścia w Nowym Roku! Ja z Garecikiem jak zwykle gdzieś w fotelu. :BIG::smhair2:<-- oby tylko nie strzelali dużo.

  • Replies 1.7k
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

Posted

Joanno życzę wszystkiego najlepszego w Nowym Roku. A nam wszystkim życzę mądrego wydawcy dzięki któremu wkrótce będziemy czytać garetowe opowieści do poduszki. A później....:confused:moze film z Garetem w roli głównej

Posted

:loveu:Jestem za! I my też, drżące życzenia. Jak większość dogomaniaków spędzam sylwestra hołubiąc roztrzęsione maleństwo.
[FONT=Arial]31.12.2008 środa[/FONT]
[FONT=Arial] [/FONT]
[FONT=Arial]SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU![/FONT]
[FONT=Arial] [/FONT]
[FONT=Arial] Wczoraj po południu odwiedziła nas Magda z noworocznymi prezentami. Wyglądała bardzo świątecznie i ślicznie jak laleczka. Poważnie obawiałam się, że Garet nadwyręży jej urodę, bo oszalał na jej widok. Ale wybroniła się przysmakami. Nasz roztrzęsiony pies próbował udowodnić, że zwykle jest żywiony ziemniakami i suchym chlebem. Oczywiście w chwilach, gdy nie przymiera głodem. Maniery żebraka ryjącego w śmietniku za restauracją. [/FONT]
[FONT=Arial] Kiedy Madzia wstała, żeby obejrzeć przemeblowanie kuchni (już zapomniałam, że ją przemeblowałam – to tylko dowód, jak nietowarzyska i wyobcowana stałam się ostatnio), Garet dopadł jej torebki niebacznie pozostawionej na kanapie. Cóż, większość odwiedzających nas ludzi pamięta, żeby swoje rzeczy trzymać przy sobie, najlepiej kurczowo przyciśnięte do piersi, a kieszenie i tajne schowki, na przykład w rękawach ([I]vide[/I] Marek niepostrzeżenie pozbawiony dewiz) zamknięte na suwaki. [/FONT]
[FONT=Arial] -Garet! Nie grzeb cioci w torbie! – wrzasnęłam, spojrzawszy przez ramię. Nakręcony czub zanurzył łeb w torebce Magdy jak koń w worku z obrokiem i pofukując gorączkowo rewidował bagaż w poszukiwaniu czegoś zdatnego do użytku. [/FONT]
[FONT=Arial] -To nic, to nic – powiedziała uspokajająco Magda zapomniawszy widocznie, że w zeszłym roku w ostatniej chwili uratowała swoją kartę kredytową. – Mam tam jeszcze coś dla niego...[/FONT]
[FONT=Arial] Magda, drapiąc Gareta po pierzastej, białej piersi, opowiedziała o ostatniej nagonce na nasze mordercze, skorumpowane schronisko. Podobno TVN, „Wyborcza” i znowu prokuratura. Nic o tym nie słyszałam, ale nic dziwnego, od lat pracuję poza tym miastem i traktuję je jak sypialnię. Trudno żyć życiem miejsca, z którego człowiek nie pochodzi i które nie daje mu pracy. Telewizji w zasadzie nie oglądam, ale „Wyborczą” czytamy (Kaja dogłębnie, a ja po łebkach), chociaż nie każdy numer, mogłyśmy przeoczyć. Magda jest dobrej myśli, tym razem gmina będzie musiała coś zrobić, burmistrz się przejął. [/FONT]
[FONT=Arial] Zarechotałam ironicznie. [/FONT]
[FONT=Arial] -Jasne, dopóki wielkie gówno leży na środku drogi, nikt się nim nie przejmuje, ale kiedy ktoś w nim grzebie i zaczyna śmierdzieć na całą okolicę, staje się problemem społecznym. [/FONT]
[FONT=Arial] Po raz kolejny naszła mnie refleksja, że dzięki Bogu, iż nie mam władzy. Wprowadziłabym dyktaturę, zaczęłabym od zmiany stworzonego dla przestępców prawa, więzienia zasiedliliby właściwi ludzie, polityczne pasożyty wróciłyby to normalnej pracy, bo pierdzenie w sejmowe stołki nie przynosiłoby żadnych profitów, a skorumpowani prominenci, pozbawieni boskości, piorunem wyemigrowaliby w bardziej sprzyjające miejsca. Pewnie stracilibyśmy na międzynarodowej atrakcyjności ustępując komu innemu rolę żałosnego błazna, ale za to tak zwany szary obywatel stałby się pełnoprawnym, podmiotowym członkiem społeczności. Oddziały psychiatryczne odczułyby ulgę, geriatryczne nauczyłyby się, co znaczy komfort pacjentów, A wszystkie domy pogodnej starości i im pokrewne byłyby tak pogodne, że człowiek od czterdziestki marzyłby, żeby tam się dostać. Przestępstwa wobec zwierząt byłyby traktowane o wiele surowiej niż wobec ludzi, którzy w pewnym stopniu są w stanie sami się obronić. NFW (Narodowy Fundusz Weterynaryjny) finansowałby leczenie zwierząt. Zniknęłyby czworonożne bezdomne nieszczęścia. Ożesz, kurde, może jednak szkoda, że tej władzy nie mam? [/FONT]
[FONT=Arial] Dziś, wyspawszy się luksusowo, choć krótko w czystej pościeli, którą zdążyłam zasiedlić przed wszystkimi czworonogami oraz ich wędrującymi posiłkami, rozpoczęłam o czarnym świcie bezsensowny dzień, w którym wszyscy cieszą się jak głupi, że stają się o rok starsi. [/FONT]
[FONT=Arial] Miałam niejasne przeczucie, że z minibusami będzie jakoś inaczej, ostatecznie to zwykły dzień pracy, tyle że między świętami. [/FONT]
[FONT=Times New Roman][SIZE=3] [/SIZE][/FONT][FONT=Arial]Na szczęście w przypływie natchnienia założyłam sweter na cienką, bawełnianą bluzkę. Po godzinie czekania zamarzło mi wszystko łącznie ze szpikiem kostnym i żałosnymi resztkami estrogenu.[/FONT]
[FONT=Arial] Popełniłam błąd odpuszczając autobus. Wykombinowałam sobie ulubioną i niezdającą egzaminu metodą „sprytny i sprytniejszy”, że jeśli jeden minibus nie jechał, na pewno pojedzie drugi, a przynajmniej innej linii i nie ma sensu, żebym tłukła się o dwadzieścia minut dłużej. No i nie tłukłam się. Stałam i zanikały we mnie wszystkie istotne funkcje życiowe. Jedynym jasnym punktem było obserwowanie młodego owczarka alzackiego, który wyszedł na poranny spacer ze swoim panem. [/FONT]
[FONT=Arial] Uszy już sterczały mu szpanersko wprost w jaśniejące niebo, ale łapki wciąż beznadziejnie uczyły się koordynacji, a ogon sprawiał wrażenie całkowicie odrębnego bytu przypominając przypadkowo doczepionego do psiego ciała oszołomionego i śmiertelnie zaskoczonego węgorza. Cudo po prostu.[/FONT]
[FONT=Arial] Niebo na brzegach zaczynało przybierać odcień brzoskwiniowo-cytrynowy, powyżej było liliowe, a w najwyższym punkcie granatowo-szare. Zapowiadał się piękny dzień. [/FONT]
[FONT=Arial] Po siedemdziesięciu minutach sterczenia na przystanku wsiadłam do busa obleśnego dziadka. Rozklekotany i rzężący pojazd, poruszający się najwyraźniej nadprzyrodzonym sposobem, był zimniejszy niż nasza lodówka, ale za to oblech poprawny w zachowaniu, od czasu, gdy dałam mu do zrozumienia, że przekroczył wszelkie granice. Miał dużo szczęścia, że nie dałam mu w mordę wtedy, kiedy złapał mnie za udo. Może i szkoda, ale to wina mojej natury, niezdolnej do przemocy (wyjąwszy słowną). [/FONT]
[FONT=Arial] Do pracy dotarłam na znieczulonych, sztywnych nogach i po raz pierwszy tej zimy nie otworzyłam okna i nie zrobiłam przeciągu. Gdy nadszedł czas sylwestrowego spotkania w ratuszu, jeszcze do końca nie odmarzłam, ale pogoda była śliczna, słońce grzało jak na wiosnę i trudno było uwierzyć, że to przygnębiający koniec roku. [/FONT]
[FONT=Arial] Na placu przed ratuszem grała orkiestra dęta, stało ogromne, stalowe palenisko i leżał stos sosnowych polan. Jaka szkoda, że tu nie mieszkam! Na pewno wybrałabym się na rynek. To miasteczko jest wręcz idealne. Spokojne, śliczne i bezpieczne. Okolica cudowna. Miasto, w którym psy, ŻYWE!!!, wylegują się na ulicach, jest właściwe do zamieszkania. Od kiedy tam pracuję, ani raz nie widziałam nigdzie czworonożnej ofiary komunikacji. Niestety, ma fatalną służbę zdrowia, a to w moim wieku jest bardzo dużym minusem. [/FONT]
[FONT=Arial] Złożyliśmy sobie życzenia, wypiliśmy lampkę szampana i odśpiewaliśmy urodzonej w sylwestra „sto lat” naszej ukochanej pani burmistrz. Z radosnym uśmiechem na twarzy powędrowałam na przystanek i nie czekając na nieprzewidywalne minibusy pojechałam do domu autobusem. [/FONT]
[FONT=Arial] Miałam nadzieję, że histeria zakupów osłabła, ale nie. Na szczęście udało mi się kupić udka dla Gareta. Kolejki do stoiska z alkoholem pobijały wszelkie rekordy, podobnie było z fajerwerkami i innymi bezsensownymi pukaczami. [/FONT]
[FONT=Arial] Fajerwerki o północy ostatecznie jestem w stanie zrozumieć, ale po cholerę te idiotyczne pukacze?! Trudno doszukiwać się sensu w działaniach mózgu pozbawionego istoty szarej przez testosteron. Zamknęłabym takich cymbałów w wielkiej, stalowej beczce wrzuciwszy przed założeniem szczelnego wieka te wszystkie, hałasotwórcze gadżety. Niech się nacieszą do woli. A co im żałować. [/FONT]
[FONT=Arial] Przy obieraniu udek ze skóry najadła się Perła. Nawet nie próbowałam udawać, że czytam „Terapię krótkoterminową”, od razu padłam na łóżko z Perłą przy policzku. Garet, o dziwo, zaległ na fotelu obok. Obudzili nas wieczorem beznadziejni pukacze. Pozbierałam się szybko i wyszłam z Garetem przed dom. Ruszył za mną z ociąganiem, niechętnie i czujnie. Świergoliłam i kląskałam zachęcająco modląc się w duchu, żeby nie nastąpiła kolejna eksplozja. Garecik siknął pobieżnie na krzak jaśminu i zdecydowanie skierował się do wejścia. Wygrał. Nie będę przecież lać na bez, żeby obudzić w nim ducha rywalizacji. [/FONT]
[FONT=Arial] Powlokłam się do domu. W porywie kreatywności umyłam podłogi i zrobiłam sałatkę jarzynową, bo kupiony przez Irenę chleb cuchnął kwasem na odległość, a ostatecznie coś trzeba jeść. [/FONT]
[FONT=Arial] Kocur, wystraszony podobnie jak Garet, zaległ obok mnie na ławie. Szybko zaniechałam uspkajającego głaskania, gdy okazało się, że rękę mam czarną jak Afroamerykanin. Widocznie chwilę wcześniej wypudrował się w kotłowni w stosie ekologicznego groszku. [/FONT]
[FONT=Arial] Zbliża się koniec roku, obłąkani sąsiedzi rekompensują sobie hałasem deficyty emocjonalne, Garet leży na moich stopach, jego pęcherz bada granice swojej rozciągliwości, zatem szczęśliwego Nowego Roku, kochani. Oby był lepszy niż poprzedni. [/FONT]

Posted

Szczęśliwego Nowego Roku!:loveu: Miłości i ...
żeby zdrowie się podreperowoła (najlepiej samo z siebie), żeby ukochany zwierzostan dostarczał samych radości (a gooopie pomysły zanikały w zarodku), żeby pracy było tylko tyle i tylko taka, na jaką macie ochotę, i żeby pieniądze pojawiały się w pożądanych terminach i ilościach na Waszych kontach. Wasze zdrowie![URL="http://imageshack.us"][IMG]http://img397.imageshack.us/img397/9315/cht2dwob8.gif[/IMG][/URL]

Posted

Mężczyźni mojego życia...
[URL=http://imageshack.us][IMG]http://img258.imageshack.us/img258/4577/200812100050do8.jpg[/IMG][/URL]
[URL=http://g.imageshack.us/img258/200812100050do8.jpg/1/][IMG]
Cholera, seler, a wyglądał jak piłeczka...
[URL=http://imageshack.us][IMG]http://img258.imageshack.us/img258/6623/200812100054tr3.jpg[/IMG][/URL]
Um... papryczka marynowana...
[URL=http://imageshack.us][IMG]http://img389.imageshack.us/img389/5132/200812100065yx6.jpg[/IMG][/URL]
[URL=http://g.imageshack.us/img389/200812100065yx6.jpg/1/][IMG]

Posted

NIe, żebym nalegał...
[URL=http://imageshack.us][IMG]http://img223.imageshack.us/img223/3034/200812100068tv4.jpg[/IMG][/URL]
Maślanka dobrze wpływa na jelitka
[URL=http://imageshack.us][IMG]http://img258.imageshack.us/img258/7578/200812100077wf5.jpg[/IMG][/URL]
Rozpakowywanie zakupów
[URL=http://imageshack.us][IMG]http://img258.imageshack.us/img258/676/200812100085kn9.jpg[/IMG][/URL]

Posted

[quote name='mar.gajko']Wiesz Joasiu...

Ty to masz do niego cierpliwość:p
Anielską:evil_lol:

:eviltong:[/quote]

no co Ty.
to ON ma cierpliwość do Joanny.

...chciałabyś być tak bezpardonowo opisywana na forum publicznym? :crazyeye:
i fotografowana podstępnie w zaciszu domowej kuchni, gdy błogo oddajesz się konsumpcji trofiejnego obiadu? :-o

- toż to się mozna kompleksów ani chybi nabawić :shake:

Posted

[quote name='kinga']no co Ty.
to ON ma cierpliwość do Joanny.

...chciałabyś być tak bezpardonowo opisywana na forum publicznym? :crazyeye:
i fotografowana podstępnie w zaciszu domowej kuchni, gdy błogo oddajesz się konsumpcji trofiejnego obiadu? :-o

- toż to się mozna kompleksów ani chybi nabawić :shake:[/quote]

Wiesz Kingo,
chyba masz rację.
Ileż uboższe byłoby zycie Joanny bez Gareciątka.
Ona wogóle nei czułaby że życie sie toczy, że ona sama żyje.
Byłaby to marna egzystencja, bez adrenalinki, bez emocji.
Czyli bez sensu.

Posted

:cool3: Taa... moje życie byłoby śmiertelnie nudne i spokojne (czyż nie o tym marzyłam?) bez tego ślicznego manipulanta i terrorysty.
To jak w końcu z Amicusem? I z kontem? Miało być zlikwidowane od sylwestra? A strona bez zmian. Napisz coś o tym.

Posted

Aha. No to proponuję wspólną aukcję aniołków. Ja będę robic, dopóki kaloryfery grzeją, na razie trochę mam. Połowa dla mnie (strraszny dług mi się zrobił bo jestem idiotka i nie doczytałam umowy - a wcale nie było drobnym drukiem!!), a połowa na zwierzaki.
Aniołki urocze, postaram się jutro wrzucić zdjęcie.

Posted

[quote name='mar.gajko']
Potem wszytskie psy i koty Amicusowe będa moje prywatne:diabloti:[/quote]


...i wszystkie Ulubione Domy, które sprawdziły się przy adopcji choć jednego zwierzaka - dostaną od mar.gajko małe gratiski :diabloti:

...a te, które na dodatek pisują o losach pupili na forum - gratiski w większych ilościach...

( Kraków i okolice :p)

Posted

To Szkaradny Kocurek. Reaguje na hasło "przybij piątkę"
[URL=http://imageshack.us][IMG]http://img123.imageshack.us/img123/5094/200901070030cw7.jpg[/IMG][/URL]
[URL=http://g.imageshack.us/img123/200901070030cw7.jpg/1/][IMG]http://img123.imageshack.us/img123/200901070030cw7.jpg/1/w320.png[/IMG][/URL]
A to aniołki, ale zdjęcie kiepskie, muszę spróbować w dzień.
[URL=http://imageshack.us][IMG]http://img184.imageshack.us/img184/8854/200901070114wy3.jpg[/IMG][/URL]

Posted

Czesc wszystkim :lol:
mam konto na allegro to przy aniolkach pomoge :razz:
Od dawna rozne dogolezanki mnie namawialy, abym sobie poczytala o Gareciku. W koncu dotarlam do watku i poczulam sie zagrozona....popekaniem ze smiechu :diabloti:

Tyle teraz rozniastych ksiazek wychodzi o psach. Twoja ogromnie wzbogacilaby ten "trynd" :evil_lol:

Posted

[quote name='mar.gajko']Aniołki zarąbiste, jak mawia małoletnia młodzież.
Ale zdjęcia każdego osobno.
Wystawimy tu na bazarku kilka.
I jak ktos ma konto na Allegro.
ja nei mam, niestety.[/quote]

Się sprężę i sfotografuję. Kaję wykopię na allegro, obie mamy konta, ale ona ma jeszcze czas...

Posted

[FONT=Arial]08.01.2009 czwartek[/FONT]

[FONT=Arial]... I SIĘ ZACZĄŁ[/FONT]

[FONT=Arial]Zima jak skurczybyk. A tak fajnie było przez ostatnie dwa lata! Zaczynam podejrzewać, że globalne ocieplenie to kicha. Nie cierpię chodzić po nieodśnieżonych chodnikach i ślizgać się na schodach przed sklepami. Ludzie są kompletnie pozbawieni wyobraźni i wydaje im się, że jak założą pseudomarmurowe płytki, to będzie tak cholernie elegancko. A w zimie nieszczęśni klienci rozjeżdżają się na nich jak żaby z tetraplegią. Poślizg niekontrolowany i nie do opanowania. Jeśli nie ma się czego złapać, to brodą można policzyć wszystkie stopnie, na które udało się wdrapać. Ja przed domem położyłam szorstki gres (chyba niepotrzebnie szkliwiony), a i tak mamy problemy z przyczepnością. Szczególnie Garet, który wypada jak burza drąc gębę już od progu, żeby w razie czego śmiertelnie wystraszyć czających się na zewnątrz bandytów. Czasami udaje mu się przerazić jakąś idącą ulicą staruszkę. Dobrze, że jeszcze żadna nie wskoczyła pod samochód, tam nie ma chodnika... [/FONT]
[FONT=Arial]Gdy po kilku minutach wpada z powrotem, jest jeszcze gorzej. Łapy ma zaśnieżone, więc płytki w korytarzu nadają mu takiego szwungu, że tylko dzięki meblom działającym jak bandy na lodowisku udaje mu się osiągnąć kuchnię. Boże, czemu ten pies nie może zachowywać się normalnie? [/FONT]
[FONT=Arial]Z powodu mrozów i dzięki wizycie Leszka zlikwidowałyśmy galopy do piwnicy. Irena martwiła się, że rury popękają przy ciągle otwieranych przez Gareta drzwiach. Drzwi, odkąd pamiętam, są podparte ciężkim, bardzo zabytkowym kamieniem z żaren, nabytym wraz z domem. Prawdopodobnie trzydzieści lat temu normalnie się zamykały, choć tego nie pamiętam. Potem drewno wypaczyło się i opadły. Potwornie ciężki kamień jest trudny do ruszenia tylko przez ludzi. Koty i Garet radzą sobie z tym znakomicie. Powstała sytuacja patowa. Irena jęczała o instalację, Garet musi wychodzić do ogrodu, w którym od piątej rano upatruje z parapetu inwazji obcych. Na szczęście zepsuł się nasz śliczny, mosiężny kran w kuchni, kolejny z moich bezmyślnych nabytków. Jak zwykle przewaga formy nad treścią, czy raczej wyglądu nad funkcją. Za jedną trzecią ceny mogłam kupić wypasiony niklowany mieszacz wody. Ale nie. Musiało być w stylu retro i z akcentami złota. [/FONT]
[FONT=Arial]Niedawno zaopatrzyłam te kapiące po roku użytkowania cuda w podobno niezniszczalne wkłady ceramiczne. Leszek dokonał jakichś skomplikowanych manipulacji, bo krany okazały się nietypowe. Jakiś czas działało, aż wreszcie, ten najczęściej używany, od ciepłej wody, zdechł i zaczął się kręcić dookoła. Na szczęście dokonał żywota w pozycji off, bo inaczej musiałabym odciąć centralny dopływ wody. Namówiłam Irenę, żeby zadzwoniła do Leszka, bo przecież staruszce nie odmówi... Przyjechał wieczorem. Po gorączkowych poszukiwaniach w piwnicy znalazłam jakieś stare (ale nieużywane), mosiężne wnętrzności, założył i działa! Gorączkowo myślałam, w czym jeszcze zaprzyjaźniony geniusz może pomóc. [/FONT]
[FONT=Arial]-Nowe drzwi wejściowe! Leszku, śnieg nam wpada do domu! Już paru fachowców przy nich kombinowało i nic. Podobno coś tam przeskakuje. [/FONT]
[FONT=Arial]Leszek w skupieniu kilkakrotnie zamknął i otworzył drzwi. Pomyślał chwilę i uśmiechnął się. [/FONT]
[FONT=Arial]-Eee, tam, przeskakuje. Przekombinowali! Tylko tu blaszkie trzeba odgiąć! Daj śrubokręta. [/FONT]
[FONT=Arial]Boże, uwielbiam go razem z tym cwaniackim warszawskim akcentem! „Blaszkie” odgiął i drzwi przylgnęły z ulgą do framugi szczelnie jak w lodówce. [/FONT]
[FONT=Arial]-A mógłbyś rzucić okiem na te wejściowe do piwnicy? Ja już patrzyłam, opadły sporo, trzeba przekręcić ten uchwyt na wpust zamka dobre dwa centymetry niżej... Kaja, podładuj wkrętarkę.[/FONT]
[FONT=Arial]Po konsultacji w piwnicy Leszek wydal diagnozę – drzwi nie opadły tylko się zwichrowały i nie potrzeba nic przekręcać. Trochę przeszkadzał mu filc, który Irena przybiła, żeby zasłonić dwucentymetrową dziurę górą, ale poradził sobie. Dzięki Bogu to kawał chłopa, zdjął masywne drzwi, zbudowane z dwóch warstw poprzecznych solidnych listew i walnął nimi o podłogę. [/FONT]
[FONT=Arial]-Jezu, rozpadną się! – przeraziłam się. [/FONT]
[FONT=Arial]-Nic nie bój, będzie dobrze![/FONT]
[FONT=Arial]I faktycznie, po kilku korektach ciężkim młotem, drzwi zamknęły się gładko po raz pierwszy od ćwierćwiecza.[/FONT]
[FONT=Arial]-Boże! – jęknęłam z zazdrością – jak ja bym chciała wiedzieć tyle, co ty![/FONT]
[FONT=Arial]Leszek zarechotał, zajęty drapaniem omdlewającego z rozkoszy Gareta pod brodą. [/FONT]
[FONT=Arial]Moim marzeniem jest samowystarczalność. Błąd w założeniu, ale gdybym mogła samodzielnie poradzić sobie ze wszystkimi kaprysami domu i jego wyposażenia, byłoby idealnie. No cóż, wciąż się uczę. Jednak strachu przed wiertarką chyba nie przezwyciężę. [/FONT]
[FONT=Arial]Kiedy Leszek odjechał, obdarowany zapasem kawy, Irena nie mogła uwierzyć, że kamień z żaren możemy oddać do muzeum etnograficznego, gdyby takie tu było. [/FONT]
[FONT=Arial]-Jak on to zrobił?![/FONT]
[FONT=Arial]-No cóż... zdjął drzwi, *******nął nimi o podłogę i naprawiły się – wyjaśniłam skrótowo. [/FONT]
[FONT=Arial]Garet teraz wychodzi przez balkon, przeciwko czemu Irena nie protestuje, zachwycona bezpieczeństwem instalacji wod-kan. Z kolei nasz świr, wychodząc przez balkon, zostaje w ogrodzie dłużej niż wtedy, gdy wychodził przez piwnicę. Penetruje wszystkie zakamarki. Liczy sosny, ogląda tuje, bada okolice garażu, wpada w maliny i obserwuje posesję sąsiada, obsikuje bale huśtawki, podejrzewam, że ławkę na tarasie pod balkonem też, ale tego nie widzę, dzikim galopem obiega truskawki, drzewka owocowe i basen, po czym, z triumfalnie zadartą kitą wpada na balkon i domaga się wpuszczenia do domu po to tylko, żeby natychmiast, z rozdzierającym szlochem, runąć do drzwi wejściowych, za którymi na pewno ukryło się to licho, którego bezskutecznie poszukiwał w ogrodzie. Przerypane. Praca na dwa etaty. Po każdym kolejnym otwarciu drzwi wpadam w coraz większą pasję i wcale nie dziwię się Irenie. Kiedy po pięćdziesięciu sekundach, jęcząc rozpaczliwie i drapiąc pazurami, domaga się wpuszczenia, symuluję głuchotę tak długo, jak zdołam wytrzymać, po czym ruszam do drzwi z solenną obietnicą natychmiastowego mordu na ustach. Odrażający bydlak wita mnie zniecierpliwionym kwiknięciem, po czym, tradycyjnie, wpycha mi na sekundę w dłoń aksamitną mordkę, wskutek czego mój oręż osypuje się z poddańczym chrzęstem. Poruta. Zupełnie jak w dowcipie o policjancie i rybkach w akwarium. Wpływ istoty wyższej na istotę niższą. W tym naprawdę wielkim domu czuję się jak manipulowany glonojad w akwarium wielkości popielniczki. [/FONT]
[FONT=Arial]Żeby sobie poprawić samopoczucie, odwiedziłam Magdę i Jarka. Oni na trzydziesty metrach kwadratowych żyją z synem, dwoma papugami, kawką i dużym psem, na szczęście normalnym. Mikołaj zajmuje jeden pokój, oni z całą menażerią drugi. W kuchni wielkości jednej trzeciej mojej łazienki mieści się wszystko łącznie z pralką. I jeszcze jest miejsce na troje palących ludzi, bo w zimie nie dymimy w pokoju, żeby nie sprawiać dyskomfortu zwierzakom. Boże drogi, gdyby połączyć mój pokój z łazienką, to zostałoby im jeszcze miejsce na garaż! A my nie możemy wymanewrować w osiemnastometrowej kuchni, gdy zejdziemy się tam we trójkę plus pies. Nie mam pojęcia, jak to działa. [/FONT]
[FONT=Arial]U Magdy i Jarka cały zwierzyniec wydaje się zadowolony. Papugi czule ćwierkają, Lucuś ze słodkim uśmiechem na mordce przymila się, a Hitchock... ale to już odrębna historia.[/FONT]
[FONT=Arial]Hikuś (-Hikuś? – zdziwiła się Magda) siedzi nastroszony w swojej klatce i badając otoczenie zastanawia się, jak dać wyraz swojej niezależności i indywidualności. Jarek podniósł drzwiczki, żeby sobie polatał po pokoju. Hikuś złapał je ze złością w dziób i zatrzasnął. Nieodwołanie. Wybuchnęłam śmiechem. Co za cudowna osobowość! Zupełnie jak Kiszka, Baki i Stonka. Osobowość seryjnego mordercy, urocza! Jarek nie dał za wygraną, podniósł klatkę i po prostu wytrząsnął z niej Hikusia. Kawka, zirytowana, wyleciała i zaparkowała na najwyższej, ulubionej półce naprzeciw kanapy. Znudzona naszą rozmową zaczęła wydziobywać dziurę w tapecie. [/FONT]
[FONT=Arial]-Przestań! Co ty robisz! – zaprotestował Jarek. Podszedł do Hikusia i zachęcająco wyciągnął dłoń, zapewne w nadziei, że pieszczoch przelezie i pozwoli się odciągnąć od atrakcyjnego zajęcia. [/FONT]
[FONT=Arial]A guzik. Hikuś walnął dziobem w palce Jarka i nastroszył się triumfalnie. I jak można było nie bić mu brawo?[/FONT]
[FONT=Arial]-Chcesz go? – zapytała po raz wtóry, zachęcająco, Magda. [/FONT]
[FONT=Arial]Cóż, miałam szansę. Hikuś najwyraźniej akceptuje moje zachwyty i nie boi się mnie, w przeciwieństwie do Renaty. Wzięłabym go natychmiast, gdyby nie przeklęte koty. Prawdopodobnie zaprzyjaźniłby się z pełnym godności Kolesiem, uciekałaby przed nim Marchew, ale największym zagrożeniem byłaby Gacia. [/FONT]
[FONT=Arial]Gacia, popadając stopniowo w stan psychozy, czyhała dzień i noc na progu spiżarni na przyniesioną przez Marchew mysz. Mysz miała się znakomicie, obawiałam się o Gacię. Kaja rozpieściła ją do granic możliwości, ego kocicy sięgało sufitu, jeśli nie Kosmosu, a mysz stała się jej wyzwaniem życiowym. I nagle, kilka dni temu, złapała ją po raz trzeci![/FONT]
[FONT=Arial]-Ona chyba ma mysz! Trzeba ją... – zawołała podekscytowana Irena.[/FONT]
[FONT=Arial]-Odwalcie się! – wrzasnęłam. –Już dwa razy ją miała i dzięki wam wypuściła – otworzyłam drzwi na korytarz, a Gacia ze swoją ofiarą natychmiast wybiegła. Tuż za nimi popędziła Kaja. Obawiała się, że Gacia zaaportuje jej mysz do pokoju. Zdążyła zatrzasnąć drzwi. Gacia wypuściła zdobycz w korytarzu, gdzie osaczyła ją w towarzystwie lekko oszołomionego Kolesia, który dopiero co wylazł z mojego łóżka. [/FONT]
[FONT=Arial]Zwłoki dobrze odżywionej myszy plątały się na schodach przez trzy dni, a Gacia chodziła upojona sukcesem, gruchając i rechocząc. Co gorsza, nie zrezygnowała z dyżuru w spiżarni. Albo zupełnie jej odbiło, albo stacjonuje tam kolejna mysz. Wydaje mi się, że słyszałam jakieś chrobotanie. [/FONT]
[FONT=Arial]We wtorek Kaja poświęciła się i wyszła z domu tuż po mnie, po szóstej, żeby zarejestrować mnie do laryngologa. Potem od razu pojechała do Krakowa. Kiedy wróciłam, późnym popołudniem, korytarz zastałam zasłany butami Kai. Garet znowu włamał się do szafy. Pewnie Kaja nie zabezpieczyła drzwi. Mojego obuwia nie ruszył, bo to nie ja wyszłam ostatnia. W powitalnym amoku kompletnie ignorował moje gderanie. Pozbierałam buty nie oglądając ich zbyt dokładnie, żeby przypadkiem nie odkryć jakichś zniszczeń. Wydarte wkładki wrzuciłam osobno, niech już Kaja sobie dopasuje, która z którego buta. [/FONT]
[FONT=Arial]Okrutnie był dokuczliwy przez całe popołudnie, jęczał, poświstywał i trąbił przeraźliwie, biegając od drzwi do drzwi, co po kilku godzinach doprowadziło mnie do takiej pasji, że miałam chęć go udusić. [/FONT]
[FONT=Arial]-Cholera, weź go sobie do Krakowa, będziecie miały rozrywkę! Tam są tylko jedne drzwi! – warczałam przez telefon do Kai. –Nie mogę z tym kretynem wytrzymać, lata i jęczy![/FONT]
[FONT=Arial]Garet jak na zawołanie wspiął się przednimi łapami na ławę, spojrzał na mnie ogromnymi, przeraźliwie smutnymi oczami i zatrąbił prosto do słuchawki. Kaja wybuchnęła śmiechem. [/FONT]
[FONT=Arial]Żeby trochę się wyładować, zabrałam się za sprzątanie, właściwie nie wiem, po co, bo już po godzinie dom wyglądał tak samo, a któryś wredny kot nasikał na podłogę w korytarzu. Klęłam długo i z uczuciem, a Garet gonił każdego ofutrzonego węża, jaki niebacznie pojawił się w pobliżu. Szkoda, że ich nie goni, kiedy leją. [/FONT]
[FONT=Arial]Pokój najdłużej przetrwał w niezłym stanie, może dlatego, że podłoga jest ciemna i mniej na niej widać. Za to narzuta na moim łóżku była kremowa. Przynajmniej do czasu, kiedy Garet zjadł na niej część swojego posiłku. Ale i wtedy nie wyglądała najgorzej. Za to teraz zdobiły ją smoliste kręgi, zupełnie, jakby ktoś postawił na niej dziurawe wiadra z węglem. Każdy czarny placek był śladem po legowisku któregoś wrednego kota, świeżo wypudrowanego w ekogroszku. [/FONT]
[FONT=Arial]-Cholera!!! – wrzasnęłam. Garet natychmiast zeskoczył z parapetu i gorączkowo rozejrzał się wokół. Jego wzrok padł na Liszkę, która właśnie wypełzała spod choinki z fałszywym uśmiechem na ryżym pysku, najwyraźniej zmierzając w kierunku mojego łóżka. [/FONT]
[FONT=Arial]Choinkę udało mi się złapać w ostatniej chwili, prawdę mówiąc, sama, opadając z góry, wpadła mi w ręce. Kierunek, w jakim oddalił się łomot, świadczył o tym, że Liszka ukryła się w pokoju babci. Zaraz też dobiegł stamtąd rozjuszony ryk:[/FONT]
[FONT=Arial]-Wynoś się, durniu!!! Nie ma chwili spokoju od tego przeklętego psa![/FONT]
[FONT=Arial]-I od tych przeklętych po stokroć kotów! – odwrzasnęłam. [/FONT]
[FONT=Arial]Garet, chwilowo spacyfikowany przez babcię, ulokował się w swoim fotelu w kuchni i delikatnie wyjmował po jednym z opakowania leżącego na stole małe biszkopciki. Kupiłam je specjalnie dla niego, szukając czegoś mało toksycznego, bo nie miałam czasu iść po świńskie ucho. Wreszcie przyciągnął sobie zębami leżącą na oparciu moją bluzę od dresu, oparł na niej głowę i zasnął. [/FONT]

Posted

[FONT=Arial]Za chwilę poderwał nas na równe nogi dzwonek. Zwalczyłam pokusę, żeby nie otwierać, ale przeszło mi przez myśl, że to może Artur i gdybym go po raz drugi nie wpuściła, tym razem już by się obraził. W pośpiechu naciągnęłam na siebie bluzę i podążyłam za uszczęśliwionym Garetem. Faktycznie był to Artur, manipulował właśnie kluczem przy drugich drzwiach. [/FONT]
[FONT=Arial]-Co, znowu byłaś goła i musiałaś się ubrać?! – wrzasnął usiłując opędzić się od Gareta i przywitać ze mną. Z właściwym sobie refleksem uprzedził Gareta i rzucił się na fotel żądając tej dobrej herbaty z miodem. [/FONT]
[FONT=Arial]Garet ocenił szanse ulokowania mu się na kolanach, ale były marne, nie zmieściłby się, więc zawładnął prawą ręką Artura. Przyciągał ją, ilekroć Artur zaniedbał drapanie i głaskanie. Poświstywał z rozczuleniem przez nos i przewracał oczami z zachwytu. Wielkodusznie puścił w niepamięć wszystkie tortury zadane mu przez Artura w przeszłości. [/FONT]
[FONT=Arial]Nie widzieliśmy się ponad dwa miesiące, więc zlekceważywszy moje wstępne zapewnienie, że „wszystko po staremu”, Artur z talentem położnika wyciągał za mnie nowe informacje. [/FONT]
[FONT=Arial]Po godzinnej pogawędce zerwał się, wyjął przybory i zdybawszy Gareta na ławie, wepchnął mu termometr w tyłek. Pies rzucił mi pełne wyrzutu spojrzenie, ale nie zareagowałam. Podania szczepionki nawet nie zauważył. [/FONT]
[FONT=Arial]Później, sprzątając strzykawkę, wbiłam sobie głęboko igłę w rękę. BHP lekarza – przypadkiem nie wkładaj igły do osłonki, a nuż jakiś cymbał da się nabić![/FONT]
[FONT=Arial]Wysłałam sms-a do Artura, czy coś mi grozi. [/FONT]
[FONT=Arial]Dziś rano tak wściekle bolał mnie kciuk, że nie mogłam nim ruszać. O igle całkiem zapomniałam. Ledwie zdążyłam w pracy zrobić sobie herbatę, odezwał się mój telefon. Czasami łapie zasięg i to właśnie była ta chwila. Artur.[/FONT]
[FONT=Arial]-Trzeba będzie ci amputować nogę w stawie biodrowym – poinformował mnie. [/FONT]
[FONT=Arial]-Co?? – osłupiałam do tego stopnia, że poczułam kompletną pustkę w głowie. [/FONT]
[FONT=Arial]-No mówię ci, że trzeba amputować, bo już nic nie da się zrobić. [/FONT]
[FONT=Arial]Jezu. Oszalał, a jeszcze wieczorem wydawał się normalny. Postanowiłam rzecz skonsultować.[/FONT]
[FONT=Arial]-Zwariowałeś? – zapytałam niepewnie. [/FONT]
[FONT=Arial]-Ja? Ja tylko mówię, że nóżkę trzeba będzie u*******ić. Przecież wczoraj wysłałaś mi sms-a. [/FONT]
[FONT=Arial]-Sms-a?[/FONT]
[FONT=Arial]-No, widzę, że się z tobą nie dogadam. To cześć! – zawołał rześkim głosem. [/FONT]
[FONT=Arial]Zapatrzyłam się tępo w telefon. Nóżka? Sms? A, ukłucie igłą! Moja ręka! To od tego tak boli![/FONT]
[FONT=Arial]-Cholera! Znowu nie ma zasięgu! – wędrowałam po pokoju wpatrując się w wyświetlacz. –Wczoraj był w okolicy kosza... – mamrotałam. Dziewczyny nie zwracały na mnie uwagi, bo od roku im tak łażę i przeklinam i będę jeszcze przez rok, dopóki nie wygaśnie mi umowa i nie zmienię operatora. Złapałam dwie kreski nad biurkiem Grażyny. Spieszyłam się, bo wiedziałam, że cud nie potrwa długo. [/FONT]
[FONT=Arial]-Artur? Jak zwykle nie doczytałeś! W rękę się zakłułam, a nie w nogę! W ogóle nie rozumiałam, o co ci chodzi. I chciałam ci powiedzieć, że ręka mnie piekielnie boli! Dziś rano zastanawiałam się od czego![/FONT]
[FONT=Arial]-No to teraz obserwuj, czy nie będziesz toczyć piany z pyska. [/FONT]
[FONT=Arial]-Wielkie, kurde, dzięki![/FONT]
[FONT=Arial]Zasięg diabli wzięli. [/FONT]
[FONT=Arial]Jeśli nadal nie będę mogła ruszać kciukiem, to chyba faktycznie pójdę do lekarza. Bo wolałabym, żeby jakaś zaraza nie dopadła mnie na szkoleniu w Ustroniu. [/FONT]
[FONT=Arial]W domu od razu, nie rozbierając się, popędziłam do ubikacji. To był naprawdę ostatni moment. Mgliście zarejestrowałam, że w korytarzu drogę zastawiały mi stosy ubrań i moje buty. Tym razem cholernik włamał się do obu szaf. Widocznie gumki zabezpieczające się rozluźniły. Teraz stęskniona gadzina usiłowała mi się wdrapać na kolana, ale wytłumaczyłam mu, że to głupi pomysł i niewłaściwe miejsce, więc tylko się przytulał. Odszedł na moment, żeby z porzuconej przez mnie torby wyłuskać bezbłędnie świńskie ucho. Zaniósł je na ławę i obwąchiwał dość bezradnie, bo było szczelnie zapakowane w woreczek.[/FONT]
[FONT=Arial]Papier toaletowy znalazłam starannie zatknięty na rączce szczotki do czyszczenia kibla. Tu też działał, chyba że coś nie tak z Ireną... Moja matka jednak stanowczo odżegnała się od wszelkich manipulacji papierem. [/FONT]
[FONT=Arial]Odpakowałam wędzone ucho i powrzucałam buty i ubrania z powrotem, uprzednio je obwąchawszy. Akurat dziś przyszła klientka w płaszczu obsikanym przez koty. Wietrzyłyśmy dobry kwadrans, zanim dało się w pokoju siedzieć. [/FONT]
[FONT=Arial]A ręka boli mnie nadal. Zdaje się, że trafiłam w jakieś ścięgno albo w torebkę stawową. Poproszę Artura, żeby mnie też wypisał świadectwo szczepienia przeciwko wściekliźnie. [/FONT]

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...