Jump to content
Dogomania

zapaść tchawicza - czy operacja pomoże?


iza_szumielewicz

Recommended Posts

[SIZE=3][FONT=Times New Roman][COLOR=red]Na początku marca suczka nam się kaszląc dusiła![/COLOR][/FONT][/SIZE]
[SIZE=3][FONT=Times New Roman]Usłyszeliśmy możliwość takich 8 diagnoz:[/FONT][/SIZE]
[COLOR=black][FONT=Times New Roman]1. astma,[/FONT][/COLOR]
[COLOR=black][FONT=Times New Roman]2. osłuchowa duszność wdechowa Rhinitis, [/FONT][/COLOR]
[COLOR=black][FONT=Times New Roman]3. alergia, [/FONT][/COLOR]
[COLOR=black][FONT=Times New Roman]4. choroba serca, [/FONT][/COLOR]
[COLOR=black][FONT=Times New Roman]5. zapaść tchawicza, [/FONT][/COLOR]
[COLOR=black][FONT=Times New Roman]6. leczenie środkami uspokajającymi, [/FONT][/COLOR]
[COLOR=black][FONT=Times New Roman]7. kaszel wsteczny[/FONT][/COLOR]
[COLOR=black][FONT=Times New Roman]8. kichanie wsteczne! [/FONT][/COLOR]
[SIZE=3][FONT=Times New Roman]Przeziębiła nam się na samym początku cieczki, katar lał się jej z nosa – i było leczenie trwające ponad miesiąc z podawaniem Tolfedine, Baytril, Cipronex, podczas jednego z kolejnych ataków połączonych z wymiotami dostała jednorazowo Dexafort (czyli steryd). [/FONT][COLOR=black][FONT=Times New Roman]Później prawie do wakacji dostawała regularnie suszoną szyszkę chmielu jako środek uspokajający a potem już nic.[/FONT][/COLOR][/SIZE]
[SIZE=3][COLOR=black][FONT=Times New Roman]Mała ( tzn. 11,5 kg i 43 cm) łobuzica nauczyła się [B]kichać i kaszleć wstecznie[/B] [COLOR=blue]( czyli na wdechu a nie na wydechu jak normalnie czy odwrotnie)podczas czego się dusi![/COLOR][/FONT][/COLOR][/SIZE]
[FONT=Times New Roman][SIZE=3]Przypomniałam sobie jeszcze coś z czym wiązaliśmy początek choroby malej na wiosnę:[/SIZE][/FONT]
[FONT=Times New Roman][SIZE=3]Wtedy nosiła nowiutki skórzany kaganiec. Ukochane jej zajęcie to rycie nosem w śniegu – wtedy śnieg topniał – odgarniany z ulic był posypywany nie wiadomo czy. Na stadionie wydawałoby się że śnieg jest czysty ale właśnie tam w Sylwestra było puszczanych szczególnie dużo sztucznych ogni, petard i rakiet a odpadki niestety tam pozostawały i ujawniły się gdy śnieg zaczął topnieć – kaganiec przesiąknął jakimś świństwem i kolejne ataki dopóki tego nie skojarzyliśmy następowały po spacerze na stadion albo po zamoczeniu kagańca podczas spaceru w wodzie czyli [U]tło alergiczne[/U]![/SIZE][/FONT]
[FONT=Times New Roman][SIZE=3]Iza i Visenna w jakim mieszkacie mieście - nam groziło wykonywanie bronchoskopii ale w ostatniej chwili udało się uniknąć![/SIZE][/FONT]

Link to comment
Share on other sites

Jestem po rtg. Początek obrzęku płuc. Bez zapalenia płuc. Szybko furosemid, steryd dozylny i antybiotyk. Mały dziś jest w strasznym stanie, ale Niziołek nie traci nadziei. ja wyję non stop. W pracy nie mogłam się w ogóle skoncentrować. tez wyłam. Boję się, ze mnie w końcu wyleją; uchodzę za "psiego świra".

Jak przyszłam z pracy, jedzenie nierusozne. Na szczęście po tych wszystkich wizytach lekarskich (SGGW, Klinika Pod Lipą) mały zjadł. W zwioazku z tym nie trzeba dac kroplówki z glukozą. Dobrze, ze chociaż zjadł, kochany mój Malutki:-(:-(:-(

Słuchajcie, ja go chyba tracę....... Tak bardzo mi smutno.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='iza_szumielewicz']Jestem po rtg. Początek obrzęku płuc. Bez zapalenia płuc. Szybko furosemid, steryd dozylny i antybiotyk. Mały dziś jest w strasznym stanie, ale Niziołek nie traci nadziei. ja wyję non stop. W pracy nie mogłam się w ogóle skoncentrować. tez wyłam. Boję się, ze mnie w końcu wyleją; uchodzę za "psiego świra".

Jak przyszłam z pracy, jedzenie nierusozne. Na szczęście po tych wszystkich wizytach lekarskich (SGGW, Klinika Pod Lipą) mały zjadł. W zwioazku z tym nie trzeba dac kroplówki z glukozą. Dobrze, ze chociaż zjadł, kochany mój Malutki:-(:-(:-(

Słuchajcie, ja go chyba tracę....... Tak bardzo mi smutno.[/quote]

Jakie rokowania daje doktor Niziołek??
Trzymajcie się .....
Może jeszcze się poprawi....

Trzymam kciuki...

Link to comment
Share on other sites

Niziołek cieszy się, ze to nie zapalenie płuc. Ale on tak tylko pociesza. jutro będę u niego na wizycie (dziś tylko konsultacja telefoniczna, bo był nieosiagalny). Mały lezy, jakby był po "głupim jasiu". Nie chce wyjśc na spacer, nie reaguje na winde na korytarzu (zwykle szalał przy drzwiach). Jak bardzo brakuje mi tego szczeku, tego harmidru, teog psa....:-(:-(

Link to comment
Share on other sites

[quote]Iza i Visenna w jakim mieszkacie mieście - nam groziło wykonywanie bronchoskopii ale w ostatniej chwili udało się uniknąć![/quote]
Ja w Szczecinie, ale niedługo tez w Wawie...

Iza, trzymamy za Małego kciuki, na pewno jeszcze tym razem się uda...ale jakąkolwiek byś nie musiała podjąć decyzję, bedziemy z Tobą

Link to comment
Share on other sites

Spałam półtorej godizny. Myślałam, że to już koniec. Pożegnałam się z Małym i nawet trochę uspokoiłam, że odchodzi. Powiedizałam mu tysiac razy, ze go kocham i będę z nim do końca. Dyszał straszliwie, oczy wywalone na wierzch. Tlen nic nie dawał (leżałam z nim pod tlenem do 3.50 nad ranem). W końcu zasnął, a właściwie drzemie. Nie zareagował, kiedy wychodizlam z łózka i z pokoju.

Kochani, może to trochę dziwna prośba, ale czy ktoś z was jest mi w stanie pomóc załatwić kremację zwłok w warszawie. Nie chcę chować Małego w zimnej ziemi. Nawet nie mam gdzie. Mieszkam na osiedlu. Wokół same bloki. Chcę mieć go zawsze przy sobie. Ktoś ma jakiś pomysł?

Beatko, a jak Twoja Sabra?

Link to comment
Share on other sites

Chyba jakiś cud. mały zwlókł się z łóżka i rzucił się do miski!!!!:crazyeye: Zjadł całą, a potem sam zszedł (i później wszedł) po schodach klatki schodowej. Na spacerze nawet w miarę szedł. Podnosił nogę do siusiu (trochę się chwiał, ale nic dziwnego - spał może ze 2 godizny).

Proszę Boga, żeby podjął decyzję - czy mi go zostawić czy odebrać. Ja takiej huśtawki nie zniosę. Mały jest taki kochany!


Wiecie, ze jak ak szedł ze mną na spacerze, to uznałam, ze to lepsza wygrana niż szóstka w totolotku. Naprawdę byłam przekonana, że już nigdy nie pójdize ze mną na spacer, że już nigdy nie podbniesie nóżki do siusiu.:-(:-(

Link to comment
Share on other sites

Popołudnie znośne - straszny kaszel i osłabienie, ale chęć do życia - zjadł 2 michy, próbował sie bawic zabawkami (jedną kupiłam mu dzis na Mikołaja) i machał ogonkiem do suni.:cool3:

O 20 mam wizytę u Niziolka. Chyba ona rozstrzygnie, co dalej.

wiecie, Maly mial 15 grudnia jechac "do sanatorium" do moich Rodizców do Olsztyna. oznaczałoby to, ze na 48 m.kw. musza sie zmieścić: moja Mama, mój Tata, moja Babcia, moje dizecko, mój pies i 2 koty. jedyną osoba pracująca i dbającą o to wszystko jest.... moja Mama. Powiedizałam jej, w jakim stanie jest mały. Wiecie, co odpowiedizała? "Wierzę, ze przeżyje. Dam radę". Cudowna Mama, prawda?

Link to comment
Share on other sites

Masz wspaniałą Mamę. Mały ma szczęscie, że ma Was i jestem pewna, że cokolwiek sie stanie- On pozostanie szczęśliwy.
Może skoro udało sie przetrwać ten kryzys, to będzie już tylko lepiej. Ten miesiąc jest chyba bardzo trudny dla chorych (ludzi i zwierząt). Moja sunia miała w ciągu ostatniego miesiąca trzy ataki padaczki, chociaż ostatnie były co 3-4 miesiące, a wcześniejsze najmniej po 6 tygodniach. Myslę, ze dolegliwości Małego też mogą być uzależnione od aury, tym bardziej, że jak pamiętam dotychczas słuzyła mu zmiana klimatu.
Życzę Ci dużo siły.:thumbs:

Link to comment
Share on other sites

Ma ruda, ty śledzisz caly wątek? jestem w szoku!:crazyeye:


Tak, Mamę mam wyjątkową. Cała nasza rodizna niezmiernie kocha zwierzęta. Pamiętam, że jak bylam 3 letnim brzdącem, Tata uczyl mnie o czarnych żuczkach w lesie. Do dzis kojarzą mi się z nim.

Ale wracając do wątku, mam straszne wahnięcia nastrojów. Teraz jest w miarę ok, ale co będzie w nocy?

Link to comment
Share on other sites

[quote name='iza_szumielewicz']Ma ruda, ty śledzisz caly wątek? jestem w szoku!:crazyeye:
quote]

Zaglądam tu od dawna- kibicuję Małemu i podziwiam Ciebie. A nawet był czas, że troche chyba Ci zazdrosciłam, że masz szansę walczyć. wiem, to brzmi absurdalnie a nawet moze...niestosownie. Ale ja 15 miesięcy temu pożegnałam swoją sunię, która miała nowotwór na sledzionie. Dowiedziałam się o tym dzień wcześniej- nie widziałam, ze cierpi (nawet nie wiem czy cierpiała) i nie mogłam jej juz pomóc. Do dzisiaj nie mogę sobie poradzić z poczuciem winy.

Link to comment
Share on other sites

Rok temu na nowotrów śledziony zmarl pies mojej koleżanki w prayc, której to ja psa podrzuciłam (znajda, oczywiście). Walczyła bardzo dzielnie. płakała i walczyła. W końcu go uspiła. Zmarł w swoim domu. Spoczywa na Koniku pod Warszawą. Koleżanka ma już koeljnego znajdę - na szczęście zdrowy (znów znajda ode mnie).

na nowotrowy umarły (a właściwie zostały uśpione) dwa moje poprzendie psy, z tym że to moi rodizce je usypiali. To oni bezpośrednio mieryzli się z tym dramatem. Mały jest moim pierwszym w pełni własnym psem. Sttrasznie się boję konfrontacji z jego śmiercią. To tak, jakby wydrzec komuś kawałek idealizmu, wiary w szczęście.... Ja tez się boję poiczucia winy. Widzisz ma ruda, gdybym miała podejmowac decyzję o uśpieniu Małego dziś o 5 rano, podjęłabym ją bez wahania. Dwie godizny później jadł z michy i sikał na spacerze. Teraz znów się pokłada na podłodzem, biedak. on nie jest sobą. To taki z natury aktywny pies. Widac, ze się męczy w tej nowej dla niego sytuacji. cchiałby kogoś chwycic za spodnie, naszczekać, narobić rabanu, porozrabiać, a nie moze. Jęzor przekrwiony (od wzmożonego wysiłku przy oddcyhaniu), kaszle okropnie - jakby kaszel wydobywał sie z wnęrnzosci....

Link to comment
Share on other sites

Znam ten lęk- towarzyszył mi od chwili kiedy zaczęłam dostrzegac, że Punia sie strarzeje i uświadamiać sobie, że to nieuniknione. Do końca jednak myślałam, ze to daleka przyszłość. Sunia mimo wszystko była w dobrej formie. Miała jednak kłopoty z chodzeniem, przez miesiąc nosiłam ją po schodach na III pietro. Dzisiaj myślę, że moje lęki i nadzieja na długie życie Puni (miała ponad 14 lat) spowodowały, że "wypierałam" to co mnie niepokoiło. Dlatego, gdy się poczuła tak źle, że nie mogłam nie zauważyć, nie potrafiłam uwierzyć w diagnozę: nowotwór i nic nie można zrobić. Nie umiałam nawet podjąć decyzji, żeby pozwolić jej odejść- wybrałam operacje, która z góry była skazana na niepowodzenie. na szczęście Punia nie poniosła konsekwencji mojej tchórzliwej decyzji- nie obudziła się po zabiegu. Zabrakło tylko czasu na pożegnanie.

Dlatego, tak jak napisałam wcześniej, jestem przekonana, że jeżeli Mały nie będzie juz miał siły, żeby walczyć z chorobą, to możesz być pewna, że to będzie jego wybór. Wierzę, ze to jeszcze nie teraz. Wiem też, bo juz tego doświadczyłam, że zawsze jest trudno, niezaleznie od tego ile wspólnych lat mamy za sobą. Ważna jest jednak pewność, że to było nieuniknione. Ty na pewno niczego nie zaniedbałaś.

I jeszcze teraz uświadomiłam sobie, że kiedyś bardziej bałam się wyobrażenia ostatniego momentu gdy przyjdzie czas rozstania z Punią, niż wtedy, gdy to się stało. Bo mimo szoku i zaskoczenia, nie miałam wątpliwości, że Punia nie mogła juz zostać ze mna dłużej. Wiedziałam, że gdybym nie zdecydowała się na tę operację, gdybym chciała sobie zostawić ten czas, odeszłaby prawdopodobnie w męczarniach (taka w kazdym razie była prognoza weterynarza). Ty też bedziesz wiedziała kiedy ten czas nadejdzie.

Link to comment
Share on other sites

Wiem co czujesz 8 Listopada byłam przy Eutanazji 4 miesięcznego kociaka którego przez 15 dni 16 dnia odszedł próbowałam pomóc robiłam kroplówki dożylne - puki miała dostępne żyły....
Potem kroplówki podskórne karmiłam strzykawka robiłam zastrzyki dogrzewałam.....
Niestety 15 dnia miała drgawki zaczęła gwałtownie słabnąć (noc z 15 na 16 dzień była dla mnie straszna a zwłaszcza dla Simby) Walczyła o każdy oddech miała co chwile drgawki nie trzymała moczu.....
Dopiero 16 dnia rano dwóch wetów orzekło że nie ma szansy na wyzdrowienie że ma obrzęk mózgu że praktycznie ona już nie żyje......
Ja nadal się zastanawiam czy dobrze zrobiłam ją usypiając zastanawiam się czy wszystko zrobiłam dla niej.......
analizuje wszystko na 125 stronę czy zrobiłam tak jak trzeba......
To jest straszne.....
Byłam przy niej do samego końca - po raz pierwszy przy Eutanazji....
Jest to bardzo ale to bardzo trudne - Simbusia miała tak zniszczone żyły że ten ostatni zastrzyk dostała dokomorowo......
Nie cierpiała przy eutanazji dostała wcześniej narkozę......

Na 1000% będziesz wiedziała że to już ten czas....
Mały da Ci znać - Simba zanim straciła przytomność już na zawsze miaukła i polizała mnie po twarzy jak by mówiła ja odchodzę......
Wątpliwości zawsze pozostają czy się dobrze postąpiło - ale przeważa myśl że zwierzak już nie cierpi że już go nic nie boli że jest już spokojny......
Ech znowu ryczę......

Mały je to jest dobry znak nawet bardzo dobry......
Mam nadzieje że chłopiec jeszcze się pozbiera i spędzi miło czas w sanatorium .....
Oby to było chwilowe pogorszenie......

Jeżeli jednak nie uda mu się to miał wspaniałe życie miał wspaniałą Panią
Każda chwila z nim jest bezcenna......
Trzymajcie się i uszka do góry

Link to comment
Share on other sites

Sorka, że wczoraj już nic nie pisałam, ale wróciłam od Niziołka o 21.30.

Najważniejsza informacja jest taka, że MAŁY MA SZANSĘ! Stan ciężki, ale nie beznadziejny. Tchawica w tragicznym stanie, zakrzepy w naczyniach płucnych, ale już bez obrzęku. Kaszel bez zmian - straszliwy - suchy ze świszczącym wydechem..... Ma smutne oczy. Widać, że cierpi.

Noc była spokojna - po głupim jasiu, naturalnie. Rano na spacerze Mały szedł dość dobrze, pogonił nawet ze 3 metry za gołębiem:cool3:. Bardzo się ucieszyłam. Oczywiście, strasznie się potem rozkasłał. Przygotowałam mu 3 pyszne michy. Obwąchał wszystkie, zjadł trochę z jednej, a potem żebrał przy stole (dostał kiełbaski, a jakże).

Niestety, nawet gdybym zdecydowała się na operację tchawicy (ale pewnie bym się nie zdecydowała), to doktor Wypart, który się w tym specjalizuje od października jest na rocznym stypendium w USA. Niziołek mówi, że we Wrocławiu jest jeszcze jeden lekarz, który to robi.

Przez 2 dni mam małemu robić podskórne kroplówki z soli fizjologicznej (przy kaszlu traci dużo płynów i minerałów), zastrzyki p-zakrzepowe (też 2 dni), antybiotyk do końca (w sensie jeszcze 6 dni), co trzeci dzień zastrzyk ze sterydu oraz na noc głupie jasie. No i oczywiście na maksa tlen.

Niziołek mówi, że gdyby to nie pomogło, ma jeszcze 2 pomysły. Boże, jak ja bym chciała, żeby ta kuracja pomogła.

Niziołek mówi, ze obrazy z bronchoskopii, rtg itd Małego są przedmiotem jego wykładów dla studentów. Mój Mały jest sławny:razz::razz:

Kocham go tak bardzo!



Bardzo Wam dziękuję za słowa otuchy (Niziołek spytał, czy dogomaniacy mnie wspierają:lol:), zwłaszcza w kwestii procesu usypiania. To jest dla mnie przerażająca perspektywa, której NA PEWNO muszę stawić czoło. :-(

Link to comment
Share on other sites

Nie wiem, Iza, czy Ci to pomoże czy nie, ale powiem Ci jak ja bym zrobiła.
Ja bym się zdecydowała na operację - wiemy że piesek i tak odejdzie na tę chorobę bez operacji..ja bym zrobiła operację, bo miałabym te świadomoćć ze pies po niej moze życ lepiej, a nawet jesli by się nie udała i zmarłby w jej trakcie, to przynajmnniej wiedziałabym ze coś robiłam żeby mu pomóc, że nie czekałam aż odejdzie zmeczony tą walką ( bo pisalaś że leki i tlen czasami już na niego nie działają). Gdyby to o mojego psa chodziło - podjęłabym ten cien nadziei jaką daje operacja, nawet znając ryzyko. Chyba wolalabym żeby psiak mi zszedł na stole w czasie narkozy, niz tak powoli i długo od choroby. Tak postąpiłabym ja. Oczywiście po wysłuchaniu co powie dr Niziołek, bo moze jego dwa pomysły bedą o niebo lepsze :) Trzymaj się, widać ze jemu zalezy, a jesli zalezy lekarzowi na pacjencie, to juz polowa sukcesu :)

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...