Jump to content
Dogomania

Patyczki do naweszania, jak uczyc?


Flaire

Recommended Posts

[quote name='dorotak'] Ale faktycznie Aniu możesz spróbować zachęcić psa gestem. [/quote]
No i tak próbuję, ale to też jest komenda. :( Czasem cofam się do tyłu, czasem szepczę "no chodź" albo tylko się uśmiecham, czasem macham ręką albo udaję jakbym chciała ukucnąć, żeby ją przywołać. Ale kiedy ona przestanie czekać na jakąkolwiek moją reakcję? No, aportu też się bardzo dlugo uczyłyśmy, więc może w końcu i to nam się uda. :roll:

[quote name='dorotak'] A mam jeszcze pytanie - czy macie zrobiony formalny aport koziołka? Bo w sumie to jest analogiczne ćwiczenie i tak, jak uczyłaś aportu tak teraz możesz nauczyć tego powrotu z patyczkiem. [/quote]
No tak, ale właśnie ucząc aportu nauczyłam ją "do mnie". Oj uczenie aportu też nam szło jak po grudzie. Jak już chętniej biegała po aport, to kiedy go tylko złapała, to zaraz było "dobrze" i wesołe "do mnie", a potem kilka razy musiałam jej powtarzać "trzymaj", żeby doniosła do mnie ten aport. Na PT komenda "do mnie" to normalka, w obedience niestety nie. :( Mam więc co odkręcać. :oops:

[quote name='Flaire']Ucząc mojego psa aportownia, nigdy nie używałam żadnej komendy na "do mnie", bo zaczynałam uczyć niemal od końca, czyli od siedzenia przede mną z aportem w pysku. [/quote]
No, też uczyłam od siedzenia przede mną z aportem w pyszczku (przerabiałyśmy kiedyś już ten temat), ale w końcu "do mnie" było nie uniknione, żeby ruszyć ją z miejsca z tym aportem, a potem jeszcze "trzymaj", żeby nie wypluła go po drodze. :wink:

[quote name='Flaire'] Potem, w kolejnych stopniach nauczania, już automatycznie pies, jak ma coś w pysku, przylatuje do tej pozycji.[/quote]
No niestety moja nie zawsze albo może raczej przyleci, ale bez patyczka czy koziołka, a nie o to mi chodzi, tym bardziej, że zawrócić jej i namówić do wzięcia tego przedmiotu raczej się nie da. :-? Nie wiem, boi się czy kombinuje? Chce postawić na swoim? :niewiem:

[quote name='Azir'] Musisz dostosować technikę do swojego psa, nie ma wyjścia. [/quote]
Qrcze, chyba za inteligentny ten pies dla mnie. :oops: Czasem nie wiem już co wymyślać, jaki znaleźć na nią sposób. I właśnie dwie godziny temu na spacerku tak mnie wkurzyła, że... nie wiem już sama co zrobiłam, ale w końcu bała się brać patyczek do pyszczka, a jak widziała go w mojej ręce, to nie chciała do mnie w ogóle przyjść. Czyli jeśli skutecznie ją przestraszyłam, to mam po ćwiczeniu i zaczynam wszystko od nowa. :stupid: Tylko ciekawe jak to teraz naprawię. :wallbash:

Link to comment
Share on other sites

  • Replies 151
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

[quote name='AniaP'][quote name='Flaire']Ucząc mojego psa aportownia, nigdy nie używałam żadnej komendy na "do mnie", bo zaczynałam uczyć niemal od końca, czyli od siedzenia przede mną z aportem w pysku. [/quote]
No, też uczyłam od siedzenia przede mną z aportem w pyszczku (przerabiałyśmy kiedyś już ten temat), ale w końcu "do mnie" było nie uniknione[/quote]No właśnie że to [b]nie jest [/b]nieuniknione, ale co robić, żeby uniknąć to łatwiej pokazać, niż opisać...

[quote name='AniaP']a potem jeszcze "trzymaj", żeby nie wypluła go po drodze. :wink: [/quote]Jeśli często wypluwa po drodze, to za szybko przeszłaś do tej części uczenia... :( Posuwasz się naprzód dopiero jak poprzedni etap masz całkiem opanowany...

[quote name='AniaP']No niestety moja nie zawsze albo może raczej przyleci, ale bez patyczka czy koziołka, a nie o to mi chodzi, [/quote]Znów, moim zdaniem, za szybko próbujesz robić kroki do przodu... Jeśli przylatuje bez, to znaczy, że nie jest jeszcze gotowa na ten etap ćwiczenia. :(

Chętnie bym Ci pokazała, jak to robić z tym aportem, ale Ty daleko mieszkasz... Może następnym razem, gdy będę w Poznaniu, to się spotkamy? Albo może kiedyś uda mi się nakręcić jakiś filmik. :D

Link to comment
Share on other sites

No jesli nabylas material na 38 patyczkow ,to bedzie normalnie rozpusta cwiczeniowa :-)
Czytalam Was wczoraj z pracy i sie skrecalam bo nic nie moglam dodac ,zapomnialam swojego wlasnego haslana dgm ,matolek jeden no :lol:

[quote]Natomiast ja wykorzystałam to, że mój pies i tak biegał i przynosił, czyli pozostało nauczenie wytrzymywania po rzucie oraz po powrocie siadu przede mną[/quote]
Tak uczyla Dorotak i tak samo ja uczylam ,kiedy jeszcze nie myslalam o formalnym szkoleniu.
Poprostu jak cos rzucilam Zuzia to przynosila i tyle .
Totez pomimo ,ze cwicze formalny aport to nadal mam problemy szczegolnie z wytrzymaniem jednoeczsnego siadu i przytrzymania aportu w pysku.
I mam ten sam problem co Ania z dwiema komendami ,bo patyczki sie kladzie a nie rzuca ui moje suczka owszem podejdzie i powacha ale nie koniecznie przyniesie sama z siebie.
Komenda aport raczej oznacza" usiadz przede mna z przedmiotem w pysku" natomiast dla Zuzia oznacza "pobiegnij i chwyc rzucony przedmiot ".
Patyczki nie sa rzucone :D
Ja wiem ,ze dla bardziej wyrobionych szkoleniowo osob te problemy moga byc dziwne i smieszne.Ale kazdy kiedys uczyl swojego pierwszego formalnego aportu i roznie to ludziom idzie :-)
Mi zdecydowanie zle.

To jak dziewczyny sie umowilyscie w ta niedziele i gdzie ?A moze udaloby sier troche nagiac Wasze terminy do mojego ,co ?

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Romas']
Ja wiem ,ze dla bardziej wyrobionych szkoleniowo osob te problemy moga byc dziwne i smieszne.Ale kazdy kiedys uczyl swojego pierwszego formalnego aportu i roznie to ludziom idzie :-)
Mi zdecydowanie zle.
[/quote]
Ja, co prawda, w patyczki za bardzo się nie bawię, ale mogę się chyba pochwalić (mogę? :o ), że mój pies, który kiedyś (podobnie jak Misia) był absolutnie nieaportujący, obecnie przynosi mi wszystko, o co poproszę. :D
Kiedyś Leon nie brał do ust żadnych zabawek, że o aporcie czy zwykłych patykach nie wspomnę. Po paru miesiącach współpracy i testowania różnych wynalazków, "odkryłam" wreszcie piłeczkę, która go zainteresowała, a potem doszedł do wniosku, że zabawki mogą być fajne.
Natomiast koziołek, to była totalna porażka. Kiedy zmienili regulamin i trzeba było zdawać egzamin na [b]obcym (!)[/b] koziołku, byłam gotowa zrezygnować. Udało się jednak, stosując metodę Flaire, czyli uczenia tak, jak innych komend, bez nakręcania (bo nie było na co nakręcać :wink: ). Jak się przekonał do koziołka, to nie było już dla nas trudnych aportów. Nauczył się również szukania zguby, potrafi też zaaportować łańcuszek i kolczatkę przez przeszkodę. (A'propos łańcuszka, możemy Wam kiedyś opowiedzieć śmieszną historię :wink:) .
Rozpisałam się trochę, ale - do czego zmierzam. Jeśli macie problemy z przynoszeniem i wykańczaniem ćwiczeń i nie macie pomysłu na naprawienie tego, to może warto zacząć naukę ćwiczenia od początku, całkowicie nową metodą. Leon z obediencowymi patyczkami miał do czynienia tylko raz i nic mądrego z tego nie wyszło ( :evil: ), ale mam nadzieję, że jeśli podejdziemy do sprawy solidnie i poważnie, to jest szansa, że nauczy się tej sztuczki (choć na pewno będą problemy z podgryzaniem :oops: ).
Myślę, że jeśli ma wyrobiony nawyk przynoszenia wszystkich znalezisk do mnie (zwłaszcza, jeśli wie, że się szkolimy), to może że patyczki też mi ofiaruje :D, pomimo, że już się nauczył bawić i odkrywa coraz więcej fajnych przedmiotów do zabawy.

Link to comment
Share on other sites

A mi sie wydaje ,ze najgorzej nauczyc dokladnego aportu psa naturalnie aportujacego.Skoro moj pies wszystkie rzucane przedmioty przynosil to nie widzialam problemu .Az sie okazalo ,ze owszem przynosi ale nie koniecznie potrafi wykonczc calosc siadem itd.
Ja oczywiscie tez ucze od konca czyli wlasnie od siadu z aportem w pysku ,a dokladniej od brania aportu z moje reki na siedzaco .
Tylko nic mi z tego nie wynika ,bo Zuzia lapie aport i natychmiast upuszcza.
No ale mniejsza z tym ,bo zeszlysmy z tematu patyczkow :-)

Link to comment
Share on other sites

[quote name='dorotak']
A czy mogłabyś napisać, dlaczego ta domowa komenda miałaby być lepsza od "do mnie"? :hmmmm: Bo rozumiem, że pies Ani ją zna i rozumie. A jeśli chodzi o późniejsze wycofanie, to czy to będzie "do mnie" czy "chodź tu" to chyba problem porównywalny?.[/quote]

Bo komenda "Do mnie" jest zarezerwowana do ćwiczeń, w których NALEŻY jej użyć. Wołam Do mnie, w ćwiczeniu z małym kwadratem, w przywołaniu. (już pomijam to że ja mam całkiem inną komendę ale to nie jest ważne w tym momencie). Natomiast kiedy uczę psa czegoś zupełnie nowego wykorzystuję cały repertuar znajomych mu gestów i słów, dzięki temu świetnie się rozumiemy. Jak już wcześniej wspomniałam, każde ćwiczenie rozbijam na części pierwsze, a dopiero na końcu zlepiam w całość. Jeśliby więc okazało się że mój rudy przyjaciel po podjęciu patyczka stoi jak gapa, to po prostu zawołałabym na niego. Dwie, trzy powtórki całości i pies już wie... "A, to o to jej chodziło". Wtedy stopniowo likwiduję wszystkie zbędne gesty i słowa.

Kiedy szkolę mojego psa, to mam wrażenie, że dla niego jest to zabawa w stylu:
"Co jeszcze mogę dla ciebie zrobić?", więc kiedy pozna regóły gry, wydaje się być bardzo zadowolony. :D

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Romas']
Ja oczywiscie tez ucze od konca czyli wlasnie od siadu z aportem w pysku ,a dokladniej od brania aportu z moje reki na siedzaco .
Tylko nic mi z tego nie wynika ,bo Zuzia lapie aport i natychmiast upuszcza.
No ale mniejsza z tym ,bo zeszlysmy z tematu patyczkow :-)[/quote]
Wcale nie uważam, że zejście z tematu patyczków jest złe, ponieważ aport i patyczki są chyba nierozerwalnie związane ze sobą. I być może w dokładnym rozpracowaniu uchybień w aportowaniu leży klucz do rozwiązania problemów z wybieraniem drewienek.
Każde ćwiczenie można podzielić na etapy i uczyć ich oddzielnie, w niektórych ćwiczeniach pewne części się pokrywają. Myślę więc, że jeśli pies ma porządnie wykończony aport (nie mówię o samym przyniesieniu, ale o siadzie i podaniu aportu), jest większa szansa na to, że te zachowania przeniesie na następne ćwiczenie. Bo (może się mylę) samo wybieranie i przynoszenie patyczka może być dla psa czymś diametralnie innym niż aportowanie. Aport jest obserwowany i pies biegnie "na oko", natomiast przy patyczkach musi uzyć nosa i pokombinować. Koniec ćwiczenia jest jednak taki sam i tu pewne wyuczone zachowania mogą procentować.
Tak więc Romas nie przejmuj się "zboczeniem" :wink: , bo im więcej informacji tym lepiej widać obraz sytuacji. Te tematy na pewno będą się niejednokrotnie przeplatały, więc nie możliwości całkowitego ich rozdzielenia.

[quote name='Azir']Bo komenda "Do mnie" jest zarezerwowana do ćwiczeń, w których NALEŻY jej użyć[/quote]
Święte słowa, zwłaszcza w sytuacji, kiedy pies ma tę komendę opanowaną i prawidłowo ją wykonuje. Jeśli chcemy zastosować ją "pomocniczo" bez szykan i wykończenia, można ją sobie bardzo łatwo popsuć.

Link to comment
Share on other sites

O.K wiec nie przejmuje sie "zboczeniem " :lol:
W temacie przynoszenia patyczkow mamy dwa problemy ( no moze nie ja konkretnie tylko my cwiczacy ).
Podejmowanie wlasciwego patyczka i przynoszenie go.
Najpierw trzeba jakos wyjasnic ,ze chodzi o znalezienie patyka z naszym zapachem.
A potem wyjasnic ,ze nalezy ten wlasnie patyk podjac.
Nauke naweszania patykow zaczelam od przynoszenie roznych innych pzedmiotow z moim zapachem,rekawiczek,czapaek, zabawek .Kladlam np dwie rzeczy dzecka i moja i nagradzalam dotkniecie tej z moim zapachem.
I tu wszystko bylo super.Natomiast sprawa patyczkow jest jakos bardziej skomplikowana ,bo nie zawsze przyniesiony zostaje wlasciwy.
Daletgo ja Dototko ,bronie sie przed dodatkowa komenda,bo boje sie ,ze jesli bede muwila najpierw "szukaj " a potem "trzymaj " to moze bede jej podpowiadac ktory patyk ma trzymac.
W koncu jej zaznaczenie wlasciwego przedmiotu jest naturalne ,nie uczone i bardzo dyskretne.Moge jej namieszac w glowie wydaje nie w pore komende.
Totez daje komende "trzymaj " co oznacza podejmowanie aportu tylko jeszcze jakos musze trwale uzmyslowic Zuzi ,ze nie chodzi o jakikolwiek aport a aport z moim zapachem.
Ja wiem ,ze to moze nie do konca jej jasne ale byc moze bedzie okazja sie spotkac i popatrzec na prace psow i ew. kolopty.
U nas aport rzucony i szukanie ukrytego np w trawie przedmiotu to diw rozne zabawy ( zabawy ,bo nie uczone formalnie ) i klopot w tym jak je skleic w jedna calosc.
A wogole najgorsze jest to ,ze nie mozna teraz sobie tego pocwiczyc tylko trzeba czekac do niedziele kiedy bedzie okazja spotkac sie z kims i wtedy zabrac do sprawy :-)

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Azir'] Kiedy szkolę mojego psa, to mam wrażenie, że dla niego jest to zabawa w stylu:
"Co jeszcze mogę dla ciebie zrobić?", więc kiedy pozna regóły gry, wydaje się być bardzo zadowolony. [/quote]
No tak jak Asti dzisiaj rano. :o Wszystko by chyba dzisiaj dla mnie zrobiła. :P Nie wiem czy to po wczorajszym moim obrażaniu się na nią, warczeniu, krzyczeniu, straszeniu, że mam jej dość i ma sobie iść, zostawianiu jej za płotem boiska... :oops: Oj wredna pańcia wczoraj ze mnie była. :cry: A mój maluszek nie wiedział co pańci nagle odbiło. :stupid:

[quote name='Flaire'] Jeśli często wypluwa po drodze, to za szybko przeszłaś do tej części uczenia... Posuwasz się naprzód dopiero jak poprzedni etap masz całkiem opanowany...
(...)
Znów, moim zdaniem, za szybko próbujesz robić kroki do przodu... Jeśli przylatuje bez, to znaczy, że nie jest jeszcze gotowa na ten etap ćwiczenia. [/quote]
No fakt, że ja trochę niecierpliwa bywam i często mi się wydaje, że za długo się uczymy niektórych ćwiczeń. No, ale pies to nie maszyna, a pańcia za mądra w tej materii to też nie jest :oops: , więc tym bardziej cierpliwości się powinna nauczyć. :wink: I chyba za mało dzielę ćwiczenia na części.

[quote name='Romas'] I mam ten sam problem co Ania z dwiema komendami ,bo patyczki sie kladzie a nie rzuca ui moje suczka owszem podejdzie i powacha ale nie koniecznie przyniesie sama z siebie.
[/quote]
Jak zaczęłam uczyć "węchówki", to wymyśliłam sobie, że będę wysyłać Asti po patyczek komedą "szukaj", żeby nie było to samo co "aport". No, ale i tak jak podejmie koziołek, to automatycznie nie wraca z nim i jak podejmie patyczek, to tak samo. Czeka aż coś zrobię, zachęcę ją do powrotu.

[quote name='Romas']Komenda aport raczej oznacza" usiadz przede mna z przedmiotem w pysku" natomiast dla Zuzia oznacza "pobiegnij i chwyc rzucony przedmiot ". [/quote]
No właśnie, u Asti chyba też. :hmmmm: I to samo w węchówce komenda "szukaj".

[b] Mokka [/b], a myślałam, że tylko ja miałam (i mam nadal) problemy z nauczeniem psiny aportu. Ona np. potrafi jeszcze... tak jak wczoraj i dzisiaj, pobiec w stronę aportu, przebiec koło niego i zainteresować się nagle czymś innym. A przywołać ją z powrotem do aportu niestety się nie daje. :( Jedyna metoda wtedy, to kazać jej usiąść, dać koziołek do pyszczka, kazać zostać, odejść na jakąś odległość i przywołać, to wtedy go przyniesie. :-?

[quote name='Flaire'] Chętnie bym Ci pokazała, jak to robić z tym aportem, ale Ty daleko mieszkasz... Może następnym razem, gdy będę w Poznaniu, to się spotkamy? Albo może kiedyś uda mi się nakręcić jakiś filmik. [/quote]
Filmik, filmik :klacz:. Poprosimy. :modla:

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Mokka']Myślę więc, że jeśli pies ma porządnie wykończony aport (nie mówię o samym przyniesieniu, ale o siadzie i podaniu aportu), jest większa szansa na to, że te zachowania przeniesie na następne ćwiczenie.[/quote]

No właśnie. Jak zwykle najtrudniejszy jest "ten pierwszy raz". Potem idzie z górki bo po pierwsze człowiek wie, jakim sposobem udało mu się wytłumaczyć psu o co chodzi a po drugie pies zaczyna sam ofiarować takie zachowanie.

[quote name='Mokka'][quote name='Azir']Bo komenda "Do mnie" jest zarezerwowana do ćwiczeń, w których NALEŻY jej użyć[/quote]
Święte słowa, zwłaszcza w sytuacji, kiedy pies ma tę komendę opanowaną i prawidłowo ją wykonuje. Jeśli chcemy zastosować ją "pomocniczo" bez szykan i wykończenia, można ją sobie bardzo łatwo popsuć.[/quote]

Ale jak "pomocniczo bez szykan i wykończenia"? Jak najbardziej ze wszystkimi szykanami i wykończeniem! Inaczej to nie byłoby "do mnie". Ja nie mówię o przybieganiu byle jakim tylko formalnym "do mnie" (bo przecież tak kończy się aport, prawda?)

Właśnie machanie rękami, zachęcanie słowne itp. uważam za potencjalnie bardziej niekorzystne. Ale w sumie - jak wszystko - zależy to od metody uczenia. Bo zgaduję, że Wy chcecie przy tym ćwiczeniu uczyć przybiegania (tak jak uczycie komendy "do mnie") po prostu nie wymawiając tej komendy i wplatając to zachowanie od razu do innego (żeby nie istniało jako oddzielny składnik w żadnym momencie tylko od razu obowiązkowa część ćwiczenia). OK. Ja wolę skorzystać z już nauczonej komendy. Oczywiście ze wszystkimi szykanami (bo na nich mi zależy - inaczej bym jej nie dawała ;))

[quote name='Flaire']A tak na troszkę inny temat, to dzisiaj nabyłam surowiec na 38 patyczków. [/quote]

Flaire, liczę na Ciebie :D

No i właśnie, trzeba by się zacząć umawiać. Myślę, że jeśli chodzi o miejsce, to pozostaniemy przy Parku. Asher chyba w tą niedzielę nie może, prawda? Nikt inny nie zgłaszał chęci. Czyli może faktycznie dostosowałybyśmy godzinę do Magdy (Romas)? Magdo, Ty będziesz przejżdżała w okolicach Skaryszaka około 11.00, tak? Flaire, czy ta godzina by Ci odpowiadała?

Link to comment
Share on other sites

[quote name='dorotak']Ja nie mówię o przybieganiu byle jakim tylko formalnym "do mnie" (bo przecież tak kończy się aport, prawda?)[/quote]

Kiedy wysyłam psa po aport, to on po niego biegnie i sam wraca bez wołania. Jeśli oddaje aport przed Tobą to potem przywołujesz go do boku jakąś tam komendą. W każdym razie ja tak to widzę.

Link to comment
Share on other sites

Sprawdziłam w regulaminie obedience dla klasy 1:

" Pies powinien jak najszybciej pobiec po aport, przynieść go i oddać w pozycji siedzącej. "

A następnie jest też napisane:
"Uwagi:
- Ilość komend podstawowych: 3 (np. APORT, DAJ, DO NOGI).
- Ilość komend dodatkowych:3."

Tak więc dopiero jak pies odda Ci aport, to możesz go przywołać do nogi. Za każdą dodatkową komendę masz punty karne.

Link to comment
Share on other sites

O ! Skaryszak ! To wogole miodzio :-))
Dwa pomysly alebo umowic sie wczesnie rano tj 8.30 i potem ja sobie pojade na szczeniaczkowo.
Albo umowic sie jak bede wracac tj wlasnie o 11stej ,troche sie spoznie ale dotre jak bedziecie w konkretnym ,latwo odszukiwalnym miejscu :-)
To co dziewczyny ,byloby mozliwe w tych godzinach sie umowic ?

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Azir']Tak więc dopiero jak pies odda Ci aport, to możesz go przywołać do nogi. Za każdą dodatkową komendę masz punty karne.[/quote]

No ja już powoli wymiękam :cunao: Przecież to samo napisałam ze dwie strony wcześniej...

Wroćmy do początku. Jak uczę bardziej złożonego ćwiczenia to składam je z kilku kawałków. I wtedy wołam je kawałkami - na każdy kawałek jest jakaś komenda czasem werbalna czasem optyczna. Co nie oznacza, że do końca pozostaję przy tym wołaniu kawałkami. Na tym polega składanie ćwiczenia, żeby powoli eliminować te komendy czy ruchy, których w ostateczności ma nie być.

Więc jak [b]zaczynam składać[/b] ćwiczenie to wołam "do mnie". W [b]ostatecznym ćwiczeniu[/b] oczywiście "do mnie" nie ma! Na razie dyskutujemy jak uczyć, czyli jak wywołać dane zachowanie. Ty wolisz machać rękami i biec do tyłu a ja wolę po prostu zawołać znaną komendą. Tak jak Ty będziesz musiała wyeliminować zbędne gesty tak ja muszę wyeliminować dodatkową komendę.

Link to comment
Share on other sites

To może ja napiszę, jak ja uczyłam tego wybierania. :D

1. Nauczyłam psa aportować koziołek. Zawsze i bezbłędnie i bez dodatkowych komend. O tym może kilka słów osobno. :D

2. Nauczyłam psa wybierać swój koziołek spośród innych aportów (niektóre były koziołkami, niektóre zabawkami). Większość aportujących psów uczonych tego wybierania załapywało natychmiast. Na przykład Misina córka Api chyba nigdy w życiu, od pierwszej próby, nie wybrała innego aportu jak swojego. Natomiast Misi zajęło to trochę, ale też łatwo załapała. To się stało przy pomocy prób i błędów - wysyłałam ją po aport i gdy podnosiła coś innego dawałam jej (delikatny bardzo) sygnał, że to nie to, natomiast gdy okazywła jakiekolwiek zainteresowanie właściwym aportem, natychmiast bardzo się cieszyłam. Nie pamiętam, jak długo trwało, zanim załapała - pamiętam na pewno, że było to dłużej, niż inne psy, ale też nie bardzo długo, bo pamiętam to jako proces bardzo łatwy (szczególnie w porównaniu z dramatem, jaki kojarzy mi się z nauką aportowania :roll: ). Może zajęło jej to góra trzy weekendy. Jak już załapała, to robiła dobrze za każdym razem.

3. Tych pierwszych dwóch rzeczy nauczyłam zanim jeszcze w Polsce było obedience. Gdy zobaczyłam (po angielsku) regulamin obedience FCI, spróbowałam z tymi patyczkami. Dałam Mocce okrągły kołek i chyba nawet jej mąż pociął go na kawałki (bo ja nie chciałam nacierać patyczków moim zapachem). Jeden z kawałków zatrzymałam u siebie, żeby nauczyć Misię toto aportować (dotąd przynosiła tylko koziołek :roll: ). Uczyłam podobnie jak aport koziołka, tyle że nigdy nie doszłam do etapu rzucania; zamiast rzucać - kładłam. Poszło błyskawicznie, bo Misia natychmiast skojarzyła, o co chodzi. Potem zrobiłyśmy z Mokką próbę wybierania - Mokka dała mi jeden kołek na pół godziny i potem ułożyliśmy resztę i spróbowałam ćwiczenie, używając tej samej komendy, której używam do wyszukiwania koziołka. O ile dobrze pamiętam, Misia poprawnie wykonała to ćwiczenie od początku. Potem, na obozie tropienia, dali nam patyczki kwadratowe (moje były okrągłe). Wtedy spróbowałyśmy z Mokką na tamtych patyczkach i tu była porażka - o ile dobrze pamiętam, Misia zaznaczyła patyczek warując... A trudno jej się było dziwić za bardzo, bo ten sam patyczek wcześniej miała na śladzie, gdzie właśnie w ten sposób miała go znaczyć... Wybitnie głupia pańcia...

4. Teraz jestem na etapie uczenia wybierania patyczka, który był w moim posiadaniu tylko kilka minut, tak jak na zawodach, bo wydaje mi się, że takie, które "mieszkają" u mnie, Misia wybiera poprawnie. To właśnie chcę ćwiczyć na naszych niedzielnych spotkaniach. Jak to robiłam na pierwszy spotkaniu - opisałam poprzednio. Kluczowe w tym, co robiłam, jest rozpoczęcie od analogicznego ćwiczenia, które pies zna bardzo dobrze. Tak więc Misia zaczęła od wybierania swojego koziołka, potem wybrała "swój" (czyli mój :D ) patyczek, a dopiero na końcu spróbowałyśmy patyczek Doroty, który ja miałam tylko krótko. Pierwszym razem z tym obcym patyczkiem się nie powiodło - drugim tak. Czyli mamy jeszcze trochę pracy przed nami, ale jestem dobrej myśli.

Jednak czytając regulamin i obserwując Dorotę zdałam sobie sprawę, że robię to ćwiczenie nie całkiem tak, jak powinnam. Mianowicie, w wybieraniu koziołków na PT, koziołki leżą ładnie rządkiem, w kierunku poruszania się psa. Natomiast z opisu ćwiczenia obedience wynika, że te patyczki mogą leżeć całkiem w nieładzie... Tak więc muszę Misię nauczyć znajdowania ich, gdy nie są ładnie poukładane... I tutaj też chcę zacząć od czegoś znajomego, czyli od koziołków (moja zasada to starać się zmieniać tylko jeden element ćwiczenia na raz). Tak więc jeśli wszyscy, którzy planują obecność w tę niedzielę mogliby przynieść swoje koziołki, byłabym bardzo wdzięczna. :D

Link to comment
Share on other sites

Jeszcze kilka obiecanych moich uwag na temat samego aportowania... :D

Ja pochodzę ze środowika, w którym NIKT nie uczy aportowania poprzez zabawę w przynoszenie. Szkoliłam w Stanach psy od wielu lat, pracowałam z wieloma szkoleniowcami i nigdy o tej metodzie w ogóle nawet nie słyszałam. Pierwszy raz spotkałam się z nią gdy przyjechałam do Polski i zapisałam Misię na związkowe szkolenie PT.

Jak już pisałam, Misia nie jest naturalnym aporterem. W swojej grupie PT, celowała we wszystkim z jednym, malutkim wyjątkiem: nie aportowała. Wcale. W ogóle. żero. Inne psy już wybierały własne aporty (bo u nas naukę tego zaczynało się już na kursie PT), egzamin tuż-tuż, nawet Leon znalazł swoją ukochaną piłeczkę, a Misia - nic. Nawet za aportem nie patrzyła. Do egzaminu zostały tylko trzy tygodnie gdy po raz kolejny spytałam naszej Pani, czy mogę spróbować Misię nauczyć innym sposobem. Pozwoliła, bo, jak powiedziała, zabrakło jej już innych pomysłow. Wróciłam więc do metody, której zawsze dotąd używałam.

Ja uczę aportowania metodą podobną (nie identyczną) do tej, która jest opisana na polskich stronach klikerowych (choć nie używam klikera). Z reguły, uczenie psa aportować tą metodą musi trochę potrwać... Jedną z moich suczek uczyłam aż 6 miesięcy - zaczynałam od tego, że na widok aportu przed nosem odwracała pysk z niesmakiem. :roll: Tak więc byłam przekonana, że nie ma możliwości nauczyć Misię w trzy tygodnie, i że po prostu nie przystąpimy do egzaminu. Ale Misia okazała się niezykle podatną na tę metodę uczennicą, bo od samego początku brała aport do pyska! I ku zdumieni wszystkich, którzy mieli okazję tę metamorfozę zaobserwować, a najbardziej - mojemu własnemu, w trzy tygodnie później, na egzaminie, Misia zaaportowała prawie bezbłędnie - sędzia obciął jej tylko jeden punkt za to końcowe przerzucenie koziołka na trzonowce, o którym wcześniej pisałam. Tak więc w trzy tygodnie, z niewątpliwie najgorszego aportera w grupie (no, chyba że na równi z Leonem :wink: ), Misia stała się jednym z najlepszych - bo o ile się nie mylę, żaden z psów nie uzyskał za aportowanie wyższej punktacji.

Teraz, słysząc wszystkie Wasze opowieści o aportowaniu i po tym, jak miałam okazję obserwować naukę aportowania metodą zabawową przez kilka związkowych grup, jestem przekonana, że nawet gdy będę miała psa, który jest naturalnym aporterem, to będę go uczyć aportować tą samą metodą, którą uczyłam moje pozostałe psy - nie będę nawet próbować uczyć przez zabawę. Moje zdanie na ten temat jest zresztą dzielone przez kogoś, kto pisał te klikerowe strony - tam również ktoś pisze, że koziołkien nigdy się z psem nie bawi. To oczywiście nie znaczy, że z psem nie można się bawić w rzucanie - tylko że ta zabawa jest tylko zabawą i nie ma nic wspólnego z ćwiczeniem aportowania. U mocnych aporterów, rzut piłeczką może być nagrodą za dobrze wykonane ćwiczenie (również za dobrze wykonany aport!), ale nie jest ćwiczeniem samo w sobie i w czasie zabawy piłeczką nie wymaga się od psa żadnego konkretnego zachowania.

Pomimo że sama nie będę uczyć psa metodą zabawową, to bynajmniej nie twierdzę, że tą metodą nie da się psa dobrze nauczyć - wręcz przeciwnie, ale pod warunkiem, że pies jest mocnym naturalnym aporterem. Misina córka, Api, jest takim naturalnym aporterem (ku mojemu zdumieniu - wyrodna córka :wink: , wyszła na aportera przetestowana przez Mokkę w wieku 6 tygodni i jak Mokka mi o tym powiedziała, to myślałam, że sobie jaja ze mnie robi :lol: ). Api była uczona metodą zabawową i obecnie aportuje bardzo dobrze (chociaż mocno podgryza). Nie zdarza się jej nie podjąć aportu (gdyby to się zdarzało, nie nazwałabym jej mocnym naturalnym aporterem). Przez jakiś czas problemem było uciekanie z aportem; jednak ten problem został już dawno przez Lenę pokonany przy pomocy konsekwentnej pracy z linką.

Powinnam jeszcze dodać, że na skutek tej niejako wymuszonej nauki aportowania, Misia aportowanie polubiła. Ciągle nie jest to jej pasją, ale często bawi się w aportowanie bardzo chętnie i wesoło, szczególnie gdy ma konkurencję w postaci innego psa. Chętnie też za aportem pływa (chociaż naturalnym pływakiem też nie była - tego musiałam ją oddzielnie nauczyć :roll: ). To samo, tylko jeszcze bardziej, stało się z Leonem - Leon kocha ganiać za piłką zawsze i wszędzie. Piszę o tym żeby pokazać, że warto uczyć aportowania nawet psa, któremu, wydaje się, nie sprawia to przyjemności - często okazuje się, że gdy już umie, potrafi to bardzo polubić. :D

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Azir']Flaire, jestem bardzo ciekawa, w jaki sposób uczysz psa szybkiego podbiegania z aportem.[/quote]Po prostu w czasie powrotu uciekam od niej - zwiewam.

W regulaminie, do którego przygotowywałam, wymgany jest powrót "co najmniej kłusem". I Misia właśnie wraca zawsze szybkim kłusem - bo gdy ją uczyłam, jeszcze zanim było w Polsce obedience, nie miałam potrzeby, żeby biegła szybciej.

Natomiast nie ma powodu, dla którego z tej samej metody, którą uczę, nie można "wyciągnąć" przybiegania galopem. Z Misią to będzie już trudne (chociaż, Dorota świadkiem, trochę próbuję :roll: ), bo po pierwsze, ona nie jest z natury szybkim psem (sama z siebie prawie nigdy nie galopuje), a po drugie, już od ponad trzech lat aportuje tak samo - czyli wraca szybkim kłusem. Natomiast z nowym psem, z tylko drobną zmianą w metodzie (a z malutkim psem - nawet bez zmiany) powinno być prosto uzyskać powrót galopem.

Link to comment
Share on other sites

Spytałam, bo sądziłam, że niezabawowe :wink: podejście do aportowania nie dopuszcza takich metod :) . Ale mnie uspokoiłaś :D .

A co podbiegnięcia "co najmniej kłusem" to wszystko zależy od kryteriów sędziego oraz od rasy którą ocenia.
W Warszawie dostałam po punktach za to, że Azir przyniósł mi patyk kłusem. A żar lał się z nieba taki, że trudno mu się było dziwić

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Azir']Spytałam, bo sądziłam, że niezabawowe :wink: podejście do aportowania nie dopuszcza takich metod :) . Ale mnie uspokoiłaś :D [/quote]O, jak najbardziej dopuszcza!!! Więcej - wymaga! Uciekanie od psa, który biegnie do Ciebie z aportem jest kluczowym elementem stosowanej przeze mnie metody!!! Tyle że dotąd robiłam to cofając się, a to znaczyło, że nie mogłam tego robić dostatecznie szybko, żeby zmusić dużego psa do galopu. Malutki pies uczony ta metodą naturalnie by galopował, natomiast żeby uzyskać galopowanie od dużego psa, musiałbym zmodyfikować metodę tak, żeby posuwać się w kierunku od psa szybciej...

Poprzez metodę nieopartą na zabawie rozumiem tylko tyle, że nie wykorzystuję w celu nauki aportowania zabawy w przynoszenie - nie opieram się na tym, że pies naturalnie goni czy przynosi. W przypadku Misi - nie mogłabym się na tym opierać nawet gdybym chciała, bo Misia naturalnie nie goni i nie przynosi. :wink: Ale teraz jestem zdecydowana, że nawet naturalnego aportera będę uczyć tak, jak uczyłam dotąd, a nie poprzez zabawę. Tyle że z psem, który kocha zabawę w gonienie mam jeszcze jedno narzędzie, żeby przyspieszyć powrót gdy uczę moją metodą - właśnie rzut piłeczką po przyniesieniu aportu. To bardzo dobrze działa na psy kochające gonienie, tylko trzeba troszkę uważać, żeby nie doprowadzić do plucia aportem.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Azir']A co podbiegnięcia "co najmniej kłusem" to wszystko zależy od kryteriów sędziego oraz od rasy którą ocenia.[/quote]Właśnie, i to mnie wkurza. Po pierwsze, nie wierzę, żeby ci sędziowie naprawdę znali się na kilkuset rasach tak dobrze, żeby potrafili trafnie oczekiwać takiego czy innego "odpowiedniego dla rasy" zachowania. :roll: A po drugie, rasa rasą, ale różnice pomiędzy indywidualnymi osobnikami danej rasy sa ogromne. Ocenianie na podstawie tego, co jest "odpowiednie dla rasy" daje mi do zrozumienia, że z psa takiego, jak mój powinnam odstawić na półkę i w ogóle z nią nie trenować, bo oceniana w świetle tego, co typowe dla rasy nigdy dobrze nie wypadnie. Może właśnie o to chodzi :niewiem: - mam nadzieję, że nie.

Dlatego ja wolę kryteria możliwie jak najbardziej obiektywne, które każdy może łatwo zweryfikować. "Bieg co najmniej kłusem" rozumiem - gdy pies biegnie kłusem lub galopem, to dostaje pełną punktację, a gdy zwalnie do chodu - lecą punkty. Jeśli dla obedience FCI kłus to za wolno, to łatwo można napisać "bieg musi być galopem" - to też bym przynajmniej rozumiała. Natomiast "szybko" czy nawet "stosownie do rasy" - sorry. :roll:

Link to comment
Share on other sites

Dlatego staram się to wszystko traktować z dystansem. Ćwiczę, bo moje psy lubią pracować, a zawody traktuję jako trening w nieco zmienionych warunkach. :D
Każdy kto podchodzi do obedience z nadmiernymi ambicjami może się rozczarować lub zniechęcić psa do radosnej pracy.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Azir']Ćwiczę, bo moje psy lubią pracować, a zawody traktuję jako trening w nieco zmienionych warunkach. [/quote]No, Azir, to nie do końca tak, bo ćwiczysz właśnie to, co jest zawarte w konkurencjach obedience, a Twoje psy pewnie tak samo, a może jeszcze bardziej, lubłyby ćwiczyć coś innego. :wink:

[quote name='Azir']Każdy kto podchodzi do obedience z nadmiernymi ambicjami może się rozczarować lub zniechęcić psa do radosnej pracy.[/quote]Tu na pewno nie chodzi o ambicje - ja za długo w szkoleniu psów siedzę, żeby mieć jakiekolwiek ambicje :wink: (każdy, kto szkoli, prędzej czy później natyka się na psa, który pozbawia go wszelkich ambicji :wink: ). Oczywiście jeślibym je miała, to na pewno nie próbowałabym startu z Misią :roll: . Dla mnie "zawody" (ja wolę "próby") mają służyć tylko weryfikacji tego, nad czym pracuję - taka zewnętrzna ocena zawsze była dla mnie bardzo pomocna. Ale żeby tak było, to kryteria muszą być dla mnie zrozumiałe i przede wszystkim, jak najbardziej STAŁE i OBIEKTYWNE. Jeśli każdy sędzia sobie, to trudno będzie z tego wyciągnąć jakieś znaczące wnioski. Dlatego tak długo zajęła mi decyzja, czy w ogóle tu w zawodach startować.

Ale wracając do patyczków... Zauważyłam, że jedną różnicą w regulaminach 0, 1, 2 a regulaminem między narodowym jest to, że w tych niższych zawodnik sam kładzie swój patyczek we wskazanym miejscu, a potem komisarz dodaje dodatkowe patyczki. Natomiast w regulaminie międzynarodowym, komisarz układa WSZYSTKIE patyczki, łącznie z patyczkiem zawodnika, tyle że oczywiście patyczka zawodnika nie wolno mu dotknąć.

Być może różnica pomiędzy tym, czy ja kładę mój własny przedmiot, czy tez robi to, niedotykając go, kto inny, jest dla psa nieistotna, ale tego nie wiem, bo nie jestem psem i nie mam takiego nosa. (Biorąc pod uwagę, co było napisane na temat wybierania przez psa patyczka "gorącego", taka różnica dla psa może istnieć). Ale absolutnie nie widzę powodu, dla którego ta część ćwiczenia ma się różnić pomiędzy regulaminami polskimi, a tym międzynarodowym. :roll: Piszę o tym dlatego, że jeśli kiedyś polskie regulaminy będą redagowane, to ja bym była za ujednoliceniem tego ćwiczenia.

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...