Jump to content
Dogomania

Borys - niby doberman, może bauceron ... za TM [*]


wykrywka

Recommended Posts

  • Replies 473
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

Arkadia_ szybko skorzystałaś z możliwości nowego forum. Witaj, nowy nick postaram się zapamiętać :fadein:. Zdrowotne życzenia jak najbardziej na czasie.

Atulek pochwalę się :eviltong:  - kilka dni temu rozkoszny szczeniaczek podbiegł do mnie i zanim się obejrzałam był w moich ramionach. Zapytałam właścicielki czy to gończy. Jakże pani była zdziwiona, że znałam rasę. Powiedziała, że ludzie często pytają o rasę i odpowiedź niewiele im mówi. A piesio był słodziutki. Niesamowicie było tulić coś tak mięciutkiego, cieplutkiego i pachnącego :loveu:

Caha nie mam konta na fb. Niektórzy twierdzą: nie masz profilu na fb, to nie istniejesz, nie ma cię. Tym sposobem Borysa też tam nie ma. Ale ... istniejemy, jesteśmy. Przeważnie spotkać nas można na spacerku po osiedlu :evil_lol:

Oto dowód:

 

Zpv1Mgq.jpg?1

 

11RHnEO.jpg?1

 

Q521Rga.jpg?1

 

A to piękny olbrzym - Sony:

 

xNNL6xC.jpg?1

 

0tcWiLH.jpg?1

 

Borys oczywiście poszczekuje pod nosem, nawet irokeza ustawił. Ale to z zazdrości, bo Sony nie dość, że większy, to ładniejszy i sprawniejszy ;-)

 

   

Link to comment
Share on other sites

wykrywko pytałam dlatego, że potrzebowałam wątku Boryska i myślałam o fb, ale wysłałam linka ze schroniska :)

 

miałam sprawdzony domek, który szukał pieska w typie dobermana, niestety spóźniłam się, bo już na dniach ma do nich przyjechać z innego schroniska sunia dobermanka ehhh

Link to comment
Share on other sites

Caha, kochana istoto :iloveyou:  dzięki, że pomyślałaś o Borysie. Rzeczywiście Borys ciągle szuka domu, ogłaszam go bez przerwy, ale ... . Po pierwsze żaden z niego doberman, po drugie, kto zechce dużego, niesprawnego psa :niewiem: . Nie było chętnego, gdy był młody i zdrowy. Więc nie wyrzucaj sobie, że się spóźniłaś. W tym przypadku widzę, że obecność na fb ma jakieś plusy. Będę o tym pamiętała, gdy zajdzie potrzeba.

 

Teraz trochę ... przemyśleń. Niecałą godzinę temu odszedł pies bliskich znajomych, 10 letni olbrzym w typie doga. Dowiedziałam się, że źle z nim i poszłam do nich zaopatrzona w numery telefonów do miejscowych wetów z myślą, że któryś zechce przyjechać z wizytą. Duży pies to ogromny problem w przypadku choroby a na pomoc w transporcie mogliśmy liczyć dopiero po południu. Nie zdążyłam :-(, Ciapek właśnie zakończył życie. Ogromna rozpacz, potworny żal, po czasie opanowanie, uspokojenie. Na środku kuchni leżał Ciapuś, z szeroko otwartymi oczami, z nastawionymi uszami. Wydawał się taki spokojny, dostojny i dumny. Dawno go takiego nie widziałam. Starość i związane z nią dolegliwości od pewnego czasu dawały znać o sobie. Nie ma bardziej przykrego widoku od cierpiącego psa, upokorzonego własną niedołężnością. Jakże często leczymy, stawiamy na nogi takiego zwierzaka, przeważnie na krótko, ale czy rzeczywiście z myślą o nim. Czy nie dla  uspokojenia własnego sumienia, by móc powiedzieć, że zrobiło się wszystko, co w ludzkiej mocy? . Powiedziałam to zrozpaczonym opiekunom Ciapka i nie były to tylko słowa, żeby Ich pocieszyć lub wyciszyć wątpliwości i wyrzuty, które z pewnością będą mieli . Coś we mnie ponownie pękło.

Link to comment
Share on other sites

żałuję, że się nie udało, bo domek naprawdę super ehhh

 

każde odejście bliskiego, czy to człowieka czy zwierzęcia jest tragedią,

ratujemy, robimy wszystko co w naszej mocy, jeżeli je kochamy, bo najprościej jest się poddać,

co innego skrócić cierpienie, gdy nie ma już wyjścia a co innego walczyć o każdy dzień jeśli jest szansa, choć odrobina nadziei, 

 

każde zwierzę, które odeszło w azylu, boleśnie przeżyłam, a nie wyobrażam sobie straty tego mojego, własnego, jedynego ehhh

Link to comment
Share on other sites

ja niestety przeżyłam śmierć własnej suni, została uśpiona w moich ramionach, w moim niemowlęcym kocyku. Pamiętam jak jechałam nocnym pociągiem z Poznania do Katowic i prosiłam..żebym tylko zdążyła dojechać. Od godziny 6-ej rano do 12-ej siedziałam obok niej, nawet na chwilę nie odchodząc. Czekaliśmy aż nasz wet,otworzy gabinet (to była ndz). Pojechaliśmy z Tatą. Wet.próbował mnie wyprosić z gabinetu, żebym nie była przy tym. A ja musiałam widzieć, że odchodzi w spokoju.Takie same emocje  towarzyszyły mi gdy 2 lata temu szłam uśpić szczurkę.

To były słuszne decyzje. Żałuję z kolei decyzji o zbyt późnym poddaniu zwierzaczka eutanazji, bo właśnie człowiek się jeszcze łudził, że może się polepszy..a zwierzak cierpiał.

caha ja mam podobnie..gdy przyjdzie czas, że mój Cezar odejdzie, to wiem, że rozsypię się na milion kawałków.

Byłam też świadkiem ( to z kolei było w Bydgoszczy, w b.popularnym gabinecie) gdy otworzyły się drzwi gabinetu i pan wnosił pusty, czarny worek..a na stole leżał sznaucer olbrzym. Gdy go niósł do samochodu, nie było osoby w poczekalni, która by nie płakała. Bez względu na wiek i płeć.

Po stracie w/w suczki moi Rodzice nie zdecydowali się na kolejnego psa. Majka żyła 14 lat.

Link to comment
Share on other sites

U Borysa bez zmian. Nie jest gorzej i to najważniejsze. Szkoda, że nie jest lepiej. Kontynuujemy rehabilitację, jeździmy 2 razy w tygodniu na bieżnię.

 

Wczoraj spotkałam na osiedlu schroniskową towarzyszkę Borysa - Gagę. Byli razem w kojcu ponad półtora roku.

Gaga szła z Panem na zakupy do Biedronki. Zawołałam do niej po imieniu. Pan troszkę zdziwiony zapytał skąd ta znajomość. Wiadomo co odpowiedziałam . Gagunia wyglądała cudownie, puszysta dosłownie i  w przenośni :evil_lol:. Pan "skarżył" się, że nie chce chodzić na spacery. Jeżeli już idzie to przez sympatię dla Niego ;-). Gdy doszłam do domu pomyślałam, że ciekawie by było zobaczyć spotkanie Borysa z Gagą. Zabrałam Boryska i poszliśmy w stronę Biedronki. Niestety ... Gagi nie spotkaliśmy :sad: .

Ale wspomnienia wróciły. Dlatego pokażę Gagę z Borysem za czasów schroniskowych.

 

THKLkBy.jpg?1

 

hvbmqk7.jpg?1

 

IfmsH2J.jpg?1

 

weg6mfj.jpg?1

 

PzHfgRe.jpg?1

 

Link to comment
Share on other sites

uwielbiam spotykać adoptowane zwierzaki i widzieć ich i ich właścicieli radość, to podnosi na duchu i daje kopa do dalszej syzyfowej pracy :)

 

teraz pogoda może przeszkadzać w poprawie, człowiek odczuwa tą wilgoć i zbliżającą się zimę ehh

Link to comment
Share on other sites

Zawsze ciekawa jestem reakcji podczas spotkania "po latach". Szkoda, że nie było nam dane :nonono2: .

 

Dojrzałam, trwało to długo, do podjęcia decyzji o zaprzestaniu rehabilitacji, tej płatnej. Obserwuję Borysa na okrągło i już od dłuższego czasu nie ma zauważalnych efektów spotkań z p. rehabilitantką. Ostatnio, gdzieś od 4-5 tygodni Borys ma tylko marsze na bieżni wodnej. Nie ma lasera ani działania pola magnetycznego. Cena ta sama. Na moje pytanie dlaczego - padła odpowiedź, że nie ma takiej potrzeby. Nie ma też ćwiczeń biernych kończyn, bo ... przecież chodzi samodzielnie. Z pewnością zabiegi na bieżni nie szkodzą mu, ale czy są niezbędne? Mam wątpliwości. A do tego koszty. Co miesiąc oddaję w schronisku do rozliczenia rachunki z lecznicy. Kwoty 550-600zł, czasami więcej. To bardzo dużo i przeważająca część to rehabilitacja. W tym miesiącu dojdzie odrobaczenie, szczepienie p/wściekliźnie i  choroby zakaźne. Bieżnia była bezwzględnie potrzebna, gdy Borys nie chodził, postawiała go na łapy, przypomniała o stawianiu kroków, umożliwiła chodzenie. A teraz ? Czy 3 kilkuminutowe cykle bieżni dają mu dużo więcej niż spokojny, miarowy spacer? A taki jest codziennie przy popołudniowym wyjściu. Po załatwieniu tego co konieczne wydaję polecenie "noga" i na krótkiej smyczy, bez wąchania, odchodzenia na boki Borys maszeruje przez osiedle w stałym rytmie. Obserwuję koordynację ruchów, obciążenie i korekturę stóp. Potem jest przerwa. Borys puszczony luzem postoi trochę, pochodzi, poleży i oczywiście wytarza się na grzbiecie i z powrotem maszerujemy: raz-dwa, raz-dwa, rytmicznie. W domu regularnie ćwiczę i masuję łapy, w przedpokoju leży oparty na cokolikach drewniany drążek od karnisza, który wymusza zaprzestania ciągania i szurania łapami i zmusza Borysa do podnoszenia i uginania łap podczas chodzenia.

Spróbuję bez bieżni, zobaczę jak Borys będzie funkcjonował. Już wiele razy odkładałam tę decyzję, przede wszystkim, gdy Borys miał gorszy dzień. Ale rehabilitacja nie wyeliminowała dni, gdy Borys kiepsko chodził, potykał się, siadał lub przewracał. Musze o tym pamiętać, gdy takie będą teraz.

Jutro tj. w czwartek idziemy na rehabilitację. Powiem o swojej decyzji Pani Oli.   

Link to comment
Share on other sites

To trudna decyzja, związana z olbrzymią odpowiedzialnością. Wiem, że nikt nie jest w stanie mi jej ułatwić, podpowiedzieć czy doradzić i tym samym przejąć część odpowiedzialności, bo po pierwsze - rehabilitacja zwierząt jest młodą dziedziną, przynajmniej u nas, trudno o bazowanie na doświadczeniach, po drugie - tylko ja widzę Borysa na co dzień. Wiążę się ona również z osobistym pojmowaniem uczciwości i zaufaniem, którym zawsze byłam darzona w schronisku. Nigdy nie musiałam swoich wymagań czy próśb dokumentować orzeczeniami lekarskimi. Otrzymywałam to o co prosiłam. Z wdzięcznością pomoc przyjmowałam. Ale obecnie bez przekonania wożę Borysa na rehabilitację i mam uczucie nadużywania zaufania oraz trwonienia schroniskowych funduszy. Bardzo chcę, żeby Borys był sprawny, ale muszę pogodzić się z faktem, że nie będzie, że teraz najważniejsze jest, żeby zatrzymać lub chociaż spowolnić negatywne zmiany. Będę nadal ćwiczyła z nim w domu, spacerowała i mobilizowała do chodzenia, dbała o jego kondycję i jakość życia. Dzisiaj rehabilitacja była po południu. Rozmawiałam z Panią Olą i poinformowałam o zamiarach. Usłyszałam, że bez zabiegów raczej trudno będzie utrzymać obecny stan Borysa. Ale nie oponowała. Dała kilka rad i wskazówek dotyczących ćwiczeń. Zaproponowałam, że będziemy pokazywać się co jakiś czas, żeby mogła spojrzeć na Borysa fachowym okiem i ocenić jego kondycję, żebym nie przeoczyła niepokojących zmian i żeby w miarę szybko zareagować. Pani Ola chętnie zgodziła się i poprosiła, by pokazać się za 2 tygodnie. W przyszłym tygodniu, w czwartek, Borys będzie szczepiony więc umówiłam się na wizytę u dr. Kolińskiego. Chciałabym z Nim też porozmawiać i dopasować dalsze leczenie farmakologiczne oraz wspomagające.

Link to comment
Share on other sites

Wykrywko,chciałam zapytać,czy dowożenie Boryska jest dla Ciebie uciążliwe,czasochłonne?

 

Niepokoi mnie opinia rehabilitantki,że bez zabiegów trudno będzie utrzymać obecny stan.

 

Oczywiście szanuję Twoją decyzję,Ty Boryska znasz najlepiej.

 

Dobrze,że będziesz przyjeżdżać z pieskiem co jakiś czas i będzie można zauważyć

 

niepokojące zmiany i szybko zareagować.

Link to comment
Share on other sites

Nie posiadam prawa jazdy, samochodu również. W takim przypadku transport psa jest problemem. Byłam i jestem uzależniona od innych. Dlatego, by nie sprawiać ciągle kłopotu, w momencie, gdy Borys zaczął samodzielnie chodzić, zdecydowałam się na korzystanie z komunikacji miejskiej. Dawało to większą swobodę, chociaż było stresujące. Nigdy nie wiedziałam czy nie będzie tłoku w autobusie, czy przypadkiem Borys nie załatwi się w czasie jazdy. Nawet długi spacer przed podrożą nie daje gwarancji, że nie będzie wpadki. Borys, mimo iż ma prawidłowo działające zwieracze, załatwia się w momencie, gdy tylko mu się zachce, często pod siebie lub przy wstawaniu, w marszu, na schodach czy na przejściu przez jezdnię. Ma problem w utrzymaniu odpowiedniej pozycji więc ważne jest, by w odpowiednim momencie go chwycić i nie dopuścić, by usiadł w to, co narobił. Ale, proszę mi wierzyć, transport i wszystkie niedogodności z nim związane nie miały wpływu na podjętą decyzję o zaprzestaniu rehabilitacji. Dodam jeszcze, że w tym miesiącu, na zabiegi woził mnie syn, autem, takim, które czasy świetności dawno już zapomniało, odkupionym od kolegi na potrzeby dojazdu do pracy. Jako forma transportu dla Borysa jest idealne

Link to comment
Share on other sites

wykrywko wielki ukłon dla Ciebie  :modla: za to co zrobiłaś i robisz, jesteś niesamowita 

czas pokaże , dobrze, że kontakt z rehabilitantką będzie utrzymany i w każdej chwili będzie można wrócić, a może faktycznie nie trzeba będzie, szczególnie, że sama się w domu nim tak zajmujesz

 

trzymajcie się cieplutko, pozdrawiam

Link to comment
Share on other sites

Spodziewałam się, że będzie zdziwienie i wątpliwości co do słuszności podjętej decyzji. Mnie też one nie opuszczają. I dodam, że nie miałam zamiaru żalić się, że mi ciężko :shake: , nie skarżyłam się, bo nigdy tak tego nie czułam, przedstawiałam fakty i opisywałam aktualny stan Borysa i towarzyszące nam problemy, żeby nakreślić istniejącą sytuację. Problem w tym, że całkowicie zwątpiłam w sens rehabilitacji, przynajmniej w obecnym zakresie i miałam wrażenie, że ciągnę ją dalej nie tyle ze względu na Borysa, co dla siebie, dla spokojnego sumienia. Żeby nie zarzucić sobie, że nie wytrwałam, że nie zrobiłam wszystkiego, co można było. Bo jak można kontynuować zabiegi, gdy nawet nie jest tak samo tylko gorzej. Pogorszenia może nie widać tak z dnia na dzień, ale analizując ostatnie tygodnie muszę tak stwierdzić. Pamiętam jak Borys zaczął pokonywać schody bez pomocy. Za każdym razem sprawniej. Sukcesem nazwałam fakt wejścia na drugie piętro przy jednym zapalaniu światła na klatce schodowej. Obecnie światło gaśnie nam już na pierwszym pietrze. Borys długo mierzy siły zanim wejdzie na pierwszy schodek, długo mobilizuje się przy kolejnych. Widzę jak mu ciężko. Tak samo jest przy schodzeniu. Stoi na szczycie i patrzy na mnie i nie jest to mówienie - "nie chce mi się" :shake: . Często ma problem ze wstawaniem z legowiska, nie ma ochoty na spacer. Nie reaguje, jak do niedawna, na to, że ubieram buty, trzymanej w dłoniach smyczy też stara się nie widzieć, nawoływania puszcza mimo uszu. Muszę podejść, pociągnąć go lekko do przodu i pomóc mu dźwignąć zad. To tylko kilka przykładów, które akurat przychodzą mi na myśl, ale wyraźnie po nich widać, że Borys słabnie i rehabilitacja nie jest w stanie temu zapobiec. Chyba, że okaże się teraz, że np. podczas wchodzenia na nasze drugie piętro muszę trzykrotnie włączyć światło. Z pewnością, nie będę stosowała taryfy ulgowej, będą spacery, marsze i ćwiczenia w domu, bacznie będę go obserwować i będę w stałym kontakcie z p. rehabilitantką.   

Link to comment
Share on other sites

zaglądam..czytam..i najgorsza jest nasza bezsilność, niemoc w ulżeniu pieskowi. Mój Cezar wczoraj czołgał się na spacerze-pierwszy raz (ugrzązł na miękkiej ziemi), a ja stałam i nie mogłam podnieść go na łapki. Na wątek zajrzałam też, żeby spisać jakie preparaty dostaje Borysek.

Dla mnie jesteś niesamowicie silną osobą. Nie mam wątpliwości, że Twoja decyzja jest podyktowana i rozsądkiem i serduchem.

Link to comment
Share on other sites

Atulek dzięki za podtrzymywanie mnie na duchu :buzi: . Na ile to była słuszna decyzja to się okaże, na ten moment wydaje mi się zasadna, właściwa. Od wielu miesięcy rehabilitacja nie dawała efektów i to co podpowiadało serce już nie wystarczało, doszedł do głosu rozum i rozsądek. W dobrej kolejności Arkadia_ wymieniła argumenty postanowienia. Mam nadzieję, że z Cezarem już dobrze. Warto zawczasu wspomagać organizm, nie dopuścić :shake: , by coś siadło na dobre, bo potem to już reakcja łańcuchowa.

Link to comment
Share on other sites

Czekałam kora78 na Ciebie i Twoje zdanie :-P. Dokładnie nie odpowiem na pytanie, bo nigdy nie mierzyłam czasu z zegarkiem w ręku. Po zanurzeniu Borysa w wodzie ruszała bieżnia i Borys maszerował ok. 5 minut, po czym była chwila przerwy i marsz znowu około 5-minutowy, przerwa i marsz. W międzyczasie zmieniana była głębokość zanurzenia jak i prędkości bieżni. Raz, gdy syn czekał na nas stwierdził po naszym powrocie - szybko załatwione, nie było was 20 minut. Ale wtenczas byliśmy wyjątkowo krótko. Czyli wszystko by się zgadzało, bo trzeba dodać czas na przywitanie Borysa z p. rehabilitantką, na chwilę obserwacji i oceny jego poruszania, na zapakowanie go na dźwignię a na koniec prysznic i wycieranie. Latem suszarka nie była używana. Czytałam trochę w necie na temat bieżni i czasu trwania zabiegów. Zależy on od dolegliwości pacjenta, jego stanu jak i wieku tak więc zrozumiałym jest, że określa go rehabilitant.

 

I jeszcze jedno. Mam nadzieję, że dobrze zostałam zrozumiana i stwierdzenie, że rezygnuję z rehabilitacji, dotyczy tylko zabiegów na bieżni a nie rehabilitacji ogólnie czyli wszelkich innych działań mających na celu sprawność Borysa. Nie poprzestaję też na szukaniu innych form zabiegów rehabilitacyjnych, chociaż mając do dyspozycji jeden gabinet rehabilitacyjny w mieście, wiele możliwości nie mam.   

Link to comment
Share on other sites

wykrywko i ja mam nadzieję, że nas (myślę, że się nie myle) dobrze zrozumiałaś, wszyscy wiedzą, że robisz wszystko byle Borys miał się dobrze, jak dobrze o niego dbasz, na pewno nie zrobiłabyś nic, żeby mu zaszkodzić :)

podziwiam, podziwiam i podziwiam! no i trzymam za Was bardzo mocno kciuki :loveu:

Link to comment
Share on other sites

hmmm, no to coś mi nie pasuje.

Bo mnie uczono, a nie wiem, czy Wasz p.Ola robila kurs w tej placowce, co ja, uczono,że każdy pies powinien chodzic 30min na biezni. Czas wchodzenia, wychodzenia i suszenia to czas dodatkowy. Kazano liczyc godzine na jednego psa, z calym oporzadzeniem. Jesli wiec Wy macie chodzenie krotsze, to moze stad sa tak male efekty???

 

Bo mnie uczono, ze bieznia to cud swiata, fenomen, ze kazdy pies odzyskuje tam sprawnosc i naprawde widzialam filmy z efektami rewelacyjnymi. 

 

Choc spondyloza jest akrtau choroba, gdzie trudno o powrot do calkowitej sprawnosci, a raczej to podtrzymanie uzyskanego stanu i iedopuszczenie do jego pogorszenia.

 

Ja osobiscie predzej odpuscilabym metody fizykalne, jak laser, magnetoterapie, itp a nie rezygnowala z biezni. Mimo, ze jest ona bardziej uciazliwa i pracochlonna, niz tylko przylozenie dyskow od magneto i po robocie, wszystko robi sie samo.

 

Dlatego, ze wynika, ze mieliscie krotkie chodzenie na biezni, to mi wyglada na naciaganie. Bo schronisko, solidna instytucja i zawsze i wszystko zaplaci. Tak samo wczesniej z magnetoterapia ta kilkuminutowa. Mnie uczono, ze dopiero pol godzinne dzialanie magneto daje rezultaty. Oferowanie 5min magneto jako gratis to dzialanie jedynie pod publike, bo efektow nie da, a klient sie cieszy, ze gratisek dostal. I bedzie przychodzil nadal i bedzie ufal, bedzie połechtany.

 

Jesli istneije potrzeba moge te wypowiedz edytowac....

 

W Warszawie 30min biezni kosztuje 50zl. zabieg fizyko, czyli np magnet 25-30zl. Wiec latwo obliczyc i porownac. A Wa-wa to nie Zielona.

 

Teraz calkiem inna kwestia. Działanie biezni. Mnie uczono, że naprawde ma rewelacyjne dzialanie i daje pozytywne efekty tam, gdzie nic innego nie dziala. wykrywko chodzenie, podtrzymywanie, zatrzymywanie sie i to, co opisujesz, ma się niestety nijak do tego, jak pracuja miesnie i stawy w wodzie. Bo w niej jest opor hydrostatyczny, wypor i szereg innych czynnikow fizycznych, z ktorych sobie tak na co dzien sprawy nie zdajemy, Moze to rozpisze nastepnym razem, mam w zeszycie, nie mam w kompie, a teraz szukac mi sie w papierach nie chce. Te okolo 8 czynnikow wplywa calkiem inaczej na poruszanie sie w wodzie, dlatego takie chodzenie daje tak dobre efekty. Nigdy nie osiagniemy tego chodząc w normalnej atmosferze.  Mysle, ze to tutaj przepisze, bo ja nie potrafie tego sama oddać. Osobiscie nie pracuje na biezni, bo kupe kasy kosztuje, kolo 100tys zl, dlatego nie wykułam tej opisówki całej, bo nie musze nikomu jej przedstawiac.

 

A co do schorzenia Borysa i calej rehabilitacji. Najczesciej nie wraca pies nigdy do pelni zdrowia i rehabilitacja jest podtrzymaniem stanu uzyskanego i niedopuszczenie do pogorszenia. Jesi zawiesicie zabiegi moze sie pogorszyc, ale nie musi. A jak sie pogorszy i wrocicie to moze sie polepszyc znow, ale nie musi. To jest zywy organizm i kazdy reaguje inaczej, wiec to wszystko jedna wielka niewiadoma. Trzeba chyba tylko ryzykowac, lub wybrac mniejsze zło. Albo sie trafi, ale sie bedzie pozniej sobie pluć w brodę. Ja niestety nie mam jeszcze takiego doswiadczenia, mysle ze najwiecej moglby tutaj doradzic, jakis dobry wet chirurg. Ale taki, ktory pracuje z psami rehabilitacyjnie tez,  a nie taki, ktory w rehabilitacje nie wierzy, a jedynie w zabiegi chirurgiczne. 

 

Generalnie. Mysle, ze bardzo duzo robisz z Borysem, podziwiam Ciebie za to, ja sama nie mialabym chyba tyle samozaparcie i silnej woli i dawno bym sie poddała. Oczywiscie, cwicz i masuj w domu, tego nie zawieszaj nigdy. Motywuj go do ruchu. Utrudniaj mu zycie, by musiał sie wysilać i wciąz pracować. Wiadomo, ze kiedys przyjdzie czas na decyzje o eutanazji, ale dopiero, gdy nie bedzie chcial chodzic w ogole. Dlatego nie mozna dopuscic, by sie rozleniwił, starac sie, by jak najdluzej chodził, ćwiczyl, utrzymywal sie w sprawnosci, by zycie nie bylo mu ciężarem. 

 

W ogole niewiele osob, ktore powinny, chodzi na rehabilitacje, ma do tego samozaparcie, a juz na pewno nie tak długo, jak Wy. To jest ogromna praca czlowieka, kazde schylenie sie, aby sprzatac koo z chodnika podczas podrozy do gabinetu, kazde ruszenie sie z kanapy, by ubrac sie i jechac. Ja podziwiam takich ludzi, ze im się chce i ze nie patrza na swoja wygode. Ze nie usypiaja od razu,  ze jezdza po wetach, kombinuja, szukaja. Bardzo dlugo dalas rade i nie dziwie sie, ze dopadly Cie watpliwosci, bo to straszna choroba i uprzykrzajaca zycie chorujacemu i calemu jego otoczeniu. Po prostu jedni maja latwiej w zyciu i sa zdrowi dlugo, dlugo, a innych, jak cos dopadnie to tylko pozostaje na kolanach do Czestochowy isc, a i to nie pomoze. Taki los. I tylko trzeba to udźwignąć.

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...