Jump to content
Dogomania

Aresik


ARESIK_B

Recommended Posts

Własnie zorientowałam sie, że od trzech tygodni jestem w rodzinie dogomaniaków, a do tej pory nikomu nie podziekowałam za pomoc. Przepraszam i jednoczesnie bardzo dziękuję za okazanie ogromnego serca, choć nie znamy sie osobiście mam w Was wsparcie od samego początku, dostarczacie mi samych dobrych chwil, zauważyłam, że codziennie choć na chwilkę muszę wejść na forum, żeby zobaczyć czy ja również moge komus służyć dobrym słowem. Przyznaję, że jak do tej pory ciężko jest mi zdobyć się na słowa pocieszenia... w chwilach w którym sama mam wiecej pytań niż odpowiedzi i w chwilach kiedy sama wątpię w słuszność własnych czynów. Dziękuje wam wszystkim, szkda że poznajemy sie w takich okolicznościach, ale wiem że mogę liczyć z Waszej strony na pomoc większą niż od (jak się niestety okazało) od niektórych znajomych. Mam również nadzieję że Wasze kochane pociechy za TM tak samo zaopiekowały się moim kochanym Areskiem, on sam na pewno też pomaga wszystkim którzy ktego potrzebują... Ma tyle do przekazania... mam tylko nadzieję że jemu łatwiej jest sie tam odnaleźć niż mi tu bez NIEGO. dziekuję w swoim oraz Areska imieniu
[img]http://i145.photobucket.com/albums/r204/ARESIK_B/sloneczko.jpg[/img]

Link to comment
Share on other sites

  • Replies 647
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

Bądź pewna, one tam wszystkie tworzą jedną, wielką rodzinę. Zauważyłam także , że ich odejście pozwoliło odnaleźć się tutaj na Dogomanii takze ich włascicielom.
Aresku swiatełko dla Ciebie
[img]http://img382.imageshack.us/img382/5006/kerze8ik2.gif[/img]

Link to comment
Share on other sites

Cześć Aresku, nie pisałam do ciebie całe dwa dni, nie było mnie w domu, wczoraj wieczorem wróciłam i znowu zastały mnie puste ściany, ale wiecie udało mi się znaleźć jeszcze jego rude włoski... płakałam jak dziecko, było ich tak mało za mało żeby poczuć go pod ręką :placz: piekne rude włochacze. wśrodę minie 4 tygodnie, od kąd niema Cie już z nami, nie wiem kiedy ten czas zleciał, wydaje się że jeszcze wczoraj byłeś z nami spałeś na kanapie, na fotelu, szczekałeś jak wracałam. Wczoraj jak pukałam do drzwi wydawało mi sie że słyszę jak szczekasz.... to była tylko sekunda, ale serce mi zamarło, oddała bym wszystko żebyś przywitał mnie swoim usmiechem w drzwiach, żebyśmy wzieli smyczkę i poszli na długi spacer. Jest tak pieknie, poszli byśmy na pole, po gazetę... zawsze chodziliśmy po gazetę razem. Znaleś ten rytułał teraz chodzę sama i żal ściska za sercę. Aresku tak mi cie brak, tak Cie kocham...

Link to comment
Share on other sites

Zanim wykopaliśmy grób dla Areska, zastanawiałam się czy nie uciąć mu kawałka tych pieknych rudych włosków, zeby po prostu był, zebym zawsze już do końca zanim sie nie spotkamy mogła go dotkąć, zmaterializować.... nie zdecydowałam się nie mogłam mu zabrać choćby jednego włoska, uznałam że to nie w porządku, i tak stracił troszkę pieknych włosków (na łapkach, musieliśmy cały czas wkuwać wenflon, łapki musieliśmy troszkę pogolić, tak mi było przykro, ale nie mogłam. po prostu.......:-( :-( :-( :-(

Link to comment
Share on other sites

faktycznie w tej czapeczce Aresikowy jest wyjątkowo do twarzy :) wtedy było tak goraco, bałam sie żeby Aresik nie dostał udaru, leżał z nami nad wodą, nie chciał iść siedzieć przy domku razem z mamą i tatą. Dzisiaj na to patrzę z innej strony. może coś czuł może wiedział że to nasze ostatnie wakacje??? Nie wyobrażam sobie że znowu będzie lato, że pojedziemy nad jeziorko które tak kochał, pójdziemy na nasza plażę gdzie nie będzie ludzi, żeby mógł się spokojnie pluskać......tylko że treaz to już nie bedzie z kim sie pluskać, nikt nie będzie kopał dołków, nikt umorusony piachem nie wytrze sie w mój ręcznik, komu bedę pokazywała przepływające kaczuchy i bedę tłumaczyć że nie można ich gonić, znowu po orzeszki przyjda wiewiórki... kto je będzie obserwował pieknymi i szeroko otwartymi ze zdziwienia brązowymi oczkami...... Aresku jesteś wszędzie a nigdzie cię nie mogę znleźć:-(

Link to comment
Share on other sites

Tak, Aresik będzie z Tobą i w Tobie. Zobacz, ile masz pięknych wspomnień, ile masz w pamięci cudnych, wspólnie spędzonych chwil. To prawda - nowych już nie będzie, ale z przeżywania tych, które były, nauczysz się jeszcze czerpać wielką radość i siłę. Niech tylko przebrzmi to przerażające NIGDY. Trzymaj się.
[B]Aresik, elegancki dżentelmenie <*> <*> <*>[/B]

Link to comment
Share on other sites

Wiem co czujesz bo ja nadal chodzac po domu slysze mojego kropka i wygladam jego usmiechnietego pyszczka jak otwieram drzwi. Tylko ze juz mnie nie wita bonuch za drzwiami. Mnie tez bardzo pomaga rodzina dogomaniakow i bardzo jestem im wdzieczna bo dzieki mozliwosci podzielenia sie moim smutkiem z innymi i zrozumieniu tego co czuje bylo mi latwiej

Link to comment
Share on other sites

Powiem Wam, że faktycznie wspomniej jest cała masa, nie pamiętam ani jednego przykrego, są zame bardzo dobre, tyle mnie nauczyl ten kochany psiak, nauczył mie bezwarunkowej miłości, przebaczenia lojalności, radości z życia... wczoraj przeczytalam fajny cytat o psiakach, ze ich beztroska bierze sie z tąd ze mają wlasciciela który sie o wszystko martwi... kto teraz sie zaopiekuje Areskiem??? Wiem wiem na pewno wszytskie Wasze pieski mu pomogą, a on na pewno się odwdzięczy na swój sposób. Mam nadzieję że Rasta pokaże mu że nie trzeba się bać większych piesków, Aresik zawsze był taki ugodowy, a pewnego dnia zaatakował go wilczur od tego czasu sie ich bał, myślę że Zurdo to zmieni.. bardzo bym tego chciała. Zawsze opiekowal się mniejszymi od siebie pieskami, był taki radosny umiał sie bawic tym co miał pod "ręką", cały czas machał ogonkiem.. nawet jak pił wodę, przestawał tylko wtedy kiedy spał :)

Link to comment
Share on other sites

Aresiku to juz miesiąc jak cie nie ma z nami, strasznie smutne 4 tygodnie, piszę to i sama nie wierzę wydaje się jak by nie było cie kilka dni może tydzień nie miesiąc..... wczoraj miałam ogromny kryzys, siedziałam i płakałam nie byłam w stanie przestać, łzy wielkie jak groch... wielkie jak twoje serduszko... zawsze w takich chwilach przychodziłeś siadałeś obok mnie i patrzyłeś swoimi pieknymi brązowymi oczami, które potrafiły skruszyć lód i przepędzić każdy nawet największy smutek, szturchałeś mni wtedy swoim noskiem i patrzyłeś a ja sie przytulałam i wszytsko wracało do normy. Byłeś najwiekszym moim skarbem na tej ziemi, tak sobie ufaliśmy i rozumielismy się, tyle przegadanych godzin na spacerkach, TY zawsze mnie rozumiałeś, ufałeś mi, a my co???? My zdecydowaliśmy o tym ostatnim zaszczyku....:-( :-( :-( jak żyć z piętnem mordercy??? nie potrafie nie chcę nie mogę....
Miesiąc temu kiedy odszeł Aresik w kalendarzu był piekny wierszyk specjalnie chyba dla Areska:
"Po burzach cicha chwila następuje,
Po sniegach kwitną znowu tulipany,
Dzien po ciemnej nocy ukazuje,
I wrazca promień z śródzorza rumiany,
Po płaczu często serce sie raduje,
I czas przychodzi szcześciu obiecany... "

Link to comment
Share on other sites

Smutne daty, smutne rocznice :-(

[URL="http://www.fotosik.pl"][IMG]http://images4.fotosik.pl/253/01e9741da60994ba.jpg[/IMG][/URL]


Aresku kochany piesku, już miesiąc biegasz z naszymi ulubieńcami po tęczowych łąkach, bądź szczęśliwy wśród nowych przyjaciół i nie zapominaj odwiedzać swojej pani w najcieplejszych snach.

Link to comment
Share on other sites

Posłuchaj, wiem jak jest ci ciężko, wyobrażam sobie jak trudna to była dla ciebie decyzja. Nie jestes mordercą.
Nie obwiniaj się, bo dobrze wiesz, że dla niego nie było ratunku, a żeby skrócic jego cierpienie decyzja mogła być tylko jedna.
Teraz jest zdrowy i szczęsliwy. Może jest ci wdzięczny za to co zrobiłaś?
Dla Areska w miesięcznicę
[img]http://img382.imageshack.us/img382/5006/kerze8ik2.gif[/img]

Link to comment
Share on other sites

Dzieki Aga dzieki Szajbus!!! Rozsadek tez mi podpowiada to co piszecie, ale serce jest rozdarte, nie może zrozumiec jak można z miłości zabić... staram sie to sobie poukladac w głowie, ale są takie dni jak wczoraj czy jak dziś ze nie ma argumentów, nie ma nic, nic oprócz przytłaczającego smutku, poczucia wszechogarniającej bezsilności... tak chciałam zeby mi oddał ta swoją chorobę ja była bym świadoma bólu złego samopoczucia po chemii i tych wszystkich strasznych rzeczy, wiecie zawsze po wizytach u weta czuł sie po kilku dniach lepiej tym razem po każdej bylo tlko gorzej szczegolnie po chemii, czy on nie przestał nam ufać, zawsze mu pomagaliśmy a tym razem woziliśmy go tylko na cierpienie, tak bym chciała wiedzieć czy on wiedział że tlko tak mozna mu było "pomagać"..........:-(

Link to comment
Share on other sites

Aresik, ja wożąc Rastę na chemię, zwłaszcza na początku, kiedy ją źle znosiła, zastanawiałam się, czy mam prawo to robić. Czy mam prawo przedłużać jej życie czymś, co nie przywróci jej zdrowia. Mam absolutną pewność, że miałam prawo, że Ona chciała żyć. Potem były wspaniałe miesiące dobrego samopoczucia, chemię znosiła bardzo dobrze, normalnie żyła, pilnowała psów, biegała z piłką. Potem przyszedł kryzys i, choć wcześniej nie wyobrażałam sobie takiej sytuacji - że można podjąć taką decyzję, że można potem siedzieć przy psie i patrząc mu w oczy, myśleć - ja, pan i władca, zdecydowałem, że masz jeszcze 12, 11, 10... godzin życia - ale kiedy zobaczyłam, jak niewyobrażalnie cierpi, odarta z godności, jak nie widzi już nic, nikogo nie poznaje skupiona na bólu - nie mialam wątpliwości. To i tak by się stało, może parę, paręnaście godzin później, w potwornych męczarniach. W męczarniach, których nie życzyłabym największemu wrogowi. Ta decyzja to zawsze ostateczność i nie podejmujemy jej dla własnej wygody, podejmujemy ją dla Nich, z miłości, która nie chce zadawać cierpienia. I powiem ci jeszcze - mam nadzieję, że jeśli kiedyś będę tak cierpieć, znajdzie się ktoś, kto te męczarnie skróci...
[B]Aresik <*>[/B], piesku, przyjdź i pociesz pańcię, powiedz, że nie masz żalu.

Link to comment
Share on other sites

Sama wiesz jak bardzo Ares cierpiał i doskonale wiesz, że to nie jest leczenie, ale jak pisze zurdo przedłużanie męczarni. Nie wiem czy on był szczęśliwy , czy nie pomyśłal sobie " dlaczego ona mnie na siłę trzyma, czy nie widzi jak ja cierpię?"
Rozsądek swoje, a serce swoje. Zgadza się. Ale wyobraż sobie, że nie musiałam podejmowac tej trudnej decyzji nigdy w życiu. Proszę Boga o to, abym nigdy nie musiała jej podejmować.
Myślisz, że mi jest lżej?
Nie , zapewniam cię. Dręczą mnie po dziś dzień pytania, czy czegoś nie przeoczyłam, czy dobrze działałam, czy zrobiłam wszystko co było w mojej mocy. Dręczą mnie wyrzuty sumienia, że za późno znalazłam klinikę , która by mogła ją uratować. Ona mogła żyć.
To ja winię się za jej odejście i przepraszam ją każdego dnia, każdej nocy, że uwierzyłam 3 wetom, a nie wywiozłam tam gdzie prawdopodobnie by ja uratowali.
Ty skróciłaś cierpienia, a ja? Gdzie mnie można zakwalifikować?
Psonia nie cierpiała.

Link to comment
Share on other sites

Aresiku, nie ma takiej śmierci bliskiej istoty, po której się nie cierpi i nie zadaje pytań. Ty wiesz przynajmniej, że skróciłaś udrękę swojego przyjaciela. Mój Bajanek wyszedł na zwykły, wieczorny spacer i już nie wrócił :-( Czekało na niego posłane już łóżko.. I to ja miałam z nim wyjść, nie mąż.. Ja też ciągle się dręczę, że gdybym to była ja, może poszłabym w inną stronę, może utrzymałabym na smyczy, może, może....:-(

Link to comment
Share on other sites

Dzieki że jesteście tu i teraz, kiedy Was potrzebuję, to dla mnie bardzo ważne znalazłam ludzi którzy rozumieją o czym mówię, choć czasami moje mysli przelewane na słowa nie brzmią do końca tak jak bym chciala. My z Areskiem byliśmy u 4 lekarzy, pierwszych trzech nie dawało mu żadnej szansy kiedy tylko zrobili usg, później pojawił sie dr Hildebrand i choć powiedział "rokowania ostrożne" to my wiedzielismy że uda się uratować Areska, wreszcie pojawił sie ktoś kto dawał mu szanse. Aresik miał nie charakterystycznego chłoniaka (o ile wogóle był chłonniak) miał guzy które dla mnie zupełnego laika wyglądały jak kiść winogron, zajmowały obszar w jamie brzusznej nie było zajętych żadnych organów, powiększone były tylko wezły krezkowe. cieszylam się bo myslalam że to tak bardzo wczesna faza że wygramy... lekarza też byli zdziwieni, to był dla nich "bardzo ciekawy przypadek". Aresik bardzo dobrze zniósl pierwszą dawke antybiotyków, pózniej mieszanki antybiotyków ze sterydami. Myslałam że z wdzięczności góry bedę mogła nosić, później nie rozumiem dlaczego lekarz zadecydował o podaniu winkrystyny, pierwszą zniósł w dobrze, druga również, schody zaczęły się później, ostatecznie dodarliśmy do grudnia dalej walcząc i ignorując zdanie 2 zaprzyjaźnionych lekarzy, że nie ma szans. Ja cały czas wierzyłam że to nie chłoniak, przecież nie potwierdziły tego żadne badania. do końca życia nie bedę miała pewności co to tak na prawdę było. Wierzę że kiedys się spotkamy, musimy musze Ci tyle Aresku wyjaśnić

Link to comment
Share on other sites

Słowo pisane nigdy nie odzdwierciedla tego co czujemy.
Z nami jest podobnie.
Opisujesz chorobę Aresika i gdzie tu twoja wina?
Uwierz mi, bez względu czy pies odejdzie na przewlekłą chorobę, nagle, po wypadku, czy na banalne zapalenie gardziołka zawsze zadajemy sobie masę pytań. Czujemy się winni, szukamy odpowiedzi.
Pies nie powie co mu dolega, jak cierpi. My musimy się wszystkiego domyślać obserwując jego zachowanie czy objawy chorobowe.
Ponieważ nie prowadzimy dialogu z naszym psem często obwiniamy się, że czegoś w porę nie zauważyliśmy, nie zareagowaliśmy, nie dopatrzyliśmy.
Zapominamy o tym, że pies jako przodek wilka kryje się ze swoją chorobą. Dokładnie potrafi maskować jej pierwszwe symptomy, żeby nie być odrzuconym przez stado jako słabszy osobnik.
Często zdarza się tak, że słysząc diagnozę niedowierzamy. No bo jak, kiedy on tak powaznie zachorował? Przerzuty? Od czego, przecież czuł się dobrze! Taka poważna choroba? Nimożliwe, przecież on nie wygląda na aż tak chorego!
Przez to, że psy potrafia ukrywać swoją chorobę trafiamy do lekarza za późno. A i co tu ukrywać, nasza weterynaria tak naprawde jest raczkująca. Czy mamy łatwy dostep do specjalisty z prawdziwego zdarzenia, do wszystkich badń?
Głową muru nie przebijemy.
Robiłas wszystko co w twojej mocy, żeby wyrwać go ze szpon choróbska. Ja też, ale ten niedosyt będzie w nas tkwił już zawsze. Pocieszające jest to, że nasze psy wyczuwają to czego my nawet nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. Wiedzą ,że są kochane, kiedy mają nam zejść z drogi, kiedy emanuje z nas ta zła energia. Wiedzą kiedy pocieszyć, kiedy zabawić i rozśmieszyć. Wiedzą też, że odchodzą. To my próbujemy za wszelką cenę opóźnić ten moment.

Link to comment
Share on other sites

Szajbus dzieki za ciepłe słowa, wiesz jak patrze na to wszystko z perspektywy czasu to Aresik faktycznie zaczął dawać za wygraną tylko my nie dopuszczaliśmy do siebie tej wiadomości że on już może nie chce walczyć, pomimo całej miłości jaką nas darzył on już po prostu nie miał siły. Jeszcze tydzień przed odejściem dostał potężną dawkę chemi( bardzo mocno skoczyły lekocyty - zaszło podejżenie białaczki) wet musial podać mocniejszą dawkę. niestety rak to choroba w której ściga sie nowotwór z organizmem... Aresek nie dał rady, choć zawsze był silny. wiesz od diagnozy do tego smutnego dnia minęło 13 tygodni, podczas których walczyliśmy. Ostanie dwa dni Aresik przestał pic nawet wodę, jeść przestał już duzo wcześniej. Masz rację żadna smierć nie jest dobra i nigdy nie ma na nią odpowiedniej pory. Aresik był naszym drugim pieskiem, wczesniej mieliśmy jego ojca, zginął tragicznie, wpadł pod autobus, tydzień wczesniej zdążył zostawić po sobie trwały slad w postaci przepieknych 7 szczeniaczków.... Aresik Junior (bo tak sie nazywał) był jego pierworodnym synkiem, dal nam radość na piekne 12 lat.... mam nadzieję że nasze pieski dogaduję się za TM tak samo jak my i że sobie na wzajem pomagają. Duzo słoneczka kochane psiaki

Link to comment
Share on other sites

Dogadują się wspaniale, bacznie nas obserwują, pilnują naszych znajomości i poznają się wzajemnie, widząc, że i my się tu poznajemy.
Szajbus ma rację (jak zwykle). Im dłużej myślałam o chorobie Rasty i przeglądałam wątki piesków, które odeszły schorowane, tym bardziej rosło we mnie przekonanie, że One mają coś, co w nas zniszczyła cywilizacja i nieograniczona wiara w ludzki rozum. One mają wielką pierwotną intuicję. Wiedzą, kiedy walczyć i wiedzą, kiedy się żegnać. Tak jak rozpoznają nasze stany emocjonalne i nasze choroby - tak samo rozpoznają własny stan i wiedzą. I może nawet nam mówią, tylko my nie chcemy tego słuchać. Nie obwiniaj się, zrobiłaś naprawdę wszystko, żeby Mu pomóc. I On o tym wie, bo wie, jak Go kochałaś.

[B]Aresik <*>[/B]

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...