Jump to content
Dogomania

300 piesków i wiele kotków czeka na dom w schronisku w Szczytnie. Adopcje zerowe!!


Recommended Posts

Kolejne nawiedzenie czarnego Franka. Końcówka kalendarzowego lata była dla nas łaskawa, niedziela 21 września była dniem ciepłym i słonecznym. Franio chyba jednak na to niespecjalnie zważał, bo okopał się w swoim domku, pilnował go od środka i nijak nie chciał go opuścić. Z czeluści wejścia do budy wyłaniał się ledwie zarys znajomego siwiejącego ryjka, który nie reagował na żadne nawoływania, nawet te po imieniu. Skwapliwie poczłapał dopiero po wyjęciu go z pieleszy. A warto było, bo po drodze, zaraz na wstępie, spotkał się nos w nos z jakąś ponętną sunią i wyraźnie zainteresował się jej wdziękami. Co zresztą odbyło się z nieukrywaną wzajemnością. Nie wiadomo co by było, gdyby im pozwolić bardziej zająć się sobą (a może właśnie wiadomo!). Skutki fascynacji płcią nadobną mogłyby być dla tej suni dosyć kłopotliwe. Na szczęście program był napięty a marszruta wyznaczona („zielona łączka”). Po drodze, starym zwyczajem, Franek zebrał ode mnie solidną porcję „pieszczot fakira” czyli permanentny masaż skóry dokonany firmową szczotą „Perigree” (prezent hurtowni). I mimo, że to była jawna ingerencja w jego jestestwo, to jednak Franio już nie otrzepywał się przed tym tak często jak kiedyś i dosyć ochoczo chlastał ogonkiem na obie strony. Przeciągające się molestowanie sierściucha wykonywane było z pełną premedytacją. Moja perfidia polegała na tym, że chciałem go zmęczyć i przyspieszyć zaleganie (zapadanie w błogi sen). Albowiem tym razem postanowiłem przystrzyc Franka, i to zupełnie nietypowo, tyko same „kopytka”. Już wcześniej spostrzegłem, że spomiędzy poduch łap wyrastają mu długie, wystające pasemka sierści, które mogą pozbawiać go szorstkości niezbędnej w bliskich kontaktach z powierzchniami płaskimi. Tak więc, gdy po kilku podejściach udało mi się wreszcie rozpłaszczyć w zieleninie tego wciąż opornego paszczaka, i gdy zaczął już pochrapywać, przystąpiłem do dzieła. Cała moja delikatność w posługiwaniu się małymi, bezpiecznymi nożyczkami, na nic się jednak zdała! Mały Franio, polegujący sobie w cieniu z krótkimi, podkurczonymi nóżkami, przypominał mi śpiącego osiołka. I tak też się zachowywał. Był niezwykle czujny i krnąbrny. Na każdą próbę międzyopuszkowego podstrzyżenia włosków reagował natychmiast i cofał kończyny. A raz wierzgnął łapką tak, że nożyczki poszybowały w powietrzu i padły w trawę niedaleko nas. Operację dokończyłem dopiero wtedy, gdy Franio zasnął snem naprawdę głębokim. Wówczas można było z nim zrobić prawie wszystko! A tego dnia Franio spał bardzo mocno i wyjątkowo długo (ponad godzinę). Rozsmakował się w tym błogim leniuchowaniu do tego stopnia, że gdy trzeba było już wracać, nie mogłem go wybudzić, znów musiałem brać go na ręce. Potem już poszedł sam. A po powrocie do boksu, stojąc w załomku budy i ogrodzenia, miarowo szczekał, zupełnie bez powodu. Może to był wyraz dezaprobaty dla powrotu do codzienności z tak miłej, zielonej łączki. Biedaczysko!

Link to comment
Share on other sites

Rzecz o tym, jak Franek zmienia świat. Czyli: wpływ Frania na nasze doznania.

 

Tego dnia (28.09.2014) Franek, jakby niepomny wcześniejszych wrażeń, znów stawiał opór przy wyjściu z budy, tak jakby pójście na spacer było męką a nie relaksem. Ostatnio, w tym celu przybieram Frania w gustowną czarno-białą obróżkę i takąż smyczkę. To takie standardowe dyżurne „obleczenie” tego nieposłusznika. Miękka tekstylna obróżka to prezent od nieocenionej olsztyńskiej wolontariuszki Beaty J. (Tylko bez nazwisk? Ależ proszę! „Dyskrecję zapewniam w dni powszednie i w niedziele. Tanio.”). To Ona własnoręcznie wydziergała wiele takich przedmiotów dla braci mniejszych. Te drobne uprzęże służą mi tylko do przeprowadzenia „klusecznika” na znajome miejsce odpoczynku.

Przy tej okazji całkiem niedawno uświadomiłem sobie, że po raz kolejny rozstrzygnięto niezwykle prestiżowy konkurs Ig-Noble (konkurent Nagrody Nobla). Niestety, już nie zdążyłem zgłosić do niego swych cennych spostrzeżeń. A szkoda! Odkryłem bowiem, że w niektóre niedziele kula ziemska wiruje wokół własnej osi szybciej niż w dni pozostałe. Wyjaśnienie tego zjawiska okazało się banalne i aż nazbyt oczywiste. Otóż właśnie w niedziele nasz znajomy Franio wyrusza na spacer do „zielonej łączki”. A mijając kolejne przestrzenie, tak mocno odpycha się swymi krótkimi nóżkami od skorupy ziemskiej, że z pewnością wydatnie wspomaga jej ruch wirowy.  Mało tego! Myślę, że Franio ma także niebagatelny wpływ na percepcję otaczającej nas rzeczywistości. Bo gdy posypia na boku w koniczynkach, jego krągły brzuszek przypomina mi jakiś zamszowy bukłak albo mieszek kowalski.  A to dlatego, że rytmicznie wzbiera i opada na przemian. I tak sobie myślę, że wtedy gdy Franek wciąga powietrze, otaczający nas wszechświat musi się kurczyć, a gdy brzuszek mu sklęśnie (to z Koziołka Matołka), wszechświat niechybnie się rozszerza.  No i proszę! Dzięki Franiowi, frapująca mnie odwieczna zagadka pulsowania wszechświata, wreszcie została wyjaśniona. Tak więc, gdybym zdążył na czas z ujawnieniem swoich odkryć, nagrodę miałbym gwarantowaną!

Tymczasem dokonały się znane nam prozaiczne czynności: spacer, drapanie szczotką, posypianie w zieleninie (dobrą godzinkę!), smakołyk po przebudzeniu, powrót i ............ szczekanie w boksie!  I tak jak przedtem Franek nie chciał opuścić klatki, tak teraz ten „łobuz” nie chciał do niej wracać.  A będąc już w swojej zagródce, szczekał na wszystko i wszystkich dookoła.  Okazało się, że przyczyną były puste lub mocno przetrzebione miski z jedzeniem.  W pewnym momencie Franio całą przednią „półtuszą” zagłębił się w nieswojej budzie i wtryniał resztki z pozostawionej tam miski.  Na próbę odciągnięcia go od tego, po prostu wskoczył do środka! Żarłoczna bestia!  Tak więc szczekanie było wyraźną dezaprobatą dla chwilowych mankamentów w jadłospisie.  Ciekawe, co też on wymyśli następnym razem?  Strach się bać!

Link to comment
Share on other sites

Tym razem małe „co-nieco” o sztuczkach cyrkowych.

Niedziela 5 października w szczycieńskim (szczytnieńskim?, szczytnowskim?) schronisku była dla tutejszych sierściuszków wyjątkowo łaskawa - dzień otwarty z okazji oficjalnych obchodów Dnia Psa. W tak odświętnym dniu Franek nie odważył się protestować i nawet dosyć posłusznie wyszedł na spacer. Tylko raz, po drodze, zachciało mu się iść wzdłuż - po szczycie napotkanego krawężnika (czyżby kiedyś chadzał po linie?). Oczywiście zaraz się z niego „omsknął” i szczęściem nieszkodliwie spadł. Uparciuch z niego! Jakby niepomny, że staruszkom robić tego nie wypada. Ja tam po krawężnikach nie chodzę i dlatego w drodze do „zielonej łączki” ani razu nie zaryłem nosem w klepisko!
A tam, na łączce, pewnie był zdziwiony gdy z nagła pojawiło się mnóstwo prężnych, popisujących się swymi ścięgnami paszczaków oraz długonogich, smukłych, dwunożnych stworów, które z różnymi skutkami usiłowały nad nimi zapanować. Niektóre z tych dwunogów miały pokaźnych rozmiarów ogon, nie wiedzieć czemu wyrastający z ..... głowy (!).
Wymęczony tradycyjnym czesaniem, Franek oczywiście zasnął i spał smacznie niemal godzinkę. Powrót nie sprawiał kłopotów, wejście do boksu też odbyło się bez ekscesów. Za to nieodmiennie pojawiło się znów szczekanie. Czasami bywało nawet bezgłośne - tylko gniewne marszczenie czarnego ryjka z ostrzegawczą odsłoną białych paciorków uzębienia. Właściwie nawet nie wiadomo, kto był adresatem tych wszystkich czułości. Może Franio był zniesmaczony powrotem do znanych mu (więc nudnych) futrzaków? Ten pierwszy (bo największy) to nowy nabytek - biedny, sporawy psiak POLEK, okaleczony i schorowany. Ożywia się na widok smakołyku, a wtedy trzeba uważać na jego chwyt paszczowy, bo po częstowaniu można nie doliczyć się wszystkich palców - taki jest zachłanny! Drugi to dobrze zbudowany, rudawy i krótkowłosy, bardzo łagodny w obejściu niskopodwoziowiec FOX. Trzecim jest niezbyt duży, czarny i smukły, przyjazny lecz nieobliczalny „sprężynowiec” SAWIK. Jak tylko przykucnąłem w ich zagródce, ten od razu wskoczył mi na plecy. Gdy odchodziłem, skakał po daszkach budek niczym cyrkowiec na trapezie!

P.S. Trochę mi głupio, że aż tak zajmuję wątek. Ale w końcu temat się wyczerpie!

Link to comment
Share on other sites

Wesołe, co ze smutnym się przeplata.

12.10.2014  znów jechałem do Szczytna w miłym towarzystwie.  Tak jak kiedyś, i tym razem wsiadła do szynobusu ta sama szczupła pani z tym samym równie szczupłym i niezbyt dużym pieskiem.  Tu mowa o piesku krótkowłosym, jednolicie cielistym, z jasnym krawatem i takimiż wtrąceniami na przednich, wybielających się łapach.  Piesek bardzo sympatyczny, bo wesoły, o smukłym pyszczku i sporych, ostro zakończonych - odstających na boki uszach.  A piesek co jakiś czas stawał przednimi łapkami na obudowie grzejnika i wyglądając przez szybę okienną, ze zdziwieniem spoglądał na umykający świat.  I chyba mu się to podobało, bo tak „stojąc” wyprostowany, miarowo machał ogonkiem zakończonym jasną końcówką - zupełnie jak wskazówka metronomu. Pomyślałem: „Oto pies, który lubi jeździć koleją!”
Lecz u Franka już nie było tak „filigranowo”.  Przede wszystkim na wstępie trzeba było uwolnić staruszka, bo wlazł między budy i ... się zaklinował!  Już od miesiąca mam wrażenie, że Franio  przybiera na wadze.  Coraz bardziej upodabnia się do małej czarnej baryłki.  Jakby częściej traci stateczność - bywa, że potyka się nawet na prostej drodze.  Teraz, maszerując na „zieloną łączkę” robi sobie odpoczynki, a gdy rozpłaszczy zadek na glebie, od góry przyjmuje kształt dorodnej gruszki.  I coraz chętniej posypia.  Do tego stopnia, że na łączce śpi jak kamień, gdy wokół szaleją inne, te całkiem „rącze” paszczaki.  Już dwukrotnie zdziwione wolontariuszki z troską w głosie pytały mnie, co mu jest?  A to po prostu taki jego ulubiony, leniwy błogostan!    
Wróciwszy do boksu, Franek zaraz wlazł w szczelinę między ścianą a jedną z bud i tkwiąc tam, przez krótki czas szczekał.  Nie wiem co to za mania wciskania się w różne przewężenia, ale już wcześniej obserwowałem, że „niektóre z nich tak mają!”.  Gdy go stamtąd wysupłałem, w końcu ( z pewnymi trudnościami bo samodzielnie ) wgramolił się do swojej budy i zaległ.  We wnętrzu majaczył tylko zarys siwiejącego czarnego ryjka unoszącego się nad posłaniem ze słomy.  Tam Franio już nie szczekał.  Zrezygnował?  Smutne.
Tego dnia okazało się, że Bary ( „trzymający miskę” ) może być oddzielony od zdawałoby się „nieodłącznego” naczynia, co można było oglądać na łączce  i to nawet z całkiem niezłym skutkiem!  Z niedowierzaniem dowiedziałem się, że to właśnie on tam przebywał ( szok! ).  Za to po powrocie Bary zaraz zabrał się do „nadrabiania zaległości”.  Widziałem jak wystającą krawędź leżącej miski naciska łapą, po czym miska „wstaje”, on ją szybko chwyta pyskiem  i ...  już gotowe!  Wróciliśmy zatem z dalekiej podróży - do punktu wyjścia!
A na odchodnym, już na dworcu PKP nagle spostrzegam coś, co wcześniej uszło mej uwadze, a teraz mnie zadziwiło i przypomniało dawne, skądś mi znane klimaty ( „Ech, łza się w oku kręci!” ).  Był to widok ..... ustawionych na peronie metalowych koszy na śmieci:   każdy z nich został u góry w dwóch miejscach przewiercony na wylot, przez te dziurki misternie przenicowano solidną stalową linkę, którą gustownie opasano najbliższy słup.  Widok był wzruszający.  - Jak ja kocham tego Bareję!
 

Link to comment
Share on other sites

  • 2 weeks later...

Franio z wątkiem andyjskim w tle [ 26.10.2014 ].

Franek, gdy go wreszcie znów zastałem, kolebał się na swoich śmiesznych, krótkich nóżkach.
Z dawnego „klatkowego” towarzystwa, pozostał jedynie namolny czarny chudzielec - „sprężynowiec” Sawik.   Nadzwyczaj spokojny, padaczkowy Fox  (istny psiak z „krainy łagodności”), póki co został gdziesik przeniesiony.  A w miejsce nieszczęśnika Polek-a, który popadł na weterynaryjny tymczas do Olsztyna (w celu reperacji),  pojawił się jakiś nowy, słusznie zwany Puszystym. Ten mały jasny psiak z długim, gęstym i roztrzepanym włosiem, wyglądał niemal tak, jakby „piorun strzelił w rabarbar”(!).  Przy tym był niezwykle przymilny i tak mięciutki, że można by użyć określenia mojej dawno nieżyjącej babci: „molich”.  Nikt z rodziny nigdy nie zastanawiał się nad prawdziwym znaczeniem tego słowa, gdyż bezdyskusyjnie było ono synonimem najwyższego stopnia miękkości.
A biedny Franio tego dnia niestety kuśtykał na lewą tylną kończynę, tam na guzku piętowym pojawiła się jakaś dokuczliwa opuchlizna. W dodatku na łączce jakoś nie mógł dłużej pospać.  Wiadomo - czas cofnięty, nie ta pora, więc widocznie nasz rezolutny paszczak nie dał się na to nabrać!  Przymuszony pospał może trochę więcej niż kwadrans - tylko tyle tego było. Może to też kwestia zimna, które stawało się coraz bardziej dokuczliwe.  Za to gdy się przebudził i wędrował przez polanę, lekka tkanina która wcześniej służyła za kołderkę, teraz została użyta jako „poncho”.  Przyozdobiony nią Franek, wyglądał prawie tak, jak nasz były premier podczas swojego pobytu w Peru.  Zabrakło tylko kolorowej dzierganej pilotki, ale w przypadku Frania była ona zbędna, gdyż jego obszerne uszy same w sobie „robiły za nauszniki”.  Z odległej, drugiej strony kuli ziemskiej, szybko wróciliśmy „do domu” a w boksie Franio znów szczekał na cały ten popaprany świat. Taki smutny akord to już standard!
Na szczęście były też dwie wieści wspaniałe.  Ta pierwsza to Szramek, psiak dostarczony onegdaj do schroniska w bardzo złym stanie: grzbiet tuż za szyją miał przeorany w poprzek aż do odkrytego kręgosłupa.  Teraz ledwo go poznałem, bo na grzbiecie miał w tym miejscu tylko zarys szycia, coś na kształt poprzecznego zygzaka rysowanego cienką jasną kredą.  No i wspaniałą kondycję!  

Druga, to zdrowienie pieska, który zgubił prawie całą swoją sierść. Nazwano go Poldek, chociaż ja „po swojemu” wymyśliłem mu ksywkę Skórzasty.  Okazuje się, że teraz, przed zimą, po zastosowaniu różnych specyfików,  ten sympatyczny paszczak zaczyna intensywnie zarastać(!).  Ale go nie odwiedzałem, gdyż mój widok, istoty raczej słabo owłosionej, mógłby w tym momencie mu zaszkodzić.  Albowiem widząc zakłopotanie obserwatorów moim wizerunkiem, zawsze mam ochotę powiedzieć:  „Proszę nie regulować przyrządów oftalmicznych. Ja naprawdę tak wyglądam!”.
 

Link to comment
Share on other sites

„Cztery Łapy” w Dzień Zaduszny.


W czasach słusznie minionych, na fali swojskiego antysemityzmu, któryś z decydentów umyślił sobie, że lokalizacja schroniska dla bezdomnych zwierząt w bezpośrednim sąsiedztwie cmentarza żydowskiego, będzie względem tego ostatniego miejscem najwłaściwszym. W założeniu miało to urągać tej uświęconej ziemi a dla pochowanych tam stanowić coś w rodzaju ujmy i wielkiej obelgi.  Śmiem twierdzić, że dziś niejeden z nas czułby się znobilitowany w zaświatach, gdyby miał tuż obok siebie towarzystwo tak wielu braci mniejszych (mimo, że to nie zawsze dla nich miejsca szczęśliwe).
Paradoks? Ironia losu? Może!
Tego dnia Franio prawie nie kuśtykał, można powiedzieć, że z bolącą piętką cokolwiek mu się polepszyło.  Tym razem nowy zestaw dyżurny w postaci podkładu z folii i gazet oraz szmatki dla okrywy wierzchniej, lepiej posłużył za legowisko -  Franek dał się namówić na sen półgodzinny.  Poza tym, prócz innych rutynowych czynności, nic szczególnego się nie działo. W jego boksie ponownie zjawił się biedny, wynędzniały Polek, który wrócił z Olsztyna po zabiegu chirurgicznym. Ten psiak ponoć został znaleziony w Kanale Domowym. Więc w myślach nazywam go „Nietopek”, a to dlatego, że się nie utopił tylko przeżył (chociaż co to za życie?).  Okazało się również, że piesek bez sierści, co teraz zarasta, to nie Poldek (jak podawałem),  lecz Pablo - imię jakby bardziej światowe.  Obecnie porósł futerkiem tak, że jest prawie nie do poznania, jedynie chwost jeszcze świeci mu golizną.  Ale obleczenie go włoskami to już pewnie tylko kwestia czasu.        
Wracając, znów wstąpiłem na zabytkowy cmentarz żydowski, uprzątnięty z liści specjalnie na te smutne święta.  Jakaś młoda kobieta z dziewczynką (córka?) z trudem odczytywały z macew zatarte napisy.  To miłe, że jeszcze ktoś usiłuje wydobyć cokolwiek z przeszłości swojego gniazda.  Pomimo tego, że miejsce to uległo bezmyślnej degradacji (rozprute nagrobki, połamane macewy), to co z niego zostało, nadal emanuje swoistą aurą.  Omszałe postumenty i obramowania kwater, dziwne napisy i symbole rzeźbione światłem słonecznym, składają się na ten lokalny mikroświat.  
Lampka pozostawiona na powalonej macewie nadal się tliła.  To znak, że czas wracać do domu.  Jak zwykle, szczekanie psów odprowadziło mnie do samego dworca.
 

Link to comment
Share on other sites

  • 3 weeks later...

16.11.2014 - Franek kapryśnikiem niedzielnym był.

Zimno. Tym razem Franek pomieszkiwał w całkiem nowym boksie - na obrzeżach, w sąsiedztwie „kocińca” i z wieloma już innymi paszczakami wokół.  A w jego zagródce nowe ryjki to:  szary, długowłosy i mocno „roztrzepany” futrzak, trochę podobny do dawnego kompana - Puszystego (dla odróżnienia nazywam go Puchacz);  czarny, niewielki i bardzo rachityczny (ratlerkowaty) psiak  oraz jakiś mały, ciemny i szczupły niskopodwoziowiec.  Te dwa ostatnie smyki wytupały sobie ścieżkę za budami (przy ogrodzeniu) i lubują się w zaliczaniu kolejnych okrążeń.  Ze starej obsady pozostał tylko Polek (po mojemu Nietopek).  Nieszczęśnik ten wciąż ma miejscami wyłysiałą szyję i ogon, mocno kuleje, a na łokciu odnowiła mu się otwarta rana.  Ale jest to jeden z tych paszczaków, które potrafią patrzeć, przejmująco jak mało kto!  Przy jego problemach zdrowotnych, lekkie kuśtykanie Frania na lewą tylną kończynę, wydaje się być drobiazgiem.
Czas wybierania Franka na spacer zbiegł się z porą karmienia sierściuchów ciepłym posiłkiem. O dziwo, Franio łakomczuch nie przejawiał ochoty na spożycie obiadu przed przechadzką. Nie reagował na podsuwaną, pysznie pachnącą i parującą miskę. Dopiero gdy wybrałem mu co lepsze mięsne kąski, zjadał mi wszystko z ręki.  Po powrocie ze spaceru, w identyczny sposób rozprawił się nawet z makaronem. Niezbadane są tajemnice ich zachowań! Być może to tylko takie chwilowe wygodnictwo.
Podobnie zagadkowo mają się sprawy „obsługi ręcznej” staruszka.  Gdy się go bierze „w całości” na ręce, on nie protestuje. Ale bywa, że wpadnie w jakiś dołek i trzeba mu pomóc wydostać się z niego. A gdy w tym celu podnosi się jego przednią część ciała do góry, on odruchowo próbuje kłapnąć zębami. Ale robi to nieudolnie i nieszkodliwie - więc to tyko taki gest sprzeciwu. Jednak z powodu tej czynności w pełni zasługuje na miano, którym go kiedyś określiłem: Kłapcio.  Dziwne, że gradacja wagi tych spraw jest akurat odwrotna do reakcji na nie.    „I bądź tu mądry! I pisz wiersze!”  


P.S.  Wilczur Bary jest rozbrajający!  Z czeluści swojego zaplecza wytargał na światło dzienne kolejną
        zmaltretowaną miskę.  Mimo że stalowa, wyglądała teraz zupełnie jak cienka aluminiowa foremka,
        doszczętnie pognieciona przez jakiegoś rozwydrzonego bachora.  Niesamowite!
 

Link to comment
Share on other sites

23.11.2014 - Co niektórych parcie na nie swoje żarcie.

W Dzień Seniora niebo było przychylne nam staruszkom - zesłało słoneczną, bezwietrzną pogodę.  A w zagrodzie Frania dwa nowe, średniej wielkości paszczaki: burkliwy, szorstkowłosy Cyryl i łagodny, miękkosierścisty, nieznany mi z imienia futrzak, wyjątkowo bujnie owłosiony - prawie jak lew!  Gdym się pojawił na ich terenie, większość buszowała po podwórku a co niektóre pochowały się w budach. Tylko Franek upodobnił się do samochodowego pieska-maskotki albo kukułki z zegara ściennego, bo wychynąwszy głową z budy, gibał nią (tą głową) na wszystkie możliwe strony.  Pewnie chciał opuścić budę, lecz bał się wyjść ze swego domku. Do pokonania miał różnicę poziomów aż 20 cm!  To oczywiście mogło wywołać u niego paniczny lęk wysokości.  I nieporadny, i śmieszny ten Franio!  
A na zielonej łączce beztrosko hasały sobie przeróżnej maści i wielkości sierściuszki.  Wśród nich brylował niejaki Krzywy - mały, ciemny niskopodwoziowiec, wszędobylski lecz nieszkodliwy.  To on najczęściej interesował się tradycyjnie już posypiającym Frankiem. Krążył wokół niego i koniecznie chciał go przynajmniej obwąchać z różnych stron. Trzeba było zachować czujność i wciąż dawać odpór jego wścibskim zapędom, gdyż Franio wyczuł jego obecność i nie chciał spać. Wyraźnie czegoś się obawiał i widać było, że się denerwuje. Na szczęście zapora z rąk skutecznie go chroniła.   Prócz zwyczajowego przykrycia lekką kołderką, Franio miał wówczas na sobie dodatkowe wdzianko w postaci dziecięcej, ciepłej czerwonej podkoszulki.  Robiła ona za kubraczek („koszulka z juniora wskoczyła na seniora” - to dopiero zmyślna parabola!).
Wróciwszy ze spaceru, trafiliśmy prosto na porę karmienia.  Każdy pysk dostał do oddzielnej miski swoją porcję ciepłej strawy.  Jednak Franek znów zaabsorbowany był pospacernym szczekaniem i nie przejawiał ochoty do konsumpcji (czyżby „powtórka z rozrywki?”).  Za to wynędzniały Polek (wtórował mu Cyryl), zachowywał się jak odkurzacz i wymiatał dosłownie wszystko!  Ze swoją porcją uporał się momentalnie i zaraz potem zaczął odwiedzać cudze miski.  Prawdopodobnie ten biedak organicznie potrzebował więcej!  Widząc to, podkarmiłem co nieco Franka z ręki, odganiając innych żarłoków niczym natrętne muchy.  Inaczej powolny Franio chyba nic by nie zdążył skosztować.  Z resztkami pozostawionymi w miskach, głodomór Polek rozprawił się bardzo szybko, korzystając z nieuwagi maruderów.  Wyraźne ślady tych nadużyć w postaci grudek jadła, poprzyklejały mu się do czubka nosa.  W sprawie o zabór cudzego żarła, byłby to niezbity dowód popełnienia występku przeciw bliźnim!  Niestety, proceder ten musiał być dosyć rozpowszechniony, co stwierdziłem w drodze powrotnej, opuszczając znajomą klatkę.  W sąsiedniej zagródce spostrzegłem bowiem innego paszczaka, który również miał na czubku nosa wyraźny dowód kulinarnego rozpasania!  
Więc gdzie tu dbałość o linię?  A co ze współplemienną solidarnością?  
I wreszcie gdzie tu miejsce na sprawy duchowe?  

Olsztyn  25.11.2014  
 

Link to comment
Share on other sites

Kochani w związku z tym, że mi fotki uciekają z dogo:( wstawię link do fb schroniska w szczytnie, tam na bieżąco koleżanka uzupełnia..profil może tez zobaczyć osoba, która fb nie ma:)

https://www.facebook.com/pages/Schronisko-Cztery-%C5%81apy-w-Szczytnie/283135638410607?sk=photos_stream&tab=photos_albums

 

kolejne szczenięta pojechały do mojej koleżanki do dt 3 pręguski, Flecki, jedna z pięciu malutkich sióstr i puchaty samczyk, zakupiłysmy dla nich karmę, rachunek wstawię jak do mnie dojdzie:) 

 

z nowych/starych :

Młyńska: https://fbcdn-sphotos-g-a.akamaihd.net/hphotos-ak-xaf1/v/t1.0-9/10454565_755073114550188_995474203884863201_n.jpg?oh=26b7fda4d4061c8a219245a4f1984c99&oe=5503E5A4&__gda__=1427706330_c988e872c89aaa13ac76274e92869c4c

Rota: https://fbcdn-sphotos-a-a.akamaihd.net/hphotos-ak-xfp1/v/t1.0-9/10387713_755355631188603_1049863249671921809_n.jpg?oh=00dd0434d8d258a161fb7a6fded736d3&oe=5513C204&__gda__=1426417549_bab9c5cf88815a1f7cad1ee23a65b3a9

Odi: https://scontent-b-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-xpf1/v/t1.0-9/p417x417/1549360_768329003224599_2397525113738935831_n.jpg?oh=451a78bfcc2490eb26b13c9c3709c80d&oe=55011C9D

Perła: https://fbcdn-sphotos-h-a.akamaihd.net/hphotos-ak-xpf1/v/t1.0-9/10411311_767746249949541_908717304190271535_n.jpg?oh=bc08164ad58f4d3bd38491ff81f32476&oe=55160BC4&__gda__=1426670853_15b67128f1c97635a4847f53c7099bc8

Kajtek: https://scontent-a-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-xpf1/v/t1.0-9/10306481_771385416252291_7624651795787686629_n.jpg?oh=8a4796db077e38d2df2c25bca5f318b1&oe=54D3CBB2

Lola: https://fbcdn-sphotos-e-a.akamaihd.net/hphotos-ak-xap1/v/t1.0-9/q88/p417x417/10685388_765088643548635_4485491035878969065_n.jpg?oh=8b61059e0bd5bcc46aa5161b2ccd94db&oe=54D3B8FD&__gda__=1428179308_be98b771cad87b6d81c04af2eced2397

Barbi: https://fbcdn-sphotos-d-a.akamaihd.net/hphotos-ak-xap1/v/t1.0-9/10734110_782753531782146_1760082644766453202_n.jpg?oh=02c999515e4a38ad8cf2ffc78ee6d34e&oe=55160D6D&__gda__=1427775665_1c2ca74f90e03241f3fe7878a70433db

Pikuś: https://fbcdn-sphotos-d-a.akamaihd.net/hphotos-ak-xap1/v/t1.0-9/q85/p417x417/10006292_775789712478528_1889494129139485474_n.jpg?oh=19ffb2054b955899bf9cf0be88e5fbec&oe=55198069&__gda__=1427466744_1ade647c01510493eeb808e1c71127c2

malutka sunia: https://scontent-a-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-xaf1/v/t1.0-9/1383689_788346684556164_8940806874340296694_n.jpg?oh=bf91adc8d7b5e1b515428653183b8f2c&oe=551BEAAD

Biała: https://scontent-a-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-xaf1/v/t1.0-9/10349879_786195664771266_7666465627034744863_n.jpg?oh=d0308f20e19679371e3350c5da3e82b4&oe=5520113F

Bezik: https://scontent-b-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-xpa1/v/t1.0-9/9451_794680090589490_4929836810510576199_n.jpg?oh=f7aab4b990a484469cb540969d7de0a7&oe=550CDF09

Diana: https://scontent-b-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-xpf1/v/t1.0-9/10417561_798534330204066_1155746422605281510_n.jpg?oh=31d9c579b4d93066384325865c78675b&oe=551578E3

Szlafrok: https://fbcdn-sphotos-c-a.akamaihd.net/hphotos-ak-xfa1/v/t1.0-9/p417x417/10547514_798073936916772_155749375615897387_n.jpg?oh=723f36e7c0f942a8f783db59fc61995b&oe=550E5B17&__gda__=1423310713_7a181641748fef6de8039b3f500bb183

Margon: https://fbcdn-sphotos-b-a.akamaihd.net/hphotos-ak-xpf1/v/t1.0-9/150156_802594266464739_1567061717262623887_n.jpg?oh=62b4ba32bfff7680eb4bd1cf1eeb165f&oe=55115B5D&__gda__=1426728881_5ebe06b185481ce5663cdd54de9868ae

Flaps: https://scontent-a-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-xaf1/v/t1.0-9/150724_802595623131270_68616749873715487_n.jpg?oh=c494563ec49cf59cbda208bb0479fcdd&oe=551B5930

Lucky Timo: https://fbcdn-sphotos-c-a.akamaihd.net/hphotos-ak-xfa1/v/t1.0-9/10153788_802566736467492_1657394108827376572_n.jpg?oh=f9bb9383b4500603e5021e25746b22dc&oe=5509E826&__gda__=1426711312_962881b5c0e298165ab3fcdc30a93724

Link to comment
Share on other sites

30.11.2014 - jak to Lwia Paszcza na zielonej łączce „kwitła”.

Mroźny dzień.  Przenikliwe zimno wciska się do misek, bud i futer. Pół biedy gdy sierść gęsta i długa jak choćby u „Lewka”.  Najgorzej ma Polek, któremu w niektórych miejscach brakuje okrywy - tam mu świecą placki gołej skóry!  Ten nieszczęśnik (moja ksywka Nietopek) żyje jakby na krawędzi, wciąż kuśtyka i ma niegojącą się ranę na łokciu.  Ale mimo tego okazuje dużą chęć do życia i to go pewnie jeszcze trzyma na powierzchni.  Mrozy złe są też dla Franka co futerko niezbyt ma obfite.  Przylega mu ono do ciała i nie chroni skutecznie przed utratą ciepła.  Dlatego Franio był tego dnia wyraźnie markotny i jakby „zatarty”.  Ledwo się ruszał.  Tylko trochę pochodziliśmy sobie po wewnętrznym dziedzińcu schroniska. Po wyczesaniu i poczęstowaniu przysmakiem, Franek dostał ciepłą czerwoną podkoszulkę, po czym został ułożony do snu w wymoszczonej siankiem budzie.
Do zakończenia wizyty zostało sporo czasu a ja tego dnia jeszcze nie odwiedziłem „zielonej łączki”. Postanowiłem zabrać tam największego sierściucha z zagródki Frania.  Był to oczywiście „Lewek”, który teraz otrzymał ode mnie podwójne „obywatelstwo”: Lwia Paszcza.  Bo i lwia fryzura, i paszcza jak się patrzy!   Lecz nasz „Lewek” nieprzyzwyczajony do wychodzenia, zapierał się i ociągał.  A jako że mnie prawie nie znał, mógł podejrzewać jakieś niecne zamiary wobec niego.  W końcu, z tak opornym paszczakiem zwiedziliśmy prawie całą, już coraz mniej zieloną łączkę, a w nagrodę Lwia Paszcza otrzymał drobny przysmak. Może z czasem przyzwyczai się do spacerów, bo poza tym jest bardzo ufny i przyjacielski.
Wychodząc ze schroniska, kątem oka dostrzegłem ruch w Kanale Domowym.  Wielkie Nieba!  A jeśli to jakiś kolejny nieszczęsny futrzak ugrzązł w błocie i nie może się z niego wydostać?  Jednak nie.  Co za ulga!  To tylko spory bury kocur śmigał po cienkiej tafli lodu, by po chwili wylądować na skarpie, do której przylega schronisko.  A w tej części jest kociniec, więc może to jakieś ciągoty miłosne?  Jeśli tak, to prócz strawy mamy tu duchowe sprawy!   Nareszcie!

Link to comment
Share on other sites

07.12.2014 - wyprowadzam Frania co się nieco słania.


Dzień nawet niezbyt zimny, choć wilgotny. Na rtęciometrze kilka schodków ponad zerem. Powietrze trwa w bezruchu. Pogoda całkiem znośna, gdyby nie ..... No właśnie!  Mój poczciwiec Franciszek chory.  Ponoć dokucza staruszkowi prostata, więc dostaje na to lekarstwa. Teraz przeniesiono go do boksu z ogrzewanym pomieszczeniem. Tam ma swoje osobne łóżeczko w postaci oddzielnej klatki ze słomą.  A wokół grasują same młode paszczaki - dokazują w najlepsze. Te łapserdaki nie uszanują nawet dostojnej siwizny!  Więc jaki jest teraz Franio?  Stosując przymiotnik odzwierzęcy, można powiedzieć że „osowiały”.  Wprawdzie wyszedł na spacer i co nieco sobie pochodził ale widać było, że coś go trapi. Przysiadał na łączce i czekał na dalszy rozwój wypadków - właściwie nie bardzo wiadomo na co.  Był jakby nieobecny.  Przysypiał tylko na chwilę, mimo zapewnienia mu całkiem dogodnych warunków.  W końcu trzeba go było zabrać z powrotem. Noszenie na rękach tak mu przypadło do gustu, że zaraz „uderzył w kimono”, a zwisająca, „lejąca się” główka i plaskate uszy majtały się na boki niczym wahadło starego zegara.  A „odleciawszy” chyba przybrał na wadze, bo momentalnie to odczułem. Tak błogi sen chyba był mu tego dnia bardzo potrzebny.  Przeniesiony do ciepłej dyżurki, niebawem znów smacznie przysnął.
Spał na tyle długo, że w tym czasie zdążyłem jeszcze „wyrwać” na spacer dwóch kumpli z jego wcześniejszej zagródki. Był to ponownie nieco oporny „kwiat niezwykłej przymilności” czyli tzw. Lwia Paszcza, a potem szary, nieduży ale mocno roztrzepany futrzak - po mojemu Puchacz, bardzo ochoczy na „te rzeczy” (wyjęty po raz pierwszy).  Po każdym naszym powrocie z przechadzki, Franio uparcie kontynuował drzemkę.  Oby ten sen okazał się lekarstwem!
Gdy już opuszczałem schronisko, to jak zwykle jeszcze „rzuciłem okiem” na Kanał Domowy.  I proszę!  Kolejny niesamowity szczegół!  Z rury odwadniającej wystającej ze skarpy, spływają efektowne girlandy lodowych warkoczy.  Niczym słup soli podtrzymują końcówkę tej rury.  Woda zatrzymana w kadrze - tylko aparatu brak!  Istne dzieło sztuki!  Niespodziewane a jak miłe dla oka zjawisko.
 

  • Upvote 1
Link to comment
Share on other sites

Bandzior teraz Kortez pojechał do hoteliku dzięki Adopcje Kaukazów, w schronisku wykazywał zachowania agresywne pewnie w związku ze stresem, lękiem przed sytuacją, teraz okazał się fajnym psiakiem, mniej psów dookoła, człowiek który z nim ćwiczy zatem oby znalazł szybko dom:)

https://fbcdn-sphotos-a-a.akamaihd.net/hphotos-ak-xaf1/v/t1.0-9/10801892_858075660903134_6335316654331897665_n.jpg?oh=96a1fea001b8b3336193c424ae064402&oe=5543318B&__gda__=1430152762_e38d33894c3bcc2476a25cec436a7982

 

nowy dom znalazła Dianka u weterynarza z Olsztyna - znam osobiście:)

https://fbcdn-sphotos-e-a.akamaihd.net/hphotos-ak-xap1/v/t1.0-9/10734057_798534233537409_1710736349989512533_n.jpg?oh=33fb37368571e5c51805cd9629203f06&oe=54FCA7F2&__gda__=1430677294_08f1c59a903b0d71521d8086386a3f4b

Link to comment
Share on other sites

  • 2 weeks later...

Nie spotkam małego Frania.

Niestety!  Już tylko wspomnienie.  I powracające wciąż domyślne pytanie:  Dlaczegóż to właśnie stary, zniedołężniały Franciszek, a nie jakiś inny, sprężysty i wdzięczny młodziaszek?
Fakt.  Z pozoru nic ciekawego.  Ot, taki sobie pokraczny staruszek - coś jakby skrzyżowanie spaniela z gładkowłosym jamnikiem.  Po prostu kolejny numer ewidencyjny 4729 pewnego bezdomnego, czarnego jegomościa, znalezionego w dniu 30.03.2014 na poboczu ul. Wielbarskiej 13 w Szczytnie.  Wyprowadzony ze stanu krytycznego (zakleszczenie i zapchlenie zagrażające życiu), zamieszkał z wieloma jemu podobnymi nieszczęśnikami w schronisku „Cztery Łapy”.  Podobno „po naszemu” miał jakieś sto lat!   I jedną, najmilszą mi ksywkę: „Kłapcio”.
Cóż takiego było w tym wynędzniałym Franku?  Z pozoru nic. Bo przecież ten staruszek żył własnym życiem, był powolny, niezdarny i jakby nieobecny.  Niejednokrotnie odnosiło się wrażenie, że on nawet nie czuł swego opiekuna i że wszelkie zabiegi były mu obojętne. Nawet te przyjemne dla niego - to jakby prezent otrzymywany mimochodem.  Lecz nie można zaprzeczyć, że w tej bezradności  było coś pociągającego. A jego wygląd i dostojne zachowania nastrajały pogodną troską.  Franciszek nie musiał nic robić.  Nie musiał zabiegać o kolejne pieszczoty lub inne korzyści (czego zresztą nie czynił).  Wystarczyło że był. Tylko tyle!  I aż tyle!  Po prostu!
Aż przyszedł czas rozstania.  Ostatecznego.  Franio zachorował na starcze przypadłości a jego stan, mimo stosowanych leków wciąż pogarszał się i nie rokował nadziei na wyzdrowienie.  Zachodziła uzasadniona obawa, że biedak będzie cierpiał.  Franio został uśpiony 20 grudnia 2014.  W tym najważniejszym momencie akurat przysypiał i nie bardzo zdawał sobie sprawę z tego co go czeka.  Odszedł spokojnie.  Nie męczył się.  To jedyne, jakże ważne pocieszenie.
Więc jaka będzie pamięć po Franciszku?  Dobra!  Najważniejsze że był!


P.S.  Mój niedawno wklejony „Avatar” nie przedstawia Franka, tylko jego poprzednika Mono.  Wyjaśnienie znajduje się na wątku: „Godna starość??? Staruszki z olsztyńskiego schroniska.”  Wówczas nie było jeszcze wiadomo, jak się to wszystko niebawem smutno zakończy.
Franio był naprawdę godnym następcą tamtego, podobnego mu psiaka.  
 

Link to comment
Share on other sites

Zawsze czytałam relacje o Franciszku - mam takiego 17-sto letniego staruszka w domu. I też widzę, że juz często jest " w swoim własnym świecie". Cieszy się do człowieka, do pełnej michy jeszcze więcej, ale chodzi swoimi ścieżkami, taki "zamyślony".

Jest już rok z nami i widać jego starość coraz bardziej. Gdyby był dalej w schronisku to chyba już by go nie było między nami...

 

Najważniejsze jak Pan - zostanie pamięć, że był.

Link to comment
Share on other sites

  • 3 weeks later...
  • 1 month later...
  • 1 month later...

9 kwietnia, jak to się później okazało, był dniem bardzo smutnym.


Tego dnia odszedł Polek, zwany przeze mnie Nietopkiem.
To ten, którego żałosny stan był jednym wielkim oskarżeniem zadufanej w sobie tzw. „ludzkości”.  I który mimo wszystko wciąż miał wielką ochotę na życie, a przy tym patrzył tak ufnie i tak przejmująco jak mało kto.  Cudem przetrwał zimę a teraz oczekiwał na skomplikowaną operację ścięgna. Niestety, do licznych pozostałych dolegliwości dołączyły nowe - bardzo groźne.  Byłem u Niego 8 kwietnia i zauważyłem, że jest bardzo źle, nigdy wcześniej takim Go nie widziałem. Sam zastanawiałem się, czy nie lepiej byłoby już biedaka uśpić.  Ten psiak, tak ciężko dotknięty przez los, zasługiwał na lepsze życie. Lecz nie doczekał. Już nie musi walczyć z wieloma paskudnymi choróbskami.
W słynnym filmie Spielberga jest taka niezwykle mądra kwestia: „zasłużyć na życie”. Myślę, że Polek, któremu nie dane było dłużej pożyć, jednak zasłużył, nawet na tak krótki byt!  Dziś, gdy patrzę na obrazki które po Nim zostały / zwłaszcza na jedną fotkę /, to tak jakbym słyszał pytanie: „Czy zasłużyłem?”. Odpowiedź jest tylko jedna: „TAK - na pewno!”  Teraz niestety już tylko na pamięć!   Przynajmniej tyle mogę Ci obiecać, Wielki Łakomczuchu!
 
        więc gdzieś, tam  wysoko:  

„Wciąż spokojnie sobie śpij,
O przysmakach stale śnij.”

P.S.  Teraz, gdy to się dokonało, powinno być lżej, bo przecież nie trzeba już czasami
         zastanawiać się:  Co On robi w taką pogodę?  Czy zdołał wejść do budy?  Czy nie
         marznie na wyłysieniach?  Jak sobie radzi z odnawiającymi się ranami?
         Tak, powinno być lżej.  A nie jest.  Dziwny jest ten świat.
 

Link to comment
Share on other sites

9 kwietnia -  A życie toczy się dalej, czyli:  Szczęśliwe chwile bezdomnych paszczaków.


Tego dnia ujrzałem coś niezwykle miłego. Na łączkę spacerową dwukrotnie wpadały radosne stada brykających paszczaków, za drugim razem było ich ze dwadzieścia.  A przychodziły bez obroży, bez smyczki, w jednym zgodnym stadzie, prowadzone przez doświadczoną opiekunkę Sylwię.  Moja pierwsza myśl: „Oto Cesar Millan w spódnicy!”   Wróć! To nie tak!  Bo przecież „Dziś prawdziwych spódnic już nie ma”.  Praktyczne spodnie zdominowały nawet gender!  
A psiaki, widać było że kipią ze szczęścia: pełna zgoda, ani cienia agresji.  No i nieposkromiona chęć do psotek.  Jeden z futrzaków /nie pomnę już który/ dorwał się do mojej raportówki, zanurkował w niej całym swym ryjem i momentalnie wyskubał psie salami.  Szczęśliwie zdążyłem na czas, bo opakowanie mogło mu zaszkodzić.  Ledwo zażegnałem to niebezpieczeństwo a już inny paszczak porwał jedną z moich rękawic i zwiał „gdzie pieprz rośnie”.  Wkrótce udało się ją jednak odzyskać. W stadzie rozpoznałem „starych znajomych”, wśród nich Krzywego, który od razu się do mnie przylepił, chcąc popróbować mych palców w charakterze smakowitych gryzaczków.  Nie dałem się na to nabrać.  Ale po starej znajomości, czyli „na krzywy ryj”,  Krzywy dostał ode mnie kilka miłych gilgotek. Drugi znajomek to Puszek z zagrody Cyryla, przyziemny, bardzo owłosiony i roztrzepany „pompon”.  Godne podziwu, z jaką determinacją ten smyk wpadał w kolejny świeżo wykopany dołek, z którego samodzielnie nie mógł się wydostać. Z odsieczą zawsze podążała nieoceniona Sylwia.  A ten dopiero co oswobodzony głuptas, niepomny stresujących doświadczeń, zaraz wpadał w następny dół!  Sytuacja powtarzała się ze trzy razy.  Wyglądało to dosyć komicznie.  Ale najważniejsze, że na tym krótkim spacerze wszystkie psy, niezależnie od temperamentu, były naprawdę szczęśliwe - to było po nich widać!  Dobrze, że mogą mieć takie miłe, chociaż niezadługie chwile.
No i jak przyjemnie wówczas na nie popatrzeć!

P.S.  Na łączce nie spotkam już / jak kiedyś / Bary’ego - ksywka „trzymający miskę”.
         Bo Bary poszedł do adopcji.  Z pewnością przygarnął go jakiś „Władca Mich”.  
 

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...