Jump to content
Dogomania

Recommended Posts

  • Replies 1.9k
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

Top Posters In This Topic

Posted

Niunia się trzyma mimo wszystko, właśnie drze japę pod drzwiami, bo ktoś śmie kręcić się po JEJ klatce schodowej :mad: ;)

A mnie dodatkowo strasznie dołuje, że ona już praktycznie nie ma żadnych rozrywek.
Za patykiem nie pobiega, bo gubi go z oczu (piłeczka wykluczona, bo za duża, a ze względu na guza musimu ograniczac szerokie otwieranie paszczy). Niczym się nie poprzeciągamy, bo się boję urazić guza. Z psami się nie pobawi - bo moga ją w guza uderzyć.
Do niedawna mogła choć dołki pokopać, co może nie jest zajęciem "na poziomie", ale skoro sprawia jej frajdę? Niestety - ziemia zamarznięta i z kopania nici...

W sumie jedyne co nam pozostaje, to szukanie smakołyków (bo do tropienia na dłuższych odcinkach też juz się niunia nie nadaje)...
Dobre i to :)

Posted

wiem, że to wątek o onkach...

ale niektóre z was to kociary, a zresztą to nasi członkowie rodziny.

moja ukochana kota, też zresztą sabinka, okazuje się że ma swoje ostatnie święta. w poniedziałek dostaliśmy wyniki krwi - nerki nie działają. weterynarze nie dają szans...

wigilię i święta więc mamy do tyłu.

Posted

Muminko, bardzo mi przykro :-(

Z moją Sabinką też gorzej.
Łudziłam się, że to ten duży guz po prawej stronie uciska na nerwy. Ale dziś Sabinka nie widzi już wcale, na lewe oko też. A skoro tak, to prawdopodobnie guz przerósł czaszkę i uciska bezpośrednio na mózg. Na dodatek chodzi coraz chwiejniej. Lekarka rozwiała moje złudzenia, że to z powodu utraty wzroku. To znaczy może po części tak, ale... możliwe, że to też z powodu ucisku guza na mózg.
Pogorszenie może iść piorunem, może być gorzej z godziny na godzinę.

Zaalarmowałam już Mamę. W razie czego przyjedzie. Ale wolałabym, żeby Sabinka usnęła w domu. Znacie może jakiegoś weterynarza, który przyjedzie w nocy do domu?
Boże, jak strasznie o tym pisać.
Ja nie wiem, co zrobię, nie wiem, jak dam sobie radę bez mojej niuni.

Posted

[quote name='asher']Muminko, bardzo mi przykro :-(

Z moją Sabinką też gorzej.
Łudziłam się, że to ten duży guz po prawej stronie uciska na nerwy. Ale dziś Sabinka nie widzi już wcale, na lewe oko też. A skoro tak, to prawdopodobnie guz przerósł czaszkę i uciska bezpośrednio na mózg. Na dodatek chodzi coraz chwiejniej. Lekarka rozwiała moje złudzenia, że to z powodu utraty wzroku. To znaczy może po części tak, ale... możliwe, że to też z powodu ucisku guza na mózg.
Pogorszenie może iść piorunem, może być gorzej z godziny na godzinę.

Zaalarmowałam już Mamę. W razie czego przyjedzie. Ale wolałabym, żeby Sabinka usnęła w domu. Znacie może jakiegoś weterynarza, który przyjedzie w nocy do domu?
Boże, jak strasznie o tym pisać.
Ja nie wiem, co zrobię, nie wiem, jak dam sobie radę bez mojej niuni.[/quote]

Choinka
Nie dobrze.....
A wet prowadzący Sabinke nie może przyjechać??
Jak by co ??

Ja wiem że wet moich zwierzaków jak tylko jest w Krakowie zawsze przyjedzie.....

Trzymajcie się.......

Posted

[quote name='asher']
Boże, jak strasznie o tym pisać.
Ja nie wiem, co zrobię, nie wiem, jak dam sobie radę bez mojej niuni.[/quote]
Asher , nie zadręczaj się ciągle tą myślą, bo będziesz mieć tylko coraz większego doła.Teraz liczy się dla was chwila obecna - weź smycz i zróbcie sobie z Sabinką mały spacer, może odwiedzicie jej ulubione miejsca albo pokopie dołek w piasku?

Posted

[B]Arrakis[/B], gdyby to było takie proste... :shake:
Ale juz się uspokoiłam trochę, Sabinka zjadła michę z apetytem, a teraz drzemie na posłanku od czasu do czasu poszczekując na sprzątająca na klatce dozorczynię.
To mnie dołuje o wiele mniej, niż spacer, na którym wyraźnie widać, w jak złej Sabinka jest formie... Ją samą też spacer już nie cieszy za bardzo.

[B]Beata[/B], mam nadzieję, że nasz weterynarz w razie czego przyjedzie... Będzie dziś wieczorem w lecznicy, więc zadzwonię i spytam. Ale ja nie wiem, gdzie on mieszka, równie dobrze może mieszkać po drugiej stronie Warszawy... W sumie mogę zadzwonić i spytać i teraz, ale... mam opory, bo to naprawdę straszne rozmawiać o tym...

Posted

[quote name='asher'][B]Arrakis[/B], gdyby to było takie proste... :shake:
Ale juz się uspokoiłam trochę, Sabinka zjadła michę z apetytem, a teraz drzemie na posłanku od czasu do czasu poszczekując na sprzątająca na klatce dozorczynię.

[B]Beata[/B], mam nadzieję, że w razie czego przyjedzie... Będzie dziś wieczorem w lecznicy, więc zadzwonię i spytam. Ale ja nie wiem, gdzie on mieszka, równie dobrze może mieszkać po drugiej stronie Warszawy... W sumie mogę zadzwonić do lecznicy i teraz, ale... mam opory, bo to naprawdę straszne rozmawiać o tym...[/quote]

Wiem że to straszne jest......

Ale jeszcze gorsze to czekanie do rana bo weta nie ma dostępnego
I szukanie w nerwach weta który może przyjechać........

To jest trudne bardzo trudne....

Ale wiem że sobie poradzicie z tym .....

Myślami jestem z Wami....

Posted

Zadzwonię sama. Ale nadal nie tracę nadziei, że w najbliższym czasie nic złego się nie wydarzy. Wiem jedno, nie pozwolę Sabince cierpieć.

Pocieszające jest to, że ją nie boli. Podsuwa głowę do głaskania, wtula się głową, mruży oczy, jak drapię ja po uszach, bez problemu sie otrzepuje - a nie robiła tego podczas nawrotów, starała się wtedy w ogóle nie ruszać głową. Nie wiem, może to kwas alendronowy zadziałał (podczas badań nad jego stosowaniem u psów z osteosarcomą wyszło, że nie zawsze zmniejszał tempo rośnięcia guza i przerzutów, zawsze jednak przynosił ulgę w bólu), a może ten cholerny guz oprócz wzroku "wyłączył" też ból...
Niunia ma też nienajgorszy w sumie nastrój. Wiadomo, idealnie nie jest, ale ma przecież prawo być oszołomiona utratą wzroku...

-----
Edit.
Zadzwoniłam. Przyjadą. W nocy najprawdopodobniej też, ale jeszcze się upewnię, bo nie rozmawiałam z naszym weterynarzem, tylko z panią doktor aktualnie na dyżurze w lecznicy.
I znowu ryczę.

Posted

[quote name='asher']Zadzwonię sama. Ale nadal nie tracę nadziei, że w najbliższym czasie nic złego się nie wydarzy. Wiem jedno, nie pozwolę Sabince cierpieć.

Pocieszające jest to, że ją nie boli. Podsuwa głowę do głaskania, wtula się głową, mruży oczy, jak drapię ja po uszach, bez problemu sie otrzepuje - a nie robiła tego podczas nawrotów, starała się wtedy w ogóle nie ruszać głową. Nie wiem, może to kwas alendronowy zadziałał (podczas badań nad jego stosowaniem u psów z osteosarcomą wyszło, że nie zawsze zmniejszał tempo rośnięcia guza i przerzutów, zawsze jednak przynosił ulgę w bólu), a może ten cholerny guz oprócz wzroku "wyłączył" też ból...
Niunia ma też nienajgorszy w sumie nastrój. Wiadomo, idealnie nie jest, ale ma przecież prawo być oszołomiona utratą wzroku...

-----
Edit.
Zadzwoniłam. Przyjadą. W nocy najprawdopodobniej też, ale jeszcze się upewnię, bo nie rozmawiałam z naszym weterynarzem, tylko z panią doktor aktualnie na dyżurze w lecznicy.
I znowu ryczę.[/quote]

Asher nie rycz....
A jak chcesz się wypłakać to schowaj się żeby Sabinka tego nie widziała nie słyszała....

Jak ja ryczę bo Sabra się gorzej czuje to wychodzę z pokoju zamykam się w łazience....

Nie wolno ryczeć przy zwierzakach.....

Jeszcze nie czas na pożegnanie
jeszcze nie czas na umieranie
Cieszcie się każdym dniem razem
Każdą godziną minutą czy sekundą.....

Uszy do góry....

Posted

[B]Mch[/B], spoko, spoko, ryczę, ale tak, żeby Sabina nie słyszała ;) Ona sobie smacznie śpi na posłaniu w przedpokoju, ja siedzę u siebie, a mieszkanie mamy spore.

Co do oparcia, to Niunia chyba ma mnie dość :oops: Co chwila się do niej przysysam i miziam, przytulam, głaszczę, drapię... No i ją budzę zarazem ;)

Normalnie mam taką huśtawkę nastrojów, jak jeszcze nigdy. Od skrajnej rozpaczy, do usmiechu od ucha do ucha, kiedy mi Słonina poburkuje, żebym łaskawie spadała z jej kołderki i dała pospać ;)

------
[B]Beata[/B], pisałyśmy razem ;)

Posted

Miałyście wiele lat wspólnych
Jeszcze sporo dni przed Wami....

Ja w listopadzie byłam przy eutanazji kociaczka którego przez dwa tygodnie ratowałam kroplówkami zastrzykami karmieniem na siłę.....
Kociak miał 4 miesiące...
A miesiąc później umarł mi na rękach 8 tygodniowy kociak.....

To jest straszne

Posted

[quote name='BeataSabra']Ja w listopadzie byłam przy eutanazji kociaczka którego przez dwa tygodnie ratowałam kroplówkami zastrzykami karmieniem na siłę.....
Kociak miał 4 miesiące...
A miesiąc później umarł mi na rękach 8 tygodniowy kociak.....[/quote]
Wiem, czytałam :-(
Czesto myślę o Malutkim Izy, jak on się miewa. Boję się, ze jak Iza wróci, to przeczytamy o najgorszym...

A z Sabinką jesteśmy razem krótko... Raptem 4 lata... Zawsze będzie za krótko.

Posted

[quote name='asher']Wiem, czytałam :-(
Czesto myślę o Malutkim Izy, jak on się miewa. Boję się, ze jak Iza wróci, to przeczytamy o najgorszym...

A z Sabinką jesteśmy razem krótko... Raptem 4 lata... Zawsze będzie za krótko.[/quote]

Asher ja też myślę o Malutkim i o Izie.....
Jak on się miewa......
I jak to Iza znosi....

Posted

Jesteśmy po popołudniowym spacerku i kolacji. Gniota mam nadal, ale jestem ciut spokojniejsza już.
Wiecie, mam wrażenie, że te poranne zachwiania równowagi były spowodowane jednak właśnie utratą wzroku. Mimo, że dla psa wzrok nie jest najważniejszym zmysłem, to jednak nagła ciemność i tak musi być szokiem. Rano jeszcze nie byłam pewna, czy Sabina faktycznie w ogole już nie widzi i poszliśmy na spacer na pola pod lasem, a tam teren jest bardzo nierówny. Dlatego pewnie tak się biedulka kolebała na boki... Poza tym po porannym spacerze bardzo niepewnie szła po schodach - co mnie przeraziło. A teraz myślę, że... sama się do tego przyczyniłam :oops: bo trzymałam ją na smyczy (na klatce schodowej burki zawsze chodzą luzem) i starałam się jej pomóc. W efekcie sucz chyba zgłupiała i zatrzymywała się na leciutkie nawet napięcie smyczy...

A na popołudniowym spacerze szła już pewniej, zataczala się tylko czasem, ale to ewidentnie było przez ślepotę - trudno jej było utrzymać kierunek marszu, jak człowiek stara się iśc z zamkniętymi oczami, to też przecież go znosi na boki. Już się nie kolebała, jak rano, po równym terenie szła co prawda powoli, ale dośc pewnie, nie chwiała się na łapach. Na klatce odpiełam smycz i schodach też weszla normalnie, choć powoli i ostrożnie, czasem ją tylko znosiło w kierunku barierki, ale jak tylko to poczuła, to się odsuwała i szla dalej.
Po wejściu do domu skierowała się prosto do kuchni gdzie czekała przygotowana wcześniej micha :loveu: Co prawda nie całkiem trafiła w drzwi i stuknęla nosem w futrynę, ale jej to nie zraziło :cool3:
Po zjedzeniu swojej michy nie miała najmniejszego problemu z trafieniem do miski Bugajskiego - Bugajski zawsze je szybciej, bo ma mniejsze porcje i wylizywanie jego miski to odwieczny rytuał ;)
A po opędzlowaniu kolacji jak zwykle przyszła się pomiziać, pobawiłyśmy się nawet chwilkę w przeciąganie skarpetki. Potem owinęłam jej zabawkę kocem i kazałam szukać - to ulubiona domowa zabawa Słoninki. Zabrała się za to z zapałem, ale oczywiście nie zorientowała się, że zabawkę już odkopała. Podetknęłam jej odkopaną małpkę pod nos, ale sucz widać uznała, że ściemniam, bo co to za podtykanie, zawsze przecież znajdowała zabawkę sama i... szukała dalej. W końcu musiałam zwinąc koc, bo chyba do teraz by go przekopywała ;)
A teraz sobie śpi.

Tak bardzo, bardzo bym chciała, żeby niunia jeszcze pobyła ze mną :modla:

Posted

moja kocia sabinka już odeszła.

po 24 godzinach nie jedzenia, nie picia, i mojej wewnętrznej walki dziś podjęłam decyzcje o skróceniu jej cierpień.

trzymam kciuki za słoninkę, niech jeszcze wiele dni zobaczy.

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...