Jump to content
Dogomania

Motylomaniacy :)


Hanover

Recommended Posts

hej :)

i czemu wrocław co? ja nie mam z kim chodzić na spacery, Pappi ma na około same niewychowane owczarze które po prostu go taranują :( a lubi psie zabawy :)
fajnie że jest nas więcej.

co do bycia maniaczką szkoleń, to mój mąż przed wczoraj zrobił mi wykład, że mam obsesję i każda wolną chwilę spędzam z psem, albo na czytaniu o psie... wścieka się :)
ale co zrobic pierwsze 2 lata to największa inwestycja w późniejsze profity. A ja fakt mam szmergla, bo jak się za coś biorę (nie zdarza sie to często) to zżera mnie od środka jak nie umiem tego zrobić perfect! Wtedy uczę się, czytam, przewalam tony internetu. Masakra aż wściekła jestem sama na siebie. I tak jest z Pappim, mąż go przywiózł miał być to jego pies, ja miałam go jedynie doglądać karmić i mu pomagać, a wyszło jak wyszło, jego wyobrażenie mocno różniło się od rzeczywistości. Po 1 nocy maż wyniósł się do 2 pokoju zeby nie słyszeć szczeniaka i do kotów bo trwała socjalizacja zamknięta. A ja spędzałam dosłownie całe noce i dnie z psem w sypialni, i tak ponad tydzień. Przerwę miałam na porządki i gotowanie. Mąz się oddalił od psa wpadał na zabawę, ale nauki i restrykcje nalezały do mnie, więc jak nie próbując i nawet nie chcąc zawiązała się więź między nami. A teraz zrobiłam z tego moja pasję, bo nic innego nie wywlokłoby mnie o 6 rano z wyra na pole :) no i trochę się wciągnęłam. Póki co się uczę razem z psem.
Jestem maniaczką, bo mam 2 koty które Pappi molestuje i maltretuje, zasikany dom póki co znaczy i znaczy. Więc nic innego mi nie pozostało jak wprowadzić wymagania i ustawić towarzystwo. Niektórzy uważają, że po co tyle pracować z psem, na same słowo pracować robią dziwne miny, po co psu kazać przynosić upuszczony klucz lub odnajdywać piłki w trawie, a ja widzę ten błysk w oku mojego Papilotka i niemal słyszę tę radość, ze może się przydać, pokazać jaki ma super nos. I tak się uczymy dzień z a dniem. Wolno nam idzie nawet bardzo wolno, jak patrze na osiągnięcia innych psów, przeczytałam blog rok z życia Raszki Pani Zofii Mrzewińskiej, to mam kompleksy.

Staram się ułatwić nam życie po prostu, acz nie kryję zmęczenia i czasami mam już dość, ze walczę z wiatrakami nikt mi nie pomaga a jak proszę nie głaskać gdy skacze bo oduczamy eis skakania po ludziach, to teściowie specjalnie prowokują do skoków na swoje nogi, następnego dnia podnosząc larum bo teściowa w spódnicy a ten niegrzeczny szczeniak skacze. Proszę sąsiadów o nie wołanie go jak uczę ze nie ma dobiegać do obcych tylko czekać aż pozwolę wyjść za furtkę gdy jest otwarta, to słyszę od sąsiadki tarzającej się z Pappim na trawie, że ona nie jest obca :) ręce opadają!

Nie mam z kim ćwiczyć choćby wchodzenia do domu,przywitań itp. przydały by się życzliwe osoby :) takie jak Wy!

Link to comment
Share on other sites

  • Replies 63
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

Top Posters In This Topic

Posted Images

[quote name='Hanover']My dalej walczymy z siusianiem... ale znaczy teren niemiłosiernie. Podsikuje co kilka kropel meble i nogi od krzeseł, budę kotów... A Werter jest kastratem? jak sobie radziliście z samczym dorastaniem?[/QUOTE]
Nie, Werter nie jest kastratem i nie zamierzam go kastrować, bo zastanawiam się nad wyrobieniem mu uprawnień hodowlanych. Może coś by z tego wyszło, raz poszłam z nim na wystawę( ale tak by się oswoił, nie wystawiałam go) i się spodobał, nawet poznałam pewną suczkę, której właściciele zaoferowali chęć krycia Werterem. Niedawno zadzwonili, ale mój motylek dopiero czeka na rodowód i nawet jeśli zostanie reproduktorem, to najwcześniej za rok czy dwa. Nie wiem, czy się uda, mało kto tak późno zaczyna karierę wystawową, na dodatek prawie nie ćwiczyłam z psem, ale w związku powiedzieli mi, że papillony to na tyle mało popularna rasa, że wymagania nie są tak bardzo rygorystyczne i mogę spróbować. Chciałam się załapać na kwietniową wystawę w Opolu, ale niestety musiałam wyjechać na dłużej z Wrocławia i zostawiłam załatwianie papierów rodzicom. Jak wróciłam w lutym okazało się, że nic nie załatwili, a było już za późno na Opole( czeka się około 3 miesięcy), więc pewnie spróbuję dopiero we wrześniu na międzynarodowej we Wrocławiu. Jak się odważę.
Jak już pisałam, Werter dość późno nauczył się czystości. Kiedy miał około 5 miesięcy odwiedziła nas treserka i powiedziała, że jego sikanie to właśnie znaczenie, mogące mieć związek z dominacją i jeśli będę pracować nad tym problemem, to przypuszczalnie przestanie brudzić w domu. Rzeczywiście, od kiedy wprowadziłam jej rady, problem prawie przestał istnieć. Werter ani razu nie załatwił się w mieszkaniu, a sikanie zdarzało mu się sporadycznie, głównie w sytuacjach, kiedy po prostu nie wytrzymał( np. w trakcie długiej zabawy). Był taki moment, już właściwie po nauczeniu czystości, że kilka razy pd rząd osikał kosz na papiery, ale mu przeszło i już od wielu miesięcy nic takiego się nie zdarzyło.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Hanover'] ja nie mam z kim chodzić na spacery, Pappi ma na około same niewychowane owczarze które po prostu go taranują :-(a lubi psie zabawy :smile:
[/QUOTE]
Też miałam straszny problem z socjalizacją. Chciałam zapisać Wertera do przedszkola, ale były tam same wielkie psy i powiedziano mi, że jak zbierze się więcej małych, to zostanie stworzona druga grupa, ale tak się nie stało. Najgorsze, że na pierwszym spacerze (poza ogrodem), kiedy Werter był jeszcze malutki, ważył góra 1,5 kg, podskoczył do niego mały, kudłaty kundel i go ugryzł. Chyba od tego miał potem uraz i stał się nieufny. Potrzebował dłuższego kontaktu z przyjaznymi psami, by go pokonać, a było to utrudnione przez straszny mróz. Nawet jak ktoś wychodził na zewnątrz, to tylko na chwilę, a żeby jeszcze spotkać psa o odpowiednim charakterze i wielkości. Nie mówiąc już o tym, że jestem bardzo nieśmiała i kontakty z psiarzami i ich zwierzakami były trudne nie tylko dla Wertera, ale i dla mnie. Jest już znacznie lepiej, ale Werter ciągle żywi nieuzasadniony lęk przed niektórymi psami, zwłaszcza tymi nahalnymi, trzeba trochę czasu, by się przekonał, że nie chcą zrobić mu nic złego. Szkoda, bo przez to traci dużo okazji do zabawy. A też uwielbia bawić się z innymi psiakami.
[quote name='Hanover']ale co zrobic pierwsze 2 lata to największa inwestycja w późniejsze profity. A ja fakt mam szmergla, bo jak się za coś biorę (nie zdarza sie to często) to zżera mnie od środka jak nie umiem tego zrobić perfect! Wtedy uczę się, czytam, przewalam tony internetu. [/QUOTE]
Nie jesteś jedyna, też tak miałam. A po długich poszukiwaniach w sieci jeszcze gorszy mętlik w głowie, bo jedni mówią, że trzeba tak, inni, że nie wolno, jest dokładnie odwrotnie... Niestety przez tę internetową wiedzę popełniłam masę błędów. Gdyby nie to, że udało mi się skontaktować z kimś, kto zna się na wychowywaniu psów, to nie umiem sobie wyobrazić, jakby dzisiaj wyglądało moje życie z Werterem. Udało mi się już pogodzić z tym, że nie wszystko będzie perfekcyjne, a w niektórych kwestiach nawet dużo poniżej poprzeczki, którą sobie postawiłam. Ale za cenę utraty zapału, który wcześniej miałam. Niestety, kiedy rodzina i otoczenie nie współpracuje, nie można osiągnąć tyle, co by się chciało. Moi rodzice tylko w kółko powtarzali, że "przecież sama treserka mówiła, że nie można mieć idealnego psa", nawet gdy usiłowałam osiągnąć tylko absolutne podstawy. Krytykowali sposoby szkolenia, nie ufali mi. Zwłaszcza mama bała się czegokolwiek wymagać, żeby czasem pies nie przestał jej lubić.
[quote name='Hanover'] Niektórzy uważają, że po co tyle pracować z psem, na same słowo pracować robią dziwne miny, po co psu kazać przynosić upuszczony klucz lub odnajdywać piłki w trawie, a ja widzę ten błysk w oku mojego Papilotka i niemal słyszę tę radość, ze może się przydać, pokazać jaki ma super nos. I tak się uczymy dzień z a dniem. Wolno nam idzie nawet bardzo wolno, jak patrze na osiągnięcia innych psów, przeczytałam blog rok z życia Raszki Pani Zofii Mrzewińskiej, to mam kompleksy. [/QUOTE]
A jakie ja miałam kompleksy! Nawet jak wychodziłam na spacer, to miałam wrażenie, że mój pies zachowuje się najgorzej ze wszystkich. Bo który zaczynał zaraz ujadać i ciągnąć w stronę każdego psa, jakiego zauważył na ulicy, a gdy ten chciał podejść, uciekał? Chyba tylko mój. Na szczęście już się tak nie zachowuje.
Wiele ludzi nie rozumie, że jeśli się dużo pracuje z psem, to ma się z nim o wiele lepszy kontakt i więcej radości z jego posiadania. Mój dziadek to tylko mówił zawsze "Po co go tak męczyć?". Jak to po co? Chociażby po to, żeby właśnie on się nie męczył z nami ani my z nim - niewyszkolonym, znudzonym i nie znającym swojej pozycji w domowym stadzie. Zresztą, jaka męka? Przecież dla papillonów nauka to czysta frajda. Koszmarem by było dla nich, gdyby cały dzień musiały leżeć na kanapie.
Werter też uwielbia szukać schowanych przedmiotów. Jak wtedy biega po całym pokoju/ogródku, głośno węsząc i merdając ogonkiem :lol:, staje na łapkach, rozkopuje koce, wciska nos w każdą szparę, niecierpliwi się, gdy czeka przed drzwiami, aż schowam zabawkę.
[quote name='Hanover'] Staram się ułatwić nam życie po prostu, acz nie kryję zmęczenia i czasami mam już dość, ze walczę z wiatrakami nikt mi nie pomaga a jak proszę nie głaskać gdy skacze bo oduczamy eis skakania po ludziach, to teściowie specjalnie prowokują do skoków na swoje nogi, następnego dnia podnosząc larum bo teściowa w spódnicy a ten niegrzeczny szczeniak skacze. Proszę sąsiadów o nie wołanie go jak uczę ze nie ma dobiegać do obcych tylko czekać aż pozwolę wyjść za furtkę gdy jest otwarta, to słyszę od sąsiadki tarzającej się z Pappim na trawie, że ona nie jest obca :smile: ręce opadają! [/QUOTE]
Swego czasu odwiedzała mnie pewna pani, która bardzo lubiła Wertera, ale i strasznie go psuła. Krytykowała moje metody szkolenia, szarpała się z nim zabawką( nie pozwalałam na to ze względu na zęby i naukę aportów - musiał oddawać piłkę a nie się ze mną siłować), pozwalała a nawet zachęcała, by żuł jej buty i sznurówki, specjalnie wkładała mu ręce do pyska, żeby ją gryzł... Kiedy jej mówiłam, żeby przestała, bo pies się nauczy takiego zachowania, a komuś może się to nie podobać, tak jak jej, to ona na to, że "wtedy ten ktoś nie musi dotykać Wertera". Była moją nauczycielką( zaliczałam w trybie indywidualnym 3 klasę liceum, bo dużo chorowałam, w ogóle miałam wcześniej kilkuletnią przerwę w nauce) i musiałam to grzecznie i spokojnie znosić.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Hanover'] ja sie martwiłam, ze włos nie taki, albo że głowa za duża[/QUOTE]
Ja się z kolei martwiłam, że kufa Wertera jest za długa, a jak poszłam na wystawę, to okazało się, że większość psów taką ma, a niektóre nawet dłuższą.
Waga Pappiego mieści się we wzorcu, a co więcej, to, że jest dość duża, wcale nie musi być minusem. Pewna hodowczyni mówiła mi nawet, że większość sędziów preferuje duże psy( ona sama ma małe). I narzekała, że w Polsce nie są wprowadzone kategorie wagowe, jak za granicą, bo to zwiększyłoby szanse jej psów. Ale myślę, że nie ma co generalizować, każdy ma swoje preferencje i wyobrażenie ideału. Ja osobiście wolę małe psy, ale to nie znaczy, że nie podobają mi się większe, w końcu to nie rozmiar nie jest najważniejszym kryterium. Przynajmniej moim zdaniem.
[quote name='Hanover'] ten sam hodowca polecił mi również się go pozbyć i kupić nowego bez problemów (zaraz potem dodając niby mimochodem) my właśnie mamy pięknego wyedukowanego szczeniaka. Więc może nie powinnam słuchać opinii takiego człowieka. [/QUOTE]
Oczywiście, że nie powinnaś! Masz jeszcze wątpliwości? Przecież widać, że jemu zależało tylko na pieniądzach. Pozbyć się? I może jeszcze utopić, jak się nie uda nikomu opchnąć? Straszne, że tacy ludzie biorą się za hodowanie psów.
Mój papillon nie jest pozbawiony wad( a który jest?), ale nigdy bym się go nie pozbyła. Czasem dostaję szału, ale staram się go zaakceptować takiego, jaki jest, zmieniając oczywiście to, co się da.

Link to comment
Share on other sites

Animagia zdradź proszę, jak oduczyłaś znaczenia, ja byłam w przedszkolu i behawiorysta miał kontakt z psem,a le nic nie radzą. Może nie trafiłam odpowiednio. Napiszesz mi co stosowałaś i dzięki czemu problem znaczenia w domu zniknął?

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Hanover']Animagia zdradź proszę, jak oduczyłaś znaczenia, ja byłam w przedszkolu i behawiorysta miał kontakt z psem,a le nic nie radzą. Może nie trafiłam odpowiednio. Napiszesz mi co stosowałaś i dzięki czemu problem znaczenia w domu zniknął?[/QUOTE]
Obawiam się, że był to inny przypadek( w przypadku Wertera nie było to takie typowe znaczenie) i to, co ja stosowałam może nie pomóc, ale kto wie, opiszę Ci to na wszelki wypadek.
Jak już napisałam, szkolenie polegało głównie nad pracą z problemem dominacji i z góry uprzedzam, że możesz je uznać za głupie, staroświeckie albo nawet się nim oburzyć, zwłaszcza, jeśli dotąd spotykałaś się tylko z modnymi współcześnie "pozytywnymi" metodami szkolenia. W dużej mierze ma za zadanie pokazać dominującemu psu, kto tu rządzi i dlatego wiąże się ze stosowaniem pewnego rodzaju przymusu. Powiem Ci tylko, że treserka, z którą pracowałam, jest osobą która wychowała się w rodzinie hodowców, ma wieloletnie doświadczenie w hodowli( m.in. papillonów) oraz szkoleniu psów( zarówno specjalistycznym, jak agilty, jak i pracą z tymi problematycznymi, niektóre uratowała od uśpienia). Ja postanowiłam jej zaufać i nie żałuję.
Treserka zaleciła nam m.in. robienie tzw. "pozycji podporządkowania" - polega to na tym, że kładzie się psa na boku, grzbietem do siebie i trzyma, żeby sam nie wstał. Tak do momentu, aż nie będzie się wyrywał, warczał czy reagował w jakiś sposób agresją, wówczas podnosi się psa( on musi czuć, że się go zwolniło, a nie, że sam się wyrwał). Miało to naśladować pozycję, w jakiej kładą się uległe psy chcąc pokazać swoją pozycję( dodatkowo jeszcze unoszą tylną łapę, pokazując brzuch) - sama kiedyś widziałam, jak pies tak zrobił przed Werterem. Dominujące zaś często wchodzą na drugie, wykonując ruchy kopulacyjne. Każdy z członków rodziny miał trzymać psa w tej pozycji kilka razy dziennie, a oprócz tego kłaść go w niej w każdej sytuacji, która miała związek z naruszaniem naszej( dominującej) pozycji w stadzie - np. kiedy skakał na nogi, gryzł itd. I miała to robić ta osoba, której pozycje naruszył, więc dobrze było, kiedy nie tylko osoby z rodziny, ale i goście.
Poza tym zmieniliśmy kilka rzeczy, z którymi Ty akurat nie masz problemów. Między innymi spacery. Werter piszczał i nie chciał się ruszyć, a ja naczytałam się w Internecie, że nie wolno go ciągnąć i zmuszać, bo w ten sposób tylko pogłębia się opór. Pewien treser potwierdził tę opinię i orzekł, że pies się po prostu boi. Ale treserka miała inne zdanie na ten temat i uznała, że owszem, jest w jego zachowaniu nieco strachu, ale więcej właśnie chęci dominacji. Zaczęłam robić tak: najpierw mówiłam "chodź", jeśli nie reagował, kilka razy lekko pociągałam za smycz, tak tylko, żeby poczuł, a jeśli dalej nie chciał się ruszyć, ciągnęłam już na siłę. Na początku z bólem serca, bo strasznie się zapierał. Bardzo szybko zaczął chodzić prawie bez problemu, nawet czasem ciągnąć i "zającować"( nazywam tak taki szybki bieg, kiedy skacze jak zając, nie przebierając łapami, ale ruszając jednocześnie obiema przednimi a potem tylnimi). Ciągnięcie opanowałam właśnie dając znak kilka razy szarpiąc smyczą, a jeśli to nie działało, w ogóle stając. Szybko pojął, że jego działanie przynosi odwrotny skutek( chce być szybszy, a się zatrzymuje) i wystarczało już tylko dać lekki sygnał, by się opamiętał, a z czasem w ogóle przestał ciągnąć. Poza tym nie pozwalałam wybrać psu kierunku, w jakim mamy iść, ani nie zatrzymywałam się, kiedy zaczynał coś wąchać, jako że przewodnik stada nie staje i nie czeka, aż taki omega załatwi swoje sprawy. Nie znaczy to, że w ogóle nie mógł sobie nic powąchać, był trzymany na długiej, luźnej smyczy i przez to miał na to trochę czasu.
Jedną z ważniejszych rzeczy było to, że przez ponad miesiąc Werter musiał chodzić non stop w obroży z przywiązanym do niej sznurkiem - w domu krótszym, na dworze dłuższym. Gdy się do siebie przywoływało, nie można było dopuścić do sytuacji, że nie przychodzi. Nie wolno było stanąć tak, by nie mieć możliwości przyciągnąć go na sznurku, gdyby nie zareagował na wołanie. Oczywiście jeśli już przyszedł( obojętnie czy sam, czy przyciągnięty), należało go nagrodzić, żeby wiedział, że dobrze robi i sobie tego źle nie kojarzył.
Oczywiście, z takim sznurkiem trzeba uważać, żeby pies nie zrobił sobie nic złego, kontrolować, jak się zachowuje. Musi być mocny, by go nie przegryzł, bo przypuszczalnie będzie próbował. Werter uznał go za świetną zabawkę i lubił oplątywać dookoła fotela czy krzesła i ganiać za końcem. Czasem się zapętlał i unieruchamiał, tak że musiałam oswobadzać, ale nic gorszego na szczęście się nie przydarzyło. Sznurek naprawdę pomaga i żałuję, że zbyt szybko przestałam go używać i niestety rodzice nie do końca stosowali się do zaleceń( często wołali Wertera gdy był w takim miejscu, że nie mogli go zmusić do przyjścia). Myślę, że będę musiała na jakiś czas do niego wrócić, zwłaszcza, że rodzice są chętni - dopiero jak się przekonują na własnej skórze o konsekwencjach lekceważenia jakiegoś sposobu wychowywania, to zaczynają rozumieć, po co w ogóle należało to robić.
Wówczas był nauczony dopiero jednej komendy - "siad". Treserka wprowadziła drugą - "leż" w dosyć brutalny sposób - chwyciła smycz kilka centymetrów od obroży i przycisnęła do podłogi, pochylając psa i trzymała tak( oj, pierwszy raz trwało to bardzo długo), aż nie skapitulował i się nie położył. Po kilku razach można było dawać polecenie bez używania siły fizycznej, bo sam zaczął się kłaść, i dawać nagrodę. Tak się tego nauczył, że do dziś często kładzie się sam z siebie jak ma ochotę na to, co ktoś je. Poza tym uczyłam Wertera komendy "na miejsce" - przyciągało się psa na jego leże na siłę, i kiedy schodził z koca, powtarzało ją, znowu przyciągało, i tak wiele razy. Potem, jak już załapał, o co chodzi, robiło się tak, gdy ktoś przychodził i dzwonił domofon( Werter bardzo szczeka, kiedy to słyszy). Chodziło po trosze o to, by zajął się czymś innym zamiast tego. Dopiero po jakimś czasie, gdy już nie schodził samowolnie z leża, pozwalało mu się iść przywitać.
Nie można było nie dopuścić do niewykonania komendy - jeśli zdarzyło mu się np. nie usiąść, trzeba było powtórzyć polecenie, jeśli to nie działało, po prostu go zmusić.
Kiedy darł się na inne psy( np. na drugiej stronie ulicy) i ciągnął w ich kierunku, zamiast uspokajać, należało powiedzieć ostro "nie wolno", chwycić za kark i ciągnąć dalej w kierunku, w którym szliśmy. Równocześnie należało doprowadzać do kontaktów z "bezpiecznymi" psami oraz ludźmi - po prostu socjalizować. Nie miałam problemu z nadmierną ufnością, więc można było nawet kazać głaskać Wertera obcym i dawać smakołyki.
Jeśli warczał, gryzł, szarpał za rękawki itd. należało go lekko uderzyć w pysk. Warczenie przy kości było niedopuszczalne.
Niedobrze było, by pierwszą czynnością po powrocie do domu było witanie się z psem. Należało go zignorować( tak, to bolało, on się tak cieszył...), najpierw przywitać z innymi domownikami, jak nikogo nie było, to czymś się chwile zająć( powoli powiesić płaszcz, umyć ręce itd.), a dopiero potem przywitać z psem.
O czasie zabawy miał decydować nie pies, ale właściciel.
Poza tym treserka kazała nam zmniejszyć nam dawki jedzenia, bo był nieco zapasiony, ale ta rada Tobie akurat na pewno nie będzie potrzebna. W sumie problem wziął się stąd, że moja mama cały czas była przekonana, że zagłodzę psa. Nawet gdy wszyscy pytali "czy on już zawsze będzie taką kulką?" i mówili "jaki on gruby", była przekonana, że je za mało.
To by chyba było wszystko, jeśli sobie coś jeszcze przypomnę, napiszę.

Link to comment
Share on other sites

dzięki za opisanie wszystkiego! No właśnie my juz dominacje mamy za sobą, w zasadzie od początku nie było problemu, jednego tylko kota pappi dominuje i nie wiem jak zdominować Pappiego za kota :/ mam go na nim sadzać czy jak? On dokładnie kopulacyjne odruchy ma w stos do kota i skacze mu na głowę, aż żal mi patrzeć. A kot jak chce to potrafi odwinąć, ale generalnie oba koty unikają konfliktów. WOla uciekać a jak juz jest za ostro wtedy wyciągną łapę. Mamy maincoony one są mega łagodne, kładą się i pozwalają gryźć. Znaczenie chyba wynika z dojrzewania, dzisiaj badania wykazały ze nie ma już zakażenia w moczu więc od jutra moge wypucować dom i umyc wszystko urine offem, zobaczymy postaram sie nie dopuścic do siusinia, będzie cięzko...

Link to comment
Share on other sites

Guest papillonek

Nie mam problemów z dominacją ,ani znaczeniem terenu w domu :eviltong:
Ale np.nie toleruje innych psów to jest problem i to ogromny :shake:

Link to comment
Share on other sites

a w czasie szczenięctwa była socjalizacja zabawy z psami, przedszkole itp? tzn to jest problem, bo np mój Pappi tez nie ma się z kim bawić... albo ludzie dziwni i nie kumają najprostszych zasad, albo maja gdzieś wola odpękać spacer na około bloku. My na szczęście nie mamy póki co takiego problemu, chodziliśmy do przedszkola i on poznawał dużo psiaków, teraz Pappi lekko boi sie psów, generalnie prawie każdy jest większy od niego więc nie dziwota :)

ale za to mamy agresję do kotów, dzisiaj mało brakowało doszłoby do pogryzienia mojego najstarszego kota... szukam behawiorysty napisałam na dogo z prośba o polecenie kogoś z okolic trójmiasta, ale cisza... :/
zbyt ważna sprawa żeby iść do byle kogo lub konsultować się na odległość. Myślę że ważne jest zobaczenie psa w akcji i ogólna ocena relacji z kociastymi. Czasami już nie mam na to siły i przypominam sobie nudne dnie i wieczory kiedy miałam czas tylko na lenistwo :)
Od kiedy jest z nami Pappi nie mam czasu na nic, poświęcam mu i kotom (im zdecydowanie za mało) max wolnego czasu. Tv oglądam raz w tygodniu może 2 h :) 1 miesiąc nie ogolądałam wcale. U nas taki Sajgon przez to ze i koty i pies i coś dogadać się nie mogą. Jak koty zaczęły się przyzwyczajać to temu odbiło... do tego jeszcze to sikanie... ciężko bywa czasem...


a żeby nie było zbyt monotonnie zaczeła sie dewastacja ogródka :D Pappi zeżarł mi prawie wszystkie głowy funkii, normalnie skrócił zębami każdą z góry... dajecie swoim psom jogurty? albo coś jeszcze bo słyszalam ze moze byc objaw braku bkterii w przewodzie, ale on od 3 miesięcy codziennie dostawał żwacz w tabletkach... moze słyszałyście co robić jak pies żre zielone? nie mówiąc o zasikanych krzaczkach. I czemu nie chciałam mieć suczki ???? CZEMU???

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Hanover']a w czasie szczenięctwa była socjalizacja zabawy z psami, przedszkole itp? tzn to jest problem, bo np mój Pappi tez nie ma się z kim bawić... albo ludzie dziwni i nie kumają najprostszych zasad, albo maja gdzieś wola odpękać spacer na około bloku. My na szczęście nie mamy póki co takiego problemu, chodziliśmy do przedszkola i on poznawał dużo psiaków, teraz Pappi lekko boi sie psów, generalnie prawie każdy jest większy od niego więc nie dziwota :)

ale za to mamy agresję do kotów, dzisiaj mało brakowało doszłoby do pogryzienia mojego najstarszego kota... szukam behawiorysty napisałam na dogo z prośba o polecenie kogoś z okolic trójmiasta, ale cisza... :/
zbyt ważna sprawa żeby iść do byle kogo lub konsultować się na odległość. Myślę że ważne jest zobaczenie psa w akcji i ogólna ocena relacji z kociastymi. Czasami już nie mam na to siły i przypominam sobie nudne dnie i wieczory kiedy miałam czas tylko na lenistwo :)
Od kiedy jest z nami Pappi nie mam czasu na nic, poświęcam mu i kotom (im zdecydowanie za mało) max wolnego czasu. Tv oglądam raz w tygodniu może 2 h :) 1 miesiąc nie ogolądałam wcale. U nas taki Sajgon przez to ze i koty i pies i coś dogadać się nie mogą. Jak koty zaczęły się przyzwyczajać to temu odbiło... do tego jeszcze to sikanie... ciężko bywa czasem...


a żeby nie było zbyt monotonnie zaczeła sie dewastacja ogródka :D Pappi zeżarł mi prawie wszystkie głowy funkii, normalnie skrócił zębami każdą z góry... dajecie swoim psom jogurty? albo coś jeszcze bo słyszalam ze moze byc objaw braku bkterii w przewodzie, ale on od 3 miesięcy codziennie dostawał żwacz w tabletkach... moze słyszałyście co robić jak pies żre zielone? nie mówiąc o zasikanych krzaczkach. I czemu nie chciałam mieć suczki ???? CZEMU???[/QUOTE]

Tu nie ma akurat znaczenia płeć bo suczki też znacza teren, żebyś zobaczyła jak moja Suri podnosi nogę i znaczy każdy krzak szczególnie w okresie cieczki i w jej okolicach :p i to nie odosobniony przypadek ;)


Postaram się poszukać jakiejś sensownej osoby dla ciebie w twoich okolicach. :)

Co do nie lubienia innych psów to kłania się socjalizacja. I niestety 2-3 ulubione psy sąsiadów nie wystarczą w okresie szczenięcym od 2-do przynajmniej pół roku pies powinien być bombardowany nowymi wrażeniami (osobami, zwierzętami itd.)

I jeśli myślimy że nasz pies toleruje 2 znajome nam psy to będzie tak z reszta niestety nie.
Może zdarzyła się jakaś sytuacja która spowodowała lęk u psa i staje agresywny, albo co gorsza czuje że my się boimy w starciu z różnymi sytuacjami, takie rzeczy wymagają konsultacji z osobami które się na tym znają i pomogą nam ten problem rozwikłać.

Potrafi to być nieraz mała głupota której my nie zauważamy a osoba z boku jest w stanie to wyłapać, niestety przez internet tego się nie da. :(

Link to comment
Share on other sites

Guest papillonek

Nie nie chodziła do przedszkola i hmmmm...od szczeniaka nie lubiła psów i koniec,więc nie wiem ,czy mozna to nazwac socjalizacją :/Lubi tylko te które już zna,reszta to wrogowie i niedawno pogryzła się nawet z shih-tzu (miała pełno jego sierści w pysku).Nie wiem co z tym zrobic :/ Tak naprawdę nigdy się nie bawiła z żadnym psem ,zawsze atakuje,piszczy i ucieka z podkulonym ogonem :/

Link to comment
Share on other sites

[quote name='papillonek']Nie nie chodziła do przedszkola i hmmmm...od szczeniaka nie lubiła psów i koniec,więc nie wiem ,czy mozna to nazwac socjalizacją :/Lubi tylko te które już zna,reszta to wrogowie i niedawno pogryzła się nawet z shih-tzu (miała pełno jego sierści w pysku).Nie wiem co z tym zrobic :/ Tak naprawdę nigdy się nie bawiła z żadnym psem ,zawsze atakuje,piszczy i ucieka z podkulonym ogonem :/[/QUOTE]

Niestety ale są to braki w socjalizacji psa , w hodowli szczeniak powinien być minimum do 8 tyg życia , z własnych obserwacji widzę jak bardzo jest to potrzebne.
Suri właśnie wzięłam w tym okresie i śmiem twierdzić że przetrzymanie do 10-12 tyg jest najlepszym wyjściem, techniki zabawy się nawet różniły te z wieku 7 tyg a te z 9 ciu, widzę że maluchy sa bardziej komunikatywne, szybciej przełamują leki i są ciekawe świata. Do tego pomiedzy szczepieniami wychodzilam z nimi do sklepu zoologicznego gdzie ludzie wchodzili z innymi psami także obcy nie byli im tacy straszni.
Moje z pewna nieśmiałością ale podchodzą same do obcych psów czego np nie robiła Suri i do dziś ma je w poważaniu, z tym że ona w ogóle je ignoruje.

Papillony to bardzo wrażliwe psy, w momencie kiedy się przestrasza a ty tylko wzmacniasz ich zachowanie poprzez nie naprawianie tych lęków, powstaje agresja która da się wyeliminować. Tylko potrzebna pracy i rady specjalisty bo przez internet to cięzko cos wytłumaczyć.

Tutaj przykład jak można rozwiązać taki problem
[video=youtube;910ENfz5wzM]http://www.youtube.com/watch?v=910ENfz5wzM&feature=related[/video]

Link to comment
Share on other sites

Guest papillonek

Sonia była do [B]4 miesięcy[/B] w hodowli ;) ! Od pierszych dni u nas zauważyłam ,ze kuliła się na widok psów,więc jej nie spuszczałam ze smyczy i nie dawałam się bawic z innymi psami,jak podleciala to ją obwachiwały,ona się kuliła ,a po jakimś czasie zaczęła gryźc :/ciężka sprawa,bo wolałabym żeby zabaczyła ,ze drugi pies nie jest obiektem do rozładowania agresji,tylko moze byc świetnym kompanem do zabawy.ytanie,jak??????????????????????????

Link to comment
Share on other sites

Guest papillonek

Film jest o agresji do ludzi ,a Sonia z ludzmi świetnie się dogaduje i kocha każdego kogo zobaczy,jest nawet za bardzo ufna :evil_lol:

Link to comment
Share on other sites

z moich obserwacji wynika, ze inny pies to dla naszego psa po prostu inny osobnik- inne zwierzę. I tak jak socjalizacja z końmi, kurami czy krowami tak powinna przebiegać socjalizacja z psem. Na pocztek przebywanie i zabawa w okolicy innego psa, najlepiej znaleźc kogoś kto ma psa po tresurze lub sam potrfai nad nim zapanować i w oddali niech sobie chodzi a Ty baw się z Sonią, ucz ją czegoś ale na tyle daleko by nie była w bezpośrednim kontakcie. Potem jesli zauwazysz przy następnym spotkaniu że mozecie podejśc bliżej to zkracaj dystans ale nie doprowadzaj do konfrontacji, niech Sonia czuje się pewnie. U nas działało to tak Pappi się bawił uczył a w oddali chodził owczarek na lince. Dla nas moze nie istotne, bo daleko i wydawało mi się że go nawet nie zauważył ale Pappi czuł zapach, słyszał drugiego psa ale był on na tyle daleko ze go nie pzrerażał, nie było konfrontacji. I po kilku razach Pappi wiedział, że dostawał smakolcei sie bawił mimo że był gdzieś tam inny pies, nie wprowadzało to stresu, a gdy nie ma stresu można więcej i po woli, bardzo po woli osiągniecie etap kiedy Sonia przejdzie sobie spokojnie obok obcego psa. Z końmi było inaczej, ale tez chodziło o to by nie zaczepiał i nie oszczekiwał. Dostawał smakołyki za spokojne zachowanie w obecności konia, teraz oduczam gonienia gołębi i kur, nie wiem czy się uda zobaczymy. Z psami natomiast nie mamy problemu. I uważam, że nie jest tak ze Sonia nie lubiła psów, po prostu nie była nauczona jak ma sie zachować ani czego może z ich strony oczekiwać. Psu jak dziecku trzeba wszystko pokazać. Nauczyć. To, ze jakiś pies sie nie interesuje piłką to na ogół jest niewiedza jak może ją wykorzystać i jak fajnie może się przy tym bawić. Moich tesciów pies nigdy nie dostawał kości i gryzaków, ja musiałam 6 letniego psa nauczyc co się robi z kurzą łapą, 1 raz jak mu przyniosłam powąchał i olał, wyobrażacie sobie, mój mały Pappi za nic nie przepuści pachnącego wędzonego smakołyka, jak jest najedzony to chociaż zakopie na potem. Wystarczyła chwila zabawy, odpowiednie wprowadzenie i pies zrozumiał, dzisiaj pałaszuje kości jakby to robił od zawsze. Myślę, że powinnaś zgłosić się do behawiorysty a najlepiej do szkoły która prowadzi zajęcia, tam terser ma możliwośc wykorzystania innych psów by pomóc Soni. Nasze szczeniaki były co lekcje zapoznawane na placu z wcześniejszym kursantem, w ten sposób poznały wściekłego bernardyna, wielkiego labradora, teriera jack russel błyskawicę i wiele innych psów, niby nie wiele 5 do 15 minut biegania na wspólnym placyku, czasami w ogóle szczeniaki nie zwracały uwagi na nowego, tylko bawiły sie w swojej grupie, ale bardzo dużo to dało. Pappi jak to Papillon jest najczesciej mniejszy od kazdego napotkanego psa i bywa niepewny przez pierwsze 5 minut, ale nie było psa z którym nie znalazłby kontaktu. Warto pomóc Soni na pewno dużo stresu ja kosztuje każda konfrontacja z nowym psem.

Link to comment
Share on other sites

Guest papillonek

Dzięki wielkie nie wiedziałam ;) widziałam <że inne psy bawią się za sobą bez uczenia się tego i bez agresji,myślałam<że to przechodzi naturalnie :/ U Nas nie ma behawiorystów ,ale moja mama zna kobietę która się tym zajmuje ,kiedyś przychodziła do Nas i uczyła mnie jak tresowac Sonię :) a nie iecie może jak sama mogę popracowac z psem??? myślę ,że to nie wypali,bo Sonia pobiegnie do tego psa i się z nim pogryzie ,trochę ją znam i mogę to przewidziec :///

Link to comment
Share on other sites

[quote name='papillonek']Film jest o agresji do ludzi ,a Sonia z ludzmi świetnie się dogaduje i kocha każdego kogo zobaczy,jest nawet za bardzo ufna :evil_lol:[/QUOTE]
Nie prawda jakbyś go obejrzała , dalej ten sam pies rzuca się też na psy ... :p

Zależy też od tego co w tej hodowli z nimi robili, ja często na wystawach widzę zestresowane psy nie znające innych psów niz te co ma się na własnym podwórku,jak pytam dlaczego takie są to ze nie ma się czasu albo ze mieszkają na wsi.

Ja minimum raz na miesiąc spotykam się z nowym problemem i przełamuje strachy, teraz np walczę ze szczekaniem na obce psy i osoby ( po wizycie u wujka który za płotem ma wielkie ciągle ujadające psy) i robię to tak mniej więcej jak napisała hanover smaczki w rękę i w drogę. Z każdym psem wychodzę osobno i z nim pracuję nie sądzę żeby było dużo osób co miałoby czas i chęć by się tak zajmować szczeniakami.

W wieku szczenięcym bardzo łatwo o problemy a zaniedbane tylko się utrwalają.
Potem przychodzie okres "młodzieńczego buntu"(od 6 miesiąca) i tak jak ma hanover psy zjadają własne rozumy ;) trzeba niekiedy powrócić do punktu wyjścia, ale to procentuje na przyszłość:)

Link to comment
Share on other sites

Guest papillonek

No z jednej strony dobrze,bo Sonia nie atakowała,gryzła itp. nawet jak nie mogła drugiego psa dogonić,ale z drugiej to był akurat taki pies z którym się polubiła,a dalej gryzie się z innymi :/

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...