Jump to content
Dogomania

Animagia

Members
  • Posts

    24
  • Joined

  • Last visited

Converted

  • Location
    Wrocław
  • Interests
    książki, malowanie, rzeźbienie, pisanie, psychologia, psy - zwłaszcza papillony

Animagia's Achievements

Newbie

Newbie (1/14)

10

Reputation

  1. Bardzo proszę o zajrzenie na wątek trzech porzuconych psiaków, muszkieterów: http://www.dogomania.pl/threads/200790

    Dwa z nich od kilku miesięcy w hotelu czekają na domy. Niestety odzew z ogłoszeń jest znikomy :-( Psiaki nie mają praktycznie żadnych deklaracji, na wątek już mało kto zagląda, a długi rosną :-( Już raz groziła im eksmisja, której udało się cudem uniknąć, teraz sytuacja się powtarza :-(

    Bardzo proszę o pomoc dla tych dwóch psiaków - przede wszystkim finansową, bo bez niej niedługo będą musieli opuścić obecne miejsce... Będę też wdzięczna za bazarki, rozsyłanie i podnoszenie wątku, ogłoszenia. Oba psiaki szukają również tymczasów.

    Za wszelką pomoc bardzo dziekuję!

    dsc0748a.jpg

  2. dwa zdjęcia z komórki: [IMG]http://img814.imageshack.us/img814/5538/dsc00206wx.jpg[/IMG] [IMG]http://img26.imageshack.us/img26/3539/dsc00228wp.jpg[/IMG]
  3. [quote name='Hanover']Animagia zdradź proszę, jak oduczyłaś znaczenia, ja byłam w przedszkolu i behawiorysta miał kontakt z psem,a le nic nie radzą. Może nie trafiłam odpowiednio. Napiszesz mi co stosowałaś i dzięki czemu problem znaczenia w domu zniknął?[/QUOTE] Obawiam się, że był to inny przypadek( w przypadku Wertera nie było to takie typowe znaczenie) i to, co ja stosowałam może nie pomóc, ale kto wie, opiszę Ci to na wszelki wypadek. Jak już napisałam, szkolenie polegało głównie nad pracą z problemem dominacji i z góry uprzedzam, że możesz je uznać za głupie, staroświeckie albo nawet się nim oburzyć, zwłaszcza, jeśli dotąd spotykałaś się tylko z modnymi współcześnie "pozytywnymi" metodami szkolenia. W dużej mierze ma za zadanie pokazać dominującemu psu, kto tu rządzi i dlatego wiąże się ze stosowaniem pewnego rodzaju przymusu. Powiem Ci tylko, że treserka, z którą pracowałam, jest osobą która wychowała się w rodzinie hodowców, ma wieloletnie doświadczenie w hodowli( m.in. papillonów) oraz szkoleniu psów( zarówno specjalistycznym, jak agilty, jak i pracą z tymi problematycznymi, niektóre uratowała od uśpienia). Ja postanowiłam jej zaufać i nie żałuję. Treserka zaleciła nam m.in. robienie tzw. "pozycji podporządkowania" - polega to na tym, że kładzie się psa na boku, grzbietem do siebie i trzyma, żeby sam nie wstał. Tak do momentu, aż nie będzie się wyrywał, warczał czy reagował w jakiś sposób agresją, wówczas podnosi się psa( on musi czuć, że się go zwolniło, a nie, że sam się wyrwał). Miało to naśladować pozycję, w jakiej kładą się uległe psy chcąc pokazać swoją pozycję( dodatkowo jeszcze unoszą tylną łapę, pokazując brzuch) - sama kiedyś widziałam, jak pies tak zrobił przed Werterem. Dominujące zaś często wchodzą na drugie, wykonując ruchy kopulacyjne. Każdy z członków rodziny miał trzymać psa w tej pozycji kilka razy dziennie, a oprócz tego kłaść go w niej w każdej sytuacji, która miała związek z naruszaniem naszej( dominującej) pozycji w stadzie - np. kiedy skakał na nogi, gryzł itd. I miała to robić ta osoba, której pozycje naruszył, więc dobrze było, kiedy nie tylko osoby z rodziny, ale i goście. Poza tym zmieniliśmy kilka rzeczy, z którymi Ty akurat nie masz problemów. Między innymi spacery. Werter piszczał i nie chciał się ruszyć, a ja naczytałam się w Internecie, że nie wolno go ciągnąć i zmuszać, bo w ten sposób tylko pogłębia się opór. Pewien treser potwierdził tę opinię i orzekł, że pies się po prostu boi. Ale treserka miała inne zdanie na ten temat i uznała, że owszem, jest w jego zachowaniu nieco strachu, ale więcej właśnie chęci dominacji. Zaczęłam robić tak: najpierw mówiłam "chodź", jeśli nie reagował, kilka razy lekko pociągałam za smycz, tak tylko, żeby poczuł, a jeśli dalej nie chciał się ruszyć, ciągnęłam już na siłę. Na początku z bólem serca, bo strasznie się zapierał. Bardzo szybko zaczął chodzić prawie bez problemu, nawet czasem ciągnąć i "zającować"( nazywam tak taki szybki bieg, kiedy skacze jak zając, nie przebierając łapami, ale ruszając jednocześnie obiema przednimi a potem tylnimi). Ciągnięcie opanowałam właśnie dając znak kilka razy szarpiąc smyczą, a jeśli to nie działało, w ogóle stając. Szybko pojął, że jego działanie przynosi odwrotny skutek( chce być szybszy, a się zatrzymuje) i wystarczało już tylko dać lekki sygnał, by się opamiętał, a z czasem w ogóle przestał ciągnąć. Poza tym nie pozwalałam wybrać psu kierunku, w jakim mamy iść, ani nie zatrzymywałam się, kiedy zaczynał coś wąchać, jako że przewodnik stada nie staje i nie czeka, aż taki omega załatwi swoje sprawy. Nie znaczy to, że w ogóle nie mógł sobie nic powąchać, był trzymany na długiej, luźnej smyczy i przez to miał na to trochę czasu. Jedną z ważniejszych rzeczy było to, że przez ponad miesiąc Werter musiał chodzić non stop w obroży z przywiązanym do niej sznurkiem - w domu krótszym, na dworze dłuższym. Gdy się do siebie przywoływało, nie można było dopuścić do sytuacji, że nie przychodzi. Nie wolno było stanąć tak, by nie mieć możliwości przyciągnąć go na sznurku, gdyby nie zareagował na wołanie. Oczywiście jeśli już przyszedł( obojętnie czy sam, czy przyciągnięty), należało go nagrodzić, żeby wiedział, że dobrze robi i sobie tego źle nie kojarzył. Oczywiście, z takim sznurkiem trzeba uważać, żeby pies nie zrobił sobie nic złego, kontrolować, jak się zachowuje. Musi być mocny, by go nie przegryzł, bo przypuszczalnie będzie próbował. Werter uznał go za świetną zabawkę i lubił oplątywać dookoła fotela czy krzesła i ganiać za końcem. Czasem się zapętlał i unieruchamiał, tak że musiałam oswobadzać, ale nic gorszego na szczęście się nie przydarzyło. Sznurek naprawdę pomaga i żałuję, że zbyt szybko przestałam go używać i niestety rodzice nie do końca stosowali się do zaleceń( często wołali Wertera gdy był w takim miejscu, że nie mogli go zmusić do przyjścia). Myślę, że będę musiała na jakiś czas do niego wrócić, zwłaszcza, że rodzice są chętni - dopiero jak się przekonują na własnej skórze o konsekwencjach lekceważenia jakiegoś sposobu wychowywania, to zaczynają rozumieć, po co w ogóle należało to robić. Wówczas był nauczony dopiero jednej komendy - "siad". Treserka wprowadziła drugą - "leż" w dosyć brutalny sposób - chwyciła smycz kilka centymetrów od obroży i przycisnęła do podłogi, pochylając psa i trzymała tak( oj, pierwszy raz trwało to bardzo długo), aż nie skapitulował i się nie położył. Po kilku razach można było dawać polecenie bez używania siły fizycznej, bo sam zaczął się kłaść, i dawać nagrodę. Tak się tego nauczył, że do dziś często kładzie się sam z siebie jak ma ochotę na to, co ktoś je. Poza tym uczyłam Wertera komendy "na miejsce" - przyciągało się psa na jego leże na siłę, i kiedy schodził z koca, powtarzało ją, znowu przyciągało, i tak wiele razy. Potem, jak już załapał, o co chodzi, robiło się tak, gdy ktoś przychodził i dzwonił domofon( Werter bardzo szczeka, kiedy to słyszy). Chodziło po trosze o to, by zajął się czymś innym zamiast tego. Dopiero po jakimś czasie, gdy już nie schodził samowolnie z leża, pozwalało mu się iść przywitać. Nie można było nie dopuścić do niewykonania komendy - jeśli zdarzyło mu się np. nie usiąść, trzeba było powtórzyć polecenie, jeśli to nie działało, po prostu go zmusić. Kiedy darł się na inne psy( np. na drugiej stronie ulicy) i ciągnął w ich kierunku, zamiast uspokajać, należało powiedzieć ostro "nie wolno", chwycić za kark i ciągnąć dalej w kierunku, w którym szliśmy. Równocześnie należało doprowadzać do kontaktów z "bezpiecznymi" psami oraz ludźmi - po prostu socjalizować. Nie miałam problemu z nadmierną ufnością, więc można było nawet kazać głaskać Wertera obcym i dawać smakołyki. Jeśli warczał, gryzł, szarpał za rękawki itd. należało go lekko uderzyć w pysk. Warczenie przy kości było niedopuszczalne. Niedobrze było, by pierwszą czynnością po powrocie do domu było witanie się z psem. Należało go zignorować( tak, to bolało, on się tak cieszył...), najpierw przywitać z innymi domownikami, jak nikogo nie było, to czymś się chwile zająć( powoli powiesić płaszcz, umyć ręce itd.), a dopiero potem przywitać z psem. O czasie zabawy miał decydować nie pies, ale właściciel. Poza tym treserka kazała nam zmniejszyć nam dawki jedzenia, bo był nieco zapasiony, ale ta rada Tobie akurat na pewno nie będzie potrzebna. W sumie problem wziął się stąd, że moja mama cały czas była przekonana, że zagłodzę psa. Nawet gdy wszyscy pytali "czy on już zawsze będzie taką kulką?" i mówili "jaki on gruby", była przekonana, że je za mało. To by chyba było wszystko, jeśli sobie coś jeszcze przypomnę, napiszę.
  4. Jeszcze seria aportowa: 1. Werter podnieca się przed rzutem: [IMG]http://img219.imageshack.us/img219/456/1podniecasi.jpg[/IMG] 2. Protestuje, bo za bardzo ociągam się z rzutem: [IMG]http://img849.imageshack.us/img849/329/2da.jpg[/IMG] 3. Leci: [IMG]http://img508.imageshack.us/img508/4973/3leci.jpg[/IMG] 4. Ląduje: [IMG]http://img580.imageshack.us/img580/7909/5laduje.jpg[/IMG] 5. I po zabawie: [IMG]http://img10.imageshack.us/img10/2889/6pozabawie.jpg[/IMG]
  5. 1,5 roku: [IMG]http://img855.imageshack.us/img855/2021/img0011aq.jpg[/IMG] Nareszcie aktualne zdjęcia, 20 miesięcy: [IMG]http://img690.imageshack.us/img690/602/img0167fa.jpg[/IMG] [IMG]http://img96.imageshack.us/img96/2594/img0091wj.jpg[/IMG] [IMG]http://img651.imageshack.us/img651/8090/img0080gu.jpg[/IMG] [IMG]http://img546.imageshack.us/img546/4381/img0055p.jpg[/IMG]
  6. Werter udaje phalene: [IMG]http://img707.imageshack.us/img707/1191/img0056ya.jpg[/IMG] [IMG]http://img841.imageshack.us/img841/6720/img0031oz.jpg[/IMG] 16 miesięcy: [IMG]http://img819.imageshack.us/img819/5443/37609015.jpg[/IMG] [IMG]http://img191.imageshack.us/img191/8831/55253502.jpg[/IMG] [IMG]http://img34.imageshack.us/img34/4126/78143624.jpg[/IMG]
  7. 11 miesięcy: [IMG]http://img96.imageshack.us/img96/6763/47007647.jpg[/IMG] [IMG]http://img822.imageshack.us/img822/5016/p10b.jpg[/IMG] [IMG]http://img155.imageshack.us/img155/8425/p13vx.jpg[/IMG] 14 miesięcy: [IMG]http://img17.imageshack.us/img17/5898/img0071kv.jpg[/IMG] [IMG]http://img263.imageshack.us/img263/3349/72274990.jpg[/IMG]
  8. Nic nie napisałam, ale nie myśl, że nie oglądałam i nie podziwiałam Suri.:lol: Wiesz, po prostu nie wiedziałam, co napisać, bo to, że ma piękne uszy, wspaniały włos, wybarwienie i tak dalej to wszyscy widzą... A nic oryginalniejszego nie umiałam wymyślić. Poza tym nie odezwałam się, bo odwiedzałam Twój wątek dawno temu, jak jeszcze nie byłam zarejestrowana w dogomanii. Na stronę internetową też zaglądam, pierwszy raz już jak założyłaś hodowlę. Wtedy bardzo śledziłam jak się mają wszystkie papillonki w Polsce. Nawet jak poszłam na wystawę, jeszcze zanim sama miałam papillona, to pewna hodowczyni była zdumiona, bo znałam imiona jej psów. Takiego miałam kręćka. Czasami zastanawiałam się, czy mieszkasz gdzieś w pobliżu, ale chyba nie, bo zawsze rozglądam się na spacerach za papillonkami. Jeszcze żadnego nie spotkałam, tylko kilka razy mieszańce. Jeden taki mix nawet mieszka koło mnie, prawie cały czarny, tylko brzuch biały, waży z kilkanaście kilo ale włos miał dokładnie taki jak papillon, z wyjątkowo ładnie obrośniętymi uszami. Żal mi go było, bo jest traktowany jak pies podwórzowy, ma taki wybieg kilkumetrowy z budą, siedzi tam sam nawet w mrozy. :-( Jak się ciepło zrobiło, to go całego ogolili, razem z uszami, normalnie profanacja.
  9. [quote name='Hanover'] ja sie martwiłam, ze włos nie taki, albo że głowa za duża[/QUOTE] Ja się z kolei martwiłam, że kufa Wertera jest za długa, a jak poszłam na wystawę, to okazało się, że większość psów taką ma, a niektóre nawet dłuższą. Waga Pappiego mieści się we wzorcu, a co więcej, to, że jest dość duża, wcale nie musi być minusem. Pewna hodowczyni mówiła mi nawet, że większość sędziów preferuje duże psy( ona sama ma małe). I narzekała, że w Polsce nie są wprowadzone kategorie wagowe, jak za granicą, bo to zwiększyłoby szanse jej psów. Ale myślę, że nie ma co generalizować, każdy ma swoje preferencje i wyobrażenie ideału. Ja osobiście wolę małe psy, ale to nie znaczy, że nie podobają mi się większe, w końcu to nie rozmiar nie jest najważniejszym kryterium. Przynajmniej moim zdaniem. [quote name='Hanover'] ten sam hodowca polecił mi również się go pozbyć i kupić nowego bez problemów (zaraz potem dodając niby mimochodem) my właśnie mamy pięknego wyedukowanego szczeniaka. Więc może nie powinnam słuchać opinii takiego człowieka. [/QUOTE] Oczywiście, że nie powinnaś! Masz jeszcze wątpliwości? Przecież widać, że jemu zależało tylko na pieniądzach. Pozbyć się? I może jeszcze utopić, jak się nie uda nikomu opchnąć? Straszne, że tacy ludzie biorą się za hodowanie psów. Mój papillon nie jest pozbawiony wad( a który jest?), ale nigdy bym się go nie pozbyła. Czasem dostaję szału, ale staram się go zaakceptować takiego, jaki jest, zmieniając oczywiście to, co się da.
  10. [quote name='Hanover'] ja nie mam z kim chodzić na spacery, Pappi ma na około same niewychowane owczarze które po prostu go taranują :-(a lubi psie zabawy :smile: [/QUOTE] Też miałam straszny problem z socjalizacją. Chciałam zapisać Wertera do przedszkola, ale były tam same wielkie psy i powiedziano mi, że jak zbierze się więcej małych, to zostanie stworzona druga grupa, ale tak się nie stało. Najgorsze, że na pierwszym spacerze (poza ogrodem), kiedy Werter był jeszcze malutki, ważył góra 1,5 kg, podskoczył do niego mały, kudłaty kundel i go ugryzł. Chyba od tego miał potem uraz i stał się nieufny. Potrzebował dłuższego kontaktu z przyjaznymi psami, by go pokonać, a było to utrudnione przez straszny mróz. Nawet jak ktoś wychodził na zewnątrz, to tylko na chwilę, a żeby jeszcze spotkać psa o odpowiednim charakterze i wielkości. Nie mówiąc już o tym, że jestem bardzo nieśmiała i kontakty z psiarzami i ich zwierzakami były trudne nie tylko dla Wertera, ale i dla mnie. Jest już znacznie lepiej, ale Werter ciągle żywi nieuzasadniony lęk przed niektórymi psami, zwłaszcza tymi nahalnymi, trzeba trochę czasu, by się przekonał, że nie chcą zrobić mu nic złego. Szkoda, bo przez to traci dużo okazji do zabawy. A też uwielbia bawić się z innymi psiakami. [quote name='Hanover']ale co zrobic pierwsze 2 lata to największa inwestycja w późniejsze profity. A ja fakt mam szmergla, bo jak się za coś biorę (nie zdarza sie to często) to zżera mnie od środka jak nie umiem tego zrobić perfect! Wtedy uczę się, czytam, przewalam tony internetu. [/QUOTE] Nie jesteś jedyna, też tak miałam. A po długich poszukiwaniach w sieci jeszcze gorszy mętlik w głowie, bo jedni mówią, że trzeba tak, inni, że nie wolno, jest dokładnie odwrotnie... Niestety przez tę internetową wiedzę popełniłam masę błędów. Gdyby nie to, że udało mi się skontaktować z kimś, kto zna się na wychowywaniu psów, to nie umiem sobie wyobrazić, jakby dzisiaj wyglądało moje życie z Werterem. Udało mi się już pogodzić z tym, że nie wszystko będzie perfekcyjne, a w niektórych kwestiach nawet dużo poniżej poprzeczki, którą sobie postawiłam. Ale za cenę utraty zapału, który wcześniej miałam. Niestety, kiedy rodzina i otoczenie nie współpracuje, nie można osiągnąć tyle, co by się chciało. Moi rodzice tylko w kółko powtarzali, że "przecież sama treserka mówiła, że nie można mieć idealnego psa", nawet gdy usiłowałam osiągnąć tylko absolutne podstawy. Krytykowali sposoby szkolenia, nie ufali mi. Zwłaszcza mama bała się czegokolwiek wymagać, żeby czasem pies nie przestał jej lubić. [quote name='Hanover'] Niektórzy uważają, że po co tyle pracować z psem, na same słowo pracować robią dziwne miny, po co psu kazać przynosić upuszczony klucz lub odnajdywać piłki w trawie, a ja widzę ten błysk w oku mojego Papilotka i niemal słyszę tę radość, ze może się przydać, pokazać jaki ma super nos. I tak się uczymy dzień z a dniem. Wolno nam idzie nawet bardzo wolno, jak patrze na osiągnięcia innych psów, przeczytałam blog rok z życia Raszki Pani Zofii Mrzewińskiej, to mam kompleksy. [/QUOTE] A jakie ja miałam kompleksy! Nawet jak wychodziłam na spacer, to miałam wrażenie, że mój pies zachowuje się najgorzej ze wszystkich. Bo który zaczynał zaraz ujadać i ciągnąć w stronę każdego psa, jakiego zauważył na ulicy, a gdy ten chciał podejść, uciekał? Chyba tylko mój. Na szczęście już się tak nie zachowuje. Wiele ludzi nie rozumie, że jeśli się dużo pracuje z psem, to ma się z nim o wiele lepszy kontakt i więcej radości z jego posiadania. Mój dziadek to tylko mówił zawsze "Po co go tak męczyć?". Jak to po co? Chociażby po to, żeby właśnie on się nie męczył z nami ani my z nim - niewyszkolonym, znudzonym i nie znającym swojej pozycji w domowym stadzie. Zresztą, jaka męka? Przecież dla papillonów nauka to czysta frajda. Koszmarem by było dla nich, gdyby cały dzień musiały leżeć na kanapie. Werter też uwielbia szukać schowanych przedmiotów. Jak wtedy biega po całym pokoju/ogródku, głośno węsząc i merdając ogonkiem :lol:, staje na łapkach, rozkopuje koce, wciska nos w każdą szparę, niecierpliwi się, gdy czeka przed drzwiami, aż schowam zabawkę. [quote name='Hanover'] Staram się ułatwić nam życie po prostu, acz nie kryję zmęczenia i czasami mam już dość, ze walczę z wiatrakami nikt mi nie pomaga a jak proszę nie głaskać gdy skacze bo oduczamy eis skakania po ludziach, to teściowie specjalnie prowokują do skoków na swoje nogi, następnego dnia podnosząc larum bo teściowa w spódnicy a ten niegrzeczny szczeniak skacze. Proszę sąsiadów o nie wołanie go jak uczę ze nie ma dobiegać do obcych tylko czekać aż pozwolę wyjść za furtkę gdy jest otwarta, to słyszę od sąsiadki tarzającej się z Pappim na trawie, że ona nie jest obca :smile: ręce opadają! [/QUOTE] Swego czasu odwiedzała mnie pewna pani, która bardzo lubiła Wertera, ale i strasznie go psuła. Krytykowała moje metody szkolenia, szarpała się z nim zabawką( nie pozwalałam na to ze względu na zęby i naukę aportów - musiał oddawać piłkę a nie się ze mną siłować), pozwalała a nawet zachęcała, by żuł jej buty i sznurówki, specjalnie wkładała mu ręce do pyska, żeby ją gryzł... Kiedy jej mówiłam, żeby przestała, bo pies się nauczy takiego zachowania, a komuś może się to nie podobać, tak jak jej, to ona na to, że "wtedy ten ktoś nie musi dotykać Wertera". Była moją nauczycielką( zaliczałam w trybie indywidualnym 3 klasę liceum, bo dużo chorowałam, w ogóle miałam wcześniej kilkuletnią przerwę w nauce) i musiałam to grzecznie i spokojnie znosić.
  11. [quote name='Hanover']My dalej walczymy z siusianiem... ale znaczy teren niemiłosiernie. Podsikuje co kilka kropel meble i nogi od krzeseł, budę kotów... A Werter jest kastratem? jak sobie radziliście z samczym dorastaniem?[/QUOTE] Nie, Werter nie jest kastratem i nie zamierzam go kastrować, bo zastanawiam się nad wyrobieniem mu uprawnień hodowlanych. Może coś by z tego wyszło, raz poszłam z nim na wystawę( ale tak by się oswoił, nie wystawiałam go) i się spodobał, nawet poznałam pewną suczkę, której właściciele zaoferowali chęć krycia Werterem. Niedawno zadzwonili, ale mój motylek dopiero czeka na rodowód i nawet jeśli zostanie reproduktorem, to najwcześniej za rok czy dwa. Nie wiem, czy się uda, mało kto tak późno zaczyna karierę wystawową, na dodatek prawie nie ćwiczyłam z psem, ale w związku powiedzieli mi, że papillony to na tyle mało popularna rasa, że wymagania nie są tak bardzo rygorystyczne i mogę spróbować. Chciałam się załapać na kwietniową wystawę w Opolu, ale niestety musiałam wyjechać na dłużej z Wrocławia i zostawiłam załatwianie papierów rodzicom. Jak wróciłam w lutym okazało się, że nic nie załatwili, a było już za późno na Opole( czeka się około 3 miesięcy), więc pewnie spróbuję dopiero we wrześniu na międzynarodowej we Wrocławiu. Jak się odważę. Jak już pisałam, Werter dość późno nauczył się czystości. Kiedy miał około 5 miesięcy odwiedziła nas treserka i powiedziała, że jego sikanie to właśnie znaczenie, mogące mieć związek z dominacją i jeśli będę pracować nad tym problemem, to przypuszczalnie przestanie brudzić w domu. Rzeczywiście, od kiedy wprowadziłam jej rady, problem prawie przestał istnieć. Werter ani razu nie załatwił się w mieszkaniu, a sikanie zdarzało mu się sporadycznie, głównie w sytuacjach, kiedy po prostu nie wytrzymał( np. w trakcie długiej zabawy). Był taki moment, już właściwie po nauczeniu czystości, że kilka razy pd rząd osikał kosz na papiery, ale mu przeszło i już od wielu miesięcy nic takiego się nie zdarzyło.
  12. [quote name='Hanover'] Jedno co mnie dorpowadza do szłu to na dworze znajduje sobie kamień i ujada na niego dobre 30 min, bierze w pysk niesie w inne miejsce i znowu ujada. Nie potrafie go tego oduczyć a sąsiedzi dostają szału.[/QUOTE] Może to robić, by zwrócić na siebie uwagę. Papillony( i w ogóle większość psów) uwielbiają kontakt i zabawę z człowiekiem, których, ze względu na tryb życia, jaki prowadzimy, mają często za mało. Nawet jeśli będziesz na niego krzyczeć to może być tak, że go to tylko ucieszy, bo wreszcie został zauważony. Nawet gdy go uderzysz, to przypuszczalnie uzna to za zabawę( chyba że zrobisz to bardzo mocno, ale katowanie psa to nie jest dobry sposób nauki). Mój motylek swego czasu robił coś takiego, że brał maskotkę albo gryzaka, wskakiwał na łóżko i ogryzał na samej krawędzi, niby przypadkiem strącając zabawkę, a czasem nawet ewidentnie popychał ją łapą czy nosem i zrzucał. A potem szczekał, dopóki ktoś mu nie podniósł. I znowu zrzucał. Jedynym sposobem było po prostu w ogóle nie zwracać na niego uwagi, nawet nie spojrzeć i przeczekać. Z czasem zrozumiał, że szczekanie nic nie da i przestał. Gdy Werter jest sam na ogrodzie, trochę się nudzi. Kiedy wszystko obwącha, obsika, obszczeka okoliczne koty i przechodniów, a nie ma żadnych motyli do łowienia ani jabłek do ogryzania, to nie wie, co zrobić. Czeka, aż ktokolwiek wyjdzie do niego. Wtedy bardzo się cieszy, wynajduje jakiś kijek i rzuca pod nogi, by mu aportować. Oczywiście szczeka, jeśli się go ignoruje. Jeśli szczekanie nie podziała, to zaczyna ogryzać patyk, albo jeszcze gorzej, jakąś klamerkę. Ja wiem, że wtedy najlepiej od razu odwrócić się i pójść, ale pozostali członkowie rodziny boją się, że zrobi sobie krzywdę, zabierają mu przedmiot, rzucają i tylko utrwalają jego zachowanie. Pappi, zwłaszcza, że to szczeniak, może być w nastroju do ciągłej zabawy( z przerwami na spanie i jedzenie), i jeśli mu jej nie zapewnisz, to sam sobie coś wynajdzie. Może jeśli będziesz wychodzić razem z nim na ogród, bawić się z nim w coś, co lubi, to nie będzie szczekał na kamień? A jeśli nawet zacznie, możesz go zacząć ignorować, zaprzestając zabawy, albo w ogóle zostawić samego. I wrócić, kiedy przestanie. Może nagrodzić, pobawić się jeszcze. Wydaje mi się, że szkolenie psów opiera się głównie na bodźcach: pozytywnych czy negatywnych. Kiedy pies robi źle, musi mu się to zacząć źle kojarzyć, zobaczyć, że to się nie opłaca( nie mówię, żeby go bić, czasem właśnie wystarczy zakończyć zabawę, pozbawić go swojego towarzystwa), albo trzeba mu dać tyle pomysłów na "grzeczną", nieszkodliwą zabawę, że nawet nie pomyśli o czymś innym. Bo po co, skoro ma lepsze zajęcie? Oczywiście oduczenie psa utrwalonych zachowań wymaga czasem dużo czasu i cierpliwości. [quote name='Hanover'] A co do Twojego porblemu z ubrankiem, to połóż mu je w legowisku, dawaj na nim jeść.[/QUOTE] Będę próbowała przekonać Wertera, że ubranko kojarzy się z czymś miłym, ale obawiam się, że kładzenie w legowisku może nie pomóc, po prostu dlatego, że mój motylek nie ma jednego, stałego leża. Oto miejsca, w których lubi leżeć, w kolejności od najbardziej ulubionych: kolana( ale tylko wtedy, kiedy on ma ochotę), łóżka, a zwłaszcza poduszki moich rodziców, fotele, kocyk w kuchni, kocyk w pokoju, podłoga. O swoim kocyku w sypialni już dawno zapomniał( to moja mama wpadła na to, by robić mu legowiska w każdym pokoju, dlatego że lubi być przy nas i było jej żal, kiedy kładł się na podłogę). Położę kubraczek na jednym leżu, pójdzie na drugie. A jak wsypię mu karmę na ubranko to pewnie w ogóle nie zje. Jak bardzo zgłodnieje może będzie ściągał z niego chrupki i rzucał nimi po podłodze. On nawet swojej miski nie znosi, nie wiem, dlaczego. Zje z niej dopiero wtedy, gdy jest bardzo głodny. Woli, gdy mu wysypać chrupki przed miskę, wtedy się nimi bawi i potem zjada. Kiedy był młodszy, był bardziej łasy na jedzenie, z niecierpliwością czekał na każdy posiłek, teraz najważniejsza jest zabawa. Na przykład kiedy świeci słońce i ma możliwość polowania na pyłki, przez wiele godzin nawet nie spojrzy na miskę. Jak jedzenie niezbyt mu pasuje, to już w ogóle, może cały dzień nie jeść.
  13. [IMG]http://img822.imageshack.us/img822/4122/291iv.jpg[/IMG] [IMG]http://img809.imageshack.us/img809/152/295u.jpg[/IMG] [IMG]http://img38.imageshack.us/img38/5742/350jw.jpg[/IMG] [IMG]http://img200.imageshack.us/img200/3491/321gg.jpg[/IMG] [IMG]http://img8.imageshack.us/img8/6513/306rx.jpg[/IMG]
  14. Zakładam Werterowi kubraczek właściwie tylko jak jest mróz. W zeszłym roku, mimo że był jeszcze wtedy małym szczeniakiem a mrozy były duże prawie w ogóle nie marzł, chyba że było np. - 15 stopni, wtedy po jakimś czasie zaczynał trochę podnosić łapki, jakby mu marzły i się trząsł. Tę zimę znosił dużo gorzej, z dwóch powodów: pod koniec jesieni miał operację na przepuklinę, nie mógł przez jakiś czas wychodzić, a potem wyprowadzałam go tylko na moment, i akurat w tym czasie doszło do gwałtownego ochłodzenia. Nie zdążył się przyzwyczaić, poza tym stracił trochę włosa i ogólnie czuł się nie najlepiej. Po operacji nosił specjalny kubrak( by nie rozszarpał szwów), i chyba jakoś skojarzył sobie noszenie czegokolwiek z operacją, bo od tego czasu nienawidzi wdzianek. Wystarczy, że widzi swój sweterek, to już warczy i chce gryźć. Jak mu się go założy, w ogóle przestaje się ruszać. To jest niesamowity widok: taki aktywny pies, a wówczas zamiera w zupełnym bezruchu i przymyka oczy. Można go ustawiać jak się chce, nie zmieni pozycji, w jakiej zostanie ustawiony. Zapiera się i w ogóle nie chce się ruszyć z miejsca. Nie wiem, co robić, może do przyszłego roku zapomni. Widziałam w zoologicznych specjalne kubraczki przeciwdeszczowe, nawet kiedyś chciałam kupić, ale nie było dobrego rozmiaru, a w tym roku już nie chciałam psa katować, skoro tak ich nie znosi i w sumie mogę tego uniknąć. Drugi powód, dla którego Werter gorzej znosił tę zimę, jest taki, że od pewnego czasu pozwoliłam mu spać ze mną w łóżku( wcześniej sypiał na podłodze, na swoim kocyku). Wyglądało to tak, że wchodził pod kołdrę i przytulał się, wciskając mi pomiędzy brzuch a uda. Po jakimś czasie, pewnie, jak już zaczynał się dusić, wygrzebywał się spod pościeli i padał na wierzchu, a po jakimś czasie znowu wracał. Słyszałam, że papillony często tak robią. Myślę, że się przez to rozhartował. Musiałam go od tego odzwyczaić( na początku było ciężko), zaczął sypiać na fotelu i zauważyłam, że już pod koniec zimy dużo lepiej znosił niską temperaturę. Nie mam problemów z tym, żeby się brudził. Po spacerach opłukuję mu łapy pod kranem albo w misce, ale nie dlatego, żeby były bardzo brudne, tylkio po prostu zawsze między poduszeczkami zostaje trochę ziemi i jak jej nie wypłuczę, to on wytrze ją w dywan albo kapę. W czasie roztopów i deszczów chodzę z nim tylko po chodnikach. Kałuże przeskakuje albo omija, więc nie brudzi się aż tak bardzo, ale wiadomo, że łapy i czasem też brzuch trzeba opłukać. Raz zdarzyło się, że za kaczką wskoczył do rzeki( było jeszcze bardzo zimno, ale nic mu się nie stało), kiedy indziej ganiał za nią po błotnistym brzegu, kopał w mokrej ziemi i wtedy się ubłocił. Ostatnio pojechałam z nim nad Odrę i już na samym początku musiał przebiec po brzegu i poderwać do lotu wszystkie gołębie, łabędzie i kaczki. Miał całe łapy i brzuch czarne, ale potem przez godzinę biegał po wysokich trawach jak szalony( zawsze tak się zachowuje, jak jest w nowym miejscu, wszystko musi zobaczyć) i, o dziwo, zupełnie się wyczyścił. Kapię go w wannie, polewając prysznicem. Używam szamponu Hery Intense Blanc i odżywki Caresse Brillance. Ostatnio kąpię Wertera częściej niż dawniej, co 2, 3 miesiące. Pierwszy raz wymyłam go dopiero, kiedy miał ponad 8. Ślimaków nie je, ale za to takie małe, nagie wplątują mu się czasem we włosy na brzuchu czy łapach. Muszę go sprawdzać po przyprowadzeniu z ogródka, bo jak ich szybko nie usunę, to puszczają dużo śluzu i kołtunią futro. Latem i jesienią zjada jabłka spadające z drzew, poza tym ogryza patyki, ale to głównie wtedy, kiedy chce, by ktoś zwrócił na niego uwagę i się pobawił. Kiedy był mały miałam z nim duży problem, bo zjadał dosłownie wszystko, co znalazł. Nie mógł mieć nawet własnego leża, bo rozrywał i wyjadał gąbkę. Oczywiście wszyscy bardzo uważaliśmy, by nie upuścić na ziemię nic niebezpiecznego, ale i tak kilka razy wyjęłam mu z pyska agrafkę, gwoździa, ostrą łupkę od orzechów, folię, trującego liścia, gąbkę, watę z maskotek, wiklinę, gazety, ścierki, ołówki... Czasami się dziwię, jak to wszystko przeżył bez większych komplikacji( czasem tylko wymiotował). Teraz już mu prawie przeszło, a nawet jak porwie gąbkę czy jakiś papier to tylko rozdziera na kawałki, nie zjada. Czasem jeszcze zdarza się, że wygrzebie z doniczki liścia i przychodzi do nas, żebyśmy zobaczyli, że go ma i go gonili, by odebrać. Boję się trochę, że zapoluje na osę czy pszczołę, weźmie do pyska i ta go użądli w język czy gardło. Tak w ogóle jest bardzo odporny na ich jad. Kiedyś jedna go użądliła w wargę. Nieco go zamroczyło przez moment, a warga spuchła i się zaczerwieniła. Ale po minucie czuł się znowu doskonale, a po dwóch godzinach po użądleniu nie było nawet śladu.
  15. Też mam zęba Wertera w pojemniczku... Ja to jestem taka szurnięta, że jak kiedyś zdechł mi królik to ucięłam mu ogon i zostawiłam sobie na pamiątkę, uprzednio dokładnie oczyściwszy z resztek mięsa. Werter też nie przejmuje się żadnym hałasem, w Sylwestra śpi jak suseł. Również lubi ganiać motyle, ostatnio nawet upolował jednego i zjadł. :lol: Ale motyle to nic, najgorsze, jak na spacerze dostrzeże gdzieś bażanta i wbiegnie do lasu. Wtedy mogę sobie go wołać, a i tak nie przyjdzie. Trzeba przeczekać. Jedyne słowo, na jakie wówczas czasem reaguje, to "pyłki". Oznacza ono kurze i włoski widoczne w słońcu, na które uwielbia polować. W każdy słoneczny dzień idzie zaraz do południowej części mieszkania na łowy. Wystarczy, że usłyszy samą pierwszą literę, "p", a zrywa się gwałtownie, nawet jeśli jeszcze przed chwilą spał głęboko i szuka pyłków. Mi hodowczyni doradziła, bym uczyła szczeniaka sikać na tackę z pampersem. W ogóle to nie wychodziło, bo uznawał, że pieluszka najbardziej nadaje się do rozszarpywania zębami i zjadania. Ręce mi opadały, jak wchodziłam do pokoju i zastawałam zasikane posłanie i Wertera śpiącego na pampersie. Wreszcie poddałam się i zaczęłam go wyprowadzać na dwór. Oczywiście zaraz załapał, że za dobre zachowanie jest nagroda( jeszcze do niedawna oblizywał się zawsze, jak sikał, choć już od dawna nie dostaje za to smaczków), ale do tego, by nie zdarzało mu się nabrudzić w domu, droga była jeszcze daleka. Ale, jak już pisałam, to była tylko kwestia czasu. U mnie w domu nikt nie był zadowolony z imienia, które wybrałam, ale w końcu się poddali, choć z reguły trochę je modyfikują i wołają Werti, Wertuś a nawet Hati i Hacior - nie mam pojęcia, skąd to się wzięło. Ale pies rozumie, to najważniejsze. Też kiedyś dosyć mocno zainteresowałam się szkoleniem, ale zrezygnowałam ze względu na rodziców. Ciężko szkolić psa, kiedy wszystkie moje wysiłki były sabotowane przez pozostałych domowników. Zwłaszcza moja mama nie potrafi być stanowcza wobec niego. Pamiętam, jak czasem mówiła do niego siad, on się położył, a ona dawała mu nagrodę. Za co? "Za to, że w ogóle zareagował..." Na szczęście jest na tyle pojętny, że mimo wszystko nauczył się wielu komend i znaczenia słów, m.in "siad, szukaj, stój, czekaj, leż, szybko, daj, kot, ptak, nie, fe, piłeczka, kółeczko, pyłki, pokaż, aport, spacer". Jak zachował się źle, to i tak był zaraz tulony. Niestety często tak jest, że małe psy nie są do końca dobrze wychowane właśnie przez to, że są takie malutkie i słodziutkie. Jak Werter zawarczy przy kości, to wygląda to śmiesznie, ale jak wyobrazić sobie, że to byłby chociażby rottweiler, to już nie byłoby tak wesoło. Poza tym wystarczyło, że zapiszczał( albo nawet nie) i mama dawała mu kawałek ciasta/masła/kiełbasy/smażonej skóry z ryby/kapusty kiszonej czy czego tam akurat nie jadła, choć tysiące razy tłumaczyłam, by tego nie robiła, bo to ani dla niego zdrowe, ani wychowawcze, tylko potwierdza, że on tu rządzi. Trochę szkoda, że nie mam większego wsparcia ze strony rodziców, jeśli chodzi o psa.
×
×
  • Create New...