Jump to content
Dogomania

9 letnia bokserka z padaczką - Wega za TM ['] :(


Aganiok

Recommended Posts

straszne Lula przez co przeszliście Wy a przede wszystkim boksio...bardzo mi przykro

Ja mam natomiast DOBRĄ WIADOMOŚĆ : WEGA DOSZŁA DO SIEBIE!!!!!! Hurra
Na czuja odstawiłam nie Luminal ,ale psychotrop i ....juz nie jest pijana,wie o co chodzi,dziś na dworze szarpała smycz i chciała podskakiwać.Kamień z serca mi spadł, to Dipromal ją tak otumanił,wpadłam na to dość późno,bo Dipromal brała od 40 dni i nie było czegoś takiego.Nie umiem tego wytłumaczyć,ale tak jakby po tylu atakach mózg nie mógł poradzić sobie z psychotropem.Była podobna sytuacja 2 miesiące temu kiedy po atakach miała dostawać Mizodin,też ją strasznie powalił.

Tak więc do przodu,na jakiś czas Wega ocalona!!!!!!!!!!!!!!!

Link to comment
Share on other sites

  • Replies 112
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

Trzymam kciuki za Twoją psinkę. Ja niestey nie miałam nawet cienia szansy uratować swojej suni ( 11 lat ). Od pierwszego ataku padaczki do jej zejścia minęło zaledwie 36 godzin. W tym czasie miała 20 ataków padaczki. Była tak wykończona, że nic do niej nie docierało. Nie jadła, nie piła, stała w koncie i czekała na następny atak. Potem juz nawet nie miała siły stać. Ratując ją miałam wyrzuty sumienia że to robie, zamiast pozwolić jej odejść. Jak ja błagałam Boga aby zabrał ją przy następnym ataku, bo wiedziałam, że nie ma już dla niej ratunku a nie chciałam brać takiej decyzji na własne sumienie. Niestety, moje prośby nie zostały wysłuchane. Do końca swoich dni będę żyła z tą świadomością, że uśmieciłam największego swojego przyjaciela.
Życzę Ci abyście tą walke wygrały.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='myszkach']Trzymam kciuki za Twoją psinkę. Ja niestey nie miałam nawet cienia szansy uratować swojej suni ( 11 lat ). Od pierwszego ataku padaczki do jej zejścia minęło zaledwie 36 godzin. W tym czasie miała 20 ataków padaczki. Była tak wykończona, że nic do niej nie docierało. Nie jadła, nie piła, stała w koncie i czekała na następny atak. Potem juz nawet nie miała siły stać. Ratując ją miałam wyrzuty sumienia że to robie, zamiast pozwolić jej odejść. Jak ja błagałam Boga aby zabrał ją przy następnym ataku, bo wiedziałam, że nie ma już dla niej ratunku a nie chciałam brać takiej decyzji na własne sumienie. Niestety, moje prośby nie zostały wysłuchane. Do końca swoich dni będę żyła z tą świadomością, że uśmieciłam największego swojego przyjaciela.
Życzę Ci abyście tą walke wygrały.[/quote]
to niesty tak jest :-( moja Fidzia nie dała nam najwet najmniejszej szansy.
Rano wyjechalismy z domu z normalnym, radosnym psiakiem a po 2 godzinach drogi z samochodu wyszedł strzępek psa, przerażony, bez kontaktu. Szybko wracalismy do naszego weta, tylko po to zeby dowiedziec się, że on nic nie może i odesłał nas do specjalisty, który widząc tylko wyniki badań wydał wyrok :-( Walczylismy tylko 3 dni /dla nas/i aż 3 dni /dla suki/ przez cały czas suka była bez kontaktu, załatwiała sie bez kontroli, wstawała z posłania i szła rozbijając się o meble. A wszystko przerywane atakami o których bylismy poinformowani, że mogą wystapić, ale nie mieliśmy pojęcia jak to wygląda i co wtedy robić :-(
Wtedy byłam pewna, że podejmuję słuszną decyzję /W domu były jeszcze 2 psiaki, którymi trzeba było sie zajmować a my nie mieliśmy na to czasu bo ganialiśmy po wetach/, ale im więcej czasu mija tym ja mam więcej wątpliwości.
Biję sie z myslami czy nie powinnismy poczekać z podjęciem decyzji? czy można było jeszcze cos zrobić?

Link to comment
Share on other sites

[quote name='myszkach']Trzymam kciuki za Twoją psinkę. Ja niestey nie miałam nawet cienia szansy uratować swojej suni ( 11 lat ). Od pierwszego ataku padaczki do jej zejścia minęło zaledwie 36 godzin. W tym czasie miała 20 ataków padaczki. Była tak wykończona, że nic do niej nie docierało. Nie jadła, nie piła, stała w koncie i czekała na następny atak. Potem juz nawet nie miała siły stać. Ratując ją miałam wyrzuty sumienia że to robie, zamiast pozwolić jej odejść. Jak ja błagałam Boga aby zabrał ją przy następnym ataku, bo wiedziałam, że nie ma już dla niej ratunku a nie chciałam brać takiej decyzji na własne sumienie. Niestety, moje prośby nie zostały wysłuchane. Do końca swoich dni będę żyła z tą świadomością, że uśmieciłam największego swojego przyjaciela.
Życzę Ci abyście tą walke wygrały.[/quote]

O Matko 20 ataków,Boże na myśl o tym mam ciarki,bo wiem o co chodzi,pół roku temu nie zrozumiałabym tego.....Tak bardzo,bardzo mi przykro,nie wiem co mam napisać.....

Zrozumiałam dziś,że juz dwukrotnie wybroniłam Wegę od śmiertelnego zatrzyku.Pierwszy raz na poczatku sierpnia kiedy miała pierwszy stan padaczkowy,udało się go skończyć trzema tabl relanium5.Ale po tym miała przepisany Mizodin,który ją powalił,pies był pijany,rozbijał się o meble,bez kontaktu.Wtedy uparłam się (lekarz myślał o uspieniu,bo uważał ,że po tylu atakach to zmiany w mózgu,tak ją powaliły),że to lek tak wpływa...i rzeczywiście!Mało tego dwóch obcych weterynarzy do których dzwoniłam powiedzieli,że to niemożliwe,że połówka Mizodinu tak działa - a jednnak!

Teraz też jedyna opcja była taka ,że zwiększona dawka Luminalu ją otumania,zmniejszyłam i nic.I tak sobie pomyślałam,że jeśli zawiozę ją w sobotę do weta on powie no zmiany w mózgu,więc ostatnią nadzieją odstawiłam kompletnie Dipromal...i bingo.
Dzwoniłam dziś do weta i opowiadam o wszystkim ,pytam dlaczego po stanie padaczkowym TAK działa Dipromal, przecież go wcześniej brała i było ok.Odp tego nikt nie wie......
Na ten moment wiem,że stanu padaczkowego nie zatrzyma ani Luminal ani Relanium,ale mam dwie niebieskie ,weterynaryjne tabletki Sedalin (ten który dostała w zastrzyku i spała cały dzień,dzięki czemu mózg wypoczywał),mam nadzieję ,że Sedalin zapobiegnie serii ataków,jestem trochę spokojniejsza,ale czujna.

Ubiegły tydzień był koszmarem po prostu,ale Wega jest ciągle z nami i jest w kontakcie!!!

Mało tego,cały ubiegły tydzień spała na kocyku i teraz też tak zostało nie śpi na kanapie więc nie spadnie z niej przy ataku i nie posika łóżka.Kupię jej w nagrodę psie łóżeczko:evil_lol:.

Tak się cieszę,że ciągle ją mam,bo naprawdę nie wyobrażam sobie życia bez niej,przeżyłam już śmierć ukochanej suńci 13 lat temu,czas owszem leczy rany ,ale zawsze będę ją wspominać z łezką w oku.

Niestety Luminal jest bardzo szkodliwy dla wątroby,tak więc żadna prosta droga przed nami,dziś spokojnie piszę,spokojniej się czuję niestety padaczka nieraz mnie jeszcze zamknie w dzikiej rozpaczy i dlatego dziękuję wszystkim za słowa wsparcia ,wysłuchanie i mądre słowa i opisy własnych przeżyć,będę się z Wami dzieliła bólem i radością - DZIĘKI.
Jutro zrobię zdjęcia szczęśliwej Wegusi i poproszę Aganiok o wklejenie.

Pozdrawiam,trzymaj się myszkach napisz proszę,kiedy to się stało?

Link to comment
Share on other sites

[quote name='boksiedwa']to niesty tak jest :-( moja Fidzia nie dała nam najwet najmniejszej szansy.
Rano wyjechalismy z domu z normalnym, radosnym psiakiem a po 2 godzinach drogi z samochodu wyszedł strzępek psa, przerażony, bez kontaktu. Szybko wracalismy do naszego weta, tylko po to zeby dowiedziec się, że on nic nie może i odesłał nas do specjalisty, który widząc tylko wyniki badań wydał wyrok :-( Walczylismy tylko 3 dni /dla nas/i aż 3 dni /dla suki/ przez cały czas suka była bez kontaktu, załatwiała sie bez kontroli, wstawała z posłania i szła rozbijając się o meble. A wszystko przerywane atakami o których bylismy poinformowani, że mogą wystapić, ale nie mieliśmy pojęcia jak to wygląda i co wtedy robić :-(
Wtedy byłam pewna, że podejmuję słuszną decyzję /W domu były jeszcze 2 psiaki, którymi trzeba było sie zajmować a my nie mieliśmy na to czasu bo ganialiśmy po wetach/, ale im więcej czasu mija tym ja mam więcej wątpliwości.
Biję sie z myslami czy nie powinnismy poczekać z podjęciem decyzji? czy można było jeszcze cos zrobić?[/quote]

Napisz proszę o jakie wyniki badań chodzi? czy przed tą drogą samochodem pies był juz chory?
pozdrawiam

Brakuje mi słów ,żeby napisać jakie to wszystko straszne i smutne....

Link to comment
Share on other sites

[quote name='AgaZ']Napisz proszę o jakie wyniki badań chodzi? czy przed tą drogą samochodem pies był juz chory?[/quote]
pies był całkiem zywy i normalny, cieszyła się jak zawsze, że jedziemy, pierwsza wsiadła do samochodu.
A z badań miała zrobiona krew i biochemię, prześwietlenie płuc i jamy brzusznej i ekg. Więcej nie zdążylismy zrobić :-(

A wszystkie badania dlatego, że nasza wetka stwierdziła, że suka chyba traci wzrok i zaczęła szukac przyczyn. Mówiła, że albo jakies mikrowylewy albo inny ucisk na mózg i stąd te zaniki swiadomości i niedowidzenie. A ucisk na mózg to najpewniej nowotwór. Tyle, że nowotwory mózgu są wtórne nie pierwotne /czyli przeżuty/. I zaczęliśmy szukać skąd przeżuty, więc przeswietlenie, które wykazało guz na lewym płucu uciskający serce, wielkości piłki tenisowej. I tu nowe pytanie bo na płucach też są nowotwory wtórne, więc przerzuty albo z trzewi albo diabli wiedzą skąd :-(
Niestety nie starczyło czasu żeby znaleśc. Ja nie zgodziłam się na sekcję bo w tym czasie miałam zajęcia z anatomii i pomyslałam sobie, że jeśli oddam suke na sekcję to trudno mi będzie na tych zajęciach wysiedzieć bo ciągle będe miała odczucie, że gdzieś obok ja kroili :-(

Link to comment
Share on other sites

Tak masz rację boksiedwa,stąd wynikło podpisanie przeze mnie zgody na podanie Sedalinu (lekarz też liczył się z konsekwencjami).Ale nie było wyjścia,Wega musiała spać,trzeba było uspokoić nakręcony mózg,bo też doszłoby do 20 ataków i umarłaby z wycieńczenia.

Może inni weci mieliby inny lek do podania,mój stwierdził,że albo poda Sedalin,albo nie potrafi juz pomóc.

Straszna choroba,straszna ta cała otoczka,okropność.Na szczęście kolejna nocka spokojna,ufff.

Link to comment
Share on other sites

Dramat mojej suni zaczal sie dokladnie 13.09.2006. Pierwszy atak miala o 2.30 w nocy. Nastepny zas o 7 rano. Po drugim ataku pojechalam z nia do naszego weta. Byla wtedy jeszcze radosna i z radoscia go przywitala ( zawsze lubila do niego jezdzic). Nie miala problemow ze wzrokiem oraz sluchem. Po badaniach stwierdzil, ze moze to byc reakcja na toksyny robakow ( byla odrobaczana 6 miesiecy wczesniej ) lub awitominoza. Dal tabletke na robaki i zestaw witami. I nic wiecej. Mam do niego o to zal. Powinien dac jakis lek przeciwpadaczkowy a tu nic. Do godz. 17-tej bylo OK. Pies spal i odpoczywal. O 17 tej nastapil kolejny atak. Lecz nie bylo to jeszcze apogeum. Najgorsze bylo jeszcze przed nami. Od godz. 20-tej nastepowal atak za atakiem co 30 min praktycznie. Na drugi dzien to byl juz tylko cien psa z dnia poprzedniego. Od godz. 2 w nocy do 14.00 miala ich 10. Przy ktoryms z kolei mama zobaczyla jak sunia plakala prawdziwymi lzami choc byla praktycznie nieprzytomna. Serce kroilo sie na sam widok. Po ostatnim ataku w domu zawiozlam sunie do lekarza ( juz w kocu ) i jeszcze staralismy sie ja ratowac. Rece mi opadly jak dostala nastepnego ataku bedac pod kroplowka i w glebokim snie. Lekarz byl przerazony tym co widzial. Myslal ze my przesadzamy w naszych relacjach. Nie mial pojecia ze te ataki tak wygladaja i tak dlugo trwaja. Fakt sunia od kilku lat miala guza na sutku. Po wielu wizytach u wetow wszyscy mowili aby tego nie ruszac bo moze to tylko przyspieszyc proces nowotworowy. W miedzyczasie sunia miala ropomacicze i bardzo ladnie z tego wyszla. Teraz mysle ze operacja ta mogla uaktywnic raka. NIestety zdawalam sobie sprawe z tego ze po tylu atakach w tak krotkim czasie sunia nie ma szans na przezycie najblizszej nocy. Z ciezkim sercem i duzymi wyrzutami sumienia podjelam tak bolesna dla mnie decyzje. I zaluje jej bardzo bo w tej chwili juz z pewnoscia walczylabym do konca.

Link to comment
Share on other sites

Dzwonilam nawet ostatnio do swojego weta bo mialam jeszcze jedno pytanie w zwiazku z choroba i smiercia psa. Sam powiedzial mi ze poszedl do swojego profesora z uczelni i poprosil o opinie w tej sprawie ( a ponoc dobry fachowiec ). Profesor stwierdzil ze stanowczoscia ze byl to guz mozgu do ktorego jeszcze dolaczyl sie wylew. ALe opinia lekarza, ktory zalatwial na moja prosbe tomograf dla pieska stwierdzil, ze ze wzgledu na czas z jaka choroba sie rozwinela stawial na obrzek mozgu, z ktorego mozna psa wyciagnac. Nie zrobilam suni sekcji wiec do konca nie bede wiedziala co bylo przyczyna jej choroby. Nasz wet stwierdzil, ze klasyczne ataki padaczki wygladaja zupelnie inaczej niz ten co widzial u mojego psa. Dla niego byl to ewidentny ucisk mozgu. Fakt rok wczesniej odeszla na guza mozgu przyjaciolka mojego psa i raz bylam swiadkiem takiego ataku. Tamta sunia miala zdiagnozowanego guza poprzez tomograf. Dokladnie wygladalo to tak jak tutaj. Cokolwiek by to nie bylo wiem, ze mam na sumieniu zycie swojej najwiekszej przyjaciolki.

Link to comment
Share on other sites

Myszkach a ja uważam, że podjęłaś jedyną słuszną decyzję. Przy takiej liczbie ataków życie Twojego psa nie było życiem tylko pasmem udręk.
Psu nie wytłumaczysz, że może być lepiej, że jeszcze trochę i się poprawi. Dla psa liczy się "tu i teraz". Jeśli faktycznie jest nadzieja, że pies z tego wyjdzie, że nie jest to sprawa beznadziejna, to jest o co walczyć. Ale przychodzi chwila kiedy trzeba się zastanowić czy ma to jeszcze sens...W przypadku nowotworu mózgu, moim zdaniem - nie miało.

Link to comment
Share on other sites

Myszkach zrobiłaś wszystko dla Twojej suni czego mozna od przyjaciela oczekiwać,trudno mi sobie wyobrazić psa po 20 atakach....

jedyne co to mam wątpliwość co do osoby weterynarza:dlaczego nie przerwał tych ataków,z tego co piszesz nie podał żadnych leków.Gdybym przy pierwszym stanie podaczkowym Wegi nie podała relanium,ona by się wykończyła,mózg od pobudzenia i braku snu obumarłby,za drugim razem niestety relanium było nieskuteczne ,ale dostała ryzykowny Sedalin.
Nie wiem czy następnym razem coś przerwie stan padaczkowy,ale trzeba próbować go zakończyć.

i jeszcze jedna refleksja po Twoim poście,otóż gdyby większość włascicieli psów z padaczką robiła sekcję zwłok może to paskudztwo byłoby bardziej wyjaśnione,choć wcale nie wiem ,czy tak bym zrobiła.Nie wiem czy byłabym na siłach drążyć temat.

Czy ta ślicznotka na zdjęciu to ONA - Twoja przyjaciółka?Ile miała lat?

i jeszcze jedno przy obu stanach padaczkowych naprawdę myślałam ,niech ona odejdzie,niech ona nie cierpi,niech ja na to nie patrzę już więcej,niech wet powie nie ma ratunku.Wiem jak stan padaczkowy osłabia nie tylko psa ,ale i będącego przy nim człowieka,słabniemy wtedy z bezsilności.Zdaję sobie sprawę,że życie Wegi odroczone jest w czasie,że kiedyś naprawdę nic juz jej nie pomoże.....

trzymaj się ciepło myszkach,Twoja suńcia miała naprawdę fajną i oddaną pańcię.

Link to comment
Share on other sites

Tak, ten piesek na avatarze to moja Kora, ktora odeszla ponad miesiac temu. Najgorsze w calej tej sytuacji byla moja bezsilnosc i to ze moglam tylko stac i patrzec jak moj pies sie wykancza. Rok temu jak miala ropomacicze to przerwalam swoj urlop nad morzem i wracalam w nocy na cito przez pol Polski ( nie baczac na ciaze ) aby rano zabrac ja na operacje. Wtedy wiedzialam ze moge jej pomoc. W tym przypadku bylam bezradna i to mnie bardzo meczy, ze nie potrafilam uratowac psa, ktory uratowal zycie mojej mamy. Kora spedzila z nami 11 wspanialych lat.

Link to comment
Share on other sites

Tak pocichutku mówiąc,jest DOBRZE! Warto było przejść ostatni tydzień,żeby teraz oglądać moją lalunię taką szczęśliwą...achhhh słodycz.

Spanie na kocyku trwało,jak na poduszkowca dość długo jednak dwie ostanie noce nad ranem coś mnie przygniatać znów zaczęło:diabloti:.A ponieważ z konsekwencją u mnie krucho przykryłam jeszcze "ciężar" kołdrą.I co "ciężar" na to ....hyccccc na plecki,wtedy osiągnęła 100% szczęścia....:evil_lol:

Buziaczki

Link to comment
Share on other sites

[quote name='AgaZ']Tak pocichutku mówiąc,jest DOBRZE! Warto było przejść ostatni tydzień,żeby teraz oglądać moją lalunię taką szczęśliwą...achhhh słodycz.

Spanie na kocyku trwało,jak na poduszkowca dość długo jednak dwie ostanie noce nad ranem coś mnie przygniatać znów zaczęło:diabloti:.A ponieważ z konsekwencją u mnie krucho przykryłam jeszcze "ciężar" kołdrą.I co "ciężar" na to ....hyccccc na plecki,wtedy osiągnęła 100% szczęścia....:evil_lol:

Buziaczki[/quote]

Aga dusza mi się raduje kiedy to czytam :razz:
Trzymam kciuki, żeby tak już zostało!!!!

Link to comment
Share on other sites

[quote name='AgaZ']Do Aggi

Hej gratuluję decyzji,gdziś mi tam obiło się o oczy,że jakieś dzikie stworzonko z adhd ma się pojawić...No super,czy myślisz o szczeniaczku czy jakiegoś biedaka weźmiesz?

Pozdrawaiam[/quote]


[B][COLOR=darkgreen]To będzie mały szczeniak. Mieszkam z rodzicami i siostra i oni chca szczeniaka.[/COLOR][/B]

Link to comment
Share on other sites

Dwa i pół tyg bez ataku...aż się boję chwalić.Wydaje się być w bardzo dobrej formie i psychicznej i fizycznej.Zapanowało szczęście,mniej się boję powrotów do domu i nerwowego szukania mokrej plamy,mniej się boję nocy.Niestety pewnie do czasu...Ale nic póki co jEST DOBRZE!

Dziękuje wszystkim za dobre słowa

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...