Jump to content
Dogomania

Lucia - 8-letnia mała sunia z wielkim sercem. MA DOM !!!


Becia66

Recommended Posts

Kładę kres domysłom. Nie jestem wysterylizowana. :p

A oto co u nas:

[I]Z dziennika matki frustratki[/I]
[I]A na obiad to dziś zrobię tofu. Mój synek uwielbia tofu. Najchętniej takie w sosie z orzeszków ziemnych, bardzo nam ostatnio zasmakowało w knajpie. Niebiosom niech będą dzięki za Internet – jest przepis! Jednym okiem oglądam – tofu na deseczkę i w kosteczkę, marynata i sratatata – drugim okiem sprawuję macierzyńską opiekę. Dziecina słodko się bawi. To może ja pokroję to tofu i wrzucę do marynaty, to powinno tak parę godzin poleżeć. Idziemy do kuchni - mój synek, pięć psów, kot i ja. Drogę do lodówki blokuje mi leżący pies i bujające się złowieszczo krzesło – synek próbuje przemieścić je w kierunku blatu. Jest tofu. W takim jakby worku foliowym. Nożyczek nie ma tam gdzie być powinny, może powinnam iść ich poszukać, ale wtedy musiałabym zabrać ze sobą 5 psów ( nie mogę ich zostawić w kuchni, bo wszystko zeżreją) i dziecko, zapewne razem z krzesłem. Dziabię ten worek nożem, mało skutecznie, nadgryzam zębami i szarpię i ta ciecz w której to tofu się moczy mi się wylewa na koszulkę i na spodnie i reszta na podłogę. I to tofu też się wylewa, ale udaje mi się je ocalić w ostatniej chwili, zanim upadnie prosto w rozdziawioną, wiecznie głodną krokodylą paszczę Balbiny. No tak, w kosteczkę to ono nie będzie raczej, A, penis z kosteczką, nie forma się liczy tylko treść, więc szybko kroję w coś możliwie zbliżonego, przerywając tylko kilka razy, żeby : posmarować dziecku masłem kromkę chrupkiego chleba ( chleb z szafki wyjęło, stoi i wali pięściami w lodówkę), zabrać dziecku ścierkę którą bije Florence, zabrać Łucji ukradziony dziecku chlebek ( bo to niepedagogiczne, pozwalać jej kraść), zabrać Balbinie opakowanie po tofu, wyrzucić ze stołu kota, zabrać dziecku ścierkę, zabrać dziecku nóż, zabrać dziecku opakowanie po tofu, zabrać Balbinie ścierkę, zabrać tofu sprzed nosa Jego Wysokości który dyskretnie umieściwszy mordę na skraju stołu przesuwa się coraz bliżej deski z tofu, a na blacie zostaje po tej mordzie mokry ślad jak po ślimaku, nie jak po milionie ślimaków więc jeszcze muszę to wytrzeć tylko bym chciała wiedzieć co się do ciężkiej cholery stało z tą ścierką, która tu przed chwilą była. Że niby z czego ma być ta marynata? Sos jaki? Teryiaki? Nie mamy takiego i nie kupimy go raczej w lokalnym „kefirku”, ale nic to, mamy sos sojowy i mamy ekstrakt z suszonych śliwek i mamy – bums!!! Synek wybebeszył szafkę z garnkami, duża pokrywka spadła na podłogę, Florence się przestraszyła i na wszelki wypadek użarła Sonię w piętę, Sonia na wszelki wypadek zaczęła uciekać, a jak ucieka to nie patrzy i stratowała dziecko, które usiadło na Jego Wysokości, a na to wszystko wpadła Balbina, która myślała że skoro trzaskają garami to dają jeść. Ona zawsze tak myśli, nawet kilkaset razy dziennie. I mieszam jedno z drugim a synek bebeszy kolejną szafkę o cholera, tam są słoiki i butelki, ufff, wyciągnął puszkę… Uff nie trwa długo bo puszka jest zamknięta a dziecko by chciało, żeby nie była. Wali puszką o podłogę, Florence wpada w histerię a Balbina zaczyna szczekać do wtóru. Mam taką samą puszkę, tylko otwartą. Stoi na blacie po przeciwnej stronie stołu. Zawiera suszone śliwki w syropie własnym – lepkie, słodkie i przepyszne. Krzyczę do synka, żeby poczekał sekundę i że już mu dam taką samą puszkę tylko fajniejszą, obiegam stół, macham ścierką na kota, który z wyrazem obrzydzenia i niedowierzania moczy łapę w mojej marynacie, potykam się o Łucję, uderzam z całej siły bosą stopą o stołową nogę a kolanem o krzesło, rzucam przekleństwo a łapię puszkę, wracam, wręczam dziecku. Synek jest wyraźnie zadowolony. Pakuje łapę do puszki, wyciąga ociekającą sokiem śliwkę, próbuje, i wyraźnie mu smakuje, ale nagle orientuje się że ma łapkę w lepkim soku, a tego to on nie znosi, więc macha lepką łapką pryskając sokiem wokoło, a potem odkłada śliwkę na grzbiet Gjalpona i żałośnie jęczy „bachum, bachum” co nie wiedzieć czemu oznacza w jego pojęciu mycie łapek. Proponuję mokrą chusteczkę, paczka chusteczek zostaje uchwycona w lepką łapę i z pogardą ciśnięta w Balbinę, a synek łapie mnie za spodnie ( nie szkodzi, i tak są w tym odcieku z tofu), wstaje, z determinacją przysuwa sobie do zlewu krzesło, przy okazji wjeżdżając mi nim w kolano i depcząc drugą stopę. Gramoli się na krzesło i wściekle szarpie kran, bo do kurka nie sięga, a co to ma znaczyć, że się nie leje? Odkręcam wodę i stojąc jedną nogą na krześle żeby asekurować dziecinę usiłuję się wykręcić w helisę, żeby wyrzucić kota z marynaty. Cudem udaje mi się utrzymać równowagę, kiedy wpada na mnie całą masą swoich 70 kilo wściekły Gjalpo, któremu Balbina zdjęła z grzbietu przyklejoną śliwkę a przy okazji wydarła kosmyk sierści. Wrzeszczę na psy, a spuszczone z oka dziecię korzysta z okazji porywając z suszarki miseczkę, którą napełnia wodą i z satysfakcją wylewa sobie na brzuch. Oprócz dziecięcego brzuszka mokre jest też krzesło, moje spodnie ( ale to drobiazg) i spory kawał podłogi, i dlatego Łucja się przewraca do kałuży i mokra i obrażona idzie się położyć na kanapie. Zakręcam wodę, łapię synka pod pachę i wynoszę z kuchni ( omal się nie przewracając w kałuży), nie zwracając uwagi na żałosne protesty które szybko przechodzą we wściekły ryk. Z kuchni dochodzi mnie podejrzany brzdęk, więc sadzam ryczące dziecko na środku podłogi i gnam zobaczyć co brzęczało. Brzęczała Balbina, która próbowała zobaczyć co jest na stole i zrzuciła sobie nóż na głowę. Wyrzucam z kuchni Balbinę, Florence, Sonię i kota i zamykam drzwi. Synek ryczy dalej, ale już nie siedzi na podłodze, tylko wciera w fotel syrop śliwkowy – jakim cudem po myciu rączek, na skutek którego dokumentnie mokre jest dziecko, mokra jestem ja, mokry jest pies i podłoga też, jakim cudem, ja się pytam, udało mu się ocalić tą uświnioną łapkę przed kontaktem z wodą? Rzucam się z mokrymi chusteczkami ratować fotel, rzucam się przebierać dziecko, pod którym powoli formuje się kałuża, przy akompaniamencie wrzasków rozbieram synka do połowy, mniej więcej, nagle gdzieś w mózgu coś mi zaskakuje, ilość mi się nie zgadza więc pędzę do kuchni sprawdzić no i oczywiście, zamknęłam Gjalpa, musiałam go nie zauważyć jak wszystkich wyrzucałam. Gjalpo leży trzymając między łapami puszkę po śliwkach w syropie i dostojnie ją wylizuje. Całe szczęście, że się zajął śliwkami – tofu ocalało!!! Przebrałam, wytarłam, jeszcze raz wytarłam i wytarłam tez i wyrzuciłam i znów wytarłam, a potem przyjechał mąż i zajął się synkiem, a potem dziecię poszło spać, a ja to tofu opanierowałam i usmażyłam i zrobiłam sos i wyszło genialne, przepyszne, zachwycające! A potem synek się obudził i dostał obiadek . [/I]
[I]I spojrzał na swój talerzyk i spojrzał na mnie i jeszcze raz na talerzyk i rzucił talerzykiem o podłogę i tofu zjadła Balbina, a ja musiałam smażyć racuchy.[/I]

ej, [B]3x[/B] - a się wystawialiście, czy tylko tak na rekonesans wpadliście?

Ja się poprawię, ja będę pisać, ja obiecuję.

Link to comment
Share on other sites

  • Replies 4.8k
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

Ha ha ha ha ha. Oj pięknie opisałaś to Florentynko, jak zwykle w genialnej formie. Jak czytam Twoje opowieści, to własne życie śmiga mi przed oczami. Czuję, że nie jestem sama w tym wariatkowie psio-dzieciowym. Koniecznie musisz tu być Florentynko, bo bez Ciebie wszyscy uciekają. Rewelacyjny powrót! :multi:

Link to comment
Share on other sites

[B]Mamonabank[/B] - a gdzie mi tam do Ciebie, ja mam jedno dziecko, a Ty... Ty to musisz być jakąś niemożliwą acz istniejącą kobietą - tytanem. Ja sobie nawet nie wyobrażam jakie tam u Was muszą odchodzić szaleństwa.
A tak w ogóle to co słychać?

Wiecie, bo to jest tak: każda z nas zapewne miewa od czasu do czasu dogowstręt i dogorzyg i inne takie. Zmęczona jestem nieustannymi aferami i dostawaniem miliona wiadomości utrzymanych w tonie roszczeniowym albo płaksiwym, że kolejny Pikuś potrzebuje drobnych trzech tysięcy miesięcznie żeby zamiast w schronisku siedzieć w porównywalnych warunkach tyle że pod logo DT. Moje pięć " Pikusiów" chyba nie ma do dyspozycji takiej kwoty, nie wiem bo im nie liczę, a żyją na niezgorszym poziomie, no więc jak tu się nie zżymać?
Ale tak na stałe to ja sobie stąd nie pójdę, o nie, bo Was lubię! Towarzystwo zgromadzone na tym wątku to jest to za czym tęskniłam i co mnie tu jak magnes przyciąga.
A poza tym donoszę ( rozpierana macierzyńską dumą) że moje dziecko ma troskę o zwierzęta we krwi! Rano idziemy do kuchni i Maksio biegnie otworzyć zwierzęcą szafkę, wywleka kocie chrupki i puszki i karmimy Amelię. Potem można nakarmić Maksia, a zaraz potem Maksio bierze kocią puszkę, ja butelkę z mleczkiem i zasuwamy karmić osieroconego kota sąsiada. I nie ma zmiłuj się - deszcz nie deszcz, zimno i paskudnie - Maksio musi brać w tym udział. Sypie kociej sierocie chrupki, nalewa mleko i jest tak przejęty że miło popatrzeć.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Florentynka']
ej, [B]3x[/B] - a się wystawialiście, czy tylko tak na rekonesans wpadliście?
[/QUOTE]

my byliśmy poza wszelka konkurencia ;)
Prodzik jest podan chinami ;)

nie wyrobiliśmy mu jeszcze rodowodu
i szczerze powiem, że nie wiem czy wyrobimy
jakoś rok minał prawie a nam sie nie udało ;)
ale Grem chce spróbować
chyba żeby choć raz wygrać i dowartościować nas, że gangreniec nie taki zły na jakiego nam pozuje :evil_lol:

Link to comment
Share on other sites

[B]Florentynko[/B], no bardzom tytanowa, bardzom, jak lotniczy silnik odrzutowy :-D Ja już po prostu przestałam liczyć, większość posortowałam w pary, kupiłam w IKEI garnek 10l i jakoś się kręci ;-)
A szaleństwo jest permanentne od rana do nocy i w nocy często też, jak nie kot, to dzieciak, jak nie dzieciak to pies, zawsze ktoś się... brzydko chciałam napisać, chyba za brzydko jak na forum. Każdy ma swoje pięć minut, średnio co godzinę. Jak jeden skończy drugi zaczyna. Będę musiała sprawdzić na allegro, czy są jakieś części zamienne z tytanu ;-)
O na ten przykład Mopiczek dzisiaj w ramach swoich pięciu minut poszedł sobie mieszkać gdzie indziej, wyszedł na dwór jak zwykle i zniknął. Wołanie, gwizdanie, Hyźkowe szczekanie nic nie było go w stanie przywołać. Już układałam sobie plakat poszukiwawczy, gdy zadzwonił telefon, przeczytany przez dobrą duszę z adresówki (jednak się przydaje). Okazało się, że pies jest na tej samej ulicy, kilkaset kroków od domu. I pewnie sam by wrócił, gdyby nie fakt, że strasznie dużo ludzi chciało go ratować, łapali go taksówkarze i przypadkowi przechodnie, bezskutecznie. Nie dał się złapać, bo pewnie chciał wrócić. Zagonili go w końcu do klatki schodowej, zabrali do domu, utulili, ucałowali i zadzwonili. No i znów nas jest tyle samo. Swoją drogą, szkoda, że każdego kundla tak nie ratują jak mojego, nie byłoby psów na ulicach.

Co do rzygu, kwiku i wstrętu, ja osiągnęłam już kolejny etap wtajemniczenia. Przemyślenia moje na ten temat kompletnie nie nadają się do publikacji, są bardzo gorzkie. Ale Luciowego wątku nie ominę, o nie! Chciałam za Wami nadążyć na BB, ale mnie przerosło, za dużo strat miałam w postach, ciągle byłam nie w temacie.

A Tośka to jest osobny jeszcze temat... O rety! Niebo nam to dziecię otworzyło, tyle dobra z nią przylazło na ten świat, że uwierzyć trudno. Niby zwykły człowiek, a taki fajny :-)

Foty jakieś bym pooglądała :-D Pokażcie swoje cuda!

[B]3x [/B]Ty też pokazałabyś swojego Księciunia!

Edited by mamanabank
brzydkie słowo
Link to comment
Share on other sites

[B]Mamonabank[/B] - no tak właśnie sobie to wyobrażałam, mniej więcej.
A historia z Mopikiem piękna. Do mnie nigdy nikt nie zadzwonił w sprawie uciekającej Łucji ( Łucja już nie ucieka, Maksio ją z tego wyleczył).

A to poniżej , to pokłosie bardzo specjalnej sesji foto, między innymi. Bo Maksio dostał bzika na punkcie aparatu, a jako dziecię naszych czasów błyskawicznie się uczy gdzie się co naciska. I tak oto dziś przypadkiem napadł mnie, kiedy czaiłam się na niego z aparatem i pstryknął fotkę Łucji. Jak ją zobaczył na wyświetlaczu to oczy mu zaświeciły, dotknął wyświetlacza, dotknął Łucji, krzyknął "TA!!!" i powlókł mnie żeby fotografować kolejne psy. Wszystkie zdjęcia psów są autorstwa Maksia:
[URL]https://picasaweb.google.com/florentynka.psy/MaksioDeszczowyINieTylkoIMaksioweZdjeciaPsow[/URL]

Link to comment
Share on other sites

ooooooooooooooooooo - Balbiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiina :wolfie: Mordeńka chudziutka, krzywołapkanóżkowowanienkowa :loveu: Maksio zrobił te zdjęcia???

Jaki gentelmen, jaki facet! Pamiętam jak majuska pokazywała nam Pacię mniej więcej w tym wieku, gdy my miałyśmy oseski, taka dorosła się wtedy Pacia wydawała siadając na piętach, robiąc minki, w porównaniu z new bornami :-D

Hej, hej! Gdzie wszyscy jesteście? Liście Was przysypały? ;-)

edit. dorosła Tośka:
[url]https://plus.google.com/photos/107636411004455319114/albums/5936358352810987537?banner=pwa[/url]

Edited by mamanabank
Link to comment
Share on other sites

Jestem, jestem, chwilowo weekendowo odgrzebana z roboty ;)
Zaraz jedziemy z Kacprem do babci Tosi od jamników na obiad, czekam, aż mi się maleństwo obudzi :)

Maks zdolny niesamowicie po mamie :D zdjęcia super!
Kacper też jest typowym dzieckiem naszych czasów - aparat, komórki to najlepsza zabawka, nie wiem skąd on wie, gdzie się odblokowuje każdy model. Oddzwaniają do mnie ludzi, bo Kacper "przypadkiem" wybrał ich numer ;)
Ostatnio zmienił mojej mamie zdjęcie na tapecie - oczywiście ze swojego (oseskowego) na swoje bardziej dorosłe :D :D :D
Plus tego jest taki, że po trzech latach mojego gadania Paweł w końcu powiesił telewizor na ścianie - gdy stał na komodzie Kacper miał świetną zabawę z włączeniem lub wyłączaniem go... Niestety problem rozwiązał się połowicznie - dziecko wdrapuje się na komodę i stojąc na niej nadal ma zabawę z włączaniem / wyłączeniem telewizora :roll: no nic, kiedyś mu się znudzi ... mam nadzieję...

Nie widzę Tośki, album jest prywatny :( A bardzo chciałabym zobaczyć!

Link to comment
Share on other sites

Tośka świetna!!!

[B]Andzike[/B] - to wdrapywanie się jest straszne, prawda? Maks się wdrapuje wszędzie, wszystko włącza i wszystko otwiera. Komórką się bawi, oczywiście i złości się że ekran w "jego" laptopie nie działa na dotyk. BTW - czy wiedziałyście o istnieniu gier komputerowych dla kotów?
A jeśli o koty chodzi - mam dylemat. Ta kocia sierota co ją dokarmiamy jest bardzo sympatycznym kotem. Wyraźnie, oprócz karmy, potrzebuje ludzkiego towarzystwa. Zeszłego roku też go karmiliśmy, ale wtedy jeszcze się dziczył, nie pozwalał się dotknąć, a teraz... łasi się, wywraca brzuchem do góry i jest bardzo wylewny. Ostatnio przyszedł i znienacka zaczepił Adama, który coś tam robił w garażu - łapą szturchał i domagał się pieszczot. No i mój dylemat polega na tym: moglibyśmy dać mu dach nad głową, psy by to jakoś łyknęły, a on zdaje się na to liczyć. Tylko że to jest kocur, więc ewentualne zamieszkanie z nami = natychmiastowe ucięcie jajek. I pytanie - a co będzie, jeśli on dojdzie do wniosku, że nie chce jednak z nami mieszkać? Przecież wtedy taki wykastrowany może sobie nie dać rady z różnymi dzikimi i półdzikimi kociskami. A nawet jeśli zechce zamieszkać z nami, to i tak będzie kotem wychodzącym, bo zawsze miał swobodę ruchów. No i co ja mam zrobić?

Link to comment
Share on other sites

Ja myślę, że kocur na pewno da sobie radę. Nasz Filip jest właśnie takim wyciętym, wychodzącym kocurem. Wykastrowany był, kiedy nie miał jeszcze roku. Teraz ma 10 lat. Różne starcia z dzikimi kociskami miał, głównie o miejscówkę i teren. Raz jeden tylko któryś dziabnął go w łapę, z kotkami się przyjaźni i co jakiś czas przyprowadza młode kotki, i sobie szczebioczą. Trzeba też przyznać, że domowe koty zwykle są w lepszej kondycji, niż dzikie. Silniejsze, większe, lepiej karmione, zdrowe. Wycięcie też sprzyja masie. Dzikie koty są często cherlawe, nie mają szans z domowymi tłuściochami, pieszczochami.
A i przecież kociarze kastrują/sterylizują miejskie koty, a potem wypuszczają na wolność, gdyby to stanowiło jakieś zagrożenie, to pewnie miłośnicy kotów nie robiliby im tego.
Sama wizyta u weta byłaby pewnie sporym stresem dla niego, musiałabyś uważać, żeby nie czmychnął i nie zaszył się gdzieś potem na dłużej. Po ostatnim czyszczeniu uszu nasz kot zwariował kompletnie, zdziczał, nie chciał jeść, schudł o połowę, ze dwa miesiące trwało przywracanie go do stanu normalności, może dłużej, ale po samych szczepieniach nie było takich jazd nigdy. I jak to jest z kotami, trzeba pilnować tak jak psa przez tydzień, a potem zdejmować szwy, bo nie pamiętam? Wydaje mi się, że Filip miał jakieś rozpuszczalne ewentualnie i nie chodził w żadnym kołnierzu.

Link to comment
Share on other sites

Hej dziewczęta !
U nas sraczka panuje :( a poza tym to zapiernicz jest cały czas jakis , stąd weny często brak...no ale jak wiele z Was już pewnie zauważyło, nudno nie jest:

[IMG]http://img96.imageshack.us/img96/5408/t7ro.jpg[/IMG]

Mamonabank jestem pod wrażeniem Panny Tośki, toż to kawał baby jest, czy starsze latorośle stanowią jakies odciążenie dla Ciebie w opiece nad nią, czy wręcz przeciwnie?:eviltong: Ciesze sie, że tyle dobra na Was spłyneło wraz z Tośką, oby spływało go coraz coraz więcej;):lol:

Heńka mam niedosyt ..i jego starszego brata!!!!

Flo, nie bój o ucięte jaja, żaden problem dla kota, mój od maleńkości bez jaj , a poprzednim osiedlem , które zamieszkiwaliśmy trząsł, ważne, żeby pazurów mu nie obcinać, ale nie posądzam Cię o to w nawale innych obowiązków :D Kastracja jest bardzo lajtowym zabiegiem, żadnych kołnierzy nie trzeba, a szwy się rozpuszczają, tylko przegłodzonego kotka do weta dostaczyć:eviltong:..no i portfel naszykować :D

Link to comment
Share on other sites

Oj, majusko, pewnie, że pomagają, chociaż staram się nie wykorzystywać ich zanadto i pamiętać, że to mój dzieciuch :loveu: jednak dzięki nim mogę wyjść np. na godzinę na spacer z burkami, nie martwiąc się, że Tośka będzie się nudzić i płakać za mną, dzięki nim mogłam nawet wychodzić na cztery godziny ucząc się jeździć i dorobiłam się wreszcie prawa jazdy :-D wcześniej nie miałam czasu ;-) dzięki nim zdarzyło mi się nawet do kina wyjść. Jest dobrze :-) Są oczywiście momenty, że nie chce im się itd. ale w sytuacji podbramkowej zawsze mogę na nie liczyć. No i starsze latorośle uwielbiają młodsze, także fajne życie jej się szykuje, można jej zazdrościć ;)

Majusko, a propos kota, jak długo przyzwyczajały się Twoje koty do zmiany mieszkania? Czują się już jak u siebie?

Link to comment
Share on other sites

No to super, taka godzina z burkami na spacerze to luksusy!!!! a o czterech godzinach to juz nawet nie wspomnę :D
Moje koty przyzwyczajały się tak :
Śruba 10 minut i czuła się od razu jak u siebie :)
Rogaś to chyba do tej pory się tu nie czuje ...tak z parę dobrych miesięcy lał mi w taki cudny puszysty fioletowy dywanik w łazience....

Link to comment
Share on other sites

[B]Figafiga[/B], no ja nie mogę!!! Piękne dzieciory, Heniek z tą czupryną niesamowity jest! A Ty wyglądasz jak nastolatka - wariatka, a nie poważna matka!
[B]Mamonabank[/B] - prawo jazdy - gratuluję najserdeczniej, Zostałam zatem ostatnią we wszechświecie tylną częścią tuszy wołowej, która nie ma tego papierka. Czuję się jak upośled jakiś. Muszę znaleźć czas na to. Czyżby metodą było dorobienie sobie więcej dzieci, żeby się sobą wzajemnie zajmowały?

[IMG]http://img534.imageshack.us/img534/5827/uv6r.jpg[/IMG]

a tak oto Gjalpo suszył się po wczorajszej kąpieli... Maksio bardzo się ucieszył z błota przyniesionego do domu.

Edited by Florentynka
Link to comment
Share on other sites

Aaaaaa.... [B]FigaFiga[/B] - Ty naprawdę wyglądasz jak kilkunastoletnia siksa, a nie Matka Polka :D :D :D Super fryzura, a chłopaki - jeden przystojniejszy od drugiego :loveu: Rozwalają mnie oczy Henia - tu akurat za bardzo nie widać, ale na mmsach ma fantastyczny błękit :D
[B]Flo [/B]- rób prawko, rób, to niesamowicie przydatna umiejętność, szczególnie jak się ma samochód ;) ja niestety nadal cierpię z braku tego ostatniego, ale codziennie odkrywam jak bardzo Warszawa rozwinęła się komunikacyjnie przez ostatnie kilka lat:crazyeye:
Gjalpo rewelacyjny, nie wątpię, że Maksio byl zachwycony błotem w domu :evil_lol: Ty pewnie trochę mniej? :D

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Florentynka'] Zostałam zatem ostatnią we wszechświecie tylną częścią tuszy wołowej, która nie ma tego papierka.

[/QUOTE]


przedostatnią :oops: :-D:-D

[SIZE=2]też nie mam stosownego papierka , ale [/SIZE]moja teściowa zrobiła prawko po 50-tce , więc się pocieszam

Edited by figa33
Link to comment
Share on other sites

E tam, bez przesady. Od razu tylna część i upośled :roflt:
W sumie... szofera na co dzień też nie każdy może mieć, prawda? Tylko prawdziwe damy, hmm :p A dzieci im więcej, tym więcej ..up do wożenia, to bardziej w tę stronę idzie ;-) dlatego z damy zdegradowana zostałam do roli drugiego szofera.
A nasz autobus też się właśnie zgracił i pojechał do sanatorium na jakiś czas, nie wiadomo kiedy wróci.

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...