alea Posted August 28, 2004 Posted August 28, 2004 Od kilku dni zastanawiam sie nad jedną rzeczą. czy oddałam psa w dobre ręce czy nie... tzn czy odradzać znajomym pewną lecznicę czy może się mylę... Może zaczę od początku. mam czternastoletnia najukochańszą na świecie sunie, takiego psiego przyjaciela , z którym dojrzewałam, który chodził ze mna do szkoły ( tak , tak chodziła zew mną na zajęcia ;) ) i zjezdzil pół Polski również pod względem gabinetów weterynaryjnych. No zawsze byłyśmy nierozłaczne. Otóz . jakieś cztery tygodnie temu mój pies zaczą łsię żle czuć - osłabł, przestał jeść. decyzja natychmiast do weta. obmacała ją kobitk podejrzanie - ropomacicze zalecenie zrobić badanie krwiW miedzyczasie telefon do specjalisty na urlopie czy podejmie się operować czternastoletniego psa - zgodził się. nastepnego dnia wziełam suke na badanie krwi kazali pytac o wyniki po południu. I wtedy sie zaczeło.. Najpierw o umówionej godzinie poszłam spytać o wyniki sama ( pies ledwo łaził, był słaby nie chciałam jej targać ze sobą ) grzecznie zapukałam do gabinetu, akurat ktos był .. więc mnie wyrzucono i kazano czekac, potem przepuszczono jeszcze jednego pacjenta poniekad słusznie bo ja chciałam bez kolejki ( miałam w domu cierpiącego psa) . wreszcie doczekałam się ( zajęło to godzine ) i dowiedziałm się ,że wyników jeszcze nie ma. poszłam do domu. Pomyślałam tym razem zadzwonię moze tak będzie lepiej.Ppo godzinie podniosłam słuchawką - przepraszam czy są wyniki badania krwi mojego psa? - odpowiedz. proszę pani podam pani nr do laboratorium niech się pani sama pyta............ Zadzwoniłam były . powiedzieli ,że przekaża do lecznicy. No to po chwili dzwonię do lecznicy i znowu pytam tym razem żeby się w końcu dowiedzieć co się dzieje z moja sunią. pytam czy wyniki są dobre , czy to moze ropomacicze... , no bo w końcu się na tym nie znam.. Usłyszałam odpowidź ,że powinnam przyjść psem, bo on w końcu zwierzaka nie widział i musi zobaczyć. Więc tłumacze mu ,ze psa się nie udało zbadać poprzedniej pani na dyżuze bo strasznie napinał brzuch i wszystko zależy od badania krwi. Powiedział ,że tak nie będzie ze mną rozmawiał, więc stwierdziłam,że mimo wszystko przyjdę. Nie mam daleko do tej lecznicy, ale moja sunia ledwo tam lazła, przystawałyśmy co kilka metrów..ledwie przeniosłam ja przez skrzyzowanie, ale udało sie i w końcu dotarłysmy na miejsce , musiałyśmy tam trochę poczekać... Lekarz dyżurny obejrzał wyniki badania krwi , potem zaczął obmacywać mojego psa - i stwierdził ,że psa zbadać się nie da boi ma za bardzo napięty brzuch. i że pzrydałby się specjalista który jest na urlopie...wiec mu mowie,ze spec zgodziła się operować suke, trzeba się z nim tylko umówic. No .. raczył zadzwonić do speca - umówiliśmy się na operację za trzy godziny - co za ulga- uff. Poszłam, przeniosłam psa do domu ( niestety nie mam samochodu) i zatargałam do lecznicy ponownie trzy godziny póżniej. Przyjechał spec, dał psinie "głupiego jasia" żeby sie dała obmacać i stwierdziła ,że to nie ropomacicze ale coś tam jest i warto zoperować psa. Podczas operacji rozmawiał z kumplem przez komórę - nie podonbvało mi sie to ale co było robić - psina juz leżała z rozciętym brzuchem. oczywiście,że sie zfodziłam. faktycznie znaleziono wielkiego guza ( wielkości kurzego jaja) na macicy i zmainy na sieci. dowiedziałam sie,że mój pies długo nie pożyje i myślałam że zwarjuje z rozpaczy. Odradzono mi badanie histopatologiczne guza , bo " dla psów nie ma chemioterapi" myśłałam ,że padne na miejscu . No nic zawieżliśmy z kumplem sunie do domu. Następnego dnia wstała glodna. spałaszowała pół kurczaka, jak poiszłyśmy na zastrzyk lekarz ,zdziwił się że je i stwierdził "że cuda sie zdarzają" Ja byłam szczęśliwa bo pies stawał na łapy;). To był czwartek . następnegdnia moja kochana sunia straciła apetyt. poszłyśmy znowu do weta na antybiotyk i z pytaniem caemu tak się dzieje. dowiedziałyśmy się ,że ty psem zajmuje sie ten wet , który ja operował ( na urlopie ) i do niego mamy uderzać z pytaniami bo to " lekarz prowadzący". zadzwoniłąm, nie odebrał.. To była piatek. w sobote pies ledwie zył, wytrzymywałysmy do wieczora. W końcu zadzoniłam po taksówke i pojechałayśmy do całodobowej lecznicy. Zaspany wet dał jej środek przeciwbólowy i przeciwwymiotny. To samo było w niedziele, ale inny lekarz na dyżurze doradziła nam by zgłosic się do dsoktora Jagielskiego na Białobrzeskiej ( mieszkamy teraz w warszawie) No nic w poniedziałek rano udało mi sie dodzwonić do lekarza który operował mojego psa. opisałam mu co się działo - stwierdziła ,ze to pewnie zaczynają się przezuty i wyłączył komórę..... Zadzwoniłam na Białobrzeską, okazało się ,że doktor Jagielski jest na urlopie, ale podano mi jego komórę , dodzwoniłam się - umówiliśmy się na wieczór. Pojechałyśmy - rozpoznanie - zaawansowana żółtaczka, badanie krwi to potwierdzilao. Jagielski podejrzewał nowotwór wątroby i skierował na USG. USG wykazało zmiany zapalne na wątrobie i powiększoną trzustke, i stany zapalne ( nie guzy ) na sieci - mozliwy nowotwór rozsiany , ale zaczeliśmy leczenia jak na zwykłe zapalenie - i..........PIES STAJE NA ŁAPY!!!!!!!!!!! Odzyskuje humor,chęc do zabawy i jest coraz lepiej. nie wiem jak dalek ma posunięty nowotwór i co będzie dalej , bo za pare dni ponowne USG i badanie krwi itd. Ale powiem jedno . zauważyłam cos niesamowitego ( dla mnie ) w zachowaniu mojej suki. Ona zawsze ,male to zawsze, uciekała od weterynarzy , raz wymskneła się przed lecznica z obrozy i musiłam ją gonić przez pól miasta, a do lecznicy na Białobrzeskiej sama chętnie wchodzi ( wręcz ciągnie) i grzecznie kładzie się i śpi pod kroplówką... Dla mnie opinia mojego psa jest najważniejsza Goraco polecam lecznice w Warszawie, ul Białobrzeska 40 A. I pytanie. Czy jest możliwe zarażenie psa podczas operacji a dokładnie zakażenie wątroby, bo jeśli tak zacznę znajomym odradzać pewną warszawską lecznicę Przpraszam za zbyt długą wpowiedż, ale w sumie musiałm to komuś opowiedzieć. Quote
yvonne_s Posted August 28, 2004 Posted August 28, 2004 Wiesz, ja na twoim miejscu odradzałabym tą lecznicę chociażby z tego względu, że pacjenta traktuje się tam jak śmiecia. Rozumiem, że za zabieg i wszystkie wizyty zapłaciłaś - a traktowano cię jak intruza. Już samo to jest karygodne - po prostu nóż się w kieszeni otwiera jak się czyta o takiej "drodze przez mękę". Nigdy nie chciałabym się znaleźć w takiej lecznicy ze swoim psem. A co do zapalenia wątroby - to nie wiem, czy psy mogą zarazić sie podczas zabiegu tak jak ludzie, na chłopski rozum wydaje sie że tak, tylko że u ludzi okres inkubacji WZW typy B i C (czyli od zakażenia do objawów) trwa około 180 dni. Ale na ten temat musieliby sie wypowiedzieć nasi weterynarze. Quote
alea Posted August 28, 2004 Author Posted August 28, 2004 dziękuje yvonne_s nie sądziłam,że komuś będzie się to chciało czytać, wiem ,że ta wypowiedź jest chaotyczna, ale chyba na razie nie potrafię o tym spokojnie mówić. Oczywiście ,ze płaciłąm za wszystko . sama operacja 550 zł i codzieninie mniej więcej 40 - 50 zeta. Dla mnie nic to w sumie . Jakieś dwa lata temu tknieta jakimś dziwnym przeczuciem otworzyłam sobie konto gdzie odkładałam na ewentualne leczenie psa, troche się uzbierało i teraz się przydaje. Ale cały czas zastanwiam czy podać namiar na lecznicę, nie poznałam wszystkich pracujących tam osób , może komuś zaszkodzę... natomiast doskonale wiem , która polecic, tym bardziej jak spoglądam w oczy mojej ukochanej suni, która już od jakiś dwu tygodni mial nie żyć , a teraz merda do mnie tym kundlowatym zkręconym ogonem i patrzy w oczy...I wiem ,że jeszcze chce zyć i poleżeć w trawie... i wytarzać się w śniegu.....I dzięki doktorowi jagielskiemu chyba jej się to uda :)) Quote
Flaire Posted August 29, 2004 Posted August 29, 2004 alea, Przykro mi z powodu choroby Twojej suni. Mam nadzieję, że już wraca do zdrowia. Ale cały czas zastanwiam czy podać namiar na lecznicę, nie poznałam wszystkich pracujących tam osób , może komuś zaszkodzę... alea, przeczytaj regulamin. Publicznie namiar na lecznicę możesz podać tylko jeśli również podasz dokładne namiary na siebie - anonimowe tego typu opinie nie są na dogomanii miło widziane i zostałyby usunięte. Osobiście radziłabym podawać te dane tylko na priw zainteresowanym osobom.A o lecznicy państwa Jagielskich już kiedyś dużo dobrego słyszałam. Ja bym radziła trzymać się już weta, który Ci przypadł do gustu, a tych, którzy nie przypadli - po prostu unikać. I takie pozytywne opinie dogomania bardzo lubi. :D Quote
asher Posted August 29, 2004 Posted August 29, 2004 alea, zdcecydowanie odradzac lecznicę! odsyłanie do laboratorium, żeby dowiedzieć się o wynik badania, wyciąganie kasy, bo lekarz nie będzie rozmawiał przez telefon, gadanie porzez komórkę w trakcie operacji, odprawienie z kwitkiem, kiedy z psem dzieje się coś złego, bo lekarz prowadzący jest na urlopie?! co to w ogóle ma być???!!! piszesz, że wahasz się, bo nie poznałas wszystkich pracujących tam osób. cóz, po takich doświadczeniach ja wcale nie miałabym ochoty ich poznawać. jeśli mimo wszystko nie chcesz piętnowac lecznicy publicznie, podaj mi prosze namiary na priv. Quote
alea Posted August 29, 2004 Author Posted August 29, 2004 bym radziła trzymać się już weta, który Ci przypadł do gustu, a tych, którzy nie przypadli - po prostu unikać. I takie pozytywne opinie dogomania bardzo lubi. :D Wiesz co Flaire Co prawda nie podam publicznie nazwy lecznicy, ale nie do końca się Z Toba ( no i z regulaminem ) zgadzam. Być może informacja o tych weterynarzach ocaliłaby życie paru psiakom. Wyobraż sobie,że mało co brakowało -idąc za podszeptem lekarzy z owej lecznicy uśpiłabym psa. Był moment ,że myślałam ,że przypadek mojej suki jest po prostu tak beznadziejny, ze nawet wetom nie chce się w to angażować. I naprawdę gdybym nie znalazła namiarów na lecznicę na Białobrzeskiej. Mój pies spoczywałby juz na "Psim losie" Po prostu moja psina tak cierpiała ,że wydawało mi się to najlepszym rozwiązaniem. Tymczasem właśnie wróciłysmy ze spaceru , gdzie mój stary , umierający pies w najlepsze szalał z pewnym wyżłopodobnym osobnikiem. Jestem po prostu wściekła,ze uwieżyłam tamtym lekarzom, że idąc za ich podszeptem nie zrobiłam badania histopatologicznego guza. Bo teraz w sumie nie wiem czy był on złośliwy czy nie, i trzeba będzie zrobić kolejne USG, biopsię itd... zamiast isc do parku. :evil: Quote
Flaire Posted September 6, 2004 Posted September 6, 2004 Wiesz co Flaire Co prawda nie podam publicznie nazwy lecznicy, ale nie do końca się Z Toba ( no i z regulaminem ) zgadzam. alea, w regulaminie chodzi o to, żeby zapobiec anonimowemu oczernianiu. Żadne szanujące się media nie publikują tego typu anonimów. W każdym cywilizowanym systemie, oskarżony ma prawo wiedzieć, kto go oskarża - tylko wtedy może mieć szanse skutecznie się bronić. Więc jeśli zależy Ci bardzo na ujawnieniu namiarów na tę lecznicę, to możesz to zrobić, czy tutaj, czy na łamach prasy, ale tylko jeśli ujawnisz równiesz swoje nazwisko i namiary. Być może informacja o tych weterynarzach ocaliłaby życie paru psiakom. Być może w niektórych przypadkach - tak. Natomiast w innych - spaskudziałaby życie niewinnym ludziom. Przykro powiedzieć, ale próby takiego oczerniania niewinnych osób (zwykle przez konkurencję) już na dogomanii się zdarzały i właśnie temu staramy się zapobiec. Quote
Wind Posted September 6, 2004 Posted September 6, 2004 alea, To co opisalas, jest tak przerazajace iz nie wyobrazam sobie, ze moglabym przez przypadek trafic do "lecznicy", w ktorej tak Twojego psa i Ciebie potraktowano. Dlatego bardzo prosze, przeslij mi namiary tego miejsca na priv, abym nigdy nie skorzystala z uslug tych lekarzy i skutecznie mogla przestrzec swoich Przyjaciol. Dziekuje i pozdrawiam, Quote
alea Posted September 6, 2004 Author Posted September 6, 2004 O.K Flaire Poddaje się :wink: Mimo wszystko cenie sobie prywatność i wole uniknąć ewentualnego spamu i reklam , bo tym z regóły kończy się upublicznianie swoich danych w necie. W każdym razie wniosek jaki wyciągnłam ze swojego przypadku jest taki ,że ( tu akurat) absolutnie nie należy się poddawać i w momencie kiedy jeden wet mówi nie , próbowac gdzie indziej. Bo własnie pare dni temu po kolejnym USG wykluczyliśmy nowotwór u mojej suni i chyba psina jeszcze sobie troche pozyje. jak to dobrze ,że jej nie uśpiłam , uff... Quote
kyane Posted September 6, 2004 Posted September 6, 2004 Bardzo sie ciesze, ze psiunia jest w dobrej formie, caluski w nochala dla niej :D i dla oczywiscie dla Ciebie, za wytrwalosc :buzi: Podpisuje sie w pelni pod tym, co napisala Wind i tez bardzo bym prosila o przeslanie namiarow na pw. Quote
PIKA Posted September 6, 2004 Posted September 6, 2004 alea, jakby dało radę, to ja tez bymn chciała te dane :wink: A co do tej żóltaczki (bo to umkło w tym zamiewszaniu :wink: ) To mnie się wydaje, że jeśli Twój piesek przy problemach z wątrobą (bo chyba coś takiego pisałaś) mógł miec po prostu żóltaczke tzw. mechaniczną występujący często własnie przy zaburzeniach wątroby :wink: Quote
alea Posted September 6, 2004 Author Posted September 6, 2004 A ja już znam odpowiedź na pytanie postawione w temacie. Po tych kilku tygodniach choroby psiny czegoś się nauczyłam. Niedawno odkopałam wyniki badania krwi robione w dniu operacji . Jednoznacznie wskazuja na rozwijające się zapalenie wątroby... Mocno przekraczajace norme AspAT, AIAT I AP - jakieś 200%. dziwne ,że lekarze patrzyli tylko na podwyzszony poziom leukocytów. Ona już wtedy chorowała na watrobę, a potem było po prostu coraz gorzej :( Quote
arima Posted September 7, 2004 Posted September 7, 2004 Dobrze że wszystko sie tak zakończylo!Ale nieprawdą jest ,że u psów nie ma chemioterapi.Na molosach Jagódka opisywala chorobe swojego pieska który dostawal chemie.Więc w razie czego może poproś ją o namiary na jej weta,bo z tego co czytalam,to zrobili dla tego pieska wszystko co bylo możliwe.Temat z Molosów-TADZIK Trzymam kciuki za Twoją psinke,aby jeszcze wiele zim mogla sie tarzać w śniegu. Quote
Flaire Posted September 7, 2004 Posted September 7, 2004 Ale nieprawdą jest ,że u psów nie ma chemioterapi.Mój pies też dostawał chemię, ale było to bardzo dawno temu. Teraz uważa się, że dla psów, chemia z reguły daje bardzo kiepskie wyniki (tzn. bardzo rzadko uzyskuje się znaczącą poprawę). Quote
alea Posted September 7, 2004 Author Posted September 7, 2004 arima Ja teraz leczę psa u było nie było specjalisty od nowotworów, bo takiego szukałam gdy olano sprawę w poprzedniej lecznicy. Już wiem ,ze jest chemioterapia dla psów. Doktor Jagielski leczy je własnie w ten sposób. Na ile jest skuteczna, tego nie wiem. ale spędzajac tam dużo czasu na kroplówkach poznałam wiele psów i ich właścicieli. Spotakałm tez pewnego 9 letniego Onka kóry miał od roku nie zyć ale chemia wydłużyła mu zycie. A rok w życiu psa to przecież bardzo dużo. Quote
Flaire Posted September 7, 2004 Posted September 7, 2004 Spotakałm tez pewnego 9 letniego Onka kóry miał od roku nie zyć ale chemia wydłużyła mu zycie. A rok w życiu psa to przecież bardzo dużo.alea, tak naprawdę to nie wiesz, czy to chemia wydłużyła mu życie, czy wet źle ocenił jego szanse, czy po prostu psiak miał szczęście... O działaniu czy też nie takich sposobów, jak chemioterapia nie można wyciągać wniosków na podstawie jednego przypadku - bo na podstawie tego jednego psa, możnaby stwierdzić, że chemia na pewno działa, a na podstawie innego, któremu dawano 6 miesięcy, a odszedł po miesiącu, można by stwierdzić, że wręcz życie skraca.Stwierdzenie, że chemioterapia jest u psów mało skuteczna jest oparte na podstawie kontrolowanych badań. Podobnie chore psy dzieli się w sposób przypadkowy na dwie grupy, z których jedna dostaje leki, a druga - placebo. Nawet weci prowadzący badania nie wiedzą, który pies dostaje lek, a który placebo. Pod koniec mierzy się, jak długo żyły psy w każdej grupie. Z tego co czytałam, takie badania wykazują, że większość chemioterapii nie przedłuża znacząco życia psa, tzn. psy w grupie, która dostawała placebo żyły przeciętnie tak same długo, jak psy w grupie, która dostawała leki. Pomimo to myślę, że jeśli byłabym w sytuacji, gdzie mogłabym próbować leczyć psa chaemioterapią, to pewnie bym spróbowała (zakładając, że skutki uboczne nie byłyby zbyt dla psa męczące), bo chciałabym zrobić wszystko... Ale trzeba sobie zdawać sprawę, że to niekoniecznie cokolwiek da... :( Quote
alea Posted September 7, 2004 Author Posted September 7, 2004 Wiesz Flaire z tego co opowiadał mi właściciel. To właśnie przed rokiem pies był w tragicznym stanie ( miał chłoniaka - tak to się chyba nazywa) chemioterapia znacznie go zmniejszyła. Do lecznicy wrócił bo zaczęły się nawroty. Nie wiem czy dobrze wszystko zrozumiałam ,żle chyba jakoś tak to wyglądało. Oczywiście to jednostkowy przypadek ale daja jakąś nadzieję. a ja uważam ,ze nadzieii trzeba szukac i prubować. Przecież gdybym nie szukała nadzieii nie miałabym już psa... Quote
KORONA Posted September 7, 2004 Posted September 7, 2004 Elea, mam nadzieje ze Twój pies będzie czuł sie z dnia na dzieć lepiej i prosze Cię o podanie na pw namiarów na lecznice którą opisywałaś. Nie chciałabym tam trafić z którymś z moich psów... Quote
Recommended Posts
Join the conversation
You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.