Jump to content
Dogomania

Co jeszcze można zrobić?- niewydolność wątroby


ma_ruda

Recommended Posts

  • Replies 234
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

[quote name='natka.jezewska']I jak się ma psiak? Mam nadzieję, że wszystko w porządku :)[/QUOTE]

Wszystko w porządku; Z tym, że "porządku" oznacza, że nie jest gorzej, że (odpukać) ostatnio nie było żadnych bardziej niepokojących objawów, od tych do których już się przyzwyczaiłam:razz:.

[QUOTE][COLOR=#000000]O Boże ! Pedigree !!! dziewczyno jeśli kochasz swojego psa , to nie truj go tym świństwem i jeszcze na dodatek chorego . Jak psu smakuję Trovet , to pokarm go jakiś czas , zwierzęta wiedzą co jest dla nich dobre . Obojętne co by nie jadł , musisz trzymać dietę dla wątrobowców . Daj sobie spokój z tymi konserwantami w Pedigree .[/COLOR][/QUOTE]

Spokojnie, nie truję. Nawet kiedy sunia była zdrowa nie kupowałam Pedigree, Chappi itp. Tak na wszelki wypadek, bo naczytałam się podobnych opinii jak Twoja. Ale poprzednia sunia, jeżeli w ogóle jadła gotową karmę (a jadła tak jak i Fraszka od czasu do czasu) to jadła właśnie te sklepowe. Nic złego się nie działo. Do 14 roku życia nie chorowała, nie miała sensacji żołądkowych. Odeszła z powodu nowotworu śledziony ale nie sądzę, żeby to miało związek z rodzajem karmy. Myślę, że te popularne karmy są po prostu mniej wartościowe i stąd cieszą się złą sławą. Ale chyba przestrogi należy kierować do tych, którzy karmią swoje psy wyłącznie przemysłowymi karmami.

Trovet, Hils, Royal (także te lecznicze) też mają konserwanty. Ja nie jestem przekonana do takiego sztucznego żywienia zwierząt.
Ale to tylko dygresja. Do próby z Trovetem skłoniła mnie tym razem wyłącznie nadzieja, że sunia będzie lepiej przyswajać białko i inne składniki. Ale po tych trzech dniach na Trovecie znowu mam wątpliwości. Kupy są tak samo duże jak nie większe niż na "mojej" diecie. Fraszka nie czuje się ani lepiej ani gorzej.Poza tym ta karma mi się nie podoba. W jednej puszce były jakieś podejrzanie ciemne kawałki, w drugiej podobnie ciemna bryja na dnie puszki. Pomijam już kawałek drutu, który na szczęście w porę zauważyłam. Zapach sztuczny, dla mnie odrażający ale psu nie przeszkadzał. Z tych wszystkich "wątrobowych" karm najbardziej podobał mi się jednak Hils.

Sama już nie wiem co robić? Pomyślałam, że może Fraszka żyje właśnie dzięki diecie "domowej"? Ale z drugiej strony- może gdyby była na weterynaryjnej to żyłaby w lepszej formie? Pytania raczej retoryczne. Gdyby ktoś miał podobne doświadczenia, czyli psa w takim stanie jak mój to może byłoby mi łatwiej zdecydować o sposobie żywienia i leczenia. Na razie Fraszka żyje 5,5 miesiąca od diagnozy, mimo beznadziejnych rokowań, "strasznych" wyników badań. No i już chyba ponad 2 miesiące od stwierdzenia tragicznej anemii w dodatku nieregeneratywnej.

Dowiedziałam się, że w Krakowie jest wet, który[B] leczy ozonem. [/B]Czy ktoś słyszał, stosował ? Jestem ciekawa opinii i fachowej wiedzy czy taka terapia jest skuteczna ale przede wszystkim czy nie szkodzi?

Link to comment
Share on other sites

[quote name='magdola']
Niestety my przegraliśmy walkę.....prawie.....[/QUOTE]
Co się dzieje? (stało?). Ja już wiele razy byłam pewna, że zbliża się finał:-(; teraz to już nawet na niewielkie pogorszenie samopoczucia Fraszki reaguję paniką, zwłaszcza wtedy gdy nie potrafię ustalić przyczyny.
Ostatnio martwi mnie coraz bardziej jej sikanie (i nie tylko) w mieszkaniu. Boję się, ze może już nerki przestają prawidłowo funkcjonować. Poza tym wydaje mi się, że ma dolegliwości bólowe; czasem wieczorem ma takie jakby skurcze mięśni. Ale nie daje wyraźnych sygnałów, że coś ją boli.

Link to comment
Share on other sites

Liza tez Załatwia sienostatnio często w domu. Jest duzy ucisk (na usg wyszło ze dla porównania nerka ma 4,5 cm, a nowotwór w najcienszym miejscu 10 cm) i momentami nie wytrzymuje. Byliśmy nad morzem, wszystko było super, wróciliśmy tez było ok, ale od kilku dni już nie wstaje (tzn, tylko na siku i jedzenie) ale je i lekarz powiedział ze to oznaka ze ja nic nie boli. I szykujemy sie na następne dni negatywnie....

Link to comment
Share on other sites

[QUOTE][COLOR=#000000]Liza tez Załatwia sienostatnio często w domu. Jest duzy ucisk (na usg wyszło ze dla porównania nerka ma 4,5 cm, a nowotwór w najcienszym miejscu 10 cm) i momentami nie wytrzymuje. Byliśmy nad morzem, wszystko było super, wróciliśmy tez było ok, ale od kilku dni już nie wstaje (tzn, tylko na siku i jedzenie) ale je i lekarz powiedział ze to oznaka ze ja nic nie boli. I szykujemy sie na następne dni negatywnie....[/COLOR][/QUOTE]
Ja dzisiaj byłam u weta. Właściwie tylko po receptę (niestety prawie od początku uważał, że leczenie nie ma sensu; dzisiaj potwierdził swoją opinię, bo jego zdaniem pies się męczy:-( Wspomniałam o tym sikaniu w mieszkaniu. Możliwe, że przyczyną jest osłabienie mięśni zwieraczy.
Gdyby apetyt miał być dowodem, że sunię nic nie boli, to byłabym spokojna- Fraszka niemal stale dopomina się o jedzenie. No ale to chyba "zasługa" encortonu.
Zazdroszczę Ci pobytu nad morzem. Sama kocham polskie morze; z Fraszką udało mi się wyjechać chyba tylko 3 razy. W tym roku musiałam zrezygnować, bo w jej stanie podróż by ją pewnie zabiła.
Nie wiem czego życzyć Lizie i Tobie. Domyślam się, ze tak jak ja wiesz, że Liza nie wyzdrowieje. Chyba po prostu musimy się cieszyć każdym dniem dopóki można wierzyć, ze następne będą też dobre.
[QUOTE]
[COLOR=#3E3E3E]Podsikiwanie w domu najprawdopodobniej wiąże się z chorą wątrobą, niekoniecznie muszą to być nerki. A co z piciem? Czy sunia zaczęła więcej pić?[/COLOR][/QUOTE]
Nie, nadal prawie wcale nie pije. Ale je "bardzo mokro"- myślę, ze ziemniak, jabłko zawierają stosunkowo dużo wody, ryż gotuję tak, żeby wchłonął jej jak najwięcej. Fraszka nie sika więcej niż zwykle, tylko chyba rzeczywiście zwieracze nie wytrzymują. Pewnie też przekonała się, ze sikanie w mieszkaniu niczym jej nie grozi;). A ja i tak planowałam zmienić dywan:razz:. Niemniej wolałabym, żeby sikała na panele a najlepiej na balkonie, który zwykle jest otwarty i kiedyś korzystała z niego awaryjnie. Właśnie to mnie najbardziej dziwi, że nie korzysta z balkonu i w ogóle nie sygnalizuje potrzeby. po prost idzie spokojnie do pokoju i wybiera sobie dowolne miejsce- jak na trawniku.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='ma_ruda']Ja dzisiaj byłam u weta. Właściwie tylko po receptę (niestety prawie od początku uważał, że leczenie nie ma sensu; dzisiaj potwierdził swoją opinię, bo jego zdaniem pies się męczy:-( Wspomniałam o tym sikaniu w mieszkaniu. Możliwe, że przyczyną jest osłabienie mięśni zwieraczy.
Gdyby apetyt miał być dowodem, że sunię nic nie boli, to byłabym spokojna- Fraszka niemal stale dopomina się o jedzenie. No ale to chyba "zasługa" encortonu.
Zazdroszczę Ci pobytu nad morzem. Sama kocham polskie morze; z Fraszką udało mi się wyjechać chyba tylko 3 razy. W tym roku musiałam zrezygnować, bo w jej stanie podróż by ją pewnie zabiła.
Nie wiem czego życzyć Lizie i Tobie. Domyślam się, ze tak jak ja wiesz, że Liza nie wyzdrowieje. Chyba po prostu musimy się cieszyć każdym dniem dopóki można wierzyć, ze następne będą też dobre.

Nie, nadal prawie wcale nie pije. Ale je "bardzo mokro"- myślę, ze ziemniak, jabłko zawierają stosunkowo dużo wody, ryż gotuję tak, żeby wchłonął jej jak najwięcej. Fraszka nie sika więcej niż zwykle, tylko chyba rzeczywiście zwieracze nie wytrzymują. Pewnie też przekonała się, ze sikanie w mieszkaniu niczym jej nie grozi;). A ja i tak planowałam zmienić dywan:razz:. Niemniej wolałabym, żeby sikała na panele a najlepiej na balkonie, który zwykle jest otwarty i kiedyś korzystała z niego awaryjnie. Właśnie to mnie najbardziej dziwi, że nie korzysta z balkonu i w ogóle nie sygnalizuje potrzeby. po prost idzie spokojnie do pokoju i wybiera sobie dowolne miejsce- jak na trawniku.[/QUOTE] co do tego skłania to tak jak u mnie ;) tez żadnych konsekwencji, no ale....jak tu nie wybaczyć? Moi weci są naprawdę zdeterminowani i robią wszystko zeby przedłużyć jej życie bez bólu... Czasami nawet sami mnie przekonywali, zeby dać jej szanse... I zawsze po 2-3 dniach było ok...:( ale tym razem już nie będzie i dostałam polecenie rozpieszczania jej na maxa.... Do tego wszystkiego doszło wodobrzusze prawdopodobnie..... Na szczęście nie pracuje na razie i moge sie cieszyć każda minuta spędzone razem;)

Link to comment
Share on other sites

[quote name='magdola'] Do tego wszystkiego doszło wodobrzusze prawdopodobnie..... Na szczęście nie pracuje na razie i moge sie cieszyć każda minuta spędzone razem;)[/QUOTE]
Wcześniej nigdy nie miała wodobrzusza? To niedobry objaw, ale jeszcze nie musi być beznadziejnie. U Fraszki wodobrzusze ustąpiło. Nie jestem pewna czy całkowicie, ale "na oko" brzuszek jest płaski.

Link to comment
Share on other sites

Magdola, co z sunią?
Fraszka bez większych zmian. Ale od dawna (nie pamiętam czy pisałam), po każdej nocy na prześcieradle pozostawały brunatne plamy. Czasem wyraźnie było widać, że to krew. Podejrzewałam, ze ma to związek z zaburzeniami hormonalnymi i to taka przedłużona cieczka. Oczywiście informowałam o tym wetkę. Ale od jakiegoś czasu niepokoi mnie "coś" pod ogonkiem suni. Nie udało mi się tego obejrzeć bo przy każdej próbie sunia przyciska tak mocno ogonek, że nic nie widzę.

Link to comment
Share on other sites

Może to "coś" pod ogonkiem to zapchane gruczoły okołoodbytnicze? Potrafią czasem być jak orzech włoski. A co do sikania, to moja sunia miała to samo, tzn spokojnie, na moich oczach sadowiła się na tapczanie i sikała. Ostatnio po kuracji matronidazolem bardzo się sikanie poprawiło.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='asinek5']Może to "coś" pod ogonkiem to zapchane gruczoły okołoodbytnicze? Potrafią czasem być jak orzech włoski. A co do sikania, to moja sunia miała to samo, tzn spokojnie, na moich oczach sadowiła się na tapczanie i sikała. Ostatnio po kuracji matronidazolem bardzo się sikanie poprawiło.[/QUOTE]
Raczej nie- to wygląda tak jak otarcie; przy zatkanych gruczołach byłyby pewnie problemy z wypróżnianiem. Fraszka robi ładne, kształtne:oops: kupy, nie saneczkuje, nie wylizuje. Ale ogonek ma wciąż przycisnięty tak mocno, ze nie jestem w stanie zobaczyć co się pod nim dzieje

Link to comment
Share on other sites

[quote name='ma_ruda']Fraszka nie żyje. Pożegnałam ją wczoraj. Jeszcze nie potrafię napisać co się stało; na tak tragiczny finał nie byłam przygotowana.[/QUOTE]
O Boshe!!!!! ma_ruda trzymaj sie :( jestem z Tobą, myslalam, ze to "my" będziemy pierwsze..... A tak trzymalam kciuki, kochana teraz jest jej lepiej, już nie cierpi, i była mocno kochana przez Ciebie. Nie wiem co napisać bo niedługo tez będę to przeżywać.....:( jestem z Tobą...... Bądź silna, zrobiłas dla niej wsystko..... Jestem z Ciebie dumna....pomimo moich łez.....
Fraszko dla Ciebie
[*] biegaj szczęśliwa po zielonych łąkach za Teczowym Mostem razem z moja Lilma.....

Link to comment
Share on other sites

W czwartek rano wychodząc do pracy, zostawiałam Fraszkę trochę zaniepokojona;Źle się czuła. Już w środę po południu straciła apetyt (jadła ale bez entuzjazmu, nie chciała jeść banana, który był ostatnio jej ulubionym 'deserem", na spacerze po wysikaniu ciągnęła do domu).
W czwartki pracuję najkrócej i zwykle wykorzystuję ten dzień na załatwienie różnych spraw, na które brakowało mi czasu, bo spieszyłam się do Fraszki.Tym razem w ostatniej chwili zdecydowałam się zrezygnować z wcześniejszych planów. Pojechałam tylko na plac, żeby kupić świeżą rybę dla Fraszki i już tylko przy okazji coś do domu. Zajęło mi to najwyżej pół godziny. Kiedy weszłam do mieszkania, Fraszki nie było jak zwykle pod drzwiami. Poszłam od razu na balkon, bo wiedziałam, że stamtąd nie zawsze słyszy, że wróciłam. Ale na balkonie jej nie było. Już trochę zaniepokojona zaczęłam najpierw szukać jej w całym mieszkaniu, na klatce schodowej...
Kiedy ją znalazłam już nie żyła; Fraszka wypadła przez balkon:placz:.

Nie wiem jak to się stało. Prawdopodobnie najwyżej kilka minut przed moim powrotem. Może nawet byłam już wtedy w mieszkaniu; kiedy wchodziłam wydawał mi się, że ją słyszę. Ale nie jestem pewna, nie potrafię tego odtworzyć. Podobno kilka minut wcześniej kręciła się po pokoju. Podobno była niespokojna- chodziła tam i z powrotem. W "naszym" pokoju znalazłam kupę Fraszki. Podobno zrobiła też dwie kupki ("normalne"w kuchni. Pisałam, że ostatnio to się zdarzało ale tym razem kupa była rzadka (pierwszy raz w czasie choroby Fraszki) i czarna.
Podejrzewam, że po moim wyjściu stan Fraszki się pogarszał. Jej zachowanie z opisu przypomina objawy encephalopatii podobne do tych z pierwszego majowego kryzysu. Potwierdza to utrata apetytu i czarna kupa. Może tym razem był to krwotok wewnętrzny? Możliwe, że Fraszka w ten sposób oszczędziła mi tej najtrudniejszej decyzji. Możliwe, że nie zdążyłabym jej już pomóc i ulżyć w cierpieniu. Ale to nie ja ją zabiłam. Nie zabiła jej choroba. Czy spadła z balkonu, bo straciła orientację? W pierwszym momencie pomyślałam, że nie mogła znieść bólu i nie wierzyła, że ja jej pomogę. Ale to przecież nieprawdopodobne.
Wychodziła na ten balkon przez sześć lat. Przyznam, że czasem bałam się, że może wypaść przez te barierki. Zwłaszcza wtedy, gdy wybiegała, żeby oszczekać coś lub kogoś denerwującego. Ale w czwartek na pewno nie była w nastroju awanturniczym.Nie mogła wypaść przypadkowo nawet gdyby straciła równowagę. Musiała się przecisnąć przez barierki. Kiedyś myślałam, żeby je czymś osłonić. Nie zrobiłam tego głównie ze względu na Fraszkę. Zasłoniłabym jej widok i pozbawiła ulubionej rozrywki.

Nie potrafię pogodzić się z tym co się stało. Wiedziałam, że będzie mi jej bardzo brakować, wiedziałam że odejdzie za wcześnie. Przeżywałam w wyobraźni tę ostatnia chwilę niemal codziennie od pół roku. Takiego finału nie przewidziałam.

Link to comment
Share on other sites

To na prawdę bardzo dziwne... Zapewne wiedziała, że to koniec ale na pewno nie nie wierzyła, że jej ulżysz! Psy chyba tak mają, że odchodzą od domu w tej chwili... mój poprzedni pies poszedł do naszego starego domu... :(
Wiem, że 6 lat to bardzo krótko, bo mój Denisek też jest tyle ze mną i na pewno jeszcze się nim nie nacieszyłam. Okropne są te myśli, że jeszcze tyle mogło Was przygód czekać... ale tak jest w życiu, że droga niektórych jest krótsza, że tak już mają zapisane. Choroba to najgorsza rzecz jaka nas spotyka, kiedy nie ma już pomocy, śmierć jest jedyną ulgą. Nikt nie chce się męczyć i cierpieć. Za jakiś czas na pewno się z tym pogodzisz, zrozumiesz, tylko na wszystko trzeba czasu. Czas leczy rany, trzeba żyć dalej. Fraszka na pewno by nie chciała, żebyś była smutna. Zrobiłaś wszystko co mogłaś i sobie na pewno nie możesz nic zarzucić, a to dobrze nie mieć wyrzutów sumienia. Pozdrawiam gorąco i ściskam.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='black_sheep'] Zrobiłaś wszystko co mogłaś i sobie na pewno nie możesz nic zarzucić, a to dobrze nie mieć wyrzutów sumienia. [/QUOTE]

Ja równiez serdecznie współczuję wypadku
i bardzo żałuje że ten balkon , który Cie juz wczesniej niepokoił nie został jednak zabezpieczony.
Nie budowałabym tu teorii o "samobójstwie". Raczej to co pare lat wisiało na włosku w pewnym momencie sie stało i zaowocowało tragedią.
Dlatego niech Twój ból i smierc psa nie pójdzie na marne a bedzie ostrzezeniem dla innych żeby nie bagatelizować zabezpieczenia okien, balkonów, przewodów elektrycznych, chemikaliów i tych wszystkich domowych zagrożeń które moga byc śmiertelną pułapką dla zwierząt. 1000 razy sie uda ale 1001 juz może nie ...

Link to comment
Share on other sites

Jest powiedzenie, że "gdyby człowiek wiedział, że upadnie to by sobie usiadł". Gdybym w czwartek rano wiedziała, że stan Fraszki się pogorszy, nie poszłabym do pracy. Gdybym była w domu i widziała co się z nią dzieje, nie spuszczałabym jej z oczu. Ale rano jeszcze nie było tak niepokojących objawów. Wiedziałam, że źle się czuje ale łudziłam się nadzieją, że to tylko przejściowe pogorszenie samopoczucia. Jednak jak pisałam, byłam na tyle niespokojna, że spieszyłam się do domu bardziej niż zwykle.
Pisałam o tym ale powtórzę- to prawdopodobnie miał być jej ostatni dzień. Nie czuję się winna, że umarła. czuję tylko potworny żal, że nie było mnie przy niej w tej chwili i że nie wiem jak to się stało. Czy była przerażona, czy może już nie miała świadomości? Mam nadzieję, że ta śmierć to tylko dla mnie dodatkowe cierpienie a dla Fraszki tylko ulga w cierpieniu.

Link to comment
Share on other sites

black_sheep nie rób sobie kpin z poważnych rzeczy. Jeśli pies może sie przecisnąć przez szczeble balustrady to trzeba to zagrodzić chocby kawałkiem ażurowej siatki ogrodzeniowej ZANIM cos sie stanie. Podobnie nie powinno się liczyc na to że wiszący nad legowiskiem kabel elektryczny nie zainteresuje kiedyś zwierzaka a np kot nie wyskoczy przez okno w pogoni za jakims ptakiem na parapecie.Za dzieci i zwierzeta trzeba mysleć a nie liczyc na ich instynkt samozachowawczy i własciwą ocene zagrożenia. Są nieszczęscia których sie nie da przewidzieć ani im zapobiec i takie przed którymi można a nawet trzeba siebie i najblizszych zabezpieczyć tylko trzeba właczyć trochę wyobraźni - Ty tej róznicy nie widzisz?
Nie przyszłam sie tu kłócić ani nie zamierzam komuś fałszywie kadzić bo nie tak rozumiem pocieszanie
Jak pisałam , szczerze współczuje straty ale niestety uważam że nieszczęscia można było uniknąć . I niech ten wypadek przynajmniej będzie przestrogą dla innych i uchroni kolejne zwierzaki i ich włascicieli przed podobnym nieszczęsciem

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...