Jump to content
Dogomania

Co jeszcze można zrobić?- niewydolność wątroby


ma_ruda

Recommended Posts

​Postanowiłam założyć ten wątek, bo może moje doświadczenia komuś się przydadzą. Będę też wdzięczna za porady. Dopóki moja sunia jeszcze żyje a ja wciąż mam nadzieję, że to "jeszcze" potrwa długo. Walczymy od miesiąca z chorobą wątroby. Wczoraj wieczorem byłam bliska rezygnacji- gdybym nie stchórzyła po wejściu do gabinetu dzisiaj nie byłoby Fraszki i nie wiedziałabym, że może poczuć się lepiej i przeżyć kolejny dzień. A ja kolejny dzień będę mieć nadzieję, że zdarzy się cud.

Nie wiem kiedy zaczęła się choroba Fraszki- myślę, że znacznie wcześniej niż zauważyłam objawy, które mnie zaalarmowały i skłoniły do wizyty u weterynarza- powtarzające się wymioty niestrawionym pokarmem. Mimo, ze bałam się, że to może być coś poważnego, nie myślałam, że aż tak. Fraszka zachowuje się normalnie, widzę wprawdzie, że ostatnio bardzo schudła ale wiążę to z wymiotami i zmiennym apetytem

1 wizyta w lecznicy: 31 marca (piątek): ogólne badanie, antybiotyk.

2 wizyta: 2 kwietnia: pobranie krwi do badania; dokładniejsze badanie- jest żółtaczka(ja niestety nie widziałam, że pies jest żółty)USG ale na słabym sprzęcie i niewiele widać; jednak wstępna diagnoza- prawdopodobnie nowotwór wątroby. Kroplówka, antybiotyk.

3 wizyta: 3 kwietnia są wyniki badań- przerażająco wysokie próby wątrobowe. Lekarz potwierdza podejrzenie nowotworu ale zaleca dietę +tabletki hepatiale forte. Kroplówka. Próba szukania innych przyczyn niż nowotwór: zatrucie, uraz jamy brzusznej. Prognoza: jeżeli wyniki po tygodniu się poprawią to rokowanie będzie pomyślniejsze

4-9kwietnia: codziennie kroplówki najpierw w lecznicy;Sunia jest wyraźnie zmęczona i zestresowana badaniami i zabiegami Zbliżają się Święta, więc ustalamy, że będę je robić sama w domu. Później okaże się, że mam z tym problem- boję się, że coś zrobię źle. Ostatecznie po 3 dniach rezygnuję z kroplówek. Święta mijają spokojnie. Fraszka ma apetyt, chętnie je suchą karmę RC hepatic ( niestety nie chce jeść puszkowej). Od początku leczenia ani raz nie wymiotowała; wydaje się, że czuje się dobrze.

10 kwietnia: zmiana wenflonu, pobranie krwi i nerwowe oczekiwanie na wyniki.

11 kwietnia: odbieram wyniki: są znacznie lepsze; w poczekalni spada mi kamień z serca. Wchodzę do gabinetu z ulgą, pokazuję wyniki lekarzowi, opowiadam o swoich obserwacjach dot samopoczucia psa; lekarz wpatruje się w komputer, gdzie jest zapisana historia choroby i .......już pod koniec wizyty mówi : "pies ma 20 lat........" (Fraszka ma 7-9)Okazuje się, że jak zawsze pod moim nazwiskiem w komputerze otwiera się karta Puni, która od 6 lat jest za Tęczowym Mostem. Prostuję pomyłkę ale mnie "zatyka", lekarz też wydaje się zakłopotany. Wychodzę z receptą na nowy lek heparegen. Próbuje tylko upewnić się, że będzie skuteczniejszy niż poprzedni, zapewniam, że cena leku nie ma znaczenia.

Od tego momentu zaczynam mieć wątpliwości, czy ta lecznica to dobry wybór. W tym czasie, który opisałam codziennie przyjmował mnie inny lekarz. Każdego informowałam o wszystkich swoich niepokojach i nadziejach. Reakcje były różne- czasem żadne, czasem uspokajające, zdarzało się, że sprzeczne. Nikt do tej pory nie sugerował wtedy zrobienia USG. Zrobiłam je dopiero 21 kwietnia w innym gabinecie. Po tym nieporozumieniu z 20 letnim psem zaczęłam się obawiać, że Fraszka została od początku spisana na straty i to leczenie to tylko czas dla mnie. Nie znałam nawet nazwisk tych wszystkich lekarzy (zaczęłam ich rozpoznawać dopiero gdy trafiłam w internecie na grafik dyżurów). Nie wiedziałam i właściwie nie wiem do dzisiaj czy któryś z lekarzy jest tzw. prowadzącym. Lekarzem, który pierwszy zajął si Fraszką (nie znał wtedy wyników badań) drugi raz miał dyżur w tym gabinecie dopiero po 2 tygodniach. Myślałam, że w tak poważnych przypadkach kilku lekarzy to mogłaby być zaleta, gdyby były jakieś konsultacje. Ale chyba nie ma.

Wracam do historii leczenia:

12- 15 kwietnia: w lecznicy antybiotyk, w domu heparegen. !4 kwietnia Fraszka wymiotuje. (nadal je tylko suchy RC Hepatic)

16 kwietnia: wizyta w lecznicy; próba zmiany wenflonu- niestety nie udaje się więc kroplówka pod skórę; zalecenie USG; porada: podać no-spę (może pomoże w odpływie żółci)

17 kwietnia: Fraszka rano zbiega ze schodów jak dawniej. Przez dwa dni czuje się wyraźnie lepiej. Chodzimy na kroplówki.

18 kwietnia wieczorem po powrocie z lecznicy nie chce jeść,

19-20 kwietnia- nie je w domu za to buszuje po trawnikach; chwila mojej nieuwagi i porwała coś na pewno nieodpowiedniego dla jej wątroby. Dzien później daję jej biały ser- pochłania go w drodze do miski ale po kilku godzinach zwraca, podobnie będzie z ryżem i odrobina kurczaka.

21 kwietnia: najpierw zastrzyk w "naszej" lecznicy a potem USG w innym gabinecie poleconym przez znajomą. Wynik badania mnie załamuje: podejrzenie zmian nowotworowych w jednym płacie wątroby, zalecenie (diagnostyczne): biopsja. Pani dr proponuje leczenie ornipuralem i zentonilem. Załamana diagnozą na razie nie decyduję się - nie wiem czy to ma sens.

21-22 kwietnia popełniam błędy dietetyczne. Fraszka je ale zwraca.

23 kwietnia jestem znowu w "swojej" lecznicy, informuję o wyniku USG, problemach z dietą. Zaczynam mieć wątpliwości czy zmiana leku nie ma związku z niechęcią do karmy leczniczej. Wychodzę z wrażeniem, że pomysły na leczenie się wyczerpały (już nawet bez kroplówki). W celu diagnozy wskazana laparotomia.

24 kwietnia- kolejna wizyta; włączenie sylimarolu, rezygnacja z antybiotyku. Pobranie krwi do badania kontrolnego.

25 kwietnia: są wyniki, niewielka poprawa w stosunku do poprzednich badań. Próbuję ustalić termin laparatomii ale nie decyduję się na zaproponowany tuz przed długim weekendem.

25-27 kwietnia : Fraszka je już nawet sam ryż, dodaję niewielkie ilości mięsa (kurczak, ryba, cielecina). Nie wymiotuje, ale chociaż chciałaby jeść więcej niż jej daję (nie chcę przeciążać watroby), po kilku godzinach nie ma ochoty na drugą porcję. Kupy robi co 2 dzień.

27 kwietnia: rano jest osłabiona. Od wczoraj nie wychodzi po schodach. pocieszam się, że to osłabienie to "tylko" problemy z jedzeniem. Po powrocie z pracy zastaję ją bardzo słabą. Zaczynam wpadać w panikę. W nocy jest niespokojna, nie może sobie znaleźć miejsca.

28 kwietnia: zaczyna się długi weekend. Zdecydowałam się na ornipural, Jadę na pierwszy zastrzyk. Mam wątpliwości- Fraszka źle się czuje, wygląda jakby ją coś bolało, jest gorąco co na pewno dodatkowo ją męczy. W gabinecie "od ornipuralu" jest młody lekarz (moze praktykant?) bo p. dr wyjechała na kilka dni. Postanawiam więc pojechać jeszcze do "naszej" lecznicy . fraszka dostaje zastrzyk p/bólowy. Po powrocie do domu coraz gorzej: słania sie na łapach.
Wieczorem jest moment kiedy jestem pewna, że za chwilę będzie po wszystkim. Decyduję się jechać na nocny dyżur w lecznicy. Zanim wyszłam z domu zrobiło się trochę chłodniej. Fraszka trochę odżyła. Lekarz potwierdził, że jej samopoczucie ma związek z pogodą ale do mnie dociera, że Fraszka ma już bardzo poważne problemy z krążeniem. Sunia zostaje nawodniona podskórnie. Umawiam termin laparoskopii na środę.
Po powrocie do domu sunia zjada chętnie kolację. Noc mija spokojnie.

29 kwietnia: rano Fraszka czuje się na tyle dobrze, że bez obawy zostawiam ją na 2 godziny i jadę na zakupy. Wieczorem postanawiam jechać na dyżur do lecznicy, żeby znowu podać jej trochę płynu. Ale najpierw robimy dokładne USG: wynik znowu załamujący: jeden płat wątroby jest martwy co ma przesądzać o rokowaniach. Jeszcze dodatkowo RTG- niewiele wyjaśnia. W końcu na moją prośbę nawodnienie. Fraszka wychodzi wymęczona, ja załamana. W nocy coraz gorzej. Mam wrażenie, że wysiada krążenie.

30 kwietnia- mam jechać na drugi zastrzyk ornipuralu. Planuję wyjechać jak najpóźniej, kiedy będzie chłodniej. Ale Fraszka przez cały dzień jest w fatalnym stanie. Chodzi bez celu po mieszkaniu, plączą się jej łapy. obija się się o ściany, nie pije o jedzeniu nie ma mowy. Wychodzę po 19-ej; jest jeszcze duszno.
W samochodzie po kilku minutach widzę, że pies bezwładnie osuwa się z siedzenia. Przerażona zatrzymuję się; za chwilę jadę jeszcze chwilę w "kierunku ornipuralu" ale w końcu decyduję zawrócić- jeszcze zdążę do mojej lecznicy. Jestem już zdecydowana poddać się i pomóc Fraszce odejść zanim ona zdecyduje za mnie.
Po wejściu do gabinetu mam już wątpliwości, nie jestem gotowa. Gdybym trafiła na dyżur innego lekarza, być może Fraszka dzisiaj byłaby już za Tęczowym Mostem. Na szczęście pani doktor zgodziła się jeszcze zatrzymać Fraszkę. W gabinecie dostała płyn z furosemidem. W domu, tak jak poradziła lekarka, podałam trochę wody z miodem. W nocy Fraszka spała i chyba nie działo się nic złego, bo ja też spałam.

Dzisiaj jest prawie dobrze; rano zjadła ryż z minimalną ilością cielęciny. Co chwilę poję ją wodą ze strzykawki. Teraz siedzi na balkonie i z zainteresowaniem obserwuje otoczenie. Nie obija się o ściany, nie chodzi chwiejnym krokiem. To jeszcze za mało, żeby się cieszyć z dobrej formy ale wystarczająco, żeby nie żałować wczorajszego tchórzostwa. Na razie to tylko jeden dzień więcej. Nie wiem ile takich dni jeszcze będzie. Na szczęście mam weekend, jestem w domu i cały czas chodzę za Fraszką jak ...pies. To daje mi poczucie względnego bezpieczeństwa, że w razie potrzeby będę mogła w porę pomóc. Nie ukrywam, że po miesiącu walki czuję się emocjonalnie wyczerpana; fizycznie też. Mimo wszystko muszę myśleć, ze to ma sens.

Edited by ma_ruda
Link to comment
Share on other sites

  • Replies 234
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

[quote name='gryf80']ruda-nikt za ciebie ,czy twoich rodziców decyzji nie podejmie,niestety.to są sp[rawy czysto indywidualne,sama znasz swojego psiaka najlepiej i ty będziesz wiedziała,że to "już"[/QUOTE]

gryf80 ja nie oczekuję od nikogo takiej decyzji ani tu na forum ani od przyjaciół i znajomych a nawet od lekarzy. Od rodziców tym bardziej, bo dawno jestem dorosła:cool3:. Pytanie w tytule wątku jest raczej retoryczne i kieruję je do siebie. Wiem jednak, że na forum jest wiele osób, które były w podobnej sytuacji. Czasem pomaga tylko zrozumienie. Ja też mam już za sobą podobnie trudną decyzję z poprzedniczką Fraszki. To doświadczenie nie pomaga mi jednak w podjęciu decyzji teraz. Wczoraj wydawało się to przez chwilę oczywiste, że tylko tak mogę psu pomóc. pisałam o tym w pierwszym poście.

Muszę pomyśleć chyba o zmianie tematu wątku, żeby uniknąć nieporozumień. Może zamiast "Kiedy się poddać" lepiej będzie: "Co jeszcze można zrobić"?

EDIT:
Temat zmieniony, więc jeszcze doprecyzuję swoje pytanie:
1. WODA Z MIODEM- jaka ilość będzie bezpieczna, żeby nie obciążyć wątroby?
2. PODAWANIE WODY NA SIŁĘ (strzykawką) kiedy pies sam bardzo mało pije: czy nie ma niebezpieczeństwa przeciążenia krążenia?
3. ORNIPURAL- czy jest jeszcze sens próbować (o ile uda się psa utrzymać przynajmniej w takiej kondycji jak dzisiaj)
O ornipuralu znalazłam kilka informacji głównie w kontekście: odstąpię.., poszukuję... Poza tym, ze jest bardzo skuteczny w szybkiej regenneracji watroby, że trudny do zdobycia, sprowadzany z Francji. Nie znalazłam informacji, że uratował psa albo kota.

Edited by ma_ruda
Link to comment
Share on other sites

miodu za dużo nie dawaj-to czysty cukier,bardzo kaloryczny -z efektów ubocznych co najwyżej utuczenie,co do wody-nie dasz rady wcisnac na siłe tak,aby spowodowac przewodnienie-ale trzeba uważać coby nie doprowadzić do zachłystowego zap.płuc(może alternatywa byłby kroplówki podskórne lub dożylne),na ORNIPURALU sie nie znam wiec sie nie wypowiadam

Link to comment
Share on other sites

Kaloryczność miodu mnie nie martwi- utuczenie jest wskazane: Fraszka jest przeraźliwie chuda. Kroplówki byłyby lepszym wyjściem, ale teraz w czasie weekendu wiąże się to z dojazdem na dyżur na drugi koniec miasta co wczoraj o mały włos nie skończyło się tragicznie. sama nie podejmuję się już podawać kroplówek- przerabiałam to w okresie Świąt:cool3:. Staram się ostrożnie wlewać tę wodę (po kropelce) ale będę jeszcze bardziej uważna.

A ornipural? W historii leczenia Fraszki pisałam o zmianie leku i wątpliwościach czy ten drugi to był dobry wybór, bo jego podawanie zbiegło się w czasie z kłopotami z dietą i trawieniem. Może to tylko zbieg okoliczności. Ale też po pierwszym leku, który tak jak ornipural zawiera ornitynę sunia czuła się dobrze, jadła RC hepatica i wyniki badania krwi po 8 dniach bardzo się poprawiły. Dlatego chciałam spróbować z ornipuralem, który poza ornityną ma jeszcze inne podobno unikalne składniki. Wiem, że na pewno nie zaszkodzi. Zastanawiam się tylko czy przy marskości wątroby (jednego płata) jest sens. Chcę ratować sunie za wszelką cenę z wyjątkiem ceny niepotrzebnego cierpienia.

[B]Kolejne pytanie: dieta[/B]

Przed chwilą pierwszy sukces od czasu bojkotu RC hepatica: przed chwilą Fraszka zjadła trzecią dzisiaj porcję tego samego jedzenia czyli: dużo ryżu, mało cielęciny. Dotychczas wyglądało to tak, że nawet jak pierwsza porcję jadła chętnie to drugiej po kilku godzinach już nie chciała a na drugi dzień musiałam zmieniać dodatek do ryżu. Boję się ją przekarmić dlatego na raz daję jej malutkie porcje nawet jeżeli widzę, że zjadłaby więcej. Ale nie mam już pomysłu czym mogę bezpiecznie urozmaicić tę dietę.
Mam jeszcze nadzieję, że wróci do Royala; tak na razie byłoby najbezpieczniej. Zastanawiałam się czy nie wciskać jej na siłę przynajmniej kilku kulek, ale to chyba nie jest dobry pomysł?

Edited by ma_ruda
Link to comment
Share on other sites

Tak i właściwie tylko tyle wiem, że mięsa ma być minimalna ilość i tego przestrzegam. Ale jak długo może być na samym (prawie) ryżu? Oczywiście pytałam wielokrotnie wetów o tę dietę ale nie uzyskałam żadnej porady. Na razie osiągnięciem jest, że w ogóle je i że nie zwraca. Zmartwieniem są kupy a raczej ich brak już od 2 dni, chociaż wczoraj i dzisiaj zjadła sporo. No i to picie- nadal głównie ze strzykawki, bo sama i wypiła wczoraj wczoraj odrobinę wody z miski.
Fraszka zawsze piła mało. Kiedy czytam o objawach różnych chorób wątroby to raczej powinno być nadmierne pragnienie.

Link to comment
Share on other sites

no wiesz dostaje pokarm mokry dlatego mało pije,a na ryżu jesli tylko dostaje odpowiednie do choroby suplementy to może być bardzo długo-pewenie sami weci nie wiedza jak długo.dobrze że nie wymiotuje.no moim skromnym zdaniem jeśli nie załatwi grubszej sprawy dzis wieczór to może spróbuj podac lactulosum w sropie lub menthoparafinol(ale lepsze lactulosum w aptece be z recepty tanie jak barszcz).zastój kału jest bardzo niebezpieczny dla zwierzat z chora watrobą.

Link to comment
Share on other sites

ma_ruda pytasz co jeszcze...
poczytaj w necie o amigdalinie ( inne nazwy to vit B17 lub lepril)
stosowany w weterynarii daje czasem dobre efekty a w kazdym razie nieco spowalnia rozrost nowotworowy
Czy w wypadku zmian w wątrobie pomoże tego nie wiem ale co masz do stracenia...

Co do picia to nie dawałabym "na siłę" ale jesli je chetnie ryz to podlej go wodą albo "glutami" z siemienia lnianego ( w aptece kupisz odtłuszczone pestki lub mielony). Siemie ułatwi tez wypróznienia nie drazniąc przy tym przewodu pokarmowego. Taki podlany płynem ryż powinien wystarczyc do nawodnienia więc dodatkowe pojenie nie bedzie konieczne.

Edited by taks
Link to comment
Share on other sites

[quote name='taks']ma_ruda pytasz co jeszcze...
poczytaj w necie o amigdalinie ( inne nazwy to vit B17 lub lepril)
stosowany w weterynarii daje czasem dobre efekty a w kazdym razie nieco spowalnia rozrost nowotworowy
Czy w wypadku zmian w wątrobie pomoże tego nie wiem ale co masz do stracenia...[/QUOTE]

Na dogo jest świeży wątek z pytaniem o dawkowanie tego leku; pytałam nawet autora co ma leczyć, bo wydaje mi się, że jego pies jest po operacji guza śledziony i jednocześnie ma przerzut do wątroby [URL]http://www.dogomania.pl/forum/threads/226456-amigdalina-dawkowanie[/URL]. Szukałam już w necie, ale zniechęciło mnie ryzyko przedawkowania.
No i pewnie lek mało znany przez przez wetów, ale zapytam przy najbliższej wizycie.
U mojej suni jest na razie tylko podejrzenie nowotworu. Problemem, który pozbawia nadziei na skuteczność jakiegokolwiek leczenia jest marskość jednego płata wątroby- a to zmiana podobno nieodwracalna. Przyczyny mogą być różne- to mogłaby wyjaśnić biopsja. Ale nie bardzo widzę sens robienia biopsji. Może wycięcie tego martwego płata byłoby ratunkiem ale na razie takiej propozycji ze strony wet-ów nie było. Obecny stan suni wyklucza operację: nie przeżyje narkozy. Ja czekam na zmianę pogody- może wtedy Fraszka poczuje się lepiej. Jeżeli nie to obawiam się, że wkrótce przegramy tę walkę.

Wiadomość z ostatniej chwili: Fraszka zrobiła kupę:multi: Poza tym byłyśmy na dość długim spacerze, spotkałyśmy znienawidzoną sunię-sąsiadkę, której trochę się od Fraszki oberwało;)To za mało, żeby się cieszyć życiem ale jednak cieszy. Jest teraz chłodniej i nie tak duszno jak wczoraj wieczorem i widać, że pogoda ma teraz ogromny wpływ na samopoczucie Fraszki. Tylko, że na pogodę niestety nie mam wpływu. Na razie udało się pokonać kryzys. Ale czy uda się następnym razem? Tym bardziej, że od poniedziałku muszę wrócić do pracy. Bardzo się tego boję:shake:

[QUOTE][COLOR=#000000]a na ryżu jesli tylko dostaje odpowiednie do choroby suplementy to może być bardzo długo-pewenie sami weci nie wiedza jak długo[/COLOR][/QUOTE]
Nie dostaje żadnych suplementów. Niestety mam wrażenie, że weci skoncentrowali się na diagnozowaniu choroby a nie na leczeniu. Mam wrażenie, że od początku założyli, że stan jest beznadziejny; ostatnio lekarz nawet przyznał, że był zaskoczony, że ona się tak trzyma ale uznał, że teraz się poddała (bo biernie znosiła badanie USG w dniu kiedy ledwo trzymała się na łapach, bo przez 2 nie jadła i było 30 st. w cieniu). Także dobór leków jak już pisałam budził moje wątpliwości.

[QUOTE][COLOR=#000000]Co do picia to nie dawałabym "na siłę" ale jesli je chetnie ryz to podlej go wodą albo "glutami" z siemienia lnianego ( w aptece kupisz odtłuszczone pestki lub mielony). Siemie ułatwi tez wypróznienia nie drazniąc przy tym przewodu pokarmowego. Taki podlany płynem ryż powinien wystarczyc do nawodnienia więc dodatkowe pojenie nie bedzie konieczne.[/COLOR][/QUOTE]

Spróbuję z siemieniem. Czy to siemię jest bezzapachowe?, bo boję się, żeby jej nie zniechęcić do jedzenia jeżeli jej zapach nie podejdzie.
Myślę jednak, że problem z częstotliwością wypróżnień może być spowodowany spowolnionym trawieniem.

Edited by ma_ruda
Link to comment
Share on other sites

Dzisiaj znowu spadek formy Fraszki a mój optymizm bliski zera. Sunia ma ewidentne objawy encefalopatii wątrobowej; Nie wiem czy pisałam wczesniej ale w ostatnich dniach w tych kryzysowych momentach najbardziej przerażało mnie jej chodzenie bez celu po mieszkaniu,obijanie się o ściany. To minęło po tej wizycie w lecznicy, która miała być ostatnią, ale zakończyła sie podaniem furosemidu. Jednak w ciągu tych ostatnich lepszych dni też były takie chwile, że się zataczała. Poza tym zdarzało się drżenie głowy takie jak przy malych atakach epilepsji.
Znalazłam wątek o zywieniu w encefalopatii i niestety wszystko wskazuje na to, że znowu popełniam błąd, bo nawet sam ryż jest niewskazany a mięsa zero. W zamian ktoś proponuje ziemniaki i jabłka.
Najlepiej byłoby znowu podać kroplówkę oczyszczającą z toksyn ale dzisiaj święto. Dyżur w lecznicy na drugim końcu miasta, upał, więc dzisiaj nic z tego nie będzie. Brakuje mi już sił na tę walkę. To chyba już nie ma sensu.

Link to comment
Share on other sites

Tak jutro bez względu na wszystko planuję pójść do weta. Jestem zdecydowana pomóc psu odejść jeżeli nie da się przywrócić jej w miarę dobrego samopoczucia, które pozwoliłoby na kolejną próbę ratunku.
Dzisiaj przez cały dzień było bardzo źle. Spróbowałam nakarmić ją ziemniakiem- zjadła trochę nawet dość chętnie ale na powtórkę nie miała ochoty. Jedyny przejaw życia to przed chwilą oszczekanie kogoś pod drzwiami; uświadomiłam sobie, że od dawna tego nie słyszałam.

Dzisiaj cały czas myślę o tym, że kiedy miesiąc temu szłam z nią pierwszy raz do lekarza wydawała się zdrowa. Pamiętam jak kilka dni wcześniej by łam z nią na długim spacerze "w polach", jedynym miejscu gdzie spuszczałam ją ze smyczy. W pewnym momencie zerwała się i pognała za zającem. Na kila minut straciłam ją z oczu- wybiegła za nasyp kolejowy. Ja darłam się jak wariatka, bo w wyobraźni widziałam nadjeżdżający pociąg.
Na jedną z pierwszych wizyt w lecznicy poszłyśmy pieszo. To ok. 3-4 km w jedną stronę. Nie wydawała się zmęczona tym spacerem chociaż już wtedy miała wenflon w łapie, który jej na pewno przeszkadzał.
A później coraz częściej wydawała się osłabiona. Wyraźne pogorszenie samopoczucia zaczęłam obserwować tuż po pierwszych badaniach kontrolnych, które przecież wskazywały, że powinno być lepiej.
Czasem myślę, że może bez tej udręki związanej z leczeniem czułaby się dzisiaj lepiej. Czy to możliwe, że w ciągu miesiąca stan wątroby tak bardzo się pogorszył, że dzisiaj prawie zupełnie przestała funkcjonować. Nigdy się tego nie dowiem ale mam poczucie winy, że może niepotrzebnie zabrałam jej ten miesiąc życia.

Link to comment
Share on other sites

Na pogorszenie w funkcjonowaniu wątroby nie ale na ogólne samopoczucie psa na pewno tak. Codzienne stresujące wizyty w lecznicy, zastrzyki, kroplówki, badania to była udręka. Mam świadomość, że leczenie należało zacząć znacznie wcześniej. Nie wiem tylko kiedy to się zaczęło, bo przeoczyłam a może nawet zbagatelizowałam wcześniejsze objawy choroby. Ale teraz najważniejsze jest co można zrobić dzisiaj, jutro...
Założyłam drugi wątek, w którym zamierzałam opisać przebieg choroby Fraszki ale na razie nie mam na to siły.

Link to comment
Share on other sites

dzisiaj rano rozważałam trzy możliwości:
- nie robić nic i czekać ...na co? na cierpienie, które już nie będzie budzić żadnych wątpliwości? jak długo mogłoby to trwać?
- nie czekać
- próbować przynajmniej poprawić komfort życia, bez względu na to jak długo to potrwa.
Rano Fraszka pierwszy raz od kilku dni sama zbiegła ze schodów (III piętro). Wybrałam trzecią możliwość. Dostała kroplówkę z dodatkiem chyba albumin, lek, którego nazwy nie jestem pewna ale chyba Hepa Merz. W domu mam jej zacząć podawać encorton. W tej chwili podchodzę do tego w myśl zasady "Co cię nie zabije to cię wzmocni".

Edited by ma_ruda
Link to comment
Share on other sites

[quote name='endurka']i co z suczką?[/QUOTE]

Po trzech dniach nowej kuracji sunia czuje się prawie dobrze. Prawie, bo jeszcze są momenty, kiedy wydaje mi się, że coś jej dolega ale może też ja jestem przewrażliwiona. Ale przede wszystkim ma apetyt, normalnie (jak dawniej) reaguje na otoczenie, (czyli na przykład wydziera się na balkonie), wypróżnia się regularnie, porusza raźniej (tzn. szybciej chodzi). Nowym problemem jest za to syndrom separacyjny. Dzisiaj musiałam wrócić do pracy- podobno podczas mojej nieobecności cały czas wyje. Podobnie było w sobotę, kiedy wyszłam z domu na ok. 3 godziny. Mam nadzieję, że sobie przypomni że pani chodzi do pracy.

Link to comment
Share on other sites

Teraz rada dla tych, którzy mają, lub będą mieli problem z dietą na chorą wątrobę.
Tak jak pisałam wcześniej Fraszka po 2 tygodniach zbojkotowała suchy Royal Canin Hepatic (puszkowego nawet nie chciała polizać; trochę lepiej potraktowała Hills'a bo połknęła 2 kawałki). Dzisiaj udało mi się ja trochę oszukać: namoczyłam kilka kulek Royala, potem rozgniotłam widelcem i dodałam do ryżu z rozprażonym jabłkiem (to ostatnio jest jej ulubione danie); Tak sporządzoną mieszankę zjadła chociaż raczej sie nie zachwycała. Ale może powoli uda się ją przekonać.
Teraz dzienny jadłospis Fraszki to: śniadanie-ryż z jabłkiem (jw). obiad ziemniak z dodatkiem dokładnie rozdrobnionego mięsa (ostatnio cielęcina, pierś z indyka, ryba), kolacja-powtórka jednej z wcześniejszych wersji. Dzisiaj rano dałam jej ugotowane jajko, ale sądzę, że z jajkami trzeba ostrożnie. Na razie nie mam pomysłów na urozmaicenie tego jadłospisu. Zastanawiam się nad jogurtem ale muszę poczytać czy przy chorej wątrobie jest wskazany.Mógłby być biały ser ale niestety sunia nie ma na niego ochoty, podobnie jak na marchewkę.

Link to comment
Share on other sites

Od dzisiaj zaczynam kurację zentonilem. Podobno bardzo skuteczny. Powoli "schodzimy" z encortonu. To chyba encorton jest winowajcą wilczego apetytu suni. Wróciła do swojego zwyczaju żebrania a poza tym nieustannie odkurza podłogi. Poza tym wsadza nos do toreb z zakupami, czego nigdy wcześniej nie robiła. No i niewiele brakowało a dobrałaby się do czekoladowych ciastek, które leżały na stoliku; na szczęście przyłapałam ją na tym. Mam nadzieję, że po raz pierwszy próbowała popełnić takie przestępstwo. Chyba dzięki tej wzmożonej aktywności w poszukiwaniu pożywienia trochę mniej zajmuje się protestowaniem przeciwko mojej nieobecności.
Na razie cieszę się, że udało się jej przeżyć ten tydzień w stosunkowo dobrej formie. Niestety wciąż mam świadomość, że jest bardzo poważnie chora a rokowania nadal są złe.

Link to comment
Share on other sites

Stan suni się w miarę ustabilizował. Dieta wzbogacona o śniadanie z ryżu+ serek homogenizowany+prażone jabłko. Do posiłków mięsnych dodaję czasem papkę ziemniaczano-buraczaną. Muszę bardzo ostrożnie i na wyczucie dobierać zarówno ilość jak i jakość posiłków Fraszki, żeby nie przedobrzyć. Zdarzyły mi się wpadki dietetyczne. Tak było prawdopodobnie z 2 razy z jajkiem gotowanym na twardo. Teraz już wiem, że można podawać jajko ale na miękko albo w postaci jajecznicy bez tłuszczu.
Wczoraj Fraszka miała robione kontrolne badania krwi. Generalnie jest poprawa w stosunku do ostatnich ale nadal enzymy wątrobowe znacznie podwyższone. Na szczęście pozostałe parametry w tym jonogram w granicach normy. W morfologii podwyższone granulocyty pałeczkowate. Cieszę się, że nie jest gorzej więc może przynajmniej udało się zahamować rozwój choroby. To i tak dużo w sytuacji gdy kilkanaście dni temu niewiele brakowało do decyzji o eutanazji. Na razie udało się darować suni kilkanaście dni prawie normalnego życia. Nawet jeżeli czasem czuje się gorzej, to nie wygląda to na cierpienie, które budziłoby wątpliwości, że ta walka o przeżycie ma sens.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='ma_ruda']Stan suni się w miarę ustabilizował. Dieta wzbogacona o śniadanie z ryżu+ serek homogenizowany+prażone jabłko. Do posiłków mięsnych dodaję czasem papkę ziemniaczano-buraczaną. Muszę bardzo ostrożnie i na wyczucie dobierać zarówno ilość jak i jakość posiłków Fraszki, żeby nie przedobrzyć.[/QUOTE]

Bardzo jestem Ci wdzięczny , ze o tym piszesz. Takie doświadczenia są pomocne. 3 lata temu mieliśmy podobny problem, wszędzie szukaliśmy informacji i bardzo błądziliśmy. W końcu oddaliśmy pieska do szpitala i to był najgłupszy pomysł. Niestety trafić na dobrego weterynarza, który będzie kierował przez cały czas leczeniem wydaje mi się w Polsce jakimś niemożliwym cudem. Trzymamy kciuki za Fraszkę, oby żyła jak najdłużej i chociaż we względnym komforcie. Wizyty codzienne u weterynarzy też nie pomagają niestety w utrzymaniu dobrej kondycji a alternatywy nie ma. Trzymamy kciuki.

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...