Jump to content
Dogomania

Morus - nie było mnie przy Tobie


szarotka11

Recommended Posts

Witaj Morusku.
Cioteczki nie było kilka dni, ale pamiętała o was. Trzymajcie sie tam razem kochane psinki.

Pamietam
[img]http://images.google.pl/images?q=tbn:vTcDEI4X_F3PTM:http://tn3-1.deviantart.com/300W/fs7.deviantart.com/i/2005/223/f/c/Candle_by_StereoGTX.jpg[/img]

Link to comment
Share on other sites

  • Replies 594
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

Morusku, dawno mnie nie było. Pewnie nie masz mi tego za złe;).
Wiesz, że Cię kocham i ciągle myślę o Tobie.
Mój Najlepszy Piesku, tak pusto bez Ciebie.
Ale coraz bardziej myślę o odwiedzeniu naszego schroniska. Nawet mąż podjął dyskusję. Nie wiem co z tego wyjdzie, bo oglądanie tylu pokrzywdzonych psów na raz i ten wybór wśród tylu nieszczęść....
Może coś zadziałasz i mi podpowiesz???

[CENTER][IMG]http://www.obrazki.info/obrazy/0147325a.jpg[/IMG][/CENTER]

Link to comment
Share on other sites

Mój pies też wabił się Morus. Za 2 tygodnie będzie rocznica jego śmierci. brakuje mi go okropnie mój psiak umarł mi na rękach, wykrwawił się na śmierć. i Uwierz mi nie wiem czy lepiej jest być przy smierci swojego przyjaciela czy lepiej niewidzieć jego ostatniego spojrzenia. śni mi się po nocach, widzę jego wzrok on się żegnał tym spojrzeniem do dziś kraje mi się serce. mam króliczka i koty i psa w swoim otoczeniu, ale cały czas tęsknię za Morusem.[quote name='szarotka11']Znowu mi się śnił Morus. Bardzo tęsknię i płaczę z żalu. Dzisiaj taki piękny dzień, a On nie pójdzie ze mną na spacer. Pójdę sama:placz: . To jest jeszcze nie do zniesienia. Tossa, to wielkie co robisz, ale ja już nie będę miała więcej psa. Dzisiaj też śnił mi się malutki rudy piesek podobny do terierka, taki do wzięcia. Może to mo Morusek chce tego dla mnie? Ale nie będę w stanie przejść przez jego śmierć jeszcze raz. A przecież, to jest normalna kolej rzeczy. NIe jestem odporna psychicznie na ponowne przeżycie takiej sytuacji. Nawet gdybym była przy śmierci.
Szkoda ,że nie mogę pokazać mojej Psiny. Syn w biegu już poleciał, a ja nie wiem czy potrafię się z tym uporać. Może za 2 tyg.[/quote]

Link to comment
Share on other sites

Dziekujemy Wam moi Kochani za obecność, pamięc i zyczenia.
Ja miałam jakąś psychiczna tamę. Był czas, że wchodziłam tu, czytałam co u Was słychać i nie mogłam nic napisac. Im więcej myslałam o Was i o moim Morusku, tym bardziej byłam pusta w środku. Później miałam jakąs dziwną niechęć i strach przed wejściem tutaj. Nie mogłam się przełamać.
Trzeci miesiąć od odejścia Morusa minął akurat w rocznicę śmierci naszego Papieża. Też bałam się tu wejść.
Dziękuję jeszcze raz za Waszą obecnośc.
Morusku dzięki przyjaciołom nie byłeś sam. Ale Ty wiesz jak bardzo Cię kocham. O każdej porze dnia myslę o Tobie. Teraz już mogę wreszcie nawet o tym mówić przy rodzinie, bo do tej pory mogłam o Tobie mówić tylko tutaj. Czy to znaczy, że już oswoiłam Twoje odejście??? Może...Ale się z tym nie pogodziłam. Byłeś najwspanialszym, najwierniejszym, pełnym bezgraniczego oddania Przyjacielem. I nic ani nikt tego nie zastapi.
[B][I]Morusku wiedz, że nawet jak mnie tu nie ma , to i tak zawsze jesteś ze mną[/I][/B]
[IMG]http://republika.pl/blog_fj_727345/1390309/tr/serca_czerwone_zamazane_1_.jpeg[/IMG]

Link to comment
Share on other sites

Wagero to dobrze, że nasze Moruski mają tam siebie. Też się zastanawiam ciagle, jaki obraz jest lepiej mieć zawsze pod powieką - czy ten cierpiącego Psa, czy jeszcze ten zachowany przed jego bólem. Mnie cały czas męczy to, że nie głaskałam Go w tej ostatniej chwili. Ale nie mam przed oczami jego zamglonego spojrzenia, tężejącego ciała. Został mi obraz pełnych miłosci oczu i machającego ogona. Ale też myśl, że On mógł pomyslec, że zostawiłam Go nie wiadomo dlaczego. Ach to wszystko jest takie trudne i z upływem czasu coraz trudniejsze.

Link to comment
Share on other sites

Niestety nie ma sprawdzonej recepty czy sposobu na odejście najlepszego przyjaciela.Zarówno strasznie trudne jest byc jak i nie być.Ja myślę sobie tak , że na tamtą chwile czyniłam wszystko najlepiej jak mogłam i umiałam.Najlepiej na tamtą chwile.
Inaczej nie można bo bysmy zwariowały :-(

Link to comment
Share on other sites

Dla nas święta nie były wesołe. W Wielki Piątek potwierdzenie diagnozy- guz śledziony a we wtorek operacja. Niestety nie udało się. W ostatnią niedzielę tuż przed 13 mama czekała w poczekalni szpitala, żeby Synka wyprowadzić na spacerek a jego w tym czasie reanimowali. Zabrakło mi kilku godzin, żeby do niego dojechać. A przecież siedziałam przy nim w szpitalu po 15godzin i zostawiłam, kiedy miało być lepiej, tylko na dwa dni, żeby na chwilę wrócić do pracy, która pozawalała mi płacić za jego trwające od lat leczenie. Nie poczekał na mnie, nie było mnie przy nim, chociaż zawsze obiecywałam mu, że będę przy nim do końca. Obiecywałam mu też, że przy mnie nigdy nie stanie mu się krzywda, a to przecież ja pozwalałam lekarzom golić go, kłuć, zakładać wstrętny kołnierz i podawać tyle leków prosto do pysia (w domu dostawał przecież w Milky Way'ku). Jego ostatnie wspomnienie ze mną to to, kiedy zakładam mu kołnierz i zamykam w szpitalnej klatce a później wychodzę. Tak strasznie go zawiodłam. To uczucie jest nie do zniesienia. Czekam na jakiś znak od niego, że się nie gniewa, że mi wybaczył i że rozumie. Dziś w nocy miałam sen-nie sen. Przekonanie, że śpi ze mną w łóżku i że nie mogę się poruszyć, bo przecież jest pod kroplówką i musi odpoczywać i nie mogę zruszyć welfronu, bo go będzie bolało. Czyżby tak właśnie mnie zapamiętał? Leżącą przy nim na podłodze w "pokoju konsultacyjnym", czekającą aż spłynie kolejna kroplówka? Mój Patryk, którego Arenio kochał i jednocześnie o którego był strasznie zazdrosny (a sceny to robił, jak nikt!) mówi, że jeżeli psy umierają tak, jak ludzie, to podczas reanimacji jego duszyczka uniosła się i widziała jego Panią dwa pokoje dalej i już nie czuł się taki opuszczony. I że w tym filmie, gdzie całe życie przebiega przed oczkami widział mnie w tych wszystkich cudownych chwilach, jakie przez 11 lat przeżyliśmy razem. Bardzo chcę w to wierzyć. Bardzo. Nie mam sobie nic do zarzucenia pod względem opieki- regularne badania, szybka diagnoza, szybka operacja. Po prostu cywilizacja dała znać o sobie i nic więcej nie mogliśmy zrobić. Ale do końca życia będę żyć z potwornym bólem,że go zostawiliśmy samego. Że tyle lat był absolutnie najważniejszy, a w tej ostatniej chwili tylko obcy ludzie. Że w tej tęsknocie za mną w szpitalu pewnie myślał, dlaczego go zostawiłam, że mógł pomyśleć,że to przez jego chorobę, że już go nie chcę. A to przecież Największa Miłość Mojego Życia. Taka, co przydarza się tylko raz. Nie dane mi było mu to powiedzieć po raz ostatni. Umierał sam i to jest nie do zniesienia. Mam tylko nadzieję, że kiedyś za Tęczowym Mostem będę mogła mu to wszystko wytłumaczyć i wynagrodzić.

Link to comment
Share on other sites

Drupti
Bardzo mi przykro z powodu twojego piesia. W tej całej historii jest coś co nas łączy. Moja sunia odeszła za TM w szpitalu także w niedziele,i także o godzinie 13:00. Także była reanimowana ( jak sie domyślasz- bez efektu). Odeszła w dniu swoich 10 urodzin czyli dzień świąteczny ( dla nas). Nie zdążyła nawet dostać swoich prezentów.
Byliśmy przy niej do końca. Walczyła, miała wielka wolę życia i przegrała. Moja dzielna sunia zadbana, wychuchana do tej pory zdrowiutka jak rybka przegrała swoją ostatnią walkę. Na pożegnanie machnęła ogonkiem i pobiegła przed siebie za TM.
Co ci mogę powiedzieć? Nie musisz się martwić. On wiedział, że go kochasz, wiedział, że musisz go zostawić w szpitalu dla jego dobra. One instynktownie czuja więcej niż nam sie wydaje. Czuł przez ścianę obecność twojej mamy.
Czy nie przyszło ci przez myśl, ze sam wybrał sobie taką porę? Może nie chciał, żebyś była przy tym? Nie chciał żebyś cierpiała? Może chciał ci zaoszczędzić widoku swego odejścia? Jedno jest pewne, wiedział o twoich uczuciach i nie czuł sie porzucony.
Nie wiem czy ci to przyniesie ulgę, ale chciałam ci coś napisać. Myślę, że szarotka mi to wybaczy, że pisze w wątku Moruska.
Moja przyjaciółka miała psa w klinice. Dzięki uprzejmości lekarzy mogli go zabierać na noce do domu. Przyjeżdżali o 21:00 i zabierali Maxa , a rano odstawiali go znów do kliniki na kroplówki itp. Ostatniej nocy obszedł mieszkanie, przytulał sie do swoich właścicieli ( nikt nie wiedział, nie przypuszczał, że to pożegnanie). Rano jak gdyby, nigdy nic wskoczył na swoje miejsce do samochodu i pojechali do kliniki. Nie opierał sie przed wejściem . Gdy nastał wieczór moja przyjaciółka poczuła dziwny niepokój. Tego dnia postanowili z mężem wcześniej zabrać Maxa na noc do domu, a jeśli nie zeszła ostatnia kroplówka to poczekać na miejscu. Spieszyli sie bardzo.Coś ich gnało w kierunku kliniki. Gdy zajechali na miejsce było już po wszystkim. W czasie gdy dojeżdżali do kliniki Max odszedł. Odszedł przed nimi. Tak jakby nie chciał, żeby byli świadkami jego odejścia.
Możesz być spokojna o swojego psa. On wiedział, ze nie został porzucony.
[img]http://images.google.pl/images?q=tbn:vTcDEI4X_F3PTM:http://tn3-1.deviantart.com/300W/fs7.deviantart.com/i/2005/223/f/c/Candle_by_StereoGTX.jpg[/img]

Link to comment
Share on other sites

Szajbus, to co przeczytalam, jest w jakims stopniu pocieszajace... ze one wiedza i czuja, ale nadal jest to takie przykre, ja walcze ze soba, czasem wydaje mi sie ze juz jest dobrze, az przyjdzie taki dzien i noc jak dzis....

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...