Jump to content
Dogomania

Bączek

Members
  • Posts

    519
  • Joined

  • Last visited

Everything posted by Bączek

  1. [quote name='Becia66']mam tylko pretensje do Bączka, że w ten buńczuczny sposób zwraca się do azalii, która ze zwykłej troski i wrażliwości chce się dowiedzieć, co się z Miśką dzieje.[/QUOTE] Dla mnie to nie jest troska. Troska jest wtedy jak się pomaga fizycznie a nie wykrzykuje mądrości . Takich krzykaczy, których pomoc ogranicza się jedynie do rozliczania innych na tym forum jest pełno. I niestety nie ubędzie od takich krzyków psów na łańcuchach. A tak a propos. W poniedziałek jadą dziewczyny wyrwać psy z mordowni w Okuszu. Może któraś z Was zostałaby domem tymczasowym? Szukają chętnych.
  2. Bączek

    Barf

    Każda paczka flaków śmierdzi inaczej. Jedne pachną mlekiem, inne śmierdzą - nie wiem czym. Jakoś mi ten smród nie przeszkadza. Rozmrażam w paczce, trzymam w lodówce, chwile też leżą w misce zanim koty się z nimi uporają. Wygląd mają tragiczny, ale smród do wytrzymania. Myślałam ,że może tylko jeden kot ma tak wysublimowany gust, ale nie, wszystkie cztery żreją aż im się uszy trzęsą. A nad wołowinką się zastanawiają. Nie chciały także jeść flaków czyszczonych. Wynika z tego, że te flaki są smakowite i bez chemii. Szynki z chemikaliami kot nawet nie ruszy.
  3. W jakich koszmarnych warunkach ? Tysiące psów wegetuje na łańcuchu. I choć nie popieram trzymania psa na łańcuchu, taki "koszmar" jak Ty to nazywasz, przeżywają setki psów. A czasami to nawet do pyska nie mają co włożyć. Więc skupcie się na ratowaniu tych naprawdę potrzebujących. Suka została zoperowana, ma co jeść i gdzie się schować. Nie widzę potrzeby robienia rozrachunków przez osoby, które palcem nie kiwnęły w tej sprawie, a teraz uzurpują sobie prawo do rozliczania innych.
  4. Bączek

    Barf

    Śpieszę donieść, że kupiłam dzika mielonego i flaki nie czyszczone z zawartością i karmię tym .......koty. Koty się zażerają, zwłaszcza jelitami. I jakoś o dziwo im nie śmierdzi.
  5. Azalia Czy Ty nie masz innego zajęcia tylko krzyczenie na forum. A może byś pojechała po Olkusza do pana P. po pieska. Tam pieski umierają albo są zabijane. A może byś jakiegoś umieściła w hoteliku albo wzięła do siebie. A może choćby tam, na tym wątku trochę byś pokrzyczała. Szlag mnie trafia, jak słyszę takie wrzaski. Czemu to ma służyć. Łatwo jest krzyczeć, wymuszać i wydawać dyspozycje na forum prawda?
  6. Alf ma już 14 lat. Nie widzę sensu w powtarzaniu mu badań akurat na tarczycę w sytuacji gdy wszystko mu wysiada. Tarczyca to jest teraz pikuś. Moim zdaniem diagnoza nie była słuszna. Po hormonach na tarczycę Alf zrobił się szkielet. Jak przestałam podawać sierść mu się pogorszyła, ale przytył. Teraz znów schudł strasznie choć ma apetyt i dostaje dwa razy dziennie pełną michę ryżu z mięsem. Natomiast jeżeli chodzi o sierść to w pewnych partiach ciała zaczyna odrastać zdrowa. I nie jest to zasługa jakiś leków tylko drugiego psa. Mam takiego kundelka którego nazywamy "lekarz". Jak tylko któremuś psu coś się dzieje on jest pierwszy. Wyrywa ( albo urywa kleszcze) zagląda do uszu, wylizuje po oczach. I to maniakalnie. Trudno go odgonić. No i dobrał się do Alfa. Wylizuje go miejscami do gołej skóry. Na początku byłam wściekła, wygryzał Alfowi dziury do krwi. Ale po jakimś czasie zauważyłam, że w miejscach wylizanych odrasta zupełnie zdrowa sierść. No i tym sposobem grzbiet mamy już porośnięty zdrową sierścią choć w lecie Alf był łysy. Teraz wylizuje boki. Wylizał Alfowi niekończące się zapalenie spojówek. Nie wiem co to za fenomen, i co on tym lizaniem powoduje, jakie reakcje wywołuje w organiźmie. Ale faktem jest, że uporał się z chorobą, na którą żaden lek nie działał. Alficzek ma straszny apetyt na życie choć ledwo łazi. Plątają mu się tylne nogi, przewraca się, ale jak trzeba wcisnąć sie za mną do domu przez zamykające się właśnie drzwi to dostaje takiego przyśpieszenia jak młody pies. Ech starość.
  7. Te klatki niestety nie są trwałe. Są zgrzewane, chińska produkcja. W mojej ocenie jeżeli psy znajdą się w obcych dla siebie warunkach i wśród obcych ludzi istnieje szansa, że stosunki się ocieplą. Pytanie czy na stałe. A tak mi się przypomniało, że są na Dogomanii osoby, które miały agresora w domu. Zamykały go w pokoju, ale może mają jakieś jeszcze doświadczenia. To była chyba AgaG. Możesz do niej napisać. Ona też jest z Krakowa. Ja też miałam agresora, suka była nieprzewidywalna. Startowała z zębami także do ludzi i trzeba ją był uśpić. Chodziła na szkolenie, chodziła w kagańcu, w końcu zamknęłam ją w kojcu zasiatkowany z góry bo łaziła po siatce jak kot. Chodziłam na długie spacery, żeby ją zmęczyć. Nic nie pomogło. W końcu bałam się nawet wejść do kojca. Nie oglądał jej jedynie behawiorysta.
  8. [quote name='hell_angel']Myślę gdzie by go jeszcze ogłaszać i co napisać, żeby jednak ktoś go zechciał. Przychodzi mi to niesłychanie trudno... Mogę mówić o oddaniu go, szukać mu domu, starać się o to by wypatrzył go ktoś wspaniały, a jak tylko pójdę do niego, spojrzę w te oczy serce się ściska i lęk przed rozstaniem mnie paraliżuje. [QUOTE] Witaj Joasiu. Już się martwiłam, że się coś stało dlatego nie piszesz. Ja właśnie z tego powodu co piszesz nie mogę być domem tymczasowym. Po prostu nie potrafię psa oddać w obce ręce. A wracająć do Buzziego to czy medycyna nie może coś tu poradzić? Czy nie można Dżekusiowi podawać środków uspokajających? Powiem szczerze, że pomimo stada psów nie miałam nigdy takiego problemu, żeby psy nie chciały się zaakceptować. Było raz lepiej, raz gorzej ale nigdy nie musiałam ich izolować. Mam nawet taką wszę - Jogusia co cały dzień chodzi, warczy i od czasu do czasu doskakuje z zębami ale ponieważ psy są równej wielkości, nie ma zagrożenia że zrobią sobie wielką krzywdę. Poza tym pozostałe psy nie reagują. Nie chcę nic doradzać, bo każdy musi sam próbować ale ja bym ubrała je w kagańce skórzane, takie, żeby nie mogły ściągnąć, wzięłabym je na obcy grunt i spuściła ze smyczy. Będą się gryźć, nie interweniowałabym. Raz nie pomoże to próbowałabym drugi i trzeci do skutku. Problem jest tylko jeden. Dzekuś nie jest młody i może po prostu dostać zawału. Przyszło mi jeszcze do głowy, że mogłabyś oddać je oba do hotelu na przykład na tydzień. Zmiana miejsca, ludzi, może spowodowałaby, że ich relacje wzajemne ulegną zmianie. Albo kupiłabym klatkę kenelową, i zamykała jednego w klatce. Nie izolowała tylko robiła wszystko, żeby były razem. Myślę, że jedyny ratunek w tym, żeby Buzzy nauczył się tolerować agresję Dżekusia i nie odgryzał mu się na każdym kroku. A wtedy Dzekuś powoli też się wyciszy. Nigdy nie będzie spokojny, ale przynajmniej da się to wytrzymać.
  9. Niestety metoda trzymania psa na łańcuchu tak mocno tkwi w mentalności niektórych ludzi, że nawet jak jest możliwość spuszczenia psa to i tak się go nie spuszcza. Do domu pies też nie wejdzie bo przecież skoro buty zostawia się przed drzwiami to jak psa wpuścić. Ręce opadają ale wykorzenić się tego nie da. Może za kilkaset lat. A propos kołtunów. Misza daje się czesać szczotką pudlówką. Nawet to lubi. Grzebieniem nie da się ruszyć. Może dziadek chociaż te kołtuny by jej wyczesał.
  10. Mój pies miał zapalenie okrężnicy po marchewce. Długo trwało zanim na to wpadłam. Nawet zastrzyki na tasiemca brał, bo weterynarz powiedział, że robaki też mogą wywoływać zapalenie okrężnicy.
  11. 6. Powiatowy lekarz weterynarii nakazuje niezwłoczne odosobnienie zwierzęcia podejrzanego o chorobę lub zakażenie, które mogło zakazić wirusem choroby człowieka, oraz: 1)nakazuje a. obserwację tego zwierzęcia trwającą 15 dni b. badanie tego zwierzęcia w trakcie trwania obserwacji 2) [B]Zakazuje zabicia tego zwierzęcia do czasu zakończenia obserwacji[/B] To fragment aktualnego rozporządzenia Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi z dnia 07.01.2005 w sprawie zwalczania wścieklizny. Nie czytałam w całości. Zainteresowanych odsyłam na stronę: [URL]http://isip.sejm.gov.pl/DetailsServlet?id=WDU20050130103[/URL] [URL]http://isip.sejm.gov.pl/KeyWordServlet?viewName=thasW&passName=wścieklizna[/URL] tu są wszystkie przepisy
  12. [quote name='Patisa'][B]Bączek[/B], tutaj padła odpowiedź. ;) [B]Bączek[/B], jeśli jest podejrzenie..., ale z tego co pisała [B]BoUnTy[/B], a ma wykształcenie weterynarza ( czyli chyba wie co pisze ) , jeśli pies ZOSTANIE UGRYZIONY przez chore zwierze, to od razu zostaje uśpione bez względu na to czy było szczepione czy tez nie... I właśnie dlatego pisałam, że nie rozumiem konieczniści szczepień psów. Moich psów, bo fakt, że dyskusje możnaby pociągnąć do tego, że są też nieodpowiedzialni włąściciele, i że to jest pewna metoda na dopilnowanie, by nie prowokowali niebezpiecznch epidemiologicznie sytuacji ( mam tu na myśli sytuacje gdy pies bez nadzoru wałęsa się po okolicy ). Z tym, ze moim zdanie też tutaj nie sprawdza sie to w zupełności, bo póki nie am obowiązku znakowania psów ( np chipem ) to każdy jeden cwaniak może wyprzeć się psa, ze nie jego... Tymczasem ja, człowiek który o swoje psy dba i dokładnie wie, gdzie te psy chodzą na spacery iz czym mają styczność, nie stwarzam takich zagrożeń. Dlatego nie rozumiem, dlaczego mimo to, moje psy musza być corocznie doszczepiane. Nie ufam szcepionkom i dla mnie szic, "pic na wodę fotomontaż", Bóg jeden wie co tam tak naprawdę wstrzykują tym zwierzętom. Swoim osobistym psom wolałabym oszczędzić tych "atrakcji". I po prostu je pilnować. A gdy dojdzie już do sytuacji, dość abstrakcyjnej - jak mogliśmy wcześniej wyczytać - że chory na wściekliznę zwierz, zostałby zaatakowany przez mojego psa i w wyniku czego mój pies uległby pokąsaniu przez chore zwierze - to i tak mi tego psa uśpią, i tak. Bez wględu na to jak dbałam o swoje psy i ile razy do roku je szczepiłam. Ciekawe, co? No i tyle w temacie. Ode mnie tylko tyle - oby jak najszybciej zaszły zmiany w polskim prawie odnośnie obowiązkowych szczepień. Przydałaby się nowelizacja kalendarzy szczepień ( tych ludzkich,a le jak i widać psich też ) no i należałoby załątwić raz na zawsze sprawę "psów niczyich". Ale to daleko droga przed nami, ho ho... ;)[/QUOTE] No to ja nic z tego nie rozumiem. A więc po co szczepic i o jakiej ochronie człowieka my mówimy jak pies sie [B]zawsze[/B] zarazi. Przecież gdy pies faktycznie natknie się na chore zwierzę, to gołym okiem nie widać na co ono jest chore. Wiadomo tylko, ze jest osowiałe, bąź nadmiernie pobudzone. Tak jak ten cholerny zając. Pogryzione zwierzę, zakładam domowe, ma kontakt z człowiekiem. Człowiek nawet nie wie, że się zaraziło. Zaniepokoi się dopiero jak zwierzęciu cos się zacznie dziać. A wtedy już sam będzie zarażony. Coś mi tu nie pasuje, albo za mało inteligentna jestem :) Przypomniała mi się taka historia. Kiedyś dawno temu jeździliśmy w góry do takiej chałupy na odludziu zabierając kota ze sobą. Kiedyś kot wrócił okropnie pogryziony. Poszłam z nim do weterynarza a ten pyta czy szczepiony. No nie szczepiony. To trzeba mu zrobić kwarantannę, czy nie wściekły - na to on do mnie. Rozumiem z tego, że jakby był szczepiony nie trzeba by robić kwarantanny. Lisy po szczepionce też nie chorują na wściekliznę i nie zarażają się między sobą.
  13. [quote name='miszka52']Mam identyczny problem z naszym Smoluchem. Różnica jest taka, że to pies, nie sunia. Nie wiem, ile ma dokładnie lat, bo znaleźliśmy go 4 lata temu na drodze. Przyszedł za nami i został. Wtedy przypuszczałam, że ma ok 6-7 lat. Nie mam doświadczenia, więc tak na oko. Był u nas dwa lata i u ciekł za jakąś suczką na 9 m-cy. Był gdzieś przetrzymywany na zewnątrz, w spartańskich warunkach. Czy sam się zerwał, czy został wyrzucony - nie wiem. Wrócił do nas w stanie opłakanym. Odchuchałam, oddmuchałam... Jest na suchej karmie. Dostaje dzienną porcję i sam sobie dozuje. I też od jakichś 2 m-cy mam ten sam problem, co miał Dwukropek. Na dodatek czasem psisko zjada swoje odchody, jeśli nie zdążę zareagować. Ma problem z tylnymi łapami, gdy chodzi pomału. Zanim się położy kręci się w kółko i nie może się zdecydować. Czasem się rozmyśla, zmienia miejsce i zaczyna od nowa. Wstaje też z trudem. Wizyty u weterynarza ograniczają się do badań i zaleceń podawania glukozaminy (tabletki "Na stawy"). Czasem dostaje jakiś lek przeciwzapalny z np. Ranigastem (osłonowo), ale po kilku dniach i tak dostaje wymiotów. Lekarz stwierdził, że ten typ tak ma, a operacja w tym wieku może być zbyt wielkim obciążeniem. I dla niego i dla nas (finansowym). Może ktoś się orientuje, czy np. ustalenie jednej pory posiłku i zabranie michy może przynieść jakieś pozytywne rezultaty? A w takim razie o której go nakarmić, żeby rano na posłaniu nie znaleźć "twardych dowodów"? Jeśli zdarzało by się to w ciągu dnia, łatwiej byłoby zaobserwować jego zachowanie i temu zapobiec... Może ktoś ma jeszcze tego typu problem i może coś podpowiedzieć? Byłabym niezmiernie wdzięczna.[/QUOTE] Niestety nic nie podpowiem, bo sama szukam porady. Mój 13-latek (chyba) co prawda kupy w domu nie robi, ale tylko dlatego, że może przez psie drzwiczki w każdej chwili wyjść na pole. Za to zjada kupy własne i cudze, kupy są rzadkie i wiecznie jest cały pobrudzony w zadniej części, a podwórko wygląda jak chlew, zabić sie można na minach, pomimo, że zbierane okresowo. No i puszcza bąki, w domu nie idzie wytrzymać. Kręgosłup w stanie ruiny, weterynarz nie wie jakim cudem on wogóle się porusza samodzielnie. Podawałam witaminę B na to zjadanie kup, nie pomogło. Kupiłam flaki wołowe z zawartością, nie pomogło. Podaję ryż z surową wołowiną z chrząstką, po tym nie powinno być wzdęć ani biegunek. Boję się, że to wątroba wysiada, już poprzednio weterynarz powiedział że nie jest z nią w porządku. Co mu można jeszcze podać? Czy mielony kminek i koper podaje się psom?
  14. Ja osobiście nie słyszałam, żeby przy podejrzeniu wścieklizny psa z mety usypiac . Słyszałam o kwarantannie. Jeżeli pies jest wściekły to się go usypia bo i tak dni jego są policzone. Jeżeli jest zdrowy to żyje. Tylko za kwarantannę trzeba niestety płacić.
  15. W lecie będąc na spacerze w lesie - 1000 m od domu - moje psy, które miałam na smyczach automatycznych dopadły zająca. Nie wiem jak to się stało. Po prostu zając siedział i się nie ruszał, psy wystrzeliły do przodu jak z katapulty. Widok okropny. Zanim dopadłam do nich prawie zająca udusiły. I w tym momencie wykazałam się skrajnym idiotyzmem. Wymysliłam, że ja tego zająca uratuję. Zawinęłam go w kurtkę i wzięłam do domu. Zając wcale nie był uduszony, szarpał się trochę po drodze i podrapał mnie po brzuchu a potem jeszcze dodatkowo obsikał. Dopiero jak przyszłam do domu zaczęłam się zastanawiać dlaczego ten zająć nie uciekał. Pierwsza myśl - jest chory. Druga myśl - to może być wścieklizna. Zająć oczywiście zdechł. Zawiozłam go do ZHW w Krakowie. Pomijając formalności ( nie chcieli za darmo tego zająca zbadać) trwało to tydzień. Tydzień nerwów. Na szczęście zająć nie był wściekły. I tak właśnie można psy upilnować na spacerze. A bliznę na brzuchu mam do dnia dzisiejszego. Nie wiem dlaczego, bo zadrapanie nie było poważne.
  16. No i mamy koniec roku. Następnego. Jestem w takim wieku, że nie wiem czy się cieszyć czy płakać. Jak patrzę na to moje stadko rozbitków życiowych - bo tylko takie określenie przychodzi mi do głowy - mam tylko jedno życzenie. Żeby mi sił i zdrowia jak najdłużej starczyło. I tego samego Państwu życzę. Misza przyłącza się do życzeń :) [IMG]http://images41.fotosik.pl/1234/fd857e6ddfb0e79amed.jpg[/IMG]
  17. Bączek

    Barf

    O jakich giełdach wy mówicie, ja w Krakowie o żadnej gieldzie nie słyszałam. A byłabym żywo zainteresowana cielęcinką za 1 zł. Teraz kupuje w Aspolu straszne ilości i podaje z gotowanym ryżem, bo pensji by mi zabrakło na samo mięso. No i niestety nie wchodzi w grę drób. Psy mają piekielne uczulenie. Po surowych korpusach drobiowych jeden dostał krwawej sraczki. Nie mogłam sobie długo z tym poradzić. A potem wylizał sobie dziurę na grzbiecie średnicy 20 cm. Drugi wylizał dziurę po indyku. Tak że klops. Kupuje wołowinę cielęcinę i królika. Przełyków też nie podaję, bo kiedyś psy potwornie po nich schudły.
  18. Cytuję artykuł Doroty Sumińskiej z archiwalnego numeru Polityka Wścieklizna atakuje latem. Trzeba się jej bać, ale najpierw warto wiedzieć, kiedy stanowi zagrożenie dla człowieka. I zawsze uciekać przed wyglą­dającym na oswojonego szczurem lub lisem. [B]T[/B]ylko dzięki programowi w pewnej stacji TV przypomniałam sobie o chorobie, która szczególnie latem straszy z plakatów i – jak się okazuje – również z telewizji. Na szczęście, w znacznej mierze na tym kończy się realne zagrożenie tą chorobą. Wścieklizna budziła strach od wieków i kojarzono ją z wizerunkiem wściekłego psa, kąsającego na oślep co i kogo popadnie. Do dziś krąży o niej wiele mitów, powtarzanych z pokolenia na pokolenie. Nawet wynaleziona przez pana Pasteura szczepionka nie przerwała łańcucha bzdur, które po latach opowiada poważny program w telewizji. A mianowicie widz dowiedział się, że – cytuję: „Wirus wścieklizny żyje w ślinie chorego zwierzęcia i nawet nasz własny pies może zakazić człowieka”. Przeciętny człowiek wie o wściekliźnie tyle, że jest śmiertelna, a szczepienie przeciw niej jest bolesne i niebezpieczne. Teraz dowiedział się, że jego pies może stanowić zagrożenie. To bulwersujące stwierdzenie. W cytowanym zdaniu jest oczywiście ziarno prawdy, ale bez dokładnego opisu choroby przeinacza tę prawdę. Takie podejście do poważnego problemu choroby odzwierzęcej rodzi dużo większe perturbacje. Strach i jego ofiary – psy. Jakby mało było zwierząt – ofiar ludzkiej niewiedzy. Wścieklizna jest wirusowym zapaleniem istoty szarej mózgu i rdzenia. Powodujący ją wirus jest bardzo wrażliwy na czynniki środowiska: temperaturę, wilgotność, światło słoneczne. Poza żywym organizmem ginie bardzo szybko. Na wściekliznę choruje wiele gatunków zwierząt, jednak ich podatność na zarażenie jest bardzo różna. Są gatunki zupełnie niepodatne, słabo wrażliwe i bardzo wrażliwe. Znaczy to tyle, że żaba na wściekliznę nie zachoruje, a lis owszem. Pies jest mniej podatny na zarażenie niż lis. Człowiek należy do gatunków słabo wrażliwych. Tylko co piąty, a jak niektóre źródła podają, co trzeci zachoruje. Pocieszające jest, że nie każdy. Jednak, aby ten co piąty zaraził się wścieklizną, też musi być spełnionych kilka warunków. Po pierwsze, musi być pokąsany przez chore na wściekliznę zwierzę. Po drugie, w ślinie kąsającego muszą znajdować się wirusy wścieklizny. Wirusy te pojawiają się w śliniankach, a więc i w ślinie, dopiero krótko przed śmiercią chorego na wściekliznę psa, kota lub lisa. Po trzecie, ukąszenie musi być na tyle głębokie, aby wirus znalazł warunki do namnożenia się, co trwa 24 godziny. A wreszcie, w pobliżu muszą być zakończenia nerwowe, którymi wirus rozpocznie wędrówkę do centralnego układu nerwowego. Im dalej do mózgu i im mniej zakończeń nerwowych, tym większa szansa na wygaśnięcie infekcji. [B]P[/B]odczas tej nietypowej – bo nie drogą krwionośną, ale szlakiem nerwowym – wędrówki wirus jest maltretowany przez układ odpornościowy. Przemieszcza się dość wolno, bo 7 cm na dobę, więc jest duża szansa, że nigdy nie osiągnie celu. Jeżeli ugryzłby nas pies będący w początkowej fazie choroby, to nie grozi nam zarażenie. Poza tym wścieklizna jest bardzo ciężką chorobą, z wysoką gorączką – ok. 40 st. C. Chore zwierzę nie jest zainteresowane kąsaniem. Cierpi. Zapalenie centralnego układu nerwowego daje zmiany w zachowaniu, jednak tzw. postać szałowa wścieklizny występuje bardzo rzadko. Najczęściej pies lub kot jest osowiały i nie reaguje na bodźce zewnętrzne albo wędruje bez celu, chcąc np. przejść przez ścianę. [B]S[/B]łynna piana wyciekająca z pyska to też mit. Zwierzę ma porażony przełyk i nie może łykać, a więc ślina wycieka dość obficie, ale nie w postaci piany. Sprawa ma się nieco inaczej, gdy choruje dzikie zwierzę. W normalnych okolicznościach powinno bać się człowieka, ale z powodu choroby traci kontrolę nad wieloma instynktami. Gdy spotkamy lisa, który wydaje się oswojony, bierzmy nogi za pas. W Polsce zagrożenie wścieklizną jest stosunkowo niewielkie. Psy podlegają corocznemu obowiązkowi szczepienia przeciw tej chorobie. Lisy otrzymują „doustną” szczepionkę w rozrzucanym w lasach pokarmie. Mimo to, jeżeli pies ugryzie człowieka, ten ma prawo żądać poddania zwierzęcia obserwacji weterynaryjnej. I nie ma znaczenia, czy było ono szczepione. Pamiętajmy przy tym, że szczepienie nie daje gwarancji uzyskania odporności i to nie tylko w przypadku wścieklizny.
  19. Moja córka po szczepieniu na różyczkę miała taką różyczkę, że zaraziła męża. Po szczepieniu na odrę chorowała na odrę. Jak nadszedł kolejny termin szczepienia na różyczkę powiedziałam pielęgniarce, że dziecko chorowało na różyczkę. Próbowała mnie zmusić do szczepienia, dopiero lekarz interweniował, że nie potrzeba. Ze szczepieniami jest tak jak z antybiotykami. Należy podać profilaktyczne usłyszłam i u lekarza i u wetrynarza. O jakiej profilaktyce my mówimy? Żaden lekarz nie chce wziąć na siebie odpowiedzialności za leczenie i profilktykę. Nie powie, że nie potrzeba, bo jak się coś stanie to pacjent postawi go przed sądem. Więc wali z grubej rury. Jak wirusówka to co roku, bo jakby pies zachorował to on nie będzie odpowiadał. A że psu grozi nowotwór. Jakie to ma znaczenie. Nowotwór może być także z innego powodu i nikt weta nie oskarży o zaniechanie szczepienia. Nie szczepię psów na żadne choroby wirusowe. Teraz mieszkam na wsi, więć nie ma tekiej potrzeby. Jak mieszkałam w mieście, też nie szczepiłam. Suczka wzięta z azylu ponoć po jednym szczepieniu zachorowała na nosówkę. Psa już nie szczepiłam wogóle. Teraz suka ma 10 lat, pies 8. I żyją i nigdy nie chorowały. Znam natomiast kilka psów, które po szczepieniu albo chorowały na wirusówkę, albo wręcz odzeszły na tamten świat z tego powodu. Szkoda gadać, ze szczepieniami tak ja ze środkami przeciwbólowymi. Należy jeść rano wieczór i w południe, najlepiej kupić duże opakowanie, żeby nie zabrakło.
  20. [quote name='hell_angel']Dziękuję, ale mają jeść kurczaka. Błagam niech te leki zaczną działać, bo oszaleję... :placz:[/QUOTE] Nie możesz podawać tylko kurczaka bo dostaną uczulenie. Wogóle drób lubi uczulać. Ja tym sposobem już musiałam wyeliminować z diety i kurczaka i indyka.
  21. Misza już po kastracji. [IMG]http://images50.fotosik.pl/1279/f9694ddb61a3babbmed.jpg[/IMG] Jak ja nienawidzę tego robić :-(
  22. To zanim pójdziesz z torbami karmiąc psy wołowiną po 20 zł proponuję wejść na stronę Aspolu z Katowic. Sprzedają mielone mięso wielu gatunków zwierząt. Ja kupuje w dużych ilościach ( 75 kg) miesięcznie i daje na surowo. Dwa razy w misiącu przyjeżdżają własnym samochodem do Krakowa, bo rozwożą mięso po sklepach. Można zamówić też przez kuriera. Ostatnio kupiłam cielęcine i królika, bo sunia dostała alergię, prawdopodobnie na indyka. Psy jedzą aż miło patrzeć. Mam też kontakt do krakowskiego dostawcy. U niego wołowina z głowy jest po 7 zł, przełyki wołowe po 5, serca wołowe po 8. Facet przynosi do domu. No to teraz już wiem dlaczego moje psy są takie uśmiechnięte. Ja od zawsze daję gotowane.
  23. Kto by pomyślał, że to małe takie dożarte będzie. Trzymam kciuki za powodzenie akcji. Mam nadzieję, że Buzzy nigdzie nie pojedzie. A jakie uzasadnienie jest dla karmienia Dzekusia gotowanym?
  24. [quote name='hell_angel']My już po... :) DZIĘKUJĘ CI ZA KONTAKT Z PANIĄ EWĄ! :) Właśnie spisałam na kartce wszystko co mamy do zrobienia... Przydałaby się 48-godzinna doba... :shake: Przed nami Mount Everest pracy... Muszę zmienić nie tylko psy ale i siebie... a to chyba najtrudniejsze, bo już raz zwątpiłam i się poddałam...:oops: Jeśli chodzi o psiaki- bardziej będziemy "grać" Dżekusiem niż Buzzym. Pierwszy postawiony cel do osiągnięcia to uspokojenie psów poprzez zmianę diety i egzekwowanie ważnych zasad. No Dżekuś... Będziemy teraz spokojni i ułożeni..!:mad: :evil_lol: Mały musi iść na badania, trzeba sprawdzić jego serce... Niby miał już robione i nic nie wyszło, ale nie podoba nam się jego oddech... Zdecydowanie za dużo dyszy... Ekhem... pozytywne myślenie... UDA MI SIĘ.[/QUOTE] Joasiu Czy nie mogłbyś pisać pełnymi zdaniami, bo ja już mam swoje lata i nie łapię o co chodzi. To znaczy dokładnie co masz zmienić, jeżeli to nie tajemnica.
  25. [quote name='hell_angel']A to ciekawa historia... :lol: Nie chcę zapeszać, ale możliwe, że Dżek i Buzzy otrzymają pomoc... Ja i tak cała w strachu, że starania pójdą na marne, ale gdzieś głęboko tli się iskierka nadziei... Trzymajcie kciuki![/QUOTE] Nie bąź taka tajemnicza i powiedz o co chodzi
×
×
  • Create New...