Jump to content
Dogomania

ma_ruda

Members
  • Posts

    1566
  • Joined

  • Last visited

Everything posted by ma_ruda

  1. Padaczkę u psów najczęściej leczy się objawowo; rzadko udaje się ustalić przyczynę zawłaszcza kiedy nie znamy przeszłości psa (np ew. urazów, przebytych chorób itp). W badaniach krwi można ewentualnie doszukiwać się np. chorób wątroby. Przerobiłam to z moją sunią. Adoptowałam ją kiedy miała ok.2-3 lat. Pierwszy atak wystąpił po ok. miesiącu pobytu u mnie. Nie wyglądał tak dramatycznie jak u Puzona ale wystarczająco, żeby mnie przerazić. Jedyne badanie jakie zlecił mi wtedy wet. to było ekg, które nie wykazało zmian w sercu. Dzisiaj żałuję, że nie zrobiłam wtedy badań krwi, tak na wszelki wypadek. Przez sześć lat sunia miała ataki średnio raz w miesiącu; ponieważ ataki były słabe lekarz odradził leczenie farmakologiczne. Poza tym sunia nie miała żadnych niepokojących dolegliwośći do czasu kiedy rok temu w marcu zaczęła wymiotować niestrawionym pokarmem. Okazało się, że ma bardzo poważną chorobę wątroby. Od chwili kiedy w związku z chorobą była na diecie- nie było przez pół roku ani jednego ataku. Piszę o tym dlatego, że może profilaktycznie warto zmienić Puzonowi dietę, nawet jeżeli badania krwi są ok ? przynajmniej na lekkostrawną? Zasada jest, że padaczkę rozpoznaje się najwcześniej po drugim ataku.Jednorazowy atak może być spowodowany np. zatruciem, jakąś infekcją, gorączką...Myślę jednak, że jeżeli u Puzona będzie kolejny, to trzeba będzie zacząć leczenie p/padaczkowe (luminalem). Ale o ile pamiętam te ataki, które już były były nie tylko dość ciężkie ale też bardzo długie. To wyglądało jak stan padaczkowy. W takich sytuacjach warto mieć w domu relanium we wlewce doodbytniczej, żeby przerwać atak.
  2. Teraz już nie można zmienić samodzielnie tematu wątku. Trzeba o to poprosić w dziale administracji forum.
  3. [QUOTE]Jak sie czuje mama? Trzymam kciuki i przytulam cieplutko.[/QUOTE] Niestety Mama nie czuje się dobrze; po leczeniu szpitalnym przybyły tylko nowe, bardzo poważne problemy. Może porównanie wyda się niestosowne, ale.. Fraszka miała lepszą opiekę lekarską niż Mama a ja mniejsze poczucie bezradności. Przychodzi mi do głowy taka myśl, że Fraszka opuściła mnie, żebym mogła się zająć Mamą; Może jeszcze nadal stara się o to zadbać i dlatego powstrzymała mnie przed przyjęciem swojej następczyni. Tylko, ze ja jestem przekonana, ze gdyby dzisiaj ze mną była, byłoby mi łatwiej. Ale gdyby była zdrowa, bo rzeczywiście dzisiaj nie byłabym w stanie walczyć o życie Fraszki i zapewnić opiekę Mamie.
  4. Może na wszelki wypadek do czasu badań kontrolnych pozostań przy Hepaticu. Ja usiłowałam się dowiedzieć czy moz łaczyc dietę suchą z mokrą i z domowym jedzeniem. Ale zdania na ten temat są podzielone; lepiej nie ryzykować skoro Twój piesek nie protestuje i dobrze się czuje na tej diecie. Gotowany kurczak jest ok. ale trzeba brać pod uwagę, że w diecie wątrobowej ogranicza się białko, więc trudno określić samemu ilość mięsa nawet przy wyłącznie domowym jedzeniu a tym bardziej łączonym z karmami gotowymi. Z marchewką też raczej ostrożnie. Udało się zdiagnozować przyczynę małopłytkowości? [QUOTE]Podobno na odejście pieska najlepszym lekarstwem jest przygarnięcie drugiego [/QUOTE] Tak też tak uważam i chcę pomóc kolejnemu psu w potrzebie. Planowałam, że ferie zimowe będą dobrym czasem na przyjęcie nowego domownika. Niestety moja sytuacja życiowa skomplikowała się (mam ciężko chorą Mamę). Obawiam się, że teraz muszę zaczekać do wakacji. Moze to Fraszka nie jest jeszcze gotowa do powrotu "w innym futerku":-(
  5. Historię Mufki poznałam tuż po śmierci mojej Fraszki (4 października)Nie miałam wtedy odwagi napisać jak umarła moja sunia. Wtedy od razu pomyślałam, , że "los miał podły scenariusz" nie tylko dla Mufki; że może właśnie realizował swoje okrutne plany w Krakowie. Fraszka była ciężko chora; walczyłyśmy z tą chorobą dokładnie pół roku- od 4 kwietnia. Byłam przygotowana na to, że tę walkę przegramy. Ale to nie choroba zabiła Fraszkę. 4 października wypadła przez balkon. Stało się to prawdopodobnie chwilę przed moim powrotem z pracy. W tym dniu rano źle się czuła a ja obawiałam się, że nadchodzi kolejny kryzys, być może ostatni. Być może też ten dzień byłby końcem walki z chorobą. Ale nigdy się tego nie dowiem- los nas wyręczył. Można byłoby powiedzieć, że Fraszka dłużej niż Mufka cieszyła się dobrym domem. Była ze mną 6 lat. Mam nadzieję, że była szczęśliwa. Ale to szczęście mogło jeszcze trwać jeszcze długo. Miała tylko 8-9 lat. Myślę, że moje współczucie dla opiekunów Mufki mogę nazwać współodczuwaniem. Dzisiaj staram się nie rozważać co by było gdyby, żeby sobie jakoś radzić z poczuciem winy. Oczywiście można powiedzieć, że miałam na to wpływ, że sprowokowałam los bo nie zadbałam o zabezpieczenie barierek na balkonie. Nie przewidziałam tego co może stać, bo przez 6 lat nic się nie stało. Niestety moje poczucie winy niczego nie zmieni. No może tyle, że kiedy Fraszka pozwoli mi zaopiekować się kolejnym psem, będę już bardziej przewidująca.
  6. Na stronie Fundacji Kastor Chanel jest juz w swoim domku k. Krosna. No chyba, ze to nie o tę Chanel chodzi?
  7. [quote name='black_sheep']Kochana ma_rudko, jak się czujesz? Co u Ciebie słychać? Czy nie myślisz powoli, powolutku by pomóc jakiejś biednej istotce?[/QUOTE] Tak myślę i chcę pomóc. Czekałam na ferie, bo to miał być dobry czas na aklimatyzację nowego "lokatora". Niestety ferie sie już zaczęły ale mnie zaczęły się kolejne problemy. Tym razem "ludzkie"; moja Mama jest poważnie chora. Od tygodnia jest w szpitalu (a ja całymi dniami przy niej). Jutro, pojutrze wróci do domu. Niestety mam wrażenie, że w gorszym stanie:-(. Teraz będę potrzebować trochę czasu, żeby jakoś zorganizować sobie pomoc w opiece nad Mamą. Potrzebuję jak nigdy dotąd prawdziwego i najwierniejszego przyjaciela ale obawiam się problemów, z którymi trzeba się liczyć. Fraszka była psim ideałem- w domu nie sprawiała żadnych problemów. Mogłam ją spokojnie zostawić sama na kilka godzin (no może nie do końca spokojnie, bo przecież wiedziałam, że tęskni). Ale wiem, że różnie bywa. Może Fraszka też wie? Wierzyłam kiedyś, ze to Punia wybrała dla mnie swoja następczynię i teraz wierzę, że powinnam zaczekać na wybór Fraszki:cool3:. Już nawet chyba dostałam ostrzeżenie, ze jeszcze nie czas; na początku grudnia trafiłam na ogłoszenie poszukującej domu spanielki Kamy. W pierwszym momencie pomyślałam, że to jest właśnie jakiś sygnał dla mnie: Mój pierwszy w życiu pies to przecież sunia Kama a następny spanielek Abi. Impulsywnie odpowiedziałam na ogłoszenie. Chwilę później przeraziłam się tym co zrobiłam a kilka dni później w rozmowie telefonicznej wyjaśniłam swoją sytuację i obawy. Skończyło się na adopcji wirtualnej:oops: innego spaniela pod opieka tej samej Fundacji . Spanielka Kama już ma swój domek. Śledzę jej losy. Okazało się, że ma lęk separacyjny. Dla mnie to byłby ogromny kłopot zarówno ze względu na moją obecną sytuację życiową jak i warunki mieszkaniowe (mieszkanie w bloku). A teraz muszę wracać do szpitala, z którego wróciłam przed godziną:roll:
  8. Wyniki wątrobowe chyba nie są takie tragiczne? Ale morfologia chyba wskazuje na stan zapalny i niedokrwistość? A co z płytkami krwi? Postawiłam znaki zapytania, bo nie jestem lekarzem. Moja sunia miała marskość wątroby ale wyniki miała "kosmiczne". Polecam to forum [url]http://www.krakvet.pl/forum/viewforum.php?f=7[/url]. Może tam lekarz pomoże Ci zinterpretować wyniki i doradzi co dalej
  9. Skopiowałam fragmenty artykułu zacytowanego na innym forum; może chociaż trochę pomoże Ci radzić sobie z żalem. Ale zanim przeczytasz, uprzedzam, ten tekst wyciska łzy. [QUOTE]W amerykańskim czasopismie "Fate" wydrukowany został bardzo ciekawy artykuł, którego autorka Patti Roland stawia tezę o nie tylko pozazmysłowych lecz również ponadczasowych (inkarnacyjnych) związkach łączących człowieka z kochanym przez niego zwierzęciem. Znalazły sie tam równiez wskazówki oraz rady, jak postępować w przypadku choroby czy też nieuchronnego odejścia czworonoznego przyjaciela . A oto skrót tej interesującej publikacji: Śmierć ukochanego zwierzęcia jest jednym z najbardziej bolesnych wydarzeń w kontaktach człowieka ze zwierzętami. Bolesnym,to prawda, ale być może odrobine ukojenia da świadomość,że więź ta istnieje nawet po śmierci twego podopiecznego Kiedy twoje zwierzę przekroczy 10 rok życia, masz prawo zacząć traktować jego wiek z obawa i lękiem Starość u zwierząt na ogół łączy się z widocznymi zmianami fizycznymi. Słabnacy wzrok i słuch,wypadanie zębów,utrata kontroli nad funkcjami fizjologicznymi, czy nawet pojawianie sie nowotworów, to tylko kilka przykładów.Symptomy te uświadamiają właścicielowi fakt,że jego związek ze zwierzęciem nieuchronnie dobiega końca. /.../W momencie jego odejścia należy mieć świadomość,że stosunek zwierząt do tego nieuchronnego faktu jest inny niż nas, ludzi. Zwierzęta nie sa przywiazane do swej fizycznej powłoki w takim stopniu jak my. Wiedza one, kiedy nastepuje moment opuszczenia wymiaru fizycznego i zazwyczaj robia to chetnie,bez względu na zewnętrzne w danym momencie okoliczności. Choć zwierzęca "dusza" wie, kiedy nadchodzi czas opuszczenia ciała jednak czasami opiera sie ona temu czując,że właściciel nie będzie w stanie poradzić sobie z odejściem. W rezultacie zwierzę podejmuje czasami świadomą decyzję pozostania do momentu, kiedy otrzyma sygnał od swego właściciela.przyzwalający mu na jego odejście. Z tego też powodu często zostaje dłużej niz powinno, ze szkoda dla siebie i właściciela, obserwującego postępujący proces zniedołężnienia. Świadomy tego,że czas na dokonanie przejścia nadszedł,powinien on uczynić odejście zwierzęcia łatwiejszym. łagodnie przemawiając powinien dac mu na to pozwolenie. Jeśli właściciel zostanie poproszony o zadecydowanie, czy poddać zwierzę eutanazji, nie powinien podejmować tej decyzji pochopnie. Zastanów sie czy istnieje jakaś alternatywa. Jeżeli jednak juz zdecydujesz się na eutanazję, siedź spokojnie, trzymając swojego podopiecznego.Wyjaśnij mu,co nastapi i dlaczego. Pozostań z nim podczas zabiegu, trzymając lub dotykając go, przemawiając do niego, zapewniając o swoim do niego uczuciu. Kiedy zabieg juz sie dokona, pozwól sobie na uczucie smutku i straty. Jak by nie było, przed chwila utraciłeś jednego z członków rodziny. Nie pozwól innym ( nawet obdarzonym dobrymi intencjami krewnym lub przyjaciołom) by narzucili ci, kiedy twój smutek ma się zakonczyć. Wielu ludzi nie pojmuje ze utrata zwierzęcia może byc odczuwana tak samo głęboko, jak utrata bliskiego człowieka.Trudno wówczas radzić sobie z uwagami w stylu " Idź zaraz i kup sobie inne zwierzę". Tak samo bowiem nie moglibyśmy iść i kupić sobie nowego brata czy męża. Twój zwierzęcy towarzysz ma zdolność do ponownego wcielania się. Jeżeli życzysz sobie, by jego duch wrócił dociebie po śmierci, powiedz mu to zanim dokona sie przejście. Następnie pozwól by rozpoczął swą podróż. Zwierzęta zazwyczaj wracają w innym wcieleniu do tego samego związku, w którym były poprzednio. Jednak taka bezpośrednia reinkarnacja nie zawsze dokonuje sie natychmiast. Czasami zajmuje to miesiące zanim duch zwierzęcia do ciebie powróci.Może powrócić w tej samej postaci w jakiej cie opuscił albo tez moze wybrac inny gatunek, zależy to całkowicie od jego woli. To, że nowe zwierzę nosi w sobie jedna lub więcej cech zmarłego, nie jest niczym nadzwyczajnym. Obydwa są bowiem jedynie wcieleniami tego samego ducha. Kiedy twoje zwierzę umiera, zwiazek miłości, który łączył cie z nim, nie wygasa.Uczucie to jest jak piekna potężna wstęga.która ciągnie się poprzez różne wymiary, bez początku i bez końca. To specjalne uczucie istniało w wymiarze duchowym zanim ty i twoje zwierzę spotkaliście się, rozkwitło podczas kiedy istnieliście obok siebie w fizycznych formach i bedzie istnieć niezakłócone po tym,gdy twój podopieczny wkroczy w królestwo ducha. Opracował Dariusz Dąbrowa [/QUOTE]
  10. [quote name='Abivien']Spaniel? Wygląda ja zwykły kundel: [/QUOTE] Oj, trochę niemiło to zabrzmiało:cool3:. Jakby "zwykły kundel" był gorszy od niezwykłego a co dopiero od spaniela:-o A szczeniaczek słodki. Oby znalazł domek, który będzie go kochał niezależnie od tego co z niego wyrośnie.
  11. Aneeri, chyba mogę powiedzieć, że przeżywałam te ostatnie dni Nodiego razem z Tobą. Wątpliwości i lęki, które opisywałaś tutaj były mi dobrze znane. Twoja rozpacz też. Wciąż ja czuję- od trzech miesięcy po śmierci Fraszki, ponad sześć lat po śmierci Puni i kilkanaście lat po rozstaniu z Kamą i Abim. Musiałam się jednak nauczyć z tym żyć. Ty też się na pewno nauczysz. Wspomnienia pomagają. Z czasem oprócz trudnych, coraz więcej będzie tych radosnych. Przecież masz co wspominać. Zawsze się wydaje, że nasi przyjaciele odchodzą za wcześnie. Niezależnie od tego ile lat jesteśmy razem, to boli tak samo. Ale tez trzeba mieć świadomość, że to jest nieuniknione tak w naszym "ludzkim" życiu jak i wżyciu naszych zwierząt. Dobrze, że to najczęściej my tutaj zostajemy ze swoim żalem. Największym dramatem jest, gdy to pies zostaje opuszczony przez swojego ukochanego człowieka. Nodi sam zdecydował, że chce odejść. Teraz już nie cierpi i to najważniejsze. Nam pozostaje wiara, że jeszcze kiedyś się spotkamy...
  12. "proszę podpowiedzcie, w jakim stanie pies musi być, żeby decyzja o uśpieniu była słuszna " Wiele razy na tym forum (i nie tylko) padały podobne pytania i zawsze ta sama odpowiedź: tylko opiekun psa może podjąc taką decyzję i że każdy będzie wiedział kiedy jest ona rzeczywiście słuszna.Nie chcę Ci tego powtarzać, bo wiem, ze to wcale nie jest takie oczywiste. Mnie też się tak wydawało zanim "to" się prawie nie stało. Gdybym się jednak na to wtedy zdecydowała, nigdy nie dowiedziałabym się, że moja sunia mogła jeszcze żyć kilka miesięcy.. Czy było warto? Ja uważam, że tak. W czasie kolejnych miesięcy wiele wycierpiała ale też miała swoje codzienne "psie radości". Później wiele razy myślałam, że może już czas pomóc jej odejść ale zanim skończyłam o tym myśleć jej stan się poprawiał. Zastanawiam się kiedy nie miałabym wątpliwości? Chyba wtedy, gdybym widziała, że jest już tylko cierpienie. Może wtedy, gdyby pies był nieprztomny. Może gdyby nie był w stanie się poruszać samodzielnie? Naprawdę nie wiem. Tym bardziej trudno mi doradzać innym.Pisałam juz chyba, że poprzedniczka Fraszki Punia zachorowała nagle (tzn. nagle wystąpiły objawy), jej stan pogarszał się z godziny na godzinę. nie było juz czasu na dokładną diagnozę. Wiedziałam, że nie mogę pozwolić jej umierać w męczarniach. Weterynarz zaproponował operację- szanse powodzenia oceniał na 20%. Przyznam, że nie wierzyłam nawet w te 20% ale się zdecydowałam. Było to dla mnie łatwiejsze. Dla Puni nie miało znaczenia. Operacja się nie udała a ja oczywiście nie pozwoliłam ją już wybudzić z narkozy. Takie rozwiązanie pewnie Ci się nie przyda, bo domyślam się, że nowotworów płuc się nie operuje? Myślę, że bez względu na to jaka i kiedy podejmiesz decyzję, to będzie decyzja dobra dla Nodiego. Zapewniasz mu to co mozliwe w takiej sytuacji. Najważniejsze, że na pewno wie, że go kochasz i troszczysz się o niego.
  13. [quote name='PannaAnna']Nikt nie odwiedzi Enusi? :([/QUOTE] No to chociaż ja ją odwiedzę. Śliczna sunia; Jak tylko "domki" ja wypatrzą, to trzeba będzie tylko ogłosić konkurs na najlepszy
  14. Aneeri, encorton to steryd w tabletkach, więc pewnie Nodi go nie zażywa, bo wiedziałabyś. Zapytaj wet-a co o tym sądzi. Przypomniałam sobie, że podaje się go też w celu spowolnienia rozwoju guzów nowotworowych. Cieszę się, że piesek czuje się trochę lepiej i mam nadzieję, że jeszcze macie dużo czasu. Z tym kontrolnym USG, to jak zrozumiałam chodzi o to, że coś może "udawać" guzy na zdjęciu i dlatego kolejne może potwierdzić diagnozę. Z drugiej strony badanie RTG jest trochę męczące, więc nie wiem czy warto?
  15. [quote name='viki_krk']Ja całkowicie odradzam lecznice Krak-vet na os. Złotym Wieku!!! Właśnie od nich wróciłam i po raz kolejny się bardzo zawiodłam. Już kilka razy miałam bardzo nie miłe sytuacje u nich. Po pierwsze każdy lekarz mówi co innego i każdy chce leczyć inaczej. [/QUOTE] Mam podobne doświadczenia z tą lecznicą. Wybrałam ten gabinet przekonana, że mają tam dobre zaplecze diagnostyczne i dobrych lekarzy. Tym bardziej, że przecież przyjmuje tam jeden z najlepszych wet. w Krakowie- dr Orzeł. Tymczasem okazało się, że na miejscu nie można zrobić żadnej diagnostyki: pobierają krew do badania od pon do czwartku do godz 15, wyniki najwcześniej następnego dnia. Jest przestarzałe USG, na którym niewiele widać. Ale przede wszystkim, to o czym piszesz, codziennie przyjmuje inny lekarz. Początkowo myślałam, że to może być zaletą. Ale niestety...mogę powtórzyć to co napisałaś: nie konsultowali się ze sobą a przede wszystkim nie słuchali a w każdym razie nie reagowali na informacje o obserwowanych przeze mnie objawach. Nie ma czegoś takiego jak lekarz prowadzący, z którym można byłoby się w razie potrzeby skontaktować choćby telefonicznie (i który by kojarzył pacjenta). Ja początkowo tego niestety nie dostrzegałam. Zorientowałam się po kilku dniach codziennych wizyt. Jeden z lekarzy był wtedy cały czas wpatrzony w komputer, w którym jak myślałam, czytał historię choroby mojego psa. Pod koniec wizyty okazało się, że owszem- studiował kartę mojego psa, tylko nie żyjącego od sześciu lat. Mimo wszystko nie chciałabym zniechęcać do tej lecznicy. Ja dzisiaj ze swoim doświadczeniem, wiedziałabym, że trzeba wybrać jednego lekarza i że na stronie www jest grafik dyżurów. Wiedziałabym też, że na dokładną diagnostykę można liczyć albo na Sanockiej albo po prostu w innej lecznicy. Poza wspomnianym dr Orłem, mogłabym zaufać dr Sylwii Jakubczyk-Bodek (było jeszcze 2 chyba dobrych lekarzy,ale już tam nie pracują). O pozostałych nie chcę się wypowiadać. Poza tym, że wydaje się że nie mają jeszcze doświadczenia, to rzeczywiście niektóre panie sprawiają wrażenie, że mają inne zainteresowania niż leczenie psów (jedna z lekarek była zwykle zajęta lekturą książek raczej nie fachowych). Zaletą Krak-vetu są przystępne ceny. W każdym razie, mimo ogromnych kosztów leczenia, nie mam poczucia, że "zdzierali ze mnie kasę" Najczęściej płaciłam tylko za leki i badania. Za wizyty,chyba symbolicznie ("chyba", bo nigdy nie dostawałam szczegółowego rachunku). Drugi plus to całodobowe (i całotygodniowe) dyżury. Wprawdzie na Sanockiej ale jednak dostęp do przebiegu leczenia choćby tylko w komputerze, jest ułatwieniem w razie potrzeby nagłej pomocy.
  16. Ja w tym roku jestem wolna:-( od tego problemu; nie muszę się już martwić o Punię i Fraszkę. Tylko, że jest mi jeszcze trudniej. Próbuję się całkiem wyłączyć bojkotować to co się wokół dzieje. Za chwilę zacznie się Nowy Rok. Życze Wam wszystkiego najlepszego.
  17. Za chwilę skończy się ten trudny dla mnie rok; czy nowy będzie lepszy? Jak zawsze mam nadzieję, ale dzisiaj nie potrafię się cieszyć. Huk petard za oknami boleśnie przypomina jakim koszmarem były te sylwestrowe noce dla Fraszki i Puni. Ja głównie z tego powodu nie potrafiłam poddać się tej atmosferze zabawy. Nie potrafię też dzisiaj; przeciwnie- postanowiłam całkiem "zbojkotować" wszelkie związane z końcem roku zwyczaje. Punia i Fraszka są dzisiaj spokojne ale trudno mi znaleźć w tym pocieszenie.Może jutro sie uda?
  18. Znalazłam taki wątek na forum krakvetu [URL]http://www.krakvet.pl/forum/viewtopic.php?f=7&t=13138[/URL]. Czy diagnoza raka płuc Nodiego jest pewna? Pies z tamtego wątku dostawał encorton. Nie pamiętam czy Nodi też jest na sterydzie? Moją sunię encorton "postawił na łapy"kiedy była w największym kryzysie. Raczej nie leczy, ma skutki uboczne ale poprawia komfort życia. Prawdę mówiąc przeżywam z Tobą na nowo to wszystko co przeżywałam w czasie choroby Fraszki. Tak więc mogę Cie zapewnić, ze naprawdę współczuję. Jestem od Ciebie znacznie starsza; przeżyłam już odejście 4 moich ukochanych psów ale pierwszy raz przeżywałam tę walkę o życie. Do dzisiaj czuję się wyczerpana emocjonalnie, a przez te pół roku byłam tez potwornie zmęczona psychicznie. Były takie chwile, że chciałam, żeby to się już skończyło, ale kiedy było tak źle, że myślałam że to już koniec, wpadałam w histerię. Chorowałam razem z Fraszką. Kiedy czuła się lepiej odzyskiwałam siłę. Też czułam się osamotniona; unikałam przyjaciół i znajomych, którzy uważali,że nie powinnam męczyć siebie i psa (chociaż nikt nie ośmielił się powiedzieć, że to "tylko" pies. Byłam przygotowana na to, że może będę musiała jej pomóc odejść. Raz byłam pewna, że to już jest ten moment; na szczęście stchórzyłam przed wejściem do gabinetu, bo od tamtego dnia sunia żyła jeszcze 5 miesięcy. Świadomość tego "co ma w środku" i czym to się musi skończyć też ściskała mi serce. Ale na szczęście ani Fraszka ani Nodi takiej świadomości nie mają. Za to mają pewność (tak myślę), że są przez nas kochane.
  19. Aneeri, widziałam już Twój wątek na forum krakvetu. Mam nadzieję, że dr Jarek wkrótce się wypowie i coś doradzi; niestety czasem trzeba zaczekać na kilka dni. Moje własne doświadczenia pewnie Ci się nie przydadzą; moja sunia miała chorą wątrobę. Ale historia diagnozy i leczenia a przede wszystkim moich wątpliwości i lęków podczas półrocznej walki o jej życie, wydaje się podobna. Kiedy zaczęłam leczenie sunia była jeszcze w całkiem niezłej formie. Jedynym objawem choroby, który zauważyłam były powtarzające się wymioty niestrawionym pokarmem. Niestety już pierwsza diagnoza była przerażająca- wyniki badania krwi i USG (na przestarzałym sprzęcie) wskazywały na duże prawdopodobieństwo nowotworu wątroby (a to wyrok:-(). Nie mogłam w to uwierzyć. Ja też myślałam, że Fraszka będzie ze mną jeszcze długie lata. Miała tylko 8-9 lat. Przez pierwszy miesiąc byłam codziennie w lecznicy: kroplówki, zastrzyki, kontrolne badania. Wydawało mi się, ze wybrałam jedną z najlepszych lecznic w Krakowie, ale z różnych powodów to jednak nie był najtrafniejszy wybór:shake:. Tylko kiedy doszłam do tego wniosku, po miesiącu udręki mojej i psa, stan suni był już tak zły, że niewiele brakowało, ze pomogłabym jej "ulżyć w cierpieniu". Wtedy jednak zmieniłam weterynarza i zaczęłam walkę od nowa. Tylko, że było już za późno na diagnozę przyczyny choroby. Więc była leczona metodą "prób i błędów". Też mi się wydaje, że jednym z błędów były leki moczopędne Sunia miała wodobrzusze. Po lekach moczopędnych wodobrzusze się zmniejszało ale pojawiały się inne problemy. Możliwe, że to był problem z doborem odpowiedniej dawki leku (najpierw to był furosemid, później [B]spironol, [/B]który miał być łagodniejszy:cool3:. Jednocześnie przez kolejny miesiąc wciąż trwało nawadnianie kroplówkami. W końcu sama uznałam, że te wizyty w lecznicy nie mają sensu, wydawało mi się, że sunia coraz gorzej je znosi. Jej stan się trochę ustabilizował a ja uczyłam się reagować na pogorszenie. W przypadku choroby wątroby kluczowe znaczenie miała dieta i na tym się głównie skupiłam. Przez ponad miesiąc odpoczęłyśmy od wizyt u wet-a. Kiedy po tej przerwie poszłam właściwie tylko po to, żeby pokazać sunię, okazało się, że ma tragiczną morfologię. Wyniki były tak złe, że wet znowu zaproponowała "ulżenie w cierpieniu". Ale..walczyłam dalej. Tym razem udało się jeszcze "wyrwać" kolejne 3 miesiące. Już bez wizyt w lecznicy. Lekarze nie potrafili zaproponować nic nowego. Chodziłam tylko po recepty na leki. Mimo, że miałam wątpliwości czy tymi lekami nie zabijam suni, nie miałam odwagi ich odstawić. 4 X Fraszka odeszła. W tragicznych okolicznościach (nie potrafię po raz kolejny opisywać szczegółów:placz:). W czasie jej choroby wielokrotnie przeżywałam w wyobraźni te ostatnie chwile. Brałam pod uwagę różne scenariusze, ale zawsze byłam przy niej. Wiedziałam, że bez względu na to jak to się stanie, będzie to dla mnie bardzo trudne. Ale najtrudniejsze jest to, że odeszła sama..
  20. Oczywiście, że jej pomagasz, o ile w ogóle można mówić, że Beksa pomocy potrzebuje. Przecież ma to co dla psa jest najważniejsze- jest kochana, zadbana. Na pewno jak dla każdego zdrowego, młodego psa spacery są wielką przyjemnością ale myślę, ze 45 minut sprawia psu taką samą radość jak 2 godziny- psy nie mają poczucia czasu. Myślę, ze niepotrzebnie zadręczasz się myśleniem, ze sunia nie jest z Tobą szczęśliwa, że jest apatyczna. Z tego co piszesz, w domu zachowuje się jak pewnie większość psów; [QUOTE][COLOR=#000000]Więc ja jestem nieszczęśliwa, ona jest nieszczęśliwa, przez co ja jestem nieszczęśliwa i kółko się kręci...[/COLOR][/QUOTE] Może uda Ci się jednak to kółko odkręcić. Pierwszy ruch już chyba zrobiłaś pisząc tutaj o swoim problemie. Na pewno możesz liczyć na wsparcie i myślę, że realną pomoc taką jakiej sama będziesz chciała. Moja propozycja pozostaje aktualna, ale tak jak pisałam dzisiaj w PW nie obrażę się jak nie zechcesz z niej skorzystać.Jeżeli będę mogła pomoc inaczej, to po prostu napisz.
  21. Aneeri125, załóż wątek w dziale weterynarii. Dopóki Nodi żyje, trzeba mieć nadzieję. Jest też bardzo dobre forum, na którym porad udziela bardzo dobry wet. (wiem, bo znam osobiście) [url]http://www.krakvet.pl/forum/viewforum.php?f=7[/url] Nie potrafię powiedzieć czy Twój tata ma rację, żeby "odpuścić" wizyty u weterynarzy. Musisz ocenić czy jest taka potrzeba. Jeżeli kolejna wizyta niczego nowego nie wniesie, to może rzeczywiście lepiej pozwolić Nodiemu odpocząć od stresu jakim niewątpliwie dla każdego psa jest wizyta w lecznicy.
  22. [quote name='waldi481']Alaine-czyli jesteś z Krakowa..Uwielbiam to miasto-jest niepowtarzalne..Myślę po prostu,że [B]może powinnaś odszukać tu na dogo ludzi z Krakowa[/B]?[B]Krakusy są solidarne-tak uważam..Może mogliby pomóc w wyprowadzaniu suni?Jakoś to tak zorganizować,aby nie musiała opuszczać domu...[/B] Jesteś jej potrzebna tak jak ona potrzebna jest Tobie...W depresji bowiem jest tak,że musisz się czegoś uchwycić,czegoś co pozwoli przetrwać.. Tym czymś będzie ta sunia...Możesz mi wierzyć- w swoim czasie różnie myślałam-Gucio i konieczność opieki nad nim pozwoliła mi żyć. Elżbieta[/QUOTE] Waldi, uprzedziłaś mnie; pierwsze co pomyślałam po przeczytaniu pierwszego postu, to, że może trzeba pomóc Alaine w opiece nad sunią. No i chyba mam przewagę nad Tobą, bo jestem z Krakowa:lol:. No ale Kraków jest duży, więc nie chcę składać deklaracji stałej pomocy, gdyby sie okazało, że musiałabym regularnie pokonywać zakorkowane miasto. Alaine, ja też uważam, że pies pomaga walczyć z depresją. Obawiam się nawet, ze oddanie suni może pogorszyć Twój nastrój. Gdybyś jednak nie chciała zmienić swojej decyzji, to myślę, że też możesz liczyć tutaj na pomoc i wsparcie. Sunia jest śliczna; na pewno bez problemu znajdzie chętnych na adopcję. Ale naprawdę musisz być na 100% pewna, że nie możesz jej zostawić u siebie.
  23. Wyobrażam sobie co przeżywasz i bardzo Ci współczuję. Ale przynajmniej spróbuj nie obwiniać siebie; przecież robiłaś i robisz to co wydawało Ci się dobre dla Twojego pieska. Przeżywałam niedawno podobne rozterki, kiedy walczyłam z ciężką chorobą mojej suni. Też mam wątpliwości, czy leki, które jej podawałam pomagały, czy szkodziły. Ale podawałam, bo bałam się z nich zrezygnować. Przez pół roku walczyłam o każdy dzień życia suni. Kiedy czuła się gorzej, przerażała mnie myśl, że może niepotrzebnie ją męczę.Cały czas miałam wrażenie, że lekarze leczą ją "na oślep", ze nie potrafili do końca zdiagnozować choroby. Ale nie mam do nich pretensji. Wierzę, że oni też zrobili to co wydawało się im słuszne. Mnie nie było przy Fraszce, kiedy odchodziła. Twój Nodi ma szczęście, że przy nim jesteś.
  24. Ozzyanula, życzę spokojnych i radosnych Świąt. Kajuni zapalam światełka na choince [IMG]http://i48.tinypic.com/34q1qf6.jpg[/IMG]
×
×
  • Create New...