Jump to content
Dogomania

Dramatyczna sytuacja psów po śmierci pana-potrzebna pomoc!


Ania W

Recommended Posts

[quote name='APSA']Ja myślałam nad Bibi, coby za daleko od pierwowzoru nie odchodzić.[/QUOTE]
W sumie racja, bo jak się za daleko odejdzie to suczydło jeszcze bardziej ogłupieje, to raz, a dwa - my możemy odruchowo z przyzwyczajenia mówić po staremu

Link to comment
Share on other sites

  • Replies 204
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

Cześć wszystkim
ostatnio bardzo zaniedbuję korespondencję, psy na szczęście udaje mi się trochę mniej zaniedbywać. Bebi do imienia bardzo się chyba nie przywiązała, ale reaguje na nie jako na sygnał, że dadzą coś dobrego, więc może dobrze by było, żeby nowe było trochę podobne (przynajmniej też krótkie na dwie sylaby i może zostawić jej jakieś bi na końcu). Poza tym to Xxxbi jest świeżo po sterylce, która była 9 sierpnia. Byłam tylko przy ładowniu jej do samochodu i widziałam jaką korridę odstawiła przy tym ze strachu. U weta podobno było jeszcze gorzej. Mam nadzieję pojechać tam jutro i zobaczyć jak się czuje. XXbi jest od dobrego tygodnia w klatce w domu u Pani Beaty, ale jak na razie nie widać postępów w oswajaniu. Żeby ją wyciągnąć z tego ogromnego strachu przed wszystkim trzeba bardzo dużo pracy (i czasu wyłącznie dla niej) i na razie nie mam koncepcji jak to zrobić. Na ostatnich wizytach poza rutynowymi już spacerami z dużymi psami (owczarkami wawerskimi) zaczęłam już spacery z Rudą. Za pierwszym razem wyszła tylko 3 kroki za bramę i wróciła w panice zanim zamknęłyśmy za nią furtkę. Przy następnej wizycie przeszła już ulicą długość dwóch posesji , a za ostatnim razem doszłyśmy do ulicy (to coś powie tym co znają miejsce, ale to po prostu jeszcze trochę dalej niż poprzednio). Ruda szła bardzo ostrożnie. Co pewien czas siadała i rozglądała się czujnie, gdy coś jechało , albo ktoś przechodził to nawet się kładła, ale ani razu nie wpadła w panikę. Wracała też spokojnie nie szarpiąc się i nie ciągnąc.

O ile Ruda zaskoczyła mnie całkiem dobrym zachowaniem na spacerach, to Rysio zadziwił mnie brakiem chęci do tychże. Wydawało mi się, że jak otworzy mu się kojec to wyjdzie i pójdziemy na spacer. No i nic z tych rzeczy. Gdy Rysio stanął w bramce trzeba go było zachęcać smakołykami do wyjścia, a po zrobieniu paru kroków dał dyla z powrotem. Za następnym podejściem, ubrany w szeleczki też zrobił parę kroków na zewnątrz i dalej nie chciał. Gdy nalegałam jednym szybkim ruchem wyszedł z szelek (a były założone dość ciasno) i wrócił do siebie. Za trzecim razem dopasowałam mu obroże samozaciskową Zorki i w niej zabrałam na zewnątrz. Też chciał wracać, ale mu nie pozwoliłam i jak się uspokoił wywabiłam go na smakołyki jeszcze kawałek i potem wróciliśmy spokojnie do kojca. Rysio na szczęście szybko się uspokaja, więc sprawa jest do wypracowania, ale będzie to wymagało trochę więcej zachodu niż myślałam, jednak nie ma lekko.
I to już chyba wszystko z nowości. Po następnej wizycie postaram się coś napisać, zwłaszcza gdyby były jakieś rewelacje.


No i oczywiście nasze psy nieustająco szukają chętnych do wszelkiej formy współpracy -od spacerów po dom chociaż tymczasowy a najlepiej stały.

Link to comment
Share on other sites

W ostatni piątek udało mi się odwiedzić psy. Miałam mało czasu, więc z większością było dość rutynowo. Duże psy po 15 minut spaceru, wszystkie wychodzą już całkiem bez problemu a wręcz z dużą ochotą – pchają się do wyjścia i trudno wyjść z jednym zostawiając resztę w kojcu.
Rudą dalej trzeba namawiać do opuszczenia podwórka, ale udaje się i poszłyśmy na mały spacer mimo, że obok ktoś budował ogrodzenie (straszne, bo obcy i jeszcze na dodatek hałasował).
Rysia też udało mi się namówić na wycieczkę za bramę. Wychodził niechętnie i po wyjściu nie bardzo chciał gdziekolwiek iść. Z trudem udał mi się namówić go żeby, stając co parę kroków, przeszedł na wysokość sąsiedniej posesji. Ale nie był wystraszony a raczej zdziwiony. Ogon miał do góry, ale stawał co chwila i pilnie się rozglądał. Do domu wracał chętnie, ale nie biegiem i już w kojcu sprawiał wrażenie bardzo z siebie zadowolonego. No i zakładanie obróżki i smyczy nie stanowi już większego problemy, choć dalej nie jest to to co Rysio lubi najbardziej.
Spacer z Rudą i Rysiem zajął mi sporo czasu i na Bi ledwie mogłam rzucić okiem. Po sterylce dalej jest w kaftaniku i siedzi w klatce, no i wypłosz jak zwykle.

Link to comment
Share on other sites

  • 2 weeks later...

Wczoraj byłam u naszych psów. Zrobiłam 3 dłuższe spacery z dużymi psami. Każdy spaceruje trochę inaczej. Fuks leci do przodu i trzeba go uczyć, żeby zwracał trochę więcej uwagi na osobę, z którą idzie. Już załapuje, że ciągnięcie nie popłaca, ale gdy dłużej musi pomyśleć nad zluźnieniem smyczy aż piszczy, żeby iść dalej.
Prezes po kilku pierwszych zrywach i obsiusianiu paru miejsc uspokaja się i chodzi ładnie, często sam z siebie przy nodze i to trzeba mu utrwalać.
Oba nie mają kłopotu z psami zza płotu, Fuks stara się z nimi zaprzyjaźnić, nawet gdy nie są do niego miło nastawione, Prezes jest albo umiarkowanie przyjacielski, albo je olewa.
Tosia też ładnie chodzi na smyczy, trzyma się blisko, ale do psów zza płota odnosi się z rezerwą, albo i trochę z obawą. Jak uda mi się znaleźć czas na dłuższy spacer, chcę spróbować, czy duże psy będą wracały z większej odległości na wołanie (oczywiście nie będę spuszczać, tylko wezmę długą linkę)
Z Rysiem dalej chodzi się bardzo powoli, ale po wyjściu za bramę (co dalej idzie na smakołyki) przechodzimy na większą ilość głaskania i pochwał, a na mniej karmienia. Zakładanie obróżki też stanowi już coraz mniejszy problem.
Zdążyłam jeszcze parę chwil pobyć z Bi. Dalej siedzi w klatce, choć po sterylce jest wszystko w porządku. Pomachuje trochę ogonem gdy się do niej mówi i przysuwa się bliżej po smakołyki, ale gdy się ją głaszcze jest bardzo spięta, cała się kuli i pewnie by uciekła, gdyby miała taką możliwość. Pocieszające jest to, że moment po tym przychodzi do ręki po coś dobrego. Mam nadzieję, że gdy popracuje się nad nią bardzo intensywnie to się uda ją po trochu z tego wyciągnąć.
Tym razem z Rudą ledwo miałam czas się przywitać.
Teraz, gdy z każdym psem trzeba już pracować indywidualnie te 1.5 godziny, które mogę temu poświęcić to o wiele za mało na 6 psów. Ciągle na kogoś nie starcza mi czasu, a trzeba to robić spokojnie i w rytmie odpowiednim dla psa, a nie w pośpiechu i z zegarkiem w ręku.
Poza Bi, która stanowczo jeszcze nie dojrzała do domu, reszta już czeka najlepiej na stałego, albo przynajmniej tymczasowego opiekuna, który będzie mógł częściej niż raz na tydzień poświęcić im trochę czasu. Przy odrobinie pracy te psy będą migiem wspaniałymi towarzyszami na codzień.

Link to comment
Share on other sites

W ostatnią sobotę byłyśmy u psów we dwie – to zupełnie inna robota, w końcu udało się przyzwoicie popracować z każdym psem.
Z dużymi chłopakami, czyli z Prezesem i Fuksem, poszłyśmy aż do „miasta” czyli do ulicy Długiej, gdzie jest całkiem spory ruch. W pierwszym momencie było trochę wahania, zwłaszcza u Fuksa, czy nie lepiej zawrócić, ale poszedł i na długości całego przystanku autobusowego przemaszerowaliśmy chodnikiem wzdłuż jezdni bez żadnych kłopotów.
Ale do domu wracały chętnie i z dużą ulgą.
Potem zabrałyśmy na spacer Tosię i Rudą. Ruda przed spacerem dalej nie dała się Marcie pogłaskać ani wziąć na smycz, ale na spacerze gdy zamieniłyśmy się psami nie było już problemu. Za to Tosia dała Rudej do zrozumienia, żeby się z nią nie spoufalała pokazując ząbki. Może to poszło o smakołyki, bo na wstępie przywitały się wprawdzie bez szczególnego entuzjazmu, ale bez żadnych oznak wrogości.
No i dobra wiadomość o Rysiu. Oficjalnie dołączamy go do psów szmyczowych!!! Poszedł z Martą na długi spacer już bez żadnych problemów, choć trochę trzeba mu było pomóc z decyzją o wystawieniu tylnych łap za furtkę. Z obróżką właściwie nie ma już problemu.
Ja w czasie tego spaceru poszłam do Bi. I tu na razie bez większych zmian. Przychodzi po smakołyki, pomachuje leciutko ogonem, gdy się do nie mówi, ale głaskana kuli się w kącie klatki.

Link to comment
Share on other sites

Na ostatniej wizycie było tyle wrażeń, że zapomniałam o jeszcze jednej dobrej wiadomości: i Prezes i Fuks puszczone na długiej lince (7 m) bez problemu wracają, gdy się je woła. Z resztą psów jeszcze tego nie próbowałam, ale przypuszczam, że z Tosią i Rysiem taż powinno być dobrze. No chyba, że któreś znowu mnie zaskoczy...

Link to comment
Share on other sites

Dziś kolejna dobra wiadomość o naszych psach. Mamy psy nie tylko smyczowe, ale i samochodowe. Wszystkie owczarki wawerskie czyli Tosia, Prezes i Fuks weszły bez problemów do samochodu i posiedziały tam trochę. Przed tym był oczywiście spacer i to długi bo byliśmy we trójkę - Marta zorganizowała wsparcie w postaci pana, który całkiem dobrze dogadywał się z Fuksem. Wszystkie miały dziś naukę chodzenia przy nodze, siadania i przychodzenia gdy są na długiej lince.
Wcześniej poszłyśmy jeszcze tylko we dwie na spacer z Rysiem i Rudą. Szło powoli, ale doszliśmy do końca ulicy – Ruda była tam po raz pierwszy. Ruda ma jeszcze kłopoty z podchodzeniem do mniej znanych osób i jest na spacerach wypłoszona i spięta, ale Rysio zaczyna się rozkręcać. Rysio ma już własną samozaciskową obróżkę (uszytą przez Tomka, bo nie mogłam takiej nigdzie kupić), którą zostawiłam u niego w kojcu – nie będzie mnie w Warszawie w przyszłym tygodniu, ale może ktoś będzie miał czas i ochotę na spacer z Rysiem.
Bebi merda ogonkiem, ale ręki nadal się boi, choć już jakby trochę mniej – dalej się kuli pod dotykiem, ale nie odwraca się i nie wciska pyszczka w róg klatki, tylko spuszcza głowę i patrzy kątem oka jak ta straszna ręka się zbliża. Trzeba tylko nad nią mocniej popracować.
A poza tym koniec wakacji to doskonały moment na zaopiekowanie się psem - wiem, bo sama tak zrobiłam już 5 lat temu. Trochę miałam obaw jak to będzie, ale było wspaniale, choć z początku trochę trudno i nadal jestem z tej decyzji bardzo zadowolona.

Link to comment
Share on other sites

  • 3 weeks later...

Miałam długą przerwę w pisaniu co nowego więc napiszę po kolei. W ostatni wtorek (20.09) przywiozłyśmy z Martą Bebi do mnie do domu. Miałyśmy czas tylko na podróż tam i z powrotem, więc z resztą psów nawet się nie przywitałyśmy (z wyjątkiem Rudej, która biegała przed wejściem). Miałam straszną korridę z wpakowaniem Bebi do transportówki, bo za żadne skarby nie chciała wyjść z klatki. Po drodze była spokojna, nie nabrudziła i nie wymiotowała. W domu bardzo szybko przeszła do przygotowanej klatki (dużej, bo pożyczonej od Zuli). Zorka, wbrew moim obawom, zachowała się całkiem ładnie – raz lekko warknęła i na tym skończyło się powitanie intruza. Dotąd zresztą najczęściej udaje, że nie ma tu żadnego obcego psa, ale gdy daję coś dobrego Bebi melduje się natychmiast i oczywiście też jej się trochę smakołyków dostaje. Mimo, że dostęp do klatki ma cały czas, zdarz jej się raz czy dwa razy dziennie szczeknąć z dezaprobatą, a poza tym jest spokój.
Bebi z początku była bardzo wypłoszona, ale już pierwszego dnia jadła z ręki bez szczególnych oporów. Z każdym dniem widać, że mniej się boi, macha ogonem gdy podchodzę , słucha przekrzywiając łepek i stawiając uszy gdy się do niej zagaduje, czasem piszczy, żeby do niej zajrzeć. Przychodzi też obwąchać nawet pustą rękę, ale pogłaskać ją mogę tylko po pyszczku, gdy próbuję dalej to się cofa. Nie chce też wyjść z klatki nawet po przysmaki, wystawia łepek, ale łap za próg nie przestawia- na razie (i to nawet gdy Zorki nie ma w pokoju).
Poza tym opracowałyśmy bezdotykowy sposób wsadzania psa do transportówki i wczoraj i dziś „poszłyśmy” z Bebi na spacer. To znaczy ja szłam, a Bebi siedziała w transportówce. Wypuściłam ją dopiero w spokojnym miejscu, z dala od ruch i niezbyt uczęszczanym. Bebi wyszła dość szybko (trochę się bałam, że nie wyjdzie). Była na długiej lince, a ja trzymałam się w przyzwoitej odległości od niej. Była trochę spięta, ale węszyła, przyglądała się okolicy, interesowały ją zwłaszcza muchy, i parę razy podeszła do mnie całkiem blisko, a nawet dała się pogłaskać. Nie miała też problemu z załatwianiem się na uwięzi. Parę razy, gdy chciała pójść tam gdzie jej nie puszczałam, np. w krzaki, łapała zębami za linkę, ale puszczała gdy się nią potrząsało (linką nie psem). Bardzo na to uważałam, bo wiem, że przegryzła przynajmniej jedną smycz. Gdy miała dość wrażeń sama weszła do transportówki (przezornie stawianej pod murem, by łatwiej było tam ją skierować.
W środę odwiedziła ją pani, która chce ją adoptować. Na tej pierwszej wizycie Bebi nie wzięła nic od niej z ręki i bardzo się wycofywała w głąb klatki, ale gdy pani się trochę cofnęła to zajadała aż jej się uszy trzęsły. Ma ogromny apetyt i je niewiele mniej niż Zorka. Na drugiej wizycie było już lepiej i już brała z ręki. Trzecia dopiero jutro. Kobieta, która chce ją adoptować wydaje się rozsądnie podchodzić do tego problemu. Jest cierpliwa i z góry zakłada, że to może potrwać bardzo długo nim Bebi się z nią całkiem oswoi (spytała, czy trochę się oswoi do Bożego Narodzenia).. Życzę jej by miała miłą niespodziankę i myślę, że to całkiem prawdopodobne, że w stabilnym otoczeniu Bebi szybciej dojdzie do jakiej takiej normy. Trzymajmy wszyscy kciuki, żeby im się udało.

Link to comment
Share on other sites

Hej, ja też opuściłam się bardzo w pisaniu, ale nie opuściłam posterunku :). Byłam u naszych sierotek w piątek, z mężem mojej przyjaciółki, Staszkiem, który, mam nadzieję, będzie nas regularnie wspomagał. Ja byłam trochę wcześniej i ten czas w pojedynkę przeznaczyłam dla Rysia. Najpierw odstawiliśmy rodeo z zakładaniem obróżki, ale potem poszło całkiem gładko. Przy moim pierwszym z nim spacerze poza obręb posesji musiałam w końcu przepchnąć go przez próg za tyłeczek, więc jakże się zdziwiłam, gdy tym razem, co prawda na raty i z namysłem, ale wyszedł sam i nie wydawał się szczególnie przestraszony. Poszliśmy aż do lasu. Po drodze przystawał i spinał się, ale pogłaskany, a nawet tylko zachęcany głosem, bardzo szybko się uspokajał. No i z powrotem wcale nie pędził histerycznie tylko normalnie szedł. Tymczasem przyjechał Staś i poszliśmy na dwa długie spacery na dwie tury: Frezes z Tosią i Fuks z Rudą. Fuks trochę ciągnął, ale mniej niż poprzednio, Ruda na początku trzymała ogon przyklejony od spodu, ale z czasem go wyjęła; był wprawdzie cały czas opuszczony, ale przynajmniej widoczny. A Prezes i Tosia spacerują rewelacyjnie, nie ma z nimi żadnych problemów. W ogóle to jak się wchodzi do ich boksów też widać postęp, bo już tak szaleńczo nie skaczą. Trochę na początek, ale najwyraźniej zrozumiały, że to nic nie daje.
Mam na oku jedną osobę, którą może udałoby się namówić na Prezesa, musimy tylko sprawdzić, jak on się odnosi do dzieci. Ale jeszcze za wcześnie, żeby się cieszyć. Niemniej, coś drgnęło. Wygląda na to, że Bebi, choć w pewnej chwili kompletnie na to nie liczyłyśmy, jednak jako pierwsza będzie miała dom....

Link to comment
Share on other sites

Mam dobrą wiadomość,
W ostatnią sobotę 1 października o 9 rano Bebi pojechała do domu.!!!
Była u mnie przez ostatnie dni żeby trochę się przyzwyczaić do ludzi i poznać z nową opiekunką, która jakoś nie mogła dojechać do Konstancina. O początkach już pisałam, a w ciągu ostatniego tygodnia okazało się na dodatek, że całkiem niezły z niej pieszczoch. Z początku bardzo nieśmiało, zaczęła zaczepiać mnie dotykając rąk pyszczkiem, gdy robiłam coś w klatce. Z dnia na dzień rozkręcała się coraz bardziej, lizała po ręku, zaczepiała łapką a nawet wywalała się brzuchem do góry, żeby ją głaskać. Pod koniec trudno było jej sprzątać w klatce, bo napraszała się o pieszczoty i lizała po twarzy. Często siedziała w wejściu do klatki, ale wyjść się jeszcze bała, choć mam wrażenie, że bardzo mało już jej brakowało. Niestety do osób, z którymi nie znała się tak długo dalej zachowywała dystans, ale nie była już to głównie ciekawość, a nie panika jak wcześniej. W każdym razie przekonałam się, że można ją wyciągnąć z tego przerażenia całym światem, w jakim tkwiła i mam wrażenie, że zrobiłam tu dobry początek. Należy teraz trzymać kciuki, żeby z nową opiekunką udało się to dociągnąć do końca. Ja miałam dużo radości z obserwowania jak z pod totalnego wypłosza zaczyna wyglądać wielki pieszczoch i radosny i ciekawski piesek. Myślę, że już dawno tak pożytecznie nie spędziłam urlopu.



Pozostałe psy dalej czekają na swoje domy, a już wszystkie są kontaktowe i smyczowe, a większość nawet samochodowe. Nic tylko dokooptować je do rodziny.

Link to comment
Share on other sites

  • 2 weeks later...

Ostatnio byłam u naszych psów w poprzednią środę, ale potem padłam martwym bykiem i leżałam tydzień. Nie żebym zmęczyła się aż tak przy psach, ale pisać nie bardzo miałam jak.
Choć Bebi już jest w domu i zostało mi tylko 5 psów, ale czasu i tak nie jest za dużo, a chciałam z wszystkimi wyjść na przyzwoity spacer. Najpierw poszłam z Rudą. Nie mam już z nią problemów z wzięciem za smycz (przychodzi sama żeby się przywitać) ani z wyjściem za furtkę. Poszłyśmy aż do lasu. Była trochę spięta. zwłaszcza na początku. Przestraszyła się roweru (chyba zauważyła go jak był już blisko) a i obcy ludzie też byli podejrzani. Za to z obcymi psami nie miała problemów – obwąchiwały się i szłyśmy dalej. Sporo rozglądała się i później nawet węszyła z zainteresowaniem, ale nigdzie nie nasikała (wszystkie pozostałe psy, nawet Bebi na tych krótkich spacerach na lince, sikały w ciekawych miejscach). Był to chyba mój ostatni spacer z Rudą, bo w sobotę pojechała do Łubnej na oswojenie się z warunkami domowymi, a stamtąd ma jechać już do stałego domu.
Spacer z owczarkami wawerskimi jak zwykle był bez problemów, choć miałam okazję do przyjrzenia się jak reagują na obce psy chodzące luzem, nie za siatką. Było ich wyjątkowo dużo, chyba gdzieś w pobliżu jest jakaś cieczka. Jak można się było spodziewać Fuks wystartował do takiego psiaka (mniejszego od niego) z uśmiechem, ale na jego wycofywanie się i to ze zjeżoną nieco sierścią powiedział tylko „i tak cię lubię” i poszedł dalej nie oglądając się. Prezes miał chwilę wahania, ruszył do delikwenta z wyciągniętą na wprost szyją i głową, ale gdy tamten się trochę cofnął, choć znowu zjeżony to od razu odpuścił i tylko po paru krokach obsikał teren. Najbardziej zdziwiło mnie zachowanie Tosi. Pies był jej wielkości i choć był nieufny nie zachowywał się wrogo, ani nawet nie podszedł bardzo blisko – nie było kontaktu (tylko Ruda się obwąchała z obcym, z wszystkie pozostałe załatwiły to na odległość). Tosia natomiast zjeżyła się, zrobiła aż koci grzbiet, i gdy delikwent od razu się nie cofnął nawarczała na niego.
Z Rysiem natomiast nie zdążyłam wyjść za bramę. Od ostatniego razu zdążył oczywiście sobie zdjąć obróżkę i słyszałam, że z zakładaniem jej były kłopoty. Gdy weszłam od razu mu ją założyłam i to bez problemu. Postanowiłam więc potrenować trochę to zakładanie więc zdjęłam obróżkę, no i z założeniem drugi raz już tak łatwo nie poszło. Udało się to po dobrych 10 minutach gimnastyki. Pobawiliśmy się jeszcze trochę w kręcenie obrożą i na smyczy wyszliśmy z kojca bez problemu, ale przez furtkę Rysio nie chciał już wyjść, choć był namawiany i kuszony smakołykami.
Reakcje owczarków wawerskich na obce psy uświadomiły mi, że od bardzo dawna nie miały one kontaktów z obcymi psami. Choć psów wokoło mają dużo, to są to ciągle te same psy, a kontakty z nimi są przez siatkę. Na spacerach przydało by im się trochę treningu w bezpośrednich kontaktach, ale o to nie będzie tak łatwo.

Poza tym nie mogłam doczekać się telefonu od nowej opiekunki Bebi i sama do niej zadzwoniłam. Nie była bardzo rozmowna, chyba się gdzieś spieszyła, ale z tego co mi powiedziała wynika, że Bebi powoli przyzwyczaja się do nowej sytuacji. Jest jeszcze bardzo nieśmiała, ale zainteresowana otoczeniem. Ale na spacery ciągle jeszcze jest wynoszona w transportówce (na smyczy i do ogrodzonego wspólnego ogródka). To może i dobrze, bo od pierwszych spacerów u mnie, gdy uznawała, że ma dość wrażeń sama się tam chowała.

Pozostaje nam tylko trzymać kciuki za psy w domu i w drodze do domu i szukać domów dla tych co jeszcze czekają. Może na zimę któryś jeszcze znajdzie ciepłe miejsce na stałe.

Link to comment
Share on other sites

Dziś udało mi się pojechać do psów. Skoro Bebi i Ruda znalazły już swoich
opiekunów i zostało tylko 4 psy to wydawało się, że w końcu będę miała
dość czasu dla wszystkich. Niestety psy są tak spragnione towarzystwa, że
choćbym tam siedziała i cały dzień nie będą miały dość.
Z owczarkami wawerskimi posiedziałam najpierw trochę, żeby się uspokoiły po szalonych, radosnych skokach na początku. Gdy towarzystwo już grzecznie siedziało i podstawiało się do głaskania wyjęłam smycz, no i wszystkie
chciały wyjść na spacer. Prezes i Fuks próbowały nawet czy by się nie dało
wyjść przede mną, ale furtka była dobrze zamknięta. Spacery były
standardowe i niezbyt długie (do końca ulicy i z powrotem - to informacja
dla bywalców), ale po drodze ćwiczyliśmy chodzenie przy nodze i siad.
Wszystkie już to ładnie robią, ale Fuks jest najmniej zainteresowany taką
zabawą i bardziej odpowiada mu węszenie i próby integracji z kolegami zza
płota, nawet jak nie są zbyt przyjaźnie nastawieni. Prezes i Tosia
natomiast często same przychodzą do nogi albo wręcz zabiegają drogę (tego
trzeba by oduczać) całe wpatrzone czy już będziemy siadać (i zapewne czy
będą nagródki). Tym razem obcy pies, który się nam pętał przez wszystkie
spacery nie zrobił na nich wrażenia, psy ledwie na niego rzuciły okiem, a
Tosia nawet chciała się z nim pointegrować, ale po króciutkim kontakcie on
się wycofał i nas obszczekał. Po spacerach jeszcze się chwilę z nimi
pobawiłam. Są bardzo niedopieszczone, przepychają się do głaskania a mi
brakuje trzeciej ręki, na czym najczęściej traci Tosia, bo jest
najmniejsza i ją odpychają. Myślę, że dla nich (może dla Fuksa najmniej)
jedną z atrakcji spaceru jest zmonopolizowanie choć na trochę człowieka od
głaskania i karmienia.
Z Rysiem zmieniłam trochę plan wizyty. Ostatnio stawiałam na spacery, ale
okazało się wbrew moim oczekiwaniom, że spacery dla Rysia to wcale nie
taka wielka atrakcja. Natomiast bardzo się nasiliły kłopoty z zakładaniem
obroży. Przed okresem spacerowym zakładałam mu już bez większych
problemów, a ostatnio jest wyraźnie gorzej. Chyba Rysiowi nie podoba się
pomysł, że po wejściu do kojca zakładam mu obróżkę (przykrość) i
wychodzimy na spacer (też nic miłego). Tym razem założyłam mu obróżkę i
przez pozostały czas bawiliśmy się i manipulowaliśmy obróżką. Odkąd jest
sam w kojcu bardzo domaga się kontaktu i to nawet bez smakołyków, choć te
oczywiście są mile widziane. Wydaje mi się, że był z tego układu bardziej
zadowolony niż ze spaceru, a i do bezproblemowego zakładania obroży trzeba
go na pewno przyzwyczaić.

Poza tym robi się zimno i mokro, marzną ręce i łapy zapewne też, a niedługo będzie na dodatek ciemno, a 4 psy nadal szukają ciepłego domu.

Link to comment
Share on other sites

Z dzisiejszej wizyty u psów jestem całkiem zadowolona. Owczarki wawerskie odbyły swój standardowy spacer, ale chodziły ładnie, grzecznie siadały i były miłe dla spotykanych psów (w większości). Prezes bardzo ładnie przywitał się z niedużym i niezbyt przyjaznym pieskiem a potem mieliśmy okazję przyjrzeć się jak wychodziła na spacer cała gromada psów – 3 berneńczyki i owczarek niemiecki i to w stadzie – i nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia, przyglądał się bez szczególnych emocji, ale z życzliwym zainteresowaniem.
Tosia do psów swojej wielkości odnosiła się przyjaźnie, ale to stado dużych psów (wracał, gdy szłam z Tosią) zrobiło na niej wrażenie – nie chciała podejść bliżej, a gdy one podeszły, zresztą nie bardzo blisko, poszczekała na nie i wycofała się.
Fuks spotkał się tylko z dwoma maluchami, które go obszczekały, ale wcale nie popsuło mu to humoru i był dla nich, jak zwykle, bardzo miły.
Poza tym uświadomiłam sobie, ze owczarki chodzą cały czas w obrożach i nie wiem jak reagują na zakładanie. Przed spacerem każdemu założyłam przez głowę obróżkę Zorki nie zdejmując ich własnych. Nie szło to wprawdzie sprawnie, ale żaden nie ma problemu z zakładaniem obroży. Problemy wynikały z tego, że wszystkie się kręciły i przepychały, bo każdy chciał już iść na spacer i wpadały na tego, który miał siedzieć spokojnie i czekać na założenie obroży.
Z Rysiem nie byłam na spacerze. Ograniczyliśmy się znowu do kilkakrotnego zakładania obróżki i mnóstwa głaskania i smakołyków po tym. Spróbowałam mu też przypomnieć branie na ręce, ale nie był tym zachwycony, więc na razie to odpuściłam i koncentruje się na obroży.
No i tym razem chyba było cieplej, bo ręce mi tak nie zmarzły jak ostatnio.
Ale niestety idzie zima i będzie z tym coraz ciężej bo zimno i ciemno. Przydała by się jeszcze jakaś pomocna i ciepła ręka, albo ciepły dom na zimę (dla psa oczywiście), jak widać może być nawet z innym psem, albo i kotem.

Link to comment
Share on other sites

Dzisiaj psy też sprawowały się dobrze. Owczarki zaczynają załapywać, że bez siadania spokojnie do założenia obroży nie będzie spaceru. Na spacerach sprawują się dobrze i ładnie reagują na obce psy, i prawie nie reagują na ludzi i samochody.
Rysio ma w kojcu nową koleżankę i chyba dobrze mu to zrobiło. Zakładanie obróżki idzie nam coraz lepiej, czyli szybkiej i z mniejszą ilością uników.Dziś założyłam mu ją chyba z 5 czy 6 razy.

Link to comment
Share on other sites

Jeszcze jedna dobra wiadomość. W ostatnią sobotę dzwoniłam do opiekunki Bebi, nie mogłam się doczekać nowych wieści z ostatnich dwóch tygodni. Z tego, co się dowiedziałam wynika, że mała ładnie dochodzi do stanu normalnego psa. Nie potrzebuje już klatki ani transportówki, bo po mieszkaniu porusza się już bez obaw i wychodzi na spacery na szeleczkach. Dalej jest nieśmiała i trzyma się blisko opiekunki, ale zaprzyjaźniła się już z pieskiem z sąsiedztwa. Tak więc, na tym froncie wszystko ma się jak najlepiej.

Link to comment
Share on other sites

  • 2 weeks later...

Byłam dziś u psów, ale w Konstancinie jest teraz ciężko i psom i p. Beacie. Dzięki „życzliwemu” sąsiadowi zza płota trwa już od 2 tygodni rozbiórka kojców. Zostaną same płoty, bo lokalne władze molestowane przez sąsiada dopatrzyły się jakichś nieprawidłowości i nakazały rozbiórkę dachów i chyba też podłogi od kojców. Psy zostaną na zimę tylko w budach, bez wiaty, gdzie mogłyby się schować choćby przed deszczem. Na razie rozbiórka trwa, i część psów została przeniesiona do garażu, żeby zwolnić kojce. Psy są podenerwowane i to było widać na spacerze. Najmniej po Fuksie, bo on zwykle biega od płota, ale Prezes i Tosia też były wyraźnie bardziej rozbiegane niż zwykle. Ale do spotkanych psów nadal są usposobione sympatycznie i towarzysko.
Rysio właśnie był w fazie pomieszkiwania w garażu, i choć są tam malutkie przejściowe kojce, to on siedzi w klatce, bo z kojca wychodzi górą (więcej w nim sprytu niż wzrost – jak oceniła Beata). Rysio też był trochę spięty, więc darowaliśmy sobie dziś zakładanie obroży i było tylko trochę wchodzenia na kolana, za to dużo pieszczot i smakołyków. Klatki Rysio nie lubi i po wypuszczeniu go jest kłopot z namówieniem, żeby wszedł z powrotem.
Miejmy nadzieję, że ta przebudowa się szybko skończy, bo wszyscy tam są już nią bardzo zmęczeni.
No i ciągle nie tracimy nadziei, że może znajdzie się dla któregoś jakaś spokojna przystań jeszcze przed zimą. Teraz bardzo by się bardzo przydała, choćby tymczasowa.

Link to comment
Share on other sites

Dzisiaj udało się w końcu pojechać do Konstancina w dwie osoby. Owczarki wawerskie były bardzo zadowolone z nowego kontaktu. Poszliśmy na spacer we dwa psy, czyli z Fuksem i Prezesem. Prezes całkiem ładnie chodził przy nodze, mimo że pierwszy raz widział prowadzącą. Fuks jak zwykle był bardziej zainteresowany otoczeniem, niż tym co na drugim końcu smyczy, ale i on załapuje już, że nie zawsze można chodzić tam gdzie by się chciało. Poszliśmy na całkiem ładny spacer na pola na końcu ulicy. Potem Julita poszła na spacer z Tosią. Tosia była troszkę wystraszona, ale spacer odbył się bez problemów.
Ja poszłam do Rysia. Rysio nadal jest w klatce, bo rozwalanie i przestawianie kojców nadal trwa. Wzięłam Rysia na linkę, bo podobno puszczony luzem nie daje się zamknąć do klatki. W taki sposób Rysio uznał, że wzięcie go na linkę jest tym lepszym wyjściem niż siedzenie w klatce i udało nam się wyjść na spacer za bramę. Na spacerze przeżyliśmy przejazd strasznej śmieciarki (i to tam i z powrotem) i samochodu. Ze spaceru Rysio był zadowolony, ale na podwórko i do klatki wrócił całkiem chętnie. Może ta sytuacja przekona go do spacerów.
No i dalej cała nasz czwórka szuka chętnych do opieki choćby tymczasowej i do wizyt i spacerów. Nowi ludzie to dla psów duża frajda.

Link to comment
Share on other sites

  • 4 weeks later...

Kochani, niedługo minie rok, jak bujamy się z owczarkami wawerskimi i może nasze tempo nie jest oszałamiające, ale stan na dziś jest 3;3, tzn. trzy psy są już w domach, a trzy jeszcze w hoteliku. Ruda, Bebi i ostatnio Tosia poszły do adopcji. Nie dalej jak w piątek odwiozłam ją do nowego domu, skąd codziennie mam obszerne relacji i jak się zdaje jest tam władczynią absolutną :). Nie wiem, czy to dobrze, ale na pewno lepiej niż za kratkami. Z tego co wiem z Bebi też wszystko ok, tylko wiadomości o Rudej mam z drugiej ręki i takie nie najświeższe. Rysio mimo że nie należy do zwierząt szczególnie efektownych, miał już trzy przymiarki, na razie bez kontaktu osobistego, ale jestem umówiona na wzajemne oględziny z potencjalnymi nowymi właścicielkami zaraz po Nowym Roku i wiążę z tą wizytą duże nadzieje.
Zostają Fuks i Prezes, a to takie piękne i miłe stworzenia, chyba ze względu na rozmiary jakoś nie znajdują chętnych. Oni razem nie najgorzej się bawią, ale...
Trochę już brakuje mi pomysłów, gdzie szukać dla nich przystani, tym bardziej, że moim i nie tylko moim wielkim marzeniem jest, by ktoś wziął ich obu - naprawdę szalenie się zżyli i nie umiem sobie wprost wyobrazić, co to by było, gdyby jeden poszedł a jeden został.
Ciągle do nich jeździmy i nawet wciągnęły się nowe osoby, tylko z tego wszystkiego czasu już brak na pisanie, ale się poprawię - to jedno z moich postanowień noworocznych :)

Link to comment
Share on other sites

Grudzień dla psów okazał się niezbyt obfity w wizyty, ale nie było tak żle jak to tu wygląda.
Mam spore zaległości w relacjonowaniu tego, co się działo u psów. Po ostatnich radosnych doniesieniach to już mało ważne i trochę musztarda po objedzie, ale dla porządku zapiszę co jeszcze pamiętam. Byłam tam 3.12 (w sobotę) razem z Martą. Poszłyśmy na spacer z Fuksem i Rysiem, żeby Tosi nie zostawiać samej. Ostatnio, gdy została bez towarzystwa wyszła z kojca, chyba górą po siatce.
Na spacerze Rysio powarkiwał na Fuksa, ale ten nie dał się sprowokować, był raczej zdziwiony, że ktoś może go tak niemiło potraktować. Po spacerze okazało się, że Tosia mino wszystko wyszła z kojca i również z posesji i p. Beata zastała ją na drodze. Na drugą turę zabrałyśmy więc Tosię i Prezesa. Po spacerze Prezes wrócił do kojca, a Tosię zabrałyśmy do Marty do domu na konfrontację z kotami. Podróż była bez żadnych problemów, Tosia była spokojna, leżał, albo wyglądała przez okno. Do domu wchodziła bardzo ostrożnie przystając na każdym piętrze, czasem nawet siadając na wycieraczce. W domu też było spokojnie. Jedna z młodych kotek trochę na nią fukała, druga ją zignorowała a najstarsza nawet podeszła obwąchać. Tosia na koty nie reagowała zupełnie, patrzyła na nie, raz powąchała tą podchodzącą, a poza tym nic. Ja po tym pojechałam do domu, ale wiem od Marty, że Tosi nie bardzo podobał się spacer po ciemku (była zaniepokojona i szczekała na cienie i na inne psy). Na noc wróciła do Konstancina i po drodze już była spokojna.
Po tym miałam dłuższą przerwę w wizytach, ale wiem, że Tosia dalej wychodziła z kojca, mimo że został zamknięty również od góry (i właściwie stał się wolierą) i musiała trafić do klatki. Wiem też, że dziewczyny były w Konstancinie chyba 8 grudnia a w międzyczasie Tosia opanowała również wychodzenie z klatki (rozkładając ją przy okazji) i sytuacja z nią była naprawdę niewesoła. Na szczęście tydzień później pojechała do domu.

Ja byłam znowu u psów wczoraj. Zostały nam już tylko 3, więc w końcu te półtorej godziny, które mam wystarcza na przyzwoite spacery z całą trójką. Z wszystkimi po kolei poszłam nad jeziorko. Był mróz, i na jeziorku był cienki lód. Psy jak zwykle chciały się napić i lód łamał się im pod łapami. W okolicy domu było parę psów luzem, ale nie podchodziły do nas i spacery z Prezesem i Rysiem były bez żadnych psich kontaktów. Z Fuksem natomiast mieliśmy małą przygodę. Bardzo uparcie chciał nas sprawdzić jakiś spory pies wielkości Fuksa, ale sporo od niego masywniejszy – typu buldog. Szedł kawałek za nami na sztywnych łapach, ze sztywno wyciągniętą do przodu głową i z bardzo podejrzliwą miną. Fuks był na długiej lince i jak zwykle na spacerze był zajęty okolicą. Gdy pies był dalej Fuks go ignorował, a gdy zaczął podchodzić bliżej wycofywał się. Z bliska pies zaczął trochę na nas powarkiwać. Weszłam między nich i odgoniłam go trochę, ale nie starczyło to na długo. Pies był „pański” i nawet gdzieś z daleka było słychać nawoływania i pogwizdywania, zapewne właściciela, ale on nic sobie z tego nie robił. Wyglądało na to, że koniecznie chciał sprawdzić, czy uda mu się przegonić Fuksa. Fuks wycofywał się póki miał gdzie. Gdy w końcu znalazł się między jeziorkiem i podchodzącym i powarkującym psem stanął do niego przodem, zjeżył się i gdy ten podszedł jeszcze bliżej też zawarczał. Przez chwilę stały tak i powarkiwały na siebie. Ja czułam się trochę nieswojo, ale nie chciałam się wtrącać na tym etapie konfrontacji. Na szczęście obcy pies po chwili przestał warczeć, odwrócił się i pognał w stronę skąd go wołano. Fuks był tym incydentem zdenerwowany i aż przyszedł na dłuższe pogłaskanie, co mu się na spacerach nie zdarza, ale szybko wrócił do swoich zwykłych zainteresowań.

Wybieram się do psów jutro, ale nie wiem, czy przed świętami znajdę jeszcze czas na pisanie, więc już dziś życzę wszystkim, którzy trzymają za nas kciuki (może to zaczyna skutkować) Wesołych Świąt, oczywiście też od naszych psów.

Link to comment
Share on other sites

  • 2 weeks later...

Ostatnie wizyty przebiegają w zasadzie standardowo. I przed świętami i na ostatnich dwóch wizytach (w środę i dzisiaj) miałam wsparcie, najpierw Uli, potem zupełnie dla psów nowej Kasi , a dziś Julity, która u psów już raz była, ale wtedy nie spotkała się z Rysiem (poszła na spacer z Tosią, a ja w tym czasie przekonywałam Rysia do wyjścia za furtkę, skutecznie zresztą). Fuks i Prezes bardzo się cieszą z każdej nowej osoby i nie mają żadnego kłopotu z nowymi ludźmi. Rysio przy osobach całkiem nowych trochę się przypłaszcza gdy jest głaskany, ale sam przychodzi żeby go głaskać i szybko się z nowymi oswaja. Dalej nie lubi brania na ręce, ale to straszny pieszczoch, więc jak będzie już miał swoich ludzi na co dzień to powinien się szybko przyzwyczaić to bliskich kontaktów i pewnie to polubi. Na smyczy (właściwie na 3 metrowej lince) chodzi już bez żadnych problemów, nie ciągnie i nie szaleje tylko metodycznie obwąchuje i obsikuje okolicę. Rysio rzadko rozwija linkę do końca, nie ma potrzeby używać niczego dłuższego. Na dwóch poprzednich spacerach miał towarzystwo Strzałki (młodej suczki, niedużego mieszańca z haszczakiem, z którą mieszkał razem przez pewien czas – jak są dwie osoby to głupio wychodzić z jednym psem jak tam tyle ich siedzi w kojcach), ale spacer wychodzi mu tak samo dobrze z i bez towarzystwa. Dzisiaj z Julitą przetestowałyśmy reakcję Rysia na samochód. Nie był zainteresowany wsiadaniem, ale nie bał się otwartych drzwi i smakołyki wyjadał wchodząc do środka tylko przednimi łapkami. Dalej nie bardzo miał ochotę, więc zostawiłyśmy to na następny raz.
Za to Fuks i Prezes w pełni wykorzystują całą długość linek (chyba z 7 metrów linki i jeszcze dopięta długa smycz). Ruch bardzo je cieszy i spacery z nimi to duże przyjemność. Wołane bardzo ładnie przychodzą i siadają w oczekiwaniu na smakołyki, a po chwili ganiają dalej. Czasem trochę szarpią, ale trudno od nich wymagać żeby pamiętały, jaka jest długość linki (myślę, że by się nauczyły gdyby wychodziły częściej). Ostatnio gdy spacery są przyzwoitej długości do domu wracają już spokojniej, a Prezes nawet przy nodze.
Na ten rok to wszystko. Po ponad 8 miesiącach (ja jeżdżę do Konstancina od 20 kwietnia) z sześciu zostały nam trzy psy (w tym Rysio z widokami na dom), ale wszystkie już kontaktowe, smyczowe i samochodowe (Rysio prawie) i w ogóle gotowe do pójścia do domu. CZEKAJĄ.
No i życzą wszystkim szczęśliwego Nowego Roku, dobrej zabawy sylwestrowej, dużo radości i pogody i grona ludzi, na których zawsze można liczyć. I ja się też przyłączam.

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...