Jump to content
Dogomania

Recommended Posts

Posted

[quote name='zuzlikowa']
Przepraszam,że nie zadalam wczoraj pytań postawionych przez Psa Wolnego, ale inny temat zdeterminował naszą wczorajszą rozmowę nt.Linka:oops:.
Nie czuję się kompetentna, by o tym informować, więc zostawiam to do uznania Fundacji.
Niestety skutki są drastyczne nie dla Linka, ale dla sąsiadów naszego drabika.[/QUOTE]

No matko...! Zuzliku, nie zostawiaj nas tutaj w takiej niepewności!:crazyeye: Co się stało???:smhair2::nerwy:

  • Replies 1.6k
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

Posted

Razem z Lincolnem przyjechały pchły. Nie jest to fajne w skupisku zwierząt. Najbardziej ucierpiał Barnaba, bezpośredni sąsiad Lincolna. Mimo zabezpieczenia dostał pchlego alergicznego zapalenia skóry. Niestety, musiał zostać ogolony zad, w trakcie leczenia. Pchły przeniosły się na Belę, Felę, Jasia, Stefana i kilka innych mieszkających w domu. Prócz Stefana, który od razu dostał uczulenia, na reszcie zwierząt nie utrzymały się.
Wszystkie nasze psy są zabezpieczone, gdyby nie były sytuacja wymknęłaby się całkowicie spod kontroli.
Nie ma innej możliwości przedostania się do nas pcheł, analizowaliśmy na wszelkie sposoby, żeby uniknąć pomówień.

Odnośnie zachowań Lincolna pewne sytuacje są niezrozumiałe dla osób niedoświadczonych, a łatwo mogą wypaczać opinię i ich pobieżna ocena zaszkodzić.
Czyta wiele osób.

To twardy zawodnik, zadowolony z siebie i mający o sobie jak najlepsze zdanie.
Gdy tylko uda się zbudować zagrodę to zostanie przeniesiony i dalej zobaczymy.
Udało się znaleźć jeszcze lepsze miejsce na tę zagrodę, będzie większa, właściwie bez ograniczeń. Jeśli tylko nasza sytuacja finansowa pozwoli, a dogomaniacy pomogą, będzie mieszkał w na prawdę komfortowych warunkach, nawet kilkadziesiąt metrów, z podestem na części i częściowym zadaszeniem. Solidne budy mamy.
Chcemy dobrze dla Lincolna i zrobimy wszystko, żeby miał dobre życie.
Mamy nadzieję, że pies też trochę się postara.
Potrzeba czasu. Psu się nie spieszy, nam też nie.

Posted

[quote name='Fundacja BERNARDYN']
Potrzeba czasu. Psu się nie spieszy, nam też nie.[/QUOTE]

... ano , Linkowi sie nie spieszy:diabloti:... ciepło, wygodnie(choć nie wiem jak z "kordełkami" u niego- tę, którą mu przywiozłyśmy, od razu zaanektowała sobie Fela...i znowu o cos muszę popytać:oops:), sucho,, bezboleśnie, zdrowo, z pełną michą i poidełkiem... to po co ma się spieszyć?
Ma to co jest mu potrzebne na dziś, ale... hihihihi- jeszcze nie do końca z przestrzenią jest tak jakby chciał:cool3:.
Może tu będzie ten moment, który zmusi go do "wyjścia" w kierunku człowieka?... może to jest "klucz" do Linka?...od wybiegu do lasu?

Fobii kojcowej jednoznacznie nie ma, ale otwarta przestrzeń jest tym czego by bardzo chciał i czego potrzebuje, więc...kończę bazarek i do budowania wybiegu dla Linkolna się zabieramy i bardzo o pomoc wszelką prosimy.

Nie myśl sobie drabie, Lincolnem zwany, że odpuścimy...a Ty się wyłożysz i będziesz robił tylko to co chcesz:diabloti:...[B]nic podobnego!!!Dość tego dobrego!

[/B]

Posted

Od dnia zabrania psa do Fundacji wszystkich rzeczy o nim dowiaduję się z forum poza jedynym razem gdzie sama zadzwoniłam do Fundacji by się dowiedzieć jak Linek się czuje.

Czytając wszystkie wpisy Zuzlikowej i Fundacji uznałam za stosowne wypowiedzenie się.

Lincolm przyjechał do mnie jako pies "agresywny" nie dający się dotknąć. Od pierwszego dnia mogłam bez problemu wejść do kojca, posprzątać, dać jedzenie, nawet jadł z ręki już pierwszego dnia. Nie pozwalał sobie natomiast na żaden dotyk czyli nie miał zakładanej smyczki, przyjechał do mnie ze smyczką przypiętą do obroży i tak
było aż do niedawna.

Codziennie był wypuszczany z kojca na ogród(ponieważ pies nie był w hotelu tylko w moim prywatnym kojcu przy domu) jego wyjście zawsze wyglądał tak samo czyli
z wielką radością wybiegał z kojca zrobił rundkę wokół domu, załatwił się i kładł koło drzwi garażu, potrafił tam przeleżeć nawet kilka godzin.

Zawsze wydawało mi się że pies sam potrafi dozować sobie ruch, nikt nigdy mnie nie poinformował, że ma zanik mięśni i mam go zmuszać do ruchu.

Przez całą zimę wszystkie moje psy hotelowe dostawały jedzenie gotowane, od wiosny nie mam czasu oraz warunków na gotowanie i psy jedzą suchą karmę, z którą Linek miał duże kłopoty, pomimo zmiany jej wielokrotnie, mieszaniu z olejem, pasztetową, puszek itp. jako że zrobił się wybredny miska z jedzeniem stała cały dzień.

Lincolm przebywał w samodzielnym kojcu, bez kontaktu z innymi psami, żaden z moich hotelowych psów nigdy nie miał pcheł. Pchły pojawiły się dopiero 2 tyg. po tym jak ode mnie pojechał? w samochodzie, w którym Linek jechał są stale przewożone psy może tam była jakaś pchła?

Jest mi niezmiernie przykro czytając to wszystko i po rozmowie z Fundacją bo wyszło na to, że nauczyłam Lincolma złych nawyków (gdy nie chciał wchodzić do kojca to zwabiałam go tam na nagródkę a Zuzlikowa sama mówiła, że to dobry pomysł bo musi kojec dobrze kojarzyć) z powodowałam jego zanik mięśni (1-sze pytanie Fundacji do mnie brzmiało co takiego się stało że Lincolm w ogóle z kojca nie wychodził) miał brudne uszy (do środka jego uszu mogłam zaglądnąć kilka dni przez zabraniem psa ode mnie, wcześniej sobie na to nie pozwalał)

Zuzlikowa pisze: "opiekunka nie potrafiła ponownie założyć kagańca" tyle tylko, że kaganiec Linek pierwszy raz miał zakładany również kilka dni przed wyjazdem.

Ponad pół roku Lincolm odzyskiwał wiarę w człowieka a w kilka dni miałam go nauczyć chodzić w kagańcu, grzebania w uszach itp.

O każdej rzeczy Zuzlikowa była informowana na bieżąco, wiedziała że Linek ma problemy z jedzeniem suchego, wiedziała, że uwielbia leżeć a nie aktywnie spędzać czas, w każdej chwili Zuzlikowa mogła do mnie przyjechać i zobaczyć Lincolma.

Jakieś 2-3m-ce temu Zuzlikowa mówiła mi o możliwości przejęcia psiaka przez Fundację powiedziałam jej że super bo ja już nic z nim więcej nie zrobię po czym za kilka dni poinformowała mnie że po rozmowie z Fundacją Linek ma zostać u mnie.


Czytałam nie udzielając się nawet wtedy gdy Zuzlikowa wszystkim podziękowała za wpłaty i z radością oznajmiła że Linek nie ma już długów....nie do końca.

Jak Zuzlikowa była dumna, że mogła z Linkiem spacerować...
obwąchał Budrysek (obcą osobę) i się na nią nie rzucił...
nowa moja pracownica sprzątała mu kojec on tylko leżał i ją obserwował...
nigdy nie rzucał się na kojec.
stale widział inne psy, nigdy się nie rzucał do nich, z dwoma miał bezpośredni swobodny kontakt.

Po rozmowie z Fundacją wiem że Linek zmienił się całkowicie teraz prezentuje zachowania zupełnie mi nie znane.

Posted

Hmmm... to ja mam pytanie.
Jakie koszty są do zwrócenia hotelowi? Jaki jest dług?
Nie chciałabym abyśmy byli coś dłużni - to nie jest wporządku.
Nie podoba mi się to.
Wobec powyższego moją wpłatę za lipiec i sierpień, przekażę bezpośrednio na konto Fundacji. Nadal będę wspierać Linka, tylko już w jego nowym miejscu.
Dziś nie mam czasu, ale wkrótce odniosę się do tego co napisała Iwona.
Jednocześnie chciałam wyjaśnić, że Pani Iwona nie jest moją koleżanką, ani przyjaciółką - poznałam ją w momencie dostarczenia Linka do hotelu. Piszę to, by nie posądzano mnie o stronniczość, brak obiektywizmu. Będę w swojej wypowiedzi, jak najbardziej szczera i obiektywna.
P.S.
Cieszę się, że Linek się poprawia.
Dzięki Pani Ewo:-) jesteście Psim Rajem.

Posted

byc może jego zachowanie zmieniło sie po tym jak został zabrany do Fundacji do obcych ludzi dla niego to nowa niezrozumiała sytuacja ...
byc może wg niego został porzucony po raz kolejny ...

Posted

Ludzie, ale pchły to może przynieść do kazdego miejsca kot wiejski czy inne dzikie zwierzę - np jeże mają mnóstwo pcheł - pisanie o pochodzeniu pcheł po takim czasie jest dziwne, a psy by pcheł nie złapały jakby były zakropione czy gdyby miały założone obroże przeciwpchelne i przeciwkleszczowe, a to jest już obowiązek właściciela psa zadbać o to, żeby krople albo obroża była tym bardziej, że mamy sezon kleszczowy w pełni.
W kojcu po Linkolnie był mój Gutek, który szczęśliwie znalazł nowy dom w poniedziałek - i z dziś mamy informację, że on pcheł nie ma. Owszem chciałam go przenieść z Hotelu Amok gdzieś indziej, gdzie miałby poświęcone tyle czasu ile on potrzebował, a nie tyle ile się da mając pod opieką 20 czy więcej psów, ale udało się tego uniknąć i teraz we własnym domu poświęcają mu czasu mnóstwo - oby tylko to wykorzystał.
Wiadomo, że ja też chciałam żeby Gutkowi Iwona poświęcała jak najwięcej czasu, żeby w końcu zrobił się bardziej adopcyjny - czasu było za mało i postępy powolne, tak jak i zuzlikowa chciała, żeby Linkolnowi, a każdy inny chciał, żeby jego psu - ale to chyba fizycznie nie jest możliwe w hotelach czy innych miejscach gdzie jest dużo zwierząt.

do reszty się nie odnoszę bo nie wiem jak było, ale te pchły? po co? tym bardziej, że pchły do hoteli najczęściej przywozimy my - wolontariusze przywożąc psy prosto ze schronisk

Posted

[quote name='hotelamok']
Czytałam nie udzielając się nawet wtedy gdy Zuzlikowa wszystkim podziękowała za wpłaty i z radością oznajmiła że Linek nie ma już długów....nie do końca.

[/QUOTE]

Słusznie... niestety pamietałam o wpłacie w lipcu, ale to było 200zł na kastrację.
Przepraszam... Moja wina.
Bardzo proszę o rozliczenie 200zł i podanie ostatecznej kwoty zadłużenia Linka...zostanie uregulowana.

...i rzeczywiście byłam dumna i zadowolona.

Posted

[quote name='hotelamok']

Po rozmowie z Fundacją wiem że Linek zmienił się całkowicie teraz prezentuje zachowania zupełnie mi nie znane.[/QUOTE]

... może nie znane dlatego, że gdy Linek "spojrzał tym swoim wzrokiem", odstępowało się od działań, których sobie nie życzył?

Tak, byłam dumna gdy Linek spacerował ze mną... i jednoznacznie podkreślam- ze mną, nie ja z nim.
Byłam dumna, gdy na wiosnę, zareagował posłusznie chowając się do budy, na moje polecenie.
Tak, byłam przekonana, że Linkoln ma fobię kojcową...
Byłam przekonana, że w jego zachowaniu zachodzą zmiany, które pozwolą na "obsługę" tego psa w nowym domu. Do tego stopnia przekonana, że nawet zaczęłam wstępnie informować, że Lincoln szuka domu.
[URL]https://www.facebook.com/media/set/?set=a.122871597782261.21259.122870101115744[/URL]

Byłam przekonana, do tego stopnia, że z końcem maja zaczęłam ustalać z Iwoną kastrację Lincolna, by był gotowy gdy znajdzie się ew. dom stały.
Jakoś, ok 10-ego lipca dostałam informację, że Lincoln będzie kastrowany 14-ego. Stąd skorzystałam z okazji by być w hotelu 12-ego.

Wynikła z tego sytuacja: potrzeba zbadania psa, leczenie...niemożność znalezienia weterynarza, który sie tego podejmie i w ostateczności-niemożność pojechania do lecznicy z chorym Linkolnem...oraz wydarzenie z dnia przewozu Lincolna do Fundacji, zmieniły moje przekonanie.
[quote name='zuzlikowa'][B]Termin kastracji wyznaczony był na 14-ego i został 12-ego odwołany.[/B]
Linek piękny, ale niestety albo pogoda ostatnich dni, albo inne przyczyny spowodowały, ze chłopak miał problemy jak wstał- lewa tylna łapka lekko podkurczona stąpajaca na palcach...po dłuższej chwili sie "rozchodził" i stawał całą stopą, ale nie jest to pewny chód...zauważalna jest także nadwrażliwość(bolesność ) uszu bez zmian zewnętrznych i wydzieliny, ropiejące lewe oko, bardzo dużo sika- nawet w kojcu, ale co najbardziej niepokojące i w budzie zmoczony materac...nie może przybrać na wadze ( nie najlepiej z jego apetytem)- tył zdecydowanie za szczupły i za delikatny.
Zbierając wszystko razem, podejrzewam, że chłopak przeziębił się i powyłaziły wszystkie przypadłości(obawiam się, że i jakiś stan zapalny zagnieździł się w stawach i niestety nie tylko)...oczywiście nie było na co czekać i Linek ma zrobione badanie moczu, ale z krwią jest problem- weci boją się do Linka przyjechać by pobrać krew, jeden, który się zgodził miał być w piątek/sobotę i do dzisiaj się nie odezwał...Iwona próbowała w sobotę i wczoraj trzykrotnie nawiązać z nim kontakt i niestety bezskutecznie. Dzisiaj będzie trzeba coś pokombinować, bo tu nie chodzi o samo pobranie krwi, lecz leczenie, po zdiagnozowaniu.
Nie można było już 12-ego zostawić Linka w takim stanie, więc Iwona już następnego dnia kupiła rimadyl i Aurizon ... Linek dostaje je od 13-ego. Leki przyjmuje bez problemu, uszy daje sobie zakrapiać. Widać wyraźną poprawę- uszy mniej drażliwe, oko nie ropieje, staje pewniej na tylną lewą łapę...ale nie jest zdrowy i można było tak zadziałać na zasadzie- na już, żeby nie bolało i nie rozwijał sie stan zapalny dalej, ale nie jest to leczenie jakiego wymaga psiak. Szczerze mówiąc jestem ogromnie zawiedziona tą "bezradnością" w diagnozowaniu Linka... niemożnością wezwania weterynarza i ich "nieumiejętnością"i niechęcią do pobrania mu krwi i zbadania psa. Linek pozwala sobie założyć kaganiec, więc dla mnie strach przed nim jest nieco dziwny...
To już następni weterynarze w ok. Krakowa "chorzy" na tę przypadłość(Tiny także nie zdiagnozowano...ze strachu. Lekarz zalecił operację oka " na oko"). Czekam na informacje Iwony dzisiaj- czy wizyta się odbyła, czy pobrano krew. Jeśli nie- jutro rano pojadę do niego sama i zawiozę drania do lecznicy.

No i przemeblowałyśmy chłopakowi w budzie i przed budą... ależ się zdziwił, że coś mu przed budą leży i z wyraźnym zaciekawieniem patrzył jak włażę do jego budy...a jak wszedł do kojca, to wszystko posprawdzał...musiało mu się specjalnie nie podobać, bo miał mniej miękko(materac wyszarpałyśmy, bo był mokry z moczu), ale ostatecznie sprawdził i wylazł sobie na zewnątrz i nawet usiłował się ze mną znowu kłócić, ale jakoś mu teraz już to nie specjalnie wychodziło... pyskuła jedna. :angryy:
Za to przed budą nie leży już na betonie, tylko na płytach OSB i to mu się jednak podoba, szczególnie,że ma je w prześcieradełku ubrane.

[URL="http://imageshack.us/photo/my-images/607/hotel1207004.jpg/"][IMG]http://img607.imageshack.us/img607/8751/hotel1207004.jpg[/IMG][/URL]

Uploaded with [URL="http://imageshack.us"]ImageShack.us[/URL]

[URL="http://imageshack.us/photo/my-images/202/hotel1207006.jpg/"][IMG]http://img202.imageshack.us/img202/7017/hotel1207006.jpg[/IMG][/URL]

Uploaded with [URL="http://imageshack.us"]ImageShack.us[/URL]

[URL="http://imageshack.us/photo/my-images/35/hotel1207025.jpg/"][IMG]http://img35.imageshack.us/img35/9694/hotel1207025.jpg[/IMG][/URL]

Uploaded with [URL="http://imageshack.us"]ImageShack.us[/URL]

[URL="http://imageshack.us/photo/my-images/593/hotel1207123.jpg/"][IMG]http://img593.imageshack.us/img593/7074/hotel1207123.jpg[/IMG][/URL]

Uploaded with [URL="http://imageshack.us"]ImageShack.us[/URL]

[URL="http://imageshack.us/photo/my-images/97/hotel1207129.jpg/"][IMG]http://img97.imageshack.us/img97/4968/hotel1207129.jpg[/IMG][/URL]

Uploaded with [URL="http://imageshack.us"]ImageShack.us[/URL][/QUOTE]


[quote name='zuzlikowa']Wczorajszy dzień, to wiszenie na telefonie i szukanie weta, który do Linka przyjedzie zrobić badanie krwi i ogólnie zbada Linusia lub do którego można by podjechać i zrobić za jednym stresem wszystko: badanie krwi, RTG, usg, a jeśli będzie potrzebne przyśpienie(tego nie wiemy, bo Linka nie mieliśmy nigdzie poza hotelem i spacerkami poza terenem) mimo, że daje sobie spokojnie założyć kaganiec, to nawet wykastrowanie o ile serducho pozwoli (tego też nie wiemy, bo nigdy nie badał go bezposrednio żaden lekarz). Najwyżasza pora by już dokładnie zbadać chłopaka, tym bardziej,że nie tylko można to zrobić, bo na to mniej lub bardziej chetnie pozwoli, ale dlatego,że jednak pojawiła się zdecydowana potrzeba tego... zaobserwowane objawy nie są prawidłowe i nie można ich lekceważyć i oczekiwac, że same ustąpią. Po podaniu rimadylu- łapki ewidentnie sprawniejsze, ropienie oka ustępuje (ale nie oznacza to,że minęła przyczyna), po aurizolu bolesność uszu także ustąpiła, ale przecież to działanie może być tylko na moment...zapobiegawczo, by nie bolało i dalej się nie rozwijało.
Jestem zdruzgotana wczorajszymi telefonami do wetów i lecznic krakowskich... jak nie mogą przyjechać( a powody tak różne i dla mnie dziwne- przecież nie za darmo:oops:)...to, albo nie ma lekarza, o którego pytam, albo RTG, albo z agresywnymi psami nie pracują,.... Takich bzdetów już dawno nie słyszałam. Kompletna załamka.
Nie wiedząc co to jest ASP w wyniku moczu i jak zinterpretować ilość tego czegoś, zadzwoniłam do weterynarza, który badanie robił i -wybaczcie nie będę komentować. Wiem jedynie,że jest to kwas askorbinowy (czyli pospolicie wit.C)...

Z ogłoszeń miałam już kilka zapytań o Linusia...co prawda domów, do których w absolutnie nie mógł pójść(nie doświadczonych, z małymi dziećmi, do gospodarstw...), ale chciałam wykastrować, go by jeśli znajdzie sie TEN JEGO DOM, by był gotowy. Teraz przyplątały się problemy zdrowotne i już nawet do doświadczonego domu, go dzisiaj nie mogę wydać, bo zwiększam wielokrotnie zagrożenie Linka i domu- nie dość, że nowa sytuacja będzie na początku trudna nawet dla zdrowego Linka i domu, który adoptuje go, to teraz jeszcze dojdzie konieczność opiekowania się i leczenia, jeżdżenia do weterynarzy, bo Linek nie jest zdrowy( a takiej próby nie podjęła nawet Iwona). Mam w głowie kompletny chaos. Ta sytuacja nie może trwać bez końca.
Linek przed wydaniem musi zostać przebadany dokładnie i wyleczony...musimy wiedzieć, czego dom może spodziewać się po Linku w czasie wizyty lekarza i niego lub wizyty Linka u lekarza.

Jeszcze dziś muszę znaleźć wyjście z tej patowej sytuacji (choć przyznam,że jestem nią zesteresowana i zaskoczona).[/QUOTE]

[quote name='zuzlikowa'](...)

Cóż, uda się na pewno i to bardzo szybko... mając trudności ze znalezieniem weterynarza kompetentnego, a wiedząc jednocześnie, ze ma szerokie kontakty- zwróciłam się o pomoc nie tylko do Krakowianek, ale i Fundacji Bernardyn. Mieli coś pomóc pokombinować przy skontaktowaniu z weterynarzem, któremu ufa fundacyjny weterynarz, ale zaskoczyli mnie propozycją- jeśli pomożemy w utrzymaniu Lincolna, jeśli też pomożemy w opłaceniu badania, leczenia i kastracji przyjmują Lincolna od zaraz i ustawiają lekarzy do dokładnej diagnozy, leczenia i kastracji.
Nie zastanawiałam sie długo... Linec jutro ...dzisiaj jedzie do ośrodka Fundacji pod Radomskiem...do Benkowej Doliny.
Mam ogromną nadzieje, że poprzecie moją decyzję i [B]nie odmówicie Linkowi nadal wsparci[/B]a, że Wasze deklaracje będą nadal aktualne.
Decyzja jednak należy do Was i bardzo proszę o jej podanie, bym miała jasność w jakim zakresie muszę starać się o dodatkowe środki.
Linka trzeba doprowadzić do pełni zdrowia(mam nadzieję,że to tylko "deszczowa niedyspozycja", ale muszę mieć tego pewność).[/QUOTE]

[quote name='zuzlikowa']Lincoln już w Fundacji Bernardyn.
Dojechaliśmy późno...
Wczoraj...
Lincoln był na spacerze, miał załozony kaganiec. Od początku starał się kaganiec zdjąć. Nie było co przedłużać spaceru, podprowadzony do samochodu, pięknie wsiadł- niejako z marszu...został przywiązany jedną krótszą smyczą do haków i...ściagnął kaganiec. Opiekun nie mógł założyć go ponownie.
Byłyśmy obce dla psa, nie mogłyśmy jechać z nie zabezpieczonym psem, w stresie. Zdecydowałyśmy się na podanie przyśpienia. Musiałyśmy odczekać kilka godzin nim środek zacznie działać na tyle, że pies przyśnie i po zabezpieczeniu go dodatkowo smyczą zaciskowo, będziemy mogły podjąć decyzją o przewiezieniu Lincolna. Stres był tak silny, że środki działały z opóźnieniem i nie w pełni.
By nadmiernie nie ryzykować, a i psa w razie przebudzenia nie stresować (niestety byłyśmy z BUDRYSEK obce, a sytuacja dla psa nieznana i stresująca) zamiast kratki włożyłyśmy płytę OSB- psiak nie mógł utrudniać jazdy, a i sam nie miał nas na oku, więc...choć "rwałyśmy jak z kopyta", to podróż przebiegła spokojnie i bez stresu. Linek raz się przebudził, próbował zajrzeć za płytę, ale zostawienie go w spokoju, spowodowało, że po chwili znowu się wygodnie ułożył i przespał aż do ośrodka Fundacji.
Dojechałyśmy do środka Fundacji bardzo późno... Tam już wszystko było przygotowane...retwailerka Bella wskoczyła do Linka, przywitała go... my zostałyśmy poinstruowane jak pomóc wyprowadzić Linka... i Linek spokojnie poodpinany wysiadł z samochodu, na chwiejnych nogach, nawet bez większego protestu dał się poprowadzić kilkanaście kroków w kierunku kojca i... padł na trawę. Najzwyczajniej w świecie zasnął. Chrapał i oddychał tak spokojnie i głęboko, że wyglądało, że będziemy musiały zanieść go do kojca, ale po chwili wstał i ruszał dalej... w kojcu spokojnie położył się i dalej chrapał...jednak chodząc po terenie i oglądając inne "moje" i nie moje fundacyjne psiaki, widziałam, że wstaje, podchodzi pić i znowu przenosi się w inne miejsce... wcześniej porozpinany z zaciskówki, obróżki odsypia jeszcze i teraz... przebudzając się, by zmienić miejsce, chlipnąć wody, obejrzeć wybieg...dalej śpi.

Na dzień dzisiejszy Lincoln musi zostać gruntownie przebadany, wyleczony, musi zostać nauczony, że człowiek podejmuje decyzje, a on realizuje je - mniej lub bardziej chętnie, ale realizuje je bezwzglednie(kaganiec, opieka, pielęgnacja). Tej wielkości pies musi być posłuszny człowiekowi- będzie miał swoje przywary i nie bardzo lubione sytuacje, ale musi ufać człowiekowi tak bardzo, że posłucha polecenia i wykona je.
Wyciszanie i uspokajanie trwało długo, pora teraz na konkretną naukę zachowań. Kolejność jednak musi być taka jak powyżej. Najpierw zdrowie, a równolegle konkretna nauka... a bardzo pomogą tu inne psiaki- Linek lubi ich towarzystwo, a towarzystwo zsocjalizowanych psów bardzo będzie pomocne, by "naturalnie" uczyć Linka właściwych zachowań w stosunku do ludzi...nauczy by odpuścił potrzebę kontrolowania wszystkich i wszystkiego, by poddał się ufnie woli człowieka.
Dobrze zrobi mu także możliwość całodziennego biegania po wybiegu. Dobrze dla łap i psychiki...
A i zmiana miejsca, wtedy gdy wcześniejszy opiekun wyczerpał już wszystkie swoje możliwości oddziaływania na psa, powinna przynieść pozytywne efekty.
Tym bardziej, że to Fundacja "wyzwoliła" :) Linka od stresującej sytuacji i "obcych" osób( niestety to ja :( )...dała bezpieczne miejsce, z którego "obcy" zniknęli.

Cóż, czasami tak trzeba dla dobra psiaka- zostać "obcym".Wczoraj nawet nie pchałam się bezpośrednio do kojca Linka, obserwowałam z oddalenia... mnie miał jak na jeden dzień dość. I wystarczy.
Odpoczywaj Linku...[/QUOTE]

[quote name='zuzlikowa'][FONT=&quot][FONT=Arial][SIZE=2]

...to na pewno.

Ale jak już zdecydowanie przestanie boleć i lecząc niesprawności można będzie pozbawić... zrozumieć i tak nie zrozumie, ale szansę na zdrowie mieć będzie.
Niestety w hotelu nie miał, a mogłam się przekonać o tym w ostatnim tygodniu- sama szukając weta i pomocy dla psiaka. Bezskutecznie i bezsilnie.
A Lincoln nie jest w dobrym stanie- bolące uszy, ropiejące oczy, stan zapalny i bolesność stawów, sikanie na potęgę i pod siebie( prącie z wydzieliną ropną), a jeśli już i włos zmatowiał, nos jest suchy, to nie jest dobrze i nie wolno już na nic czekać i działac na zasadzie "prób i błędów. Zdecydowanie wskazuje to na stan zapalny?...przeziębienie?... Samo nie minie, a z dnia na dzień pogarsza się i dyskomfort i samopoczucie psiaka. Bez względu na miejsce. Nie ma nic ważniejszego niż zdrowie...reszta potem.

Na dzień dzisieszy potwierdziło sie podejrzenie co do stanów zapalnych stawów( opuchnięte i bolesne, trudno dziś powiedzieć jakiego typu to problemy bez badań), zapalenie spojówek, zapalenie uszu i wydzielina brąowo/czarna z uszu, swędzenie, leci z nosa,w prawej tylnej nodze wrośnięty w opuszek wilczy pazur(jeden z podwójnych), śmierdzący i obfity mocz. Wszystko wskazuje także na dysplazję. Jest nadnaturalnie szczupły.
Dziś Linek jest już na lekach. We wtorek najprawdopodobniej wykonane będa badania: Krwi-morfologia, OB, biochemia i cukier, wymaz z uszu, mocz, RTG;
zostanie obcięty pazur, wypłukane uszy i jeśli stan Linka na to pozwoli zostanie wykastrowany. Oczywiście zostanie dokładnie zbadany manualnie.
Poprawa zdrowia i brak bólu poprawią komfort i samopoczucie psiaka... a wtedy łatwiej przyjmować zmiany i uczyć się.
Na dzień dzisiejszy Linek nie jest psem do adopcji...chory, na zmiany reaguje źle, kagańca nie akceptuje(reakcja zdecydowanie agresywna), apatyczny, zmęczony.
[/SIZE][/FONT]
[/FONT][/QUOTE]

[quote name='zuzlikowa']Pierwsze postępy w hotelu zniosły napięcie, ale przyszedł czas gdy już nie szliśmy do przodu, a staliśmy i choć wydawało się, że już jest na tyle dobrze, że możemy myśleć o adopcji do bardzo odpowiedzialnego i bardzo doświadczonego domu, z wieloma obwarowaniami, to jednak...[B]życie i te giganty uczą pokory i samoświadomości... zmuszają do weryfikowania naszych poglądów w imię dobra i bezpieczeństwa psa i jego przyszłych opiekunów.[/B]
Mimo stanu Linka, mimo trudności jakie miałyśmy w przewiezieniu chłopaka, bardzo się cieszę, z tego doświadczenia- nie pozwoliło nam popełnić błędu "pochopności" decyzji.

A na Gościa trzeba zagiąć pazur i do przodu!:diabloti:
Hahaha...Fundacja bardzo cierpliwa, bo musi taka być- nikt inny nie chce dać szansy tym agresywnym, nikt inny nie próbuje z nimi pracować, często Fundacja jest ich jedyną szansą i stąd Wiktor, Tomek, Sebastian-Oczko, Barnaba, Wąski, Demon...i nie pamiętam już wszystkich agresywnych, mniej lub bardziej, psiaków.Beniastych i nie , przy czym beniaste należą akurat do najtrudniejszych do wyprowadzenia.
Dlatego nie zastanawiałam się jak zaproponowali, że przejmą Lincolna pod opiekę, bo miałam świadomość, że poradzą sobie z leczeniem psiaka i wykonaniem wszystkich koniecznych badań i zabiegów... i Linka do przodu pognają.

...i chyba też Fundację lubię:loveu:...i za wycałusiowanie też dziękuję:loveu:...bardzo potrzebna jest mi teraz Wasza aprobata i zrozumienie. :oops:
[B]A Linkowi masa ciepłych fluidów, bo nie łatwy dla niego okres teraz nastał, ale by wyzdrowiał i ruszył do przodu, konieczny.[/B][/QUOTE]

Posted

[quote name='zuzlikowa']Zgodnie z ustaleniami, środa była ciężkim i pracowitym dniem dla ...Fundacji i weterynarza. Linek nawet nie zorientował się, że odbył podróż do weterynarza i został poddany nie tylko badaniom, ale i wykastrowany, "wypłukany"z grzybów w uszach, wycięciu pazura i wyczyszczeniu ropnia, który już powstał pod wrastającym pazurem... oczywiście został gruntownie przebadany i manualnie... usnął na wybiegu i obudził się na wybiegu i jedynie zdziwił sie czemu musi iść tak "szeroko"...

Wyników badań jeszcze nie ma, ale to co trzeba było zbadać przed zabiegiem zbadano- serce nie niepokoi; zęby obejrzane, przy okazji podczyszczone(ładne,wg. lekarza- dziś Linuś ma max. 5 lat!...max.), w usg, nie ma prostaty, w trakcie zabiegu zmian na jądrach także nie stwierdzono...
W badaniu manualnym jednoznacznie:
Stawy popuchnięte,stan zapalny, ale trwałych zmian w budowie i ruchomości ich nie stwierdzono( i bardzo dobrze :smile: ), równomierne odmięśnienie tylnych łap(sugeruje to, że lewa łapa albo po urazie, albo od niedawna w zwiększonym bólu- w innym przypadku odmięśnienie lewej byłoby znaczniejsze niż prawej, na której wspiera ciężar ciała), miękka, "niedźwiedzia"przednia łapa, niedobór wagi sięgający ok.15kg; duży ropień na opuszce prawej stopy, w którą wbił się jeden z podwójnych wilczych pazurów; uszy z ciemnobrązową wydzieliną o specyficznym zapachu; stan zapalny spojówek, w jednym oku nieznaczne entropium(raczej nie operacyjne, małe); lekko zapalone gardło... oczywiście potwierdziło dysplazję.
W trakcie przyśpienia pobrano krew do badań morfologii, biochemii oraz wymazy ; wykonano usg jamy brzusznej; wycięto pazur i wyczyszczono bardzo dokładnie opuszek; wykastrowano, przepłukano i zapuszczono krople w uszy... prześwietlenie do RTG wymagałoby dodatkowego przyśpienia, a nie jest priorytetowe, więc na ten moment odłożono je.

Zalecenia:
wyleczyć wszystkie stany zapalne , zapobiegać bólowi(leki przeciwzapalne, przeciwbólowe, antybiotyk, ochronne i wspomagające- mogą być zmodyfikowane w zależności od wyników antybiogramu)... doprowadzić do odnowy organizmu i odbudowy masy mięśniowej( jedzenie gotowane, ruch).

EDIT:
[B]I informacja z ostatniej chwili[/B](przepraszam, ale posta piszę cały dzień po kawałeczku)... a właściwie z dzisiaj- znane są już wyniki badań i... poza stanami zapalnymi uszu, oczu, stawów [B]nic nie wskazuje na problemy zdrowotne[/B]. Nerki, wątroba, serducho ok. Ten śmierdzący i obfity mocz też najprawdopodobniej jest związany z ogólnym stanem zapalnym i niejako przeziębieniem, może nadmiernym wydzielaniem testosteronu, adrenaliny... najbliższe dni pokażą.
Od kilku dni dostaje ziołowy także ziołowy PetCalm na poprawę nastroju. Bardzo ładnie zjada obfite posiłki...dziś dostał gnata dla rozrywki...

Niestety nie jest łatwym psem do prowadzenia, bo albo się mu "podporządkuje" i nie prowokuje sytuacji niosących jakakolwiek niepewność i coś co mu nie odpowiada, albo jest zdecydowanie ofensywny(podłożem jednoznacznie jest tu strach i brak zaufania, że człowiek jest na tyle silny i zdecydowany, że jest w stanie dać mu poczucie bezpieczeństwa, które zwolnią psa z obowiązku "walki" o swoje i o siebie).
Nie można zostawić go na etapie, podporządkowywania się mu- dla jego własnego dobra i bezpieczeństwa ludzi (tych dziś się nim opiekujących i ew. domu adopcyjnego w przyszłości), musi nauczyć się podporządkowywać woli człowieka ... ZAUFAĆ i UWIERZYĆ na tyle człowiekowi, by umożliwić nie tylko bezpieczny kontakt na co dzień, ale i w razie potrzeby dostęp opiekuna i weterynarza oraz wykonywanie czynności opiekuńczych( wyczyszczenie uszu, przemycie oczu, obejrzenie ew. bolących, czy zranionych miejsc,...itd )[/QUOTE]

[quote name='zuzlikowa'][B]Niestety spokój i stagnacja muszą zostać przerwane... [/B]nie możemy popadać w samozadowolenie, że pies się dał opiekunce pogłaskać, czy wyszedł z nią na spacer. [B]Pies musi pozwolić na czynności opiekuńczo-pielęgnacyjne, które nie zawsze będą mu się podobały... dla własnego zdrowia i dobra. [/B]
Wtedy nie dojdzie do problemów z wrastającym wilczym pazurem, do stanów zapalnych spojówek i uszu. Nie będzie problemów z wezwaniem weterynarza, bo opiekun będzie umiał odpowiednio psa przygotować na wizytę weterynarza. Przecież nie może być każdorazowo usypiany... zdrowie żadnego psa tego na dłuższą metę nie zniesie.

Pies musi także nauczyć się akceptować wszystkie osoby, które akceptuje jego opiekun. Musi dać się odwołać, dać założyć sobie kaganiec bez zagrożenia dla kogokolwiek... z opiekunem włącznie. Tym bardziej, że jest to pies, który ma zostać wyadoptowany do "obcych" i dla niego, i dla nas ludzi... ludzi, których umiejętności i możliwości tak na prawdę nie jesteśmy w stanie do końca przewidzieć.

Czy sytuacja przewiezienia do Fundacji była komfortowa? Zdecydowanie NIE.
Jednak dała odpowiedź na podstawowe pytania:
Czy Linkoln jest dziś psem do adopcji?Niestety odpowiedź jest jednoznaczna- NIE.
Czy Linkoln jest psem, który podporządkowuje sie człowiekowi? NIE.
Czy Linkoln nauczył się zaufania do człowieka, uwierzył, że człowiek chce dla niego dobrze?...czy zrezygnował z gotowości do obrony siebie? NIE
Czy Linkoln pozwoli na czynności opiekuńczo- pielegnacyjne?NIE
Czy Linkoln może zostać poddany jakiemukolwiek badaniu weterynaryjnemu bez przyśpienia, bo pozwoli sobie np. założyć kaganiec i nie wpadnie wtedy w stres i pobudzenie? NIE
Czy zmiana miejsca i otoczenia, ludzi możliwa jest bez wywołania stresu i zachowań ofensywnych u Linka(np. do domu adopcyjnego)?NIE


...tak więc, niestety nie można mówić o uwstecznieniu, lecz o ujawnieniu się w pełni zachowań, których nie musiał do tej pory pokazywać obcując w zasadzie "na swoich warunkach", na "swoim terenie" z ograniczoną i niezmienną liczbą ludzi, będąc stale w bezpośrednim kontakcie w zasadzie z jedną osobą.
Jednak musimy pamiętać, że wskaźnikiem stopnia przygotowania psa do adopcji, nie jest kontakt z bezpośrednią opiekunką, lecz zasadniczo[B] pozytywne odpowiedzi na powyższe pytania...[/B] i do tego musimy zmierzać i w tym celu konieczna była i jest zmiana.

[B]Linek bezwzględnie musi zaufać i uwierzyć, że człowiek jest gwarantem jego bezpieczeństwa. Nie może się przed człowiekiem bronić, ani nie może dalej być "szefem" człowieka. Taka postawa Linka jest dla niego i otaczających go ludzi nie tylko destrukcyjna, ale i bardzo niebezpieczna.

Strach Linka, który obudowany zostaje zachowaniami agresywnymi, może skończyć się dla psa i ludzi bardzo groźnie.

Jeśli chcemy Linkowi pomóc, musimy bardzo realnie patrzeć na psa i odpowiadać na jego rzeczywiste potrzeby.
Na dziś, poza wyleczeniem chorób ciała, najważniejszą potrzebą jest pomóc mu zrezygnować z postawy "ofensywnej, obronnej" i jednoznacznie "przejąć nad nim kontrolę".
[/B][/QUOTE]

[quote name='zuzlikowa']Wybacz, że dopiero teraz odpisuję... muszę ścigać sie z netem niestety.

Oczywiście przekazała wszystkie Twoje sugestie do Fundacji... najlepiej będą wiedziec jak je wykorzystać już na miejscu. Moje odniesienia jednak nie zawsze opierają się na bezposredniej wiedzy co do warunków, a nawet kilkugodzinna wizyta nocna nie daje mi ku temu kompetencji:)...

Benie to takie dziwoki :), które przestrzeń bardzo kochają... i nawet nie muszą z niej bezpośrednio w nadmiarze korzystać, ale "wpatrywać się" i mieć wrażenie wolności i dalekiego horyzontu, bardzo lubią. I bywa, że drzwi wtedy przeróżnie wyglądają i wymagają wymiany :)... moje także, niestety, mają ślady Zuzolindy młodszej:evil_lol:.

Z Linkiem przyjęty został plan działania taki punktowy i jest skutecznie realizowany:

1. natychmiast zapobiec bólowi , zdiagnozować, wyleczyć ...
na bieżąco realizowany, a przy okazji udało się i wykastrować chłopaka( mniej testosteronu, mnie adrenaliny... jest szansa na wyciszenie), obciąć pazur wrastający w opuszek i wyczyścić ropień powstały w związku z tym...

2. zlikwidować niedobór masy ciała i mięśniowy... ten punkt daje się realizować na razie fragmentarycznie- Linek pięknie je i dostaje 3 x dziennie pełne michy gotowanego jedzenia z dodatkami( a to serek, a to żółteczko, a to gnata gigantycznego...).
Nieco gorzej z wybieganiem chłopaka... teraz nie specjalnie można go wyprowadzać na spacery, na wybieg ... trzeba coś pokombinować, by umożliwić mu słusznie sugerowane "Może trzeba Linkowi więcej luzu i przestrzeni."

Można zacząć starą metodą- "na kiełbaskę", ale wtedy wracamy do starych mechanizmów i uniemożliwiamy na przyszłość pracę nad przekierowaniem zachowania Linka w kierunku podporzadkowania go człowiekowi, a nie podporządkowaniu człowieka Linkowi.
Nie wolno nam sie teraz uwstecznić- jeśli ma mieć szansę na adopcję, Linek musi iść do przodu, a nie utrwalać stare nawyki.

Kombinujemy nad tym, by dobudować Linkowi wybieg przed kojcem, co umożliwiałoby mu swobodne wychodzenie i rozruszanie mięśni, a jednocześnie nie zakłócało funkcjonowania pozostałych psów i opieki nad nimi- poczatkowo rozpatrywane było 27m2, ale niestety nie zmieści się... musimy poprzestać na wybiegu 16m2 dla Linka.
Na jak długo będzie ten wybieg Linkowi potrzebny? Dziś trudno określić, ale jednoznacznie stanowi szansę zapewnienia mu koniecznego ruchu i jednocześnie umożliwia "swobodne" uczestniczenie w życiu psiaków i ludzi... daje możliwość uczenia się przez obserwację... a jednocześnie nie narazi go na warunki w których ponownie mogłoby dojść do nawrotu stanów zapalnych.

Jako, że potrzebne są w związku z tym środki na materiały("robocizna" zostanie wykonana we własnym zakresie), już powoli przygotowuję bazarek "kojcowy" dla Linka i bardzo proszę o pomoc w każdej możliwej postaci (najchętniej bazarkowej, fantowej, finansowej, w propagowaniu...). Dziś jeszcze podliczę potrzebne na ten cel środki i przekażę informację już konkretną.[/QUOTE]

[quote name='zuzlikowa']U Linka w zasadzie niewielkie zmiany... wyleguje się przed budą i w zasadzie obserwuje. Na kontakt bezpośredni nadal nie ma ochoty.

Informacja bezpośrednia zamieszczona w folderze Lincolna na stronie Fundacji:

"Przyjechał 21-07-2011. Samiec, ok. 5 lat, bernardyn. W trakcie obserwacji i pracy z psem.

[B]27-07-2011[/B]
Kastracja, chirurgiczne usunięcie części pazura wrośniętego w poduszkę (2,5 cm) i oczyszczenie ropnia, płukanie uszu, usg, konsultacje medyczne i badania diagnostyczne (usg, morfologia i biochemia, wymazy z oczu i uszu, antybiogram, badanie kardiologiczne, neurologiczne i ortopedyczne manualne). Pies w trakcie leczenia;
przód: niedźwiedzia łapa, mało mięśni,
tył: sterczą kości miednicy, brak mięśni, zapalenie stawów; stawy skokowe opuchnięte, ruchome, nie ma deformacji,
ok. 15 kg niedowagi,
kuleje na lewą tylną łapę, obydwa stawy biodrowe manualnie bez zmian, "takie same", łapę odciąża od niedawna, nie ma różnicy grubości mięśni w obydwu tylnych łapach,
- jadra bez zmian,
- prostata nie powiększona,
- zapalenie spojówek,
- chore uszy,
- mofrologia i biochemia: podstawowe parametry bez zmian, z morfologii stan zapalny w organizmie.
Antybiotyk Enrobioflox, Scanodyl przeciwzapalnie i przeciwbólowo, preparaty wspomagające kości, witaminy, Immunodol.

[B]30-07-2011[/B]
Lincoln nie je suchej karmy, codziennie gotujemy; zjada stopniowo przez cały dzień. Je ok. 2 kg/dziennie.
Musi być stały dostęp do wody pitnej, pies b. denerwuje się, gdy brakuje. Pije dużo.
Aktualnie podajemy weterynaryjny preparat uspokajający Kalm Aid.
W trakcie obserwacji zachowań."[/QUOTE]

[quote name='Fundacja BERNARDYN']Właściwie Lincoln jest już spokojny i nie ma potrzeby stosować dłużej wspomagaczy. Dawaliśmy Kalm Aid w dawce średniej, 10 ml codziennie, trochę psa wyciszało, ale nie naruszało percepcji.
Krople Bacha być może skuteczne, nie stosowaliśmy, cena zaporowa.

Pies jest trudny do zrobienia, na dzień dzisiejszy nie nadaje się do adopcji.
Przejawia zdecydowaną agresję terytorialną.
Nie toleruje ludzi ani innych samców, niektóre suki.
Agresja ofensywna podczas sprzątania kojca, podawania jedzenia (z wyjątkiem kiełbasy), kontaktu wzrokowego, mówienia do psa.
Postawa dominująca.
Trwają próby nawiązania kontaktu z psem.
Podstawy medyczne zachowania wykluczone; po kastracji pies ładnie się zgoił, antybiotyk i leki towarzyszące eliminują ból i jakikolwiek dyskomfort. Pies przestaje kuleć, obciąża lewą tylną łapę. Mocz nie jest już tak cuchnący. Ataki szału nie powtórzyły się więcej.
Pies stabilny emocjonalnie, nie szuka konfrontacji, nie ma typowych (jakichkolwiek) zainteresowań.
Mimo bogatej w białko diety nie przekłada się to na zwiększoną chęć ruchu.
Pies większość dnia przesypia.
Stale jest głodny, nieograniczony dostęp do jedzenia. Musi być bezwzględny stały dostęp do wody pitnej.
Przeprowadzona próba gryzienia. Ocena ugryzienia: pełny chwyt, szarpanie z wyrywaniem, kąsanie, przytrzymywanie, atak na ręce pozoranta (do góry).
Pies nie przejawia natręctw psychicznych.
Pies twardy, nie zraża się negatywnymi bodźcami.
Pies nie jest bojaźliwy. Świadomy swojej siły.

Co dobrze rokuje: kontakt luźny i niewymuszony z psem nie powoduje agresji. Pies wypuszczony nie atakuje pierwszy znanych sobie osób.
Nie sprawdzany na osoby obce poza pozorantem.

Prosimy nas nie pytać o stosunek do dzieci i kotów.

Niestety, podczas przygotowywania tak trudnego psa do adopcji, wymagania wobec niego są sprecyzowane, zaostrzone i być może wg niektórych prowokowane i przyspieszane.
Jednak do adopcji może zostać dopuszczony jedynie osobnik bezpieczny dla ludzi.

Metoda radzenia sobie z Lincolnem za pomocą kiełbasy, czyli przekupywanie i unikanie sytuacji konfliktowych są jedynie trikami pomocnymi w obsłudze psa, jednak nie świadczą o panowaniu nad całością zachowań i kontrolą nad zwierzęciem.

Wszystkich wątpiących w naszą ocenę zapraszamy do Lincolna osobiście z zestawem rad w jednej ręce, a w drugiej wg uznania...;-)

Skomlenie psa podczas wybudzania się po premedykacji jest efektem działania Ketaminy; tak również reagował Lincoln po kastracji. Również mimowolne oddawanie moczu i drgawki nie świadczą o strachu czy lęku w tym wypadku, są również efektem działania środków farmakologicznych.

Praca z psem trwa.

Pozdrawiamy wszystkich[/QUOTE]

[quote name='zuzlikowa']Od jakiegoś czasu czekałam już na jednoznaczne określenie stanu, zachowań i sposobów reakcji psiaka. Nie naciskałam i nie przyśpieszałam, bo pośpiech do kompetentnych obserwacji i wniosków nie prowadzi. A tu jeszcze zaburzał je zdecydowanie stan zdrowia Lincolna.
Minął już pewien czas pobytu Linka w ośrodku, psiak został też w zasadzie pozbawiony bólu i męczących, osłabiających go przypadłości zdrowotnych, wyleczony został bolesny ropień, jest wykastrowany... można było już zacząć przyjmować, że zachowania jakie prezentuje nie są spowodowane osłabieniem, chorobą, bólem, testosteronem, ani stresem związanym z przeniesieniem... tak więc dostaliśmy jednoznaczny opis zachowań Lincolna.

Wiemy w jakim kierunku musi iść praca z Lincolnem, by miał on szansę stać się psiakiem adopcyjnym, czyli bezpiecznym i poddającym się woli człowieka.
Ocenę powyższą przeklejam do początkowych postów, by mieć jednoznaczny odnośnik w przyszłości.

Jednoznacznie runęła i moja teoria o "fobii kojcowej" Linka- po ponad 2 godzinnym swobodnym pobycie na wybiegu, pies sam wrócił do swojego kojca... na swoje miejsce.[/QUOTE]

Zebrałam te posty z ostatniego okresu...
Czy dziś zmieniłabym je?
W zakresie faktów, tak- w różnym okresie opierały się na różnych faktach przekazywanych mi. Budowane były na "wiedzy", którą wtedy miałam.
W zakresie wniosków i postępowania związanych z Linkiem- nie.

Posted

Lincoln od kilku dni zjada suchą karmę Britt- 5 litrową miskę, z górką jednorazowo.
Co drugi dzień dostaje gotowane... potrzebuje tego, więc gotuje sie specjalnie dla niego.

Następują małe kroczki- wychodzi poza zainteresowanie sobą: Lincoln dołączył do Barnaby w obszczekiwaniu koni. Ujadają wspólnie na sygnał dany przez Barnabę.

Dziś nie musimy już martwić się o zdrowie psa... to jest zabezpieczone.

Lincoln prezentuje jednoznacznie zachowania psa, którego znane mechanizmy zawodzą- usiłuje je wymusić i wrócić do starych sposobów postepowania. A tego nie ma i nie będzie, bo wiemy już jak zachowuje się z kiełbasą i wycofywaniem się. Wiemy, co zostało w ten sposób osiągnięte.
Teraz trzeba sprawdzić reakcje na inne postepowanie... wyprowokować inne, nowe dla niego sytuacje i odpowiadać na reakcje psa: wzmacniając te pożądane, nie reagować na reakcje i mechanizmy, których nie chcemy.

Możemy długo i wiele dyskutować o zachowaniu Lincolna... wczoraj, dziś... w hotelu, w czasie transportu, w Fundacji... jednak najistotniejsze jest jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie:
[B]Co chcemy osiągnąć z tym psem?
Jaką planujemy dla niego przyszłość?[/B]
Jednoznacznie określić na jakim etapie socjalizacji jest ten psiak.

Posted

Chciałam napisać o hotelu Pani Iwony.
Panią Iwonę poznałam w dniu, w którym przywiozłam Linka z schroniska. Choć był późny wieczór, toPani Iwona czekała i przyjęła nas. Pokazała cały hotel. Naprawdę zrobił na mnie baaaaaardzo dobre wrażenie. Pani Iwona także. Podobało mi się też jej podejście do psiaków. Nie okazywała strachu przed Linkiem, choć wiedziała, że ma opinię agresora.
Przez cały pobyt Linka w hotelu, miałam okazję kilka razy go odwiedzić. Nie jestem super specjalista od Benków, jednak na moje "oko" nie widziałam nigdy nic niepokojącego. W hotelu zawsze wszystkie psy były zadbane, kojce czyste. Polecam post o Milusiu i innych psiakach z Dogo, które tam były. Z resztą, można sobie zobaczyć na zdjęciach jak hotel wygląda - to nie jest fotomontaż, tam naprawdę tak jest.Pani Iwona naprawdę wypuszczała Linka z kojca. Zawsze informowała o wszystkim. Dzowniła do mnie, do Zuzlikowej także. Rozmawiałyśmy o sytuacji Linka i jego zachowaniach. Osobiście odbieram Panią Iwonę bardzo pozytywnie. Jako osobę, której psi los nie jest obojętny. Nie przedkładała pieniędzy nad dobro lub pomoc psiakowi. Można pomyśleć: "przecież płaciliśmy jej za to!" No tak. Płaciliśmy. Jednak niewiele jest tu osób, które robią coś za nic. Mamy do czynienia z np.: płatne DT, transport. Należy to zrozumieć. Myślę, że wielu z Was wie ile koszutuje utrzymanie dużego, bardzo dużego psa w hotelu. 15 zł za dzień? Otóż nie. No i porszę wszystkich o uświadomienie sobie, że to hotel, nie FUNDACJA. Obecnie jest w hotelach sezon. Każdy Klient rości sobie prawo do jak najlepszej opieki nad swoim pupilem. Nie tylko my. Linek zaczął chorować, nie przyjechał do niego weterynarz. Wiem, bo sama szukałam weterynarza. To nie jest wina hotelu. Bardzo się cieszę, że został zabrany do Fundacji. Jednak czytając ostatnie posty, odniosłam wrażenie, że wszystko co się przytrafiło Linkowi, to zaniedbania hotelu i Pani Iwony. Myślę, że wielu z Was tak pomyślało. Ten hotel to nie mordownia. Psy chorują. Nawet te, które mieszkają w domu Nie wierzę w umyślne zaniedbanie Linka.
Jego psychika. Widziałam jako pierwsza Linka w realu. Nie na zdjęciach w poście. Pojechałam po niego. Obserwowałam jego zachowania podczas transportu, podczas pierwszych dni w hotelu, w późniejszym okresie. Uważam, że zmienił się na lepsze i zrobił postępy. Choć Pani Iwona nie jest specjalistą od psów trudnych, to i tak miała sukcesy. Zawsze o wszystkim informowała. Mówiła kilka miesięcy temu, że ona już nie jest w stanie nic więcej zrobić. Nadal uważam, że Linek się uwstecznił. Nie jest to wina hotelu czy Fundacji. Absolutnie nie. Pewnych zachowań nie był nauczony. Nauczy się:-) Może i popełniono przy nim błędy wychowawcze w hotelu, jednak nie zrobiono tego umyślnie, tylko z niewiedzy, wierząc przy tym, że robi się jak najlepiej dla Linka. Może nie zauważono, że pies zsikał się do budy, to się zdarza. Nie był też głodzony. Nie wierzę w umyślne działania na niekorzyść Linka. Był przez tyle czasu w hotelu, że gdyby było coś nie tak, to każdy (ja, Pani Agnieszka, Pani Agata, Pani Roma) zauważyłby to wcześniej.
Decyzja Zuzlikowej była trafna o zabraniu go do Fundacji:-) To Psi Raj. Linek był psem trudnym od początku, nadal jest. To się zmieni i ja w to wierzę:-)

Nie ma sensu więcej pisać. Teraz liczy się tylko przyszłość Linka.

Posted

Przedmiotem dyskusji nie jest p. Iwona tylko pies.
Albo nie widzicie problemu, albo udajecie, że nie widzicie.
Pies przy odbiorze z hotelu przez Romę i Agnieszkę, w obecności bezpośrednich opiekunów i znanych sobie osób, rzucił się na ludzi i pogryzł Romę.
Pies wobec realnego czy wyimaginowanego zagrożenia reaguje ofensywnie. Nie ucieka, nie kamienieje, nie drży ze strachu ale atakuje i gryzie. Takie zachowania miały miejsce podczas odłowu psa, w schronisku, w hotelu i w fundacji.
Trudno tutaj mówić o uwstecznianiu się.
Nie istotne, z jakiego powodu pies gryzie. Atak 80 kg, wkurzonego drapieżnika na człowieka z reguły kończy się tragicznie.
Chyba za słabo Roma została pogryziona skoro nadal nikt nic nie widzi.
Nie jest to debata o eutanazji tego psa tylko skierowanie uwagi na istotę problemu.
Agresywne psy istnieją i czasem nasze drogi się krzyżują.
I nikt nie będzie chodził na palcach, z kieszeniami wypchanymi kiełbasą, bo pies akurat jest w złym humorze.
Fundacja pracuje z takimi psami, daje im szansę, szuka dojścia do ich psychiki. Rokowania do adopcji bardzo wątpliwe. W większości, pod pewnymi warunkami, zostają takie osobniki do końca w fundacji, ze znanych na dogomanii; Tomek, Wiktor.
Jednostki aspołeczne, śmiertelnie niebezpieczne, muszą zostać poddane eutanazji.

Posted

[quote name='Fundacja BERNARDYN']
Pies przy odbiorze z hotelu przez Romę i Agnieszkę, w obecności bezpośrednich opiekunów i znanych sobie osób, rzucił się na ludzi i pogryzł Romę.
[/QUOTE]

BZDURA bardzo proszę Fundację o kontakt ze mną w celu wyjaśnienia pewnych rzeczy zanim będą one ogłaszane publicznie.

Fundacji Bernardyn nie było w hotelu w momencie odbioru psa.

Posted

[quote name='zuzlikowa'][B]
Zbierając wszystko razem, podejrzewam, że chłopak przeziębił się i powyłaziły wszystkie przypadłości(obawiam się, że i jakiś stan zapalny zagnieździł się w stawach i niestety nie tylko)...oczywiście nie było na co czekać i Linek ma zrobione badanie moczu, ale z krwią jest problem- weci boją się do Linka przyjechać by pobrać krew, jeden, który się zgodził miał być w piątek/sobotę i do dzisiaj się nie odezwał...Iwona próbowała w sobotę i wczoraj trzykrotnie nawiązać z nim kontakt i niestety bezskutecznie. Dzisiaj będzie trzeba coś pokombinować, bo tu nie chodzi o samo pobranie krwi, lecz leczenie, po zdiagnozowaniu.
(...)
Szczerze mówiąc jestem ogromnie zawiedziona tą "bezradnością" w diagnozowaniu Linka... niemożnością wezwania weterynarza i ich "nieumiejętnością"i niechęcią do pobrania mu krwi i zbadania psa.[B] Linek pozwala sobie założyć kaganiec, więc dla mnie strach przed nim jest nieco dziwny...[/B]
(...)
Czekam na informacje Iwony dzisiaj- czy wizyta się odbyła, czy pobrano krew. Jeśli nie- jutro rano pojadę do niego sama i zawiozę drania do lecznicy.[/QUOTE]

[quote name='zuzlikowa'](...)
Najwyżasza pora by już dokładnie zbadać chłopaka, tym bardziej,[B]że nie tylko można to zrobić, bo na to mniej lub bardziej chetnie pozwoli,[/B] ale dlatego,że jednak pojawiła się zdecydowana potrzeba tego... zaobserwowane objawy nie są prawidłowe i nie można ich lekceważyć i oczekiwac, że same ustąpią.

Z ogłoszeń miałam już kilka zapytań o Linusia...(...)
Teraz przyplątały się problemy zdrowotne i już nawet do doświadczonego domu, go dzisiaj nie mogę wydać, bo zwiększam wielokrotnie zagrożenie Linka i domu- nie dość, że nowa sytuacja będzie na początku trudna nawet dla zdrowego Linka i domu, który adoptuje go, to teraz jeszcze dojdzie konieczność opiekowania się i leczenia, jeżdżenia do weterynarzy, bo Linek nie jest zdrowy[B]( a takiej próby nie podjęła nawet Iwona).[/B] Mam w głowie kompletny chaos. Ta sytuacja nie może trwać bez końca.
Linek przed wydaniem musi zostać przebadany dokładnie i wyleczony...[B]musimy wiedzieć, czego dom może spodziewać się po Linku w czasie wizyty lekarza u niego lub wizyty Linka u lekarza. [/B]

Jeszcze dziś muszę znaleźć wyjście z tej patowej sytuacji (choć przyznam,że jestem nią zesteresowana i zaskoczona).[/QUOTE]

[quote name='zuzlikowa'](...)
[B]Lincoln był na spacerze, miał załozony kaganiec. Od początku starał się kaganiec zdjąć. Nie było co przedłużać spaceru, podprowadzony do samochodu, pięknie wsiadł- niejako z marszu...został przywiązany jedną krótszą smyczą do haków i...ściagnął kaganiec. Opiekun nie mógł założyć go ponownie.
Byłyśmy obce dla psa, nie mogłyśmy jechać z nie zabezpieczonym psem, w stresie. Zdecydowałyśmy się na podanie przyśpienia.[/B] [/QUOTE]

[FONT=Arial][SIZE=2]Cóż, w zasadzie przebieg zabrania Lincolna opisany został zwięźle... jednak jak widzę, dla dobra Lincolna, musi być bardziej uszczegółowiony... dla dobra Lincolna i w przyszłości innych agresywnych psów.
Przekaz musi być jednoznaczny, by nie pozwolić na przyklepywanie problemów i zadań jakie stoją przed psem i opiekunami.
Musi zostać też przedstawiony jednoznacznie, by uświadomić nam, że nie każdy ma możliwość pracy z psem agresywnym...z róznych wzgledów.
I nie każdy musi mieć taką możliwość i umiejętność.
I nie ma w tym niczego wstydliwego i nie profesjonalnego.

[SIZE=3][B]Jednak każdy z nas musi patrzeć jednoznacznie na sytuację psa i starać się ją widzieć dokładnie taką jaka ona jest... tylko prawidłowa diagnoza i opis rzeczywistego stanu dają szansę psu!

[/B][/SIZE] Gwarantują nam, że nie wyadoptujemy nieodpowiedzialnie psa nieprzewidywalnego, nie sprawdzonego, poza kontrolą człowieka. Nie wyadoptujemy psa, który stałby się potencjalnym i rzeczywistym zagrożeniem dla ludzi.

Choć poczatkowo, z różnych względów, nie opisałam sytuacji z "transportem" Lincolna do Fundacji, myślę, że teraz musi zostać jednoznacznie przedstawiona.
Brak opisu tej sytuacji, odciąga uwagę od rzeczywistego stanu socjalizacji Lincolna i zadań jakie przed nim stoją. Pozwala na nieporozumienia związane z potrzebami tego konkretnego psiaka.
Umożliwia budowanie obrazu nierzeczywistego i nieprawdziwego tego psiaka.
[B]Lincoln nigdy nie był psem, nad którym jakikolwiek człowiek miał kontrolę.
Lincoln to psiak, który "pozwala" z sobą obcować na wyznaczonych przez siebie warunkach i tylko w wyznaczonych przez siebie bezpiecznych w jego mniemaniu granicach. [/B]
Najwyższa pora powiedzieć to sobie jednoznacznie...dla dobra tego psa.

A wracając do dnia transportu Lincolna do Fundacji...
W związku ze stanem zdrowia Lincolna, [B]a właściwie z brakiem jednoznacznej diagnozy w jakim stanie pies jest[/B], nawet przez moment nie zakładałam przysypiania Lincolna do transportu. Nie chciałam ryzykować. Tym bardziej, że byłam przekonana, że Lincoln zna kaganiec, umie w nim chodzić... tak więc założyłam, że kaganiec, 2 smycze krótkie przypięte do haków w samochodzie, umożliwią bezpieczne przewiezienie psa. W zapasie miałam swoją linkę, która mogła być zastosowana jako pętla zaciskowa... na wszelki wypadek.

Linek wyszedł na krótki spacer... na życzenie Iwony przejęłam Linka( na moją linkę), Iwona założyła Linkowi kaganiec i ... zostałam sama z psem, który usiłował robić wszystko, by kaganiec zdjąć. Próbował uderzać o ziemię, o moje nogi, o drzewa, o metalowe wsporniki ogrodzenia...szarpał się strasznie... Z upływem czasu, Lincoln nie wyciszał się, lecz nakręcał coraz bardziej. Nie było na co czekać.
Bagażnik, przy którym stała Iwona i BUDRYSEK oraz drzwi od strony pasażera były otwarte. Miejsce dla Linka dawno przygotowane. Podprowadziłam go do samochodu. Bez najmniejszego problemu Lincoln wsiadł od strony pasażera. [/SIZE][/FONT][FONT=Arial Narrow][SIZE=2][FONT=Arial]Został przypięty jedną ze smyczy do haka w samochodzie... Ja przerzuciłam swoją linkę na stronę kierowcy, zamknęłam drzwi pasażera, przeszłam na stronę kierowcy. Wtedy szarpiąc się nadal, Lincoln zsunął kaganiec.
Drzwi bagażnika zostały zatrzaśnięte. Linek usiłował wydostać się z samochodu.
Udało mi się zamknąć i drzwi kierowcy tak, że linka była zatrzaśnięta pomiedzy nimi ,a dachem samochodu. Tak mogłam nią manipulować i utrzymać go z dala od drzwi pasażera...[B]bo oba okna były otwarte na oścież, a zapieta do haka metrowa smycz miała gumową rozciągliwą "rączkę". Od strony kierowcy uniemożliwiałam wyjście Linkowi, blokując okno jedynie reklamówką z jaśkiem.[/B]
Niestety nie było możliwe ponowne założenie Linkowi kagańca i przypiecia go do drugiego haka oraz zamienienie tej rozciagającej się smyczy na inną, krótszą. Nie było możliwości na zamknięcia okien od strony kierowcy i pasażera.
Nikt nie miał odwagi zaryzykować tych czynności... Lincoln nie dawał do siebie podejść nikomu.
Miał pełną swobodę ruchu w samochodzie. Ograniczałam ją jedynie linką podpietą do jego obroży.

Ta sytuacja nie mogła trwać wiecznie. Lincoln reagował tak, że nikt nie mógł podejść nawet do okna samochodu. Coraz bardziej sie wtedy nakręcał. Dlatego zdecydowałam jednak o przyśpieniu Lincolna. Iwona i BUDRYSEK pojechały do weterynarza.

W czasie ich nieobecności, spokojnie dawałam sobie radę z Linkiem i nie było powodu do panikowania- Lincoln nie jest furiatem, ani frustratem. Sprawdzał co chwilę, czy uda mu sie wyjść, czy wypchnie poduszkę...i wracał z powrotem do srodka. Kładł się w samochodzie. Nie widział mnie, nie słyszał... nie miał powodu reagować i nie reagował.

[/FONT][FONT=Arial] Jednak każda przechodząca i przystająca przy oknie osoba patrząca i odzywająca do niego, wywoływała wściekłość i niepokój Linkolna.
Gdy było to przy zamkniętych oknach- nie było problemu, bo Linkoln rzucał się do okna i nie mógł nikomu zrobić krzywdy.
Jednak po blisko godzinie( może nieco mniej, a może wiecej... trudno mi dziś określić), gdy Linkoln znowu sprawdzał, czy uda się mu odepchnąć poduszkę, w otwartym oknie stanęła matka Iwony i zaczęła mówić do Linkolna.
Na jej widok, na głos- Linkoln rzucił się do przodu, wyrwał mi poduszkę...i wyrzucił przednie łapy przez okno[FONT=&quot].

[/FONT] Udało mi się zarzucić pętlę z linki na szyję... wysunięty do połowy przez okno Linkoln przekierował swą złość na mnie... Udało mi się utrzymać go daleko od brzucha i klatki piersiowej, od twarzy... nie udało od rąk. By nie wysunął się z pętli, musiałam trzymać ją nad jego głową nisko.
Jak długo udawałoby mi się utrzymać wściekłego i rzucającego sie na mnie Lincolna z dala od siebie i jedynie z pogryzionymi dłońmi? Nie dopuścić by wydostał się z samochodu na otwartą przestrzeń, mając mnie jak na dłoni? Jak zareagował by Lincoln po wydostaniu się z samochodu, gdy otwarta była brama?
Nie wiem.
W chwilę potem nadjechała BUDRYSEK i Iwona... zarzuciły koc, poduszki na okno, wepchnęłyśmy wspólnie Lincolna z powrotem do samochodu.

Podanie środka usypiającego w zastrzyku, nie było łatwe i także nie skutkowało przyśpieniem Linka... Pies reagował na wszystkie bodźce. Każde zbliżenie, groziło pogryzieniem... zdecydowałam się na podanie porcji sedalinu w żelu (z obawy o stan Lincolna, mniejszej niż zalecił weterynarz)...
Adrenalina, stres, napięcie spowolniło i osłabiło działanie środków. Spowodowało przynajmniej tyle, że zarzucając koc na głowę Lincolna mogłyśmy z BUDRYSEK odpiąć metalowy kaganiec, który dławił Lincolna i utrudniał oddychanie.[/FONT][/SIZE][/FONT][FONT=Arial Narrow][SIZE=2][FONT=Arial]Pierwsze co zostało zrobione, po pierwszych oznakach uspokojenia, to było przymknięcie okien...jednak przez ponad godzinę Lincoln próbował kilka razy wyjść przez niedomknięte okno(musiało być niedomknięte, by był stały dopływ powietrza)...[/FONT][/SIZE][/FONT]

[FONT=Arial Narrow][SIZE=2][FONT=Arial] Nie potrafiłyśmy założyć kagańca z powrotem- Lincoln rzucał się, reagował na dotyk, chciał gryźć. Po jakimś czasie , uało się zapiąć Linka do półmetrowej nie rozciągliwej smyczy, założyć krótką pętlę zaciskową. Lincoln został przypięty do jednego haka... I tak "zabezpieczone" miałyśmy jechać do Fundacji.
Dla zwiększenia bezpieczeństwa BUDRYSEK i uniemożliwienia Linconowi dotarcia do niej, między fotel kierowcy, a tył samochodu została włożona płyta OSB z kojca Lincolna.
Pomogło to także wyciszyć Linka. Płyta zadziałała jak poduszka- dopóki nikogo nie widział i nie słyszał, nie reagował...wyciszał się.
I tak "zabezpieczone" pojechałyśmy z Lincolnem do Fundacji.
[B]Po przyjeździe do ośrodka Fundacji, moje rany zostały obejrzane i miałam możliwość przemycia ich. Następnego dnia zostałam zabezpieczona przeciwtężcowo i antybiotykami (rany spowodowane przez chorego, nigdy nie szczepionego psa). Zabezpieczenie chirurgiczne nie było potrzebne.
[/B]

[/FONT][/SIZE][/FONT][quote name='zuzlikowa'][B]Niestety spokój i stagnacja muszą zostać przerwane... [/B]nie możemy popadać w samozadowolenie, że pies się dał opiekunce pogłaskać, czy wyszedł z nią na spacer. [B]Pies musi pozwolić na czynności opiekuńczo-pielęgnacyjne, które nie zawsze będą mu się podobały... dla własnego zdrowia i dobra. [/B]
Wtedy nie dojdzie do problemów z wrastającym wilczym pazurem, do stanów zapalnych spojówek i uszu. Nie będzie problemów z wezwaniem weterynarza, bo opiekun będzie umiał odpowiednio psa przygotować na wizytę weterynarza. Przecież nie może być każdorazowo usypiany... zdrowie żadnego psa tego na dłuższą metę nie zniesie.

Pies musi także nauczyć się akceptować wszystkie osoby, które akceptuje jego opiekun. Musi dać się odwołać, dać założyć sobie kaganiec bez zagrożenia dla kogokolwiek... z opiekunem włącznie. Tym bardziej, że jest to pies, który ma zostać wyadoptowany do "obcych" i dla niego, i dla nas ludzi... ludzi, których umiejętności i możliwości tak na prawdę nie jesteśmy w stanie do końca przewidzieć.

Czy sytuacja przewiezienia do Fundacji była komfortowa? Zdecydowanie NIE.
Jednak dała odpowiedź na podstawowe pytania:
Czy Linkoln jest dziś psem do adopcji?Niestety odpowiedź jest jednoznaczna- NIE.
Czy Linkoln jest psem, który podporządkowuje sie człowiekowi? NIE.
Czy Linkoln nauczył się zaufania do człowieka, uwierzył, że człowiek chce dla niego dobrze?...czy zrezygnował z gotowości do obrony siebie? NIE
Czy Linkoln pozwoli na czynności opiekuńczo- pielegnacyjne?NIE
Czy Linkoln może zostać poddany jakiemukolwiek badaniu weterynaryjnemu bez przyśpienia, bo pozwoli sobie np. założyć kaganiec i nie wpadnie wtedy w stres i pobudzenie? NIE
Czy zmiana miejsca i otoczenia, ludzi możliwa jest bez wywołania stresu i zachowań ofensywnych u Linka(np. do domu adopcyjnego)?NIE


...tak więc, niestety nie można mówić o uwstecznieniu, lecz o ujawnieniu się w pełni zachowań, których nie musiał do tej pory pokazywać obcując w zasadzie "na swoich warunkach", na "swoim terenie" z ograniczoną i niezmienną liczbą ludzi, będąc stale w bezpośrednim kontakcie w zasadzie z jedną osobą.
Jednak musimy pamiętać, że wskaźnikiem stopnia przygotowania psa do adopcji, nie jest kontakt z bezpośrednią opiekunką, lecz zasadniczo[B] pozytywne odpowiedzi na powyższe pytania...[/B] i do tego musimy zmierzać i w tym celu konieczna była i jest zmiana.

[B]Linek bezwzględnie musi zaufać i uwierzyć, że człowiek jest gwarantem jego bezpieczeństwa. Nie może się przed człowiekiem bronić, ani nie może dalej być "szefem" człowieka. Taka postawa Linka jest dla niego i otaczających go ludzi nie tylko destrukcyjna, ale i bardzo niebezpieczna.

Strach Linka, który obudowany zostaje zachowaniami agresywnymi, może skończyć się dla psa i ludzi bardzo groźnie.

Jeśli chcemy Linkowi pomóc, musimy bardzo realnie patrzeć na psa i odpowiadać na jego rzeczywiste potrzeby.
Na dziś, poza wyleczeniem chorób ciała, najważniejszą potrzebą jest pomóc mu zrezygnować z postawy "ofensywnej, obronnej" i jednoznacznie "przejąć nad nim kontrolę".
[/B][/QUOTE]

[FONT=Arial Narrow][SIZE=2][FONT=Arial]

[/FONT]
[/SIZE][/FONT]

Posted

Lincoln, robi pierwsze kroki w kierunku zauważenia, czego chce od niego człowiek...[B]
...jest bardzo ruchliwym i ciekawym otoczenia psem[/B]- cały czas ma coś do zrobienia na wybiegu... nie przeszkadza mu w tym obecność Moniki : kopie i pogłębia dziury, kontaktuje sie z psami(jeszcze ustawia swoje warunki, ale nie każdy pies reaguje, więc Linek nie do końca wie co ma zrobić... a walczyć dla samej walki- nie jest głupim i bezmyślnym psem), sprawdza cały teren, ogląda konie, pilnie przypatruje sie temu co dzieje się daleko.

Nie ma mowy, by popadać w samozadowolenie, ale wszystko to osiaga Lincoln z pełną wiedzą, że niczego z tego nie wymusił, że nikt mu sie nie poddał... jak jest zmęczony do kojca wraca sam, po to by po chwili znowu sobie wyjść na wybieg...
Ewidentnie występuje też zmiana w jego wyglądzie... jeszcze nie takie jak być powinny, ale mam wrażenie, że widoczne...


[URL="http://imageshack.us/photo/my-images/37/29400023336420337364110.jpg/"][IMG]http://img37.imageshack.us/img37/8251/29400023336420337364110.jpg[/IMG][/URL]

Uploaded with [URL="http://imageshack.us"]ImageShack.us[/URL]

[URL="http://imageshack.us/photo/my-images/834/26332523336442337361910.jpg/"][IMG]http://img834.imageshack.us/img834/7498/26332523336442337361910.jpg[/IMG][/URL]

Uploaded with [URL="http://imageshack.us"]ImageShack.us[/URL]

[URL="http://imageshack.us/photo/my-images/171/28167423336510004021810.jpg/"][IMG]http://img171.imageshack.us/img171/6303/28167423336510004021810.jpg[/IMG][/URL]

Uploaded with [URL="http://imageshack.us"]ImageShack.us[/URL]

[URL="http://imageshack.us/photo/my-images/135/28165823336541004018710.jpg/"][IMG]http://img135.imageshack.us/img135/978/28165823336541004018710.jpg[/IMG][/URL]

Uploaded with [URL="http://imageshack.us"]ImageShack.us[/URL]

[URL="http://imageshack.us/photo/my-images/535/29427623336474004025410.jpg/"][IMG]http://img535.imageshack.us/img535/3695/29427623336474004025410.jpg[/IMG][/URL]

Uploaded with [URL="http://imageshack.us"]ImageShack.us[/URL]

[URL="http://imageshack.us"]
[/URL]

Posted

W przyszłą niedzielę będzie budowany wybieg specjalnie dla Lincolna- kilkadziesiąt metrów kwadratowych... tu z przodu, przed wybiegiem, by miał widok na wszystko co się wokoło niego dzieje i by mógł pokazać, gdy będzie miał ochotę w tym życiu uczestniczyć... ale tylko na warunkach określonych przez człowieka.

[URL="http://imageshack.us/photo/my-images/684/29527623336768003996010.jpg/"][IMG]http://img684.imageshack.us/img684/8278/29527623336768003996010.jpg[/IMG][/URL]

Uploaded with [URL="http://imageshack.us"]ImageShack.us[/URL]

[URL="http://imageshack.us/photo/my-images/687/22893823336384670701010.jpg/"][IMG]http://img687.imageshack.us/img687/6334/22893823336384670701010.jpg[/IMG][/URL]

Uploaded with [URL="http://imageshack.us"]ImageShack.us[/URL]

Linek jest nieco zdezorientowany- wchodzi do kojca, a ten nadal zostaje otwarty...wychodzi znowu, rozgląda się, rusza znowu w przegląd otoczenia... i chyba szuka człowieka.

Nie bardzo sobie radzi z tą sytuacją... jest dla niego nieznana i nie wie jak się do niej ustawić.
Powtórzyła się już kilka razy... i Linek zaczyna wołać. Chwilę jeszcze poczekamy i albo sam wróci do kojca i położy się spać, albo wróci na polecenie człowieka.
Zobaczymy... sytuacja niby mało widowiskowa, a budzi tak duży niepokój u Linka... i niepewność- jak się zachować.
Sama jestem ciekawa jego zachowania... Czy na polecenie pójdzie sam do kojca?

Za Fundacją:
"Brudny bernardyn to szczęśliwy bernardyn. Będę coraz brudniejszy, lubię kopać!"

[URL="http://imageshack.us/photo/my-images/708/18417023338735670465910.jpg/"][IMG]http://img708.imageshack.us/img708/8675/18417023338735670465910.jpg[/IMG][/URL]

Uploaded with [URL="http://imageshack.us"]ImageShack.us[/URL]

[URL="http://imageshack.us/photo/my-images/3/22610623338693670470110.jpg/"][IMG]http://img3.imageshack.us/img3/6338/22610623338693670470110.jpg[/IMG][/URL]

Uploaded with [URL="http://imageshack.us"]ImageShack.us[/URL]

[URL]https://www.facebook.com/photo.php?fbid=233364203373641&set=a.233363746707020.56877.100001001892686&type=1&theater[/URL]

Posted

"Linek jest nieco zdezorientowany- wchodzi do kojca, a ten nadal zostaje otwarty... wychodzi znowu, rozgląda się, rusza znowu w przegląd otoczenia... i chyba szuka człowieka.

Nie bardzo sobie radzi z tą sytuacją... jest dla niego nieznana i nie wie jak się do niej ustawić.
Powtórzyła się już kilka razy... i Linek zaczyna wołać.
Chwilę jeszcze poczekamy i albo sam wróci do kojca i położy się spać, albo wróci na polecenie człowieka.
Zobaczymy... sytuacja niby mało widowiskowa, a budzi tak duży niepokój u Linka... i niepewność- jak się zachować.
Sama jestem ciekawa jego zachowania... Czy na polecenie pójdzie sam do kojca?"

Lincoln powtórzył tę operację: kojec- otwarty-wychodzi- chodzi po terenie, trochę powoła- kojec- otwarty-wychodzi- chodzi po terenie, ale coraz częściej siada mając na widoku dojście z domu, obserwując opiekunkę ... i tak już był zmęczony, że położył się i leżał.
Na wybieg najpierw weszła Belka(retwailerka)- nie widział jej ostentacyjnie. Potem weszła opiekunka i... Linkoln podniósł się, doszedł do niej i razem, bez słowa, szli do kojca... pół metra przed kojcem opiekunka zatrzymała sie, Lincoln z marszu wszedł, kojec został zamknięty.
Teraz Linek siedzi zadowolony, zmęczony, rozluźniony... spokojnej nocy chłopie. Jutro znowu czeka Cię to samo:cool3:

Posted

Ze względu na brak szczerości, opuszczam ten wątek.

Chciałam wszystkim bardzo serdecznie podziękować za wsparcie dla psiaka, zarówno finansowe jak i duchowe:)
Dziękuję Psie Wolny za przysłanie leków dla Linka.

Lincolm to mądry facet, wyjdzie z chwilowego"cofnięcia" i udowodni, że żaden z niego agresor. Trzymam kciuki.

...Zuzlikowa...świetny opis transportu;)

Posted

[quote name='hotelamok']Ze względu na brak szczerości, opuszczam ten wątek.

Chciałam wszystkim bardzo serdecznie podziękować za wsparcie dla psiaka, zarówno finansowe jak i duchowe:)
Dziękuję Psie Wolny za przysłanie leków dla Linka.

Lincolm to mądry facet, wyjdzie z chwilowego"cofnięcia" i udowodni, że żaden z niego agresor. Trzymam kciuki.[/QUOTE]

Uważam podobnie - lepsza najgorsza prawda, niż najpiękniejsze kłamstwo ...

Posted

[quote name='hotelamok']Ze względu na brak szczerości, opuszczam ten wątek.

Chciałam wszystkim bardzo serdecznie podziękować za wsparcie dla psiaka, zarówno finansowe jak i duchowe:smile:
Dziękuję Psie Wolny za przysłanie leków dla Linka.

Lincolm to mądry facet, wyjdzie z chwilowego"cofnięcia" i udowodni, że żaden z niego agresor. Trzymam kciuki.

...Zuzlikowa...świetny opis transportu;-)[/QUOTE]



Cóż, nie dało się bardziej skrótowo opisać ponad 7 godzin w hotelu... nie oceniałam i nie opiniowałam- przedstawiałam fakty.
Nie jestem alfą i omegą, ale jestem zainteresowana i zdeterminowana, by Lincolnowi pomóc skutecznie.
Nie dbam o opinię o sobie... dlatego mogę przedstawiać fakty jednoznacznie i zgodnie z prawdą.

Zastosowanie "chwytu" socjologicznego: "Ze względu na brak szczerości, opuszczam ten wątek."..."wyjdzie z chwilowego"cofnięcia" i udowodni, że żaden z niego agresor"... nie zmienia niczego w sytuacji Lincolna w Fundacji, lecz odwraca uwagę od istoty tego wątku…od rzeczywistej sytuacji Lincolna.

[B]A dokładnie tego obawiałam się, rozważając kwestię podania szerszego opisu transportu Lincolna, a gł. kwestii pogryzienia przez niego oraz okoliczności tego. Obawiałam się odwrócenia uwagi od Lincolna, a skupienia jej na hotelu...
Nie chciałam kłótni, która tak często na dogo gości...[/B]

Skupiłam się więc na stanie i sytuacji Lincolna... ale jak widać był to błąd, bo pozwala na snucie spekulacji co do faktycznego stanu- fizycznego i psychicznego Lincolna. Pozwala na podsuwanie "dwuznacznych" motywów przekazywanych przeze mnie informacji.
Nie pomaga zaś w zrozumieniu rzeczywistych potrzeb i problemów tego psiaka, a miałam nadzieję, że te nas głównie interesują.

A problemy były i są.

Staje się to jednoznacznie jasne nie tylko w przebiegu "przygotowania" transportu Lincolna w hotelu, lecz także wtedy gdy zadamy sobie pytania:
- co uniemożliwiało zaszczepienie psa w ciągu tego ponad 10m-cznego okresu pobytu w hotelu?
- co odwlekało kwestię kastracji psa przez ponad półtorej miesiąca?
- dlaczego żaden weterynarz nie ryzykował przyjazdu do chorego Lincolna lub hotel nie zawiózł chorego psa do lekarza?
- dlaczego propozycja by 12-ego zabrać Lincolna i pojechać z nim do weterynarza, spotkała się z taką niechęcią i natychmiastowym odrzuceniem?
- jak reagował Lincoln na domowników poza Iwoną? Czy mogli w czasie jego "spacerów" po wybiegu, wykonywać swoje codzienne czynności?
- kto bezpośrednio zajmował się psem i jaka była reakcja opiekuna na oznaki niezadowolenia Lincolna?
- z kim, poza Iwoną Lincoln mógł wyjść i wychodził na spacer?...oczywiście wliczając w to i mnie, ale kto jeszcze?
- czy reakcja Lincolna na dotyk BUDRYSEK jest oznaką postępów w zachowaniu Lincolna?
- czy przy codziennej opiece nad psem nie widać wrastającego w opuszek paznokcia i tworzącego sie tam ropnia?
- czy przy codziennej obsłudze psa możliwe jest umknięcie czarnej śmierdzącej i smolistej wydzieliny w uszach?
-czy przy możliwej codziennej obsłudze psa nie można wytrzeć psu oczu z ropnej wydzieliny?

Gdyby odpowiedzi na te pytania wskazywały, że Lincoln jest choć w stopniu podstawowym zsocjalizowanym psem, "obsługę" w czasie transportu Lincolna przejąłby wielomiesięczny opiekun i przygotowanie do transportu w hotelu nie musiałoby trwać ponad 7 godzin.
Jednak trwały ponad 7 godzin, a [B]NIKT [/B]z nas nie potrafił założyć Lincolnowi nawet kagańca, ani zbliżyć się do niego bez obawy. Nie ośmielił się nawet zdjąć zsuniętego kagańca, który dławił go i utrudniał oddychanie. Wtedy nie musiałybyśmy z tym czekać wielu godzin i nie musiałby tego robić BUDRYSEK z moją pomocą.

Co do szczerości... czyż nie powinna paść szczera odpowiedź na pytanie:
Dlaczego opiekunka nie zabezpieczyła i nie zapięła Lincolna w samochodzie? Dlaczego nie zamknęła otwartych na oścież okien samochodu?
Przecież dobrze znała Lincolna i jego zachowania od blisko roku i wiedziała jaki jest i jak może zareagować (Lincoln dopiero wsiadł do samochodu... wtedy jeszcze nie był zdezorientowany i zestresowany, ale miał już zsunięty kaganiec)... [B]a może właśnie dlatego, że wiedziała?[/B]

Wysuwanie teraz zarzutu o nieszczerość, bez podania konkretów, podważa jednoznacznie wszystkie informacje, które zostały przedstawione o sytuacji Lincolna w hotelu, w czasie transportu, w Fundacji... i o sytuacji zdrowotnej i psychicznej Lincolna.
Tylko, jeśli mamy do czynienia teraz z psem, który "uwstecznił" się w trakcie transportu... to przecież do chwili transportu był jednoznacznie w hotelu i do transportu Lincolna powinien był go przygotować opiekun znający psa od dawna lub ludzie, którym pozwalał na "obsługę", znający jego potrzeby, jego zachowanie, jednoznacznie możliwości... A nie obce dla psa osoby.
A tak się nie stało.
Nic co było planowane w związku z transportem nie było robione bez konsultacji z hotelem i bez wzięcia pod uwagę stanu fizycznego psa... a wydawało się, że umiejętności i stan psychiczny Lincolna także... wydawało się.

[B]Rzeczywiście, każda prawda jest lepsza od kłamstwa... chyba, że... chodzi o nasz interes[/B];-)[B].[/B]
Tylko tak naprawdę, kto ma w tym interes, by nie być do końca szczerą?...by nie godzić się na przedstawione fakty? [B]Ja?[/B]
Mniej mnie by bolało? Nie musiałabym być kłuta? Mniej leków musiałabym przyjąć? Zarobiłabym na tym? Straciła pieniądze jakieś? A może straciłabym klientów? A może podważałoby to moją opinię , o którą tak bardzo dbam;-)?
Z pełną świadomością zamieściłam wszystkie swoje posty powyżej w odpowiedzi na post hotelu. Te po 12-tym lipca. Czy zawarte w nich stwierdzenia o kagańcu oraz braku smolistej śmierdzącej wydzieliny w uszach Lincolna wymysliłam sobie, czy została mi ona przekazana?
Szczerość... tak to bardzo ważna kwestia, tylko komu ona przeszkadza? Mnie?

[B]Nie chciałam odnosić się do hotelu... i więcej też nie bedę.[/B]
Mnie nie interesuje ani opinia, ani prosperita hotelu... nie interesuje też opinia o mnie...
Mimo ogromnych trudności, mimo pogryzienia, mimo braku zabezpieczenia ran, mimo późnych godzin wieczornych, mimo bardzo prowizorycznego zabezpieczenia przed Linkiem zmusiłam BUDRYSEK(dziękuję Aga ) do ryzyka i przewiezienia nocą Lincolna kilkaset kilometrów do Fundacji... i nie podjęłam tej decyzji dla fanaberii.

Jeśli miałam do wyboru dwa złe wyjścia:
- ryzyko przewiezienia psa tam, gdzie zostanie mu udzielona rzeczywista pomoc,
- a "ucieczka" przed zagrożeniem i pozostawienie go w hotelu, gdzie już 8 dzień czekał na pomoc medyczną,
[B]to wybiorę wyjście, które daje szansę realnej pomocy Lincolnowi[/B]... i to zrobiłam- ryzykując przewiozłam, z pomocą BUDRYSEK, psa do Fundacji.


Nie podałam Lincolnowi dawki sedalinu , którą zalecił lekarz... podałam znacznie mniej. Ryzykowałam sama i BUDRYSEK, bo Lincoln nadal nie był dostatecznie zabezpieczony do podróży… my także(o czym w trasie mogłyśmy się przekonać, gdy chciał sie przepchnąć przez płytę... jednak wysiadka, brak naszego widoku, cisza i Lincoln znowu usnął).
Miałyśmy wyjechać z hotelu i... wyjechałyśmy, mimo wszystko, z Lincolnem.

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...