joannasz Posted July 19, 2009 Posted July 19, 2009 :loveu:o rany. Rzeczywiście, zapisało, choć miałam komunikat, ten sam od kilku dni, że "nie można wyświetlić strony". Całuski dla wsiech. Quote
joannasz Posted July 19, 2009 Posted July 19, 2009 Nie zdążyłam dziś dopisać reszty, bo późno wróciłam z imprezy. Ale w sobotę jazda, mimo obaw i nieludzkiego upału, była ok. Trafiłam na instruktorkę, która miała na mnie tak uspokajające oddziaływanie, że musiałam zbierać żuchwę z klatki piersiowej. Denerwowałam się tylko tym, że jestem taka rozluź;)niona! Quote
joannasz Posted July 20, 2009 Posted July 20, 2009 [FONT=Arial] Opuszczenie domu w taką pogodę było czystym szaleństwem. W dodatku w samo południe. Ale cóż. W busie chwila ulgi, bo dzięki otwartym oknom z przodu hulał przeciąg. Po wyjściu jeszcze gorzej. Niepokoiłam się, czy znowu się gdzieś nie zawieruszę, ale wyglądało na to, że wyjątkowo trafiłam za pierwszym razem tak, jak trzeba. Z obawą czekałam na instruktora. Ku mojemu zaskoczeniu pojawiła się kobieta, ładna brunetka o południowym typie urody. Jak się okazało, w moim wieku. Zapamiętałyśmy się z placu w Będzinie. Od razu uprzedziłam ją, że jestem rozhisteryzowanym świrem. Lepiej, jeśli będzie czujna od początku. [/FONT] [FONT=Arial] -Nic się nie przejmuj. Wszystko będzie dobrze – powiedziała z pogodnym przekonaniem. –Powoli, spokojnie, nigdzie nam się nie spieszy. [/FONT] [FONT=Arial] Spojrzałam na nią ze zdumieniem. Uśmiechnęła się promiennie. Stopniowo przestałam wewnętrznie dygotać. [/FONT] [FONT=Arial] -Powoli, spokojnie… – mówiła Beata, na skrzyżowaniach też. To naprawdę tak można?... Nie na oślep? W głowie wciąż jeszcze coś mi pokrzykiwało: -Ruszaj! Teraz! Gaz, gaz!, ale coraz ciszej. Jazda zaczęła sprawiać mi przyjemność i zalęgło się we mnie nieśmiałe podejrzenie, że po kilku takich, pełnych luzu i spokoju lekcjach, zaczęłabym widzieć otoczenie bez histerycznych zniekształceń. Rozluźniłam się do tego stopnia, że musiałam sprawdzać, czy nie jadę z otwartą gębą i śliną cieknącą z kącika ust…[/FONT] [FONT=Arial] -Wszystkie jazdy z Dąbrowy chcę tylko z tobą! Ale jak to zrobić? – zawołałam z rozpaczą. –Nie mam pojęcia, do kogo mnie w poszczególnych dniach przypisali… [/FONT] [FONT=Arial] Beata poradziła, żebym w poniedziałek zadzwoniła do biura i poprosiła o zamianę instruktorów. Może się uda. Przy moim szczęściu pewnie nie, ale spróbuję. [/FONT] [FONT=Arial] Podróż do domu minęła mi szybko. Problemy zaczęły się po wyjściu z busa. Mimo maksymalnej koncentracji nie byłam w stanie utrzymać linii prostej. Mój kurs wiódł od jednego brzegu chodnika do drugiego i już nie tyle martwiłam się, że wyglądam na ubzdryngoloną w biały dzień, co tym, że wytoczę się na ulicę… Za to prawa dłoń przestała mi drętwieć. Z trudem doturlałam się do celu. Garet litościwie odpuścił i tylko eskortował mnie, kiedy czepiając się krzaków toczyłam się w kierunku basenu. Kontakt z wodą zrobił mi znakomicie, ale wciąż miałam poważny przechył na lewą burtę. Właściwie nie powinnam iść na tę imprezę do Renaty. A nuż wpadnę ryjem prosto w ognisko? Ale symboliczne wmurowanie kamienia węgielnego pod jej nowy dom to naprawdę ważna sprawa. No i ktoś po mnie przyjedzie… Kiedy zadzwoniła, czy wreszcie jestem, odparłam, że kończę prasować bluzkę i za dziesięć minut będę gotowa. [/FONT] [FONT=Arial] Spory kawałek nowego gniazda już stał. Na wzgórzu, z widokiem na łąki i las oraz na nowo wybudowane domy, niektóre imponujące. Przywitałam się ze wszystkimi. [/FONT] [FONT=Arial]Żar pod żeliwnym garem wygasał, Artur darł się, że jest wściekle głodny i on chce zaraz i pierwszy, za stół służyły deski, drinki w plastykowych, jednorazowych szklaneczkach musieliśmy trzymać w garści, bo zerwał się wiatr, a poszarzałe niebo wyraźnie meldowało, że aura właśnie przechodzi z jednej histerycznej przemiany w drugą. Było mi wszystko jedno, byle by ten wściekły upał nie powrócił. [/FONT] [FONT=Arial]Dzieliłam się radosnymi wrażeniami z jazdy i usiłowałam zapalić papierosa, co z powodu pokręconych podmuchów wciąż mi się nie udawało. [/FONT] [FONT=Arial]-No, to ja już wszystko rozumiem! – zawołał Jarek. –Tobie po prostu o płeć chodziło! Pojawiła się kobieta i od razu wszystko lepiej! A my? Dlaczego tak? – wymamlał żałośnie głosem Czesia. [/FONT] [FONT=Arial]-Bo ja was, *****, tak jakoś nie lubię… [/FONT] [FONT=Arial]Magda zakrztusiła się dymem. Renata rozbroiła garnek, bo Artur za nic nie chciał się zamknąć i trzeba mu było natychmiast zatkać gębę. Cudowna woń rozpłynęła się wokół. Smak będzie taki sam, gwarantowane, Renata świetnie gotuje. [/FONT] [FONT=Arial]Jedliśmy duszoną mieszankę różności walcząc o talerzyki z nasilającym się wiatrem. Przewody wysokiego napięcia obsiadły chmary ptaków. Wyglądały imponująco, Jarek wysklamrzał coś o Hitchcocku roztaczając wizję naszych rozdziobywanych ciał. Powiedziałam uspokajająco, że zaczną od Artura, bo on jest już faszerowany, a my zdążymy uciec. [/FONT] [FONT=Arial]Jedzenie było znakomite. Przełknęłam ostatni kawałek buraka i zapytałam: - czyja to taka wypasiona bryka stoi tam, przy silikatach? – wskazałam plastykowym widelcem na chevroleta captivę. [/FONT] [FONT=Arial]Wszyscy się zapowietrzyli, tylko Artur dziwnie sklęsł. [/FONT] [FONT=Arial]-Jego! Naszego wrednego kolegi![/FONT] [FONT=Arial]-Ma nowe auto od pół roku i nic nie powiedział! – wołali po kolei.[/FONT] [FONT=Arial]-Chujek jesteś, wiesz? – naburmuszyła się Magda. –Ale i tak cię kocham – dodała zaraz.[/FONT] [FONT=Arial]-On tak specjalnie zrobił, żeby uniknąć imprezy i oblewania – domyśliła się Renata. –A i tak ci nie popuścimy! [/FONT] [FONT=Arial]-Burżuj wstrętny, i w dodatku taki nieużyty – powiedziałam z niesmakiem. –Imprezy pożałował… [/FONT] [FONT=Arial]Nowy samochód miałam okazję wypróbować od razu, bo musieliśmy się ewakuować w pośpiechu, żeby nas z całym majdanem nie zdmuchnęło. Jezu. Skóra i palisander, ale gdy sprawdziłam potem cenę w Internecie, to się przestałam dziwić. [/FONT] [FONT=Arial]Resztę wieczoru spędziliśmy w wynajętym przez Renatę mieszkaniu. Skupiłam się na tym, żeby przypadkiem nie pomylić Gucia z Polą, bo gdyby tak zareagował na agresywne Garetowe feromony, mogłabym skończyć jak Jonasz, choć nie w brzuchu wieloryba. [/FONT] [FONT=Arial]Artur był w nastroju wojowniczo-zaczepnym. Kiedy przestał mnie prześladować za niewyprasowane ubranie (bo niby prasowałam, a jak wyglądam? Magda jest wyprasowana, Renata wyprasowana, a ja co?), wbił zęby w Jarka i Magdę jako nadopiekuńczych rodziców. Tym razem obie z Renatą przyklasnęłyśmy. Magda tylko uśmiechała się pod nosem. Cóż zrobić, co pół godziny któreś z nich musi, po prostu MUSI sprawdzić, co robi ich licealista. Temat był wdzięczny, więc zaczęliśmy snuć wizje przyszłości. Nawet według najłagodniejszych prognoz wyszła nam mania prześladowcza, problemy z potencją i terapia do końca życia. Obrzucaliśmy się jadowitymi złośliwościami i wieczór upływał tak przyjemnie, jak rzadko. [/FONT] Quote
joannasz Posted July 23, 2009 Posted July 23, 2009 Dobra, będzie sprawiedliwie. Wy nic, to i ja nic. Od upału mózg mi się gotuje. :cool1: Quote
ockhama Posted July 23, 2009 Posted July 23, 2009 [quote name='joannasz']Dobra, będzie sprawiedliwie. Wy nic, to i ja nic. [B]Od upału mózg mi się gotuje[/B]. :cool1:[/QUOTE] A ja osobiście tego czegoś do/od myślenia nie posiadam... więc mi się nie gotuje... :multi: ...jest suuuper booosko... hej Jo... :loveu: nie popadaj w deprechę z powodu świecącego słonka ;) Quote
lupak Posted July 23, 2009 Posted July 23, 2009 Jakie nic :diabloti: Z niecierpliwością oczekujemy ulubionego cd. Pazury zeżarte, mózg i cała reszta ugotowane, i ....ogromne pragnienie ...... następnego odcinka . /tyle pozytywnych myśli wysłane, że oczekiwania mam. A co ? Radośnie-optymistyczny będzie. Nie masz wyjścia :loveu: / Quote
joannasz Posted July 23, 2009 Posted July 23, 2009 Lu, jak mam nie wpadać, teraz powinnam się poruszać tylko w kabinie prysznicowej na kółkach:-( Jutro do Ciebie zadzwonię w sprawie wycieczki do Muzeum. :buzi: Quote
joannasz Posted July 23, 2009 Posted July 23, 2009 :loveu:Lupak, dzięki. Nerwowy będzie. Od tego gorąca iskrzy mi na synapsach. Quote
ockhama Posted July 23, 2009 Posted July 23, 2009 [quote name='joannasz']Lu, jak mam nie wpadać, teraz powinnam się poruszać tylko w kabinie prysznicowej na kółkach:-( [B]Jutro do Ciebie zadzwonię w sprawie wycieczki do Muzeum[/B]. :buzi:[/QUOTE] oki :lol: no to czekać będę sobie grzecznie (tylko nie między 9.00 a 11.00 :modla: pleaseee) Quote
jadwiga Posted July 24, 2009 Posted July 24, 2009 pozdrowienia z Gdańska - na razie cisza przed burzą...A jak Wy przetrwałyście kataklizmy wczorajsze?:roll::roll::roll: Quote
joannasz Posted July 24, 2009 Posted July 24, 2009 [FONT=Arial]24.07.2009, piątek[/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] [FONT=Arial] Czy ja już mówiłam, że nienawidzę upałów? Pewnie tylko ze sto razy. Nienawidzę! [/FONT] [FONT=Arial] Powinnam była wziąć urlop na ten obłąkany tydzień. O świcie pobudka, moje powieki skrzypią, kiedy usiłuję je otworzyć. W przelocie witam się z Garetem – ostatnio chyba czuje, że nie ma szans na dłuższe zabawy, bo sam schodzi mi z drogi i z fotela obserwuje sennym wzrokiem mój chaotyczny galop po domu. Do prysznica trafiam bezbłędnie, za to gubię poszczególne części ubrania, okulary i biżuterię, z której najczęściej rezygnuję, bo i tak nie mam czasu jej założyć. Podczas piętnastominutowego marszobiegu na przystanek moje uczucie dyskomfortu wzrasta. Obrzucam nienawistnymi spojrzeniami bezchmurne niebo i wyszczerzone radośnie słońce. W pracy od razu rzucam się do okna. [/FONT] [FONT=Arial] Nie da się ukryć, że po południu jest jeszcze gorzej. Powietrze skwierczy. Bus albo nie jedzie, albo się spóźnia, co wydatnie podnosi moją wrażliwość na ciepło oraz włosy na głowie. [/FONT] [FONT=Arial] Do domu wpadam na krótszą lub dłuższą chwilę, pospiesznie wtykam Garetowi jakiś przysmak w zęby, żeby dał mi spokój, Kaja i Irena schodzą mi z drogi, wpadam pod prysznic, zakładam świeże ubranie i znowu pędzę na busa, żeby zdążyć na lekcje. Do domu wracam w nocy, prysznic, wszyscy z drogi i najpilniejsze zajęcia, które naprawdę nie mogą poczekać. I robi się druga nad ranem. Czasami mam czas, żeby na chwilę wskoczyć do basenu. Udało mi się to dopiero dwa razy i przyznam, że za drugim miałam lekkie opory, bo Kaja mówiła, że rano Szkaradny Kocurek był bardziej mokry, niż tłumaczyłaby to obecność rosy na trawie... A uparcie parch chybocze godzinami na krawędzi basenu i gapi się w wodę. Zawahałam się, ale weszłam, ostatecznie woda jest chlorowana... Za każdym razem zaczynam od wyławiania sitkiem koników polnych, najnowszej z trzech plag. Byłam pewna, że wyłowiłam wszystkie... [/FONT] [FONT=Arial] -Kaja! – wrzasnęłam z łazienki – zgadnij, co miałam pod kostiumem?[/FONT] [FONT=Arial] -Boję się...[/FONT] [FONT=Arial] -Cholernego konika polnego![/FONT] [FONT=Arial] -O, biedactwo... – jakoś nie miałam wątpliwości, że nie mówi o mnie – nie żyje?[/FONT] [FONT=Arial] -Obawiam się, że bardzo.[/FONT] [FONT=Arial] -Ty wiesz – poinformowała mnie radośnie w nocy – ten konik odżył![/FONT] [FONT=Arial] Ha, wyglądał na całkowicie martwego. Cóż, widocznie moja bezpośrednia bliskość tak działa... [/FONT] [FONT=Arial] Od razu przypomniał mi się skrzydłokwiat. Ewa, która jest perfekcyjna panią domu, a przy tym, naturalnie, ma rękę do kwiatków, udekorowała nimi niemal cały MOPS. Kilkakrotnie rzucała potępiające spojrzenia na pusty parapet w moim gabinecie, aż wreszcie nie wytrzymała i postawiła tam doniczkę z ogromnym skrzydłokwiatem. [/FONT] [FONT=Arial] -Jakiś taki oklapnięty po przesadzaniu, ale może odżyje. Będziesz pamiętała, żeby go podlewać?[/FONT] [FONT=Arial] -Jasne – zapewniłam, nie odrywając wzroku od monitora. –Co mówiłaś?... - ocknęłam się po chwili. [/FONT] [FONT=Arial] Spojrzała na mnie ciężkim wzrokiem. [/FONT] [FONT=Arial] Skrzydłokwiat, niestety, nie odżył. Przynajmniej nie do końca, choć czasami go podlewam, naprawdę. [/FONT] [FONT=Arial] Niedawno wpadł do nas nasz uroczy, choć trudny do ściągnięcia informatyk. Na szczęście wzywamy go rzadko, bo radzę sobie niemal ze wszystkimi problemami, ale tym razem Kasi wysiadł Internet po tym, jak zabrała laptopa do domu. Z ponownym ustawieniem konfiguracji nie udało mi się, bo jej zwyczajnie nie znałam.[/FONT] [FONT=Arial] Waldi rzucił okiem na mój parapet.[/FONT] [FONT=Arial] -O, Asia, a co z tym twoim kwiatkiem? Wszystko mu opadło... [/FONT] [FONT=Arial] -Niektórzy tak przy mnie mają – odparłam ponuro i wybuchnęliśmy śmiechem. [/FONT] [FONT=Arial] Wczoraj upał osiągnął apogeum. Po południu, gdy wpadłam do domu, żeby wskoczyć do basenu, potem pod prysznic i przebrać się, termometr w cieniu za kuchennym oknem wskazywał 38 stopni. Rozpacz. W słońcu co najmniej pięćdziesiąt. W jakim, do cholery, klimacie my żyjemy?![/FONT] [FONT=Arial] Garet przytomnie nie wychodzi z domu, gdzie dzięki izolacji panuje znośna temperatura. Dopóki ja nie pootwieram wszystkich okien i drzwi. Niby wiem, że w ten sposób wpuszczam żar do środka, ale przy zamkniętych dostaję klaustrofobii. Czyżbym zaczynała rozumieć Gareta?[/FONT] [FONT=Arial] Obiad zjedliśmy razem. [/FONT] [FONT=Arial] Przy czym on trzy dokładki zupy koperkowej, placki ziemniaczane bez dokładek, bo się skończyły, a herbaty z cytryną opił się tylko dlatego, że przypomniałam sobie, jak bardzo ją lubi i zrozumiałam, dlaczego z taką pożądliwością smarka mi do szklanki. [/FONT] [FONT=Arial] Potem Kaja pospiesznie starała się zreanimować mój kręgosłup, bo znów mi lewa strona pleców wysiadła. [/FONT] [FONT=Arial] -Dzięki – pozbierałam się z podłogi. –Co tam leży? – skupiłam wzrok – mucha? – akurat trzymałam pantofel w dłoni, a ostatnio wyćwiczyłam rzuty płaskie. [/FONT] [FONT=Arial] -Tak, ale nie żyje. Nie widzisz, że ma zmętniałe oczy?[/FONT] [FONT=Arial] W nocy, po skończonej jeździe, Beata odwiozła mnie pod dom. [/FONT] [FONT=Arial] Obie byłyśmy wykończone. Wyciągnęłam się w kierunku lusterka wstecznego i jęknęłam ze zgrozy.[/FONT] [FONT=Arial] -Jezus, wyglądam jak panda! Czy znasz jakiś tusz do rzęs, który się nie rozmazuje?[/FONT] [FONT=Arial] -Jeszcze takiego nie spotkałam – roześmiała się, wjeżdżając na parking. Przyhamowała ostro, bo spod kół nagle wyłoniła się szkaradna postać Szkaradnego Kocurka. [/FONT] [FONT=Arial] Beata, zaprzysięgła miłośniczka zwierząt, rozczuliła się.[/FONT] [FONT=Arial] -To twój kotek? Kici, kici! No, nie uciekaj, misiaczku! Chciałabym go pogłaskać![/FONT] [FONT=Arial] -Nie chciałabyś – odparłam z przekonaniem. –Niezupełnie mój, to jeden z tych bezpańskich. Na szczęście zaprzeczenie kociego wdzięku przesączyło się pod bramą, wlokąc za sobą cienki, długi, wyleniały ogon. [/FONT] [FONT=Arial] Dziś, po nocnej burzy, która w naszym rejonie minęła bezproblemowo, było nieco lepiej, ale wciąż fatalnie. [/FONT] [FONT=Arial] Jak zwykle – prysznic, praca, Kraków. Bus był nagrzany jak piekarnik, a moje ulubione pierwsze pojedyncze siedzenie, gdzie bez trudu mieszczą mi się nogi – zajęte. Usiadłam za kierowcą w nadziei, że będzie mi dmuchać przez otwarte okno. Po chwili wsiadł starszy pan w szortach i podkoszulku. Rozejrzał się i utkwił wzrok we mnie. Natychmiast sprawdziłam, czy mam na twarzy wystarczająco wrogą i odpychającą minę. Ostatecznie samochód był niemal pusty. [/FONT] [FONT=Arial]-Można? – zapytał.[/FONT] [FONT=Arial]Okazał się uparty, a ja mało asertywna. [/FONT] [FONT=Arial]-Proszę – warknęłam nieprzyjaźnie. – Pod warunkiem, że usiądzie pan pod oknem, bo mnie się nogi nie mieszczą.[/FONT] [FONT=Arial]Starszy pan na szczęście był zadbany okazał się rozmowny, inteligentny i zajmujący. Całe życie spędził w Stanach, po emeryturze wrócił do kraju. Gawędziliśmy przez całą drogę, przy czym ja głównie słuchałam. W Krakowie pożegnaliśmy się serdecznie, zgodziłam się, że przy następnym spotkaniu pójdziemy na solidną wódkę, bo zasłużyliśmy. [/FONT] [FONT=Arial]Po powrocie prysznic, bieg do busa, cholernik nie jechał, a dziś startowałam z Będzina, z Jastrzębiem. Dojechałam innym, do Dąbrowy, po drodze zadzwoniłam, żebyśmy spotkali się w Dąbrowie. Spóźniłam się dwadzieścia minut. No dobra, i tak ja płacę... [/FONT] [FONT=Arial] Jastrząb już czekał, rozglądając się po okolicy. Większość butów mam na miękkiej podeszwie, więc podeszłam bezszelestnie. Miałam ochotę go wystraszyć, ale dałam sobie spokój, tylko delikatnie dotknęłam jego ramienia. [/FONT] [FONT=Arial] Wymieniliśmy parę uwag o pogodzie – ja negatywnych, on optymistycznych, cóż, bez wątpienia jest lepiej, niż było, ale wciąż źle – i ruszyliśmy. [/FONT] [FONT=Arial] -Co ty robisz? Jeśli mi zamkniesz to okno, to Cię zwyczajnie zabiję – zagroziłam.[/FONT] [FONT=Arial] -Twojego nie zamykam. Swoje muszę, mam problemy z uszami...[/FONT] [FONT=Arial] -No, wiem, ale przy takim upale?! Jak ja przeżyję bez przeciągu?! [/FONT] [FONT=Arial] -Asiu...[/FONT] [FONT=Arial] -No, już dobrze, jakoś to zniosę – muszę mu oddać sprawiedliwość, że przy każdym zwolnieniu i zatrzymaniu się opuszczał okno ze swojej strony. Samochód nadawał się na złom. [/FONT] [FONT=Arial] -Chryste, nie było gorszego rzęcha? Sprzęgło ma twarde jak kość, a gazu w ogóle nie czuję, taki jest miękki – narzekałam. [/FONT] [FONT=Arial] -No, sorry, chciałem grande, ale nie było... Te dwójki są naprawdę dobre i przyjazne dla was, kursantów. [/FONT] [FONT=Arial] -Ta na pewno nie. Coś z nią jest bardzo nie tak – wymamrotałam niezadowolona. [/FONT] [FONT=Arial] Po spokoju Beaty znowu musiałam się przyzwyczajać do dynamiki Jastrzębia. Adrenalina w połączeniu z upałem zresetowały mnie do reszty i czułam, jak w mgnieniu oka się uwsteczniam. Widziałam znaki tam, gdzie ich nie było i nie widziałam ich tam, gdzie twardo i oczywiście stały. Shit. Jastrząb pochwalił mnie tylko raz, gdy ruszyłam na skrzyżowaniu wyrywając spod kopyt asfalt w sytuacji, którą z własnego wyboru przeczekałabym spokojnie i rozsądnie. [/FONT] [FONT=Arial] -No, to było piękne! Ale im pokazałaś! – cieszył się. Typowy facet, Boże ty mój. Niestety, był to ostatni zryw tego rzęcha. Zaczął uporczywie gasnąć i skakać jak zając. [/FONT] [FONT=Arial] -Gaz, gaz!!![/FONT] [FONT=Arial] -Mam gaz do dechy, on zdycha![/FONT] [FONT=Arial] -Podnieś nogi.[/FONT] [FONT=Arial] Podniosłam, czemu nie. Poprawienie dywanika niczego nie zmieniło. Silnik wył, samochód stał albo żałośnie kicał. [/FONT] [FONT=Arial] -Mówię ci, że coś się s*******iło...[/FONT] [FONT=Arial] -Chyba tak. – Andrzej pogmerał przy przełączniku i po rezygnacji z gazu na rzecz paliwa udało nam się zjechać z głównej drogi, a potem powoli ruszyć. [/FONT] [FONT=Arial] -Kurczę, a miałem go zabrać do jutra, żebyś jeszcze sobie przejechała trasę... teraz się nie odważę, bo jak nam zdechnie po drodze, to nie dojadę, a rano mam wykłady... No, szkoda. [/FONT] [FONT=Arial] -Trudno. Jedźmy do WORD-u.[/FONT] [FONT=Arial] Przystanek przy WORD-zie oznacza skorzystanie z toalety, kontakt z zimną wodą i wypalenie papierosa. [/FONT] [FONT=Arial] Skorzystałam ze wszystkiego. Wracając do szeroko uśmiechniętego Jastrzębia sama uśmiechałam się szeroko i to bynajmniej nie z powodu pozytywnej oceny własnych możliwości prowadzenia samochodu. [/FONT] [FONT=Arial] -Wiesz, czym próbowałam zapalić papierosa? Pojemnikiem kropli do oczu![/FONT] [FONT=Arial] -No, nie! – to już wyraźnie masz dosyć![/FONT] [FONT=Arial] Dojechaliśmy szczęśliwie na plac w Będzinie. [/FONT] [FONT=Arial] -Jastrzębiu? Powiem to jak dama – jakiś ptak wypróżnił ci się na samochód – oznajmiłam, przyglądając się jego astrze. Tak na moje oko musiał to być kondor... – Dobitnie mówiąc, sfajdał się okrutnie – dodałam. [/FONT] [FONT=Arial] -Kurde, to był zrzut z powietrza, przecież nie stoję pod drzewem... – narzekał, zmywając guano przy pomocy wody mineralnej i chusteczki higienicznej. [/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] Quote
joannasz Posted July 29, 2009 Posted July 29, 2009 [FONT=Arial]29.07.2009, środa[/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] [FONT=Arial] Im bliżej egzaminu, tym gorzej ze mną było. Nikt się nie mógł ze mną dogadać. Zwykle jestem roztargniona ponad normę, ale teraz moje rozkojarzenie biło rekordy. W pracy niby coś załatwiałam, ale bez specjalnego ognia, przeważnie wpatrywałam się dramatycznym wzrokiem w monitor.[/FONT] [FONT=Arial] -Asiu, przerwa na papierosa? – zaproponowała Kasia.[/FONT] [FONT=Arial] -Co? A, jasne....[/FONT] [FONT=Arial] -Asiu – zagadnęła łagodnie i wyrozumiale, kiedy wyszłyśmy z pokoju – idziemy na papierosa, dlaczego ty niesiesz kubek?[/FONT] [FONT=Arial] -Co? Och, cholera! Niech mnie ktoś wreszcie zamknie w jakimś odosobnieniu![/FONT] [FONT=Arial] Przestałam sypiać, więc po nocach grzebałam w Internecie, a rano resztkami sił zwlekałam się z łóżka. Na rękach pojawiły mi się nowe ślady od oparzeń, na ciele sińce od niezamierzonych spotkań z meblami. Najbardziej jednak bolały dwa opuchnięte krwiaki trzydziestocentymetrowej długości, które zrobił mi ukochany kundel. Kiedy wróciłam któregoś wieczoru po jeździe, rzucił się na mnie szczupakiem przez cały korytarz i trafił w udo. Tymi okropnymi, twardymi szponami! Zadusiłabym go, gdyby nie umknął. Oczywiście, gdy go dopadłam, zwinął się w fotelu jak precelek, ruszał końcem ogonka, pierzaste trójkąciki zsunął na tył głowy i spod długich rzęs rzucił mi zabójcze spojrzenie skacowanego saksofonisty. [/FONT] [FONT=Arial] Podczas, gdy szukałam czegoś do jedzenia, Kaja pospiesznie raportowała, co zaszło w ciągu dnia, bo wiedziała, że zaraz zażądam spokoju i samotności. [/FONT] [FONT=Arial] -Jadłam sobie pieczywo ryżowe, Garecik przyszedł z resztką tego gryzaka z błony, przez chwilę go mamlał, potem zdecydowanie wcisnął mi go na kolana i patrzył z napięciem w oczy.[/FONT] [FONT=Arial] -Chciał się zamienić – uśmiechnęłam się blado. –A wędzonych końskich niewymownych znowu nie dowieźli. Już trzeci tydzień. Biedna psina nie ma się czym bawić. [/FONT] [FONT=Arial] -Kiedy ty pojechałaś, a ja poszłam na zakupy, sprawiedliwie wywlókł przed furtkę twoje i moje spodenki. Ale gdy wróciłam, witał mnie z moimi w pysku.[/FONT] [FONT=Arial] -Myszunia, jaki ty jesteś inteligentny – rozczuliłam się.[/FONT] [FONT=Arial] Garet, ulokowany w strategicznym miejscu na poręczach łączących się foteli, uśmiechnął się skromnie i natychmiast uruchomił zawias odchylając tylną łapę. A nuż przed wspólną obiadokolacją przyjdzie mi ochota pogmerać w psiej pachwinie? No dobra, nie, to nie, ale spróbować warto. Zwiesił nos i utkwił mysi wzrok w talerzu z piersią kurczaka duszoną w bardzo pikantnych warzywach. Cierpliwie czekał na swój przydział. Każdego normalnego psa by to zabiło, bo moją ukochaną przyprawą jest pieprz cayenne, ale Garet to uwielbia. Łagodzi sobie potem maślanką. Kiedy zaspokoi zachcianki, towarzyszy mi przez pół nocy drzemiąc w sąsiednim fotelu albo na parapecie w otwartym oknie. Króliczy błam okazał się przebojem, wszystkie zwierzaki chętnie na nim sypiają. Z wyjątkiem kocura, który ostatnio wprowadził się do szafy Kai na półkę z bielizną. Spędza tam całe dnie ku rozpaczy Kai. Niedawno oznajmiła z tryumfem:[/FONT] [FONT=Arial] -No, zdążyłam zatrzasnąć szafę.[/FONT] [FONT=Arial] -Nie zrobiłaś tego? – spojrzałam na nią ze zgrozą. [/FONT] [FONT=Arial] -Owszem.[/FONT] [FONT=Arial] Do kuchni wkroczył Koleś, pobekując żałośnie jak pogrążony w głębokiej rozpaczy baran i słaniając się na wielkich łapach. [/FONT] [FONT=Arial] -Och, moje biedactwo! – rozczuliłam się. Tuż za nim weszła Irena.[/FONT] [FONT=Arial] -Mamo, ty wiesz, że Kaja zamknęła przed Kolesiem swoją szafę? [/FONT] [FONT=Arial] -Nie?! O, biedny, maleńki kocurek... Idź natychmiast otwórz! – zażądała Irena. [/FONT] [FONT=Arial] -Dwie wariatki! – zirytowała się Kaja. [/FONT] [FONT=Arial] W piątek zrozumiałam, że dłużej tak nie pociągnę i wzięłam urlop na poniedziałek i wtorek.[/FONT] [FONT=Arial] W sobotę byłam umówiona z Beatą na parkingu przed domem za dwadzieścia siódma. Nastawiłam budzik i o trzeciej nad ranem, kiedy Kaja wróciła z nocnych wojaży, walnęłam się spać. Kaja ostatnio wraca coraz później. Mazury zaowocowały. Niech to cholera, miałam parszywą rację!!![/FONT] [FONT=Arial] -Chyba nie zaczniesz z nim chodzić? – zapytałam z niepokojem. Nie musiałam uszczegóławiać, obie wiedziałyśmy, że chodzi o Ciężki Przypadek. [/FONT] [FONT=Arial] -Chyba nie, bo wyjeżdża na misje. [/FONT] [FONT=Arial] Zmartwiałam. Ale argument... Boże, nie rób mi tego! [/FONT] [FONT=Arial] Ze snu graniczącego ze śmiercią wyrwał mnie chropawy głos Armstronga i wspaniała muzyka. Fascination... przez chwilę słuchałam z półprzytomnym ukontentowaniem, zanim dotarło do mnie, że to moja komórka![/FONT] [FONT=Arial] Beata dzwoniła spod domu. [/FONT] [FONT=Arial] -Jezu, przepraszam cię bardzo – wymamrotałam. –Nie wiem, jak to się stało... daj mi parę minut... [/FONT] [FONT=Arial] -Spokojnie, Asiu, czekam cierpliwie. [/FONT] [FONT=Arial] Po piętnastu minutach, obijając się o wszystko po drodze, wypadłam na parking. Wsiadając do samochodu walnęłam się w głowę, aż mi się czarno w oczach zrobiło, ale to mnie bynajmniej nie otrzeźwiło. W Będzinie, na placu, przesiadłam się za kierownicę. Ziewałam rozdzierająco, a zamiast mózgu miałam ligninę. Czułam to wyraźnie, wraz z jej fakturą.[/FONT] [FONT=Arial] Beatko, błagam cię, uważaj, bo jestem nieobliczalna. [/FONT] [FONT=Arial] Do Dąbrowy dojechałam na pniu mózgu i może dlatego bezbłędnie. Kaja stwierdziła, że dzięki temu nie miałam możliwości kombinować. Na stacji Shella napiłam się piekielnie mocnej, mojej ukochanej kawy dallmayr i nieco się ocknęłam. Niewiele. Na tyle, żeby nie robić większych głupstw. [/FONT] [FONT=Arial] W domu od razu walnęłam się do łóżka. Oczywiście nie mogłam zasnąć, w stanie półczuwania snuły mi się koszmary na temat jazdy... [/FONT] [FONT=Arial] Podczas niedzielnej, wieczornej, zaczęłam dochodzić do wniosku, że chyba czas uznać, iż pewne dziedziny wiedzy i umiejętności są dla mnie niedostępne.[/FONT] [FONT=Arial] W poniedziałek załamałam się całkowicie. Po południu miałam ostatnią, umówioną miesiąc wcześniej, jazdę z Jastrzębiem. Tym razem dojechałam bez przeszkód, a do ośrodka trafiłam jak po sznurku, z niemal nonszalancką pewnością siebie. A walcie się, szczury uczące się po drugiej próbie! Jak się uprę, to po dziesiątej, w sprzyjających okolicznościach, potrafię odnaleźć nieskomplikowaną drogę. [/FONT] [FONT=Arial] Siedziałam sobie w cieniu, na schodkach, paląc papierosy i obserwując bezpańskie koty, dożywiane przez panią Elę, która tam mieszka, jej drzwi wejściowe wychodzą na plac, a ona życzliwie zawiaduje kluczami i dowodami rejestracyjnymi od samochodów. Na placu stała tylko astra Jastrzębia i punto Beaty. Hm. Czym będę jeździć?[/FONT] [FONT=Arial] Parę minut po piątej przyszedł Jastrząb. Okazało się, że nastąpiły jakieś zawirowania i musimy czekać na auto, które przyjedzie ze Sławkowa. Siedzieliśmy i żuliśmy przywieziony przeze mnie agrest. Pachniał słońcem. Porzuciłam agrest na rzecz jabłka z jabłonki przy bramie wjazdowej. [/FONT] [FONT=Arial] -Za wcześnie – ostrzegł mnie Jastrząb. – Jeszcze ze dwa, trzy tygodnie. [/FONT] [FONT=Arial] Wbiłam zęby w najbardziej dojrzałe, według mnie, jabłko i wykrzywiłam się straszliwie. [/FONT] [FONT=Arial] Wybuchnął śmiechem. [/FONT] [FONT=Arial] -A mówiłem?[/FONT] [FONT=Arial] -Spoko. To tylko pierwszy szok ślinianek. Za trzy tygodnie będzie ok... [/FONT] [FONT=Arial] Zjadłam prawie połowę, zanim nadjechał samochód. Na jego widok i głos rozsądku (wolałabym nie spędzić reszty czasu przeznaczonego na jazdę w kiblu WORD-u), wyrzuciłam resztę do śmietnika. Poczekałam, aż kierowca się oddali i wyszeptałam konfidencjonalnie: [/FONT] [FONT=Arial] -Jastrzębiu! Muszę ci coś powiedzieć... Tylne drzwi mu zarosły! [/FONT] [FONT=Arial] -Co?[/FONT] [FONT=Arial] -Ma tylko dwoje drzwi, co to, *****, jest?![/FONT] [FONT=Arial] -Punto! – zachichotał. [/FONT] [FONT=Arial] -No, ja nie wiem, ale wierzę ci na słowo.[/FONT] [FONT=Arial] -Miał być grande, ale się nie udało... sorry. Ale dobrze, że wypróbujesz różne samochody. [/FONT] [FONT=Arial] -Bardzo się nie udało – warknęłam. -Nie mam uprzedzeń – oświadczyłam po chwili namysłu, patrząc z odrazą na małe gówno. [/FONT] [FONT=Arial] Wsiadłam, włączyłam i ruszyłam na łuk, choć proponowałam, żeby łuk odpuścić, bo jeśli nie zdam, to na mieście, na łuku to musiałby być naprawdę fatalny przypadek. [/FONT] [FONT=Arial] -Gdzie on, *****, ma gaz?! – przeraziłam się nie na żarty. –W ogóle nic nie czuję! Cholera, nie ma gazu! I co jest z tym tyłem i wycieraczką?! On nie ma pieprzonego środka z tyłu! Jak mam trafić na ten cholerny słupek?!!![/FONT] [FONT=Arial] Jastrząb zwijał się w fotelu. [/FONT] [FONT=Arial] -Drzwi podprowadzili, gaz podprowadzili, a teraz tylną wycieraczkę![/FONT] [FONT=Arial] -Zamknij się – warknęłam. –Jakiegoś skurduplałego rzęcha mi tu dajesz i oczekujesz cudów![/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] cdn., jeśli będzie odzew. Chromolę imponujące statystyki odwiedzin, chcę Was. Quote
lupak Posted July 29, 2009 Posted July 29, 2009 [quote name='joannasz'][FONT=Arial][/FONT] cdn., jeśli będzie odzew. Chromolę imponujące statystyki odwiedzin, chcę Was.[/quote] ODZEW jest, i my jesteśmy :diabloti: (Znaczy ja i burki ) czyli..... ulubiony cdn NASTĄPI :multi::multi::multi: A jeździc będziesz,.... pełnoprawnie, z prawkiem w kieszeni :multi: Niebawem :eviltong: Mizianka dla futrzastych niezależnie od rodzaju a Ciebie przytulam, mocno :loveu: Quote
ockhama Posted July 29, 2009 Posted July 29, 2009 [quote name='joannasz']...[B]cdn., jeśli będzie odzew[/B]. Chromolę imponujące statystyki odwiedzin, chcę Was.[/QUOTE] Voilà... "odzew" sie melduje :diabloti: Jo... Ty Szantażystko Jędzo Podła... :mad: ... pogadamy w piątek w realu, może przeżyjesz, jak dojedziesz ;) :seeyeah: Quote
Jagienka Posted July 30, 2009 Posted July 30, 2009 Tak tak w końcu każdemu się udaje... ja zdałam, ale nie dlatego, że powinnam (chciałam skręcić tam gdzie był zakaz i zrobiłam slalom na podwójnej ciągłej) tylko dlatego, że to był trzeci raz... hmmm jakoś tak się utarło podobno, że za trzecim się zdaje... I teraz jeżdże tylko nocą jak jest pusto i sama... żeby nikomu nie zrobić krzywdy... fajne takie jazdy tylko ciężko wymyślić powód czy mieć cel takiej nocnej, samotnej wyprawy :cool1: Quote
ania14p Posted July 30, 2009 Posted July 30, 2009 Już się zgłaszamy :multi::multi::multi:, a jest nas dużo, bo trzy psy dwa koty, ja i sporo komarów (one niestety kochają mnie nad życie :angryy:). Quote
joannasz Posted July 30, 2009 Posted July 30, 2009 :buzi:Ściskam i całuję niezależnie od ilości posiadanych nóg. :loveu: Od razu mi lepiej. Szantażystką, cholera, musiałam przez Was zostać... Jeśli faktycznie uda mi się za drugim albo trzecim razem, to uznam to za największe osiągnięcie życiowe. Jazda noca to jest myśl. Spokojnie i romantycznie, o Jagienka romantycznie - to może być powód. Jeszcze raz Was całuję. Jutro wyprawa do grodu Kraka, jesli się w tym upale nie roztopił... Quote
joannasz Posted July 31, 2009 Posted July 31, 2009 [FONT=Arial]31.07.2009, piątek[/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] [FONT=Arial] Gazu do końca nie mogłam wyczuć, choć miałam sandały na mięciutkiej podeszwie, więc jechałam, co jakiś czas porykując dziko. Istny Maurycy (bo mały i rycy). Z manewrami szło różnie. Albo perfekcyjnie, albo całkiem do kitu. I oczywiście: „Dodaj gazu!”. Ogarnęło mnie poczucie beznadziejności. [/FONT] [FONT=Arial] -No, to teraz ty mi będziesz mówiła, co mam robić – zaproponował Jastrząb, kiedy wsiedliśmy do jego samochodu. [/FONT] [FONT=Arial] -A, daj mi spokój. [/FONT] [FONT=Arial] -No, co tak siedzisz i nic nie mówisz?[/FONT] [FONT=Arial] -Wpadam w depresję, nie przeszkadzaj mi![/FONT] [FONT=Arial] -No nie, to było dobre![/FONT] [FONT=Arial] I co tu zrobić z facetem, który ciągle się ze mnie śmieje?[/FONT] [FONT=Arial] Noc, oczywiście z głowy. Ale powoli krystalizowała się we mnie decyzja. Rano zwlokłam się z łóżka tak skonana, że zrobienie kawy wydawało mi się nadludzkim wysiłkiem. Może w ogóle nie powinnam jej pić, bo zacznę się trząść... Przed egzaminem miałam jeszcze dwie godziny jazdy z Beatą. Czekała już na parkingu przed domem. [/FONT] [FONT=Arial] -Beatko, nie gniewaj się – powiedziałam ustawiając lusterka – ale postanowiłam nie podchodzić do egzaminu. [/FONT] [FONT=Arial] -No, przestań, chociaż spróbuj![/FONT] [FONT=Arial] -Ja tak nie mam. Jeśli nie czuję się choć trochę pewnie, od razu się poddaję, nie liczę na łut szczęścia. Poza tym dzięki temu przepada mi tylko połowa opłaty egzaminacyjnej.[/FONT] [FONT=Arial] -Może jeszcze się namyślisz i zmienisz zdanie.[/FONT] [FONT=Arial] Przy Beacie jeździło mi się spokojniej, ale i tak popełniałam kardynalne błędy czyniące mnie potencjalnym zabójcą. [/FONT] [FONT=Arial] -No i co, nie kusi cię? – zapytała, kiedy parkowałyśmy obok WORD-u. W tym momencie omal się nie złamałam, ale przypomniałam sobie, że dwukrotnie zlekceważyłam znak stopu i nie zauważyłam zakazu wjazdu, a dwa skrzyżowania z wysepkami wzięłam za ronda. [/FONT] [FONT=Arial] -Nie – odparłam mężnie. Policzyłam – ostatnio w tym porąbanym WORD-zie czeka się na praktyczny cztery miesiące, więc łącznie z oczekiwaniem na teoretyczny (bo ważność poprzedniego już mi mija) następny koszmar przypadnie mi gdzieś w lutym. Jeśli do tego czasu nie nauczę się jeździć na tyle, że sama uznam to za poziom przynajmniej średni, to rezygnuję. [/FONT] [FONT=Arial] Kiedy wsiadłam do busa, poczułam przypływ obezwładniającej ulgi. Zadzwoniłam do Kai, która wprawdzie nie podzielała mojej radości, ale dzielnie starała się usunąć potępienie z głosu. [/FONT] [FONT=Arial] W domu serdecznie uściskałam psa, dziecko i Irenę. Najwyraźniej wyszłam ze stanu psychotycznego. Kaja była już spakowana i przygotowana do wyjazdu do Rabki. [/FONT] [FONT=Arial] Wysłałam sms-a do Jastrzębia, żeby się nie złościł. Odpisał, że się nie złości, tylko dziwi, że się nie zgłosiłam. No masz, ten pierwszy zdziwiony... [/FONT] [FONT=Arial] Poszliśmy z Garetem do ogrodu posadzić nowego hibiscusa, którego kupiłam na targu. Ma śliczny, lawendowoniebieski odcień. Jeśli rozrośnie się tak, jak ten biały przed domem, będzie cudny. Rozejrzałam się wokół świeżym, pogodnym wzrokiem. [/FONT] [FONT=Arial] Jabłek w tym roku zero, orzechów i śliwek będzie sporo, winogron też. Trawę Kaja skosiła, ale i tak ogród wygląda jak dżungla. Wszystko się rozrosło i splątało ze sobą. Co może, kwitnie. Okazało się, że z czterech drzewek – dwóch brzoskwiń i dwóch moreli – ocalało po jednym egzemplarzu. Brzoskwinia ma trochę owoców, a morela aż przygięła się do ziemi. Kaja podparła ją suchym konarem, bo pewnie by się złamała. Macierzanka, którą przyniosłyśmy z łąk, chyba się przyjęła. Tylko moje srebrne świerczki tak powoli rosną... Nie mogę się doczekać, kiedy odgrodzą nas od ulicy. [/FONT] [FONT=Arial] Garet towarzyszył mi przez chwilę, potem, pokonany przez upał, ewakuował się do domu, aby opłakiwać na parapecie utratę Kai. W przerwach właził mi na kolana i wzdychając rzewnie, domagał się głaskania. Ostatnio zmodyfikował nieco strój. Dawna kryza zamieniła się w kołnierz, którego dwa zagięte do wewnątrz końce sterczą nad cienką obróżką z czerwonej skóry. Wygląda bardzo elegancko. [/FONT] [FONT=Arial] Rano zabrał mnie z przystanku Jastrząb. Zamiast oskarowego spojrzenia numer jeden dostałam w łeb posępnym wzrokiem. Widocznie oskarowe na ten dzień miał ściśle limitowane. Ale nie, wcale nie jest zły, że zrezygnowałam z egzaminu. Nawet w komentarzach był powściągliwy. Stopił się z samochodem i ruszył dynamicznie. Według mnie jeździ wściekle ryzykownie, co mu powiedziałam natychmiast, gdy resztki mojej kolacji załomotały energicznie w ściany żołądka.[/FONT] [FONT=Arial] -Mam refleks – odparł spokojnie. [/FONT] [FONT=Arial] -Wiem, że masz, nadprzyrodzony, ale istnieje coś takiego jak nieprzewidziane okoliczności i czynnik ludzki...[/FONT] [FONT=Arial] Wzruszył ramionami. Jasne, jeśli przeżył bez szwanku ponad pięćdziesiąt lat, może nabrał przekonania, że jest nieśmiertelny – skupiłam się na utrzymaniu równowagi i właściwego kierunku pasażu w układzie pokarmowym. [/FONT] [FONT=Arial] Upał nadal trwa, ku mojej rozpaczy. Kotów wcale nie widać. Gacia roztapia się na balkonie Ireny, Marchew sypia na piętrze na stercie wysuszonego, lecz nie schowanego pranie, które postanowiłam w całości wyrzucić, bo jest dokładnie utkane białym futrem, Perła się włóczy, a Koleś, wreszcie nie nękany, całą dobę spędza w szafie Kai. [/FONT] [FONT=Arial] -Mamuś, zamknij moją szafę – poprosiła przed wyjazdem.[/FONT] [FONT=Arial] -A dlaczego sama tego nie zrobiłaś?[/FONT] [FONT=Arial] -Bo Koleś tam śpi! Trzeba wyczaić moment, kiedy wyjdzie i zatrzasnąć ją.[/FONT] [FONT=Arial] -Aha – uśmiechnęłam się szatańsko. [/FONT] [FONT=Arial] -Zamkniesz? Nie zamkniesz...[/FONT] [FONT=Arial] -Przecież Koleś tam śpi.[/FONT] [FONT=Arial] -Może ja nie mam ochoty, żeby sypiał na moich majtkach![/FONT] [FONT=Arial] -Powiedz mu to – poradziłam życzliwie. Na pewno zrozumie... A najlepiej włóż majtki do woreczka.[/FONT] [FONT=Arial] -Boże, co za dom! – przewróciła oczami z irytacją.[/FONT] [FONT=Arial] -Też tu mieszkam – wymamrotałam. –W dodatku przez cały czas, a nie tylko w weekendy. [/FONT] [FONT=Arial] W pracy też wściekle gorąco. Może w naszej piwnicy nieco chłodniej, niż na innych piętrach, ale jak dla mnie i tak za ciepło. Okno mam otwarte, ale przeciągu nie da się zrobić, a komputer grzeje jak piec. Siedzę z bosymi nogami opartymi na dolnej półce biurka i staram się spokojnie oddychać, a wychodząc na korytarz pamiętać, żeby pozapinać wszystkie guziki bluzki. Zaczęłam przygotowywać wycieczkę do Krakowa dla najbardziej aktywnej grupy moich podopiecznych. Trochę się obawiałam, że z powodu kryzysu będzie problem ze znalezieniem nawet tych kilkuset złotych, ale udało się. Głównym punktem programu będzie wizyta w Muzeum Narodowym. Potem może wizyta u smoka oraz na Wawelu i chwila w Sukiennicach. Muszę kupić baterie do aparatu. Będzie fajnie. W tę sobotę idziemy na piknik rodzinny. Potem może zabiorę się wreszcie za przebudowę portalu internetowego... – W tym punkcie moich marzeń sterta papierów na biurku straciła równowagę i rozsypała się malowniczo. Na kolana spadła mi koperta A4. Uj, cholera!!! Na śmierć zapomniałam! Tym muszę się zająć koniecznie, i to szybko! A sekap mi nie działa! Zawsze coś musi zepsuć człowiekowi humor. [/FONT] [FONT=Arial] Po powrocie z pracy, powitaniu Gareta i pozbieraniu ubrań sprzed domu zdarłam z siebie odzież, przebrałam się w strój kąpielowy i postanowiłam ostudzić wywołaną upałem furię w basenie. Było tam już bardzo ciasno. Z westchnieniem wzięłam sitko i, ostrożnie stawiając stopy na dnie, zabrałam się za wyławianie zwłok owadów. Kilka pszczół i trzmieli, ale głównie koniki polne. Cholerni samobójcy. Najgorzej szło z tymi żywymi. Z sitka, z dziką determinacją, wskakiwały z powrotem do wody. W ogrodzie jest ich zatrzęsienie. Nie wiem, czy to naturalna regulacja zbyt licznej populacji, ale skaczą na zbity łeb do basenu jak pieprzone lemingi ze skały do morza. Po dwudziestu minutach takiej pracy nawet kąpieli mi się odechciało. [/FONT] [FONT=Arial] Dziś, ku rozczarowaniu Gareta, który wyobraził sobie, że jeśli późno wstałam, to zostaję w domu, pojechałam do Krakowa. Na busa czekałam pół godziny i byłam coraz bardziej wściekła, bo z nieba lał się dziki żar. Wreszcie podjechał. Mam cholerne szczęście, znowu trafiłam na komórkowca. Oczywiście gówniarz. Starsi kierowcy mają więcej rozsądku i poczucia odpowiedzialności. Debil cholerny pisał sms-y i paplał przez komórkę niemal bez chwili przerwy, a jeśli robił sobie przerwę to tylko po to, żeby uczepić się CB-radia. Cud, że moje nienawistne spojrzenie nie zrobiło mu trepanacji czaszki. [/FONT] [FONT=Arial] Do muzeum Narodowego dotarłam po jedenastej. Miałam załatwić nieodpłatny wstęp na sobotę. Po chwili pojawiła się Luiza. Od stóp do głów w swoim ulubionym czarnym kolorze, dziewczęco drobniutka, energiczna jak mały wulkan i jak zwykle życzliwa i kochana. W rezultacie to ona załatwiała, a ja siedziałam sobie wygodnie w holu na skórzanej kanapie i na telebimie oglądałam najstarsze filmy Disney’a z moim ukochanym psem Pluto i Myszką Miki. Chwilami rechotałam, a przez cały czas byłam uśmiechnięta od ucha do ucha tak promiennie, że uśmiechali się do mnie wszyscy przechodzący. Potem spędziłyśmy trochę czasu na pogawędce przy mrożonej kawie. [/FONT] [FONT=Arial] Po wyjściu na zewnątrz runął na mnie upał i uczucie komfortu znikło. Słońce było tak jaskrawe, że poruszałam się z zamkniętymi oczami, a mimo to niemal słyszałam skwierczenie udręczonych spojówek. W domu okazało się, że mam oczy czerwone jak królik-albinos. Muszę sobie sprawić fotochromy. Ciekawe tylko, za co? Już mam sporo długów przez te przeklęte jazdy, a to jeszcze nie koniec. [/FONT] [FONT=Arial] Ostatecznie dobiła mnie moja ulubiona terapeutka strofując, że obie z Ireną jesteśmy takie same. Kastrujące, bez odrobiny miłosierdzia. Co z tego, że Ciężki Przypadek jest szkaradny i niewykształcony? A może moja córka chce sobie po prostu poćwiczyć siebie w relacjach partnerskich. No dobra, ale dlaczego z nim, dobry Jezu?! Ok, wyraziłam raz swoje zdanie i przestałam się wtrącać, ale nie będę udawać, że to popieram. Dorosła jest, od dziesiątego roku życia niczego jej nie zabraniałam, tym bardziej teraz nie będę. Za to Irena zamartwia się i wieczorami z dramatyczną miną przesuwa paciorki różańca... [/FONT] I... over!:mad: Quote
ockhama Posted July 31, 2009 Posted July 31, 2009 Wiesz Jo... nie ma to jak... Disney’owskie bajki, mrożona kawa i szczera przyjacielska rozmowa... buziaki ;) ... i proszę... pisz, pisz, pisz... Quote
ockhama Posted August 1, 2009 Posted August 1, 2009 [quote name='joannasz']:loveu: cmok, cmok, cmok[/QUOTE] ...i vice versa! :loveu: Quote
joannasz Posted August 2, 2009 Posted August 2, 2009 :placz:Ja pier...., jaki upał. Ten klimat jest nie dla mnie. Przeprowadzam się na Alaskę. Garet od dwóch dni nic nie je, skubnął tylko odrobinę piersi z kurczaka. A jak Wasze to znoszą? Quote
ockhama Posted August 2, 2009 Posted August 2, 2009 [quote name='joannasz']:placz:Ja pier...., jaki upał. Ten klimat jest nie dla mnie. [B]Przeprowadzam się na Alaskę[/B]. Garet od dwóch dni nic nie je, skubnął tylko odrobinę piersi z kurczaka. [B]A jak Wasze to znoszą?[/B][/QUOTE] Alaska... zawsze miałam takie marzenie... i to nie tylko z powodu temperatury :cool1: A moje... zajadają... apetyty mega (odpukać) jak zawsze dopisują - w tym temacie nikt raczej nie zważa na temperatury otoczenia :diabloti: Jo a może to co robiłaś sobie dziś na obiad było za mało przyprawione/pikantne? :eviltong: Quote
joannasz Posted August 2, 2009 Posted August 2, 2009 :shake: No, co Ty. Był nawet jego ukochany sos czosnkowy do sałaty, bo doszłam do wniosku, że do jutra wypocę i nie będę śmierdzieć. I nic. Pies mi padnie!!!:placz: Quote
Recommended Posts
Join the conversation
You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.