Jagienka Posted April 9, 2009 Posted April 9, 2009 [quote name='joannasz']:smilecol: No to radosnych malowanych jajeczek Wam życzymy![/quote] My wam też... malowanych :evil_lol::diabloti: Quote
lupak Posted April 9, 2009 Posted April 9, 2009 [quote name='joannasz']:smilecol: No to radosnych malowanych jajeczek Wam życzymy![/quote] I my wzajemnie życzymy :lol: Quote
ockhama Posted April 9, 2009 Posted April 9, 2009 Joanno, tylko mnie nie strasz, że zamiast - w [I]jajeczne święta[/I] wolną i zrelaksowaną chwilą, bez codziennych trosk - PISAĆ... będziesz sobie jaja malować/robić :mad: I co ja biedna będę czytać? :placz: Quote
joannasz Posted April 10, 2009 Posted April 10, 2009 Ha, jaj nie będę sobie robić, ale remont w kuchni chyba tak! A w międzyczasie walnę akrylem włochate, czarne [B]Anioła Gareta! :diabloti:[/B] (który ostatnio jest bardzo pobudzony ten tego...) Quote
ockhama Posted April 10, 2009 Posted April 10, 2009 [quote name='joannasz']...A w międzyczasie walnę akrylem włochate, czarne [B]Anioła Gareta! :diabloti:[/B] (który ostatnio jest bardzo pobudzony ten tego...)[/QUOTE] Aaa... to "walniesz" JE akrylem na jaki kolor? Na gładko czy pstrokato? Mają szokować, rozweselać czy może przyozdobić świątecznie Aniołka Gareta? :razz: Quote
joannasz Posted April 13, 2009 Posted April 13, 2009 No i sam sobie walnął. Na żółto. :diabloti: W nocy zeszłam ze ściany i teraz dogorywam. Buziaki. Quote
joannasz Posted April 14, 2009 Posted April 14, 2009 Poduszkowiec [URL=http://img16.imageshack.us/my.php?image=stycze2009016.jpg][IMG]http://img16.imageshack.us/img16/2079/stycze2009016.jpg[/IMG][/URL] Quote
Jagienka Posted April 14, 2009 Posted April 14, 2009 O ranyyy :oops::oops::oops: Przeskoczył post i wyszło jak ja bym z rozkoszą te na żółto walnięte, albo Joannę... dogorywującą chciała zacałować :evil_lol::evil_lol::evil_lol: Quote
joannasz Posted April 14, 2009 Posted April 14, 2009 Lizaczek [URL=http://img91.imageshack.us/my.php?image=kwiecie2009016.jpg][IMG]http://img91.imageshack.us/img91/1548/kwiecie2009016.jpg[/IMG][/URL] [URL=http://img91.imageshack.us/my.php?image=kwiecie2009017.jpg][IMG]http://img91.imageshack.us/img91/6058/kwiecie2009017.jpg[/IMG][/URL] Quote
joannasz Posted April 14, 2009 Posted April 14, 2009 :evil_lol:He, he, Jagienka, to mi się spodobało! Od razu człowiekowi lepiej! Quote
ockhama Posted April 14, 2009 Posted April 14, 2009 [quote name='joannasz']No i sam sobie walnął. Na żółto. :diabloti: W nocy zeszłam ze ściany i teraz dogorywam. Buziaki.[/QUOTE] Chcę foto dokument-ację :mad: nie Ciebie dogorywającej :-( tylko [COLOR="Yellow"][B]żółtek[/B][/COLOR] Anioła Gareta :diabloti: Quote
joannasz Posted April 15, 2009 Posted April 15, 2009 [FONT=Arial]14.04.2009 wtorek[/FONT] [FONT=Arial]ŚWIĄTECZNY WYPOCZYNEK[/FONT] [FONT=Arial]Wiosna spisuje się nieźle. Chciałam nawet wyłączyć piec, ale Irena zaprotestowała w obawie, że znienacka nadejdą trzaskające mrozy. Wobec tego pootwierałam wszędzie okna i cierpię na myśl o tym, ile opału niepotrzebnie idzie w komin. U Ireny w pokoju nie można wytrzymać, bo kaloryfer ma odkręcony, a w dodatku słońce wali przez okno i drzwi balkonowe. Ale niech ma, pamiętliwa nie jestem, chociaż trudno zapomnieć te lata, kiedy wolno było palić tylko po południu, wskutek czego już wieczorem szron schodził ze ścian, a jak się piec rozhulał, to temperatura dochodziła nawet do szesnastu stopni, zanim znowu po trzech godzinach wygasł. Ratując życie, stosowałam dość osobliwy system ubierania się. Przyszedłszy z zewnątrz, zdejmowałam co prawda okrycie wierzchnie, za to zakładałam dodatkową parę spodni, dwa swetry i bluzę, szalik i rękawiczki. Na noc tylko zmieniałam zestaw i starałam się owinąć kołdrą oraz kocami na tyle szczelnie, aby jak najmniejszą część twarzy narazić na odmrożenia. [/FONT] [FONT=Arial]W piątek skończyliśmy pracę na tyle wcześnie, że zdążyłam jeszcze zajrzeć na targ, gdzie zamiast świątecznych zapasów nabyłam lilie św. Józefa, bo wszystkie zdechły częściowo przy mojej, częściowo Gareta pomocy. Ja dostawszy wiosennego kopa zbyt wcześnie zabierałam się za plewienie i wykopywanie wszystkiego zielonego, co wystawiło łeb nad ziemię, zanim zapał mi minie. Garet z upodobaniem wyszukiwał sobie legowiska w miejscach zupełnie niewskazanych i co gorsza pogłębiał je w cierpliwej nadziei na dokopanie się do chłodnych pokładów gleby, czy raczej – piasku. Wspólnymi siłami potrafimy wykończyć wszystko, co przytomnie w ekspresowym tempie nie osiągnęło wysokości przynajmniej metra. [/FONT] [FONT=Arial]W Wielki Piątek przezornie posprzątałam. Dziecko przyjechało późno, taszcząc moje nowe urządzenie do ćwiczeń, które ma mi pomóc w odzyskaniu ludzkich kształtów. Najlepiej od razu i bez mojego udziału. Sama już nie biorę się do skręcania takich rzeczy, bo mam złe doświadczenia. Obrazkowa instrukcja do połączenia dwóch prostych rurek wygląda jak schemat statku kosmicznego. Kaja jakoś sobie z tym radzi. Tym razem też się starała, przy wydatnej pomocy Gareta i kotów. Koty były zainteresowane tylko pudłem, za to Garet wszystkim, co było o tyle niebezpieczne, że któraś z drobnych, acz niezbędnych części, mogła się niespodziewanie zagubić wewnątrz psa.[/FONT] [FONT=Arial]Wreszcie w pokoju została tylko Gacia. Porzuciwszy pudło, zaczęła wnikliwe badać nasz nowy, wielki kwiatek doniczkowy, oby zdechł z samotności i przeciągów. [/FONT] [FONT=Arial]-Kaja, co ona tak węszy? Już któryś zdążył to obsikać?[/FONT] [FONT=Arial]-Jak tylko węszy, to nic. Dopóki buzi nie otworzy…[/FONT] [FONT=Arial]-No masz! Właśnie rozdziawiła paszczę! – padłam na kolana i zaczęłam obwąchiwać donicę. –O cholera, ale wali! Przeklęte koty! Gdzie ten cholerny rododendron postawić, dopóki nie wyrzucimy go na dwór? Noce jeszcze trochę za zimne… Nie może tu stać, bo rano obsikał go też Garet… Pewnie ucieszył się, że wreszcie ktoś wpadł na dobry pomysł i posadził krzak w domu.[/FONT] [FONT=Arial]-Na razie postawię go w korytarzu na szafce.[/FONT] [FONT=Arial]-Gacia, won![/FONT] [FONT=Arial]-Daj jej obwąchać, niech odczyta wiadomości.[/FONT] [FONT=Arial]-Gacia, ale pamiętaj, to jest tylko skrzynka odbiorcza! – pogroziłam kocicy. [/FONT] [FONT=Arial]Po spacerze Garet był tak zmachany i tak ciężko dyszał, że Kaja wachlowała go gazetą. [/FONT] [FONT=Arial]Remont w kuchni miałam zacząć sobotę, ale uświadomiłam sobie, że nie zdążę. Klej na ściany musiałam nałożyć w piątek. Kaja z udręczoną miną okleiła, co się dało, taśmą i pomogła mi odsunąć kredens. Nie znosi zmian, a tłumaczenie, że zrobiona rok temu ściana w gałęzie jodły przestała mi się podobać, wcale jej nie przekonało. Musiałam to przerobić, bo męczył mnie widok niedociągnięć, a świadomość, że była to moja pierwsza polichromia, nie wydawała mi się wystarczającym wytłumaczeniem. [/FONT] [FONT=Arial]Zastanawiałam się, czy jakoś nie unieruchomić spuchniętego łokcia, ale uznałam, że było by to równie skuteczne, jak sypanie antybiotyków do grobu. Poczuwszy kielnię w ręce aż westchnęłam z zadowolenia. Rany, trochę lepsza kondycja i zmieniłabym zawód![/FONT] [FONT=Arial]Gdyby nie pomoc Kai, nie zdążyłabym nawet do Bożego Narodzenia. Zlitowała się i w sobotę nałożyła mi dwie warstwy farby podkładowej. Ja tymczasem poszłam po zakupy i do święcenia. Jak zwykle bez koszyczka. [/FONT] [FONT=Arial]W kościele panował przyjemny chłód. Właśnie zbierała się kolejna grupa odświętnie ubranych ludzi. Mogłam tylko mieć nadzieję, że nie noszę na sobie zbyt widocznych znaków kleju albo farby. Na krześle pod ścianą drzemał jakiś gość w bardzo złej kondycji. Co chwilę odzyskiwał przytomność i chrapliwym głosem wygłaszał pełne ognia, aczkolwiek całkowicie niezrozumiałe kwestie. Jak potem wywnioskowała Kaja, widocznie to, co miał zamiar poświęcić, przyniósł wewnątrz siebie. Przedstawiciele społeczności taktownie symulowali niedosłuch i odwracali wzrok. Też odwróciłam i dopiero wtedy zauważyłam wielkanocną dekorację. Na wielkim panelu fototapeta przedstawiająca palmy na tle plaży w świetle zachodzącego słońca. Na dole, gdzie było widać obrzeże gigantycznej złotej muszli, wpasowano gustownie figurę leżącego Chrystusa. Muszla natychmiast skojarzyła mi się z Afrodytą. Opuściłam wzrok niżej. Krzykliwe kolory tropikalnego zachodu przechodziły kojąco w morze białych hortensji podświetlonych szafirowymi lampkami. Oj. [/FONT] [FONT=Arial]Ani kropla wody święconej do mnie nie dotarła, za to facetowi pod ścianą chyba się dostało, bo buntował się głośno i nawet podjął próbę opuszczenia chwilowej przystani, ale siły mu nie dopisały. [/FONT] [FONT=Arial]W domu powitało mnie zmęczone, lecz zdeterminowane dziecko i czarny, w słonecznikowe łaty, pies. Pies zrobił zachłannego zeza i już, już miał w zębach wędzoną polędwiczkę wieprzową, ale wykazałam się niebywałym refleksem. Wobec tego porwał z kredensu zgrabną czekoladową kaczuszkę, którą też mu odebrałam… Polędwicę dostał na śniadanie, które z uwagi na remont w pełnym rozkwicie, zastąpiło obiad. Zrezygnowana Irena nawet specjalnie nie protestowała. Garet też, tym bardziej, że dorwał się do zabójczego sosu majonezowo-chrzanowego. Wiem, że zabójczy, bo sama go robiłam. Mnie przyprawił o długotrwały atak rozpaczliwego kaszlu, na Garecie nie zrobił wrażenia. Zmieniłam Kaję i do drugiej w nocy nakładałam na ściany trzy warstwy przecierki oraz brokat. Pies malował się sam, za to bardzo skutecznie. [/FONT] [FONT=Arial]W niedzielę przyszedł czas na bejcę perłową, a później kolorowanie odciśniętych liści. Wieczorem zadzwoniła Baśka żeby złożyć powtórnie życzenia i zapytać, co ja tam dzień i noc robię w święta na tych ścianach…[/FONT] [FONT=Arial]Kaja spojrzała na mnie z ponurą naganą. [/FONT] [FONT=Arial]-Właśnie to interesuje wszystkich pozostałych sąsiadów, ale są w gorszej sytuacji niż Baśka. Nie mają twojego numeru… [/FONT] [FONT=Arial]Po północy kuchnia mieniła się kolorami jesiennych liści. Ja też. Starannie wyczyściłam rozpuszczalnikiem pędzle. Z rąk zeszła mi tylko wierzchnia część skorupy. Trochę oderwałam razem z naskórkiem. Żółty pies chwilowo zachował nowe ubarwienie. Takiego kurczaczka jeszcze nie mieliśmy. [/FONT] Quote
ania14p Posted April 15, 2009 Posted April 15, 2009 Jestem tu i czytam Twoje opowiastki, donoszę o tym, żeby nie było, że jesteś sama w kosmosie. Całuski dla POTWORA! Quote
ockhama Posted April 15, 2009 Posted April 15, 2009 [quote name='joannasz']...Ani kropla wody święconej do mnie nie dotarła...[/QUOTE] Boszee... a jak to było rok temu? Dwa lata temu? Trzy lata temu? ...??? Chwalić... że masz koło siebie Anioła Gareta :megagrin: [quote name='joannasz']... i do drugiej w nocy nakładałam na ściany trzy warstwy przecierki oraz brokat. ...W niedzielę przyszedł czas na bejcę perłową, a później kolorowanie odciśniętych liści. ...[/QUOTE] Dawaj foty tych fresków :mad: na wszystkich czterech ścianach! odzielnie czy razem - jak chcesz - ale dawaj - bo jak nie to... znowu Was nawiedzę :diabloti: żeby zobaczyć na własne :crazyeye: [quote name='joannasz']... co ja tam dzień i noc robię w święta na tych ścianach…[/QUOTE] no... nie bądź nieśmiało-skromnym sobkiem... proszę :modla: Quote
joannasz Posted April 16, 2009 Posted April 16, 2009 [quote name='ania14p']Jestem tu i czytam Twoje opowiastki, donoszę o tym, żeby nie było, że jesteś sama w kosmosie. Całuski dla POTWORA![/quote] Dzięki, Aniu. To dla mnie ważne. :loveu: Quote
joannasz Posted April 16, 2009 Posted April 16, 2009 Dobra, Brzytwo, nawiedzaj.:multi: Mówię Ci, własnym okiem to inaczej wygląda. Aparatem to wiesz, światło się odbija od ściany, a poza tym baterie muszę kupić. Z wodą święconą to w ogóle mam jakoś ciężko, raz w roku człowiek idzie i jeszcze go nie pokropią. Może jest racjonowana... MAUPA, dzięki za sformatowanie, wczoraj nie zdążyłam (w pracy remont, pisałam na kompie kolegi, w open office, nie wiem, dlaczego taki upiór wyszedł?! Litery wielkości Pałacu Kultury). Quote
ockhama Posted April 16, 2009 Posted April 16, 2009 [quote name='joannasz']... [B]własnym okiem[/B] to inaczej wygląda. Aparatem to wiesz, [B]światło się odbija od ściany[/B], a poza tym [B]baterie muszę kupić[/B]. Z wodą święconą to w ogóle mam jakoś ciężko, raz w roku człowiek idzie i jeszcze go nie pokropią. Może jest racjonowana...[/QUOTE] Taak, że niby lepiej moje "oko" narażać na ślepotę przez bezpośrednie odbicia światła, a i na baterie Ci szkoda - taka antyspołeczna postawa to inaczej przekręt=wykręt...:mad: ale to zapewne z powodu permanentnego braku wody... święconej :eviltong: Quote
Marmir Posted April 21, 2009 Posted April 21, 2009 Joanno!dziewczyny dzięki Wam sto krotne!!!chociaż tu na Garetowym wątku można pośmiać się do łez!!!pozdrawiam i czekam na dalszy ciąg wydarzeń :loveu: Quote
joannasz Posted April 22, 2009 Posted April 22, 2009 Już niedługo. Jutro wystawa obrazów, więć potem coś wrzucę. Są i złe wiadomości, niestety... Pozdrawiam Was wszystkie. Quote
ockhama Posted April 23, 2009 Posted April 23, 2009 [quote name='joannasz']Już niedługo. Jutro wystawa obrazów, więć potem coś wrzucę. Są i złe wiadomości, niestety... Pozdrawiam Was wszystkie.[/QUOTE] Wystawa obrazów... Twoich :multi: jak dobrze zakumałam... Gratulacje :Rose: ...chcemy tu dokładną relacje oczywiście z fotami! A co do złych info... to dawaj natychmiast... bo temperatura i ciśnienie mi się podniosą, zbytnio ponad normę i mogę [I]hiobowych wieści[/I] nie doczekać... :cool1: Quote
joannasz Posted April 27, 2009 Posted April 27, 2009 [SIZE=3]Nie tak od razu wszystko... powoli, za duża przerwa.[/SIZE] [FONT=Arial][SIZE=3]20.04.2009 poniedziałek[/SIZE][/FONT] [FONT=Arial][SIZE=3]PĘDY I POPĘDY[/SIZE][/FONT] [FONT=Arial][SIZE=3] Po rehabilitacji mój łokieć, a konkretnie, nadkłykieć boczny, oby go sraczka męczyła przez resztę życia, ma się znacznie gorzej. I to wcale nie remont mu zaszkodził. [/SIZE][/FONT] [FONT=Arial][SIZE=3] W pracy już przy drzwiach powitał mnie remont. Robią wejście. Zaklęłam i powędrowałam na skróty przez pierwsze piętro. W naszym pokoju pełno pyłu i wszystkie biurka przykryte folią. Zaklęłam ponownie, znacznie serdeczniej. Koleżanki poinformowały, że będę miała swój gabinet. Z części zrujnowanych pomieszczeń, które służyły nam za palarnię. [/SIZE][/FONT] [FONT=Arial][SIZE=3] -Aaaa! – zmartwiłam się. –A gdzie będziemy palić?[/SIZE][/FONT] [FONT=Arial][SIZE=3] Starłam kilogram tynku z fotela i odkopałam komputer. I czym powitał mnie po dwóch tygodniach nieobecności? Dwuznacznym komunikatem: „Błąd podczas komunikacji z jądrem”. Hm. Chyba nie moim. Kurde! Ilekroć porzucę go na dłużej niż kilka dni, zaczyna świrować na wszelkie możliwe sposoby. Ja rozumiem, że jesteśmy organicznie połączeni, choć nie przez jądra na szczęście, ale to już przesada. [/SIZE][/FONT] [FONT=Arial][SIZE=3] -Ale jaja! – ucieszył się Paweł, wpatrzony roziskrzonym wzrokiem w monitor.[/SIZE][/FONT] [FONT=Arial][SIZE=3] -No właśnie nie. Akurat z nimi nie może się skomunikować... To chyba esetowi odbiło. [/SIZE][/FONT] [FONT=Arial][SIZE=3] Kliknęłam po więcej informacji i dowiedziałam się, że mogę je sobie przeczytać w różnych dziwnych językach, w większości obrazkowych, gdzie zdania wyglądają jak schematyczny rysunek zawartości składu meblowego. [/SIZE][/FONT] [FONT=Arial][SIZE=3] Ledwie otrząsnęłam się z poremontowego i pourlopowego szoku, okazało się, że Paweł odchodzi. Jedyny mężczyzna w naszej grupie! I taki świetny kumpel, z którym można porozmawiać o wszystkim, od pierdół począwszy, przez dylematy egzystencjalne po rozwój osobisty i poszukiwania duchowe![/SIZE][/FONT] [FONT=Arial][SIZE=3] -Piersi mi zmalały – poinformował Paweł, kiedy paliliśmy na ruinach za drzwiami wejściowymi. Robotnicy byli nieobecni. [/SIZE][/FONT] [FONT=Arial][SIZE=3] -Złożyłeś wypowiedzenie i mimetyzm przestał być potrzebny? – zaciekawiłam się. [/SIZE][/FONT] [FONT=Arial][SIZE=3] -Na to wygląda. [/SIZE][/FONT] [FONT=Arial][SIZE=3] -Weźże powiedz, co chcesz na prezent pożegnalny – błagała Kasia. –Bo kupimy ci byle co i będziesz niezadowolony. [/SIZE][/FONT] [FONT=Arial][SIZE=3] -Na przykład maszynkę do mięsa... albo bokserki w pieprzące się słoniki – powiedziałam zmartwiona. [/SIZE][/FONT] [FONT=Arial][SIZE=3] Po trzech dniach nagabywań Paweł wreszcie wystękał, że chce biblię, wydanie jerozolimskie. Przez te trzy dni błąkałam się bezdomna po zatłoczonych pokojach, bo w naszym nie dało się już przetrwać, bowiem prace remontowe były w pełnym, brudnym toku. Momentami podłączałam się do komputera Pawła, który z kolei błąkał się poza swoim pokojem, straciwszy motywację do pracy. Jednak większość potrzebnych mi rzeczy była w moim, więc głównie bezproduktywnie grzebałam w Internecie. Jezu, wściekłabym się, gdybym dłużej była skazana na nicnierobienie. [/SIZE][/FONT] [FONT=Arial][SIZE=3] W domu usuwałam pozostałości po remoncie w kuchni i robiłam nowy bałagan ściągając ze ścian obrazy i pakując je niedbale do przywleczonych z piwnicy pudeł przed wystawą.[/SIZE][/FONT] [FONT=Arial][SIZE=3] Garet latał jak potłuczony, sprawiając wrażenie, że mózg nieodwołalnie osunął mu się pomiędzy tylne łapy. Zaczęłam podejrzewać, że cały świat, łącznie z naszymi ubraniami i moją pościelą ma cieczkę. [/SIZE][/FONT] [FONT=Arial][SIZE=3] Po tygodniowej nieobecności wróciła Liszka. Wyglądała jak zmora, słaniała się na łapach i zataczała. Ulokowała się w szafie Ireny. Nawet pić nie mogła, choć sprawiała wrażenie, że chciałaby. Po kilku godzinach obserwacji i diagnozie Ireny, że zdycha z głodu i trzeba ją na siłę karmić, bo ktoś ją gdzieś na tydzień zamknął i jest wycieńczona, doszłam do wniosku, że wygląda to na truciznę. Próby podania wody spełzły na niczym, chyba z powodu porażonych mięśni. Wieczorem zadzwoniłam do Artura. Nie odbierał, ale przyjechał po dziewiątej. [/SIZE][/FONT] [FONT=Arial][SIZE=3] Obejrzał Liszkę, obwąchał i oznajmił:[/SIZE][/FONT] [FONT=Arial][SIZE=3] -Warfaryna. [/SIZE][/FONT] [FONT=Arial][SIZE=3] Zaaplikował jej dwa zastrzyki, dwa kolejne zostawiając mi na następny dzień. Nie wyglądał zbyt optymistycznie. Na moje oko też nie było się z czego cieszyć. [/SIZE][/FONT] [FONT=Arial][SIZE=3] Następnego dnia przyjechała Kaja i wspólnie z Ireną podjęły akcję dopajania i dokarmiania Liszki. Kaja optymistycznie twierdziła, że jest lepiej, choć według mnie było coraz gorzej. [/SIZE][/FONT] [FONT=Arial][SIZE=3] Tylko do Gareta nie docierało nic oprócz obezwładniającej siły popędu. Dysząc i przewracając wybałuszonymi gałami próbował przelecieć wszystko, nie wyłączając Perły i naszego blisko dziewięćdziesięcioletniego sąsiada. Kaja uratowała pierwszą ofiarę, ja drugą. My broniłyśmy się we własnym zakresie. Oscylowałam pomiędzy chęcią mordu a głębokim współczuciem. Współczucie przechodziło mi wtedy, kiedy wyczepiałam obleśnego sukinsyna ze swoich nóg wraz z resztkami tkanek. [/SIZE][/FONT] [SIZE=3][/SIZE] Quote
ockhama Posted April 27, 2009 Posted April 27, 2009 Boszee... oplułam se kompa... :megagrin: przez Ciebie... A i jeszcze... tak tylko, malutkim nieśmiałym nawiaskiem... może byś w końcu przemyślała problem... i zapodała na wieki - Garetowi - do jego wewnętrznego systemu operacyjnego jednoznaczny komunikat: „Błąd podczas komunikacji z jądrem” (a raczej jądrami) :diabloti: ... to może po pewnym czasie przestanie się Tobie/Wam "zawieszszać"... na wszystkich i wszystkim... fachowiec z vet-serwisu wykona tylko taki mały myk [z] systemem operacyjnym... :eviltong: Quote
joannasz Posted April 27, 2009 Posted April 27, 2009 A, to w takiej sytuacji zawiesza się fachowiec i ma problem w komunikacji z jądrem...:diabloti: [FONT=Arial]Liszka, mimo optymistycznych zapatrywań Kai, według mnie czuła się coraz gorzej. Tym razem bez oporów godziłam się z pesymistycznymi opiniami Ireny.[/FONT] [FONT=Arial]-Po co my ją tak męczymy? Przecież ona zdycha. [/FONT] [FONT=Arial]Zasyczałam przez zęby. Też tak uważam, ale przecież nie mówi się tak przy pacjencie!!! [/FONT] [FONT=Arial]Jezu, socjologia medycyny mi zaszkodziła... Ludzi można oszukać, ale przecież nie zwierzęta, bardziej świadome i mądrzejsze niż my, gatunek z przerośniętym ego i zagubionym kompasem od poruszania się w wielowymiarowej przestrzeni wszechświata. [/FONT] [FONT=Arial]Liszka, z rudym futrem sklejonym śladami idiotycznych prób wlewania życia w gasnące światełko, patrzyła na nas cierpliwie i wyrozumiale jasnozielonymi, przytomnymi oczami. Bez wątpienia wiedziała, o co nam chodzi, dlatego dała nam tę szansę uspokojenia sumienia. Jedzenie. Ogłupiacz, zguba, ratunek bezradnych i zwyrodniałe, atawistyczne medium okazania miłości i troski. Prawda jest taka, że nie pomaga ani zdrowym, ani umierającym. Szkodzi, jak każdy środek usiłujący zastąpić miłość i wsparcie. Ale często nie potrafimy inaczej. Posługujemy się najprymitywniejszym rozumowaniem – jedzenie = życie. [/FONT] [FONT=Arial]Wiedziałam, że nie możemy jej pomóc. Trucizna poczyniła zbyt duże szkody w organizmie. Może, gdyby dotarła do domu od razu... Modliłam się, żeby nie cierpiała. Nie zasłużyła na to. Żadna istota nie zasługuje. Miałam nadzieję, że po prostu zaśnie, zgaśnie tak, jak gasła przez ostatnie dni. Spokojnie. Kiedy widziałam ją ostatni raz, leżała na łóżku Ireny. Odsunęłam jej spod mordki kołdrę, żeby jej się lepiej oddychało. Pogłaskałam delikatnie po rudym, bezsilnie zwieszonym łebku. [/FONT] [FONT=Arial]Kiedy następnego dnia wróciłam z pracy, w pokoju Ireny pachniało cardiolem. Irena leżała na łóżku twarzą do ściany. [/FONT] [FONT=Arial]-Trzeba pochować Liszkę – powiedziała matowym głosem. [/FONT] [FONT=Arial]-Umarła? – zapytałam idiotycznie.[/FONT] [FONT=Arial]-Tak, w nocy. [/FONT] [FONT=Arial]-Zaraz się tym zajmę. [/FONT] [FONT=Arial]Dopiero wychodząc z pokoju Ireny zauważyłam Lisię, częściowo przykrytą gazetą, leżącą przy komodzie. Nie wyglądało na to, aby Bóg wysłuchał moich próśb. Leżała wyciągnięta jako do skoku, z otwartymi oczami. A może jednak wysłuchał? Może to odruch.... [/FONT] [FONT=Arial]Zdzwoniłam do Kai. Ustaliłyśmy, że pochowamy ją w pobliżu malin. [/FONT] [FONT=Arial]Zanim się wyzbierałam, Irena wstała. [/FONT] [FONT=Arial]-Przy malinach? Nawet nie dasz rady wykopać dołu, tam są same kamienie![/FONT] [FONT=Arial]Pominęłam milczeniem kwestię kamieni. *******ić, na równi kamienie i mój zasrany nadkłykieć, moja jego mać, pieprzony, boczny. Zdechnę, a wygrzebię dół. [/FONT] [FONT=Arial]-Przyniesiesz ją, jak już będę gotowa? Ja chyba nie dam rady...[/FONT] [FONT=Arial]-Pewnie. Ale te kamienie...[/FONT] [FONT=Arial]Machnęłam tylko ręką.[/FONT] [FONT=Arial]Cóż, Irena miała rację. Nie uwierzyłabym, że w naszym ogródku istnieje równie skaliste miejsce. Wapień na wapieniu i wapieniem pogania. Tudzież korzeniami chwastów, czyli malin. Słabo mi się robiło z bólu i wysiłku, ale uparłam się. [/FONT] [FONT=Arial]W palącym słońcu pochowałyśmy rudą matkę kociego rodu. Przez głowę przelatywały mi wspomnienia. Okrutnie śnieżna i mroźna zima i Irena meldująca, że do piwnicy wprowadził się młody, rudy kot. Z twarzy – kotka. Śliczna. Smukła, na wysokich łapach, z jasnozielonymi oczami. Przymilna, urocza.[/FONT] [FONT=Arial]-Bierzemy – zadecydowałam. [/FONT] [FONT=Arial]I pierwszy raz, kiedy zaniosłyśmy Lisię do mieszkania. Wpadła w taką panikę, że usiłowała wyjść przez zamknięte okno, demolując cały korytarz. Ale przecież domowy kot ma być w domu. Przyzwyczaiła się. [/FONT] [FONT=Arial]I ta wczesna wiosna, kiedy poszła w długą i nie zdążyła na tabletkę. Ciąża, matura Kai i poród, który odbierałyśmy na jej łóżku, otrzymując w darze Baki (ś.p.), Liszowatego (żyje w luksusie), Kolesia, Gacię i wreszcie, ostatnią i po długiej przerwie, Perłę. Lisia, równie dojrzała do macierzyństwa jak ja, w historycznym momencie, też być może cierpiąca na depresję poporodową, zwiała i zostawiła nam na głowie swoje garnące się do życia dzieci. Rozumiem ją, choć sama nie miałam takiej możliwości. Wróciła po trzech dniach, ale wychowanie i karmienie spadło na nas. Wtedy po raz pierwszy Kaja zrealizowała się jako matka, matka idealna, perfekcyjna. I taką pozostała do dziś. „Tańcząca z kotami”. Gdyby to udokumentować nagraniem filmowym, i tak każdy pomyślałby, że to fotomontaż. A to tylko moja córeczka, wspaniała kobieta, z miłościami swojego życia.[/FONT] [FONT=Arial]Żegnaj, Lisiu. Śliczna, ruda kociczko, niezdolna wyrzec się wolności nawet za cenę życia i luksusu. Żegnaj, zielonooka. [/FONT] Quote
Recommended Posts
Join the conversation
You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.