kinga Posted March 5, 2009 Posted March 5, 2009 [quote name='joannasz'] Pozdrawiam [B]aktywnych[/B] czytelników: Ciebie i Lupak:loveu:[/quote] ... a o pasywnych, aczkolwiek wiernych - pies z kulawą nogą...:-( Quote
ania14p Posted March 5, 2009 Posted March 5, 2009 My, pasywni sami siebie pozdrowimy :evil_lol: i czytamy dalej :diabloti:! Quote
joannasz Posted March 5, 2009 Posted March 5, 2009 No, wasze szczęście, że dajecie znak życia, bo czułam się jak w domu duchów :ghost_2:. To jak z moją mamusią - mówię, mówię (a raczej porykuję) i nigdy nie jestem pewna, czy słyszy. Quote
betuana Posted March 5, 2009 Posted March 5, 2009 Ja też czytam - stale i namiętnie:evil_lol: Rzadko się ujawniam, ale to ze względu na wrodzoną niechęć do słowa pisanego... Quote
ockhama Posted March 6, 2009 Posted March 6, 2009 ... czytających czy piszących tu i ówdzie... czasami trzeba pomysleć o dwóch końcach kija, dwóch stronach medalu, wschodzie i zachodzie "czegoś tam"... usiłować zrozumiec, zauważyć, poklepać po ramieniu, podziękować, przeprosic... albo zwyczajnie nieśmiało napomknąć [I]jestem jestem, czytam czytam[/I]... bo nikt raczej nie pisze sam do siebie - wykluczając oczywiście spis własnych sklepowych zakupów :diabloti: Quote
Jagienka Posted March 6, 2009 Posted March 6, 2009 To ja też napiszę, że jestem czytam, od samego początku :oops: I mogę tez poklepać... po ramieniu... Quote
joannasz Posted March 7, 2009 Posted March 7, 2009 :loveu::Rose: a to od Garecika dla Was na Dzień Kobiet Quote
ockhama Posted March 7, 2009 Posted March 7, 2009 ... a to i jego ucałuj i z tej okazji i bez okazji też ;) Quote
joannasz Posted March 8, 2009 Posted March 8, 2009 :buzi:robię to tyle razy na dobę, że powinien już wyłysieć Quote
Marmir Posted March 8, 2009 Posted March 8, 2009 [quote name='joannasz']:loveu::Rose: a to od Garecika dla Was na Dzień Kobiet[/quote] Dzięki Gareciku kochany !Joanno czekam zawsze z niecierpliwością na dalszy ciąg Twojego opowiadania ,a nie ponaglam tylko dlatego żeby tych kondolencji marcowych Ci nie składać :evil_lol::loveu: Quote
ockhama Posted March 8, 2009 Posted March 8, 2009 [quote name='joannasz']:buzi:robię to tyle razy na dobę, że powinien już wyłysieć[/QUOTE] Joanno, ale to chyba własnie działa odwrotnie... taki częsty "masaż" przyśpiesza krążenie, dotlenia naczynia krwionośne a tym samym odżywia skórę i stymuluje porost włosów... chyba :eviltong: Quote
joannasz Posted March 9, 2009 Posted March 9, 2009 [quote name='Marmir']Dzięki Gareciku kochany !Joanno czekam zawsze z niecierpliwością na dalszy ciąg Twojego opowiadania ,a nie ponaglam tylko dlatego żeby tych kondolencji marcowych Ci nie składać :evil_lol::loveu:[/quote] He, he, i tak będziesz składać :eviltong: Quote
joannasz Posted March 9, 2009 Posted March 9, 2009 [quote name='ockhama']Joanno, ale to chyba własnie działa odwrotnie... taki częsty "masaż" przyśpiesza krążenie, dotlenia naczynia krwionośne a tym samym odżywia skórę i stymuluje porost włosów... chyba :eviltong:[/quote] Taaa... to już wiem, czemu on tak masywnie obrośnięty WSZĘDZIE. :ylsuper: Quote
ockhama Posted March 9, 2009 Posted March 9, 2009 WSZĘDZIE :crazyeye: to znaczy masujesz-całujesz Garetta WSZĘDZIE :oops: Quote
joannasz Posted March 10, 2009 Posted March 10, 2009 :evilbat: WSZĘDZIE. No, ale z człowiekiem bym tak nie mogła. Trochę obrzydliwi jesteśmy... Moja terapeutka też się trochę zdziwiła...:eek: Garecika kocham calutkiego, a poza tym cały jest śliczny i cudnie pachnie. :dog: Quote
cyganka Posted March 10, 2009 Posted March 10, 2009 czytamy czytamy ale nie zawsze piszemy.:roll: Quote
joannasz Posted March 12, 2009 Posted March 12, 2009 [FONT=Arial]12.03.2009 czw.[/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] [FONT=Arial]DZIEŃ KOBIET I NIE TYLKO[/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] [FONT=Arial] Jestem adoptowanym dzieckiem. Pracuję w jednej instytucji, ale moje miejsce pracy mieści się w innej. Sytuacja ta wynikła z ciasnoty lokalowej. Budynki mają fatalną właściwość – są sztywne i nie da się ich rozciągnąć. Kocham swoją rodzinę zastępczą i w gruncie rzeczy żyję jej życiem, a i pod względem merytorycznym moja praca jest związana bardziej z nią niż z instytucją macierzystą. Współpraca układa nam się znakomicie. [/FONT] [FONT=Arial] -Ty słyszałaś, jak Ewa się męczyła wczoraj z tym głuchym? – zagadnęła mnie szefowa rodziny zastępczej, zanim zdążyłam wydostać się z kurtki. [/FONT] [FONT=Arial] -No, częściowo słyszałam, bo mnie ryki zdekoncentrowały. [/FONT] [FONT=Arial] -Radziłam jej, żeby pisała mu dużymi literami na kartce, ale wrzasnęła, że on jest również ślepy... No i nigdzie go nie mogę pokierować, dopóki nie zrobi operacji oczu. [/FONT] [FONT=Arial] -Patrz, a przysięgłabym, że Ewę jednak zobaczył... gapił się na nią z wyrazem absolutnego uwielbienia na twarzy. [/FONT] [FONT=Arial] -A weź, przestań. Joaśka, załatw mu jakieś słuchawki. [/FONT] [FONT=Arial] Zamarłam z kubkiem w ręku. Kawy jeszcze nie piłam, niż wgniatał w ziemię, więc poniekąd moje otępienie było usprawiedliwione. Słuchawki... jakie, kurde, słuchawki?![/FONT] [FONT=Arial] -Aaaa, aparat słuchowy – odetchnęłam z ulgą.[/FONT] [FONT=Arial] -No przecież mówię...[/FONT] [FONT=Arial] -To nie tak. Najpierw laryngolog, potem dofinansowanie z NFZ, a potem dopiero z PFRON-u. A zresztą może on ma aparat. Trzeba zapytać... o, właśnie, Ewa! Ten klient, któremu proponowałaś opiekunkę na obiad, to ma aparat słuchowy? [/FONT] [FONT=Arial] Ewa zamarła w drzwiach z wyrazem rozpaczy na twarzy. [/FONT] [FONT=Arial] -Ma! I co z tego, że ma, jak go nie będzie nosił. Uparł się i nie będzie.[/FONT] [FONT=Arial] -Może go trzeba jakoś nakłonić – zaproponowała optymistycznie szefowa. [/FONT] [FONT=Arial] -Moja mama też nie chce nosić. Za nic w świecie. Podobno jednak ta jakość dźwięku jest fatalna i to denerwuje. Woli nie słyszeć – powiedziałam z przygnębieniem. [/FONT] [FONT=Arial] -Mój ojciec też nie chce – potwierdziła Ewa. [/FONT] [FONT=Arial] -No, ale dajcie spokój, ślepy jest i głuchy ma być? Może jednak da się namówić. [/FONT] [FONT=Arial] -Nie będzie nosił, bo słyszy głosy – Ewa energicznie ruszyła do swojego biurka. [/FONT] [FONT=Arial] -Twoja mam też słyszy? – zaciekawiła się szefowa. [/FONT] [FONT=Arial] -Tylko ryczące...[/FONT] [FONT=Arial] -Słyszy głosy, bo ma schizofrenię! – zirytowała się Ewa. [/FONT] [FONT=Arial] -O Jezu... - wymamrotałam stłumionym głosem. Nagle przypomniała mi się Grażyna spazmująca w palarni. Chrząknęłam i pospiesznie zapanowałam nad twarzą. – Ciekawe, że bez aparatu mu odpuszczają... [/FONT] [FONT=Arial] -Już sama nie wiem, co mam z nim zrobić! – jęknęła Ewa. –Ślepy jest, głuchy, słyszy głosy i jeszcze ma zepsute zęby, a bez zębów nie zoperują mu oczu!!![/FONT] [FONT=Arial] Stłumiłam skowyt i runęłam w drzwi, ale zamiast do kuchni popędziłam do łazienki, bo jest bliżej i bardziej ustronna. [/FONT] [FONT=Arial] I jak tu nie kochać takiej rodziny zastępczej? Jednakże na zaproszenie do karczmy z okazji Dnia Kobiet w pierwszym odruchu odmówiłam. Paskudnie nietowarzyska jestem, poza tym w piątek miałam być w Krakowie, do karczmy publicznymi środkami lokomocji dojechać się nie da, musiałabym miotać się busami tam i z powrotem, a ostatnie kilometry pokonać na nogach... Argumentów miałam mnóstwo. [/FONT] [FONT=Arial] -Weź, Aśka, nie rób jaj. Wysiądziesz na przystanku i ktoś po ciebie podjedzie – fuknął zniecierpliwiony Paweł. [/FONT] [FONT=Arial] Nie potrafiłam odmówić naszemu jedynemu mężczyźnie. A zresztą, postanowiłam, będę obchodzić Dzień Kobiet, dopóki jeszcze da się rozpoznać płeć. Ostatecznie to tylko dzień, jak przytomnie zauważył Sztaudynger „Obchodzimy ku chwale Ojczyzny jeden Dzień Kobiet, cały rok mężczyzny”. [/FONT] [FONT=Arial] Wskutek tych decyzji, czwartkowe popołudnie spędziłam na ciężkiej pracy, której efektów i tak nie było widać, mianowicie zajęłam się sobą. Zafascynowany Garet deptał mi po piętach i właził pod nogi, domagając się zwykłej porcji czułości. [/FONT] [FONT=Arial] Kiedy, zezując do małego lusterka, usiłowałam sobie wyregulować brwi, wlazł na ławę, stamtąd na stół, i zdecydowanym krokiem ruszył w moim kierunku, zapewne po to, żeby obdarować mnie buziakiem. Niestety, na drodze stanęła mu miseczka z migdałami. Przestraszony łoskotem, z jakim wypróżniła się na podłogę, szarpnął się i wysłał w kuchenny kosmos mosiężny dzban z różami z jesiennych liści. Nie wybiłam sobie oka, ale wrzasnęłam i zaklęłam paskudnie, zrywając się z fotela. Garet natychmiast zsunął się ze stołu na moje miejsce i spłoszony wachlował rzęsami rzucając mi rozżalone spojrzenia. Nie dość, że jakieś paskudztwa rzuciły się na niego, to jeszcze mamusia krzyczy... [/FONT] [FONT=Arial] Wycałowałam szlachetną myśliwską mordkę i wszystko wróciło do normy. Mogłam zająć się poszukiwaniem jakichś preparatów do twarzy. Zestaw do peelingu okazał się przeterminowany, poza tym wyrzuciłam polską ulotkę, a francuskiego nie znam. Udało mi się za to znaleźć maseczkę oczyszczającą „under 20”, co stropiło mnie tylko na chwilę. Zanim zaschła, przykleiłam sobie włosy do twarzy, okulary do nosa i usta do Garetowego czoła. Odrywanie większości było bolesne. [/FONT] [FONT=Arial] Odebrałam Garetowi szpulkę nici, którą mamlał dyskretnie na ławie i wypuściłam go do ogrodu. Nałożyłam sobie na włosy natłuszczający olejek amla i zabrałam się za paznokcie. Okazało się, że lakier wysechł. [/FONT] [FONT=Arial] Zapadł późny wieczór, Garecik padł jak ścięty, a ja byłam mniej więcej w połowie. Jezu, skąd kobiety biorą tyle czasu?! Wreszcie weszłam pod prysznic i spłukałam z siebie wszystko. Przynajmniej tak mi się zdawało. [/FONT] [FONT=Arial] W nocy męczyły mnie okropne koszmary na temat Gareta. Musiałam wydawać straszne dźwięki, bo psina porzuciła kanapę i wlazła do łóżka, spychając mnie na peryferie. Przytulał się tak słodko, że zrezygnowałam ze snu i czochrałam go z twarzą wtuloną w grzywę na karku. W rezultacie wstałam wcześniej, niż zamierzałam. I całe szczęście. [/FONT] [FONT=Arial] Wypuściłam Gareta do ogrodu, żeby przepłoszył wszystkie upiory, które tam się w nocy zalęgły, nałożyłam mu mięso na miskę i weszłam do łazienki. Jezu. Wzdłuż twarzy spełzały mi, bez wątpienia, znakomicie natłuszczone włosy. A przecież myłam je w gorącej wodzie! Może użyć płynu do mycia naczyń?[/FONT] [FONT=Arial] Wpuściłam roześmianego Gareta popiskującego na wyszczerzonej piłeczce bez oczu i zajęłam się włosami. Przed wyjściem z domu byłam mniej więcej w zwykły sposób sucha. Kaja na szczęście wygrzebała się wcześniej z wyra i przyjechała przed południem, więc Garecikowi nie groził zespół porzucenia. [/FONT] [FONT=Arial] Impreza w karczmie udała się znakomicie. I tak już zgrani, zbliżyliśmy się jeszcze bardziej. Po każdym kuflu piwa rosła nasza wzajemna miłość. Pękaliśmy ze śmiechu, a pod koniec nawet próbowaliśmy śpiewać. Na szczęście był to już ten etap, kiedy nie zwraca się uwagi na występy innych, a krytycyzm wobec własnych spada do zera. Wszystko grało, oprócz jedzenia. Zamówiliśmy dwa korytka z grilla, co na kilkanaście osób okazało się wystarczające. Na dnie korytka leżało tak na oko z dziesięć kilo pieczonych ziemniaków, na nich grillowane mięso. Gatunek nie miał znaczenia, bowiem smak i zapach każdy umęczony kawałek miał identyczny. Zapakowałam tego sporo do reklamówki, Garet nawet nie grymasił. Przynajmniej, o ile pamiętam... c.d.n.[/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] Quote
Marmir Posted March 14, 2009 Posted March 14, 2009 [FONT=Arial] Żyjecie po tej kolacji?jak Garecik nie zatrułaś go tym" żarciem";) i gdzie ten d.c.n.;) pozdrawiam i czekam:loveu: [/FONT] Quote
ockhama Posted March 16, 2009 Posted March 16, 2009 Szczęściaro! hmm... współpraca... szczera, na każdym froncie i zawsze... no właśnie, to niby taki proste: pomagać sobie w życiu a nie utrudniać tak w "rodzinie" jak i w "rodzinie zastępczej", ale to, niestety, chyba jest "ginący gatunek na wymarciu"... tak w świecie wirtualnym jak i realnym - c'est la vie lub inaczej :shithappens: PS. pozdrowienia dla Twoich "współpracowników z rodziny zastępczej"... i dla, a może zwłaszcza i mimo wszystko dla "ślepego, głuchego, słyszącego głosy, bezzębnego"... Quote
joannasz Posted March 17, 2009 Posted March 17, 2009 :loveu:Dzięki. Zęby ma, tylko chore. Niedługo się odezwę na PW. Coś się wykluwa. Quote
ockhama Posted March 18, 2009 Posted March 18, 2009 Taaa... :mad: na ten "c.d.n." to od dwunastego marca karzesz nam długo czekać, osobiście boję się że mogę nie doczekać, chyba odczytają mi go prędzej nad grobem - zamiast tzw. mowy pożegnalnej, muszę w testamencie o to poprosić i to następne pokolenia - tak co 100 lat kolejny "c.d.n."... a kiedyś było inaczej (wiem, taki tekst to oznaka starości) obiecane to obiecane, słowo to słowo, nawet w takiej TV, co to wiele różnych prawd nam zapodaje, wiadomo było jaki serial i kiedy. Człowiek wiedział "Niewolnica Isaura", "Dynastia" czy inny "Klan" to NA PEWNO są i będą i nawet jak prąd odłączyli to sama myśl i pewność, że emitują mimo wszystko, już była krzepiąca. Quote
joannasz Posted March 18, 2009 Posted March 18, 2009 No dobra, dobra, już nie marudź, Brzytewko. [FONT=Arial]Następnego dnia wstałam w stosunkowo niezłej formie, co mnie samą zaskoczyło. Bardziej zrozumiałe by było, gdybym przez pół dnia patrzyła głęboko i rzewnie w oczy muszli klozetowej...[/FONT] [FONT=Arial] W odróżnieniu ode mnie, Irena i Kaja, prowadzące paskudnie zdrowy tryb życia, charczały, smarkały i kaszlały patrząc na pokrywający się śniegiem świat załzawionymi oczami. Garet, w formie znakomitej, jak zawsze, polował na chusteczki do nosa porzucone przez Kaję, a w przerwach na koty ze szczególnym uwzględnieniem Marchwi. Wydobycie chusteczek z psa wymagało włożenia ręki po łokieć do jego przepastnego przełyku. Kotów na szczęście nie trzeba było wydobywać, radziły sobie same. [/FONT] [FONT=Arial] Odpowiedziałam optymistycznie na kilka sms-ów z zapytaniem o samopoczucie, ale z każdym spojrzeniem za okno mój optymizm wiądł jak róża od Kai. Optymizm Gareta i tulipan Ireny miały się świetnie. [/FONT] [FONT=Arial] -To mężczyźni powinni dawać kwiatki na Dzień Kobiet – oprotestowała Irena gest wnuczki.[/FONT] [FONT=Arial] -Ale jeśli ich nie ma... – Kaja wzruszyła ramionami. [/FONT] [FONT=Arial] Garet z fotela i Koleś usadowiony nad jego głową, na oparciu, obrzucili ją pełnym wyrzutu wzrokiem. Garet zerwał się, złapał swoją ukochaną, upiorną zieloną piłeczkę i przygrywając sobie skocznie popędził do drzwi wejściowych. Piskał sobie do popołudnia, kiedy to pojawił się kolega Kai. Z ulgą zamknęłam drzwi od kuchni słysząc popiskiwanie oddalające się na piętro. [/FONT] [FONT=Arial] Według zeznań Kai, wlazł na jej łóżko i komponował w głębokim natchnieniu umilając jej rozmowę z kolegą. Niespodziewanie do pokoju weszła Marchew. Już samo to było zdumiewające, że ta tchórzliwa, nieufna i zdziwaczała kotka odważyła się pojawić przy kimś obcym. Przemaszerowała, załamując się w pasie, z uwagi na złośliwie dobrane przez Naturę niepasujące do siebie części, aż do łóżka. Tam przez chwilę zawahała się, po czym zdecydowanym ruchem walnęła Gareta w zwisającą kitę. Garet na chwilę zamarł, ale widać doszedł do wniosku, że ma omamy, toteż na powrót podjął przerwany utwór. Marchew zastrzygła uszami i trzepnęła go łapą w udo. Biedna psina z zaskoczenia otworzyła paszczę, piłeczka wypadła, a Marchew aroganckim krokiem naćpanego kuca opuściła pokój. Widocznie dźwięki wydawane przez upiorną piłeczkę budzą w niej niepohamowaną agresję. Możliwe, że chodzi o zazdrość zawodową, bo sama wydaje trudne do zniesienia piski na granicy słyszalności, od których pękają plomby w zębach i zwijają się włoski w nosie. [/FONT] [FONT=Arial] -Idę wieczorem do Klaudii – oznajmiła radośnie Kaja. [/FONT] [FONT=Arial] -A ja idę do Magdy – oświadczyłam ponuro. [/FONT] [FONT=Arial] -Nic nie mówiłaś?[/FONT] [FONT=Arial] -Bo nie wiem, czy pójdę. Patrz, jaka pogoda. Poza tym moja potrzeba kontaktów towarzyskich na ten kwartał została zaspokojona wczoraj. [/FONT] [FONT=Arial] -Och, mamuś! – Kaja spojrzała na mnie z wyrzutem. [/FONT] [FONT=Arial] -No tak, wiem, wiem. Jestem nietowarzyska, izoluję się i tak dalej. Gdyby nie chodziło o kochaną, słodką Magdę, znalazłabym ze sto racjonalnych wykrętów – wymamrotałam spoglądając za okno. Z szarego nieba powoli, majestatycznie spływały płaty śniegu wielkości spodeczków pod filiżanki. Drogę miały krótką, bo od rana napadało śniegu po kolana, a miniony dzień, przedstawiwszy się jako kapryśny uśmiech wiosny, odpłynął w niebyt.[/FONT] [FONT=Arial] -Ale wrócę szybko – obiecałam. – Nie można zostawić chorej babci z chorym z porzucenia Garetem. [/FONT] [FONT=Arial] Zaczęłyśmy się przygotowywać do wyjścia. Kaja z entuzjazmem, ja niemrawo i niechętnie. [/FONT] [FONT=Arial] Po piętnastu minutach marszu i ślizgania się po zaśnieżonych chodnikach byłam mniej więcej na miejscu. To znaczy, między właściwymi blokami. Zainkrustowana śniegiem, potykając się o miliony nierówności, błąkałam się jak beznadziejnie zaplątana w białej, aksamitnej kurtynie kombinując, czy to ma być 10/15 czy 15/10, czy 8/9 czy 9 przez cholera wie co... Za każdym razem mam tak samo! Narastająca złość nie pozwoliła mi na dostrzeżenie powalającego uroku wiosennej zimy. Wreszcie poddałam się i skorzystałam z telefonu. Okazało się, że obszedłszy całe osiedle, stoję pod właściwym blokiem. Otworzył mi Jarek. Przez długą chwilę strząsałam z siebie kilogramy białego puchu, usiłując coś dojrzeć przez zaparowane okulary.[/FONT] [FONT=Arial] -Boże, mogłaś zadzwonić, przyjechałbym po ciebie! Myślałem, że przywiezie cię Artur![/FONT] [FONT=Arial] -Artur?! A skąd ci taki idiotyzm przyszedł do głowy?! – warknęłam ironicznie. Sama myśl o tym, że Artur kurtuazyjnie i spontanicznie proponuje podwiezienie, wywołała ponury rechot. Owszem, nasz kolega bardzo chętnie podwozi, jeśli jedzie w tym samym kierunku i człowiek mu wpadnie na maskę. Nie wynika to bynajmniej z braku życzliwości, tylko ze zbyt skomplikowanego procesu przejścia z „ja” na „ty”, czyli czegoś w rodzaju empatii. Gdybym wyraźnie poprosiła, żeby mnie podwiózł, na pewno by to zrobił. [/FONT] [FONT=Arial] Obrzuciłam Artura nieprzyjaznym spojrzeniem, przywitałam się serdecznie z Magdą i Luckim oraz Hitchcockiem, zerknęłam na papugi i usiadłam obok Renaty, lśniącej przepięknym, nowym kolorem włosów. Panowie i w tym roku wykazali się pamięcią – Artur obdarzył nas na Dzień Kobiet lizakami w kształcie serduszek, Jarek pięknymi bombonierkami czekoladek. [/FONT] [FONT=Arial] Odmówiłam wina, za to z przyjemnością zażerałam się kopytkami z kapustą duszoną na żeberkach. Na zdrowy rozum powinnam była zrobić odwrotnie...[/FONT] [FONT=Arial] Rozmawiałam głównie z psem i Hitchcockiem, byłam obrzydliwa do tego stopnia, że sama straciłam do siebie cierpliwość i chyba wszyscy odetchnęli, gdy Magda dość wcześnie odwiozła mnie do domu. Stanowczo, w takim nastroju nie powinnam była wybierać się na imprezę. [/FONT] [FONT=Arial] Kiedy wróciłam , Irena już spała, a Garet warcholił się na legowisku usłanym z mojej bluzy, jednego zimowego buta oraz Kai spodni od dresu, dżinsów i sportowego stanika. Moja nocna koszula skromnie tuliła się do drzwi wejściowych wspierana przez jedną skarpetkę i utytłany w kocim moczu jedwabny szlafrok. [/FONT] [FONT=Arial] Kiedy wyczerpał mi się zasób inwektyw, wpełzłam do łóżka, nie zważając na potrzeby Gareta wychodzenia przez wszystkie drzwi natychmiast i jednocześnie. Zostawiłam go łkającego w zimowy pejzaż na parapecie. [/FONT] [FONT=Arial] Gdy obudziłam się trzy godziny później, o pierwszej, Garet spał na kanapie, co świadczyło o tym, że Kai nadal nie ma. Zrzuciłam z poduszki na podłogę pantofel mojej córki oraz wełnianą poduszkę Ireny i powędrowałam do łazienki, po drodze wpadając w śmiertelnie niebezpieczny poślizg na kawałku kurzego udka. [/FONT] [FONT=Arial] To, oraz poczucie winy (ależ potrafię być odrażającą suką!) rozbudziło mnie całkowicie. Garet, również przebudzony, mlaskał na kanapie. Z rodzaju dźwięków wywnioskowałam, że z czułością liże sobie łapę. Nagle poczułam się straszliwie samotna. [/FONT] [FONT=Arial] -Garecik, chodź do mamusi! – zaskamlałam prosząco. [/FONT] [FONT=Arial] Częstotliwość mlaskania nie uległa najmniejszej nawet zmianie. [/FONT] [FONT=Arial] -Garecik? No chodź, chodź! Dziubuś! – uderzyłam ponaglająco dłonią w materac. [/FONT] [FONT=Arial] Garet nadal mlaskał w tym samym, bezlitosnym rytmie. No, to się nazywa mieć posłuch u psa![/FONT] [FONT=Arial] Zagwizdałam przez zęby. Zakląskałam. Cmoknęłam. Zachrumkałam. Zakwiczałam. Podrapałam paznokciami w poduszkę. Załomotałam bambusowym parawanem. [/FONT] [FONT=Arial] -Mlask, mlask.[/FONT] [FONT=Arial] Zasyczałam. Zawarczałam.[/FONT] [FONT=Arial] -Mlask, mlask.[/FONT] [FONT=Arial] Zamiauczałam. Jęknęłam.[/FONT] [FONT=Arial] -Mlask, mlask. [/FONT] [FONT=Arial] -GARET!!! DO NOGI!! CHODŹ TU NATYCHMIAST!!![/FONT] [FONT=Arial] -Mlask, mlask. [/FONT] [FONT=Arial] -A wal się, ty czarny egoisto – warknęłam zrezygnowana i przewróciłam się na drugi bok.[/FONT] [FONT=Arial] -O Boże, gdyby ktoś to usłyszał...- westchnęłam w przypływie samokrytycyzmu. [/FONT] [FONT=Arial] -Mlask, mlask... [/FONT] [FONT=Arial] Zasnęłam o czwartej, gdy wróciła Kaja, a Garet ogonem zaczął demolować kuchnię. [/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] Quote
ockhama Posted March 18, 2009 Posted March 18, 2009 No tak... poczucie winy i samotność są chyba czasami "wpisane w naturę" - jedni mają inni nie. Podobnie z empatią. A co do "mlask, mlask" to widać że w danej chwili nie byłaś mu do niczego potrzebna - niektórzy tak mają... :cool1: Spoko spoko - dasz radę :lol: Quote
ockhama Posted March 24, 2009 Posted March 24, 2009 Hej, no Ty, Matko Joanno od Garetta... nie dajesz żadnego znaku życia :mad: chyba... ostatnio nie zamęczyłam WAS TROJE tak bardzo... chyba? A może jednak? :oops: No dobra, nie chciałam Wam zjeść całego ciasta... było nie piec przy mnie :diabloti: Quote
Recommended Posts
Join the conversation
You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.