Jump to content
Dogomania

Woland i reszta świty ZAPRASZA :)


Kika9004

Recommended Posts

  • Replies 93
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

[quote name='leónowa']Ale z niego piękny rudzielec!:loveu:[/QUOTE]

Jest mega przystojny! :eviltong: Czasami stoję i się tylko na niego patrzę zachwycając urodą ;). Bardzo mi się podoba. Niestety niezły z niego numerek :). Czytałam ostatnio o bullterierach, że mają tzw. godziny świni. Polega to na tym, że przez godzinę pies biega, skacze po ścianach, sufitach :) itd. Znane są przypadki, że rozpędzony bullterier wyważył drzwi :evil_lol:. Tyle tylko, że u mnie jest dzień świni, nie godzina, nie dwie, ale cały dzień! Często zastanawiam się skąd ten pies bierze tyle energii! Potrafi na pełnej prędkości robić kółka dookoła podwórka, tak po prostu ze szczęścia.

Ostatnio kierując się myślą, że należy wzmacniać zachowania pozytywne zaczęłam go chwalić po tym jak wykonał polecenie 'siad' i przez chwilę siedział spokojnie. Niestety Woland stwierdził, że to jest nudne więc skoczył uderzając mnie w twarz, gdy byłam nad nim pochylona. Po czym pobiegł dalej :angryy:.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Kaaasia']Godzina świni :evil_lol:. To ja też mam prosiaka :lol:
Uwielbiam te szalone kółka kręcone z prędkością torpedy (u nas mają specjalnę nazwę mało cenzuralną :evil_lol:)[/QUOTE]

A już myślałam, że z nami jest coś nie tak :). Zrozumcie mnie, to dla mnie szok kulturowy: wcześniej miałam molosa, a z dzieciństwa pamiętam stare psy myśliwskie, bardzo ułożone i spokojne :).

Link to comment
Share on other sites

Na sport typu ciąganie opony to on chyba jeszcze za młody ale możecie bawić się w posłuszeństwo lub szukanie różnych rzeczy. No ale takiego szaleństwa, ganiania i skakania nie wyeliminuje się do zera. To jeszcze dzieciak więc musi sobie pobrykać. Oli ma 2lata 7miesięcy a też odstawia różne numery typu skoczyć, dziabnąć mnie w nos i uciec :evil_lol:. Po prostu masz bardzo radosnego pieseczka :cool3:

Link to comment
Share on other sites

Na ciąganie opony jeszcze za wcześnie (ma dopiero 10 miesięcy), ale jest w planach. Skakać też nie powinien, ale robię mu co jakiś czas przeszkody. Posłuszeństwo trenowaliśmy dopóki mu się to nie znudziło. Najlepiej mu to wychodzi wieczorkiem jak jest zmęczony, ale max 15 min bo jak idzie spać to jest niedotykalski. W dzień jak każę mu usiąść to cały chodzi, mimo że siedzi :evil_lol:. Cały z podniecenia dyga :). Ciężko mu jest się skupić.
Co do przeciągania to jak najbardziej, ale i tak najbardziej lubi aportować. Ale ile można stać i rzucać piłką :evil_lol:. Torpeda z niego niezła :).

Link to comment
Share on other sites

  • 2 months later...

Zbliża się 1 i 3 marca: druga rocznica śmierci mojego brata i pierwsza mojej Sarusi.
I co?
I mój kot Leoś poważnie się rozchorował.
Wczoraj miał cewnikowanie, bo od niedzieli nie oddawał moczu, diagnoza: przeziębił pęcherz.
Dziś na wizycie dowiedzieliśmy się, że ma zapalenie pęcherza. U kotów to poważna sprawa i leczenie jest nieprzyjemne i długie. Dziś dostał około czterech zastrzyków i kroplówkę.
Stres mnie zżera.
Cały czas mam przeczucie, że go stracę.
Krąży nade mną klątwa...

Link to comment
Share on other sites

Już lepiej :) Właśnie układa się na moich kolanach i dłoniach nie pozwalając mi pisać :).
Jednak przeżyłam chwilę grozy.
3 marca (rocznica śmierci Sary) miałam jechać do Warszawy na studia. Wstałam o 3:00 i idąc do łazienki zauważyłam na półprzytomnego Leosia :-(. Mocno się zestresowałam. Na szczęście po podaniu leków trochę się poprawił. Mimo że była to niedziela moja Pani wetka zgodziła się ze mną spotkać i obejrzeć Leosia. Uznaliśmy, że tabletki są dla niego za słabe i znów wracamy do zastrzyków. Musiałam się nauczyć robić je sama. Teraz Leoś już się w miarę do nich przyzwyczaił i dziś zrobiłam mu dwa sama, bez niczyjej pomocy. On po prostu siedział na moich kolanach i obyło się bez rozlewu krwi, dużego stresu itd. :).
Jestem z niego dumna! :p

Link to comment
Share on other sites

[COLOR=#000000][FONT=Tahoma]Witam serdecznie.[/FONT][/COLOR]
[COLOR=#000000][FONT=Tahoma]Pamiętacie Leosia, którego adoptowałam ze schroniska? Od miesiąca walczyliśmy jak nam się wydawało z ostrym zapaleniem pęcherza. Zadręczałam się, bo myślałam, że rozchorował się przeze mnie, bo chciałam by mimo śniegu wychodził na dwór, bo bez tego zaczynał szaleć w domu, wariował próbując dać upust nadmiaru energii. Leczyliśmy się w lecznicy Pana Rybaczyka, ale prowadziła nas Pani Doktor Kinga Niksa. Po lekach było lepiej, jednej niedzieli tylko się pogorszył. Miałam tego dnia jechać na studia, ale dla niego zrezygnowałam. Codziennie dostawał bolesne zastrzyki (musiałam sama nauczyć się je podawać), przez pewien czas także gorzkie tabletki. Jak to Leoś zaczął się na mnie gniewać, transporter traktować jak zło konieczne, a wizyty u weterynarza jak tragiczne zdarzenia, stał się agresywny i niedotykalski. Wczoraj znów się pogorszyło, nie mógł oddać moczu, a jak próbowałam wycisnąć mu pęcherz to zobaczyłam krew. Dzwoniłam do Pani Niksy, ale nie odebrała dopiero odpisała na smsa, żeby zrobić mu okłady i podać nospę. Nospę dostał podskórnie bo na szczęście miałam ją w zastrzyku, ale byłam dość zdenerwowana i męczyłam Panią Załęską-Bakułę by mnie przyjęła. Udało mi się do niej dostać po godzinie 20:00. Leoś miał już drugie cewnikowanie. Co się okazało na USG w pęcherzu miał mnóstwo kamienia, jak zobaczyłam obraz to sama się przeraziłam. Cały pęcherz był wypełniony krwią, był doszczętnie zniszczony przez ocierające go kamyczki. Pani Doktor uprzedziła, że rokowania są złe. Dostaliśmy mokrą karmę, którą miałam wymieszać z lekami. Jako, że dziś rano jechałam do Warszawy o 3:00 zrobiłam mu jedzonko, ale nie miał apetytu. Pani Bakuła uprzedziła, że jeśli go mieć nie będzie to szanse na wyleczenie diametralnie spadną. Wychodząc położyłam go na swoim łóżku by miał wygodnie i cieplutko. Niestety nie wyglądał dobrze, nie leżał w swojej ulubionej pozycji, nie dał się dotykać, był osowiały, jakby nie wiedział co się dzieje i widać było że wszystko, dosłownie wszystko go boli. Serce mi się krajało, łzy płynęły, ale postanowiłam ukrócić jego cierpienie. Poprosiłam siostrę by zawiozła go dziś i poprosiła weterynarza o uśpienie. Mam wyrzuty sumienia, że nie byłam przy nim w tej ostatniej chwili, że go zostawiłam, ale nie wytrzymałabym patrząc jak mój kolejny, ukochany zwierzak odchodzi. Rok temu, 3 marca pochowałam swoją cudowną bernardynkę, teraz Leosia.... Nie wiem czy postąpiłam dobrze, może powinnam walczyć do końca, była jeszcze przecież możliwość operacji i mechanicznego usuwania kamienia, ale nie mogłam patrzeć jak cierpi. Przez miesiąc bardzo się zmienił, posmutniał, stał się nieprzyjemny, nie chciał spędzać z nami czasu, bo myślał że człowiek=ból. Kamica była wtórna, bo wystąpiła nagle, musiał już wcześniej na to chorować. Powinien być na bardzo ścisłej diecie. To nie wina wychodzenia na dwór zimą, to nie moja wina, tego nie dało się uniknąć... Straciłam przyjaciela...[/FONT][/COLOR]

Link to comment
Share on other sites

Zajrzałam tu dopiero teraz. Naprawdę mi przykro, że straciłaś przyjaciela, ale to zamartwianie się co by było gdyby nie ma sensu, walczyłaś przecież z jego chorobą, a uśpienie jest czasem lepszym wyjściem niż na siłe przedłużanie psu życia i jego męki. Zrobiłaś co uważałaś za słuszne. Trzymaj się.

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...