Jump to content
Dogomania

KRAKÓW NAJLEPSZE DOMY JUŻ SĄ!!! Dosia i Mimi i Ramzes Z LIGOTY juz w domach!


kiwi

Recommended Posts

  • 5 months later...
  • Replies 823
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

  • 1 year later...

Witajcie, I przyszły także na nas ciężkie czasy...
Niestety Doszeńka choruje i to bardzo poważnie...
Zaczęło się niewinnie od kulawizny, korzonki... takie sprawy, leki przeciwzapalne pomagały, jednak nie na długo i cała jazda zaczynała się od nowa... Doszka zaczęła chudnąć i to nas już poważnie zmartwiło... Kolejne wizyty u weterynarza, prześwietlenia, badania krwi, ale chyba niezbyt dokładne, lub na lichym sprzęcie... Zmienialiśmy weterynarzy i teraz jeździmy na drugi koniec Wrocławia, okazało się, że uszkodzone są nerki i wątroba, a dodatkowo gruntowna analiza krwi daje podejżenie o nowotwór, tylko nie wiadomo czego, próbujemy uaktywnić nerki i odtruć organizm, sami robimy jej kroplówki, sami dajemy zastrzyki, żeby nie powodować dodatkowego stresu, tylko że Doszka nie chce walczyć... Cały czas śpi, nic nie je, słabiutka jest bardzo, nawet ustać na łapach jej ciężko, dodatkowo odstawienie leków na zwyrodnienia powoduje, że kuleje już praktycznie na wszystkie łapki... dzielnie znosi to co ją spotyka, ale myślę, że cierpi...
Dziś mamy kolejną wizytę u lekarza, zobaczymy co zaproponuje, ale obawiamy się najgorszego...
Jesteśmy załamani, na początku roku pożegnaliśmy naszą Grappę, największą przyjaciółkę Doszki, a teraz Doszka i chyba wkrótce przed nami to najgorsze z najgorszych, podjęcie decyzji jak długo jeszcze walczyć...
Modlę się o nadzieję, ale patrząc na tą bidulkę nie mogę udawać, że jest lepiej, nie wybaczyłbym też sobie gdybym pozwolił jej niepotrzebnie cierpieć.
Kochani trzymajcie kciuki za dzisiejszy dzień i pomódlcie się za Doszkę, bo jest bardzo źle...
Może zdarzy się dla nas mały cud...
Pozdrawiamy Was ciepło ale bardzo smutno
Beata&Dominik&Bari&Doszka&Muka

Link to comment
Share on other sites

Jeszcze walczymy, teraz dwie kroplówki dziennie i zmiana leków,
jest jakby odrobinę lepiej, ale boimy się mieć nadzieje...
W sobote analiza krwi i zobaczymy co tam widać, czy jest coś lepiej, czy też nie,
wtedy będziemy podejmować decyzję co dalej...
Tylko żeby chciała walczyć, chciała jeść...
Bez jej pomocy nic nie zrobimy...
Mimo wszystko jestem z niej bardzo dumny, jest taka dzielna i bardzo cierpliwa,
mimo czających się pod skórą leków
wszystkie zabiegi, zastrzyki, kroplówki, znosi ze stoickim spokojem.
Ciągle potrzebujemy ciepłych myśli, kciuków i pozytywnej energii.
Pozdrawiamy ciepło

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Han&Dom']
Mimo wszystko jestem z niej bardzo dumny, jest taka dzielna i bardzo cierpliwa,
mimo czających się pod skórą leków
wszystkie zabiegi, zastrzyki, kroplówki, znosi ze stoickim spokojem.
Ciągle potrzebujemy ciepłych myśli, kciuków i pozytywnej energii.
Pozdrawiamy ciepło[/QUOTE]

Moje ciepłe myśli i mocno zaciśnięte kciuki macie zapewnione.
Wiem z aurtopsji jak człowiek przeżywa chorobę psa, zwlaszcza, jeśli to jest pes po przejściach. Człowiek by chciał nieba przychylić i dać jak najwięcej szczęścia i bezpiecznych dni
Walczcie, walczcie dzielnie i oby ta walka przyniosła pozytywne rezultaty

Link to comment
Share on other sites

Tak bardzo bałam się wejść na dogo, po dość długiej nieobecności... ale dzisiaj coś mnie nagle podkusiło... :roll:

Nie spodziewałam się tak smutnych wiadomości... :-( Trzymajcie się Kochani, myślę o Was cały czas, i wierzę, że będzie dobrze. Trzymam kciuki z całej siły.

Walcz Dosieńko... :-(

Link to comment
Share on other sites

Kochani,
po pierwsze nadal walczymy, a sytuacja zmienia się jak w kalejdoskopie,
po pierwsze po analizie wszystkich badań, jej reakcji na leki oraz pozostałych symptomów wydaje się, że to kłębuszkowe zapalenie nerek - choroba o podłożu autoimmunologicznym, dlatego pomimo kiepskiego stanu Doszki zdecydowaliśmy się na podanie sterydu, jeżeli steryd by zadziałał była by nadzieja przy troskliwej opiece na przedłużenie jej życia delikatnie szacując o rok, ale może nawet o trzy lata, jednak najważniejsze, że leczona mogłaby normalnie funkcjonować.
Jednak nic nie jest proste, w niedzielę przeżylismy prawdziwy horror, bo Doszka steryd bardzo źle zniosła, jednak nie było już odwrotu musieliśmy być przy niej próbować jej ulżyć i namawiać do walki...
Walczyła tak mocno, że przy jej osłabieniu zapłaciła bardzo wysoką cenę, tak więc nie jako zamiast iść do przodu my się cofnęliśmy się. Była taka słaba, że lała nam się przez ręce. Noszona na dwór nie miała siły ustać na łapkach, siusiała siedząc na ziemi, dostała też bidulka rozwolnienia, a nie mamy już czasu na głodówki, bo ona przypomina teraz szkielecik, więc musimy wykorzystać każdą okazję, gdy chce cokolwiek zjeść. Na razie mimo wszystko słabo z tym jedzeniem, bo akceptuje tylko wątróbkę i kurczaka wędzonego, a powinna jeść jak najmniej białka, jednak na dzisiaj najważniejsze by wogóle jadła, na normalne jedzenie nawet nie chce patrzeć, co ciekawe, może jeść ciastka, kiedyś by się za nie dała pokroić, teraz trzeba ją na nie namawiać.
Wracając do sedna niedziela była dla nas wszystkich bardzo trudna, a w poniedziałek musieliśmy przecież iść do pracy i zostawić ją samą na cały dzień, na szczęście Beata pracuje nie co krócej, więc już przed 14.00 zadzwoniła do mnie, że z Doszką bez zmian, a tak baliśmy się co zastaniemy w domu. Nie miała siły nawet podnieść głowy jak przyszedłem. Jednak już wieczorem było lepiej, troszkę je, choć ciągle nie to co powinna, ale je... Co prawda jak nas nie było zasikała całe posłanko - uboczny efekt działania sterydu, ale już tej nocy wytrzymała 8 h. Dalej ma rozwolnienie, ale podajemy węgiel i jakoś nad tym panujemy. Dziś rano jak się szykowałem, żeby ją wynieść na dwór, sama wstała z posłania i podeszła do mnie, na dworze zrobiła konkretne siku i coś więcej... Wieczorem jesteśmy umowieni do weterynarza, jednak strach mnie ogarnia na mysl o podaniu kolejnego sterydu, może zaproponuje coś innego, może zmniejszyć dawkę i częściej podawać... cóż będziemy rozmawiać.
Biedna Doszka u weterynarza drży jak osika, ale wcale jej się nie dziwię..
Tak więc ciągle walczymy, a Wasze ciepłe pozytywne myśli bardzo potrzebne....
Pozdrawiamy

Link to comment
Share on other sites

[FONT=Calibri]Kochani,
niestety mam bardzo złe wieści… w piątek o świcie nasza Doszka odeszła, nie pomogły wysiłki weterynarza by opanować jej problemy oddechowe, po trzech godzinach walki układ krążenia i serce Doszki nie wytrzymało, więc nie mieliśmy już wyjścia i by nie przedłużać jej cierpienia podjęliśmy decyzję by jej pozwolić odejść o 6.05.[/FONT]
[FONT=Calibri]Pragnąłem by jeżeli musi odejść odeszła w spokoju w domu, niestety nie udało się w czwartek około 23 Doszka zaczęła mieć kłopoty z oddychaniem, nie mogliśmy skontaktować się z naszym weterynarzem, więc wydzwanialiśmy po lecznicach, które w Internecie miały wpisane przyjęcia całodobowe. Niestety wszędzie okazywało się to nieaktualne lub ewentualnie wyjazdy do porodu.[/FONT]
[FONT=Calibri]Wcześniej Doszka miała podobne duszności w niedzielę i po ok. 5 godzinach wszystko ustąpiło, próbowaliśmy więc dotrwać jakoś do rana, od 23.00 do 2.00 nosiłem ją na rękach i pomagałem jej siedzieć, bo wtedy oddychało jej się łatwiej, ale nie było to łatwe, bo Doszka była bardzo słaba, więc gdy zmęczenie brało górę, próbowała się położyć lecz wtedy zaczynały się większe problemy z oddychaniem. O 2.30 podjęliśmy decyzję, by znaleźć jakiegokolwiek weterynarza i jeżeli nic nie poradzi, to po prostu skrócić jej cierpienia.
W końcu jednego udało się namówić by nas przyjął, pognaliśmy więc na drugi koniec Wrocławia, robił co mógł, ale jej stan był bardzo ciężki i po blisko trzech godzinach walki układ krążenia nie wytrzymał. Szybko podaliśmy jej dożylnie zastrzyk i zabraliśmy ja do domu. Chciałem ją pochować w jej ulubionym miejscu obok jej przyjaciółki.
Tak się złożyło, że tego dnia pracowałem od 13.00, więc zdążyłem ją umyć i ułożyć owinięta kocem w wyścielonym jej ulubionym materacem kartonie. Do 13.00 zdążyliśmy jeszcze pojechać w jej ulubione miejsce by ją pochować koło Grappci. Tak więc leżą obok siebie dwie wielkie przyjaciółki. Dwie dzielne suczki, które przyniosły nam wiele radości, choć też sporo było zachodu i zmartwienia z padaczką Grappy i lękami Doszki, ale mimo to, a może właśnie po części dlatego, że tak bardzo nas i naszej opieki potrzebowały kochaliśmy je bardzo mocno. Doszka przeżyła Grappcię tylko o 10 miesięcy, dlatego jest to dla nas dodatkowo bolesny cios.[/FONT]
[FONT=Calibri]Płakaliśmy wtedy po odejściu Grappy, płakaliśmy teraz gdy odeszła Doszka, obie po trudnych i ciężkich pod wieloma względami latach trafiły do nas, Grapcia była z nami od kwietnia 2006 roku do stycznia 2010, Doszka od marca 2007 do 19 listopada 2010 roku. To tak krótko, co prawda wiek Doszki oszacowany został na 12 lat, ale ligocka przeszłość odezwała się po latach. Grappcia była jeszcze młodsza, gdy odchodziła nie miała jeszcze 7 lat.
Liczyłem, że będą z nami przez wiele lat, stało się inaczej, teraz musimy się z tym pogodzić i pozwolić im odejść, gdzieś tam głęboko w sercu.[/FONT]
[FONT=Calibri]Gdy umiera ktoś bliski umiera jakby część nas samych, a zarówno Doszka jak i Grappcia były nam bardzo bliskie, pozostał ból i żal, jednak ból kiedyś minie, przycichnie i wtedy będziemy pamiętać same dobre chwile, które przeżyliśmy pośród naszych psów.
Obie stały się z jakichś powodów niczyje, bezpańskie, odrzucone, niechciane… za to gdy umierały, byliśmy przy nich, próbowaliśmy ulżyć im w cierpieniu, a gdy nie umieliśmy, to chociaż przy nich być… Te kiedyś niechciane psy, dziś są opłakiwane przez wiele życzliwych im osób. Bardzo zasługiwały na naszą miłość i ja otrzymały. Teraz ich nie ma z nami, jedyne co jest dla nas pocieszeniem, to fakt, że były z nami szczęśliwe, że robiliśmy dla nich wszystko co możliwe, by od kiedy do nas trafiły ich życie było spokojne i szczęśliwe.
I może właśnie teraz jest czas i miejsce by podziękować wszystkim którzy przyczynili się do tego by dać naszej Doszce szanse, na lepsze życie i choć była u nas tak krótko, to jednak myślę, że była z nami naprawdę szczęśliwa. One też były dla mnie osobiście wielką pomocą, gdy przeżywałem swoją osobistą tragedię. Wierzę, że mieliśmy się spotkać by pomóc sobie nawzajem, jednak dziś ból jest wielki i obezwładniający, cierpienie związane z żegnaniem naszych ukochanych czworonogów jest znane chyba prawie wszystkim na tym forum.
Dlatego nie będę już się dalej rozpisywał…
Kochani dziękujemy Wam za wsparcie i za wszystko co zrobiliście dla Doszki i innych bezdomniaków.
Pozdrawiamy bardzo ciepło
Beata, Dominik, Bari i staruszka Muka[/FONT]

Link to comment
Share on other sites

To bardzo smutne i bardzo piękne co napisaleś.
Doszeńka przeżyła z Wami szczęśliwe dni i miesiące. Daliście jej miłość, bezpieczeństwo, opiekę, wolność i wszystko, co mogliście jej dać.
Odeszła w obecnosci Kochanych Osób. Dziękuję WAM za to bardzo, bardzo.
Wiem co czujecie i wiem,że żadne słowa nie pomagają ukoić bólu po stracie kogoś takiego bliskiego. Ale jestem myślami z Wami i ściskam Was bardzo, bardzo mocno.

Doszeńko [B]
[*]
[*] [/B]biegasz sobie już szczęśliwa po łąkach i bawisz się z tymi wszystkimi, ktorzy wcześniej odeszli.Pozdrów ich tam od nas serdecznie. Bądź szczęśliwa i leciutka i bez żadnych cierpień. Żegnaj :-(

Link to comment
Share on other sites

Tak strasznie mi przykro.... :-( Cały czas wierzyłam, że ona sobie poradzi.. że jakoś z tego wyjdzie...:-( Daliście jej najwspanialsze lata życia... Jak dziś pamiętam jak ją do Was odwiozłyśmy... Miała wszystko co najlepsze mogła mieć, była kochana, miała wspaniały dom... Trzymajcie się...:-(

Dosieńko Kochana... :-( Biegaj szczęśliwie po tęczowych łąkach... na zawsze zostaniesz troszkę "moją" Dosieńką... :-( Żegnaj Kochana....

[*]
[*]
[*]

Link to comment
Share on other sites

Kochani,
trzymamy się jakoś, choć powroty do pustego domu, bo Bari ciągle jest u moich rodziców, są dla obojga nas bardzo smutne. Wczoraj ani Beata, ani ja nie chcieliśmy wracać do pustego mieszkania i zupełnie przypadkowo spotkalismy się w mieście.
Bari na razie zostanie z Muką, ma tam bardzo dobrą opiekę, a my bedziemy mieli trochę czasu by okrzepnąć i zwalczyć żal, z resztą Bari nie najlepiej znosi samotność, więc może w tygodniu będzie z moją mamą i Muką, a na weekendy będziemy je zabierać do nas, teraz bardzo długo pracujemy, więc wydaje mi się, że byłaby sama nieszczęśliwa...
Co ciekawe, gdy Bari zamieszkała z Doszką zaczęły się do siebie zbliżać, nie żeby się tak od razu pokochały, ale przestały sobie przeszkadzać, gdy w czwartek wstapiłem do rodziców po pampersy dla Doszki, Bari bardzo długo obwąchiwała mi spodnie, może ona już wiedziała, że z Doszką jest źle, choć my tak bardzo chcieliśmy by było inaczej...
Tak się jakoś utarło, że nasze psy to Doszki, więc zawsze było Doszki to, Doszki tamto. nawet sobie z Beatą żartowaliśmy, że w tej czy tamtej kwestii Doszka powiedziała to, czy na tamto. Mimochodem stała się tak bardzo ważna w naszym życiu...
Przez to teraz jest tym bardziej pusto, ale też staramy się pamiętać jej uśmiechnięty pychol, gdy udało jej się wparować w najgorsze błoto, jak bardzo lubiła jeździć na wakacje, a nasze samochody to byli jej wielcy przyjaciele... Pamiętam jak była delikatna i uważna wobec Grappy, która niestety nie była zbyt dobrze zsocjalizowanym psem i na jej dziwne zachowania naprawdę można było zareagować bardzo różnie. W domu Doszka była zawsze siłą spokoju i nawet wobec ataków Grappy zachowywała zimną krew...
Za to na ulicy była tak bardzo przestraszona, ciagle wypatrywała zagrożenia, najchętniej siku i do domu, chyba że spacer wyjazdowy, dlatego żeby się choć raz dziennie pożądnie załatwiła, praktycznie dwa razy dziennie jeździłem z nimi samochodem do lasu. Tam z dala od ludzi Doszka czuła się dużżżżo lepiej.
Po śmierci Grappy siłą rzeczy musiała zrobić kolejny krok ku człowiekowi, bardzo się wtedy otworzyła, sama przychodziła na pieszczoty, zaczęła się do nas przytulać, w jakimś sensie odnalazła w Beacie swoją bratnią duszę - swojego człowieka...
Wierzę, że była szczęśliwa, szkoda tylko że nie trwało to nawet czterech lat.
Kochani, mamy sporo zdjęć Doszki, ale bardzo mało z jej początków u Was i z Waszej wizyty poadopcyjnej, jeżeli ktoś ma w swoich zbiorach jakieś zdjęcia Doszki, to proszę wyślijcie je na mojego maila: [EMAIL="[email protected]"][email protected][/EMAIL]
za wszystkie z góry bardzo serdecznie dziękuję...
Pozdrawiamy Was ciepło
Beata, Dominik, Bari i Muka.

Link to comment
Share on other sites

  • 2 weeks later...

Dowiedziałem się już wcześniej o odejściu Dosi choć nie byłem na dogo i nie miałem jak napisać. Miała u Was cudowny dom, o jakim niejeden psiak mógłby tylko pomarzyć. Daliście jej miłość i szczęście, a to najważniejsze. Niestety nasi mali Przyjaciele zawsze odchodzą przed nami, zostawiając w sercu pustkę, ale kiedyś, za Tęczowym Mostem jeszcze wszyscy się z nimi spotkamy :) I choć ich teraz nie widać, zawsze będą przy nas :)

ps. Zdjęcia na pewno jakieś się znajdą!

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...