Jump to content
Dogomania

Han&Dom

Members
  • Posts

    311
  • Joined

  • Last visited

Everything posted by Han&Dom

  1. [quote name='Paula95']Widzę, że Kizzy ma się cudownie. :) A tym, że nie chciała dzisiaj jeść, to nie obawiałabym się. Dla nie teraz wszystko jest nowe. Będę czkać na relacje, jak zniesie rozstanie z panią i jak zostanie tylko z panem.. Proszę ją ode mnie wygłaskać:)[/QUOTE] Hmmmm.... Rozstanie zostało zniesione bez problemu... a jak Pani znika z horyzontu to Pan staje się całkiem, całkiem atrakcyjny. Dziś i ja musiałem pójść już do pracy, więc do 16.30 Kizzy jest na gościnnych występach u swojej nowej babci. Była tam już wcześniej, po za tym jest tam z pozostałymi psami, więc wszystko w najlepszym porządku ( już dzwoniłem by się upewnić). Po pracy jadę odebrać towarzystwo, potem jeszcze na spacerek i do domu. Kizzy jak się nakręci to molestuje Barusię w kwestii zabawy, ale teraz gdy jest wyganiana, to robi tak tylko na dworze... Szkoda, że nie chce biegać za kijami, bo to by nam trochę pomogło, ale niestety zupelnie nie czai o co chodzi... Po za tym wszystko ok. Za tydzień ponowne odrobaczanie,a jak stres trochę minie to podjedziemy zrobić jej ogólne wyniki... Brzuszek pięknie zagojony... Z jedzeniem ciagle bardzo słabo, zaczyna ze smakiem, ale się szybko rozprasza i trzeba ją namawiać... Za to już załapała co to jest ucho wędzone... rarytas... pozostałe smakołyczki są nadal opluwane. I to póki co tyle. Pozdrowionka
  2. No to ja pokażę Wam naszego nowego członka rodziny: [URL]http://www.dogomania.pl/threads/198851-Pieski-ze-schroniska-w-Gostyniu-szukają-domu!Proszę-o-pomoc-w-ogłaszaniu-i-szukaniuDS/page18[/URL] post 439, suńka niestety boi się mężczyzn, ale nad tym pracujemy, po za tym w ogóle nie zna drobnych psich przyjemności, nie umie się bawić zabaweczkami, nie zna smakołyczków, ale powolutku pokażemy jej jak może wyglądać psie życie... Oczywiście wybrała Beatę i po za nią świata nie widzi... Ale damy radę... Pozdrawiamy Wszystkich cieplutko.
  3. Spokojnie, powolutku damy radę... Dziś Kizzy była z całym stadkiem na długaśnym spacerze w Lasku Rędzińskim, tam jest bardzo bezpiecznie, więc pierwszy raz ją puściliśmy, jest grzeczna trzyma się stada, ale trzeba uważać, bo nie znamy jej reakcji na różne bodźce. Już wchodzi bez stresu do windy i z całym stadem bez stresu korzysta ze schodów... Dziś też ją wykąpaliśmy, bała się, ale była bardzo grzeczna... Teraz poprawia efekty naszych starań... A przed chwilą padła i twardo śpi... Wczoraj pieknie jadła, dziś jest gorzej, tylko trochę podziubała jedzenie, ale spokojnie czekamy, bo to jednak dla niej wielka rewolucja... Ciekawy będzie jutrzejszy dzień, bo zostaje ze mną i z Bari, a Beata idzie do pracy... Zobaczymy... I to tyle newsów.. Pozdrawiamy
  4. Zacznę od tego, że było nam bardzo miło odwiedzić Gostyń, schronisko i przede wszystkim poznać osobiście i Wolontariuszy i Panią ze schroniska... Miejsce jak miejsce, warunki bardzo skromne, ale ekipa super, ludzie o wielkich sercach i naprawde widać, że wszystkim zależy by powiedzieć nowym właścicielom wszystko co tylko wiedzą o psie i ewentualnych problemach, które mogą choć nie muszą się pojawić... Ogromna życzliwość i podmiotowe traktowanie sprawy każdego psa, otwarte podejście do Wolontariatu i rozumienie jego kluczowej roli w wyadoptowaywaniu psów, jesteśmy pod dużym wrażeniem, gdyby więcej takich ludzi pracowało w schroniskach, byłoby zwierzakom naprawdę lepiej. A Wolontariat wzorowy i bardzo zaangażowany i za to DZIĘKUJEMY... O Kizzy napiszę trochę więcej później, póki co wszystko jest ok. ale dzisiejszy dzień mocno wariacki, więc za bardzo nie chwalmy dnia przed zachodem... coś więcej może napiszę jutro wieczorem... Póki co nieznacznie cierpi moje hi, hi, hi EGO... Bo zostałem totalnie olany i jestem jedynie tolerowany, jako to zło konieczne... Fakt, że Kizzy ma negatywne doświadczenia z mężczyznami, nie pomaga.... ale czas, czas, czas i damy radę... Beata za to została ukochana prawie od pierwszego spaceru. Teraz towarzystwo już smacznie śpi... Więc i ja zmykam... Dobrej nocy Wszystkim...
  5. Tyle czasu... Taka cisza.... a ja choć się nie odzywam... to jednak zaglądam poczytać o Małym Szczęściarzu i jego rodzince... Amigo najserdeczniejsze pozdrowienia:loveu:, p.s. Doszki już z nami nie ma, ale zawsze miło powspominać dobre czasy... My psi nałogowcy, dlatego doszliśmy do wniosku, że czas dać dom kolejnej bidzie i jutro jedziemy do Gostynia wziąć sunię ze schroniska. Kciuki mile widziane.
  6. Hej, hej, Wiem, wiem że jesteśmy trochę spóźnieni, ale tak się czasem nieskłada... W ramach auto reklamy jednak powiem, że moi przyjaciele powiadają, że gdyby mogli to chcieli by być moimi psami. Ale jak już wcześniej pisałem, wierzę i potrzebuję tego znaku. Każdy z wziętych przeze mnie psów, mocno odcisnął się na moim życiu. I wierzę, że tak miało byc, nie przypadkowo właśnie one i właśnie wtedy trafiły do mnie. A koronnym przykładem jest historia Bari, którą chciałem wziąć ze schroniska, ale o dziwo wolontariuszka nie mogła jej złapać na wybiegu, pomyślałem, widocznie tak ma być i chciałem zrezygnować, ale jak można wyjść ze schroniska bez psa, wtedy moja uwczesna dziewczyna zobaczyła Grappę, psa który chyba nas najbardziej potrzebował (ADHD i później ujawniona padaczka). Jednak na tym nie koniec. Od tego dnia noc w noc śniła mi się Bari, że siedzi w rogu boksu i patrzy na mnie... Po trzech tygodniach się poddałem, nie mówiąc nic nikomu pojechałem do schroniska i zabrałem Barii. Super bezproblemową, bardzo kochaną suczkę. Po niecałym roku wybuchła afera z Ligotą, śledziłem temat i na stronach straży zobaczyłem Doszkę, była taka biedna, ale bałem się ją wziąć bezpośrednio z tamtąd, w domu już były trzy psy, w tym delikatna Grappa. Jednak po kilku tygodniach zobaczyłem Doszki Allegro i wtedy po przeczytaniu jej wątku na Dogo zdecydowałem się napisać, nie wiedziałem czy to aktualne, ale choć zgłosiłem się jako trzeci, to po rozmowach dziewczyny wybrały nas. Dla Doszki przebywanie z innymi psami było bardzo ważne, przy jej masakrycznych lękach, a jeszcze bidulka od przebywania w słońcu na śniegu miała kurzą ślepotę, więc wieczorami bardzo słabo widziała, wtedy inne psy były dla niej wielkim oparciem. Doszka z Grappą bardzo się zaprzyjaźniły, Doszka była w stosunku do Grappy wyjątkowo wyrozumiała, mimo że Grappa nie była najłatwiejsza. nawet gdy jechaliśmy na wakacje i Grappa dostała ataku z tyłu w samochodzie. Doszka nawet nie drgnęła, siedziała obok spokojnie jak posąg mimo, że Grappcią rzucało po całym tyle, a ja dopiero za chwilę mogłem zjechać, żeby się zatrzymać na poboczu i ją przytrzymać, aż atak przejdzie. Może tak być, że to nie my jesteśmy przeznaczeni dla Kizzy, czas to pokaże... wtedy będziemy szukać dalej. Póki co będę tu zaglądał, a gdyby jednak coś nie wyszło z tamtym domkiem, to proszę o wiadomość. Pozdrawiam ciepło Dominik
  7. [FONT=Tahoma]Witam, tak się składa, że mam konkurencyjną propozycję domu dla Kizzy... Zacznijmy od tego, że 18 listopada musieliśmy pozwolić odejść jednej z naszych suczek - Doszce, która została w 2007 roku wyciągnięta z pseudo-przytuliska w Ligocie przez dziewczyny z Krakowa (z Dogo) trochę pisałem na wątku Doszkowym o naszym wspólnym życiu, więc dla zainteresowanych polecam lekturę. [/FONT] [FONT=Tahoma][URL="http://www.dogomania.pl/threads/46161-KRAKÓW-NAJLEPSZE-DOMY-JUŻ-SĄ!!!-Dosia-i-Mimi-i-Ramzes-Z-LIGOTY-juz-w-domach"][COLOR=#0000ff]http://www.dogomania.pl/threads/46161-KRAKÓW-NAJLEPSZE-DOMY-JUŻ-SĄ!!!-Dosia-i-Mimi-i-Ramzes-Z-LIGOTY-juz-w-domach[/COLOR][/URL]![/FONT] [FONT=Tahoma]Gdy w 2007 roku braliśmy Doszkę była naszym 4 psem, jednak jak wszyscy wiedzą opieka nad czwórką psów, gdzie wszystkie są po przejściach ( ze schronisk, przytulisk czy po prostu z ulicy) to nie jest wcale chleb z masłem. Doszka miała sporo leków bardzo się bała ludzi, do tego stopnia, że nie chciała się załatwiać pod domem, więc chociaż raz dziennie jeździłem samochodem z całą sforą do lasu, albo nad Odrę. Mieliśmy też wtedy suczkę z ADHD u której po półtora roku ujawniła się padaczka pourazowa, musiała zostać wcześniej uderzona bardzo mocno w głowę i stąd uraz, szczególnie że nie widziała na jedno oko, choć z samym okiem było wszystko w porządku. Jej padaczka była dość oporna na leki, a jej wrodzone ADHD wcale w jej leczeniu nie pomagało.[/FONT] [FONT=Tahoma]Do tego mieliśmy jeszcze ledwie okrzesaną staruszkę i jedna jedyną grzeczną sunię, na którą nie wypada mi złego słowa napisać. I tak sobie raz lepiej raz gorzej żyliśmy[/FONT] [FONT=Tahoma]Jednak ubiegły rok był dla nas podwójnie trudny, bo najpierw w styczniu straciliśmy Grappę (suczkę z padaczką dostała ostrej niewydolności nerek, nie chciała w ogóle walczyć i po prostu gasła w oczach) a jak już pisałem w listopadzie na nowotwór, wątrobę i nerki odeszła Doszka. Tak więc zostały nam dwie sunie staruszka Muka (15 lat), która na stałe jest u moich rodziców i ok. 8 letnia Bari (od Baribala ma piękne czarno – brunatne baribalowi futerko). Obie moje suczki umieją się dogadywać z innymi psami i suniami, nie są ani agresywne, ani dominujące, więc odrobina dobrej woli ze strony trzeciego psa i wszystko powinno być ok.[/FONT] [FONT=Tahoma]Od kilku tygodni rozglądamy się z jakąś nowa psicą, a kilka dni temu trafiłem na Wasz wątek i zobaczyłem Kizzy, trochę wierzę w znaki, a Kizzy trafiła do schroniska 19 listopada, dzień po śmierci Doszki, więc może to jest właśnie ten znak. Mam też wielki sentyment do Gostynia, bo to miasto, w którym urodziła się moja mama, a ja spędziłem tam wiele szczęśliwych chwil na wakacjach u mojej babci. Kizzy mieszkałaby z nami i z Bari mamy co prawda póki co 44m kawalerkę, ale rozglądamy się za czymś większym. Wiele lat temu w 1995 roku, gdy brałem pierwszą moją sunię z Wrocławskiego schroniska obiecałem sobie, że będę się starał brać kolejne psy ze schroniska. Moja pierwsza suczka była psem wyjątkowym, co pokazało mi że w schroniskach jest wiele psów zasługujących na swoją szanse, z drugiej strony pies musi się umieć dopasować do funkcjonującego już stada i nie może stanowić zagrożenia dla psów, które już są w domu. Dalego nie akceptuję psów agresywnych i dominujących, ponieważ w naszym stadzie jest miejsce tylko dla jednego osobnika Alfa i jestem nim ja. Za to gwarantuje, że zrobię wszystko co w mojej mocy by Kizzy była u nas szczęśliwa. Ciekaw jestem jak jest duża i ile waży, bo nie chciałbym zbyt dużych dysproporcji w tym względzie między moimi psami. Ostatnie tygodnie walki o naszą Doszkę pokazały mi też, że gdy z powodu choroby trzeba dużo nosić psa na rękach, to lepiej by nie ważył ponad 30kg.[/FONT] [FONT=Calibri][SIZE=3]Teraz decyzja co do przyszłości Kizzy jest po Waszej stronie, myślę, że wiele ewentualnych odpowiedzi znajdziecie na Doszkowym wątku, Czekam na Waszą decyzję i pozdrawiam ciepło Dominik[/SIZE][/FONT]
  8. Kochani, trzymamy się jakoś, choć powroty do pustego domu, bo Bari ciągle jest u moich rodziców, są dla obojga nas bardzo smutne. Wczoraj ani Beata, ani ja nie chcieliśmy wracać do pustego mieszkania i zupełnie przypadkowo spotkalismy się w mieście. Bari na razie zostanie z Muką, ma tam bardzo dobrą opiekę, a my bedziemy mieli trochę czasu by okrzepnąć i zwalczyć żal, z resztą Bari nie najlepiej znosi samotność, więc może w tygodniu będzie z moją mamą i Muką, a na weekendy będziemy je zabierać do nas, teraz bardzo długo pracujemy, więc wydaje mi się, że byłaby sama nieszczęśliwa... Co ciekawe, gdy Bari zamieszkała z Doszką zaczęły się do siebie zbliżać, nie żeby się tak od razu pokochały, ale przestały sobie przeszkadzać, gdy w czwartek wstapiłem do rodziców po pampersy dla Doszki, Bari bardzo długo obwąchiwała mi spodnie, może ona już wiedziała, że z Doszką jest źle, choć my tak bardzo chcieliśmy by było inaczej... Tak się jakoś utarło, że nasze psy to Doszki, więc zawsze było Doszki to, Doszki tamto. nawet sobie z Beatą żartowaliśmy, że w tej czy tamtej kwestii Doszka powiedziała to, czy na tamto. Mimochodem stała się tak bardzo ważna w naszym życiu... Przez to teraz jest tym bardziej pusto, ale też staramy się pamiętać jej uśmiechnięty pychol, gdy udało jej się wparować w najgorsze błoto, jak bardzo lubiła jeździć na wakacje, a nasze samochody to byli jej wielcy przyjaciele... Pamiętam jak była delikatna i uważna wobec Grappy, która niestety nie była zbyt dobrze zsocjalizowanym psem i na jej dziwne zachowania naprawdę można było zareagować bardzo różnie. W domu Doszka była zawsze siłą spokoju i nawet wobec ataków Grappy zachowywała zimną krew... Za to na ulicy była tak bardzo przestraszona, ciagle wypatrywała zagrożenia, najchętniej siku i do domu, chyba że spacer wyjazdowy, dlatego żeby się choć raz dziennie pożądnie załatwiła, praktycznie dwa razy dziennie jeździłem z nimi samochodem do lasu. Tam z dala od ludzi Doszka czuła się dużżżżo lepiej. Po śmierci Grappy siłą rzeczy musiała zrobić kolejny krok ku człowiekowi, bardzo się wtedy otworzyła, sama przychodziła na pieszczoty, zaczęła się do nas przytulać, w jakimś sensie odnalazła w Beacie swoją bratnią duszę - swojego człowieka... Wierzę, że była szczęśliwa, szkoda tylko że nie trwało to nawet czterech lat. Kochani, mamy sporo zdjęć Doszki, ale bardzo mało z jej początków u Was i z Waszej wizyty poadopcyjnej, jeżeli ktoś ma w swoich zbiorach jakieś zdjęcia Doszki, to proszę wyślijcie je na mojego maila: [EMAIL="[email protected]"][email protected][/EMAIL] za wszystkie z góry bardzo serdecznie dziękuję... Pozdrawiamy Was ciepło Beata, Dominik, Bari i Muka.
  9. [FONT=Calibri]Kochani, niestety mam bardzo złe wieści… w piątek o świcie nasza Doszka odeszła, nie pomogły wysiłki weterynarza by opanować jej problemy oddechowe, po trzech godzinach walki układ krążenia i serce Doszki nie wytrzymało, więc nie mieliśmy już wyjścia i by nie przedłużać jej cierpienia podjęliśmy decyzję by jej pozwolić odejść o 6.05.[/FONT] [FONT=Calibri]Pragnąłem by jeżeli musi odejść odeszła w spokoju w domu, niestety nie udało się w czwartek około 23 Doszka zaczęła mieć kłopoty z oddychaniem, nie mogliśmy skontaktować się z naszym weterynarzem, więc wydzwanialiśmy po lecznicach, które w Internecie miały wpisane przyjęcia całodobowe. Niestety wszędzie okazywało się to nieaktualne lub ewentualnie wyjazdy do porodu.[/FONT] [FONT=Calibri]Wcześniej Doszka miała podobne duszności w niedzielę i po ok. 5 godzinach wszystko ustąpiło, próbowaliśmy więc dotrwać jakoś do rana, od 23.00 do 2.00 nosiłem ją na rękach i pomagałem jej siedzieć, bo wtedy oddychało jej się łatwiej, ale nie było to łatwe, bo Doszka była bardzo słaba, więc gdy zmęczenie brało górę, próbowała się położyć lecz wtedy zaczynały się większe problemy z oddychaniem. O 2.30 podjęliśmy decyzję, by znaleźć jakiegokolwiek weterynarza i jeżeli nic nie poradzi, to po prostu skrócić jej cierpienia. W końcu jednego udało się namówić by nas przyjął, pognaliśmy więc na drugi koniec Wrocławia, robił co mógł, ale jej stan był bardzo ciężki i po blisko trzech godzinach walki układ krążenia nie wytrzymał. Szybko podaliśmy jej dożylnie zastrzyk i zabraliśmy ja do domu. Chciałem ją pochować w jej ulubionym miejscu obok jej przyjaciółki. Tak się złożyło, że tego dnia pracowałem od 13.00, więc zdążyłem ją umyć i ułożyć owinięta kocem w wyścielonym jej ulubionym materacem kartonie. Do 13.00 zdążyliśmy jeszcze pojechać w jej ulubione miejsce by ją pochować koło Grappci. Tak więc leżą obok siebie dwie wielkie przyjaciółki. Dwie dzielne suczki, które przyniosły nam wiele radości, choć też sporo było zachodu i zmartwienia z padaczką Grappy i lękami Doszki, ale mimo to, a może właśnie po części dlatego, że tak bardzo nas i naszej opieki potrzebowały kochaliśmy je bardzo mocno. Doszka przeżyła Grappcię tylko o 10 miesięcy, dlatego jest to dla nas dodatkowo bolesny cios.[/FONT] [FONT=Calibri]Płakaliśmy wtedy po odejściu Grappy, płakaliśmy teraz gdy odeszła Doszka, obie po trudnych i ciężkich pod wieloma względami latach trafiły do nas, Grapcia była z nami od kwietnia 2006 roku do stycznia 2010, Doszka od marca 2007 do 19 listopada 2010 roku. To tak krótko, co prawda wiek Doszki oszacowany został na 12 lat, ale ligocka przeszłość odezwała się po latach. Grappcia była jeszcze młodsza, gdy odchodziła nie miała jeszcze 7 lat. Liczyłem, że będą z nami przez wiele lat, stało się inaczej, teraz musimy się z tym pogodzić i pozwolić im odejść, gdzieś tam głęboko w sercu.[/FONT] [FONT=Calibri]Gdy umiera ktoś bliski umiera jakby część nas samych, a zarówno Doszka jak i Grappcia były nam bardzo bliskie, pozostał ból i żal, jednak ból kiedyś minie, przycichnie i wtedy będziemy pamiętać same dobre chwile, które przeżyliśmy pośród naszych psów. Obie stały się z jakichś powodów niczyje, bezpańskie, odrzucone, niechciane… za to gdy umierały, byliśmy przy nich, próbowaliśmy ulżyć im w cierpieniu, a gdy nie umieliśmy, to chociaż przy nich być… Te kiedyś niechciane psy, dziś są opłakiwane przez wiele życzliwych im osób. Bardzo zasługiwały na naszą miłość i ja otrzymały. Teraz ich nie ma z nami, jedyne co jest dla nas pocieszeniem, to fakt, że były z nami szczęśliwe, że robiliśmy dla nich wszystko co możliwe, by od kiedy do nas trafiły ich życie było spokojne i szczęśliwe. I może właśnie teraz jest czas i miejsce by podziękować wszystkim którzy przyczynili się do tego by dać naszej Doszce szanse, na lepsze życie i choć była u nas tak krótko, to jednak myślę, że była z nami naprawdę szczęśliwa. One też były dla mnie osobiście wielką pomocą, gdy przeżywałem swoją osobistą tragedię. Wierzę, że mieliśmy się spotkać by pomóc sobie nawzajem, jednak dziś ból jest wielki i obezwładniający, cierpienie związane z żegnaniem naszych ukochanych czworonogów jest znane chyba prawie wszystkim na tym forum. Dlatego nie będę już się dalej rozpisywał… Kochani dziękujemy Wam za wsparcie i za wszystko co zrobiliście dla Doszki i innych bezdomniaków. Pozdrawiamy bardzo ciepło Beata, Dominik, Bari i staruszka Muka[/FONT]
  10. Kochani, po pierwsze nadal walczymy, a sytuacja zmienia się jak w kalejdoskopie, po pierwsze po analizie wszystkich badań, jej reakcji na leki oraz pozostałych symptomów wydaje się, że to kłębuszkowe zapalenie nerek - choroba o podłożu autoimmunologicznym, dlatego pomimo kiepskiego stanu Doszki zdecydowaliśmy się na podanie sterydu, jeżeli steryd by zadziałał była by nadzieja przy troskliwej opiece na przedłużenie jej życia delikatnie szacując o rok, ale może nawet o trzy lata, jednak najważniejsze, że leczona mogłaby normalnie funkcjonować. Jednak nic nie jest proste, w niedzielę przeżylismy prawdziwy horror, bo Doszka steryd bardzo źle zniosła, jednak nie było już odwrotu musieliśmy być przy niej próbować jej ulżyć i namawiać do walki... Walczyła tak mocno, że przy jej osłabieniu zapłaciła bardzo wysoką cenę, tak więc nie jako zamiast iść do przodu my się cofnęliśmy się. Była taka słaba, że lała nam się przez ręce. Noszona na dwór nie miała siły ustać na łapkach, siusiała siedząc na ziemi, dostała też bidulka rozwolnienia, a nie mamy już czasu na głodówki, bo ona przypomina teraz szkielecik, więc musimy wykorzystać każdą okazję, gdy chce cokolwiek zjeść. Na razie mimo wszystko słabo z tym jedzeniem, bo akceptuje tylko wątróbkę i kurczaka wędzonego, a powinna jeść jak najmniej białka, jednak na dzisiaj najważniejsze by wogóle jadła, na normalne jedzenie nawet nie chce patrzeć, co ciekawe, może jeść ciastka, kiedyś by się za nie dała pokroić, teraz trzeba ją na nie namawiać. Wracając do sedna niedziela była dla nas wszystkich bardzo trudna, a w poniedziałek musieliśmy przecież iść do pracy i zostawić ją samą na cały dzień, na szczęście Beata pracuje nie co krócej, więc już przed 14.00 zadzwoniła do mnie, że z Doszką bez zmian, a tak baliśmy się co zastaniemy w domu. Nie miała siły nawet podnieść głowy jak przyszedłem. Jednak już wieczorem było lepiej, troszkę je, choć ciągle nie to co powinna, ale je... Co prawda jak nas nie było zasikała całe posłanko - uboczny efekt działania sterydu, ale już tej nocy wytrzymała 8 h. Dalej ma rozwolnienie, ale podajemy węgiel i jakoś nad tym panujemy. Dziś rano jak się szykowałem, żeby ją wynieść na dwór, sama wstała z posłania i podeszła do mnie, na dworze zrobiła konkretne siku i coś więcej... Wieczorem jesteśmy umowieni do weterynarza, jednak strach mnie ogarnia na mysl o podaniu kolejnego sterydu, może zaproponuje coś innego, może zmniejszyć dawkę i częściej podawać... cóż będziemy rozmawiać. Biedna Doszka u weterynarza drży jak osika, ale wcale jej się nie dziwię.. Tak więc ciągle walczymy, a Wasze ciepłe pozytywne myśli bardzo potrzebne.... Pozdrawiamy
  11. Jeszcze walczymy, teraz dwie kroplówki dziennie i zmiana leków, jest jakby odrobinę lepiej, ale boimy się mieć nadzieje... W sobote analiza krwi i zobaczymy co tam widać, czy jest coś lepiej, czy też nie, wtedy będziemy podejmować decyzję co dalej... Tylko żeby chciała walczyć, chciała jeść... Bez jej pomocy nic nie zrobimy... Mimo wszystko jestem z niej bardzo dumny, jest taka dzielna i bardzo cierpliwa, mimo czających się pod skórą leków wszystkie zabiegi, zastrzyki, kroplówki, znosi ze stoickim spokojem. Ciągle potrzebujemy ciepłych myśli, kciuków i pozytywnej energii. Pozdrawiamy ciepło
  12. Witajcie, I przyszły także na nas ciężkie czasy... Niestety Doszeńka choruje i to bardzo poważnie... Zaczęło się niewinnie od kulawizny, korzonki... takie sprawy, leki przeciwzapalne pomagały, jednak nie na długo i cała jazda zaczynała się od nowa... Doszka zaczęła chudnąć i to nas już poważnie zmartwiło... Kolejne wizyty u weterynarza, prześwietlenia, badania krwi, ale chyba niezbyt dokładne, lub na lichym sprzęcie... Zmienialiśmy weterynarzy i teraz jeździmy na drugi koniec Wrocławia, okazało się, że uszkodzone są nerki i wątroba, a dodatkowo gruntowna analiza krwi daje podejżenie o nowotwór, tylko nie wiadomo czego, próbujemy uaktywnić nerki i odtruć organizm, sami robimy jej kroplówki, sami dajemy zastrzyki, żeby nie powodować dodatkowego stresu, tylko że Doszka nie chce walczyć... Cały czas śpi, nic nie je, słabiutka jest bardzo, nawet ustać na łapach jej ciężko, dodatkowo odstawienie leków na zwyrodnienia powoduje, że kuleje już praktycznie na wszystkie łapki... dzielnie znosi to co ją spotyka, ale myślę, że cierpi... Dziś mamy kolejną wizytę u lekarza, zobaczymy co zaproponuje, ale obawiamy się najgorszego... Jesteśmy załamani, na początku roku pożegnaliśmy naszą Grappę, największą przyjaciółkę Doszki, a teraz Doszka i chyba wkrótce przed nami to najgorsze z najgorszych, podjęcie decyzji jak długo jeszcze walczyć... Modlę się o nadzieję, ale patrząc na tą bidulkę nie mogę udawać, że jest lepiej, nie wybaczyłbym też sobie gdybym pozwolił jej niepotrzebnie cierpieć. Kochani trzymajcie kciuki za dzisiejszy dzień i pomódlcie się za Doszkę, bo jest bardzo źle... Może zdarzy się dla nas mały cud... Pozdrawiamy Was ciepło ale bardzo smutno Beata&Dominik&Bari&Doszka&Muka
  13. A ktoś mi obiecywał, że jeszcze kiedyś odwiedzi Doszencję... Ciągle mam nadzieję, ale teraz z okazji nadchodzących świąt, wierszyk, troszkę spisałem:oops:, resztę dopisałem i to dla Was:loveu::loveu::loveu: :tree1::tree1::tree1::tree1::tree1::tree1::tree1: [FONT=Monotype Corsiva][SIZE=4][B]Pędzą sanie po asfalcie, No bo śniegu nie ma.[/B][/SIZE][/FONT] [B][SIZE=4][FONT=Monotype Corsiva]Renifery są …., Co to jest za zima?[/FONT][/SIZE][/B] [B][SIZE=4][FONT=Monotype Corsiva]Nie ulepisz już bałwana, Możesz sam nim zostać.[/FONT][/SIZE][/B] [B][SIZE=4][FONT=Monotype Corsiva]Wciąż latając po marketach by prezenty dostać.[/FONT][/SIZE][/B] [B][SIZE=4][FONT=Monotype Corsiva]Nie zapomnij o rodzinie i swych przyjaciołach,[/FONT][/SIZE][/B] [B][SIZE=4][FONT=Monotype Corsiva]By sens świąt się nie zagubił w myślach o pierdołach.[/FONT][/SIZE][/B] [B][SIZE=4][FONT=Monotype Corsiva]Więc radośnie i z nadzieją patrz przed siebie w przyszłość,[/FONT][/SIZE][/B] [FONT=Monotype Corsiva][SIZE=4][B]By następny rok był lepszy, to życzenie wygłoś…[/B][/SIZE][/FONT] [FONT=Monotype Corsiva][SIZE=4][B]To i my się dołączamy do życzeń bez liku, [/B][/SIZE][/FONT] [FONT=Monotype Corsiva][SIZE=4][B]Niechaj zdrowie dopisuje, a roczek następny [/B][/SIZE][/FONT] [FONT=Monotype Corsiva][SIZE=4][B]będzie szczodry i bogaty we wszelkie prezenty.[/B][/SIZE][/FONT] [FONT=Monotype Corsiva][SIZE=4][B]Niech się wszystko poukłada wprost po Twojej myśli,[/B][/SIZE][/FONT] [FONT=Monotype Corsiva][SIZE=4][B]Niech się z marzeń spełnią wszystkie i te co je wyśnisz…[/B][/SIZE][/FONT] [FONT=Monotype Corsiva][SIZE=4][B]Więc życzenia niech się spełnią w te magiczne chwile[/B][/SIZE][/FONT] [FONT=Monotype Corsiva][SIZE=4][B]Bo do serc przyjaciół swoich masz na zawsze bilet.[/B][/SIZE][/FONT] [FONT=Monotype Corsiva][SIZE=4][B]z pozdrowieniami[/B][/SIZE][/FONT] [FONT=Monotype Corsiva][SIZE=4][B]Hanka i Dominik plus futrzaki[/B][/SIZE][/FONT]
  14. Coś dla Was wynalazłem: [URL=http://www.fotosik.pl/showFullSize.php?id=a0b82fb388f2b1d2][IMG]http://images34.fotosik.pl/421/a0b82fb388f2b1d2m.jpg[/IMG][/URL]
  15. Zdjątka to pewnie będą dopiero po świętach, bo teraz gorący i pracowity okres.... Anashar! Dzięki za informacje o leku, na razie damy jeszcze szanse alveo, ale jak się powtórzy taki cykl ataków, to będziemy próbować innych rzeczy, więc każda informacja na wagę złota i zdrowia łobuza, wiele wskazuje, że Grappa ma padaczkę pourazową... więc nie koniecznie zareaguje na to, ale próbować będziemy wszystkiego... Amiga! To że się nie odzywam, nie znaczy, że nie zaglądam na zaprzyjaźnione wątki, w tym Bonusiowy, więc się cieszę, że i Tobie udaje się jakoś walczyć z Bonusiową chorobą, bo wiem jak to jest z takimi psami, jakoś tak jakby je bardziej kochamy niż te zdrowe i bezproblemowe... Kropcia! Cieszę się, że ciągle pamiętasz o naszym Dosznym Łobuzie, pamiętam, jak bardzo ją pokochałaś, choć to już nie zupełnie ta Dosza... Spróbuj ją na chwilę zamknąć samą w pokoju, to się zaraz awanturuje i próbuje wyważyć drzwi... a jaki się z niej zrobił rozdarciuch... no może troszkę przesadzam, ale widać gołym okiem, że na swoim to z naszej Doszy Panisko.... Pozdrawiam Dom
  16. Hej! Hej! Dosza ma się świetnie i się strasznie doszy - panoszy, ciężko coś zjeść bez Doszowego nosa w talerzu, ale to zasługa mojej mamy, która je rozpuszcza do granic możliwości i oczywiście pasie je przy stole.... Teraz prawie zawsze są wszystkie razem - całą czwórką, więc się bardziej do siebie przyzwyczaiły... Najbardziej rozmruczana na pozostałe jest staruszka Muka vel "Zgredek", ale co śmieszne wszystkie ją lubią i żyja z nią w przyjaźni... choć "Zgredek" ma swoje zdanie na ten temat i reaguje oburzeniem na zbyt dużą zażyłość i zbyt bliski kontakt z resztą stada. Najbardziej nas martwi padaczka Grappci, przeżyliśmy już wekend, gdy co 2 - 3 godziny dostawała atak, dopiero po 5 atakach i podaniu relanium domięśniowo udało się to powstrzymać... Teraz jest względny spokój, ale cały czas jesteśmy czujni... I tak już niestety będzie, ale wychodzę z założenia, że warto walczyć o każdy szczęśliwy - Grappowy dzień bez ataku... Wiadomo też, że jej ADHD, nie pomaga sprawie... I tak sobie żyjemy, towarzystwo ma zapewnione dwa wyjazdowe spacery, rano z Hanką nad Odrą, wieczorem ja zabieram je do Lasku Osobowickiego, lub do Rędzina, karmienie to moje zadanie, a wcześniej muszę przekonać Grappę, żeby wypiła swoje ziółka... Polecono nam alveo, że może pomóc przy padaczce, póki co efekty takie sobie, ale nie zaszkodzi i napewno wspomoże organizm, tak więc podajemy, już z jakieś 1,5 miesiąca. I to chyba na tyle, bo muszę też popracować... Pozdrawiamy bardzo ciepło DiH ze sforą
  17. Taki już nasz los, że przychodzi nam żegnać naszych ukochanych psich przyjaciół... A tak bardzo wtedy boli... Czy lepiej kochać i potem cierpieć, czy zrezygnować z wspaniałej psiej miłości... Dziś rany jeszcze bardzo krwawią, ale przyjdzie czas, że Wszyscy pamiętać będziemy tylko Wspaniałą Szczęśliwą Brendę, która po latach odnalazła swoje miejsce na ziemi w Twojej Aniu rodzinie, że za krótko mogła się cieszyć życiem otoczona miłością... napewno tak, ale dla niej każdy dzień wśród Was był jak podarunek od losu... Nawet umieranie wśród kochających ludzi jest łatwiejsze... A skoro tak miało być, lepiej, że Maleńka się nie męczyła za długo... Najważniejsze, że zdążyliście dać jej dom i ją pokochać, bo bardzo na to zasługiwała, kochana psinka... Myślami jestem przy Tobie...
  18. UWAGA!!! Jeżeli ktoś zamierza wysyłać monity do organów administracji rządowej czy samorządowej... to proponuję, żeby pisać w nagłówku, że to [B]skarga na działalność [/B](konkretnie czyją)..., ze swojego doświadczenia wiem, że przynajmniej u Wojewody skargi są osobno rejestrowane i urzędnik odpowiedzialny musi chociaż udzielić odpowiedzi po zbadaniu sprawy, lub przekazać do właściwego organu... Do Wojewody można się skarzyć na Inspekcję Weterynaryjną, ponieważ jest to administracja zespolona i Wojewódzki Inspektor Weterynarii podlega bezpośrednio Wojewodzie... Gorzej jest z samorządem, który nie podlega w zasadzie nikomu ( oprócz wyborców oczywiście ), jedyny nadzór Wojewody nad np. gminami to nadzór prawny nad uchwałami, chyba że realizowane zadanie jest zadaniem z zakresu administracji rządowej, ale z tego co wiem to rozwiązywanie problemu bezdomności zwierząt to zadanie własne gminy. Natomiast można się pokusić także o nasyłanie kontroli sanepidu, a nie wiem czy nie warto byłoby ruszyć NIK-u, może problem schronisk nabrałby wtedy innego wymiaru... Z resztą rzaden organ administracji nie lubi kontroli NIK-u.. Natomiast faktem jest, że molestowanie Wojewody, żeby nakazał coś gminie, to jak rzucanie grochem o ścianę, prędzej już można monitować Wojewodę, żeby pogonił inspekcję weterynaryjną, żeby robiła co do niej należy, wiem, że inspekcja weterynaryjna najchętniej by zastosowała metodę "spychologii stosowanej", ale w ustawie nie znalazłem innego organu, który miałby czuwać nad stanem zwierząt w schroniskach... To są próby interwencji na drodze administracyjnej, oczywiście zawsze można wystąpić z doniesieniem do prokuratury, ale to już raczej zadanie dla osób prawnych, które mają w swoich statutach zapisaną obronę praw zwierząt, ale jak wiadomo wymaga to czasu i zgromadzenia materiału, który przekonałby prokuratora o konieczności wszczęcia postępowania, a jak wiadomo nie jest to łatwe, a i pewnie szkodliwość społeczna czynu, w odczuciu prokuratury, mała. No i zawsze pozostaje ostatnia deska ratunku, czyli IV władza... media.
  19. Jak tylko zostanę zaproszony, w charakterze wsparcia:oops:... Natychmiast zaczynam ćwiczyć;)... wszystkie posiadane partie mięśni:evil_lol: Obawiam się tylko jaki transparent z Basiną sentencją by mi przypadł do wznoszenia w górę:razz:... nie wiem czy mógłbym liczyć na odrobinę litości w kwestii sentencji???:oops:
  20. Kurcze... a co było przyczyną choroby mojej Sympatii?:crazyeye:?? Czyżby coś podżarła i się zatruła:oops:??? Co mówiła vet-ka??? Niby są ok.:oops:, ale wolę patrzeć im na ręce:oops:, gdyby nie moja wyjątkowa upierdliwość rok temu straciłbym moją wtedy 12-letnią Staruszkę:shake:, a tak to żyje i ma się świetnie,:loveu: a w grę wchodziły już dosłownie godziny...
  21. Skąpo odziana [B]BOJÓWKA[/B] KLUB-u G:crazyeye:.... To byłby dopiero widok:loveu:... Boję się nawet myśleć o transparentach w Waszych rękach;) Nie podlega dyskusji... że byłby to wyjątkowy widok:loveu:
  22. Wychodzi na to, że bez 0,5 litra nie razbieriosz:roll:... a że ja prawie abstynent... więc nie pomogę w rozwikłaniu łamigłówki:oops:... cóż pozostaje nam trzymać kciuki, żeby wszystko się ułożyło:roll:.
  23. Ale słodziak:loveu::loveu::loveu:, bo muszę się tutaj przyznać:oops:, że ja z kolei jestem wielkim fanem słodkiej, kochanej NUKI:loveu::loveu::loveu:
×
×
  • Create New...