Jump to content
Dogomania

Urwis

Members
  • Posts

    278
  • Joined

  • Last visited

Everything posted by Urwis

  1. to zdecydowanie najlepszy wątek, jaki czytałam na dogo :) Ale z Was pozytywne krejzole :lol: Majqa - z Ciebie jest wyjątkowe diabolo :) Ale muszę Was chyba trochę zdołować. Oglądałam zdjęcia Dorothy na blogu. Moja diagnoza - jeżeli Doktor nie dąży do bliskiej i intensywnej:evil_lol: znajomości z Dorothy to znajduję tylko dwa rozwiązania - albo jest żonaty albo jest innej orientacji. W przeciwnym razie musiałby być albo ślepy albo niespełna rozumu a przecież raczej nie jest. Innych rozwiązań nie ma. Co o tym myślicie, ciotki? :lol:
  2. No to super!! Bardzo się cieszę razem z Wami (i Szyszką, która jeszcze nie wie, że się cieszy)
  3. Super!!! a tak może ze 2 słowa więcej? bo ja jej cicho kibicuję od początku...
  4. [quote name='Juta']Mam jednak nadzieję, że nie porównałaś mnie i mojej wyyyyypoowiedziiiii do "starego człowieka i/lub morza", ahahahahahah.....[/quote] haha, nie, raczej skojarzyły mi się bardziej "Zielone wzgórza Afryki" :) A co do reszty to w zasadzie zgadzam się z Twoim postem nr194 oprócz tego małego fragmenciku. [quote name='Juta']Uważam też, że właściciel jednej suki często nie ma pojęcia o genealogii jej samej i potencjalnego reproduktora. Ma za małą wiedzę, praktykę i idzie na łatwiznę lub modę.[/quote] Bo ja akurat uważam,że niekoniecznie ;) ale reszta mi gra. Co do reszty wypowiedzi (widzisz, Juta, jednak wywołałaś burzę, a nie sondę :) ) Słuchajcie, chyba nie ma sensu walczyć o słowo kennel czy tam klatka. Wiadomo, że czym innym jest klatka stosowana jako legowisko i wtedy na wyjazd pies po prostu zabiera swoje mieszkanie czy klatka jako rarytas dla psów, które kontaktu z ludźmi mają tyle ile trzeba i wtedy jest wyścig do klatki, który pierwszy nową "norę" zajmie. Natomiast wydaje mi się, że rozumiem o co chodzi xxx52, dosyć dokładnie napisała - o hodowlę chyba nie tyle klatkową, co wręcz kurnikową, że psy spędzają życie w klatkach,nieczystości wysuwane przez szufladkę albo całe zycie w kojcach i tylko rozmnażanie i sprzedawanie szczeniaków. Niektórzy robią tak nawet w domach bez klatek - pisałam juz o tym, domek z ogródkiem i tylko "polityka hodowlana" a potrzeby psychiczne rasy - kto by się tym przejmował. najważniejsze jest - dla mnie - jaką hodowca ma znajomość potrzeb rasy i jak ją realizuje,a dopiero w drugim rzędzie polityka hodowlana. Podano przykład hodowli ayshe - ayshe jest szkoleniowcem i wie czego rasa użytkowa potrzebuje. No i własnie o to chodzi :) Chyba niepotrzebnie dobrzy hodowcy czują się urażeni słowami xxx52, nie ma się co denerwować, jakość obroni się sama, jeżeli psy są fajne, nielękowe,dobrze zsocjalizowane, nastawione na człowieka i zdrowe, a hodowca jest pasjonatem i znawcą rasy to wszystko gra. natomiast faktem jest, że są osoby nawet w ZK hodujące bardzo różnorodnych 17 ras (!) podobno w całym domu klatki i z klatek szczekanie. Niby wszędzie na półkach puchary więc pewnie psy ładne- no i w sumie co z tego. Z takiej hodowli bym nie kupiła psa, jakiekolwiek ciekawe nie byłoby skojarzenie, bo nie uwierzę, że 2 osoby, niezależnie od ich kierunkowego wykształcenia są w stanie zapewnić tym róznym psom różnych ras, to czego one potrzebują psychicznie. Choc podobno ludzie chwalą te psy, że z nimi wszystko ok. Ale i tak bym nie kupiła. Faktem też jest, że na wystawach się widuje różne kwiatki,od hodowców pasjonatów czule przygotowujących swoje psiaki do wyjścia na ring i w miarę mozliwości zapewniających im jakieś rozrywki i spokojne miejsce poza ringiem aż do (szczególnie na światówce w Poznaniu dało się zauważyć,głownie widziałam wystawców z zagranicy - wiadomo, na światówkę wozi się wszystko co jest w hodowli do pokazania) upakowania 13 mopsów w klateczki ustawienie ich pionowo na wózku i tylko wymiany psów w klatkach kiedy któryś ma wyjść na ring, a jeśli się wydzierają za bardzo to walenie w klatki, zeby się uciszyły. A potem cały kurnik na przyczepę nieogrzewaną i na lotnisko, prościutko do luku bagażowego - ekstra. Oczywiście, hmmm,wiadomo,że jakoś trzeba je przetransportować ale w trakcie wystawy, w przerwach miedzy wychodzeniem na ring, sztab ludzi powinien te psy zabawiać i minimalizować im stres. A nie tylko przesuwać za sobą wózek z kurnikiem, od czasu do czasu waląc w kurnik celem uciszenia. Albo przywiązanie ryczącego rottka juz po ocenie do rury na piętrze,pozostawienie go tam i pójście sobie na targi piętro niżej na pół dnia. Takich obrazków było więcej. W sumie znajomi którzy ze mną byli, spoza środowiska kynologicznego byli zszokowani takim traktowaniem psów i wyrobili sobie podobne podejście do hodowców jak xxx52. Wstępnie, bo potem ich nakierowaam na innych hodowców i cos tam poopowiadałam. No i niestety,hodowcy muszą mieć na uwadze, jakie wzorce przekazują swoim zachowaniem, bo wśród oglądających jest sporo potencjalnych nabywców szczeniąt i jest duże prawdopodobieństwo, że będą tak traktować malucha, jak się im utrwali wzorzec postępowania - najbliższy przykład - hodowca ich szczeniaka. Ale dobrzy hodowcy naprawdę nie mają się czym martwić, dobre rzeczy też się widzi, jeżeli w stresie wystawy halowej piesek przyjaźnie traktuje przechodzących obok klatki a wypuszczony z klatki natychmiast akceptuje obcą osobę (w granicach psychicznych danej rasy u ras nieufnych - obojętnie ignoruje w każdym razie nie pożera :) ) czy daje się namówić na zabawę gryzakiem,to od razu widać,że jest normalny, hodowca też i nie ma większego znaczenia, że część tego dnia siedzi w klatce.
  5. Ja znam sukę (innej rasy, nie beagle) z jednej hodowli, którą trudno mi nazwać precyzyjnie.Bo psy w zasadzie mieszkają w domu ale autentycznie ciśnie mi się na usta kojcowa. psów okolo 10 suki i samce jednej rasy, krycia przemyslane, sukcesy na wystawach,psy mieszkają w domu z ogrodem, dwie dorosłe osoby zajmują się hodowlą, jedna pracuje dodatkowo, druga nie - niby idealnie. Ale - suki w ogóle nie wychodzą na spacery,w ramach izolowania cieczek czy szczeniaków zawsze siedzą w domu, a bez cieczek i szczeniaków też. W domu z tym ogrodem. Samce na spacery chodzą bo podobno są wtedy bardziej nabuzowane i lepiej kryją (teoria hodowców). Szczeniaki wychodzą poza hodowlę pierwszy raz z nowymi właścicielami. I sunia zakupiona z tej hodowli od szczeniaka ma lęki co do wszystkiego - samochodów przejeżdżających, dźwięków, dziwnie ubranych ludzi po zmroku,zanim pozna że to człowiek, przewróconych śmietników, schodków metalowych, wszystkiego. Szczekała nawet na krzaki i trawę w parku - jakby pierwszy raz widziała. Tzn miała lęki bo przez pierwsze pół roku właścicielka ją prostowała i sporo osiągnęła ale niektóre rzeczy czasem wychodzą. ogólnie suka często wpada w stres i wtedy ratuje się tzw głupawką czyli zrywaniem się i bieganiem bez celu w przestrzeń. Słabo się koncentruje, choć przewodniczka naprawdę pracuje nad nią mocno. nie umiała się bawić zabawkami, chyba z rok trwała praca, żeby cokolwiek wzięła do pyska (rasa aportująca) Jedyne czego się nie bała to psy i ludzie ale zdecydowanie woli psy. jest ukierunkowana na zabawę z psami nie z człowiekiem - jest od początku jakby trochę stracona dla swojej nowej panci. A niby na oko hodowla wygląda dobrze -domek z ogródkiem, psy w domu z rodziną. Ale najwyraźniej psów za dużo jednak i praca ze szczeniakami zerowa,efekt jak wyżej.
  6. [quote name='Juta'] Zaczynając żarliwą, mam nadzieję, dyskusję śmiem twierdzić, że ja wybrałabym opcję z hodowli domowej nr 4 oraz nr 1 z kojcowej (bo czasem rasa nie nadaje się do trzymania wyłącznie w domu). A co Wy na to????:niewiem: :hmmmm: Tylko plizzzzzzzz, bez opluwania i takich tam. :razz: Niech to będzie taka mała sonda, ot co:loveu:[/quote] Juta, wstęp jak u Hemingwaya:lol:. No dobrze, skoro sonda to sonda. Moim zdaniem w przytoczonych przez Ciebie sytuacjach duże znacznie ma osoba kupującego. Jeżeli kupuje ktoś szczeniaka do hodowli czy do pracy określonej, to wiadomo, że będzie szukał określonych skojarzeń, po rodzicach o określonych cechach czy z danej linii. Ale są osoby które po prostu chcą mieć pieska danej rasy po prostu jako towarzysza. Nie zależy im jakoś specjalnie na wybitnie pięknej głowie czy dobrze osadzonych uszach i ogonach,po prostu ma być np pudelek średni jako kędzierzawy przyjaciel (z ras np mniej popularnych) lub golden (z ras bardziej popularnych) ale nawet nie musi mieć specjalnego aportu,po prostu ma wyrosnąć na przyjacielskiego psa, który nie będzie w domu zjadał gości, czyli normalny przeciętny golden (zakładamy, że rodzice zdrowi na głowie i biodrach i wszystkie formalności spełnione). nabywcy nie planują wystaw ani hodowli, chcą po prostu zwykłego psa danej rasy. Miłego i rodzinnego. Takich osób jest mnóstwo. W tej sytuacji wychodzi mi, że pewnie nadałaby się hodowla domowa nr 1 (tylko nie wiem czy suka jest izolowana od rodziny czy tylko od samca, czy po prostu jak ma szczeniaki,to siedzą zamknięte z mamą w pokoju i świata nie widzą, bo jeśli tak to odrzucam) i być może nr 2 ale nie wiem co masz na myśli pisząc "wolna amerykanka". Hodowla blokowa nr 3 i 4 jakos mi nie podchodzą, mam wrażenie że psów jest tam trochę za dużo, może jakość kryć jest lepsza ale czy jedna osoba jest w stanie wybawić, wybiegać i ogólnie zająć się kilkoma psami (nr4,opcja bez rodziny) - śmiem wątpić. Hodowla kojcowa - albo nie zrozumiałam dobrze, tego co napisałaś (bo późno już) albo zabij ale nie rozumiem dlaczego Twoim zdaniem obce osoby wynajęte i dobrze opiekujące się kilkoma/kilkunastoma podopiecznymi na każdego opiekuna(kojcowa2) przegrywają z jednym opiekunem-właścicielem opiekującym się 30 psów (kojcowa1), hmmm. Troche mało między nimi róznicy jak dla mnie. Idealnie byłoby kojcową ograniczyć do 1 rasy (góra 2) i góra kilkanaście psów na 2-3 osoby pracujące przy psach cały dzień. Ile psów może sensownie ogarnąć jedna osoba (socjal, spacery, szkolenie, żywienie czystość)? pewnie z 4-5 góra? Tak strzelam na czuja jako właścicielka 1 psa i jednego kota Jeszcze bym dodała kolejne wersje ;) w jakimkolwiek wydaniu blokowa - jedna wypieszczona suka, przemyslane krycie, poza tym w domu kotek, świnka morska (zakładając,że nie hodujemy husky ) lub piesek zupełnie innej rasy jako przyjaciel tego samego gatunku,dużo odwiedzających ludzi lub kojcowa,niewiele psów,mogą być różne rasy, w obejściu koza,koty, znajomi na grillach i wypady ze szczeniakami do miasta
  7. [quote name='Belga']No wlasnie, więc w jakim celu było to porównanie? [/quote] W poście powyżej masz wyraźnie napisane w jakim celu [quote name='Belga'] To zupełnie co innego wyciągać coś "na czuja" niż z podglądem kamery.[/quote] Na jakiego znowu czuja? To przy otwartej całej jamie brzusznej ci weci, którzy rozcięli całego psa, żeby mieć dobry pogląd na sytuację, a jednak kawałek jajnika zostawili, też robili chyba na czuja? Więc w zasadzie jaka róznica, co im dało otwarcie całego brzucha, jak ktos nie potrafi,to nie powinien się za żadną sterylkę samodzielnie zabierać. Problemem do rozwikłania dla właściciela jest znaleźć lekarza który operuje nie na czuja tylko na wiedzę i doświadczenie, niezależnie od metody. Czy masz suki sterylizowane obydwoma sposobami, żeby porównać efekty własnym "właścicielskim okiem" na swoich zwierzakach? P.S. guzek niewyraźnie odgraniczony od innych tkanek przed wycięciem i wysłaniem do his.pat. wcale nie wiadomo z góry jakie będzie miał zdolności do regeneracji, zwłaszcza, że na usg trochę inny obraz dawał niż na żywo. Po prostu został wycięty z odpowiednio dużym zapasem, żeby na pewno nie zostawić kawałków. Tak, jak juz mówiłam, zresztą to oczywiste,wszystko zależy od lekarza. W każdym razie bardzo wiele.
  8. Cavisia, ja piszę o ogólnych tendencjach, zmierzających do oszczędzania pacjentowi bólu. Jestem pewna, że wiesz,że przy sterylce hakowej nie używa się narzędzi endoskopowych więc ironia jest zupełnie w tym przypadku zbędna. Ja miałam na sobie wycinanego guzka, można powiedzieć,że w zasadzie "hakowo" - malutka dziurka i wyciąganie delikwenta na zewnątrz, grzebanie i szycie głęboko w środku, rana na skórze 12 mm. Ból pooperacyjny mimo środków p.ból. jakiś tam był ale tylko w pewnym zakresie ruchowym. Operacja w znieczuleniu miejscowym 40minut. Pewnie gdyby chirurg rozciął sobie skórę na 10 cm, rozchylił na boki, wyciąłby guza w 5 minut. Mam znajomą po takiej właśnie operacji tego samego problemu i przez 4 dni ręką nie mogła ruszać w ogóle przez rwący ból z ciętych tkanek mimo silnych środków. Operacja również wykonana w porządku, poza tym bólem żadnych komplikacji Dlatego wybrałam sobie lekarza, który operuje przez przysłowiową "dziurkę od klucza" i robi to świetnie. Wszystko w rękach lekarza więc musi być dobry. Ale jeżeli mamy do wyboru dwóch równie świetnych, podkreślam równie świetnych, to czemu nie oszczędzić suce cierpienia?
  9. [quote name='Cavisia'] Ps. dobrze, że nasz NFZ nie wpadł jeszcze na pomysł wycinania wyrostka(czy innych części ciała) ludziom metodą hakową :diabloti::diabloti:. Byłoby tanio, szybko, a jakość - no cóż.[/quote] Cavisia, muszę Cię zmartwić :) W Sztokhlomie przeprowadzono ostatnio usuwanie wyrostka robaczkowego przez przewód pokarmowy - przez usta pacjentki wprowadzono sondę z kamerą i narzędziami, a potem wyrostek wyjęto górą [B]bez żadnego nacinania brzucha, [/B]pacjentka zaraz po operacji wróciłado domu i na drugi dzień poszła do pracy. Jest szansa, że ta metoda się spopularyzuje z czasem (miejmy nadzieję). Poza tym - dziwi mnie ogromnie krytykowanie jakości operacji hakowej, Cavisiu, czy masz kilka suk sterylizowanych tak, a kilka tak i możesz jakoś porównać wyniki? Bo na razie tylko dwie osoby w wątku wypowiedziały się,że mają zwierzę po takiej operacji- obie bardzo zadowolone z efektu. Inne osoby krytykują, a mam wrażenie,że nie miały styczności z tego typu operacją. Ale może macie jakieś osobiste, negatywne przejścia z tego typu sterylką, to piszczcie, co się suce stało, zawsze warto mieć wiedzę bezpośrednio od kogoś zaangażowanego w problem. Na razie mamy podany przykład zepsutej sterylki tradycyjnej. Belga gdzieś słyszała, że operacja nie nadaje się dla dużych psów,kiedy jest na forum (poprzez właścicielkę) obecny spory pies po takiej operacji, zdrowy i brykający. Myślę,że najcenniejsze dla Baffi2 będą doświadczenia właścieli suk (opinie zasłyszane też, wiadomo, ale stwierdzenie własnym okiem chyba bardziej),bo dziewczyna jakąś decyzję musi podjąć,a już się skarży, że ma mętlik :) P.S. Gdybyście musiały poddać się jakiejś operacji w jamie brzusznej, gdyby była taka konieczność ale miałybyście możliwość wyboru wolałybyście laparoskopowo (dwie małe dziurki) czy tradycyjnie przez cięcie, szycie, rekonwalescencję?
  10. Fridaoo - miałaś trochę przejść,współczuję. Martwica z tego co pamiętam po naszej suce,raz jej się wdała na skórze, po wycinaniu tłuszczaka,trzeba było trochę skorki obciąć,to się chyba może zdarzyć niezależnie od rodzaju operacji. Natomiast te odpryski jajników, są zastanawiające,widać,że mogą się zdarzyć w każdej metodzie,dobrze by było,gdyby jakiś wet tu zajrzał i wytłumaczył,na czym dokładnie polega to odpryskiwanie. Może Sajo wstąpi na ten wątek i coś nam wyklaruje.
  11. [quote name='Belga']Na VetSerwisie piszą także, że należy kastrować szczenięta![/quote] Nie, że należy, tylko, że można. I nie malutkie szczenięta tylko półroczne podrostki. Reszta się zgadza :) [quote name='Belga'] Spośród lekarzy VetSerwisu metodę hakową stosuje tylko dr Wypart, który więcej czasu spędza w USA (obecnie też tam jest) niż w Polsce i tam jej się nauczył. Jest to metoda niełatwa i ryzykowna, bo bardzo łatwo taki zabieg spaprać. [/quote] Gdzieś się jej jednak uczą młodzi weci, tacy jak mój, który nie wyjeżdżał do Stanów i najwyraźniej jest dla niego zupełnie prosta, bo operacja króciutka i niespaprana. Musiał się jej uczyć w Polsce od kogoś innego, jak i sporo trójmiejskich weterynarzy. Nie jeden doktor Wypart to potrafi i naprawdę nie trzeba w tym celu jeździć do USA;). Przynajmniej już teraz, bo metodę się stosuje w Polsce od paru ładnych lat [quote name='Belga'] Ja też słyszałam, że metoda hakowa jest nieodpowiednia w przypadku dużych suk.[/quote] Post 16 w tym temacie jest o dużych psach
  12. Przepraszam za pogrubienie Raszki o 4 kg:oops: mam nadzieję, że się nie pogniewa :) Ja jeszcze jeden aspekt sterylki hakowej uważam za duży plus (ale to może być zależne od temperamentu zwierzaka). Widząc co potrafi wyczyniać moja kotka z róznych akrobacji i jaki ma temperament (jakiś syjamski przodek chyba jej się wplątał w rodowód) oraz jakie walki stacza przy szczepieniach, na samą myśl o pilnowaniu jej rany na brzuchu przez okrągłą dobę i około 10-12 dni, doznawałam lekkiego osłabienia. Przy rance na boku było super, żadnych cyrków i wyrywania szwów, po 3 dniach zagojone. Suka nam trochę skubała swój tradycyjny szew ale psu można sporo wytłumaczyć i założyć ubranko (niektórym kotom nie:evil_lol:). Do bocznego cięcia by w ogóle nie dosięgnęła, nie byłoby ryzyka,że cos jednak wyszarpie. Ogólnie - podoba mi się ta metoda
  13. Właśnie na vetserwisie piszą, że wolą metodę hakową, bo przy takiej właśnie metodzie ryzyko komplikacji jest minimalne. Zresztą moja "hakowa" kotka biegała już pół godziny po zabiegu, suczka "tradycyjna" co prawda na drugi dzień chodziła ok po płaskim ale tak po schodach na spacer to przez jakieś 4-5 dni miała niekomfortowo. I nie szczekała przez 3 dni po zabiegu więc widać oszczędzała mięśnie brzucha. Dopiero na 4 dzień jedno hau na powitanie i koniec. A była z tych rozmowniejszych. Gdybym miała wybór taki - dwóch lekarzy dobrych i zaufanych pracuje w jednej klinice i jeden robi hakowo a drugi tradycyjnie, to na pewno wybrałabym hakową. Ale, z drugiej strony, gdybym miała jednego sprawdzonego świetnego lekarza i robiłby tradycyjnie to na pewno nie szukałabym innego obcego tylko dla wykonania sterylki hakowej. jak ktoś dobrze operuje, to ryzyko zabiegu zawsze jest mniejsze, z kolei partacz może stworzyć zagrożenie życia, niezależnie od rodzaju operacji (jak np u tej biednej kaukazki) A co się działo z Twoją sunią jeśli można spytać?
  14. [quote name='fridaoo']ja słyszałam gdzieś, że ta metoda bardziej się sprawdza właśnie jeśli chodzi o małe pieski lub kotki . Mały piesek/kotek- mniejsze narządy i łatwiej wet się do nich w ten sposób dostać= wyciągnąć, mówiąc językiem niefachowym. [/quote] hmm, chyba nie ma to jednak większego znaczenia, bo Zofia Mrzewińska ma malinkę wyciętą hakowo, pisała o tym kilka razy. Maliniak nie olbrzym ale jakieś 30 kg waży. [quote name='fridaoo'] Ja osobiście, gdybym miała znowu wybierać- to nie wybrałabym tej metody małego cięcia.[/quote] Dlaczego? miałam sukę wcześniej 23kg , parę ładnych lat temu sterylizowaną klasycznie. Czas dochodzenia do siebie i opieka pooperacyjna nieporównywalnie większa. Ale to inne zwierzę fakt. Natomiast znajomy ma dwie kotki cięte normalnie i mogę spokojnie porównać z moją kotką - wychodzi mi zdecydowanie na korzyść cięcia bocznego. Chociaż zasadniczo, ja osobiście;) zawsze skłaniam się do tego, żeby lekarz decydował w jaki sposób będzie przeprowadzał operację, czego jest bardziej pewien i co ma lepiej rozeznane - a właściciel wybiera lekarza, któremu ufa, na to przecież składa się wiele czynników.
  15. Mam kotkę wycinaną hakowo. Cięcie z boczku, ranka 1,5 cm, kotka po przyjściu do domu,jeszcze trochę zakręcona po narkozie już próbowała łobuzować. Komplikacji żadnych nie było, a na pewno od sterylki do teraz już byłaby co najmniej 1 rujka. Żadnych wahań hormonalnych nie stwierdzono ani ciąż urojonych. Jestem zadowolona z metody,zresztą w Trójmieście chyba jest popularna (przynajmniej na kotach,suki nie mam). Jak weterynarz umie przeprowadzić to fajna metoda.
  16. Moim skromnym zdaniem ;) Po nauczeniu na blachę Kesi schodzenia na komendę we własnym domu, jeżeli podobna sytuacja wystąpi w domu TZ i on jej wyda komendę na zejście, a ona zejdzie i potem znowu wskoczy, powinnaś podejść sama i kazać jej zejść. Żeby nie podważać jeszcze bardziej autorytetu TŻ, który póki, co, w oczach Kesi jest zerowy. Bo na razie byłaś bierna, a wcześniej nauczyłaś psa, że na łóżko wchodzimy więc była jakby w konflikcie pomiędzy zasadami Twoimi i zasadami TŻ (choć Twoje zapewne uznałaby za ważniejsze) i wybrała własną wygodę przy Twojej milczącej akceptacji (jej zdaniem) A jeżeli nie zależy Ci na tym, żeby TŻ miał szacunek u Kesi:evil_lol:, ale zależy Ci na spokoju, to po prostu kiedy zobaczysz,że wchodzi u niego na łóżko sama każ jej zejść. W każdym razie nie dopuszczaj do tego, żeby się pozagryzali :) P.S. Acha, oczywiście, niech TŻ nie zaczyna swych działań od szarpania za obrożę tylko od komendy,bo od razu prowokuje konflikt kiedy pies nie wie o co chodzi. Musisz przeszkolic TŻ przy okazji ;) P.S.2. W sytuacji kiedy jednak pies trzaśnie zębami bym skarciła, choćby słownie, żeby nie wyrabiał sobie takiego nawyku, że ludzi można dziabać. Co do tamtej sytuacji,to już było - minęło ale tak na przyszłość. Chociaż lepiej nie szarpać psa tylko po prostu wydać mu polecenie
  17. xxxx52,nie wiem czy piszesz ironicznie o tej działalności czy zwyczajnie, czasem trudno wyczuć intencje przez internet - w każdym razie odpowiadam jak na zwyczajny post, bez ironii [quote name='xxxx52']urwis-cudownie ,ze jezdzisz do Hurghardy.[...]pani ta przy oslonie nocy wylapuje psy ciezarne i kastruje przyuczony wet.Na terenie swojego domu ma uratowane zwierzeta,kore nie moze wypuszczac do ogrodu ,gdyz rzucaja jej trucizne przez plot.[/quote] Nie tylko do Hurghady. Czy w innych krajach nie zdarzają się nigdy przypadki otrucia psa na terenie posesji? nigdy nie zdarza się tak, że ludzie wyprowadzeni z równowagi zachowaniem, które uznają za "zbieractwo" swojej sąsiadki,próbują jej przytruć psy? nie zrozum mnie źle - bardzo cenię Twoją znajomą za działalność, ale czy myślisz że gdzieś indziej to się nie zdarza? ja naprawdę rozumiem, że ktoś działający na rzecz ochrony zwierząt ociera się głównie o ludzką patologię ale czasem dobrze jest spojrzeć szerzej na dane społeczeństwo. Już kiedys pisałaś o Hiszpanii, że tam się tylko wiesza psy itd, można by pomyśleć,że to wyłącznie kraj hodowców wyścigowych chartów wieszanych na drzewach. Czasem warto zerknąć też poza czarny rynek, zeby sobie opinię o społeczeństwie wyrobić. I tu już nawet nie mówię o stolicach regionów czyli wielkich i reprezentacyjnych miastach ale np taka mała Nerja, miasteczko na południu, nie ma praktycznie wałęsających się psów, są odławiane z ulicy i odwożone do schroniska a szczeniaki od ciężarnych suk są wystawiane w gabinecie weterynaryjnym i wydawane z kompletem szczepień - za zwrot kosztów szczepienia. Spokojnie można wejść i pobawić się z takim psem i zabrać go na spacer,weterynarz od razy daje Ci do ręki obróżkę i smycz i wyprowadzasz pieska, wiem bo tak robiłam. Dochodzisz z psem do przejścia i każdy kierowca się zatrzymuje, żeby Cię przepuścić i czeka spokojnie aż szczeniak przedrepcze. W Granadzie koty są odławiane, sterylizowane i wypuszczane z naciętym uszkiem na znak sterylki. W Marbelli pogadałam sobie z lekarką, która przyjechała ambulansem po koty,kilka wyleczonych wypuściła z klatek, całe stado które się zbiegło do żarcia obejrzała i kilka innych zabrała ze sobą. Jest to dla nich oczywiste,miasto przeznacza na to pieniądze. Naprawdę, kraje, o których piszesz nie składają się głównie ze zwyrodnialców. Rozumiem, że z takimi macie głównie do czynienia, jasne. Ale tak się zdarza wszędzie. Zyczę wytrwałości w działaniu, pozdrawiam P.S. telefonu do tej pani nie chcę, choć naprawdę ją podziwiam - jak każdą osobę, która dużo robi dla zwierzą - na razie jest sporo do zrobienia na polskim podwórku
  18. P.S.pisałam o swoich znajomych rodowitych mieszkańcach Egiptu, nie o obcokrajowcach P.S.2. mój znajomy zawsze zaprasza mnie z psem, choć daje sobie wytłumaczyć, że to bez sensu wyjazd,ale mailowo chwali zdjęcia mojego psiura i gratuluje mu sukcesów w zawodach. Ale on na stałe mieszka w Kairze i jest aktorem teatralnym więc raczej dosyć specyficzny gatunek człowieka :)
  19. Juta, jeśli chodzi o Egipt, mam tam paru znajomych. Zasadniczo psy nie są zbyt popularne, ludzie nie znają i nie czują za bardzo tych zwierząt. Generalnie rzadko je mają w domu. Ale jeżeli widzą u kogoś fajnego psa, to często łapią bakcyla. Znajomy ma ONkę, najpierw koledzy się dziwili, że wziął do domu psa, natomiast kiedy ją poznali i zobaczyli, jaki ma czarujący charakter, to ustawiła się kolejka po jej szczeniaki,jest problem ze znalezieniem jej samca, bo znajomy podchodzi do tego, jakby córkę za mąż wydawał :) i pies musi być równie ładny i mądry, jak sunia i z tego, co wiem, pytał znajomych w Kairze czy nie znają fajnego samca (a sam mieszka w Hurghadzie). Nie wiem czy udało mu się ją w końcu pokryć ale kolejka czekała już rok i obiecywała czekać dalej. Zdarzają się widoki ale rzadko, że sprzedawca w galabiji (ten strój) siedzi przy straganie i głaszcze swojego kudłatego kundelka, natomiast przechodząca obok kobieta boi się przejść koło psa i stoi i czeka,aż właściciel zawoła go na drugą stronę swojego krzesła. Znajomy w Sharm el Sheikh ma dobermana w swojej posiadłości,przywiózł go z Kairu,miał być stróżujący a jest miziak, bo każdy, kto przychodził go głaskał od szczeniaka. Psy bezpańskie zdarzają się w miastach rzadko, koczują całymi grupami głownie w okolicach plaży i śmietników hotelowych. Są na wpół zdziczałe i ogromne, coś w stylu owczarka anatolijskiego, ludzie raczej ich nie zagadują i w sumie nie dziwne. Choć w jednym hotelu pracownik ochrony dokonał takiego cudu,że dzikiej suce wybrał jednego szczeniaka i chodził z nim na smyczy po terenie hotelowym. Pies miał głownie za zadanie wyglądać, nie był jakoś specjalnie szkolony. Raz widziałam psa,który wszedł do miasta i szedł za grupą ludzi - musiał być głodny, grupka ludzi odpędzała go krzykami i kamieniami ale nikt nie celował z rozmachem w psa, raczej w bruk przed łapami, nie było w tym jakiejś nienawiści czy zawziętości, raczej niechęć do tego, żeby się za nimi plątał. W dzielnicach bogatszych są gabinety weterynaryjne, normalnie wyglądające - jakości usług nie sprawdzałam. Koty łażą wszędzie, nikt się nimi specjalnie nie przejmuje,często głodny kot wskakuje na stół w restauracji typu ogródek, widziałam różne reakcje - od rzucenia kotu czegoś do jedzenia na podłogę, do syknięcia na kota i zabrania mu swojego jedzenia sprzed nosa. Nigdy nie widziałam, żeby ktoś kota bił. Nie znam nikogo, kto wpadłby na pomysł wywożenia kota na pustynię:lol: Egipt jest już bardzo przesiąknięty wpływami z zewnątrz i ciągle nasiąka, nie wiem, jak jest w Libii czy Arabii Saudyjskiej. Mówię o większych miastach, w których byłam.
  20. Ulka18, szkoda, że odeszłaś z forum, zwłaszcza,że tyle dobrego robisz a osoba,która Cię tak potraktowała... może machnij ręką, co? ([SIZE=1]i dopisz do listy osób, które mogą Cię pocałować w ...piętę :) Jeszcze zaraz privik Ci wyślę [/SIZE]
  21. Dziewczyny, ja też czytam ten wątek od czasu do czasu, teraz zajrzałam bo po tytule pomyślałam, że kicia nagle za TM. Shanti, jest oczywiste, że przede wszystkim musisz chronić swojego psa, jeżeli kotka się nie uspokoi,to będzie musiała opuścić Twój dom to jest jasne i nikt nie powinien mieć pretensji. Jestem jak najbardziej za przygarnianiem kolejnych zwierząt ale wyłącznie pod warunkiem,że nie krzywdzi się rezydenta. To samo u mnie działa też w drugą stronę - dobierania psa do domu gdzie jest kot. Ostatnio nawet miałam ognistą dyskusję na innym forum, bo był reklamowany pies ze schroniska gryzący inne zwierzęta,ktoś powiedział,ze nie widzi problemu, bo psa tej rasy można nauczyć tolerowania i sympatii do kotów. Ja problem widzę - chociażby pierwsze wejście do domu zanim się psa nauczy - jeżeli w ogóle, bo po schronie nie wiadomo jakie doświadczenia. I na pewno nie można polecić takiego psa do jakiegokolwiek pierwszego z brzegu domu. Ty masz tak samo, tylko odwrotnie gatunkowo. I rozumiem czemu spryskiwacz Ci się na razie nie sprawdza - bo żeby zastosować karę, trzeba poczekać na przewinienie a przy cziłce ryzyko jest trochę za duże. Trzymam kciuki za inny DT, ja niestety nie pomogę, też mam małego psa i kotkę, która nie lubi innych kotów - też z ulicy. Tak jeszcze po cichu myslę... gdyby już było zupełnie beznadziejnie z DT i nie było innego wyjścia, krótko mówiąc sytuacja podbramkowa, nie dałoby się jej na jakiś czas znowu do teściowej clockwork? Lub w ostateczności na stałe? Skoro już wyleczona i wykastrowana. Nie wiem, jakie tam są układy i nie chcę dopytywać o relacje rodzinne w domu teściów (w szczególności, że to teściowie:evil_lol:) ale może jednak lepsze by to było niż schronisko? W schronisku znowu się zaświerzbi, cała Wasza praca pójdzie na marne... Pozdrawiam
  22. hmm, szkoda, że tak wyszło, zerkałam na topik z sympatią,bo mam sentyment do czarnych kotów myślałam, że Makumba już na zawsze znalazła domek. Neko, myślę, że dziewczyny mają rację, nie bierz innego zwierza. Mówię to zupełnie niezłośliwie. Po prostu szalejący młody kot,to zupełna oczywistość. Dorosłe tez od czasu do czasu dają czadu. Z psami jest jeszcze gorzej, bo jesli mają niestrawność, to niestety - do kuwety nie pójdą. Zresztą, z tego, co piszesz, za długo przebywasz poza domem. Idealnym układem w tej sytuacji byłyby 2 koty,godzinne odbawienie ich po powrocie z pracy,potem godzinne przytulanki i drzwi w sypialni (a koty pozostawione razem w reszcie domu na noc) ale skoro to niemożliwe, to zupełnie nie ma sensu brać zwierzaka. Fona - nie dołuj się kobieto. Nie jest tragicznie, kotka jest piękna, dom znajdzie, ma gdzie wrócić, macie z Neko przyzwoity, regularny i częsty kontakt mailowy, naprawdę mogłoby być o wiele gorzej. Spodziewam się,że sobie teraz wypominasz, że ta adopcja Ci się nie udała, a tamta wcześniejsza kotka w ogóle zwiała i nie wiadomo, co z nią - BEZ SENSU!!! Pomyśl ile kotów uratowałaś i ilu znalazłaś dom - na pewno dobrych zakończeń jest dużo więcej. I tak trzeba myśleć. To nie jest jakaś sucha cyniczna statystyka- to jest normalne logiczne myślenie. Inaczej nie dałoby się przecież normalnie żyć i pomagać zwierzakom - zostałoby tylko się pochlastać z żalu i kto by pomagał? :) Każdemu czasem zdarzają się nieudane adopcje, im więcej adopcji tym większe ryzyko błędu - ale więcej też istnień uratowanych. Głowa do góry.
×
×
  • Create New...