Jump to content
Dogomania

Kajunia kochana Ruda Mordka...


ozzyanula

Recommended Posts

20.08.2012 minęły dwa okropnie długie miesiące... Dwa miesiące temu odeszła moja Kajunia a ja do dzisiaj nie potrafię sobie z tym poradzić...

Zawsze chciałam mieć psa i tylko jamnika. W styczniu 2000 roku przyjaciel znalazł dla mnie jamniczkę. Zachwalał, że taka śliczna, mądra. Wzięłam ją "w ciemno" Okazało się, że miała kilka miesięcy, nikt już jej nie chciał, mieszkała w garażu, miała chore uszy, bez sierści i była strasznie chuda. Gdy ją zobaczyłam, załamałam sie. To przecież nie tak miało być! Miał być słodki szczeniaczek a nie takie straszydło. Ale klamka zapadła. Właścicielka spakowała legowisko, miskę i koniec. Zabrałam Kaję i poszłam do kolegi, który tak ją zachwalał. Wylałam na niego wszystkie żale a on do mnie "Obróć się proszę". Obróciłam się i ... zakochałam się :-) Kaja robiła "generała" - siedziała wyprostowana na tylnych łapkach i patrzyła na mnie tymi swoimi migdałkami. Już wtedy wiedziałam, ze będzie ze mną na zawsze. Na dobre i na złe.


Żeby przyzwyczaić ją do siebie, chodziałam z nią na stadion, który był ogrodzony. Miałam pewność, że mi nie ucieknie. Ale wtedy nurkowała w śniegu :-)

Raz odpięłam ją przed domem i wtedy mi uciekła, biegła prosto przed siebie, na największe skrzyżowanie w mieście. Wpadłam za nią na to skrzyżowanie powodujac pisk opon, wycie klaksonów. Wtedy był jedyny raz kiedy na nią nakrzyczałam a ona... obraziła się na mnie na cały dzień. Odwracała łepek na mój widok. Ot jamniczy charakterek.

W listopadzie 2002 roku Kajunia oszczeniła się. Miała 6 cudownych maluchów: 3 pieski i 3 suczki. Ale były rozkoszne. Do dzisiaj pamiętam jej zatroskany wzrok i jak dbała o największego z nich zwanego "Kilo dziesięć", bo tak szybko rósł i był największy z miotu. Gdy oddawałam każdego malucha płakałam jak dziecko. Ale miała swoją Kajunię, która doskonale sprawdziła się w roli mamy. Po ciąży zostało Kajuni kilka nadprogramowych kilogramów, ale i tak była piękna.

Staram przypominać sobie te wszystkie dobre, razem spędzone chwile.

Kaja nie lubiła zostawać sama w domu. Jak wychodziałam do pracy, to wszystko było ok. Siedziała grzecznie w domu. Gorzej było jak wychodziłam gdzieś popołudniu czy wieczorem i nie mogłam jej zabrać. Po powrocie do domu np. cała moja torebka była wybebeszona a słodka minka Kajuni mówiła" widzisz, nie lubię być sama, muszę mieć coś Twojego".

Uwielbiała jeździć po namiot. Pilnowała wtedy dobytku jak nikt inny. Była czujna całą noc. A jak wspaniale grzała w śpiworze...:-)

Miała kolegę dobermana - Borysa. Co ona z nim robiła. Borys kładł się na podłodze a Kaja naciągała mu skórę na pyszczku albo wkładała swoją mordkę do jego paszczy. Poddawał jej się całkowicie, czasami trzepnął ją tylko delikatnie łapką.

Mijały lata, byłam w Kajuni zakochana jak zresztą cała moja rodzina. W 2007 roku wyczułam u Kajuni malutki guzek przy sutku. Ale nasz weterynarz stwierdził po oględzinach, żeby tego nie ruszać. I tak zrobiliśmy. Kajunia miała 8 lat a nadal zachowywała się jak szczeniak. Uwielbiała pluszowe zabawki, które tak miętosiła, aż wyciągnęła wszytko co mają w środku :-) A jaka była wtedy z siebie zadowolona!

W 2009 roku urodziłam córkę. Kaja została najlepszą nianią na świecie. Spała przy Weronice, reagowała na każde dźwięk, każde poruszenie dziecka. Nie pozwalała obcym podchodzić do Weroniki, broniła jej jak lwica. Jak Weronisia podrosła, to kradła jej śnadanko. Mogła zjeść wyszystko, byle było od Weroniki :-)

Niestety guzek rósł, Kajunia zrobiła się przez to troszkę ociężała, ale nadal uwielbiala codzienne wyprawy na działeczkę. Grała z Weroniką w piłeczkę, ciągnęła maskotki.

We wrześniu 2011 Kajunia zaczęła się trząść, nie chciała nic jeść ani pić, nie chciała zejść z legowiska. Guz urósł do wielkości dłoni i był gorący. Pojechaliśmy do poleconego weterynarza. Tam okazało się, że wdał się stan zapalny, temperatura ponad 40 stopni i szanse są bardzo małe. A do tego wiek 12 lat... Kaja dostała kroplówke, antybiotyk. I mieliśmy czekać na rozwój sytuacji. Wieczorem guz pękł. Spałam z nią modląc się o cud. I stał się cud!!! Gorączka spadła, z guza sączyła się jakby woda, nie krew. Pojechaliśmy do weterynarza na badania przed operacją. Krew - ok, RTG płuc - żadnych przerzutów, inne narządy zdrowe. SUPER! 11.10.2011 Kajunia miała operację wycięcia całej listwy mlecznej, została wysterylizowana i przy okazji wyciągnięto jej całą garść kamyczków z pęcherza ?! Dziwne, bo nigdy nie zauważyliśmy problemów z sikaniem.

Po operacji szybciutko wróciła do formy i odmłodniała o kilka lat. Chętniej chodziła na spacery, bo guz już jej nie przeszkadzał w chodzeniu. W tej całej euforii zapomniałam o jednym. Jaki był ten guz... Niestety weterynarz nie wysłał guza na badanie mimo mojej prośby. Ale pomyślałam, że skoro wcześniej nie było żadnych przerzutów, to nie może byc złośliwy. Zastosowałam się też do zaleceń weta, żeby troche Kajkę odchudzić.

Dobra forma Kajuni trwała kilka miesięcy. W lutym tego roku urodziłam drugą córkę i Kajunia już nie była nią zainteresowana. Unikała też Weroniki. Wszystko tłumaczyłam sobie jej wiekiem. ot staruszka, ma 13 lat, potrzebuje spokoju. Jakie mylne to było myślenie!

Pod koniec kwietnia mąż, który zawsze rano wychodził z Kają powiedział, że Kaja niechętnie rano wstaje a jak już wyjdzie, to co jakiś czas siada. Oglądnęłam ją i zauważyłam, że tylne łapki są strasznie chude. Kiedyś bardzo umięśnione, takie "na grilla", teraz były tylko "skóra i kość". Jak to się stało, że wcześniej tego nie zauważyłam????!!! Pojechaliśmy do weta, który ją wcześniej operował. Stwierdził, że to stawy, bo Kaja nie należała do chudzinek. Zaczęło się leczenie, wyjazdy codzienne na pole magnetyczne, masaże w domu, nagrzewanie lampą. Niestery Kajunia zaczęła tracić czucie w łapkach. Siedziałam na forach, radziłam się innych co robić, jak pomagać. Az w końcu ogonek został bez czucia, na łapkach tylnych już ledwo stała.

2.06.2012 weterynarz wydał na Kajunię wyrok. Powiedział" Jej już nic nie pomoże, ma zanik mieśni, proszę pomyśleć o eutanazji". Czułam jak ktoś wyrywa mi serce. To niemożliwe! Przecież Kajunia je, pije, gdy jej podtrzymuję łapki to chodzi. Weterynarz, który pare miesięcy temu podarował jej drugie życie, teraz chciał jej je zabrać. Kajunia chyba zrozumiała jego słowa, bo nagle zrobiła się taka przykurczona, smutna. W domu zrobiłam jej zdjęcie z młodszą córką i teraz widzę na nim ten smutny wzrok.

Postanowiłam sobie, że pokażę temu wetowi, że się myli, że Kajunia jeszcze będzie chodzić. Skontaktowałam się z psim kręgarzem, pojechaliśmy na pierwszy zabieg, kupiłam aparat do masażu, matę magnetyczną, rozpoczęłam ćwiczenia w wannie. Nastąpiła lekka poprawa. Byłam dobrej myśli, liczyłam już, że we wrzesniu Kajunia będzie znowu samodzielnie schodzić. Niestety. Kiedyś w nocy gdy wynosiłam ją na dwór, spadłam ze schodów. Złamałam jej tylną łapke. Jakby mało było problemów... Założono Kajuni gips, nikt nie chciał się nią zająć. Lekarze stwierdzili, że i tak nie ma czucia w łapkach...

Nosiłam ją na rękach, przy każdym podnoszeniu całowałam jej rudą mordkę. Pytałam "Kajuniu, jak Ci pomóc?" a ona patrzyła na mnie tym swoim smutnym wzrokiem. Gdy siedziała taka unieruchomiona na podwórku, łzy ciekły mi ciurkiem. Tak uwielbiała biegać i wąchać wszystkie zakamarki.

19.06.2012 Kaja nie chciała jeść, trochę piła. Tłumaczyłam to sobie zmęczeniem upałami, które wtedy były.

20.06.2012 jak wstałam to Kajunia juz siedziała. Nie chciała się położyć, nie chciała nic jeść. A upał był niesamowity. Zawiozłam dziewczynki do dziadków na działkę, sama pojechałam na miasto. Gdy wróciłam Kajunia siedziała i patrzyła w okno. To był taki wzruszający widok... Zabrałam ją na działkę, tam, gdzie lubiła leżeć, w cieniu, pod drzewkiem. Głaskałam ją a ona nie chciała się położyć. W tylnych łapkach straciła czucie, nie pomagały moje masaże. Łapki nie reagowały. Na dodatek zaczęła ciężko oddychać. Pojechaliśmy do domu. Tam jakby troszkę jej się polepszyo. Nagle chciała iść na swoje legowisko, na którym nie spała od 2 m-cy, po chwili chciała, żeby zanieść ją do pokoju dziewczynek. Gdy tak usiadła, usłyszałam, że oddycha jak przez "gąbkę". Nachyliłam się i spytałam co jest Kajuniu i wtedy osunęła się na moją rękę... Nie pamiętam jak dojechałam do weta. Niestety reanimacja nie przyniosła efektu... Kajunia odeszła...

Cały czas zadaję sobie pytanie co mogłam jeszcze zrobić? brakuje mi jej okropnie. Córeczce powiedziałam, że Kajunia poszła do swojej mamusi.

Kiedyś była u nas tęczą a Weronika pyta" to po tym mostku poszła Kajunia do mamy?"

Była ze mną 12 lat, wspanialych 12 lat, których nigdy nie zapomnę. Tylko dlaczego tak krótko??? Ponoć jamniki to psy długowieczne...

Edited by ozzyanula
Link to comment
Share on other sites

  • 2 weeks later...
  • Replies 123
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

  • 2 weeks later...
  • 4 weeks later...

Ja pożegnałam moja Fraszkę 2 tygodnie temu. Jeszcze nie potrafię o niej myśleć a tym bardziej mówić w czasie przeszłym; Jej legowisko i miski też pozostały na swoim miejscu; tez czekają. Pytanie "co jeszcze mogę zrobić?" zadawałam sobie przez pół roku walki z chorobą. Teraz już nic nie możemy dla nich zrobić poza pamięcią. ja wierzę, ze dzięki naszej pamięci one żyją gdzieś tam szczęśliwe.

Link to comment
Share on other sites

Współczuję... Dzisiaj mija 4 miesiące bez Kajuni a w domu wszystko wygląda tak jakby zaraz miała wrócić ze spaceru... Tylko nie ma już tego zapachu...


[quote name='ma_ruda']Ja pożegnałam moja Fraszkę 2 tygodnie temu. Jeszcze nie potrafię o niej myśleć a tym bardziej mówić w czasie przeszłym; Jej legowisko i miski też pozostały na swoim miejscu; tez czekają. Pytanie "co jeszcze mogę zrobić?" zadawałam sobie przez pół roku walki z chorobą. Teraz już nic nie możemy dla nich zrobić poza pamięcią. ja wierzę, ze dzięki naszej pamięci one żyją gdzieś tam szczęśliwe.[/QUOTE]

Link to comment
Share on other sites

W nocy miałam piękny sen. Śniło mi się, że listonosz puka do drzwi. Byłam w łazienice. Krzyknełam tylko do mamy:"Uważaj na Kajunię" (nie lubiała listonoszy). Gdy wyszłam z łazienki, Kajunia podbiegła do mnie i zaczęła mnie lizać po buzi. Tak radośnie machała ogonkiem. Chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie. Ale zaraz Kaja rozpłynęła się... Tak jak ostatnio...

Link to comment
Share on other sites

Trochę zazdroszczę Ci tego snu. Fraszka śniła mi się już dwa razy. "Już", bo to dużo jak na niespełna trzy tygodnie. Moja poprzednia sunia Punia (odwiedziłaś ją niedawno na Tęczowym Moście:Rose:) w ciągu sześciu lat śniła mi się zaledwie kilka razy. Wszystkie sny o moich suniach są podobne: jest chwila kiedy jesteśmy razem a zaraz potem gubią się a ja już tylko przeżywam niepokój. Nigdy nie ma zakończenia. Wprawdzie w ostatnim śnie Fraszka nie zaginęła, była zdrowa i wesoła ale z kolei stale towarzyszyła mi świadomość, że przecież ona umarła, więc skoro jest to zaraz będę musiała ja pożegnać.
Mimo wszystko te sny dają ulotne poczucie, że nasze psy są blisko. Nie mogę tylko zrozumieć dlaczego pojawiają się tak rzadko. Przecież na jawie wciąż o nich myślimy. ja teraz bardziej skupiłam się na Fraszce, ale Puni mimo upływu czasu nie przestałam codziennie wspominać. Fraszki nadal nie mogę wspominać; myśleć i mówić o niej " była...." Utrudnia mi to ten ostatni dzień. Z tym sobie jeszcze nie radzę. Twoich wzruszających wspomnień o Kajuni też Ci zazdroszczę.

Link to comment
Share on other sites

  • 2 weeks later...
  • 2 weeks later...

Smutna rocznica... 5 miesięcy bez mojej kochanej jamniczki. Byłam u niej dzisiaj na działce... Tak jesiennie, smutno... Tak się też czułam...
Codziennie przeglądam stronę SOS dla jamników mając nadzieję, że spotkam tam mojego rudzika... Niestety, chyba jeszcze za szybko...

Link to comment
Share on other sites

  • 2 weeks later...

Mam to samo i to za każdym razem gdy robię zakupy w centrach handlowych, gdzie są sklepy zoologiczne. Zatrzymuję się przed wystawą i zastanawiam, czy czegoś nie potrzebuję. Podobnie zresztą w sklepach spożywczych; Myślę, ze tak będzie do czasu, kiedy znowu zaczniemy robić psie zakupy. Nie wiem czy rozważałaś, żeby Kajunia miała kiedyś następczynię; nie będę więc Cię do tego zachęcać. Ja wiem, bo już tego doświadczyłam, że tak się stanie. Wierzę, że Fraszkę znalazła dla mnie Punia. Teraz czekam na decyzję Fraszki:cool3:

Link to comment
Share on other sites

[quote name='ma_ruda']Mam to samo i to za każdym razem gdy robię zakupy w centrach handlowych, gdzie są sklepy zoologiczne. Zatrzymuję się przed wystawą i zastanawiam, czy czegoś nie potrzebuję. Podobnie zresztą w sklepach spożywczych; Myślę, ze tak będzie do czasu, kiedy znowu zaczniemy robić psie zakupy. Nie wiem czy rozważałaś, żeby Kajunia miała kiedyś następczynię; nie będę więc Cię do tego zachęcać. Ja wiem, bo już tego doświadczyłam, że tak się stanie. Wierzę, że Fraszkę znalazła dla mnie Punia. Teraz czekam na decyzję Fraszki:cool3:[/QUOTE]

Rozważałam. Znalazłam jednego psiaka w schronisku w Bydgoszczy (prawie 400 km od mojego miejsca zamieszkania) , taka Kajunia w męskim wydaniu. Czekałam już na wizytę przedadopcyjną, gdy czas oczekiwania się przedłużał, zadzwoniłam do schroniska i okazało się, że piesek został kilka dni temu adoptowany. Popłakałam się jak dziecko, bo wszyscy byli juz przygotowani na nowego członka rodziny. Potem znalazłam kolejnego psiaka - oczywiście jamnika - ale odpadłam w przedbiegach adopcyjnych, bo mam 2 małych dzieci. I tak nadal czekam na swoją szansę... Mam nadzieję, że jakiś młody jamniczek sam mnie odnajdzie a Kajunia mu w tym pomoże...

Link to comment
Share on other sites

[quote name='ozzyanula'] Mam nadzieję, że jakiś młody jamniczek sam mnie odnajdzie a Kajunia mu w tym pomoże...[/QUOTE] Na pewno znajdziesz swojego jamniczka. A może Kajunia znajdzie Ci "niejamniczka":cool3:. Ja po śmierci Puni byłam "uwarunkowana" na szukanie jej kopii. Godzinami przeszukiwałam różne strony adopcyjne, byłam dwa razy w schronisku i szukałam wyłącznie "puniopodobnych". Wreszcie znalazłam sunię, która wydawała mi się bardzo podobna; była daleko w domu tymczasowym. Już kiedy byłam zdecydowana na adopcję i zaczynałam dogrywać transport, w ostatniej chwili stchórzyłam. Przeraziłam się, że mimo podobieństwa to jednak nie będzie Punia i że będzie mi trudno to zaakceptować. Tym bardziej, że nie mogłam jej zobaczyć "na żywo". Ostatecznie, ponieważ czułam się już zobowiązana swoją deklaracją adopcji, postanowiłam, ze poszukam suni innego domu a jeżeli nie znajdę do czasu ustalonego z DT terminu, to oczywiście ja adoptuję. Domek znalazłam błyskawicznie. To był przełom w moich poszukiwaniach. Zaczęłam zwracać uwagę na pieski "niepuniopodobne".Ale to był dopiero problem! Nie potrafiłam z setek psów potrzebujących domu wybrać tego jednego. W końcu podczas wizyty w schronisku ktoś powiedział mi o Fraszce (była w dt ze swoimi szczeniakami). No i to był początek mojej kolejnej psiej miłości. Do dzisiaj mam poczucie, że Punia wróciła do mnie "w innym futerku", mimo że Fraszka nie przypominała jej ani z wyglądu ani z charakteru. Nawet jej choroba wydawała mi się...kontynuacją choroby Puni. Wiele razy myślałam, że dostałam szansę, której byłam pozbawiona sześć lat temu i tym razem mogłam walczyć o życie Fraszki. I walczyłam z podwójną determinacją. Niestety znowu przegrałam:-(.
Teraz wiem, albo mi sie wydaje, że kolejny pies nie może być podobny do żadnej z moich suń; żeby żadnej nie było przykro:oops:. Dwa tygodnie temu przeżyłam deja vu- znowu pod wpływem impulsu odpowiedziałam na ogłoszenie...ale to długa historia.
Na razie czekam na wybór Fraszki i Puni.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='ma_ruda']Na pewno znajdziesz swojego jamniczka. A może Kajunia znajdzie Ci "niejamniczka":cool3:. Ja po śmierci Puni byłam "uwarunkowana" na szukanie jej kopii. Godzinami przeszukiwałam różne strony adopcyjne, byłam dwa razy w schronisku i szukałam wyłącznie "puniopodobnych". Wreszcie znalazłam sunię, która wydawała mi się bardzo podobna; była daleko w domu tymczasowym. Już kiedy byłam zdecydowana na adopcję i zaczynałam dogrywać transport, w ostatniej chwili stchórzyłam. Przeraziłam się, że mimo podobieństwa to jednak nie będzie Punia i że będzie mi trudno to zaakceptować. Tym bardziej, że nie mogłam jej zobaczyć "na żywo". Ostatecznie, ponieważ czułam się już zobowiązana swoją deklaracją adopcji, postanowiłam, ze poszukam suni innego domu a jeżeli nie znajdę do czasu ustalonego z DT terminu, to oczywiście ja adoptuję. Domek znalazłam błyskawicznie. To był przełom w moich poszukiwaniach. Zaczęłam zwracać uwagę na pieski "niepuniopodobne".Ale to był dopiero problem! Nie potrafiłam z setek psów potrzebujących domu wybrać tego jednego. W końcu podczas wizyty w schronisku ktoś powiedział mi o Fraszce (była w dt ze swoimi szczeniakami). No i to był początek mojej kolejnej psiej miłości. Do dzisiaj mam poczucie, że Punia wróciła do mnie "w innym futerku", mimo że Fraszka nie przypominała jej ani z wyglądu ani z charakteru. Nawet jej choroba wydawała mi się...kontynuacją choroby Puni. Wiele razy myślałam, że dostałam szansę, której byłam pozbawiona sześć lat temu i tym razem mogłam walczyć o życie Fraszki. I walczyłam z podwójną determinacją. Niestety znowu przegrałam:-(.
Teraz wiem, albo mi sie wydaje, że kolejny pies nie może być podobny do żadnej z moich suń; żeby żadnej nie było przykro:oops:. Dwa tygodnie temu przeżyłam deja vu- znowu pod wpływem impulsu odpowiedziałam na ogłoszenie...ale to długa historia.
Na razie czekam na wybór Fraszki i Puni.[/QUOTE]

Na razie ciężko mi nawet myśleć o "niejamniczku". Co do jamnika... wiem, że nie będzie już drugiej Kajuni. Każdy piesek jest jedyny, wyjątkowy. Ale czekam na swoją szansę, na ten "chwyt za serce". Mam nadzieję, że już niedługo...

Link to comment
Share on other sites

Zebrałam się na odwagę i zrobiłam to. Dzisiaj schowałam Kajuni legowisko. Koszyczek dałam do piwnicy a koce i poduszkę naszykowałam i zawieziemy jutro do schroniska. Płaczę cały dzień. Pojutrze Wigilia, pierwsza bez naszej Kajuni. Nic nie jest takie radosne jak kiedyś. Tak mi jej brakuje.

Link to comment
Share on other sites

Ja nie potrafię:-(, wszystko wciąż jest na swoim miejscu. I chyba tak zostanie; może czeka po prostu na Fraszkę "w innym futerku"?
Prawie dokładnie sześć lat temu odebrałam Fraszkę od tymczasowej opiekunki; tuż przed Świętami.
Chcę wierzyć, że Kajunia, Fraszka, Punia...są tam szczęśliwe ale nie daje mi spokoju czy to możliwe, że nie tęsknią za nami tak jak my za nimi?

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...